Recenzja filmu

Legion samobójców (2016)
David Ayer
Marek Robaczewski
Will Smith
Jared Leto

Grzeczne łobuzy

Mamy to! "Suicide Squad" w reżyserii Davida Ayera, twórcy ciepło przyjętej przez widownię Furii z Bradem Pittem powoli zaczyna pojawiać się w kinach. Przez wielu był on najbardziej wyczekiwanym
Mamy to! "Suicide Squad" w reżyserii Davida Ayera, twórcy ciepło przyjętej przez widownię "Furii" z Bradem Pittem powoli zaczyna pojawiać się w kinach. Przez wielu był on najbardziej wyczekiwanym filmem tego roku… I został zmiażdżony w większości recenzji. Ja sam, idąc na przedpremierę usłyszałem o tym, że jest słaby, jednak nie pozwoliłem sobie na  skreślenie go, póki nie zobaczyłem końcowych napisów (może to dlatego, że nie zagłębiłem się w to, jak ktoś go dokładnie określił – polecam). Z tego, że nie zrezygnowałem z obejrzenia tego filmu mimo przeciwności losu (film miał być wyświetlony w sali IMAX, ostatecznie wylądowaliśmy w normalnym audytorium) jestem zadowolony, ponieważ seans – uwaga – spodobał mi się! Po czasie spędzonym w kinie zastanawiałem się, czy obejrzałem tę samą wersję co Ci, którzy określili go mianem "gorszego niż Batman v Superman".
Jeśli idziesz na ten film, oczekując zapierającej dech w piersiach fabuły – zawiedziesz się, zresztą to samo się stanie, gdy popędzisz z tą myślą niczym Flash/Quicksilver na każdy inny film superbohaterski. Ot, grupa jegomości o nadzwyczajnych zdolnościach i umiejętnościach idzie ratować świat – banalne streszczenie wątku głównego, którym można określić większość filmów ze stajni Marvela i DC Comics. Jednak pojawiają się tutaj rozgałęzienia, które moim zdaniem urozmaicają widowisko (moim zdaniem; recenzenci mieli z tym problem, aż do przesady określając wypadkowe tych pobocznych linii fabularnych – między innymi kilku retrospekcji, których wystąpienie moim zdaniem zostało uzasadnione – za zbędne, wytrącające z równowagi), w mistrzowskim stylu tłumacząc zachowania co poniektórych postaci i rozwijając trochę ich historie, jeśli ktoś czułby niedosyt po długim wstępie. Fabuła mogła być lepsza? Tak, bracia Russo w "Zimowym Żołnierzu"/"Wojnie Bohaterów" i Christopher Nolan w swojej trylogii o Batmanie pokazali, że filmy superbohaterskie mogą zostać pokazane inaczej, ciekawiej. Jednak w  ostatecznym rozrachunku fabularna część filmu jest ponad przeciętną, jeśli porównać ją do innych dzieł o podobnej tematyce.

Gra aktorska w "Suicide Squad" to inna półka niż ta w "Człowieku ze stali" czy "Batman v Superman". W filmach ze Supermanem prawie nikt mnie nią nie przekonywał – poza niby "drewnianym" Affleckiem, który okazał się jasną stroną tego ostatniego tytułu. W "Suicide Squad"  mam kilku faworytów. Oczywiście na najwyższym stopniu podium stoi australijska piękność Margot Robbie oraz występujący krótko, aczkolwiek prezentujący ciekawą kreację Jared Leto – czyli Harley Quinn i Joker. Szalony klaun i jego partnerka kradli show za każdym razem, gdy pojawiali się na ekranie. O ile Australijkę w roli szalonej kochanki Jokera pokochali pewnie wszyscy, to wątpliwości co do Jareda Leto miał prawie każdy, gdy przypomni się Mrocznego Rycerza i Ledgera w tej samej roli. Jestem pewny co do jednego – Joker, w którego wcielił się w Leto jest inny i nie jest to wadą – i tak samo jak w wypadku pana J. z Mrocznego Rycerza przykuwa on uwagę i chce się go widzieć częściej na ekranie. Na pochwałę również zasłużył Deadshot (Will Smith), Diablo (Jay Hernandez) oraz Rick Flag, w którego wcielił się Joel Kinnaman, chociaż znając kunszt aktorski tego ostatniego (zachwycił mnie w 4. sezonie "House of Cards") można było oczekiwać więcej. Kogoś można tutaj zganić? Owszem, Carę Delevingne oraz Jaia Courtneya (kolejno June Moone/Enchartness i Boomerang). Postać Diggera zawiodła po całości, jednak mogłem to odczuć przez to, że miał on mało czasu zarówno w początkowej fazie filmu, przedstawiającej ważniejsze postaci, jak i w kolejnej fazie filmu. Z kolei Enchartness/Moone była moim zdaniem wielką porażką – nie kupiłem jej. Nie podobała mi się ani jej historia, ani to, co sobą reprezentowała.


Ayer i spółka wykonał swoje zadanie w sposób poprawny. Mroczna sceneria nie przytłacza. Duża w tym zasługa postaci, które potrafią czasem rzucić żartem lub zrobić coś, co może zaskoczyć widza. Jednak największą rolę w zachowaniu umiarkowanie ciemnego klimatu pełni muzyka. Ścieżka dźwiękowa w "Suicide Squad" broni się doskonale – w niemalże każdej scenie, w której pojawia się jakiś utwór odzwierciedla on to, co możemy zobaczyć swoimi oczyma, przez co wszystko jest tutaj spójne. Przy piciu kawy nie wyskakuje nagle Metallica, a każda zmiana nastroju – od napięcia, przez mrok, aż po względny spokój – jest uzasadniona.

O wysokim poziomie efektów specjalnych nie trzeba chyba wspominać, jednak są tutaj rzeczy, do których trzeba się przyczepić. Pierwszą z nich jest wygląd żołnierzy, walczących po przeciwnej stronie barykady. Naprawdę, patrząc na nich czułem się, jakbym był na filmie klasy B – przypominali oni raczej górników z pryszczatymi ziemniakami zamiast głowy. Trochę bardziej estetyczny był Diablo w "swojej prawdziwej", nieludzkiej postaci, jednak również nie zachwycał. Nie rozumiem, dlaczego nie dopracowano jego wyglądu – co jak co, ale trzymetrowy, palący się szkielet wzbudzał raczej politowanie, a patrząc na to, co postać wyczyniała z ogniem można było spodziewać się czegoś lepszego.  Wszelkie wybuchy, sceny walki i momenty, które były pokryte efektami specjalnymi nie odchodziły od standardów, do których przyzwyczaiło nas amerykańskie kino. Chociaż czego innego można było się spodziewać? Nawet przy poprzednim filmie od DC efekty były czymś, co mnie nie zawiodło… No może poza Doomsdayem, pobudzonym do życia dzięki CGI.


Twórcy, pracując nad wyglądem postaci, działali chyba w dwóch grupach. Inaczej tak wielkich różnic w wyglądzie postaci wyjaśnić nie można. Killer Croc (który nie został poddany zabiegom CGI) był przeplatany średnio ciekawymi wizualnie Enchartness, Boomerangiem i Slipknotem, z kolei ci znikali (dzięki Bogu!), gdy pojawiali dopracowani wizualnie niemal w każdym szczególe Joker i Harley.

Patrząc zarówno na zalety, jak i wady filmu, mogę powiedzieć jedno – warto na niego iść. Nie są to nolanowskie Batmany, ale "Legion Samobójców" stoi kilka poziomów wyżej niż "Batman v Superman". Mojej opinii nie zmieni fatalna charakteryzacja niektórych postaci, bezbarwna Enchartness czy fabuła, którą można streścić do "wrzucamy kilku badassów do miasta, by uratowali świat i może coś z tego będzie". Podczas seansu bawiłem się świetnie i po obejrzeniu niemalże dwóch godzin tego kawałka taśmy nie czułem się zmęczony, ba! Chciałem więcej. Czy ten film jest godny polecenia? Moim zdaniem tak, o ile Twój znajomy nie liczy na superbohaterskie arcydzieło, a na miłe zmarnowanie ponad jednej dwunastej dnia. No i jeśli nie wyrobił sobie opinii o tym filmie przed wejściem do kina, "bo ktoś powiedział, że już nowa "Fantastyczna Czwórka" jest lepsza.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Oh, I'm not gonna kill you... I'm just gonna hurt you really, really bad." Takie słowa wypowiada... czytaj więcej
Ekranizacje komiksów i książek zawsze cieszyły się niemałą, a wręcz wielką popularnością. Za pierwszą... czytaj więcej
Kinowe uniwersum DC, czyli DC Extended Universe nie ma łatwego życia. Krytycy mieszają filmy z błotem.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones