Recenzja filmu

Opieka domowa (2015)
Slávek Horák
Alena Mihulová
Bolek Polívka

Typowe Czechy

Kiedyś, gdy rzucaliśmy w stronę naszych południowych sąsiadów zazdrosne spojrzenia, powiedzielibyśmy, że to "typowe kino czeskie" i potwierdzili to "słodko-gorzkim" przymiotnikiem. Głęboko
Jest w "Opiece domowej" scena – rymująca się nawiasem mówiąc z fragmentem "Ostatniej rodziny" Matuszyńskiego – w której ciężko chora bohaterka przekazuje mężowi tajemną wiedzę na temat codziennego życia. Pokazuje mu, jak korzystać z pralki, nagrzewać piekarnik, prasować koszule i zmieniać pościel. Próżno szukać w tym jednak znamion "gestu ostatecznego", jakiejś niezdrowej celebracji heroizmu kobiety. Debiutujący za kamerą Slavek Horak ani przez chwilę nie myli go ze zwykłą godnością.  

Autorka tej instrukcji, pielęgniarka Vlasta (Alena Mihulova), całe życie pomagała innym. Podróżowała po prowincji, otaczając opieką zniedołężniałych i schorowanych. Przyuczanie męża traktuje trochę jak kolejne zadanie, a trochę jak bezkrwawy odwet za jego bierną postawę – namiętność w ich wieloletnim związku wygasła niedługo po ślubie, a Lada (Bolek Polivka) nie należy do facetów, którzy lubią poszerzać swoją "strefę komfortu". Paradoksalnie, to niezłomna Vlasta staje się tą, która najbardziej potrzebuje pomocy – i jest to dla niej największy dramat. Poszukiwanie sensu życia w obliczu nieuchronnego nie jest w filmie Horaka kwestią paru aforyzmów i refleksji nad "pięknem codzienności". To ciężka praca, która wymaga zarówno determinacji, jak i poczucia humoru. 

Kiedyś, gdy rzucaliśmy w stronę naszych południowych sąsiadów zazdrosne spojrzenia, powiedzielibyśmy, że to "typowe kino czeskie" i potwierdzili to "słodko-gorzkim" przymiotnikiem. Głęboko humanistyczny film Horaka przypomina jednak, co w ogóle zadecydowało o sukcesie podobnej formuły. Ton opowieści ustawiony jest gdzieś pomiędzy realistycznym portretem czeskiej prowincji a sarkastycznym komediodramatem – ironiczne spojrzenie nie tylko nie wyklucza tutaj empatii wobec bohaterów, lecz paradoksalnie jest jej przejawem. Spora w tym zasługa świetnie poprowadzonej obsady z wybitną Mihulovą na czele. Sposób, w jaki doświadczona aktorka portretuje wszystkie fazy emocjonalnego rozwoju Vlasty, od wyparcia, przez kryzys, akceptację, po otwartą afirmację życia, budzi mój szczery podziw. 

Horak miesza realizm z wątkami metafizycznymi, naturalistyczne sceny pielęgnacji starych i pomarszczonych ciał sąsiadują u niego z subtelnymi, wizyjnymi fragmentami. I chociaż ten miks nie zawsze się przegryza (cały wątek kursów odnowy duchowej, na które uczęszcza bohaterka, to zapalnik nieco siermiężnego epizodu satyrycznego), to koniec końców pracuje na korzyść filmu. Wszystko zaś spina elegancka, autobiograficzna klamra. Choć osobiste doświadczenia reżysera przefiltrowane są przez konwencję, to fakt, że przy filmie nie pracował żaden scenograf, mówi w zasadzie sam za siebie. Oto dom, w którym o wielkich abstrakcjach mówiło się bezpretensjonalną prozą. Bóg Bogiem i śmierć śmiercią, ale ręczniki na sześćdziesiąt stopni, a spodnie zawsze w kant.  
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones