Recenzja filmu

Tylko dla twoich oczu (1981)
John Glen
Roger Moore
Carole Bouquet

Udany powrót do realizmu

Po podboju kin kosmicznym "Moonrakerem" w 1981 zrealizowano ekranizację "Tylko dla twoich oczu" (która z oryginalnym materiałem książkowym ma mało wspólnego), do której przymierzano się 2 lata
Po podboju kin kosmicznym "Moonrakerem" w 1981 zrealizowano ekranizację "Tylko dla twoich oczu" (która z oryginalnym materiałem książkowym ma mało wspólnego), do której przymierzano się 2 lata wcześniej. Po raz piąty wystąpił w niej Roger Moore, a na stołku reżyserskim zadebiutował montażysta poprzednich części, John Glen. Jakie są efekty ich pierwszej współpracy? Przekonajmy się.

U wybrzeży Grecji w tajemniczych okolicznościach zostaje zatopiony brytyjski statek szpiegowski, na pokładzie którego znajduje się supertajne urządzenie kodujące, za pomocą którego można sterować rakietami umieszczonymi na okrętach podwodnych. James Bond (Roger Moore) ma za zadanie wydostać maszynę. Pomoże mu w tym Melina (Carole Bouquet), córka zamordowanego archeologa, który miał ustalić położenie wraku.

Moore jest w szczytowej formie. W tej części udaje mu się najlepiej wyważyć proporcje między powagą a dowcipkowaniem (a wnioskując po niektórych scenach, aktor miał niezłe zadatki na aktora dramatycznego). Pochodząca z Francji Carole Bouquet spisała się bardzo dobrze, zaś Topol jako jeden z pomocników agenta tworzy charakterystyczną i budzącą sympatię postać. Udany występ zaliczyła Cassandra Harris, ówczesna żona przyszłego Bonda, Pierce'a Brosnana. Można za to narzekać na głównego antagonistę. Widać, że Julian Glover się stara, nie zmienia to jednak faktu, że jego postać jest bezbarwna. Przy okazji obsady należy podkreślić, że w filmie brakuje Bernarda Lee, filmowego M, gdyż aktor zmarł podczas kręcenia zdjęć. W wyniku tego postać nie pojawia się, zaś od następnej odsłony rolę tę będzie odgrywał Robert Brown.

Po efektownym i spektakularnym poprzedniku, postanowiono powrócić do realnej fabuły. I bardzo dobrze! Film posiada znacznie mniej humoru niż sąsiadujące z nim części; poważny ton opowieści jest miłą odskocznią. Otrzymujemy produkcję, która nie zmierza w stronę parodii. Owszem, wciąż znajdziemy kilka głupotek, jednak nie rażą one aż tak bardzo. Także sama postać jest bardziej brutalna, zabijając przeciwników z zimną krwią, jak za czasów, gdy rolę tę odgrywał Sean Connery. Scenariusz jest napisany bardzo solidnie, bez zbędnych i przedłużających się scen czy dialogów.

Jak na mój gust, ze wszystkich części ta posiada chyba największą ilość akcji. Cały czas coś się dzieje, bohaterowie są niemal w nieustannym ruchu. W tej kwestii John Glen spisał się znakomicie. Pościg motocyklistów za uciekającym na nartach Bondem czy wspinaczka wysokogórska to tylko jedne z niesamowitych scen. Zachwyca to wszystko realizacją, pomysłowością, jak i popisami kaskaderskimi.

Oprawą muzyczną zajął się Bill Conti (znany przede wszystkim z kultowej muzyki do serii "Rocky"). Skomponował on muzykę w popularnym dla lat. 80 stylu disco. Dziś sama kompozycja, z uwagi na brzmienie, może wydać się trochę archaiczna, jednak w połączeniu z obrazem nabiera rumieńców. Jest dynamiczna, zawiera sporą dawkę dramaturgii. Po raz kolejny (z góry przepraszam za liczne powtórzenia w moich recenzjach) otrzymujemy niezapomnianą piosenkę tytułową, zaśpiewaną przez Sheenę Easton, która doczekała się (jak na razie ostatniej w cyklu) nominacji do Oscara.

"Tylko dla twoich oczu" jest zdecydowanie jedną z najsolidniejszych odsłon, a zarazem najlepszą za "kadencji Moore'a". Zapierające dech w piersiach akcje, realistyczna fabuła, solidny scenariusz, pierwszorzędna realizacja, świetne aktorstwo - nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić ten rewelacyjny film.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones