Recenzja serialu

Tacy właśnie jesteśmy (2020)
Luca Guadagnino
Jordan Kristine Seamón
Jack Dylan Grazer

Dyskretny urok młodości

Choć reżyser przekonująco odmalowuje młodzieńczy mikrokosmos, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że seriale takie jak "Sex Education" czy "Euforia"  ustawiły poprzeczkę nader wysoko, przez co jego
Dyskretny urok młodości
Marzycie o zagranicznych podróżach, letnim słońcu i powrocie do czasów młodości? Jeśli tak, to miniserial HBO "Tacy właśnie jesteśmy" jest idealną propozycją dla Was. Luca Guadagnino, specjalista od rozpalających zmysły historii, ponownie zabiera nas do świata nastoletniej inicjacji. Podobnie jak w oscarowych "Tamtych dniach, tamtych nocach" skupia się na odkrywaniu tożsamości seksualnej, sensualnym przebudzeniu i próbach odnalezienia swojego miejsca w małej społeczności. Pytanie brzmi: czy doświadczony reżyser potrafi jeszcze zaproponować coś świeżego i unikalnego w tak wyeksploatowanej przez kino tematyce? Mam pewne wątpliwości.


Akcja toczy się we współczesnych Włoszech, do których przylatują nastoletni Fraser (Jack Dylan Grazer) i jego matka (Chloë Sevigny). Kobieta przejmuje dowodzenie w bazie amerykańskiej armii w Chioggia, nieopodal Wenecji, gdzie okresowo mieszkają żołnierze z rodzinami. Chłopak rozpoczyna naukę w zlokalizowanej na jej terenie szkole i szybko zaprzyjaźnia się z nową znajomą, Caitlin (Jordan Kristine Seamón). Śledzimy kilka miesięcy z życia bohaterów, w czasie których mierzą się z dramatami dorastania, zyskują samoświadomość oraz budują relacje z przyjaciółmi i partnerami. Wszystko to odbywa się jakby w dwóch światach: "skrawku Ameryki", jakim jest baza, i słonecznej Italii rozpościerającej się wokół odgrodzonej zony wojskowej.  
 
Guadagnino, zadłużony u mistrzów europejskiego kina na czele z Bertoluccim (nieprzypadkowo w pokoju Frasera wisi plakat "Ostatniego tanga w Paryżu"), portretuje nastolatków ze swobodą godną wielkich poprzedników. W żywych i zabawnych dialogach słychać, że dobrze zna nie tylko ich język, ale również problemy. Te wynikają w równym stopniu z trwania w zawieszeniu między młodością a dorosłością oraz braku zakorzenienia na skutek cyklicznych przenosin rodziców z kraju do kraju. Co więcej, ukryte pragnienia bohaterów nie sprowadzają się wyłącznie do zaliczenia inicjacji seksualnej, ale sięgają znacznie dalej. Wiążą się z potrzebą wyzwolenia z wewnętrznych ograniczeń, porzucenia niewygodnych ról społecznych i płciowych czy dążeniem do niezależności. Choć reżyser przekonująco odmalowuje młodzieńczy mikrokosmos, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że seriale takie jak "Sex Education" czy "Euforia"  ustawiły poprzeczkę nader wysoko, przez co jego nowe dzieło nie doskakuje do wyznaczonego przez nie poziomu. W przeciwieństwie do wspomnianych tytułów w "Tacy właśnie jesteśmy" rozwój postaci dokonuje się zbyt pospiesznie i przewidywalnie – wyalienowany Fraser zdobędzie poczucie przynależności, a zgrywająca pewną siebie Caitlin odkryje w sobie pokłady wrażliwości i przyzwolenie na odmienność.


Losy nastoletnich Amerykanów nie są oczywiście pasmem udręk, o czym przypomina nam zmysłowa forma. Oprócz trudów dorastania młodość to przecież rozpierająca od środka energia, witalność, fizyczna atrakcyjność – po raz kolejny sugeruje Guadagnino. W rozświetlonych włoskim słońcem kadrach (bliźniaczo podobnych do zdjęć z "Nienasyconych") dominują półnagie ciała w ciągłym ruchu: biegające po plaży, tańczące, dotykające się. Włoch filmuje je z dużym wyczuciem, nigdy nie ocierając się o wulgarność. Jednocześnie wpuszcza do ekranowej rzeczywistości delikatne, erotyczne napięcie, którego nie potrafi w pełni wykorzystać. Świetnie oddaje to sekwencja imprezy w willi za miastem – młodym ludziom powoli puszczają hamulce, wchodzą w rodzaj transu, ale, o dziwo, próżno tam szukać satysfakcjonującej kulminacji. Czy nadmierna powściągliwość autora wynika z ograniczeń narzuconych przez HBO? A może z obaw o kontrowersje? Sensualność dzieła idzie w parze ze starannie dobraną ścieżką dźwiękową. W "Tamtych dniach, tamtych nocach" zachwycały piosenki nagrodzonego Oscarem Sufjana Stevensa, tu Guadagnino stawia na eklektyczną mieszankę – od Davida Bowiego, przez Drake’a aż po minimalistyczne utwory Johna Adamsa. Zapewne muzyka z serialu zacznie funkcjonować jako popularna playlista, niestety twórca zbyt często wysługuje się nią, by sztucznie kreować, a nie uzupełniać nastrój poszczególnych scen.

Obok narracji zmysłowo-inicjacyjnej najważniejsza staje się ta zderzająca odmienne światy: amerykański i włoski. Pierwszy reprezentuje wojskowa strefa i zamieszkująca ją społeczność, a drugi rzeczywistość poza jej granicami. Od początku serialu reżyser tworzy jednoznaczną, na poły idylliczną wizję swojej ojczyzny: pełnej życia, radości i zmysłowego uroku. Zestawia filmowane w szerokich planach piękne pejzaże Italii z ujęciami bezdusznej architektury amerykańskiej bazy. W pierwszym odcinku nowa koleżanka zabiera Frasera poza jej teren, mówiąc, że za murami czeka ich wolność. Brama wojskowej zony wydaje się nastolatkom niewidzialną barierą, oddzielającą swobodę myśli i działań od przymusu kontroli, surowych zasad i wyraźnej hierarchii. Można wręcz powiedzieć, że prawdziwe otwarcie i metamorfoza postaci dokonuje się "po włoskiej stronie" – na plaży, w willi za miastem czy w klubie muzycznym. Wyjście z bazy jest jak łyk świeżego powietrza, a powrót do miejsca, które krępuje ruchy i zmusza do podporządkowania, jest przykrą koniecznością. Na obszarze zarządzanym przez obywateli USA niby wprowadza się progresywną politykę – w końcu homoseksualna kobieta zostaje dowódcą – ale tak naprawdę uprzedzenia, konflikty oraz konserwatyzm żołnierzy nie pozwalają na zbyt radykalne zmiany. Organizacja przestrzeni i sposobu życia po amerykańsku wcale nie pomaga zadomowić się w obcym kraju, ale jawi się jako narzędzie opresji i rezygnacja z asymilacji. Służy głównie sprawdzaniu nastolatków, nawet w tak oczywistych kwestiach jak regularne uczęszczanie na lekcje i picie alkoholu, a także niezrozumiałej izolacji kulturowej. Choć sam serial trudno uznać za polityczny, czuć w nim szczere zaniepokojenie systemową przemocą i wsparcie dla bohaterów próbujących się od niej uwolnić.


Urodzony w Palermo filmowiec, podobnie jak jego rodak Paolo Sorrentino, stworzył dla HBO autorski serial od podstaw. "Młody papież" i "Tacy właśnie jesteśmy" stanowią pełnoprawne przedłużenie stylu włoskich reżyserów, ale twórca "Wielkiego piękna" lepiej poradził sobie w świecie telewizji. Z kolei serialowy debiut Guadagnino niczym nie zaskoczy jego fanów, a w dodatku pozostawi u nich lekki niedosyt. Dla wielu może stać się natomiast pierwszym przystankiem na drodze do odkrycia jego różnorodnego dorobku. Wierzę też, że w dziwnych czasach, w których przyszło nam żyć, dzieło posłuży za formę niewinnego eskapizmu: pomoże odbyć nostalgiczną wyprawę do lat młodości lub uciec od negatywnych emocji i gorzkich realiów. Serial można więc przyrównać do wakacyjnego romansu: przez chwilę zapewnia autentyczną przyjemność, ale po jakimś czasie wszyscy o nim zapomnimy. 
1 10
Moja ocena serialu:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones