Recenzja serialu

Drogi wolności (2018)
Maciej Migas
Katarzyna Zawadzka
Paulina Gałązka

Czy niepodległość odzyskali dranie?

Akcję serialu tworzą krzyżujące się i przeplatające romanse, tragedie rodzinne z tajemnicą w tle, walka konkurencyjna. Dzięki dobrej reżyserii Macieja Migasa wciągają one widza, który z
Według wcześniejszych enuncjacji medialnych serial TVP „Drogi wolności” miał nawiązywać do nastroju stuletniej rocznicy odzyskania niepodległości. Podobno była to produkcja o jednym z najwyższych, jeśli nie najwyższym budżecie w historii TVP, co nie zawsze niestety widać.

Zacznijmy od czołówki. Pojawiające się na tle planszy w sepii zdjęcia przywodzą na myśl takie seriale jak "Komisarz Alex" czy "Ojciec Mateusz", ostatecznie "Czas honoru”. Towarzyszy temu muzyka z sentymentalną nutą lekko bogoojczyźnianą. Ładne, ale nieoryginalne.

Za to w scenografii Karoliny Kosickiej pięknie odtworzono lub wykorzystano istniejące wnętrza. Pomysł, żeby lubelskie Stare Miasto stanowiło plan zdjęciowy dla scen dziejących się w Krakowie uważam za genialny. Dzisiejsze odnowiony i skomercjalizowany stary Kraków, oprócz paru zaułków, nie oddaje niestety ducha grodu Kraka z początku XX wieku. Chapeau bas! Szkoda tylko, że ulicę Sławkowską w Krakowie "gra" pięknie ostatnio odnowione skrzyżowanie Gołębiej i Jagiellońskiej, kiedy rzeczywista Sławkowska niewiele się zmieniła przez ostatnie sto lat. Poza tym są nieścisłości topograficzne, ale to może ja, stary krakus, się czepiam. Uważam, że na zdjęciach Marka Traskowskiego Kraków, Poznań czy Lanckorona czasem zostały pokazane zbyt pięknie, jakby na współczesnej reklamówce turystycznej. Informuję również, że z początkiem wieku zakupy robiło się w Krakowie albo na Rynku Kleparskim albo na Placu Szczepańskim, które akurat znajdują się o rzut beretem od Sławkowskiej. Jak wyglądał handel w tych miejscach można obejrzeć na licznych rycinach i zdjęciach. Tymczasem Wojciechowa kupuje mięso spod lady w jakimś niewiadomym miejscu, gdzie ustawiono dwa stragany z pięciu patyków a na palcach jednej ręki można policzyć kupujących. Podobnie szkicowo, żeby nie powiedzieć "na odczep się", potraktowano szpital polowy z wojny 1920 roku. Gratulacje za znalezienie dworca, który bryłą przypomina dawny dworzec krakowski, lecz niestety, scenę tłumienia strajku kolejarzy zrealizowano, jakby oszczędzano na statystach. Takich niedoróbek jest więcej. Wykazano za to dużą dbałość o kostiumy z epoki, tu zasługa Elżbiety Radke, ale już damska bielizna bywa zbyt nowoczesna.

Akcja serialu, według scenariusza Joanny Wojdowicz, Stanisława Krzemińskiego oraz Hanny Probulskiej-Dzisiów, rozgrywa się w okresie od początku pierwszej wojny światowej do przewrotu majowego przede wszystkim w Krakowie. Autorzy zaakcentowali inteligentnie najważniejsze w tym okresie wydarzenia historyczne, wplatając je w historię głównych bohaterek tworzących gazetę. I bardzo dobrze, ponieważ poziom wiedzy historycznej młodego pokolenia jest niski, a program szkolny akurat dotyczący tego okresu do 1989 roku był ze względów politycznych znacznie okrojony i wypaczony. Informacje takie będą też cenne dla ewentualnego zagranicznego widza. Zrobiono to nienachalnie i bez drażniącego dydaktyzmu. Nie udało się jednak odtworzyć atmosfery tego okresu. Podstawowym problemem w roku 1918 i później był powszechny głód i zaraza, w dalszym planie odzyskanie niepodległości. Chociaż półgębkiem się o tym mówi, ale tego w domu Biernackich i na ulicach nie widać.

Scenariusz powstał na podstawie pamiętników. Wydaje mi się, że niektóre opowiedziane historie, na przykład tragicznego romansu Lali, przesunięto w czasie. W filmie wyjazd panny, a za nią pani Biernackiej do Wiednia miał miejsce na przełomie października – listopada 1918, czyli w okresie, kiedy monarchia austro-węgierska była w szczytowej fazie rozkładu. W kraju panował głód, na drogach i bezdrożach grasowały bandy dezerterów i zwykłych bandytów, częste były napady głodnych chłopów na folwarki. W miastach i miasteczkach całej monarchii, podobnie jak w Tarnowie, Krakowie, Zakopanem, powstawały komitety usiłujące przejąć władzę, nie wiadomo było, po czyjej stronie jest policja, pociągi pełne uciekających do swoich odrodzonych i nowo powstających ojczyzn urzędników austriackich z rodzinami i dobytkiem były blokowane, "żeby Austriacy wszystkiego nie wywieźli", o czym mówi krakowski kolejarz w czasie strajku w jednym z dalszych odcinków. Również Wiedeń nie był miastem spokojnym. W końcu cesarz nie abdykował w zaciszu gabinetów. I w tym czasie panie Biernackie podróżują pociągiem, który tym się różni od dzisiejszego Intercity Kraków – Warszawa, że wagony są puste i mają drewniane, a nie wyściełane siedzenia. Taka podróż mogła się odbyć raczej przed pierwszą wojną. Cierpią na tym realia historyczne, a podobnych niekonsekwencji można znaleźć więcej. Dlatego określiłbym ten film jako obyczajowy lub obyczajowo-historyczny, ale na pewno nie "historyczny".

Akcję serialu tworzą krzyżujące się i przeplatające romanse, tragedie rodzinne z tajemnicą w tle, walka konkurencyjna. Dzięki dobrej reżyserii Macieja Migasawciągają one widza, który z zainteresowaniem czeka na kontynuację kolejnych wątków za chwilę lub w następnym odcinku. Akcja jest prowadzona wartko, bez dłużyzn, ja przynajmniej nie mogłem oderwać wzroku od ekranu.

W serialu starano się pokazać zmiany obyczajowe zachodzące głównie w środowisku mieszczańskim. Rozpada się skorupa "dulszczyzny" i… "hulaj dusza piekła nie ma". Okazuje się, że jednak jest, ale czy scenarzyści chcieli właśnie to pokazać? W filmie nie ma postaci do końca pozytywnych i nie można się cieszyć, że "bohaterowie serialu są wielowymiarowi". Owszem są osoby, przede wszystkim trzy panny Biernackie – główne bohaterki, patriotki, które budzą sympatię widza, ale w konfrontacji z rzeczywistością dokonują wyborów niewłaściwych. Wokół nich przewijają się osoby mające większe niż przeciętne problemy z rozróżnieniem dobra od zła. Czy naprawdę tacy ludzie wydobyli kraj z niewoli i budowali Drugą Rzeczpospolitą? Mam wrażenie, że autorzy filmu, kładąc nacisk na wątki feministyczne i sympatyzując z poglądami lewicowymi, sami nie zauważyli, w jaką pułapkę logiczną się wpędzili. Zakwestionowanie starego porządku moralnego doprowadziło w przypadku każdej z bohaterek do tragedii. Ciekaw jestem kontynuacji, bo film niewątpliwie na to zasługuje, i jak scenarzyści poprowadzą losy dwóch pań, bo mimo, że rozumiemy ich motywy, to jednak przed wojną, za to co zrobiły w ostatnim odcinku, groził stryczek, nawet kobietom.

Bardzo mocną stroną filmu jest gra aktorów. Nie będę tu wymieniał wszystkich, ale wypada napisać przynajmniej o czterech paniach.

Nie można pominąć kreacji, pozostającej poza wszelką konkurencją, pani Anny Polony. Tu hieratyczna matrona, capo di tutti Biernacchi, a jednocześnie patriotka i, gdy trzeba, pełna ciepła i serdeczności. Jakby domyka postać Anieli Dulskiej z serialu "Z biegiem lat z biegiem dni". Jest symbolem odchodzącej "dulszczyzny", jednak Emilia Biernacka jest osobą o wiele bardziej skomplikowaną wewnętrznie niż Aniela Dulska.

Trzy panny Biernackie. Przedsiębiorcza i energiczna Alina, usiłująca wedrzeć się do świata biznesu, zarezerwowanego dotąd wyłącznie dla mężczyzn i szybko ucząca się obowiązujących tu zasad gry. Bardzo dobra w tym charakterze Katarzyna Zawadzka wczuła się w postać ambitnej, obciążonej lekką dysfunkcją dziewczyny, która postanawia realizować się na innym polu niż rodzina i dzieci, i z biegiem czasu zyskuje coraz większą wiarę w siebie, w końcu przedkładając interes ponad konwenanse. Najmłodszą siostrę, Marynię, chcącą przełamać dotychczasowe przekonania o roli kobiety ograniczonej tylko do życia rodzinnego, zagrała świetna Paulina Gałązka. Pokazała rozwój swojej bohaterki od gimnazjalistki, poprzez kobietkę aktywną zawodowo, po poniżaną i zdradzaną żonę. I średnia siostra, Lala, artystyczna dusza, na którą spadają największe nieszczęścia. Postać niewątpliwie wyeksponowana w filmie, a wizerunek grającej ją Julii Rosnowskiej był wykorzystywany, i słusznie, jako główna reklama tego serialu. Ta aktorka swoją piękną twarzą potrafi wyrazić każde uczucie, co z upodobaniem wykorzystali poprzez liczne zbliżenia reżyser i kamerzysta. Podobnie jak Paulina Gałązka, Julia Rosnowska zmienia się na ekranie wraz z ewolucją Lali z wiekiem i pod wpływem przebytych doświadczeń. Jest bardzo przekonywująca jako zalotny podlotek, salonowa lwica, czy matka chroniąca swoje dziecko i na pewno nie jest to tylko efekt zmiany charakteryzacji.

Z punktu widzenia niedzielnego, kanapowego telewidza, obejrzeliśmy bardzo interesujący, odbijający in plus od przeciętnej, serial o czymś. Nie ma tu dłużyzn, a konflikty stanowiące kanwę filmu wynikają logicznie z emocji i dążeń bohaterów, a nie z jakichś głupawych niedomówień mających na celu tylko wypełnienie czasu ekranowego. Wydaje mi się, że za jakiś czas obejrzę ten serial ponownie. Czy film jest właściwą pozycją "z okazji i ku czci" stulecia niepodległości? – Wątpię.

Trochę się rozpisałem, ale na koniec jeszcze trzy uwagi na poboczu serialu. Powiązania rodzinne w niektórych dziedzinach, a w szczególności w sztuce, mogą tworzyć wartość dodaną. Ten serial jest tego dobrym przykładem i wszelkie negatywne komentarze na ten temat w tym akurat przypadku uważam za bezzasadne. Szkoda, że administrator strony usunął, tak chyba po trzecim odcinku, możliwości wstawiania zdjęć. I trzecia sprawa: liczba "12" w lewym górnym rogu ekranu dla niektórych scen wydawała mi się za niska, ale oglądnąłem jeszcze kilka filmów w TVP z tą samą kwalifikacją i dochodzę do wniosku, że pan prezes Jacek Kurski, mając otwartych już tyle frontów, nie chce narazić się na kolejny zarzut, tym razem o pruderię.
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones