Recenzja filmu

Vengo (2000)
Tony Gatlif
Antonio Canales
Orestes Villasan Rodriguez

Zemsta w rytmie flamenco

Tony Gatlif, Francuz pochodzenia cygańskiego, w każdym swoim filmie daje wyraz wielkiego umiłowania i fascynacji kulturą romańskąPowinno być:Tony Gatlif, Francuz pochodzenia cygańskiego, w każdym
To film o muzyce. Tak jak "Tango"  traktowało o potędze tańca, tak "Vengo" opowiada o muzyce, nieodłącznym elemencie południowohiszpańskiej kultury. O flamenco, które jest nie tylko śpiewem, ruchem, gitarowym brzmieniem, ale całym jestestwem ludzi zamieszkujących Andaluzję. Tony Gatlif, Francuz pochodzenia cygańskiego, w każdym swoim filmie daje wyraz wielkiego umiłowania i fascynacji kulturą romską. Jego paradokumentalny styl i piękno przedstawionych w nim dźwięków i obrazów jest znany i nagradzany już w Europie od paru długich lat. Polscy widzowie mogli zobaczyć i zachwycić się jego "Gadjo dilo" - historii młodego Paryżanina ruszającego śladem rumuńskiej śpiewaczki i poznającego kulturę napotkanych po drodze Cyganów. Pochodzenie reżysera ciągle kazało mu wracać do historii i kultury swoich ziomków. Długo czekał by nakręcić "Vengo" - film, który opowiada o tym, co jest kwintesencją życia tych ludzi, czyli o flamenco. To właśnie taniec i muzyka nadają tempo filmowi. Cygański honor, miłość, życie eksponowane są tu właśnie poprzez flamenco. Ono nadaje tempo i rytm temu wyjątkowo przejmującemu filmowi, który niezwykle trudno zakwalifikować do jakiegokolwiek gatunku. To niezwykła dawka mocno nasyconych kolorów, intensywnych emocji i obezwładniających swą siłą fragmentów muzycznych. Muzyka nieodłącznie towarzyszy głównemu bohaterowi, którym jest Caco, nie mogący pogodzić się ze śmiercią swojej córki (przepiękny i ściskający za serce jest obraz cmentarza). Dodatkowo zmartwień przysparza mu brat Mario, zabójca jednego z członków konkurencyjnej w mieści cygańskiej rodziny. Mario ucieka do Maroka, pod opieką Caco zostawia jednak swojego upośledzonego syna, Diego, na którego życie czyhają członkowie wspomnianego drugiego rodu. Caco, przygnębiony śmiercią córki i takim samym losem czekającym bratanka, szuka zapomnienia w zabawach przy flamenco. Sprzedaje nawet swój klub, żeby tylko mieć pieniądze na ciągłą, nieustająca fiestę. Imprezy te są także niezwykłym lekiem dla duszy zniedołężniałego Diego, mimo kalectwa świadomego swojego tragicznego losu. Cala fabuła dałaby się tu zamknąć w 20 minutach. Niewiele tu dialogów, wszystkie uczucia przekazuje muzyka. Stukot obcasów, pstrykanie placami, klaskanie, gra na kastanietach, są w stanie wyrazić najgłębiej skrywane uczucia bohaterów: radość, smutek, rozczarowanie, trwogę. Muzyka uderza do głowy jak wino, daje chęć do życia, wyraża żal za wspomnieniami, tęsknotę za miłością, ból po stracie kogoś bliskiego, pożądanie, niepokój. Najważniejsza jest tu autentyczność myśli i emocji, stan niemalże euforycznego uniesienia płynący z wszechobecnej na ekranie muzyki. A są to dźwięki niesamowite. Andaluzja, gdzie rozgrywa się cała akcja, jest bowiem miejscem gdzie łączy się kilka kultur: hiszpańska, hinduska, żydowska, arabska, egipska, europejska. Znakomicie widać to w jednym z utworów (z którego powodu zastanawiam się zresztą nad kupnem ścieżki dźwiękowej z filmu), kiedy to jeden z najbardziej twórczych gitarzystów flamenco, Tomatito, akompaniuje jednemu z ostatnich mistrzów pieśni egipskiej, Ahmadowi Al Tuniemu. Warto zaznaczyć, że jedynym prawdziwym aktorem jest tu Antonio Perez Dechent, odtwarzający rolę Alejandro. Reszta to prawdziwi Cyganie. Antonio Canales, wcielający się w główną postać, czyli Caco, jest w rzeczywistości tancerzem flamenco, uważany za wirtuoza i mistrza Hiszpanii. Nie wyobrażam sobie lepszego aktora do tej roli. Canales wprost ucieleśniał ból i rozdarcie swojego bohatera, doskonale rozumiejąc nastrój zarówno muzyki jak i całego filmu. Jest jeszcze jeden aspekt filmu, o który lekko zahaczyłam na początku. "Vengo" oprócz tego, że jest obrazem o muzyce i o zemście, jest także znakomitym dokumentem etnograficznym, w którym zarówno sytuacja, jak i ścieżka dźwiękowa, są pretekstem do ukazania tradycji pokazanej społeczności. Reguły w niej obowiązujące, przywiązanie do nich, trwałość więzi międzyludzkich, solidarność - wszystko to składa się na może mało oryginalny (takie rzeczy są stałym motywem chcociażby filmów Kusturicy), jednak wielce urokliwy obraz cygańskiej kultury. Niesamowita muzyka, wykonywana przez zaproszoną przez Gatlifa śmietankę andaluzyjskich i romańskich muzyków, plus zdjęcia autorstwa Thierry Pougeta sprawiają, że film stanowi wielką przyjemność dla oczu i uszu. Jest odpoczynkiem od strzelanin i krwi lejącej się strumieniami na naszych ekranach. Bez wątpienia jest wielkim emocjonalnym doznaniem. I to nie tylko dla koneserów.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones