Przy okazji zeszłorocznej premiery "The Outer Worlds" z rozrzewnieniem wspominałam dziesiątki godzin spędzonych przy pierwszych dwóch częściach "Fallouta". Grach, które złotymi zgłoskami zapisały
Przy okazji zeszłorocznej premiery "The Outer Worlds" z rozrzewnieniem wspominałam dziesiątki godzin spędzonych przy pierwszych dwóch częściach "Fallouta". Grach, które złotymi zgłoskami zapisały się w mojej growej historii i pozwoliły mi wreszcie grać w RPG-a tak, jak chcę. Niekoniecznie używając przemocy, za to skupiając się na wysublimowanej gadce i mydleniu oczu napotkanym przeciwnikom. Te stare, piękne czasy już nie wrócą, ale nikt nie powiedział, że nie znajdzie się dobry zamiennik. I do tego tworzony przez współtwórcę pierwszego "Fallouta".
W "Wasteland 3" Brian Fargo kontynuuje swoją postapokaliptyczną epopeję i przenosi graczy z palonych słońcem stepów Arizony do targanego nuklearną zimą Kolorado. To nieprzyjazne miejsce wypełnione jest radioaktywnymi oparami, pośród wyniszczonych drzew czają się zmutowane stwory, a mieszkańcy terroryzowani są przez lokalnych watażków nic nie robiących sobie z władającego rejonem Patriarchy. Gdy elitarna grupa Strażników zostaje zdziesiątkowana i pozostawiona pośrodku tego bałaganu, Patriarcha jak gdyby nigdy nic prosi o naszą pomoc. Pozornie proste zadanie polegające na sprowadzeniu trójki krnąbrnych dzieciaków władcy Kolorado stanowić będzie preludium do pięknej katastrofy.
Wrzuceni zostajemy w kamasze dwojga pozostałych przy życiu członków drużyny November. Od nas będzie zależało to, czy wybierzemy postacie predefiniowane, czy zabawimy się w tworzenie oryginalnych bohaterów. Gra nie faworyzuje żadnego konkretnego wyboru – równe szanse na jej ukończenie będą mieli zarówno gracze preferujący rozwiązania siłowe, nieczyste zagrywki i terror, jak i ci wolący żonglerki słowne i pokładający swoje nadzieje w technologii. Poprowadzimy drużynę składającą się maksymalnie z sześciu osób, jednak nie znaczy to, że będziemy polegać tylko na nich. Od czasu do czasu u naszego boku staną inni bohaterowie. Szeregi ekipy powiększą się też dzięki tak przydatnej umiejętności jak zaklinanie zwierząt. Spotkany na początku gry Major Kocurek wielokrotnie ratował mi tyłek, wycinając w pień zastępy przeciwników swoimi błyskawicznymi atakami. A był po prostu kotem w kapeluszu kowbojskim.
Jeśli już jesteśmy przy walce, to warto wspomnieć, że ta odbywa się w turach, a pierwszeństwo w ataku uzależnione jest nie tylko od inicjatywy bitewnej naszych postaci. Czasem dobrze poprowadzona rozmowa powoduje, że piłeczka znajduje się po naszej stronie i mamy okazję do zajęcia dogodnych pozycji. W grze będziemy posługiwać się bogatym arsenałem. Od krótkich pistoletów, snajperek, karabinów przez miotacze ognia, a kończąc na tak egzotycznej broni, jaką jest wyrzutnia mrożonych fretek. Do tego dorzućmy działka, granaty i małych mechanicznych pomagierów, a otrzymamy prosty, acz skuteczny wachlarz małego rozbójnika. Przeciwnicy bywają skurczysynami nawet na najniższym poziomie trudności, choć ich inteligencja pozostawia czasem wiele do życzenia, gdy bez wahania prują serią przez swoich towarzyszy, byle wbić nam choć odrobinę obrażeń. Co zaskakujące, nazbyt często zdarzały mi się problemy z RGN, gdzie pomimo 95% szansy na trafienie przeciwnika postać notorycznie strzelała panu Bogu w okno, zamiast między oczy adwersarza.
Jak to zwykle bywa w tego typu grach, w trakcie długiej przygody zbierzemy tony przeróżnego barachła. Większość ze znalezionych rzeczy najlepiej będzie sprzedać albo rozłożyć na części pierwsze. Prawdziwe mięsko odblokujemy dzięki otwieraniu sejfów, włamywaniu się do komputerów i rozbrajaniu licznych pułapek. Żeby tego dokonać, konieczne stanie się inwestowanie w umiejętności dodatkowe. Nawet tak pozornie śmieszna zdolność, jak naprawianie tosterów, w późniejszych etapach gry może uratować tyłek drużynie.
Tytuł wciąga od pierwszych minut spędzonych w mroźnych ostępach Kolorado. Mnogość frakcji, sojuszy oraz drobniejszych ugrupowań powoduje, że historia będzie wielokrotnie rozgałęziać się w konsekwencji naszych wyborów. Co więcej, towarzyszące nam postacie niezależne nie będą biernie przyglądać się naszym poczynaniom. Zadowolenie wszystkich światopoglądów będzie trudne, czasem wręcz niemożliwe. Gra dopuszcza lekkie naginanie moralności, jednak istnieje pewna cienka granica, której przekroczenie spowoduje dezercję towarzysza. Członek gangu nie będzie pochwalał naszego bratania się z szeryfami. Z kolei młoda strażniczka może nie wytrzymać, gdy pozwolimy kanibalom spałaszować okolicznych mieszkańców w ramach długo wyczekiwanego obiadku.
Kolorado nie jest cukierkową, kolorową krainą. Budynki wyją odartymi z poszycia szkieletami; idąc ulicą, nie wiemy, czy wdepnęliśmy w kałużę krwi, odchodów, czy też resztki ludzkiego ciała. To kraina toczona zepsuciem, w której obiektem czci jest mechaniczny Ronald Reagan, maszyny tworzą własną komunę, a Święty Mikołaj, zamiast rozdawać dzieciom prezenty, warzy w swoim laboratorium tajemnicze mózgoklejki. Wszystkie ideały poupadały, a wielka, wspaniała Ameryka okazuje się najgorszym możliwym miejscem do życia. Zetknięcie ze światem wykreowanym przez inXile Entertainment pozostawia słodko-gorzki posmak. Z jednej strony bawi humorem, groteskowością, z drugiej zaś przeraża na zasadzie "co by było, gdyby…". Fanatyzm miesza się z przaśnością i tylko krok dzieli człowieka od popadnięcia w prawdziwy obłęd. Celność dialogów, opisy świata przedstawionego sprawiają, że człowiek wsiąka w ten świat i nawet jeśli nie chce, to czuje się jego częścią. Duża w tym zasługa polskiego tłumaczenia, które jest wyjątkowo celne i udane.
Niestety, o "Wasteland 3" nie da się mówić w samych superlatywach. Apogeum frustracji przeżywałam raz za razem, gdy gra wyrzucała krytyczny błąd i cofała mnie do menu konsoli. Przy posiadówce trwającej siedem godzin potrafiło się to dziać średnio raz na godzinę. Do tego czasy ładowania są na tyle długie, że zdążymy w międzyczasie zrobić sobie kanapki, a przy złych wiatrach nawet zaparzyć herbatkę. Każde przejście z lokacji do lokacji to niekończące się ekrany ładowania. Ponadto, wersja z PS4 ma problemy z łapaniem komend i gubieniem kursora w trakcie przeszukiwania kart menu. Gdzieś tam, za horyzontem majaczy patch, który w założeniu ma naprawiać część z tych błędów, ale na tę chwilę gra wygląda, jak wygląda. Już pomijam fakt, że całość prezentuje się jak z wczesnego PS3. Mi osobiście to nie przeszkadza, ale patrząc na to, że jest to tytuł wydawany u schyłku obecnej generacji konsol, moglibyśmy oczekiwać po nim odrobinę więcej fajerwerków.
"Wasteland 3" okazał się miłym zaskoczeniem mijającego powoli lata. Podchodząc do gry bez żadnych konkretnych oczekiwań, wierząc jedynie w renomę wielkiego Briana Fargo, dostałam produkt spełniający wszystkie moje erpegowe zachcianki. Niestety, przez liczne błędy moja niemal czterdziestogodzinna przygoda z tym tytułem nie była usłana różami. Zostawiłam za sobą wiele misji pobocznych, do których z chęcią wrócę po porządnym załataniu gry. Kto wie, może nawet pokuszę się o jej ponowne przejście, opierając się na zupełnie innych wyborach moralnych.