Nie zgodze sie, Dany z ksiazek za czasow Essos ma swoje pomysly ktorych nie waha sie realizowac, z roznym skutkiem. Ona chciala zmieniac kulture Dothrakow, zmienila ekonomie kilku miast Essos, a ty mowisz ze tanczy jak jej zagraja. Mozna sie klocic ze zle jej te zmiany wyszly, ale ona nie tanczy jak jej zagraja. Gdyby tak bylo zaplacilaby grzecznie za Nieskalanych i robila interesy z panami niewolnikow z usmiechem na twarzy
Z pewnością zgwałcona brutalnie wieśniaczka, czy torturowani, ograbieni, zostawieni na pastwę losu i głodu prostaczkowie z Dorzecza wielbili dobrego lorda Tywina, bo przecież mogli być ukrzyżowani. A tak to tylko umrą z tortur, ran, czy głodu. za to, gdzie się urodzili.
Wiesz, maluczkim wszystko jedno, czy ich pali ogień boga Rulora, smoka, czy dziki ogień, czy też podłożony przez zwykłych bandytów .I kto go na nich sprowadza. Giną i już w strasznych męczarniach i nie dorabiajmy do tego ideologii.
Sugerujesz, że krzyżowanie ludzi przez Dankę jest OK, bo Góra torturował ludność swoich wrogów? To dopiero ciekawa ideologia :)
Nie. Sugeruję, że dla ofiar przemocy pobudki ideowe ich oprawców są sprawą nieistotną w obliczu ich własnego bólu i śmierci.
Drogi harry, sam zaczales watek odpowiedzialnosci zbiorowej, my tylko dajemy przyklady kiedy inne postacie ja popelnialy
Tym samym dowodząc, że Danka niczym się nie różni od tych innych postaci, więc nie ma żadnych podstaw aby twierdzić, że będzie lepszą władczynią od nich.
Ale ja nie mowie ze bedzie lepsza, rownie dobrze moze pszalec jak ojciec, mowie o powojnych standardach w ocenie postaci, na podstawie sympatii i antypatii a nie faktow
Moja odpowiedź dotyczyła w całości zdania:
"Czy Dany do tej pory zrobiła coś aż tak strasznego, żeby preferować Jona jako władcę?"
Wymieniłem rzeczy, które Danka robiła, a Jon nie.
Bez znaczenia, że robili to też Tywin, Frej i 100 innych władców, pan Śniegowy tego nie robił, co z perspektywy ludu, doradców, etc. chyba jest dość istotne.
Za niewolnictwo powinno się mordować, albo przynajmniej okaleczyć raz na zawsze, także nie ma o czym rozmawiać.
Podaj jeden racjonalny powód dlaczego.
A najlepiej, zanim to zrobisz, zapoznaj się z historią starożytnego Rzymu, w którym zdarzało się, że obywatele (tak, obywatele) sprzedawali się sami, z własnej i nieprzymuszonej woli, w niewolę.
Dlaczego? Jeśli potrzebujesz odpowiedzi na takie pytania to źle z Tobą. Ale proszę bardzo: bo to zło i nieprawość. Jeśli ktoś to robił z własnej woli to był to problem umysłu tej osoby. Problem który by jednak nie istniał gdyby nie istniało w Rzymie niewolnictwo.
Niewolnikami zostawały zazwyczaj noworodki, które zostały wyrzucone na śmietnik albo dzieci sprzedawane przez rodziców, którzy nie byli w stanie ich wyżywić. Niewolnicy mogli mieć własny majątek (niektórzy gromadzili fortuny) i po odsłużeniu określonej liczby lat mogli się wykupić. Przy czym mówię konkretnie o Rzymie.
A ja twierdzę że to zło i nieprawość nie jest. I co?
Ja twierdzę że zło i nieprawość to służba wojskowa. I co?
Albo umowa o pracę, gdzie za określoną stawkę oddajesz się do wyłącznej dyspozycji swojego pana.
Powiesz, że granice tej "dyspozycji" były określone prawnie? Surprise, surprise: niewolnictwa też. Jeżeli uważasz, że właściciel mógł sobie ot tak zabić niewolnika, to się grubo mylisz.
Poza tym, "zło i nieprawość" to NIE jest racjonalny powód.
A na koniec, zalecałem ci zapoznać się z historią zanim się wypowiesz. Gdybyś to zrobił, to byś wiedział, że to nie był "problem umysłu tej osoby", tylko prosty fakt, że o niewolnika pan musiał dbać, zapewnić mu dach nad głową i michę, a obywatel miał wolność... do zdechnięcia z głodu. I nikogo to nie obchodziło.
myśląc o niewolnictwie "zło i nieprawość" ludzie mają chyba na myśli niewolnictwo Murzynów w Stanach a nie niewolnictwo rzymskie
No w Stanach aż tak źle to nie było , bo inaczej czemu Murzyni mieliby walczyć za Konfederację ( walczyli , choć Konfederaci , byli przeciw , to były jednostki Czarnych ) , a walczyli , tworzyli także milicję do ochrony mieszkańców , gdy biali byli na froncie .
Ba, wśród Konfederatów byli również Czarnoskorzy właściciele niewolników. O tym jednak bardzo rzadko się mówi gdyż jest to niepoprawne politycznie.
Chciałeś racjonalnych powodów, ale nie ma takiej potrzeby, wystarczą moralne. Niewolnictwo to niewolnictwo, nikt nie może rościć sobie praw do drugiej osoby, nieważne jak elastyczna jest ta granica.
Oczywistym jest że pan dbał o swojego niewolnika, ale robił to tylko w swoim interesie żeby niewolnik robił wokół niego. Jest to uwłaczające. Nie ma co ciągnąć tej dyskusji jeśli nie pojmujesz tych rzeczy. Ja w sumie i tak napisałem już wszystko.
Dany i jej szaleństwo przyszłe jest dobrze zrobione, najpierw osamotnienie (Joraha, który zawsze był nie ma i nie będzie), potem ciągle jej trują doradcy, by zdobywała delikatnie i nie narobiła hałasu, a na koniec najbliższą przyjaciółkę, w sumie ostatnią osobę z która tyle przeżyła traci w takich okolicznościach. Chyba pozostaje tylko polecieć po Dario, by nie zwariować.
Wątek Brienne i Jaime nastawił mnie negatywnie do odcinka na samym początku, ale w sumie zakończyli to dobrze. Chociaż to i tak nie powinno się wydarzyć.
Inna sprawa, że dosłownie powiedziane zostało, że Jon wstał z martwych i jakoś nikt nie pociągnął tematu xd
Na razie robia dobra podbudowe pod szalenstwo / zalamanie nerwowe, tylko ze Varys poki co nie ma powodow zeby uznac Dany za niepoczytalna. Gdyby wczesniej zaznaczyli jej szalenstwo moze zachowanie Varysa mialoby jakis sens. A na razie to jest strasznue wybredny w stosunku do wladcow, jakby czekal na idealny egzemplarz. Ten za ciapowaty, tamten za rozwialy, tamtrn za mlody, ten za gruby, Danka moze kiedys tam zwariuje ;) no chyba ze jon wg niego jest najglupszy wiec najlatwiejszy do sterowania i stad ten wybor
Varys ma powody, widzi i przewiduje. Ma przed sobą młodą, niedoświadczoną mimo wszystko (bo słuchała innych) plus wewnątrz niepewną siebie niecierpliwą osóbkę, która lubi łatwe rozwiązania siłowe, bo nie miała za bardzo styczności z subtelnością dyplomacji i której nigdy nie wiadomo, kiedy znudzi się słuchanie innych. Oni by woleli kogoś jak Ned, nawet nie chodzi o sterowanie, ale o przewidywalność. Jon przewidywalny jest. Zwłaszcza teraz, gdy wiedzą, że nie został nikt, komu by ufała w pełni. W chwili śmierci Missandei z perspektywy Varysa Dany jest do zmiany.
Moim zdaniem Varys za szybko ja skreslil - od pierwszego sezonu knuje i przygotowuje ja na wladczynie, na podboj Westeros, a teraz nagle taka zmiana? Dopiero teraz zauwazyl te cechy jej charakteru? A skad niby wie ze Jon jest stabilny, zna faceta najwyzej pare miesiecy, a jego prawa do tronu sa mocno problematuczne do udowodnienia. Do tego jest wskrzeszonym umarlakiem ktory nawial z nocnej strazy. I ci nagle uwaza ze to idealnh kandydat do trnu ktorego popra wszystkie rody? Jo jest popularny na polnocy, ale jest jeszcze 6 innych krolestw ktore nic o nim nie wiedza
Varys wie, że Jona wskrzeszono? Nie pamiętam :/
Jeśli miał wątpliwości to spalenie Tyrellów je rozwiało. Może próbować ją kontrolować, ale widać od dawna, że w gruncie rzeczy to niepewna siebie niezbyt lotna dziewuszka ze smokami. Z której mogliby być ludzie, ale potrzeba by na to czasu, który niekoniecznie będzie.
A w Jonie dużo widać z Neda, a Neda Varys poznał.
Przeciez jesli nie wiedzial wczesniej, ze Jon jest umarlakiem, to Tormund wszystkim wypaplal na uczcie w tym odcinku :D
Jesli Dany jest niezbyt lotna dziewuszka, to kim jestw takim razie Varys? Mowi ze chce dobra krolestwa i zwyklych ludzi, pokoju, ale od lat wychodzi mu to ujowo delikatnie mowiac, wszczyna wojne za wojna, podbudza rody do konfliktow. Zabil pewnie przez to wiecej niewinnej ludnosci niz Danka. Kim on niby jest zeby decydowac o wyzszosci morlanej kogokolwiek. Varys to zwykla menda zmieniajaca strony co kilka lat i wszczynajaca regularnie wojny i konflikty w ktorych gina niewinni ludzie.
No wypaplał. ale ogólnie wątku w ogóle nie pociągnieto, więc może bohaterowie uznali to za pijackie bzdury.
A kim jest Varys to już prawie zapomniałem, bo w sumie od dwóch sezonów go prawie nie ma :) Jakieś ideały swoje ma, związane też z traumą, pewnie i szczerze dostrzegł w niej szansę na zmiany, ale widać już, że raczej nic z tego. Jest starszy, to widzi w którą stronę to prawdopodobnie pójdzie, bo ma możliwość obserwacji jakie wydarzenia formują postać Dany. Ona juz nie rokuje, nie trzeba być Varysem żeby to widzieć.
Co to znaczy, że ona "nie rokuje"? Na Rulora, przecież to młoda, niedoświadczona dziewczyna, a nie wytrawny polityk szkolony do rządzenia od maleńkości. Całe życie miała pod górkę, a jednak zdobyła to, co zdobyła dzięki swej determinacji, odwadze, a także temu, że potrafiła wzbudzać lojalność i miłość innych. I ma też prawo popełniać błędy, bo nie ma ludzi bez skazy. Inna sprawa - jakież to ona błędy popełnia? Co takiego daje podstawy przypuszczać, że jej w przyszłości odbije? Spalenie Tarlych? Władcę należy nie tylko kochać, należy się go też bać. To był pokaz siły i ostrzeżenie dla innych, że nie warto występować przeciw Dance, ale warto ją popierać, bo pokazała też, że wybaczy tym, którzy walczyli przeciw niej jeśli się ukorzą.
Danka przybyła zdobyć władzę i jest jasne, że nie całe Westeros poprze ją bez szemrania i z pełnym oddaniem. Niektórzy przyklasną powrotowi Targów, ale innych trzeba będzie kupić, namówić, a niektórych wręcz zmusić.
Varys za to forsuje jakąś kompletnie oderwaną od rzeczywistości utopię powszechnej szczęśliwości, w której każdy pije sobie z dziubków, nie ma wojen, głodu, chłodu itp. To chyba on powinien zrewidować swoje wymagania i oczekiwania, bo trochę już żyje na świecie, trochę widział i chyba wie, że rządzenie nie zawsze jest łatwe, gładkie i przyjemne - czasem trzeba pociągnąć za cugle i przytrzymać towarzystwo krócej, żeby ta konstrukcja się nie zaczęła sypać.
Varys ponadto zapomina, że to jakim władcą okaże się Danka zależy też w dużej mierze od niego jako doradcy. Bo ona przecież słucha i jego i Tyriona, nie jest tak, że oni mówią jedno, a ona robi swoje. Tylko, że ma debilnych doradców, którzy nie są jej w rządzeniu pomocą, ale zawadą. Powinni ją wspierać, pomagać jej, a nie tylko recenzować jej potknięcia, najczęściej zresztą wyimaginowane.
Dany od przybycia do Westeros zdaje się na ich rady i osąd. Przyjmuje taktykę Tyriona, przyjmuje argument o zaniechaniu ataku na KL. I ponosi przez to porażki. Ale chowa urazę do kieszeni, przełyka dumę, kiedy każą jej pertraktować z Cersei, uznaje argument, że ważniejsza jest walka z NK i umarlakami. Decyduje się bronić Północy, bo rozumie zagrożenie. Nikt jej za to nawet nie dziękuje, Północ jest nadal ofuczana. Ale Danka znów nie żywi urazy, zależy jej na dobrych stosunkach z Północą. Kuźwa, czy to wszystko nie oznacza, że jednak jest raczej niezłym materiałem na władcę? Że potrafi słuchać innych, że zna priorytety? Co ona ma jeszcze zrobić, żeby te dwa durnie łaskawie uznały ją za w 100% godną rządzenia?
Spalenie Tarlych było bez sensu, było sprzeczne z PR który przyjęli, było też w sumie bez sensu jako kara, zagrały emocje i straciła głowę. Za 5 lat Tarly byliby dobrym symbolem zmian, gdy wychodząc z lochu pod wpływem efektu jej pomyślnych rządów zmieniają zdanie. Ci, którzy nawet w obliczu smoka nie spękali teraz klękają i przyrzekają wierność, a nie są struchlali i wygłodzeni.
A nie rokuje po śmierci Missandei, wg mnie pewnie teraz dobitnie czuje, że nigdzie nie ma domu i będzie trudno go stworzyć. Zawsze będzie obca, a łaska ludu na pstrym koniu, o czym się już przekonała czytając na murach, że Mysa must die. A osaczona i niepewna wybiera proste rozwiązania siłowe. Plus doradcy sami raczej wiedzą, że nie mają już u niej takiego autorytetu, co też w obecnych okolicznościach nie wpływa korzystnie na prognozy, bo wiedzą ze jej własne decyzje byłyby inne i prostsze.
Co do tego, że było sprzeczne z PR, który przyjęli, to zgoda. Ale było logiczne samo w sobie. To PR był do bani. Niestety, ale w warunkach westeroskich chcąc zdobyć władzę, której nie chcą ci oddać, musisz być gotów zrobić czasem również coś niemiłego. Samo zapewnianie, że chce się dobrze, że będzie się lepszym władcą niż obecny i proszenie o poparcie, nie przekona ludzi. Zwłaszcza w przypadku Danki, która była dla nich i wciąż jest obcym najeźdźcą. Do kogoś takiego z zasady podchodzi się z nieufnością.
Ja widzę to tak, że władzę należało zdobyć szybkim, zdecydowanym blitzkriegiem, nawet kosztem pewnych ofiar wśród ludności i postawić lud Westeros przed faktem dokonanym. I dopiero wtedy, mając wyklarowaną sytuację, wykoszoną konkurencję do władzy, roztaczać przed ludźmi swój program powszechnej sprawiedliwości i szczęśliwości. I realizować go. Nie można zapewniać ludzi, że przybyło się z pokojowymi intencjami jednocześnie tocząc wojnę. Doradcy Danki postawili ją w beznadziejnej sytuacji, każąc jej walczyć z Cersei tak, żeby przypadkiem nikt jej nie znielubił... Na tej zasadzie, to można sobie było w ogóle odpuścić jakikolwiek najazd, tylko przybyć bez armii, zapytać grzecznie czy przypadkiem nie potrzebują nowego władcy, a jak w referendum nie byłoby 100% poparcia, to równie grzecznie zabrać tyłek z powrotem do Essos i zapomnieć o całej sprawie. Trochę ironizuję, ale z drugiej strony trochę tak to wygląda. Nie da się wszystkich zadowolić. Zawsze ktoś będzie stawiać opór i trzeba być gotowym ten opór złamać. Zabicie Tarlych złamało opór i stanowiło przestrogę dla innych. A zważywszy na to, że chwilę wcześniej stary Tarly zdradził babkę Oleńkę, która była jego zwierzchnim lordem/lady i sojuszniczką Dany, to Dany miała pełne prawo stracić go bez mrugnięcia okiem.
Po śmierci Missandei Dany może rzeczywiście oleje już dalsze podchody. Tylko, że przypominam, że eunuch postawił na niej krzyżyk zanim Missandei została zabita. Za co? Za to, że robiła dokładnie to, co jej radził, choć wyszła na tym jak Zabłocki na mydle? Jak dla mnie fochy Varysa są z d***y wzięte i służą tylko temu, żeby wykreować sztuczny konflikt na linii Dany-Jon. Temu samemu służy zabranie Jonowi resztek mózgu i wypaplanie prawdy o swoim pochodzeniu. Po prostu Fabuła potrzebowała pretekstu, żeby namącić, więc wszyscy zainteresowani zachowują się kompletnie nieracjonalnie.
Gdyby to był serial dla dorosłych, w zdobywaniu tronu zastosowano by metody DOROSŁE. I żeby daleko nie szukać, Danka już te metody stosowała! I tak, jak piszesz: bliztkrieg oznaczałby wbrew pozorom minimalne straty, a odpowiednia polityka, strategia, PR mogłyby do nich w ogóle nie dopuścić.
Przecież Danka już to robiła! Już zdobywała miasta swoją potęgą militarną, już pozbywała się zdawałoby się nieusuwalnych panów miast, czy mogę przypomnieć też o sprytnej akcji przeniknięcia buntowników do jednego z miast Essos, doprowadzenie do rebelii?
OD CZEGO KU*WA JEST TYRION I VARYS.
Tyrion spryciula powinien w mig wymyślić akcję podburzenia mieszkańców KL przeciw Cersei mając WSZYSTKIE ARGUMENTY W RĘKU, zaczynając od wysadzenia miejsca kultu, spalenia przy tym znacznej części miasta i niewinnych mieszkańców, zabicie ukochanej przez lud Margery, szanowanego jakby nie było Wróbla, Cersei, którą dopiero co obrzucano gównem i wszyscy widzieli gołą i upokorzoną, o której wszyscy wiedzą, że sypiała z bratem i urodziła mu dzieci. Dlaczego Varys, znający wszystkie sekrety miasta nie zalał go już swoimi szpiegami, szeptającymi do uszu jego ukochanych maluczkich, że Cersei jest be, ale tuż za rogiem jest wielka, wspaniała i dobrotliwa królowa? Druga Margery, tylko ze smokami? :P
I wtedy tylko czekać na otwarcie bram. Danka mogłaby też się pojawić pod murami miasta w całej swojej glorii, smoki mogłyby zatoczyć koło nad nim, zaryczeć, no kto by z tym chciał walczyć wiedząc, ze dobrotliwa królowa w sumie może ich sfajczyć :D
A jeszcze gdyby szpiedzy rozdawali pieniążki, to już w ogóle :D
Dlaczego nie zostali wysłani posłańcy do lordów, władców krain, że prawowita królowa, krew smoków wraca do Westeros i zasugerować delikatnie, że wszelki opór spotka się z fire & blood, ale ugięcie kolana z korzyściami i przede wszystkim spokojem?
Dlaczego nikt nie wysłał poselstwa do Cytadeli??? Przecież zdobycie poparcia kapłanów to podstawa!!!
I to mogłoby być super, taka gra o tron. Przecież tych intryg, przekonywania, przekabacania to jest materiał na co najmniej pół sezonu! Można by pokazać stare lokacje, nowe lokacje, wprowadzić nowych bohaterów, oddać sprawiedliwość Euronowi i pokazać go tak, że nam buty pospadają... Czy ja powiedziałam pół sezonu? Właściwie to cały sezon mógłby być tylko o przejmowaniu KL i Westeros!
A kolejny mógłby być właśnie 6-odcinkowy i skupiony już głównie na magii!
I z Tarlym jest naprawdę prosta sprawa: zdradził swoją panią i został za to ukarany. Wystarczyłoby, żeby Danka wysłała te wiadomość do wszystkich lordów, którym z tyłu głowy zawsze się czai podejrzenie, że jego lennicy go zdradzą, nie poprą, tylko czyhają na jego miejsce.KTO Z NICH NIE ZROZUMIE I NIE POPRZE DANKI? :D
Mój typ - dlatego, że miasto stoi na beczkach z dzikim ogniem, czy jak to się tam nazywa, a Cersei prędzej wszystko spali niż pozwoli sobie na utratę miasta. Podejrzewam że Tyrion z Varysem o tym wiedzą i dlatego bali się (boją) konfrontacji jak (nota bene) ognia.
Emo. Twój scenariusz jest logiczny, a dedekowie, nie mają o tym pojęcia :).,tak jak chyba nie rozumieją co to znaczy zawiązać watek, rozwinąć go i rozwiązać :) :) Oni tak zagubili się w chęci zaskakiwania widza, że najpierw piszą jakieś sceny i dialogi, by za chwilę sobie przeczyć. I pewnie są z tego powodu zadowoleni, bo ZASKOCZYLI?? :) zaskoczyli!! :). Fakt, że ich sezon 7i 8jest szyty grubymi nićmi a fabuła toczy się już tylko siłą rozpędu na postaciach prawidłowo zbudowanych, ale przez Martina w s1-4 to tego już nie pojmuja.
https://m.facebook.com/asoiafmemes/photos/a.521977631253261/2205775442873463/?ty pe=3&source=48&__tn__=EH-R
W pewnym podkascie ktos rzucil pomyslem ze przeviez Varys i Tyrion wiedza o tajemnych przejsciach pod Kings Landing - wystaczy wyslac wk***ego Robaka na sypialnie Cersei i po ptokach :)
Ale nie, dajmy Cersei 375749 szanse na poprawe
Pinionszki wydane na największą armię świata i statki mogli też wydać na jakiegoś asasyna, wprowadzić go którymś z tajemnych przejść i cyk, po Cersei.
Przecież Varys już kiedyś zorganizował otrucie Danuty na drugim kontynencie i się prawie udało, w KL to powinna być bułka z masłem!
Za co varys bierze piniondze ja sie pytam. Co za bezuzyteczny przedstawicie upper managementu. Tylko grac gruba kase, pie**c trzy po trzy i krytykowac innych
Słuszne spostrzeżenie. Ale tam już chyba nikt nie ogarnia fabuły dalej niż 2-3 odcinki do tyłu, więc nie pamiętają, że Tyrion sobie właził do i wyłaził ze stolicy jak i kiedy chciał :D A doradcy Danuty mają teraz poważniejsze sprawy na głowie niż zapewnianie jej zwycięstwa - wino się samo nie wypije, a drętwy żart o braku k***sa w każdym odcinku sam się nie opowie ;)
Tyrion i Varys odpowiadają aktualnie za kącik alkoholowy i zużyte żarty o braku kuśki. Siedzą takie dwa upierdliwe dziady, które tylko narzekają, piją wino i opowiadają suchary. A HBO im jeszcze za to płaci :D
Przecież nawet jak nie chcieli od razu zdobywać stolicy szturmem, to można było właśnie wykombinować jakąś propagandową kampanię przeciwko Cersei i zareklamować odpowiednio swoją kandydatkę, spróbować jakiejś dywersji, przekupienia np. złotych płaszczy. Cokolwiek, zamiast siedzenia na tyłku i czekania, aż tron sam magicznie przejdzie w ich ręce, ale Cersei im go łaskawie odda, bo uzna wyższość Danki... Ach, przepraszam, był jeszcze genialny plan oblężenia stolicy i zagłodzenia jej - by szaraczkom w KL żyło się lepiej :D
Masz rację, że Danka nie musiała wymyślać prochu - wszystko miała już przećwiczone. A teraz w dodatku, przed tym całym podbojem, miała lepszą sytuację niż kiedykolwiek wcześniej - potężna armię, 3 dorosłe smoki, na dzień dobry sojusz z Dorne i Reach. Tego się NIE DAŁO przegrać! Dedeki jednak kolejny raz udowodniły, że siła ich głupoty jest nie do zatrzymania ;)
Zgadzam się, że cały 7 sezon powinien być poświęcony na walkę o tron. Gdyby to odpowiednio pokazać, mogliśmy dostać to, co było siłą tego serialu - politykę, negocjacje, narady, zabieganie o poparcie zarówno ludu jak i lordów. I przy okazji przypomnielibyśmy sobie, że jest jakieś Westeros poza stolicą i Winterfell. Jednocześnie byłby czas na ogarnianie przez starkowe rodzeństwo spraw na Północy i relacji między sobą. A ostatni sezon powinien skupić się na pogłębieniu wątku Innych i rozprawie z NK.
Kurcze, jakby to fajnie rozplanować, to takie dwa ostatnie sezony mogłyby naprawdę podreperować kondycję tego serialu. Ale skoro za produkcję odpowiadają ograniczone umysłowo pisarskie miernoty, to dostaliśmy bajeczkę dla pokemonów, a nie poważny serial dla dorosłych.
Też nie rozumiem bólu zadka niektórych o egzekucję Tarlych. Taki mesedż jest czasem zwyczajnie potrzebny, by przypomnieć niektórym o priorytetach ;) Trzeba dać ludziom sygnał, który unaoczni im dlaczego opłaca się popierać szefa i dlaczego nie opłaca się stawać przeciwko niemu.
Bo dedeki to intelektualnie cienkie bolki są. Dopóki Martin pilnował sklepiku, nie było tego widać.
Podam przykład:
Podobał nam się Tyrion, jego gadki, jego wulgarność, jaki jest pyskaty, lecz równocześnie ma dobre serce. W umyśle dedeków Tyrion zostaje odlany przez sitko, na sitku zostaje osadzik i z tego osadziku ulepiono nowego Tyriona: jest wulgarny, ale bez polotu, jest pyskaty, ale w nieśmieszny sposób, jego dobre serce nie ma już jak się objawiać w zwykłych, prostych scenach. Tyrion był wyjątkowy, bo był złożoną całością, ze wszystkimi zaletami i wadami, był wielowymiarowy, istniał w rozbudowanej, skomplikowanej rzeczywistości, poznawaliśmy go w relacjach z pierdylionem osób. To była ta woda, którą odlali tfurcy jako nieistotną, nie wiedząc, że on była właśnie BARDZO ważna, to ona definiowała Tyriona! Bez niej Tyrion jest po prostu nudny!
I to spotkało każdego bohatera! Zostali wyciśnięci, aż zostało tylko absolutne minimum, podstawa programowa i to zostało wzięte i uznane za całość, lub - jak w przypadku np. Sansy i Aryi, w ogóle wypaczone. Podstawowa wersja Sansy była w założeniu księżniczką boleśnie zderzoną z rzeczywistości, lecz zachowującą siłę i godność - sezony 1-4 zbudowały na tym szkielecie fantastyczną postać. Teraz jest jakąś idiotyczną wersją "silnej postaci kobiecej" dla gimbazy, wykorzystaną tylko do pokazania bezsensownej przemocy seksualnej, o której wszyscy mówią bez odrobiny zażenowania i EMPATII.
Podstawowa wersja Aryi była chłopczycą zafascynowaną walką, ruchem, łamaniem zasad. Sezony 1-4 zrobiły z niej kogoś więcej, dodały traumy, ciekawe relacje z innymi bohaterami i stworzyły fascynujące kino drogi ;) Co zostało z tamtej Aryi? Ano ten szkielecik, a właściwie jego karykatura, postać, jakiej nie spotkasz nawet w najgłupszych anime :D
A co zrobiono z manipulantem LF? Z głównego mieszacza pałacowego gówienka w KL, mordercy królów, namiestników, kreatora chaosu, został zdegradowany do trzeciej koleżanki nastolatek z Mean Girls :D Ale oficjalnie, wiesz, mieszał w KL, miesza dalej, więc niby wszystko jest zgodnie z kanonem!
I dlatego nie powinniśmy się dziwić, że aktualna gra o tron wygląda tak żenująco, bo widać gołym okiem, że dedeki maksymalnie uprościli to, co otrzymali w spadku po Martinie, spłycili, pousuwali maksymalnie jak najwięcej, odlali tę wodę, którą myśmy lubili chłeptać ze źródełka GoT :DD T
Tak jakby intelektualnie nie potrafili sprostać temu wyzwaniu. Być może Martin im powiedział w zarysie, co ma zamiar zrobić w książkach, a oni zwyczajnie nie mogli wiarygodnie pociągnąć fabuły do tego punktu.
I poszli na maksymalne skróty.
"odlali tę wodę, którą myśmy lubili chłeptać ze źródełka GoT :DD"
emo, kolejny raz chylę czoła przed Twoimi debeściarskimi porównaniami :)
Masz rację - bohaterowie zostali odwirowani ze wszystkiego, co stanowiło o ich atrakcyjności, bo dedekom umyśliło się, że jak zostawią im tylko 1 czy 2 cechy, które wg nich były najważniejsze, to wystarczy. Albo błędnie założyli, że o sukcesie GoT decydowały fabularne twisty i szoking, a nie wiarygodne postacie i misternie konstruowane relacje między nimi, albo - co bardziej prawdopodobne - skupili się na tym olewając bohaterów, bo zwyczajnie brak im talentu i rzemiosła pisarskiego, by wiarygodnie tych bohaterów rozwijać. A należało ich rozwijać i należało to robić w sposób przemyślany, zachowując ciągłość z tym, co działo się z nimi w poprzednich sezonach. Bez tego ani rusz. Zastój i okrojenie ich do minimum sprawiły, że mamy obecnie kukiełki, postacie-memy wrzucone w wir Fabuły, które przestały być ciekawe i zwyczajnie nam zobojętniały :(
Masz rację :) Świetny komentarz.
Najlepsze jest to że Dany nawet z jednym smokiem powinna wygrać :) wystarczy by atakowała OD Tyłu :) tj. Nie na linii strzał z super zabawek Q, które przecież strzelają w jedną stronę i nie mają zwrotnosci rakiet ziemia-powietrze:) a smok może skręcac, jest zwrotny i zionie OGNIEM:) Ten serial zrobił ze smoków prawie pluszaki :) :) :)
Smoki w tym serialu służą tylko do tego, by na nich malowniczo latać. Tyle było pitolenia jaką to potężną są bronią, ale najwyraźniej żeby ich użytkownikowi nie było za łatwo, odjęto im trochę inteligencji i instynktu oraz wprowadzono limit użycia ognia, którym mogą zionąć raz na parę odcinków...
Gdzieś mi w komentarzach mignęła też słuszna uwaga, że po jakiego grzyba one leciały za tymi statkami. Jaki był w ogóle sens podziału sił - po co Danka z paroma statkami płynęła na Smoczą Skałę? Wiedzieli przecież, że największą siłą Cersei jest flota, więc wysyłanie królowej z garstką okrętów było ryzykowne i niepotrzebne, bo i tak musieli czekać z ewentualnymi działaniami na resztę armii, która drałowała z buta. A w takim układzie równie dobrze wszyscy razem mogli sobie spokojnie maszerować lądem, gdzie Pucek Euron nie mógłby ich zaskoczyć. Może było to wyjaśnione w serialu, ale widocznie nie słuchałem zbyt uważnie ;)
Smoki w historii podboju Westeros jakby to powiedzieć: made a difference. Czytam teraz książkę Merina o Westeros i jak tylko są opisy różnych zamków, rodów i pada hasło "niezdobyte", "potężna armia" itd, zazwyczaj następuje coś w stylu "ale nie uwzględniono smoków" :D
Smoki były ważne przez 6 sezonów, z nimi powróciła magia, one namaściły Dankę. Oprócz Innych (pokazywanych rzadko) i Dzieci Lasu (jeszcze rzadziej) były jedynymi postaciami magicznymi, jedynymi, które przypominały nam, że oglądamy fantasy.
Dwa ostatnie sezony pokazały, że w sumie smok, jak smok, jest, no ładny jest, można go zabić łatwiej, niż kurczaka w zagrodzie i nawet się nie spocisz.
Varys to sam jest do zmiany. Przypominam akcję z 1 sezonu i spiskowanie z Illyrio przeciwko Nedowi, gdzie Illyrio to sugerował. Dziwne że nie był wyjaśniony przez Brana i Arye. Teraz przy Dance też Varys nic nie robi, nie pomógł jej w niczym poza załatwieniem poparcia Dorne, którego w zasadzie już nie ma. Od tamtej pory nic, wręcz psuje jak i Tyrion. Teraz popiera w sekrecie Jona/Aegona a jak Davos zaproponował małżeństwo w 1 odcinku to eunuch mówił że nic nie trwa wiecznie i był wtedy najazd kamery na Jona i Dany. W sumie dziwnie moim zdaniem z tym zrobili, taki niedokończony dialog no bo jak to interpretować? Albo jakiś spisek albo nie wiadomo co. Obecnie Jon bez małżeństwa bo niby Danka nagina go do swojej woli (tu prawda). Ciekaw jestem czy będzie jakaś grubsza akcja z Varysem i nie chodzi mi tu o poparcie dla Jona bo to w zasadzie żadna zdrada nawet z perspektywy Danki (tak przynajmniej być powinno), ale czy wyjdzie że ma coś za uszami apropo 1 sezonu i w ogóle bo za dużo było pomyłek w drużynie Danki po przybyciu do Westeros.
Ale moje oczekiwania mogą być za duże, bo dziur w tym serialu jest wiele i twórcy mogą to olać jak masę innych rzeczy albo podstawić jakieś pseudoracjonalne wyjaśnienie skoro do tej pory Bran nic nie robi.
Bardzo podoba mi się Twoja analiza odcinka :) Świetnie podsumowałaś zwłaszcza to kompletnie niezrozumiałe pompowanie balonika pt. "Niech żyje dobry król Jon!", który nie wiedzieć czemu stał się nagle dla wszystkich oczywistym i najlepszym wyborem na władcę. To znaczy wiadomo czemu - tak kazała Jej Wysokość Fabuła - ale nie wiadomo "jak". W czym on jest lepszy od Danki? Zwłaszcza w świetle tego odcinka, gdzie z jednej strony zapewnia ją o swojej lojalności i oddaniu, a z drugiej puszcza w eter wiadomość, o której wie, że może jej tylko zaszkodzić.
Hajpowanie romansu Jona z Danką było do początku głupie, ale jak już się to stało, to taki scenariusz o którym piszesz byłby w przypadku Jona najbardziej konsekwentny. Kocha Dany, sam nie chce być królem, więc powinien się przymknąć, zainstalować ją na tronie i żyć z nią długo i szczęśliwie, płodząc małych Starko-Targów.
Z jednym wszak się nie zgadzam i nie omieszkam polemizować ;) Nie kupuję tego, co się znowu dzieje z Dżejmim. Skąd to nagłe wyznanie swej wierności Cersei? Czyż wszystko nie wskazywało na to, że właśnie zerwał wreszcie z takim myśleniem, że choćby nie wiadomo jak zła i okrutna, to Cersei jest jego siostrą i miłością jego życia? Moim zdaniem prowadzenie tej postaci w serialu jest całkowitym chaosem i nie wierzę, że Martin będzie robił takie twisty w książce, gdzie Jaime jednak stale i konsekwentnie oddala się od siostry, uwalnia od niej i de facto zrywa jakąkolwiek więź z nią (scena w książce z paleniem listu od Cersei). Serialowy Jaime był świetny do momentu powrotu do stolicy. Potem zdziadział i coraz bardziej właził pod pantofel, następnie wyskoczył w Dorzeczu z tym obłędem, że będzie mordował, żeby wrócić do Cersei (przypomnę, że Jaime w książce nic podobnego nie wygadywał, zastraszył Edmure'a tylko po to, by zakończyć to oblężenie), potem znów wrócił do psiakowania Cersei, by wreszcie w poprzednim sezonie przejrzeć na oczy i olać ją, a teraz znów mu się odwidziało i znów wyskakuje z tym tekstem o mordowniu dla niej... :/ Serialowy Jaime to dla mnie porażka. A tą sceną wyszedł w dodatku na kawał gnoja. Potraktował po chamsku kobietę, która autentycznie go kocha, która ewidentnie zrobiłaby dla niego wszystko. I było to na pewno tym bardziej bolesne, że przecież jeszcze chwilę wcześniej mówił, jakim zaszczytem będzie walka u jej boku, pasował ją na rycerza. Kompletnie nie rozumiem tego, co tu miało miejsce. Nawet tłumaczenie, że on tak naprawdę jedzie zabić Cersei, a Brienne powiedział to wszystko, żeby nie próbowała go zatrzymać, jest dla mnie dziwne. Gdyby rzeczywiście jechał pozbyć się Cersei, to kto jak kto ale Brienne raczej by to zrozumiała i nie próbowała mu przeszkodzić. Nie musiał wbijać jej szpili na odchodne :/
A dziekuje i nawzajem :)
Co do watku Jaimego to zauwazylam ze wielu osobom sie nie spodobal. Dla mnie to bylo bardzo martinowskie i takie zyciowe. Nawet Jaime bedacy nieco opryskliwy dla Brienne mi tu pasuje - oni od poczatku mieli taka dynamike. Zreszta ja jego slowa odbieram jako probe uswiadomienia Brienne, ze jest bardziej zly i powalony niz ona jest to w stanie przyjac do wiadomosci, jako dobra i uczciwa osoba i zakochana kobieta. On chce jej uswiadomic ogrom swoich win wymieniajac co zrobil/ chcial zrobic dla Cersei. Sama nie wiem do konca po co dokladnie Jaime tam jedzie, ale moze on sam nie wie, wie tylko ze nie moze zostac w Winterfell i gzic sie z Brienne kiedy Cersei bedzie umierac. To troche tak jakbys mial bliska osobe, moze kogos z rodziny, z ktorym jestes w konflikcie, ale nagle sobie uswiadamiasz ze ta osoba niedlugo umrze i
Jesli sie z nia nie zobaczysz, nie pogodzisz, nie pomozesz, to bedziesz miec wyrzuty sumienia do konca zycia. On wie ze Cersei umrze, i moze chce jej oszczedzic np. smierci w cierpieniach, tortur. Wie ze pewnie sam przy takiej probie zginie, pchajac sie w sam srodek konfliktu. Moze chce Cersei ratowac, a moze chce ja zabic zeby nie wyrzadzila wiecej szkod, bo ma poczucie winy ze tyle razy jej pomagal i nie zapobiegl temu co wyprawiala. Podoba mi sie ze nie wiemy co zrobi. Tak czy inaczej szykuje sie szekspirowska tragedia i niczego innego nie spodziewalam sie po watku blizniakow. Cersei jest dla Jaimego najblizsza osoba, jako siostra, blizniaczka, ochanka,, w ksiazkach jest chyba zdanie ze przyszedl na swiat trzymajac jej stope. Logika poetycka wymaga zeby umarli razem tragicznie.
Oczywiscie dla Jaimego byloby zdrowiej i lepiej gdyby o Cersei zapomnial i zostal z Brienne, wiodl dobre uczciwe zycie. Ale przywiazanie , uzaleznienie od toksycznych zwiazkow i osob tak nie dziala. Czasem myslisz ze juz ci przeszlo, a za pare lat masz nawrot uczuc, przyzwyczajen. Moze ci sie wydawac ze bedziesz szczesliwy wiodac normalne zdrowe zycie w zdrowym zwiazku, ale nagle tesknisz to tej toksycznej osoby. Postepowanie Jaimego jest dla mnie pod tym katem realistyczne. Oczywiscie my ze wspolczesnej perspektywy wiemy jak powinien wygladac zdrowy zwiazek, ze pewne rzecy trzeba przepracowac, itd. Ale nawet wspolczesnie wielu osob nie udaje sie tak latwo odkochac, zmienic nawyki, wyjsc z toksycznego zwiazku. Bardzo szkoda Brienne, ale znow, to jest takie zyciowe. No i nie usprawiedliwiam Jaimego ani nie mowie ze dobrze zrobil, mowie tylko ze mi to pasuje do postaci, watku blizniakow i jestem w stanie w to uwoerzyc psychologicznie
Kurcze, czytam to, co piszesz i ma to sens :) Ale mimo wszystko nie mogę tego jakoś przełknąć. Zbyt mi się to kłóci z książkowym Jaimem, którego uwielbiam i który dla mnie jednak prowadzony jest inaczej - lepiej, bardziej konsekwentnie. On też w książce miał chyba jednak silniejszą motywację, by zerwać z Cersei - zdrada jest przecież bolesnym doświadczeniem, Jaime był zawsze wierny jednej kobiecie i oczywiste było, że rewelacje o siostrze zostawiły w nim zadrę (to powtarzane w kółko w myślach "she f*cked Lancel..."). Plus ten cały etos rycerza, w dodatku członka gwardii królewskiej, też był dla niego zawsze ważny. I objęcie funkcji dowódcy Białych Płaszczy było chyba takim impulsem, by wziąć wreszcie odpowiedzialność za to kim jest. A to wiązało się też z uniezależnieniem się od Cersei. W serialu tak tego nie czuć, a o zdradach siostry wciąż nie wie :/ Dlatego ciężko mi się zgodzić, że to, co obejrzeliśmy jest w jakikolwiek sposób "martinowskie". Tzn. nie wykluczam, że również w książce Jaime jednak zakończy swój żywot razem z Cersei, to by faktycznie pasowało, ale jestem na 99% pewny, że to nie będzie tragiczny finał miłości nieszczęśliwych kochanków, ale po prostu Jaime ją zwyczajnie zabije samemu przy tym czy przez to ginąc. U dedeków w sumie nie zdziwię się, jak on będzie szukał jakiegoś powrotu do Cersei. Bo serialowy Jaime jest chaotyczny, taki rozmemłany i de facto nie wiemy co go napędza. Czy w ogóle coś go napędza, czy po prostu jest chwiejny i reaguje różnie w zależności od nastroju chwili.