Po średnim 1 odcinku , i dobrym drugim dostajemy nudny 3 :(
Nie mam nic przeciwko wspólnemu wątkowi Jona z Davosem. Davos ogólnie jest w porzo, wg mnie jemu należy się tron.
Może razem ubiją Wariatkę w ramach zemsty za Stannisa i Shireen? :) Można pomarzyć.
W sumie teraz jest tyle możliwości co zrobić z Jonem. Oby nie wybrali najgorszej :(
Co do Jona, to może nieprecyzyjnie się wyraziłam. Kupuję jego zrezygnowanie, gorycz, rozczarowanie, wypalenie. Ale nie podobają mi się dialogi po wskrzeszeniu, reakcja innych na wskrzeszenie (a raczej jej brak) i to 'rozklejenie' się Jona, to jak zostało to zagrane. Tzn rozumiem że był rozklejony i załamany, ale powinien jakoś inaczej się zachowywać, a nie jak zraniony zajączek który pierwszy raz zetknął się ze złem tego świata i musi się komuś wyżalić. Jon już wiele przeszedł i żył w ciężkich czasach, powinien być twardszy, inaczej sie zachowywać mimo całego bólu który przechodzi. To mi bardzo nie zagrało.
Co do wdzięczności dla bohaterów i wizjonerów - świetne spostrzeżenie i tu pełna zgoda. Pewnie Martin pójdzie w ten deseń, w końcu historia zna wiele przypadków bohaterów których współcześni im ludzie odrzucili, a dopiero historia doceniła.
W ogóle świetne masz spostrzeżenia co do uczuć Jona i konsekwencji wskrzeszenia, brzmi to bardzo przekonywująco, myślę że Martin podobnie to pokarze (za te 5 lat jak już napisze ksiązkę :D) i że będzie to baaardzo ciekawy watek i nietypowy bohater i 'mesjasz'
Dziękuję :) Tak rzadko coś dobrze wychodzi w GoT, że aż czuję obowiązek się rozpisywać :D
Zgadzam się odnośnie braku właściwej reakcji na ożywienie. Niedawno pisałam, że ożywienie Berica powinno mieć rangę pojawienia się smoków, czy pierwszego pokazanego marszu Innych. Zmartwychwstanie, HELOŁ!
Również reakcje na Jona nie są idealne, brakuje mi prawdziwego szoku i strachu. Również swego rodzaju odrazy. Dobrze to było pokazane np. w serialu In the flesh.
W GoT jest tak szybko szybko, rach ciach wstaje Jon, Davos wytrzeszcz, Melissandre wytrzeszcz i już pytania, plany, namowy, zaraz przechadzka, uścisk uścisk, gadka szmatka, ciach egzekucja i sayonara bejbe. Nosz kurde, ja dłużej jem śniadanie, choć moje poranne wstawanie ma tyle dramatyzmu co z martwych wstanie :D
Ale co do samej reakcji Jona, jej treści, esencji, nie mam zarzutów.
"Jon już wiele przeszedł i żył w ciężkich czasach, powinien być twardszy, inaczej sie zachowywać mimo całego bólu który przechodzi."
ja to sobie tłumaczę tym, że Jon dostawał w dupę i dostawał i zaciskał zęby i wstawał, bo tak mu kazało poczucie obowiązku. I może teraz dostał o jeden raz za dużo. Że jakaś granica został przekroczona.
W sumie w dość krótkim jak na jego młode życie odstępie czasu zakochał się, zdradził i stracił ukochaną, został Lordem Komanderem i musiał się użerać z przeciwnikami, walczył z Innymi, walczył z Dzikami, musiał zabić Mace'a, został mu tak naprawdę tylko jeden przyjaciel, został podle zaatakowany w nikczemny sposób, nie jak rycerz, lecz jak kryminalista. No i ten, no, umarł :)
I ożył.
Jon może być dorosły ile chce, ale czasami po prostu trzeba sobie dać siana :D
Ja skromnie dołączę do pochwał Burberry. Do czasu przeczytania Twojego posta nie zdawałam sobie w pełni sprawy, jakie to gówniane być Jonem Snow ;D
"Jon dostawał w dupę i dostawał i zaciskał zęby i wstawał, bo tak mu kazało poczucie obowiązku. I może teraz dostał o jeden raz za dużo." Pewnie że tak, ja to odbieram tak samo. Jeśli w ogóle za coś szanuję Dedeków, to za to jak prowadzą wątek Jona - chyba jedyna postać od początku serialu, której nie schrzanili. A to jak poprowadzili dzieje jego "umarcia" i wskrzeszenia zasługują na najwyższą pochwałę. Każdy normalny człowiek zachowałby się tak jak Jon, pewnie nawet Jezus się tak zachował ;) Na Jona wypinano się przez całe życie, a on mimo to pozostał dobrym i mądrym człowiekiem. Czara goryczy się w końcu przelała i nie dziwię się, że pie*dolnął wszystkim o ziemię. Mam tylko nadzieję, że Jon nie odzyska entuzjazmu i wiary w ludzi w przeciągu kilku minut. Niech faktycznie ma tę chwilę żałoby, chwilę, żeby po raz pierwszy od czasów Winterfell (jeśli nie pierwszy raz w życiu) zrobić coś dla siebie, zgodnie z tym czego ON chce i ON potrzebuje.
Przykre, że Thorne miał rację. Bo prędzej czy później Jon odzyska poczucie misji i znów zacznie toczyć nie swoje wojny, będzie dostawał po dupie i znów będzie zaciskał zęby, bo tak będzie mu kazało poczucie obowiązku. Jasne, chcę żeby Jon był Azorem itp. Tylko, że dla niego to wcale nie jest dobry los. A jak kończą bohaterowie to też ładnie pokazało The Wire - na ogół zostają wydymani i to raczej nie przez Tormunda ;)
Ojej, jak mi miło! :3 Muczas grasias :)
Jak dla mnie wszystko sprowadza się do dobrego przedstawienia postaci. Przecież Jon był zawsze Jonem, ale takt naprawdę zaczęłam go "dostrzegać" i mu kibicować od niedawna. Coś nie wyszło na początku, może to wina aktora ;).
Wiele zachowań bohaterów w GoT, czasem fajnych, czasem głupich można wytłumaczyć - i nawet nie trzeba przy tym lubić bohaterów.
Mogę nie cierpieć Cersei i gnoma Olly'go, ale można wytłumaczyć ich zachowanie. Chociaż w przypadku Cersei najlepiej przedstawiona była tak do 4 sezonu, potem stała się ofiarą scenariusza, jak wielu innych. Za bardzo skupiono się na jej głupocie, nie pokazując jej z szerszej perspektywy. Ale to moje zdanie :)
Wracając do Jona - ja po prostu myślę o chłopaku, który z jednej strony jest dobrze traktowany przez ojca i przez rodzeństwo, z drugiej strony Cat nie pozwala mu zapomnieć ani na chwilę, kim jest (nie z jego winy). Myślę o chłopaku z fantastycznymi przymiotami ducha, który nigdy nie będzie równy Robbowi - o czym również wie - i też nie ma w tym jego winy. Myślę o chłopaku, który opuszcza bezpieczny rodzinny dom, żeby udać się w gówniane miejsce, między złodziei, morderców i gwałcicieli, gdzie musi zębami i pazurami walczyć o pozycję, podczas gdy jego rodzeństwo rozbija się po pałacach, albo dumnie reprezentuje dumny ród. Znowu - Jon niczym sobie na to nie zasłużył
I jego życie w CB: pasmo okropnych przeżyć zapoczątkowane poczucie winy za śmierć Qhorina - nie z jego winy, potem min. wymuszone bycie szpiegiem - co jest niezgodne z charakterem Jona, wymuszone zabicie Mace'a, którego szanował, skończywszy teraz na powrocie do żywych - o co się nie prosił i egzekucji, do której ewidentnie nie ma przekonania, a którą znowu wykonał z poczucia obowiązku, do której znowu czuje się zmuszony przez okoliczności.
Wiesz, to jest takie niesprawiedliwe, a Jon mimo wszystko dawał sobie jakoś radę, jakoś żył z poczuciem winy, z wrogością jego otoczenia, a przed rozsypką pewnie pomagała mu obecność Sama, Edda, Aemona, dowartościowanie w wykonaniu Mormonta i Stannisa.
Ale tak jak piszę, myślę, że to ożywienie było o jedno wymuszenie na nim za dużo.
Nie wiem, jak teraz będzie zachowywał się Jon. Na ten moment jest dobrze i wiarygodnie, ale znając możliwości scenarzystów, magiczny powrót do "ajm fajn, lets kik som as hurrrrrraaaa" w ogóle by mnie nie zdziwił.
Oczywiście równeiż chciałabym widzieć Jona w jakiejś epickiej scenie walki z Innymi :) KTO BY NIE CHCIAŁ.
Odnośnie sytuacji w rodzinnym domu, to zastanawia mnie dlaczego Ned nie wtajemniczył chociaż Cat w kwestię rodziców Jona. Ułatwił by życie sobie, żonie i zwłaszcza Jonowi. To tylko taka uwaga.
A co do reszty to się oczywiście zgadzam. Jon jest postacią, która zasługuje na wszystko, co najlepsze (dżizas, toż jest chyba najbardziej przyzwoity człek w tej sadze), a wciąż przytrafia mu się wszystko, co najgorsze. Złapałam się dzisiaj na tym, że obecnie ja ten serial tak naprawdę oglądam głównie dla Jona. Już Krzyś mi nawet nie przeszkadza. Reszta bohaterów zaczyna mi coraz bardziej zwisać, bo albo nudna albo irytująca albo głupia. A Jon nie dość, że badass, to jeszcze człowiek z krwi i kości, wiarygodny w reakcjach i uczuciach.
Bo wszystko w co wierzył przestało mieć znaczenie...
Bo mur i Castle Black będą mu przypominać zdrade i śmierć (a możliwe że i duch Olly'ego będzie go prześladować :-)
Przysięga Nocnej Straży obowiązuje 'tylko' do śmierci: "Nadchodzi noc i zaczyna się moja warta. Zakończy ją tylko śmierć."
Taki kruczek prawny ;)
A dla mnie jest na pewno lepszy niż odcinek 2 i 1.
1. Mur. Najlepsza scena w tym odcinku moim zdaniem, nie czepiam się, że nagle jest Davos w pomieszczeniu. W każdym razie jego mina i gra Jona bardzo mi się podobała. Następnie wchodzi Mellisandre z miną ":O", Carice van Houten strasznie mi się podoba aktorsko w tym sezonie. Davos prosi uprzejmie by wyszła po tym, jak znowu zaczyna gadać o jakiś przepowiedniach i o Stannisie, heh xD Następnie Jon wychodzi na dwór, dialog z Tormundem i Eddem był mega. "Zażartowałeś, na pewno jest okej?" xD Mur to jest najlepiej prowadzony wątek teraz w tym sezonie, w 5 też mimo, że zdarzają się głupoty, ale to przecież Gra o Tron.
2. Pitu pitu Sama, wierzy mamie i siostrze, że jego tatuś nie wyrzuci dziewki z dzieckiem na zbity pysk. No i rzygu rzygu.
3. Fatalne przejście na Wieżę Radości, powinni to poprowadzić począwszy od Brana, a nie jak jadą rycerze Starków, ew. tę scenę dać jako otwierającą odcinek. Walka w miarę fajna, ale były lepsze. Artur Dayne męczący się solo z Starkiem, bez przesady.
Ucięcie przed dowiedzeniem się prawdy o Lyannie, czyli tak jak powinno być.
4. Meeren, dialogi za długie, w dodatku niepotrzebne, a ten Tyriona o grach głupi. Conleth Hill tak gra, jakby mu się nie chciało, mam takie wrażenie.
5. Daenerys. Jej nie cierpię, ale i tak jakoś jej wątek musi być prowadzony, niech będzie.
6. Królewska Przystań. Przejęcie ptaszków, zamiast Roberta Stronga wciąż Gregor. Uwielbiam Kevana Lannistera za zamknięcie twarzy bliźniakom pod koniec xD Rozmowa Tommena z Wróblem nawet mi się spodobała, pokazanie jak Tommen łatwo daje się manipulować i na prawdę nie ma takiej siły i okrucieństwa. Wielki Wróbel za to jest sprytnym mówcą.
7. Arya. Nudziłem się na tym, ale w końcu odzyskała wzrok.
8. Ramsay. Dialog z Umberem świetny, potem ten dar i zdrada Umbera.
9. No w miarę fajna scena wieszania, po opadnięciu szubienicy wisielce jeszcze się szarpali, a nie padli od razu, jak w części filmów. Za dużo najazdów kamery na Olly'ego. Na plus dialog z Alliserem Thornem "Walczyłem i przegrałem". Głupie teksty tych wisielców po lewej "napisz mojej mamie, że zginąłem walcząc z Dzikimi" no tragedia. No i Jon zakończył swoją wartę dopiero po egzekucji :p
Ad.1
Czyli nie tylko ja zauważyłam nagłą teleportację Davosa XD Mnie właśnie Melisandre zaczyna lekko denerwować. Najpierw chodzi smutniutka, nikt mnie lubi i te sprawy, kryzys światopoglądowy - wręcz na odwal się stara się wskrzesić Jona, a teraz nagle yay! wiara! żyjesz! Azor Ahai! wowwow! No coś strasznego. I zdecydowanie się zgadzam, NW to najlepiej prowadzony wątek.
Ad.2 i 4
Tylko marnowanie czasu antenowego, nic nie wnosi. Przynajmniej nie było żarcików Tyriona o braku przyrodzenia Varysa XD
Ad.5
Zabawne jest to, że Deanerys od początku była moją ulubioną postacią, ale od 5 sezonu zaczęła mnie tak niesamowicie irytować, że coraz częściej mam ochotę zobaczyć jak jej własne smoki ją rozszarpują. Tak bardzo niszczenie potencjału postaci.
Ad.9
Kamera na Olly'ego była hołdem w kierunku każdego fana Jona. Miałam ochotę bić brawo XD
Ale dobre podsumowanie, krótko i na temat :)
Ad. 1. No ale zmartwychwstał koleś, co nie zdarza się dosyć często, no powiem, że nawet nigdy xD Stannis powiedział jakoś tak w 8 odcinku 3 sezonu. "Nigdy nie wierzyłem w bogów, ale jeśli widzisz cud, na własne oczy, to jak możesz wątpić w jej boga?". Czyli Melisandre po kryzysie a zawsze była fanatyczką, po cudzie jakiego dokonała mogła ponownie zacząć wierzyć xD przegięciem natomiast było stwierdzenie, że to Azor Ahai (no tak tak, miała wizje w 1 odcinku). No to wskrzesi sobie teraz Olly'ego i co? Azor Ahai? Idąc tym tropem to Beric Dondarrion mógł nim być, skoro zmartychwstał 4-6 razy.
Ad.9. No ja mam dość rozbudowania tej postaci i tego, że przez właśnie wprowadzenie Olly'ego zepsuli tak strasznie morderstwo Jona. Te "Olly" pod koniec. Tak samo teraz po przebudzeniu "och, on dziabnął mnie w serce och ach ech". Z jakieś głupiej postaci zrobili kogoś, kto w mniemaniu scenarzystów miał powodować jakieś emocje jeśli chodzi o ból Jona, że go zdradził przyjaciel. Każde ujęcie na tego dzieciaka dla mnie stratą czasu ekranowego i nie obchodzi mnie, czy w końcu zginął i sobie wisi. Jak w 4 odcinku będzie na niego ujęcie jak Edd go pali, a Jon spogląda smutnym wzrokiem to oszaleję.
Jeszcze co do Mellisandre to postać jak postać, ale podoba mi się gra Carice Van Houten, przez co tak często chwalę Meliskę.
Teraz mogę się założyć, że Meliska znowu będzie skakała koło Jona, świeciła cyckami w formie wysławiania Pana i krzyczała o wypełnianiu przeznaczenia. A ja się będę patrzyła i po cichu śmiała.Albo płakała, jeszcze nie zdecydowałam XD
Mnie rozwaliła twarz Olly'ego przy jego ostatnich słowach. Coś pomiędzy "SCREW YOU JON" i "mam zatwardzenie, pomusz" XD Mnie dziwi, że Jon jest taki przywiązany do niego. Możliwe, że tęsknota za braćmi? Po prostu też mam dość tej smutnej twarzyczki Snowa z niemym pytaniem CZEMU.
Akurat muszę przyznać, że Van Houten jest całkiem niezłą aktorką :) Na pewno lepszą od Bękarcic z Dorne XD
W 4 odcinku wbije Brienne i zabije Meliskę za współudział w zabójstwie Renly'ego. W końcu Red Woman nie jest już potrzebna ;D A jeśli tak się nie zdarzy, to prawdopodobnie będzie po Twojemu.
A ja się będę patrzył i patrzył, bo lubię na nią patrzeć xD Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia xD
"Mam zatwardzenie pomusz" hahaha xD nawet powieszenie nie pomogło, bo dalej miał taką minę, och ten biedny zatwardzony Olly xD On cierpiał, a każdy go nienawidził.
Ale dopiero od tego sezonu doceniam jej talent, gdy akurat robi smutne miny i dobrze gra taką rozpacz, a w tym odcinku zdziwienie. No ale wiesz, jedyne co z nią widziałem, to Gra o Tron i Czarna Śmierć (tam również jest Sean Bean). Więc co ja mogę wiedzieć o jej aktorstwie ^^
No od nich to nawet ja mogę być lepszy aktorsko, więc to porównanie trochę ujęło Mellisandre, gdyż jest o wiele, wiele lepszą aktorką xD
Będziesz patrzył i patrzył nawet jak ściągnie naszyjnik? Wyczuwam dziwne fetysze, shame! XD
W zasadzie to nawet nie trzeba obejrzeć z nią dużo filmów, żeby mieć świadomość że coś zagrać potrafi. Bądź co bądź ciężko się przeobrazić z maniakalnej nimfo-fanatyczki w całkiem normalną w reakcji kobietę opłakującą śmierć swojego króla. A potem wrócić do fanatyczki. Well...
Ale chętnie bym oglądnęła tą Czarną Śmierć :D
Nawet Olly ma lepsze aktorstwo, a TO jest wyczyn XD
To nie tak jak myślisz! :O
Tak w ogóle pierwsze o czym pomyślałem w tej scenie to jak bardzo mi szkoda Stannisa -wąsata żona, brat-gej, brat alkoholik, to jeszcze kochanka-starucha o.O
Zaś teraz jak myślę o tej scenie, to co ona wniosła? Okazała się stara i co? Nie mieli pomysłu na zakończenie odcinka, czy co? ;o
To trzeba mieć talent tak konsekwentnie grać zatwardzenie, w różnych mieszankach. Zatwardzenie-#niedziękuj przy scenie z Ygritte. Przy zabójstwie Jona Snowa, zaś sam nie wiedziałem, czy to rozpacz się maluje na twarzy Olly'ego z powodu tego co robi, czy też zatwardzenie sięga zenitu, a koledzy-zamachowcy nie poczekaliby na Olly'ego ;D
Czarna Śmierć to film nawet z fajnym klimatem, ale rewelacją nie jest ;) Ale to kwestia gustu.
Pst, jeszcze pół-skamieniała córka! :P I się dziwić, że całe życie taki zgorzkniały. Jak widziałam tą jego zrezygnowaną twarz przy scenie śmierci to tylko myślałam, żeby Brienne ukróciła mu cierpienia.
Wiesz, wydaje mi się, że ten naszyjnik jeszcze coś będzie oznaczał. Były teorie, że to on ożywi Jona i sobie będzie popylał po Północy z Dzikimi w stylowej biżuterii XD A może tylko miała pokazać, że Meliska jest już wykończona i ma dosyć starań i udawania? Chyba można na razie tylko spekulować.
On ma taki bardzo charakterystyczny i bardzo zabawny grymas, w którym zagryza wargi aż mu bieleją. Wygląda trochę jak Grumpy Cat XD
Zgaduję, że Sean Bean umiera?
Z jednej strony chciałbym, gdyż uwielbiam serialową kreację Stephena Dillane, z drugiej po tym co scenarzyści wcisnęli mu w oś fabularną, niech już siedzi zdekapitowany pod tym drzewem ;) Dla mnie jest na 99% martwy, wyraźnie widać, jak Brienne opuszcza miecz na wysokości szyi, nie było konieczne łopatologiczne pokazanie odłączenie głowy od tułowia.
Ten 1% to cień nadziei, jaką ma w sercu fan Stannisa ;)
Ale córka była kochana, liczy się wnętrze :D No widzisz, jeszcze zabity przez babę :/
Mam nadzieję, że to będzie miało jeszcze jakieś znaczenie, a nie bycie chamskim spoilerem ;D
No xD ale mógłby pokazać coś po za grymasem ;D
Wiem, że to dosyć nieprzewidywalne, ale tak. Nawet w dosyć wyszukany sposób ;)
Ja za samym Stannisem po przeczytaniu książek nie przepadałam. Generalnie takie oziębłe emocjonalnie osoby mnie odpychają. Ale serial to całkiem inna bajka :D W pewnym momencie nawet się przyłapałam na nadziei, że może jednak nie umrze - bo okazuje się całkiem pozytywną i szlachetną postacią. Shireen to szczególik XD
Nie no, w serialu zrobili z niego fanatyka :/ pali rodzinę na stosie za innowierstwo, zaś w książce za próbę sprzedania jego kochanej córki Lannisterom, która darzył płomienną miłością. I to jest argument go broniący <dla mnie>
Stannis książkowy siedzi u mnie w czołowej liście postaci w literaturze, które uwielbiam.
Może to kwestia naprawdę świetnego aktora, serialowy Stannis wymiata. Niekoniecznie pod względem moralnym ale jakoś tak na niego patrzę z sympatią :) W książce nie mogłam się wczuć :p
Wowowo, gdyby nie Stephen Dillane to w ogóle bym płakał patrząc co zrobili z moim królem. To najjaśniejsza gwiazda w Grze o Tron, to jak on był tym Stannisem na ekranie. Szacunek dla niego to mam i ogromny. Nawet czytając książkę, nie widzę nikogo innego jak Stephena, mimo, że karty powieści opisują z wyglądu trochę innego człowieka :P
Ja Carice van Houten widziałem również w "Czarnej księdze", gdzie grała holenderską żydówkę w czasie IIWŚ. Dobry film i świetna gra naszej Melisandre ;)
Ale w sumie tak na logikę to skąd u niej kryzys wiary? Czy dobry bóg Rulor zawiódł ją w swoich cudach CHOĆ RAZ? Urodziła cień? Urodziła. Stopniały śniegi? Stopniały. Widziała inne ożywienie? Widziała. To o co cho? :D
To że się pomyliła w Księciuniach w Płomieniach? No tak, ale to jest raczej JEJ pomyłka.
Ja też nie rozumiem, zrobiła tyle nienaturalnych rzeczy, może kryzys polegał na tym, że Melka poczuła się, jakby Chlorek ją okłamał i jak to kobieta - foch gigant? <bez urazy>
Dla mnie ona jest bardzo prostym człowieczkiem, który potrzebuje bardzo prostych bodźców w życiu. Zabrakło na minutkę głównego bodźca i od razu dół :D
Bodziec się pojawił i jest git :)
Szkoda, że Stachu oberwał przy okazji wizerunkowo zadając się i słuchając "dobry rad" takiej fanatyczki :(
No, zmiana z sceptyka/ateistę na fanatyka jest znacząca i całkowicie zmieniająca odbiór i wizerunek postaci. Tak radykalne przejście z białej cechy na czarną.
W dodatku zabrali mu jego bystrość <po za pierwszymi 5 odcinkami 5 sezonu, tu coś ich oświeciło. Wsadzili książkowego Stannisa i się okazało, że większość Stasio-sceptykow zaczęło go uwielbiać... potem spalił córkę, no ale to szczegół>.
Moja spiskowa teoria brzmi tak, że oni wiedzieli, jak zeszmacą Stannisa na koniec, wiec postanowili tuż przed zadaniem ciosu w plecy fanom Stacha sprawić im "ucztę". Żeby bardziej bolało :)
Bo jak inaczej wytłumaczyć wzruszającą scenę z Shireen w CB, żeby ją praktycznie dwie sceny później po prostu spalić bezosobowo jak chłop plastikowe butelki w piecu?
Nie ma logicznego wytłumaczenia.
Dokładnie, nawet nie próbowali dodać tragizmu w postaci "spalę córkę i uratuję świat, albo nie i Inni zaleją ten świat".
A w serialu spalił ją by śniegi się stopiły, by zdobył podrzędny zamek, by potem iść na południe zdobywać kolejne podrzędne zamki. Jedyną dziedziczkę, luuuuuz.
Przynajmniej umarł z godnością ^^ do tego załatwił 2 dobrych ludzi Boltona, a mogli w ogóle dać mu jakąś głupią śmierć. A tak przynajmniej mogę nienawidzić Brienne za zamordowanie rannego, przegranego i bezbronnego człowieka, w dodatku króla, któremu to właśnie powinna złożyć przysięgę wierności 3 sezony wcześniej ;)
Na forum wśród fanów Stacha zgorszenie panuje do dzisiaj, lżono panów tfurcuf ile wlezie za ten kompletnie z dupy wątek. Koleś z takimi przymiotami ducha jak Stachu - i to wcale nie mówię o jakichś szlachetnych i nobliwych cechach, który na dodatek ma hopla na punkcie swojego rodu zabija jedyną dziedziczkę, którą sam nazywa prinses. Zabija w najokrutniejszy sposób, chociaż wręcz dwie sceny wcześniej opowiada, ile dla niej zrobił, jak się nie poddał, kiedy wszyscy myśleli (życzyli), że umrze.
I teraz nie z gruszki ni z pietruszki poddaje się, poświęca swoją córkę i właściwie swój ród, po JEDNYM pytaniu: ar ju siur skierowanym do osoby o co najmniej niejasnych motywacjach.
Generalnie na tym stosie spala... przyczynę, dla której ten stos płonie. ??? Lodżik???
Hehe, a w "Inside the episode" powiedzą jak to Stannis stawia ambicję nad rodzinę i obowiązek wobec niej ;P sranie w banie, mogli się odnieść do tej sceny i jeszcze dodać, że to było zanim Staś poznał Mel i priorytety się zmieniły, heh, fraszka cnota.
Staś i Mel to najbardziej zdemonizowane postaci w tym serialu, tak mi się wydaje, nie wiem, kto został bardziej zepsuty.
Wiele było durnot, ale ta jedna scena przekreśliła dla mnie cały ten serial, a szczerze oglądałem go dla Stannisa i Jona.
Tylko winni się tłumaczą, więc proszę proszę, niech opowiadają ile chcą o Stachu :) Prawdziwy artysta w ogóle się nie tłumaczy ze swojej twórczości, bo widzowie po prostu kupują to, co widzą.
Czytając spojlery o Mel widzę, jak bardzo został ta postać zniszczona.
A Stachu jest kopany praktycznie od początku, jak go oglądam to widzę jakby dwie postaci. Podejrzewam, że w serialu jest dwóch Stannisów: ten książkowy, i ten dedekowy. Obaj wzajemnie się wykluczają, ale to nie przeszkadza scenarzystom beztrosko wstawiać sceny, w których ta sama osoba zachowuje się, jakby miała rozdwojenie jaźni. Z jednej strony muszą się odnieść do książki, no bo muszą, z drugiej strony sami dorabiają od siebie radosną twórczość, poprawiając to, co przecież działa.
Dla mnie spalenie Shireen to również jest punkt zwrotny. Od tej pory patrzę na ten serial jak na TWD, a to w moim świecie najwyższa obelga :D
Och nie wiem, czy wykluczają. Stannis został sprowadzony do roli fanatyka, ślepo ufający Mel z Davosem "kolesiem, który z niewiadomych przyczyn za nim podąża" Seaworth'em.
Jedyną korzystną zmianą jest pomysł zapoczątkowany przez Martina w odcinku "Blackwater", gdzie Stannis w pięknym stylu wchodzi po drabinie, z buta wjeżdża, jednym strzałem wyłamuje zamek itd. Konsekwentnie walczy w pierwszej linii w odcinku 10 5 sezonu.
Owszem, Stannisa do bólu spłycili, a to co zostało z książkowego to dane osobowe, pesel oraz mimika i te sztywne ruchy Stephena Dillane'a. Ale czy konsekwentnie przez cały serial nie jest fanatykiem i fanem Mel? ;p
Po prostu drażni mnie to, że jeszcze chwilę temu była w żałobie po Stannisie a teraz zaczyna skakać przy Jonie znowu pełna energii i wiary w swojego Pana - tego samego, który zesłał jej nieprawdziwe wizje i znowu snuć wielkie plany.
ad. 3 poza teleportacją Davosa jeszcze jeden szczególik jest własnie w scenie pod Wieżą Radości. Kiedy ser Arthur podchodzi do Neda i zaczynają rozmowę wbija miecz w ziemię, kiedy zaczyna się walka. Miecz wbity w ziemie magicznie znika, a ser Arthur wyciąga dwa miecze z "pochwy" :P
Oboje się czepiacie, Cebulowy rycerz ledwie zdążył wyjść za drzwi gdy Jon ożył więc się wrócił, scena gdy Ser Artur wbija miecz również jest prawidłowa, widać dokładnie jak wbity miecz w ziemie chwyta i podnosi jednocześnie wyciągając drugi z pochwy.
yy.... dobra obejrzałam tą scenę jeszcze z pięć razy i chyba jest faktycznie jak piszesz. Mój błąd.