Jak na pierwszy odcinek nie jest najgorzej. Dobra kontynuacja finału piątego sezonu.
Dla mnie osobiście największym zaskoczeniem był taki szybki obrót sprawy w Dorne, wiedziałem, że długo nie pozyja ale, żeby juz w pierwszym odcinku...
Z Jonem to było oczywiste, że po tym odciniu nic nadal nie będzie wiadomo.
Sansa ma swój #dreamteam. Arya i następny pozim szkolenia, wszystko jasne. Cersei i jej przemiana (za spokojnie przyjęła śmierć córki).
No i w końcu mamy prawdziwe oblicze Melisandre !!
Z ogólnej analizy odcinek na +, jeżeli ktoś liczył na coś więcej to chyba nie wie, że po woli zbliżamy się do końca i jeżeli teraz miałby być fajerwerki to na ostatni sezon nie zostanie nic ciekawego.
Właśnie jak ten
kite_clayton wcześniej pisał. To były ogary Ramsyego te krwiożercze i normalnie wyparowały i to jest wielkim absurdem i nie da sie tego obronić. Tak samo akcja z Drone no ja pier*ole Doran taka dobra postać w książce zajebiste plany snuł a tu zabity przez jakiegoś bękarta na oczach jego ludzi. Trystene był na statku który praktycznie był w królewskiej przystani i nagle tam pojawiły sie bękarty Oberyna. Jak można coś takiego zrobić no k*rwa
A w którym momencie były one krwiożercze?
Co do Dorne to pełna zgoda. Ale jak widać można zrobić, a włodarze HBO jak kochali benioffów tak kochają i chwalą na prawo i lewo.
Mimo wszystko to rodzina więc na luzie sobie mogły wejść do kajuty księcia, przecież tam jeszcze nikt nie wiedział o przewrocie w Dorne.
No nie bardzo. Po morderstwie Myrcelli akurat ta część rodziny była raczej na czarnej liście, a jeżeli faktycznie ta łódź cumowała gdzieś w Dorne to był jakiś powód, dla którego Tristane jej nie opuścił, był zresztą niezmiernie zdziwiony ich widokiem (o ile pamiętam).
(mimo iż montaż sugerował, że działo się to w KP, a wtedy tym bardziej).
Ja liczyłem na to, że będzie jakueś dobre ruchanko, czyli to, z czego ten serial słynął na początku i co zachęciło mnie do jego oglądania. Na razie szału ni ma.
To nie jest prawdziwe oblicze Melissandre. To jest ta sama Melissandre, którą była, nie wiem czy zrozumiałeś sens tej końcówki odcinka. Na początku usiadła w pokoju Jona, gdzie zarządzał i myślała o nim, bo zresztą przecież widziała w nim tego całego zbawiciela (zapomniałem nazwy), a teraz go zabrakło. Po tym wszystkim zdjeła ubrania i oddała swoją część życia, zestarzała sie, dzięki czemu najprawdopodobniej John Stark, aka Azor Ahai ożyje.
To chyba nie wiesz, że Melisandre ma kilkaset lat...
Ale jako stara "słaba" babcia nie będzie latać po Westeros...
I nie wiadomo czy ona na 100% uratuje Jona i czy w ogóle ktoś uratuje Jona. Ale mimo wszystko obstawiam Melisandre na pierwszym miejscu do ratunku Jona ale na drugim mam mocnego Branna.
Sam Martin o tym w którymś z wywiadów wspominał.
Ostatnio na to też trafiłem na westeros pl, wideo gdzie twórcy komentują pierwszy odcinek.
Niestety nie udało mi się odszukać wywiadu.
Jeśli masz link to proszę podeślij.
Ja popieram teorie że jej rodzicami byli Bloodraven i Shiera ,a wiek Mellisandre oscyluję w granicach 100-110 lat.
Potwierdzam, w odcinku specjalnym przed pierwszym odcinkiem coś było wspomniane.
Znalazłem jak twórcy serialu mówią o jej wieku.
Czysto teoretycznie wiec jeśli ma kilkaset lat to może urodziła się w Valyrii, a po jej zagładzie powędrowała do Assahai.
Pewnie to dokładnie wyjaśnią w serialu, co do linka z wywiadu to z przykrością stwierdzam, że nie mam.
Nawet nie pamiętam na jakiej stronie to czytałem...
Ostatnia scena była mocna. Aż mi się żal trochę zrobiło Stanisa, gdy sobie przypomnę jego wcześniejsze bliskie obcowanie z Melisandre. No, ale chłop już nie żyje, to chociaż prawdy się nie dowie:)
Generalnie odcinek był średni, trochę chaotyczny. Tu zabójstwo, tam zabójstwo.. w sumie mnie jako widza średnio to zainteresowało.Cały wątek Dorne kiepsko zrealizowali.Mogliby pokazać trochę więcej plenerów, coś co by wyróżniało bardziej tą krainę i zapadło w pamięć.Sam pałac-ogród to mało. Bękarcice irytujące z tym wiecznym uśmiechem na ustach w każdej sytuacji. No i mocno popłynęli tutaj z fabułą różniącą się od książkowego pierwowzoru i nie wyszło to najlepiej.
Mimo krytyki sceny z Sansą i kołkowatą brienne, nie czepiałbym się tutaj aż tak bardzo. Ona tak była, pod murami/w okolicy.Mogła zauważyć lub usłyszeć psy(a to wiadomo, że oznacza tropienie kogoś) i poszła za nimi.Ma to jakiś sens.
Oczywiście, najbardziej czekam na akcje na murze.Może już w drugim odcinku.
Odniosę się tylko do wątku Melisandre
Czy to czasem nie tak, że ona jest więźniem Pana Światła i narzędziem w jego rękach?
Uroda, wieczna młodość, nieśmiertelność i magiczne moce - to wszystko tak jakby "sprzęt służbowy", który daje jej "pracodawca" (Pan Światła), tak by mogła wykonać dla niego zadanie.
Mel jako bardzo wiekowa, potężna i doświadczona osoba zdaje sobie sprawę z tego, że jest tylko marionetką. Po tylu latach życia, śmierć dziecka pewnie nie robi na niej wrażenia (odwilż nie miała pomóc Stanisowi wygrać, tylko jej wrócić na mur).
Ale to wszystko nie znaczy, że kapłanka nie ma własnego rozumu i z uśmiechem na ustach przyjmuje to całe zło, które każe jej czynić Pan Światła. Według mnie wcale jej się to nie podoba, jednak tkwi w tym tyle lat, że zamiast buntu czuje zwątpienie.
Poza tym ona boi się snów i wizji - to co w nich widzi, jest nieuchronne i najczęściej przerażające lub złe. Sypia tylko godzinę dziennie, a stara się w ogóle nie sypiać - właśnie żeby ograniczyć te wizje. A nuż zobaczy, coś co jej się nie spodoba? Może nie chce się jeszcze bardziej babrać w tym bagnie?
Nie sposób nie dostrzec smutku na jej twarzy, gdy widzi martwego Snowa. Ciężko, żeby antyczna wiedźma się rozkleiła, ale widać, że ją to "ruszyło". Może podejrzewa że jego wskrzeszenie przypłaci własnym życiem? Jest w kropce.
W końcówce nie tylko zdjęła naszyjnik, pozbawiając się niejako magicznej ochrony, ale też położyła się spać! Ja w tym widzę zwątpienie i utratę wiary (bo wizje się nie sprawdziły), ale jednocześnie oddanie i ostatnią nadzieję.
Stannis nie żyje, Snow nie żyje, a za drzwiami czeka armia gotowa ich zabić. Mel zwątpiła, wali jej się grunt pod nogami. Nie dość, że wizje się nie sprawdziły, to jeszcze wszyscy "boscy pomazańcy" kopnęli w kalendarz, a jej samej grozi śmierć! W chwili największego zwątpienia, szuka pomocy u tego, przed kim zawsze uciekała.
Zdejmuje ochronny naszyjnik i idzie spać (a wtedy jest najbardziej wrażliwa na magię). To wołanie o pomoc! "Zawsze się przed tobą ukrywałam, nie ufałam ci do końca, ale teraz jestem w dupie, więc rób ze mną, co chcesz! Zabij mnie, weź moją duszę, albo ześlij kolejną wizję, żebym wiedziała, co robić, ale zrób to TERAZ, bo czas nam się kończy!"
"Mel jako bardzo wiekowa, potężna i doświadczona osoba zdaje sobie sprawę z tego, że jest tylko marionetką. Po tylu latach życia, śmierć dziecka pewnie nie robi na niej wrażenia (...)
Ale to wszystko nie znaczy, że kapłanka nie ma własnego rozumu i z uśmiechem na ustach przyjmuje to całe zło, które każe jej czynić Pan Światła. Według mnie wcale jej się to nie podoba, jednak tkwi w tym tyle lat, że zamiast buntu czuje zwątpienie.
Poza tym ona boi się snów i wizji - to co w nich widzi, jest nieuchronne i najczęściej przerażające lub złe. Sypia tylko godzinę dziennie, a stara się w ogóle nie sypiać - właśnie żeby ograniczyć te wizje. A nuż zobaczy, coś co jej się nie spodoba? Może nie chce się jeszcze bardziej babrać w tym bagnie?
Nie sposób nie dostrzec smutku na jej twarzy, gdy widzi martwego Snowa. Ciężko, żeby antyczna wiedźma się rozkleiła, ale widać, że ją to "ruszyło". Może podejrzewa że jego wskrzeszenie przypłaci własnym życiem? Jest w kropce."
Ładnie napisane :)
"W końcówce nie tylko zdjęła naszyjnik, pozbawiając się niejako magicznej ochrony, ale też położyła się spać! Ja w tym widzę zwątpienie i utratę wiary (bo wizje się nie sprawdziły), ale jednocześnie oddanie i ostatnią nadzieję."
To, że zwątpienie i utrata wiary to oczywiste, ale z tym oddaniem i nadzieją to ciekawa interpretacja. W każdym razie położyła się w takiej bezbronnej formie, chciałabym wiedzieć, czy to świadomy wybór czy po prostu zawsze tak spała.
Czy była w serialu jakaś scena, jak śpi, wstaje lub kładzie się do łóżka? ;)
Ja myślę, że nie bez powodu pokazali ją właśnie w takiej sytuacji.
Głupia, nieprzemyślana jatka w Dorne - nie wiem, czy jest choć jedna osoba, która będzie bronić tej sceny.
To było naprawdę złe. Oczywiście, że dzięki temu się działo, bo mamy dwa, nowe trupy, ale też w komplecie mamy świrkę zawładniętą żądzą zemsty i jej durne córki. Dorne rządzone przez osobę niespełna rozumu - no cóż, szkoda, piękna kraina.
Jeżeli chodzi o Brienne, to w końcu. Już odetchnęłam z ulgą, bo męczyło mnie, że wszystko jej się tak wymyka sprzed rąk. No i pocieszyło mnie trochę, że Theon w końcu wetknął w kogoś miecz. Niby nic, aczkolwiek w kontekście tego, co się stało z tym człowiekiem, ma to znaczenie. Póki co kibicuję tej czwórce, z nadzieją, że jednak nie udadzą się na mur (przynajmniej póki Jon jest martwy, ale podejrzewam z lekkim zawodem, że tak właśnie pozostanie.)
Arya to jest w ogóle dramat, ten wątek idzie jak krew z nosa. Momentami mam wrażenie, że tak naprawdę brakuje pomysłu na tę postać, bo zawlekli ją do domu czerni i bieli i w zasadzie ciągle nic tam się nie dzieje. Przestało mnie to już dawno ciekawić. Gdyby ją skasowali - nie byłoby mi przykro,bo byłoby przynajmniej nieco więcej czasu na być może ciekawsze sceny.
Jak dla mnie ten pierwszy odcinek mocno średni. Rozwaliło mnie to co większość, czyli:
- gdzie się podziały ogary Ramsaya w scenie ataku? :P
- pojawienie się Brienne znikąd, mogli chociaż poczekać, aż ludzie Boltona chociaż kawałek zdołają uprowadzić Sansę, a tak cud, pojawia się rycerz w lśniącej zbroi w chwili ataku
-sentymentalny Ramsay i jego dziewczyna, no bogowie litości...
-bękarcice, które wzięły się nie wiadomo skąd na statku (czy mi się wydaje, że na koniec ostatniego sezonu były jeszcze w Dorne?
-szybkie rozprawienie się z Doranem i jego synem, serio szybka akcja
- walka Aryi z tą dziewuchą, wtf? ta scena jakaś bez sensu mi się wydała, myślałam, że Arya będzie już badass assasin, a tu znów przestraszona dziewczynka
-Davos z dziwnym spokojem przyjmuje pojawienie się Melisandre, przecież chyba wie, że Shireen spłonęła właśnie przez nią?
Mam nadzieję, że niektóre akcje z tego odcinka mają jakiś głębszy sens ( np. akcja w Dorne), bo jak zostawią to tak jak jest, to nie będzie zbyt fajnie. Mam nadzieję, że następne odcinki będą ciekawsze, bo tu wiało nudą. Jedyna ciekawa scena to rozmowa Varysa z Tyrionem :)
Wszystkie zarzuty już w większości zostały wytłumaczone, poczytaj sobie dużo osób w dość konstruktywny sposób tłumaczą dlaczego jak i dlaczego.
Jedynie osobiście będę bronił Aryi, i nie będę banalny, została przecież oslepiona a to zbiło ją z tropu. Czuła się już pewnie, myślała, że jest mocna a tu... Oby szybko wrócił jej duch walki bo za nią najbardziej trzymam kciuki.
Nie no ok, niektóre rzeczy pewnie da się jakoś wytłumaczyć, ale nawet napisałam, że po obejrzeniu miałam po prostu takie odczucia jak większość tutaj :)
Chyba spodziewałam się czegoś innego i dlatego część z tych scen bardzo mi nie podeszła. I nie mówię tu o odwzorowaniu scen z książek, bo serial idzie swoją drogą i mi to osobiście nie przeszkadza, nawet jestem ciekawa jak zakończy się historia tu, a jak w książkach.
No ale niestety część postaci jest dla mnie "spalona" przez właśnie sceny serialowe np. bękarcice, które znów w książkach nawet lubię, a tu psują mi każdą scenę :P
Co do Aryi to faktycznie, jest jeszcze dziewczynką i przesadziłam z tych robieniem z niej killera, po prostu ta scena mi się nie podobała i tyle.
W przypadku Aryi spodziewam się, że do końca sezonu będzie tylko szkolenie, szkolenie i jeszcze raz szkolenie. Ogólnie dla niej coś ekstra pewnie mają na sam finał.
Tak samo będę bronić Aryi. Każdy, nawet największy badass byłby przestraszony i niepewny gdyby nagle, nie wiadomo z jakich przyczyn stracił wzrok. A przecież Arya to nie jest jakiś wybitnie wykwalifikowany wojownik, tylko dziewczynka która musiała bardzo szybko dorosnąć i zaadaptować się w nowe społeczeństwo. Sama uważam, że szybko się odbije od dna i da sobie radę. A co do Davosa - jest człowiekiem racjonalnym. Melisandre to w tym wypadku jedna z niewielu desek ratunku, możliwe że później będzie chował urazę, na razie jednak ma ograniczone pole manewru :)
Ja jestem stanowczo niezadowolona, mam niedosyt. Po śledzeniu na bieżąco wszystkich trailerów i wywiadów z aktorami póki co nie dostałam tego czego oczekiwałam, miejmy nadzieję że jeszcze się polepszy. Po pierwsze Dorne to kompletne dno. Scenarzyści chcąc wprowadzić wątek innego rodu zdecydowali się na pójście na łatwiznę czyli wybicie wszystkich po kolei. Oczywiście aktorstwo Bękarcic powala, ale na pewno nie w pozytywnym sensie. No i jakim cudem znalazły się na statku? Pstryknęły sobie palcem? Lekko porażka.
Podoba mi się połączenie postaci Sansy i Theona, ale tak cudowne pojawienie się Brienne jest po prostu nierealne. Dokładnie tak jak znalezienie pierścionka Deanerys w polu wielkości cholernych Chin, ja wiem, że khalasar wydeptał i były ślady no ale błagam....
Odcinek zdecydowanie ratuje wątek Nocnej Straży. Kochany Duch się w końcu znalazł, a ja dalej mam nadzieję na wskrzeszenie Jona. Melisandre ciekawie zakończyła odcinek.
Czekam na więcej, odcinek oceniam miernie.
Sam fakt że Jorah praktycznie trafił na ten pierścień znając tylko kierunek lotu Drogona jest bardzo naciągane, dodatkowo znalazł się akurat nad nim by spojrzeć w trawę i go zobaczyć.
Co do Brienne to w momencie ucieczki Sansy najprawdopodobniej była jeszcze w okolicach pola bitwy i gdy Ramsay wysłał pościg to pojechała jego śladem ponieważ słyszała ogary , powinni jednak to jakoś przedstawić w serialu.
Nie wątpię, że pojawienie się Brienne ma logiczne wyjaśnienie, po prostu podkreślam, że w chwili w której Sansa i Theon już zostali złapani i groziła im albo śmierć albo długie tortury a potem śmierć nagły ratunek idealnie wymierzony w czasie jest po prostu mało prawdopodobny. Już bardziej bym była zadowolona gdyby rzeczywiście zostali złapani i w drodze powrotnej do Boltonów pojawiła się Brienne. :)
Brienne nie mogła iść ślad w ślad za pościgiem, musiała trzymać się kawałek z tyłu by pozostać niezauważoną, najwidoczniej te kilka chwil zajęło jej nadrobienie tej odległości. Sansa nie była zagrożona śmiercią ponieważ była niezbędna Boltonom.
Może to moje gdybania, ale wydaje mi się, że po całkowitym zastraszeniu społeczeństwa Północy, które wcześniej teoretycznie mogłoby wesprzeć Boltonów przez obecność Starkówny i prowadzeniu władzy stricte autorytarnej mogliby ją w końcu zabić. Ludzie i tak są pod władzą więc co szkodzi upozorować wypadek. A zwłaszcza, że Sansa stwarza realny problem, bo gdyby ktoś ją wykradł Winterfell mogłoby odczuwać nagłą chęć narodowo-wyzwoleńczą :D Ale to chyba za duże wybieganie w przyszłość...
Co do Brienne - może rzeczywiście się niepotrzebnie czepiam. Ah ten babski charakter!
Sam Rose Bolton mówi Ramsayowi że potrzebują Sansy do utrzymania północy.
Zabili by ją pewnie dopiero po urodzeniu syna Ramsayowi.
Ja tak jak większość osób tutaj pisało trzymam się wersji, że po prostu Bękarcice popłyneły za księciem, księżniczką i JL. I też obstawiam na jakiś statek z towarami.
A co do Brienne to spokojnie też można to wytłumaczyć, po walce najpewniej wróciła na miejsce w ktorym czekała na znak od Sansy. Na bank zauważyła ludzi wysłanych z psami TROPIĄCYMI(podkreślam nazwę bo wszyscy tak się uparli, że to były bestie Boltona, że aż głowa boli). Przy takim doświadczeniu bez żadnych problemów można się połapać, że Ci ludzie idą szukać kogoś ważnego i na pewno wpadła na to, że Sansa uciekła, więc ruszyła za nimi.
NS to dopiero nudyyyy i ta wpadka pozostawienia ciała Jona od tak...
Melisandre ratuje cały odcinek, aktorka świetnie przeszła zmianę z "zimnej" potężnej kaplanki do osoby bez wiary, bez jakiekolwiek siły.
Oczywiście możliwe, że tak było, po protu dla mnie było to tak rozjechane w czasie, że aż jakoś mało prawdopodobne. Ale wiadomo, każdy ma swoją opinię, może też kwestia niedokładnego pokazania tego w serialu :)
Co do Brienne, wyjaśniłam swój punkt widzenia wyżej, w odpowiedzi na komentarz Venedet.
Co do NS całkowicie się nie zgadzam, ale może nie jestem obiektywna bo od samego początku GOT najbardziej lubię wątek Straży.
Melisandre aż mi się zrobiło szkoda. Ale czuję, że i tak jeszcze zamiesza.
Obejrzałem drugi raz i poza prawdziwym obliczem Melisandre jestem zachwycony niektórymi kadrami, zwłaszcza tymi które kończyły wątki, po prostu świetne. To takie wycofywanie się z watku i przechodzenie w następny naprawdę urzekające zwlaszca w tych momentach gdy krajobraz naprawdę był imponujący.
Co z Myrcellą? Czy otrucie jej w serialu to analogia do zamachu na jej życie w książce - gdzie straciła ucho i dorobiła się blizny ?
przepraszam ale książki czytałam 5 lat temu a serial słabo mi się ogląda, nie mogę zdzierżyć kreacji wiekszosci serialowych postaci.
Nieładnie tak spoilerować ksiażki bez żadnego ostrzeżenia. Poza tym to chyba Cersei dość wyraźnie przypomniała, czego ta śmierć się tyczy.
nie widze tu żadnego spoilera Myrcelle otruto juz na koniec poprzedniego sezonu , jesli jestes gdzies z tyłu w poprzednich sezonach to wchodząc do tematu o pierwszym odcinku szóstego sezonu możesz sie spodziewać spoileru.
A ja nie mogę zdzierżyć ludzi ktorzy ciągle narzekają, książka, serial, serial, książka... Przecież żadnej książki nie da się odwzorowywać w 100% czy to na przykładzie filmu czy jak tutaj serialu...
ale ja w ogóle nie o to pytałam o to co możesz zdzierżyć a co nie. zadalam konkretne pytanie na temat fabuly a ty zamiast odpowiedziec zaczeles jęczec. przyganiał kocioł garnkowi.
A widzisz myślałem, że napisałem. Nie wiem o czym myślałem ...
Ale tak to jest na tablecie...
A chciałem napisać, że śmierć w tym serialu w cale nie musi się trzymać tej książkowej. Ilu to już bohaterów w serialu nie ma, a w książkach mają się dobrze.
owszem a ilu bohaterów pomineli. ciekawe co zrobia tworcy serialu jak zasiądzie na tronie Arianne Martell.