Seryjni zabójcy mogą różnić się od siebie jak dzień i noc. Jeden, dzięki odpowiedniemu ukierunkowaniu w dzieciństwie, może na przykład zostać ekspertem od próbek krwi i w metropolii eliminować
Seryjni zabójcy mogą różnić się od siebie jak dzień i noc. Jeden, dzięki odpowiedniemu ukierunkowaniu w dzieciństwie, może na przykład zostać ekspertem od próbek krwi i w metropolii eliminować swych kolegów po fachu – zupełnie jak "Dexter". Drugi – tak jak kiler przedstawiony w "Laid to Rest" – woli polować na głębokiej prowincji, w nocy, gdy wokół wszystko spowija gęsta mgła. Bohater "Laid to Rest" pozbawiony jest współczucia i empatii. W swym okrucieństwie nie zna granic. Ma szczegółowy plan, przed realizacją którego nic ani nikt go nie powstrzyma. Fizycznie jest niezwykle odporny na ból i właśnie wyruszył na kolejne łowy.
Takiego osobnika ściganego przez wszelkie służby w USA, figurującego na liście FBI na równi z samym Osamą bin Ladenem, reżyser Robert Hall konfrontuje z pewną filigranową kobietą. Dziewczyna, którą w tracie obrazu towarzysze będą nazywać Księżniczką, budzi się w trumnie. Dzięki woli walki udaje jej się uciec. To jednak dopiero początek jej koszmaru. Swym zachowaniem krzyżuje bowiem plany najbardziej demonicznego zabójcy, jaki kiedykolwiek postawił nogę na terenie Stanów Zjednoczonych. Psychopata rusza jej śladem. Tym sposobem rozpoczyna się krwawa jatka...
"Laid to Rest" jest obrazem, które seans wymaga sporego samozaparcia nawet u najbardziej liberalnych widzów. Cierpliwość wystawiona jest na próbę wielokrotnie poprzez liczne absurdy i nielogiczne zachowania postaci. Krótko mówiąc: dzieło Halla jest bez sensu. Ofiara wraz z kolejnymi napotkanymi osobami niby ucieka, ale równocześnie wszyscy mają czas na długie przestoje i skwapliwe analizowanie sytuacji. Morderca z kolei niby goni uciekinierów, ale w kluczowych momentach traci nimi zainteresowanie lub stara się ich ukatrupić w sposób strasznie nieporadny. Z drugoplanowymi bohaterami także nie jest lepiej. Najpierw bezskutecznie poszukują telefonu (a myślałem, że przeciętny Amerykanin nawet na największym odludziu ma łączność), by na końcu odnaleźć osobę z siecią i... zawiadomić policję za pomocą e-maila. Tego typu kwiatków jest dużo więcej. Wszystkie można by bez większego problemu wybaczyć, gdyby "Laid to Rest" zostało wykonane w konwencji pastiszu. Niestety całość jest do bólu poważna, stylizowana wręcz na mroczny thriller. Ciarki przechodzą na samą myśl, że Hall być może starał się dorównać "Milczeniu owiec" czy "Siedem" i stworzyć równie ikonicznego zabójcę. Tworzenie "Laid to Rest" w takim kontekście byłoby wielką obrazą dla wyżej wymienionych pozycji. Dzieło Halla nie tylko nie umywa się do znamienitych klasyków gatunku, ale też dystansowane jest choćby przez "Seed" autorstwa Uwe Bolla. Jeśli szukacie niszowego obrazu o psychopatycznym mordercy, to dzieło Niemca będzie dużo lepszym wyborem.
"Laid to Rest" broni się jedynie pod względem brutalności. Gore jest mnóstwo, a montaż krwawych ujęć jest krótki i dynamiczny. Zapewne miało to oszołomić widza i sprawić, by nie zastanawiał się nad miałkością scenariusza. I tak w tle rozbrzmiewa ostry rock, a noże naszego psychopaty jak w masło wchodzą zarówno w twarze ofiar jak i w ich bebechy. Plusem jest także wygląd mordercy. Maska dodaje mu upiorności, a zamontowana na ramieniu kamera dowodzi, że jest wyjątkowo pewny siebie.
Obraz Roberta Halla można podsumować w dwóch słowach: jest głupi i brutalny. Odradzam go zatem osobom, które od horroru wymagają czegoś więcej niż tylko hektolitrów posoki. Oczekiwania zwolenników gore powinny natomiast zostać zaspokojone. Największy uśmiech na ich twarzach wywoła pewnie finał, w którym... Zresztą zobaczcie sami.