Recenzja filmu

Morderstwo w Orient Expressie (2017)
Kenneth Branagh
Kenneth Branagh
Tom Bateman

Bilet w jedną stronę

Daleka podróż w luksusowym pociągu. Brzmi jak marzenie wielu ludzi. Czy gdybyśmy mieli jednak świadomość, że ktoś podczas tej podróży zostanie brutalnie zamordowany, wsiedlibyśmy na pokład?
Daleka podróż w luksusowym pociągu. Brzmi jak marzenie wielu ludzi. Czy gdybyśmy mieli jednak świadomość, że ktoś podczas tej podróży zostanie brutalnie zamordowany, wsiedlibyśmy na pokład? Prawdopodobnie większość zrezygnowałaby z takiej przygody. Takiej świadomości nie miał jednak słynny detektyw Herkules Poirot, który w powieści Agathy Christie "Morderstwo w Orient Expressie" wyruszył w takową podróż wraz z innymi pasażerami. Nie wiedział, że w drodze na urlop, przyjdzie mu się zmierzyć z największą zagadką swojej kariery, mimo że zbrodnia rozegra się na tak niewielkiej przestrzeni, a podejrzanych będzie zaledwie garstka. My też, wsiadając do Orient Expressu, nie spodziewaliśmy, że podróż ta przerodzi się w refleksyjną opowieść o sprawiedliwości i sumieniu.

Oglądając jednak adaptację z 2017 roku (wcześniej powieść doczekała się aż trzech innych ekranizacji) w reżyserii Kennetha Branagha już od początku wyczuwamy, że coś wisi w powietrzu. Wchodząc wraz z bohaterami na pokład pociągu, na myśl błyskawicznie nasuwa nam się skojarzenie z "Titanikiem" Jamesa Camerona. Bo choć wszystko ocieka luksusem, a wokół roi się od majętnych ludzi, to w kościach czujemy niepewność i nadciągającą katastrofę. Nie będzie spoilerem, gdy powiem, że nagle w niewyjaśnionych okolicznościach jeden z pasażerów traci życie, wszak sam tytuł to sugeruje. 

Istotą filmu jest jednak poszukiwanie sprawcy, którym może być ktokolwiek. W pewnym momencie mamy poczucie, że dosłownie każdy może być mordercą. Rozwiązaniem zagadki zajmie się jednak niezawodny Herkules Poirot, którego umiejętnie wykreował… sam reżyser filmu – Kenneth Branagh. Aktorowi udało się wzbudzić zaufanie widza, złapać go za rękę i powiedzieć "Nie bój się, ze mną nic Ci nie grozi". Gdy bohater pojawiał się na ekranie przynajmniej na chwilę mieliśmy wrażenie, że wszystko jest pod kontrolą. Osiągnięcie takiego zaufania, by widz czuł się bezpiecznie, było nie lada wyzwaniem, bo twórcom udało się nakręcić film tak, by oglądający odczuwali niepewność, strach i zagrożenie, by poczuli się jednym z pasażerów Orient Expressu i drżeli także o swoje życie. A o to nie było trudno, bo film w momencie ataku na Caroline Hubbard fenomenalnie zagraną przez Michelle Pfeiffer zaczyna nam nawet przywoływać na myśl typowy schemat slashera.

Ogromną robotę w wywoływaniu w widzach napięcia robią doskonałe zdjęcia Harisa Zambarloukosa. Scena zrzucenia pociągu z torów przez spadającą lawinę śnieżną jest istnym wizualnym majstersztykiem, a kreatywny pomysł pokazania odkrycia zwłok z perspektywy sufitu zasługuje na (przynajmniej moje) brawa.

Choć w pierwszej połowie seansu mojej uwagi nie przyciągały zbytnio dialogi ani nie podobały mi się niektóre dłużyzny w pewnych scenach, to jestem w stanie polecić ten film dla chociażby cieszących oko zdjęć, atmosfery tajemnicy i niepewności, szokującego zaskoczenia, ale także refleksji płynącej z rozwiązania zagadki. Jestem przekonany, że po wyjściu z Orient Expressu nikt nie wyjdzie bez własnych przemyśleń czy pytań do samego siebie na temat sprawiedliwości czy sumienia. Gdy wsiadaliśmy do pociągu, było tylko dobro i tylko zło. Teraz jest coś więcej.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Morderstwo w Orient Expressie" jest jedną z najbardziej znanych powieści Agathy Christie. Często też... czytaj więcej
Mało jest takich filmów, których szczerze nie mogę się doczekać. "Morderstwo w Orient Expressie" było... czytaj więcej
Wielu pisarzy zajmuje się pisaniem powieści sensacyjnych, lepszych lub gorszych. Jednak zdecydowanymi... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones