Recenzja filmu

Niezniszczalny (2000)
M. Night Shyamalan
Bruce Willis
Samuel L. Jackson

Mam tę moc

Patrząc na "Niezniszczalnego" z perspektywy 17 lat można śmiało powiedzieć, że jest to najambitniejsze potraktowanie konwencji superbohatera w kinie. Ani doskonale wystylizowane "Sin City", ani
Patrząc na reżyserski dorobek M. Night Shyamalana można mieć wrażenie, że za jego filmografię odpowiadają dwaj skrajnie różni twórcy. Obok świetnych filmów jak choćby kultowy "Szósty zmysł" czy ostatnie "Wizyta" i "Split", figurują paskudne wtopy, których powstydziłby się sam Uwe Boll. Choć "Niezniszczalny" podzielił miłośników poprzedniego filmu Hindusa, nie zarobił tyle, ile się spodziewano i nie otrzymał żadnych nominacji do prestiżowych nagród filmowych, to z perspektywy czasu, historia Davida Dunna, który odkrywa swoje przeznaczenie i niezwykłe moce to jedna z najbardziej niedocenionych perełek w historii amerykańskiego kina.



David Dunn (Bruce Willis) to podstarzały ochroniarz, który w młodości zrezygnował z obiecującej kariery sportowej dla miłości swojego życia Audrey (Robin Wright), z którą ma syna Josepha (Spencer Treat Clark). Ich związek trawi rutyna, w której nie potrafią odnaleźć choćby namiastki szczęścia. Pewnego dnia David jest uczestnikiem katastrofy kolejowej, z której jako jedyny wychodzi żywy. Co więcej, mężczyzna nie odniósł żadnych obrażeń. To nieprawdopodobne zdarzenie przykuwa uwagę Elijaha Price'a (Samuel L. Jackson) – znawcy komiksów, cierpiącego na wrodzoną wadę łamliwych kości, który uważa, że Dunn jest kimś więcej niż tylko ochroniarzem. Ekscentryczny kolekcjoner komiksów pomoże Davidowi odkryć swoje prawdziwe przeznaczenie, które na zawsze odmieni losy obu mężczyzn.

Patrząc na "Niezniszczalnego" z perspektywy 17 lat można śmiało powiedzieć, że jest to najambitniejsze potraktowanie konwencji superbohatera w kinie. Ani doskonale wystylizowane "Sin City", ani netoperki od Burtona czy Nolana, ani nawet kultowi "Strażnicy" z taką dojrzałością, pietyzmem i ładunkiem emocjonalnym nie opowiadali o kinie komiksowym. Choć dzieło twórcy "Znaków" nie jest zbyt efektownym obrazem to nawet przez chwilę z ekranu nie wieje nudą. Reżyser doskonale buduje napięcie, od początku wiedząc jaką historię chce pokazać widzowi.

Pełni szczęścia dopełniają wybitne kreacje Bruce'a Willisa (obok "12 małp" to jego najlepsza rola w karierze) i Samuela L. Jacksona. Ten pierwszy to małomówny bohater mimo woli, który nie potrafi odnaleźć w życiu swojego miejsca na Ziemi. Drugi z kolei to komiksowy geek trzymający ludzi na dystans z powodu swojej choroby. Na pierwszy rzut oka skrajnie różni bohaterowie. Jak się jednak okaże są oni bardziej podobni niż się to może wydawać. Na uwagę zasługuje także minimalistyczna muzyka Jamesa Newtona Howarda, która perfekcyjnie ilustruje wydarzenia na ekranie.



Podsumowując, podobnie jak wiele świetnych filmów "Niezniszczalny" został doceniony dopiero po latach. W czasach wzmożonego zapotrzebowania na efekciarskie superprodukcje nic dziwnego, że niskobudżetowy (jak na standardy Fabryki Snów) obraz o superbohaterze nie zyskał sobie należytego poklasku. Niech o sukcesie dzieła świadczy jednak fakt, że reżyser w przygotowaniu ma już crossover ("Niezniszczalny" + "Split" = "Mr. Glass"), w którym mamy zobaczyć głównych bohaterów obu produkcji. Miejmy tylko nadzieję, że tym razem widzowie nie będą mieli złudzeń, że na ten film po prostu trzeba będzie wybrać się do kin. 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
O tym filmie będzie krótko, bo też nie ma się za bardzo nad czym rozwodzić... Choć scenariusz zapowiadał... czytaj więcej
Ewelina Nasiadko

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones