Recenzja filmu

Ukryte piękno (2016)
David Frankel
Will Smith
Edward Norton

Film, o którym kłamie zwiastun

"Ukryte piękno" nie jest złym filmem. Pod kątem technicznym film jest przyjemny – wypieszczeni aktorzy, pięknie zaprezentowany Nowy Jork, nastrój świąteczny, ładne zdjęcia. Historia ma swój
Któregoś dnia zapragnęłam obejrzeć film, który mnie dogłębnie poruszy. Chciałam poczuć silne emocje, bez znaczenia czy miałby być to smutek, czy radość. Chciałam stać się lepszą osobą. Tu trafiłam na zwiastun "Ukrytego piękna" – porywająca muzyka, plejada lubiany aktorów, silnie emocjonujący temat główny. Obejrzałam. I pojawiły się uczucia, ale zmieszania i lekkiego wstydu.

Choć to Will Smith został wyeksponowany na plakatach reklamujących film, jest to tak naprawdę historia o wielu różnych osobach i wielu problemach – śmierć dziecka, brak dziecka, problemy z dzieckiem, rozpad małżeństwa, romanse, trudne życie w nowojorskim Harlemie, przemijanie i nawet ciemne strony pracy w amerykańskiej korporacji. Za duży kaliber spraw jak na 1,5 h spowodował, że dostajemy wszystkiego po trochu, w wyniku czego trudno przejąć się czymkolwiek.

Z pierwszych scen dowiadujemy się, iż Howard (Will Smith), szef dużej nowojorskiej agencji reklamowej kilka lat wcześniej pochował 6-letnią córkę i obecnie pogrąża się w depresji. Trójka współpracowników i zarazem przyjaciół Howarda (w tych rolach Edward Norton, Kate Winslet, Michael Peña) chcąc utrzymać firmę na rynku, opracowuje nietypowy plan terapii, która summa summarum będzie miała również na nich zbawienny wpływ.

Powiedzieć, że historia nie porywa, to za mało. Mimo natarczywej sugestii (odnotowanej przede wszystkim w postaci uciążliwej patetycznej muzyki), iż na filmie powinniśmy się co najmniej wzruszyć, głębszych emocji brak. Tę główną wadę scenariusza miały ukryć czołowe nazwiska z hollywoodzkiej listy płac, wykorzystane również w celu przyciągnięcia do kin zarówno młodej kadry (Keira Knightley, Jacob Latimore), jak i starych wyjadaczy (Helen Mirren, Edward Norton). Gwiazdy mnożą się i troją na ekranie, często w jednej scenie, a widz zastanawia się, kto tak naprawdę gra tu główną rolę. Na pewno nie Will Smith – na jego postać aż przykro patrzeć. Jeśli ktoś wcześniej oglądał "W pogoni za szczęściem" lub "Siedem dusz", to może spokojnie przełączyć, gdy tylko aktor pojawi się na ekranie – wszystko już pokazał w poprzednich filmach. Rola dramatyczna nie jest dla niego, ale widocznie skoro za rolę w "Ali" dostał nominację do Oscara, to producenci koniecznie chcą powtórki, niestety – ze szkodą dla kolejnych projektów. Zdecydowanie ciekawiej zaprezentował się Michael Peña, który powinien częściej wybierać takie kameralne dramaty zamiast kina gangsterskiego czy wojennego ("Bogowie ulicy", "Furia", "Inwazja: Bitwa o Los Angeles"). Jeśli chodzi o panie, to zagrały co najwyżej poprawnie (niespecjalnie było też co pokazać), z wyjątkiem niezawodnej w każdym wydaniu Helen Mirren. Największym jednak rozczarowaniem jest rola Edwarda Nortona. Miałam przyjemność obejrzeć jego 24 inne role (czyli ok. 95% całości dorobku aktorskiego) i tak bezpłciowa rola jak w "Ukrytym pięknie" jeszcze mu się nie trafiła – jego postać nie ma charakteru, a w to, że wdaje się w liczne romanse, widz z pewnością nie uwierzy.

Warto również dodać, iż w zakresie obsady i ról dawno nie miałam styczności z tak poprawnie politycznym filmem. Mamy tu reprezentantów wszystkich środowisk i grup etnicznych "made in America", czyli jest kilku Afroamerykanów (w tym obowiązkowo dziecko), biała kobieta i biały mężczyzna w średnim wieku, Meksykanin, Angielka, starsza pani, chłopak z getta, szef i przeciętny pracownik wielkiej firmy. I wszystko zaserwowane w najbardziej poprawnym czasie, czyli Bożego Narodzenia. Mdło się robi nie tylko od nadmiaru ozdób choinkowych.

"Ukryte piękno" nie jest złym filmem. Pod kątem technicznym film jest przyjemny – wypieszczeni aktorzy, pięknie zaprezentowany Nowy Jork, nastrój świąteczny, ładne zdjęcia. Historia ma swój potencjał, ale nie ma ona mocy terapeutycznej dla widza, gdyż scenariusz jest "przeszarżowany", zarówno tematycznie, jak i pod kątem obsady. Po seansie niewiele zostaje, a szkoda.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Ukryte piękno" Davida Frankela to nic innego jak "Opowieść wigilijna", na którą nas stać w dobie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones