Recenzja filmu

Zabójczy Joe (2011)
William Friedkin
Matthew McConaughey
Emile Hirsch

Teksańska masakra ubezpieczeniowa

"W porządku, zabiję twoją matkę. Moje honorarium to dwadzieścia pięć tysięcy, płatne z góry. Od tej reguły nie ma wyjątków, chłopcze. To problem? W takim razie nie było rozmowy - ja nigdy was nie
"W porządku, zabiję twoją matkę. Moje honorarium to dwadzieścia pięć tysięcy, płatne z góry. Od tej reguły nie ma wyjątków, chłopcze. To problem? W takim razie nie było rozmowy - ja nigdy was nie spotkałem, wy nigdy nie spotkaliście mnie. Chyba że... rozważymy możliwość zastawu".

Patrząc na nieadekwatnie normalny oficjalny plakat, łatwo można wziąć go za ilustrację do przeciętnej, niskobudżetowej historyjki gangsterskiej o przewidywalnej fabule. Nic bardziej mylnego: zgadza się tylko wzmianka o niskim budżecie, co zresztą filmowi Friedkina nie szkodzi, wręcz przeciwnie. "Zabójczy Joe" to cudowna w swej obrzydliwości kryminalna komedia, czarna jak zimowa bezgwiezdna noc.

Miejsce akcji: redneckie teksańskie zadupie (za co film otrzymuje ode mnie plusa na samym starcie, jak wszystko, co dotyczy Ameryki B). Chris Smith (Emile Hirsch), lat dwadzieścia parę, ma do spłacenia dług u lokalnego narkotykowego bossa. Sam niestety nie śmierdzi groszem, nie ma też od kogo pożyczyć. Przyparty do muru, postanawia zabić swoją matkę i zgarnąć pieniądze z jej polisy na życie. Beneficjentem polisy jest jego młodsza siostra Dottie (Juno Temple), co powoduje konieczność wtajemniczenia w intrygę ojca obojga, Ansela (Thomas Haden Church) i jego żony Sharli (Gina Gershon). Wszyscy przystępują do planu bez większych oporów (na przyszłej denatce, wrednej, zapijaczonej babie i tak nikomu nie zależy), a że brak im doświadczenia w delikatnej materii pozorowanych na nieszczęśliwe wypadki morderstw, zwracają się do zawodowca - miejscowego gliny, dorabiającego po godzinach jako płatny morderca (Matthew McConaughey). Jak to jednak często w życiu bywa, chytre zamiary szybko zaczynają przekraczać siły prostych czereśniaków. Sprawy się komplikują.


Friedkin nakręcił "Zabójczego Joe" na podstawie scenariusza, a pierwotnie sztuki Tracy'ego Lettsa. Teatralna proweniencja nie rzuca się jednak w oczy: może na nią wskazywać jedynie kameralna sceneria i obecność postaci drugoplanowych niemal wyłącznie w rozmowach osób pierwszoplanowych; te ostatnie są zresztą tak barwne, że zepchnięcie całej reszty do "didaskaliów" jest jak najbardziej uzasadnione.


Tytułowy Killer Joe (która to kozacka ksywa nieodparcie nasuwała mi skojarzenie z panem o zbliżonym fachu, zwanym Stagger Lee, tym z ballady Nicka Cave'a - pewnie z powodu jednakowej liczby sylab), bezkonfliktowo łączy w sobie dwie sprzeczności. Stróż prawa i zabójca na zlecenie w najmniejszym stopniu nie wchodzą sobie w drogę, funkcjonując harmonijnie w jednym umyśle, bezlitosnym i precyzyjnym jak piła mechaniczna. Joe ma czarną skórzaną kurtkę, czarny kapelusz, ciemnie okulary przeciwsłoneczne, kowbojskie buty, idealnie zaprasowaną koszulę, nienaganne maniery i razi spojrzeniem. W parze z bezbłędną stylówą idzie cyniczna, psychopatyczna osobowość. McConaughey, po latach grywania Dobrego Materiału Na Męża w komediach romantycznych, stwierdził najwyraźniej (być może z racji wieku), że najwyższy czas od nich odpocząć. Joe należy do mojego ulubionego gatunku postaci: odpychających, złych do szpiku kości, do których nie czuje się ani odrobiny sympatii i życzy im wszystkiego najgorszego, a które mimo to chce się oglądać na ekranie. McConaughey'emu udało się stworzyć taką właśnie postać; trzeba przyznać, że trudno o lepszy początek na zerwanie z wizerunkiem miłego przystojniaka.


Nie ustępują mu pola odtwórcy pozostałych ról. Hirsch, Church, Gershon i Temple tworzą pełnokrwistą galerię postaci, odpowiednio: zagubionego absolwenta ulicznej szkoły życia, ciężko kapującego piwożłopa, sprytniejszej od niego żony (łączącej wyzywającą seksualność z bazarowym szykiem), oraz delikatnej, dobrej dziewczyny, skażonej panującą w domu patologią. Rodzina Smithów jest, bez żadnej przesady, doskonale dysfunkcyjna: słowa "Zabijmy starą i zgarnijmy pieniądze z jej polisy" padają tu równie naturalnie jak "Rusz tyłek i przynieś mi piwo". W takim środowisku świetnie czuje się Joe, ze zręcznością mistrza marionetek manipulujący swymi mniej inteligentnymi zleceniodawcami. Obecny tu humor - przede wszystkim doskonały sytuacyjny - siłą rzeczy nie może więc mieć innego koloru niż głęboka czerń (przypominają się najlepsze dokonania braci Coen i Kevina Smitha, choć film jest daleki od epigoństwa i wypracowuje własną jakość).

Mamy więc okrucieństwo na poziomie werbalnym i czynnym, sporą porcję seksualnej perwersji, niepoprawność polityczną, czarny humor, sceny balansujące na granicy dobrego smaku - czyli wszystkie te fajne rzeczy, które kapitalnie się ogląda i dzięki którym film ani przez chwilę nie miał szans na zdobycie Nagrody Akademii. A gdyby nawet ktoś z szacownego jury rozważał nominację, na pewno zmieniłby zdanie po obejrzeniu zakończenia. Wobec którego mam ambiwalentne odczucia. Z jednej strony to naprawdę mocny finał, godnie wieńczący brutalne dzieło (plus ciekawy product placement KFC); z drugiej niepotrzebnie kieruje film w stronę rozbuchanej groteski. Nawet dalekie od czułości relacje rodzinne i eskalacja emocji nie tłumaczą takiego a nie innego zachowania bohaterów, które jest mało przekonujące. Mnie przynajmniej nie przekonuje. Jest to też bodaj jedyna scena, w której rzuca się w oczy teatralność; jest ona widoczna nawet dla kogoś, kto nie wie o scenicznym rodowodzie scenariusza. Po wybrzmieniu ostatniej kwestii brakuje tylko głosu z offu, wołającego "Kurtyna!" i aksamitnych stor zasłaniających ekran.

William Friedkin starzeje się z klasą. "Zabójczy Joe" mógłby być lepiej dopracowany pod względem rozłożenia akcentów groteskowych; mógłby mieć lepsze zakończenie; mógłby być dłuższy. Ale i w takiej postaci, jaka jest, pozostaje solidnym kawałem surowego filmowego mięcha, który długo nie daje o sobie zapomnieć.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Autor "Egzorcysty" przeniósł na ekran sztukę nagrodzonego Pulitzerem Tracy'ego Lettsa. Matka tego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones