100% racji!Ludzie nie uczą się na błędach. Poza tym przemysł zbrojeniowy to potężny biznes, wcale nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, ze wiele wojen wywołują np handlarze bronią. Czytałem ostatnio 2000 stron cegłę Druga wojna światowa - Antony Beevor, książka która powinna być obowiązkowa lekturą w szkołach NA CAŁYM ŚWIECIE!Kapitalnie opisane, jak psychole żerujący na obawach prostych ludzi wywołują wojnę i sprawiają niewyobrażalne cierpienia dziesiątkom milionów. Najgorsze jest to, ze wielu polityków (również w Polsce) posługuje się obecnie tymi samymi metodami.
Ja żałuję, że Loras nie powiedział Wróblowi, żeby ten się oddalił (jeno bardziej wulgarnie ^^) i że kochał Renly'go i że nigdy nie wyrzeknie się miłości do niego. I wtedy mogli zabić Lorasa, niechby miał tę swoją chwilę chwały i badassowości i niechby Wróblowi choć jedna osoba utarła nosa przed śmiercią. A tak to Marg zginęła jak idiotka, która się przeliczyła, a Loras zginął jak tchórz i złamas.
Co do ostatniego akapitu - to jest właśnie rzecz, która mnie drażni w serialu - od kilku sezonów widać postępującą infantylizację, dziecinnienie i banalne uproszczanie fabuły i postaci. Giną gdzieś szarości, wielowymiarowość, zielony ogień grzecznie pali się jak trzeba i pod kontrolą, smoki są ugładzone i posłuszne, Nieskalani stoją jak posągi na bajecznych statkach i nikt nawet nie rzyga, a wojna... jaka wojna? Dostałaś jedną scenę ze stosem trupów, masz się cieszyć i tłitować, jaki ten GoT jest epik i realistik!
"Ja żałuję, że Loras nie powiedział Wróblowi, żeby ten się oddalił (jeno bardziej wulgarnie ^^) i że kochał Renly'go i że nigdy nie wyrzeknie się miłości do niego. "
I mógłby jeszcze dorzucić kilka pikantnych szczegółów z ich pożycia, co by Wróble zgrzeszyli przez samo słuchanie o tym :D
"A tak to Marg zginęła jak idiotka, która się przeliczyła, a Loras zginął jak tchórz i złamas."
Dokładnie, w tym sezonie byli właściwie tylko kukłami do spalenia w kluczowej scenie. No, może Margery dali trochę więcej charakteru. Ale Loras, Ollena, Kevan i Mace - jak statyści
"od kilku sezonów widać postępującą infantylizację, dziecinnienie i banalne uproszczanie fabuły i postaci. Giną gdzieś szarości, wielowymiarowość, zielony ogień grzecznie pali się jak trzeba i pod kontrolą, smoki są ugładzone i posłuszne, Nieskalani stoją jak posągi na bajecznych statkach i nikt nawet nie rzyga, a wojna... jaka wojna? Dostałaś jedną scenę ze stosem trupów, masz się cieszyć i tłitować, jaki ten GoT jest epik i realistik!"
Dokładnie. Dobrze że inni też to widzą :)
Mam sentyment do Tyrellów i powodowana tym sentymentem rozgrzeszałam ich z wielu błędów. Usprawiedliwionych, gdyby ostatecznie wygrali. Ale przegrali, więc nie ma co dłużej się oszukiwać i ich rozgrzeszać.
I nie martw się, zapewniam cię, że wielu to widzi :)
"O co chodziło z tym:
- Kto za tobą podąża Dany?
- Myślę że wiele kobiet"
to bardziej chodziło o to, że Daario się zastanawia, kogo mógłby mieć po takiej sztuce, jaką jest Danka, a Danka stwierdza, że pewnie będzie miał po niej wiele bab :D
Loras miał być ukazany jako ofiara fanatyków religijnych. Wypieprzenie w kosmos całego septu i przejęcie władzy przez najbardziej ''demoniczną'' k@rwę mentalną i fizyczną, to też przekaz. Nikt już nie pamięta jak Cersei waliła się z bratem i ups jebut dzieciaka z wieży. ?
Nikt nie pamięta jak bardzo była wkurzona, że Bran przeżył ( śniadanie Tyriona) sezon 1.?
Ktoś jeszcze pamięta jak Cersei instruuje Jofreya o Sansie i dziwkach? - sezon 1.?
Ktoś jeszcze pamięta uśmiech Cersei kiedy Joffrey poniżał Tyriona?
Ktoś pamieta, że Loras i Margery trafili do lochów bo Cersei? I jej uśmiech?
Ktoś jeszcze pamięta przegrupowanie jej mimiki kiedy po nagim marszu jest w objęciach Góry zombi?
Kto pamięta żałobę po Marcelli- córce?
Co zrobiła po/ przed śmiercią Tommena? Ubrala się w czerń z łańcuchami czy wcześniej?
Szkoda,że Wróbel tak zgłupiał w dzisiejszym odcinku, zawsze wyprzedzał wszystkich o parę kroków, ale może puenta miała być taka, że inteligencja zawsze przegra z brutalną siłą, bo i Margaery poległa. Szkoda, że zginęła bez sensu. Dedeki się spieszą, widać to, zmierzają wielkimi krokami do końca historii, spinają wątki, tną i skracają co się da. Wychodzi - jak widać na ekranie...
U Ciebie chciałem umieścić ten wpis: 100% racji!Ludzie nie uczą się na błędach. Poza tym przemysł zbrojeniowy to potężny biznes, wcale nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, ze wiele wojen wywołują np handlarze bronią. Czytałem ostatnio 2000 stron cegłę Druga wojna światowa - Antony Beevor, książka która powinna być obowiązkowa lekturą w szkołach NA CAŁYM ŚWIECIE!Kapitalnie opisane, jak psychole żerujący na obawach prostych ludzi wywołują wojnę i sprawiają niewyobrażalne cierpienia dziesiątkom milionów. Najgorsze jest to, ze wielu polityków (również w Polsce) posługuje się obecnie tymi samymi metodami.
hę? ale ja nie pisałam że naczytałam się spoilerów? przeczytałam przypadkiem o zjaraniu septu i śmierci Tommena, że sept spłonie było wiadome od wizji szelonego króla u Brana oraz od przemowy Tyriona do Danki w poprzednim odcinku. O śmierci Tommena też wiemy z przepowiedni. Poza tym nie napiasłam też że nic mnie nie zaskoczyło - Cersei koronująca sama siebie mnie zaskoczyła, i Jon jako król in the North
Pociag Tyriona do Danki nieee po prostu juz powoli wprowadzaja widza zeby nie szokowalo ze to jego siostra
nienienie, Cersei i Jamie to rodzeństwo Danki, nie Tyrion. Tyrion jest jak Tywin (tylko lepszy) a Cersei to wykapany Aerys
100% racji. Gratuluję bardzo wnikliwej recenzji. Wszystko wyłożone czarno na białym
Nie będę się odnosił do wszystkiego, tym bardziej, że przedmówcy już też komentowali, ale o czym chciałbym wspomnieć:
Bardzo podoba mi się Twój pomysł na rozwiązanie kwestii procesu, wyciągnięcia na światło dzienne wszystkich ciemnych spraw Cersei i przez to nadania tej całej akcji z "burn them all" i samobójstwem Tommena większego emocjonalnego impaktu. To by było świetne. I jeszcze przy okazji Jaime mógłby się dowiedzieć prawdy o siostrze, co może dałoby mu wreszcie jakiegoś kopa do zerwania z nią, bo teraz faktycznie wychodzi na to, że on już się tego nie dowie, bo skąd? Można było upiec tyle pieczeni przy jednym ogniu, gdyby rozwiązano to w sposób, o którym piszesz. I taka zaszczuta Cersei, która puszcza z dymem pół stolicy (btw: słuszna uwaga o nieco za bardzo "sterowalnym" Dzikim Ogniu ;)) częściowo z nienawiści do swoich prześladowców, którzy ostatecznie ją upokorzyli i pogrążyli, a częściowo ze strachu, bo została postawiona pod ścianą i nie ma nic o stracenia, byłaby też imho ciekawsza.
Słuszne uwagi odnośnie "King in the North" - wszystko za słodko, za bajkowo. Choć uwielbiam małą Mormontównę i choć scenka ładna, to jednak mocno zajeżdżało disneyem. Znów wystarczyło palnąć pokrzepiającą mowę, po której nagle racjonalne argumenty i wcześniejsza zupełnie zrozumiała wstrzemięźliwość lordów z poparciem tego, co zostało z 'House Stark' idą się yebać. A przecież motyw listu Robba, który twórcy olali, byłby teraz jak znalazł! No i przy okazji można było tym argumentem zgasić Petyra i jego kalkulacje, bo ciężko byłoby mu z tym polemizować. Ale po co, skoro lepiej jest zainfekować północnych lordów pomrocznością jasną i kazać im nagle poprzeć bękarta dlatego, że jest taki 'osom', a nie dlatego, że ich król po prostu namaścił go na swojego następcę. I to też byłby fajny motyw, gdyby to wyszło na jaw - konsternacja, zaskoczenie wszystkich i wtedy lordowie mogliby rzeczywiście udowodnić, że kieruje nimi wierność wobec Starków, wobec ich zamordowanego króla Robba.
Dany & Tyrion - też nie podoba mi się w jaką stronę to idzie. Tyrion powinien być takim głosem rozsądku, sprowadzającym ją na ziemię, pozwalającym nabrać jej dystansu, wytykającym celnie jej braki i potknięcia. A staje się kolejnym wpatrzonym w swoją dominę psiakiem. Jest to niestety konsekwencja wystylizowania Danuty na Zbawczynię Ludzkości, a z takimi się nie dyskutuje i nie kwestionuje ich poczynań, tylko wiernie bije się pokłony przed ich majestatem ;)
O kurcze, dzięki :D Z tym procesem Cersei, to nie wiedzieć czemu, byłam pewna, że on się odbędzie w serialu i wyjdą na jaw wszystkie jej brudy, i przez to Tommen się zabije a Jamie od niej odetnie - cóż zawiodłam sie i rozczarowałam. Szkoda że nie dano motywu procesu np w 8 odcinku (ktory byl tragiczny, np zamiast sceny z palcem w tyłku ;) ) a sfajczenie septu mogli zostawić na finał. Dramat byłby pomnozony razy 3.
Dlaczego właściwe DDki nie pomyślał yo tym liście namaszczającym Jona? Wystarczyło zatrudnić do prac przy scenariuszu paru nerdów, a mogli by dać twórcom jakieś fajne wskazówki czy pomysły. Arogancja hollywoodzkich twórców chyba nie zna granic. Może oni uznali że serial odniósł sukces dzięki nim i ich genialnym żartom o k**ch, a nie dzięki historii Martina.
Co do Mormontówny - ja też ją uwielbiam, z aktorką to był strzał w 10, coś jak Arya w pierwszych sezonach :) Ale patrząc realistycznie - jaki tak naprawdę posłuch miałaby w szowinistycznym Westeros 10-latka z wojskiem w ilości 62 rycerzy? Tak jak piszesz, jak się nad tym za bardzo nie zastanawiać, a tylko cieszyć grą Lyanny i komizmem sytuacji, to jest super. A tak w ogóle:
http://i.imgur.com/0hUZJe6.jpg
http://i.imgur.com/mJxxcuT.jpg
http://i.imgur.com/aTwNjTs.jpg
http://i.imgur.com/vAlgZjb.jpg
"Dany & Tyrion - też nie podoba mi się w jaką stronę to idzie. Tyrion powinien być takim głosem rozsądku, sprowadzającym ją na ziemię, pozwalającym nabrać jej dystansu, wytykającym celnie jej braki i potknięcia. A staje się kolejnym wpatrzonym w swoją dominę psiakiem. Jest to niestety konsekwencja wystylizowania Danuty na Zbawczynię Ludzkości, a z takimi się nie dyskutuje i nie kwestionuje ich poczynań, tylko wiernie bije się pokłony przed ich majestatem ;)"
Masz rację, pewnie tak to działa.. A spudlony Tyrion zachwycający się nadąsaną gimbusiarą, która nie spaliła wszystkich miast w Zatoce tylko dlatego że powiedział jej żeby tego nie robiła, to trochę przykry widok.
Może w ogóle Danka jest dla DDków personifikacją Ameryki - szerzącą demokrację wśród brązowych dzikusów (Panowie, Dothrakowie) oraz terrorystycznych dyktatorów (Cersei) ;) Przed odcinkiem słuchałam sobie soundtracku do serialu, najbardziej spodobało mi się 'Light of the Seven' i 'Winds of Winter' które towarzyszy scenie Danki płynacej ze swoją flota na Westeros. Oczywiście jest to wzniosłą pozytywna piękna pieśń do takie złowrogiej sceny - zabrakło jeszcze tylko delfinów, jednorożców i tęczy. Żadnego zaanaczenia jakichś wątpliwości moralnych najazdu na Westeros, żadnego zaniepokojenia, nic złowrogiego. Dobry bohater płynie zwalczyć tych złych.
No zdecydowanie nie podobał mi się wzrok Tyriona, kiedy mówi podejrzanie słabującym głosem o kolejnych, którzy pokochają Dankę.
Uwielbiam ideę spersonifikowanej w Dane Ameryce :D
Jeszcze jak zakocha się w niej Jon to będzie zbiorowy rzyg tęczą wśród części fanów ;)
Może doczekamy się jakichś nawiązań do statuły wolności w przyszłym sezonie - np kochający lud pierdzielnie Dance taką figurę z jej facjatą w prezencie, np przed Kings LAnding
Byłaś pewna, bo to byłoby logiczne. Niestety dedeki i logika się wzajemnie wykluczają ;) Wiadomo też, że kiedy Mądrzy Panowie (tak od dziś będę nazywał tych dwóch imbecylów) mogą wybierać pomiędzy lepszym a gorszym rozwiązaniem, zawsze wybiorą to gorsze :)
Dlatego właśnie nie pomyśleli o liście Robba - bo to byłoby lepsze i bardziej logiczne rozwiązanie. A zdaniem Mądrych Panów ludzie nie chcą logicznie prowadzonych, solidnie skonstruowanych wątków, tylko chcą disneya i epickich scen, przy których można się nawet nieźle bawić jak się wyłączy szare komórki (vide: 'King in the North 2').
Dobre porównanie Mormontówny do Aryi z pierwszych sezonów i dobry 'komiks' :)
A skoro już przy Aryi jesteśmy, to zgadzam się w pełni z tym co napisałaś o niej niżej - byłem też totalnie zniesmaczony tą sceną z pasztetem i jej psychopatycznym uśmieszkiem. Nie wiem czemu uparli się poprowadzić tą postać w tą stronę. Zemsta za Starków jak najbardziej, ale właśnie niech to ma ludzką twarz. Niech będzie w tym poczucie obowiązku i honoru, niech będzie w tym nawet nienawiść do swoich przeciwników - Arya mogła wykrzyczeć ją Freyowi w twarz ze złością i ze łzami w oczach, bo przecież powinna cały czas pamiętać o tych, za których się mści i czuć żal i stratę. A to było takie bezosobowe, wyprane z emocji. Arya przyglądała się Freyowi jakby obserwowała jakiś ciekawy okaz owada :/
Również podoba mi się wizja Dany jako personifikacji Ameryki - strzał w 10! :) Statua Wolności z twarzą Matki Smoków mnie rozbroiła ;)
Scena zamykająca odcinek to był właśnie przedsmak tego w jakich kategoriach przedstawią zapewne najazd Danuty, czyli disney na całego - zamiast refleksji nad okropieństwami kolejnej wojny będzie malowniczo powiewający na wietrze (i nad zgliszczami KL, ale to się wytnie w montażu) sztandar 'stars & stripes', tzn. 'Fire & Blood' ;) I ta nachalna symbolika - 'czarna', zła królowa, z potworem-golemem u boku, paląca niewinnych i popijająca przy tym winko z zołzowatym uśmieszkiem kontra białowłosa dobra królowa, zrodzona z burzy, wyzwolicielka z okowów etc., ze swoim sympatycznym teamem za plecami i z majestatycznymi smokami szybującymi majestatycznie nad wodami zatoki majestatycznie oświetlonej promieniami zachodzącego słońca - czyż to nie piękne? :) Po co myśleć, po co mieć wątpliwości i stawiać pytania o słuszność poczynań i motywacji uczestników kolejnej wojny, skoro tak ładnie i obrazowo wyłożono nam kto jest dobry a kto zły i komu należy kibicować?
"zabrakło jeszcze tylko delfinów, jednorożców i tęczy."
To skandaliczne niedopatrzenie z pewnością zostanie naprawione i w wydaniu DVD dodadzą je komputerowo ;)
Części ludzi podoba się taka psychopatyczna Arya, ma prawo taka być po tym co przeszła, ale z drugiej strony nie zabiła aktorki, więc jest w niej jeszcze jakaś szlachetność, sprawiedliwość i honor. Mi się Arya mordująca z psychopatycznym uśmieszkiem nie podoba i już, co poradzę :)
Tak jak piszesz, gdyby były w niej jakieś 'ludzkie' emocje, jakiś konflikt wewnętrzny, byłoby ciekawiej i można by się jakoś utożsamiać z taką postacią.
Co do złej Cersei - dziś przyszedł mi do głowy pomysł, że Cersei mogłaby zapanować nad jednym ze smoków (zakładając, że ona i Jamie są dziećmi Aerysa, a mamy sporo wskazówek co do tego w książce) - wtedy walka między nią a Danutką byłaby bardziej wyrównana. Chciałabym bardzo to zobaczyć :)
"Co do złej Cersei - dziś przyszedł mi do głowy pomysł, że Cersei mogłaby zapanować nad jednym ze smoków (zakładając, że ona i Jamie są dziećmi Aerysa, a mamy sporo wskazówek co do tego w książce)"
Fajnie by było, gdyby Euron miał ten róg i spiknąłby się z Cercei (dla niego to tez jest chyba jedyna nadzieja). Tylko nie wiem, czy ten róg jest jakkolwiek zasadny w sytuacji, gdzie Danuta ogarnia smoki siłą woli. Czy cokolwiek jest w stanie to przebic?!?
Jak będzie trzeba to Daenerys nauczy sie latać na trzech smokach jednocześnie. Nie wiem jak, ale DeDeki jakoś rozwiążą ten ograniczony prawami fizyki problem.
Według mnie Arya mordująca Freya ze łzami w oczach byłaby tak samo wiarygodna, jak dbający o więźniów i żonę Ramzey. Ostatni raz zabiła kogoś z emocjami wtedy, gdy z Ogarem natrafiła na ognisko żołdaków Freya, którzy gadali o Czerwonym Weselu. Można nie popierać pomysłu robienia z niej psycholki. Można sądzić, że akcja z ciastem była przesadą (ja też uważam te kucharskie zapędy Ary za głupie, ale chyba z innych powodów niż inni krytykujący tę scenę). Nie można jednak mówić, że jej psychoza wzięła się znikąd. We wcześniejszych sezonach scenarzyści jasno nakreślali tę postać jako kogoś kto ma zadatki na socjopate. Nie wiem czemu niektórych tak szokuje ten uśmieszek, gdy zażyna Freya. Przecież parę sezonów temu, podczas rozróby w gospodzie na jej twarzy pojawiła się ta sama chora satysfakcja, kiedy patrzyła jak żołnierz, któremu wbiła Igłę w gardło krztusi się własną krwią. Wtedy chyba jakoś nikt się tym nie bulwersował. Podsumowując: każdy ma prawo krzywo patrzeć na psychiczną Aryę (mi akurat podoba się robienie z niej psychola), ale w ostatnim odcinku nie stało się nic co powinno dziwić, gdyż już od dawna Arya miała zadatki na morderczego czubka.
A zostawiając już wątek Ary i całe GOT, to czemu do cholery Filmweb odmawia modyfikacji tekstu po upływie 5 minut. Ma to zmusić użytkowników do uważniejszego sprawdzania tego co napisali i poprawiania błędów przed dodaniem swoich przemyśleń? ;) Bo znalazłoby się parę poprawek, jakich bym dokonał w swoim komentarzu (powtórzenia, źle dobrane słowa itd.), ale oczywiście już nie mogę, bo Filmweb nie uznaje możliwości edytowania tekstu za coś istotnego.
"Zemsta za Starków jak najbardziej, ale właśnie niech to ma ludzką twarz. Niech będzie w tym poczucie obowiązku i honoru, niech będzie w tym nawet nienawiść do swoich przeciwników - Arya mogła wykrzyczeć ją Freyowi w twarz ze złością i ze łzami w oczach, bo przecież powinna cały czas pamiętać o tych, za których się mści i czuć żal i stratę"
no ale... to się całkowicie kłóci z charakterem Aryi, ej no :D Czy Arya kiedykolwiek zachowywała się w taki sposób, żeby teraz wiarygodne byłoby jej zachowanie "ludzkiej twarzy" w zemście? Czy ona kiedykolwiek dała chociaż pół deko prawdopodobieństwa, że w chwili wykonywania zemsty zalałby się łzami? Czy w ogóle jest chociaż jedna, JEDNA osoba w GoT, która w chwili zemsty by się tak zachowała? Każdy bohater, który się mści w tym serialu zachowuje się jak sadysta i ma chore uśmieszki, paląca żywcem wrogów Danka i Cersei, Oberyn, czy Babka gnojący Lannisterów, chyba tylko Jon nie ma do tego skłonności, ale nawet on z wku*rwem wykonał pewna egzekucję i nie okazał wtedy "ludzkiej twarzy".
Poza tym - jaki do jasnej ciasnej obowiązek i honor? :D Ona się mści za krzywdy bliskich, nie nosi banerów rodu na piersi, nie podrywa hufców, nie drze ryja "za Starków", ona się mści za ukochane bliskie osoby, to jest prywatna zemsta, nie wojna rodów. Poza tym błągam, nie wpadajmy w pułapkę "szlachetnych Starków", dlaczego Arya ma być lepsza charakterem, bardziej honorna, szlachetniejsza od Cersei, czy Danki?
Przygotowanie posiłku z synów Waldera jest głupie, bo technicznie awykonalne, ale samo w sobie - dlaczego nie?
"A to było takie bezosobowe, wyprane z emocji. Arya przyglądała się Freyowi jakby obserwowała jakiś ciekawy okaz owada"
no ale Arya tak samo obserwowała śmierć tego gościa w karczmie, tak samo obserwowała agonię Ogara i wtedy to nie przeszkadzało, a teraz przeszkadza? :)
Na wiele rzeczy godzę się w GoT, ale nie... no, szlachetna rodowa mścicielka dokonująca zemsty z ludzką twarzą (jak to w ogóle jest zemsta z ludzką twarzą, przecież z założenia zemsta jest nieludzka), która zalewa się łzami za matuchną kiedy ją mści zamiast psychopatycznego dziecka czasu wojny i pogardy, dokonującego satysfakcjonującej zemsty z ku*ewskim uśmieszkiem ala Cersei.... niiieeeee.... no nieeeeee! :D
Dwight ja was proszę, ja was zaklinam! Nie idźcie tą drogą! :D
Arya to morderca, MORDERCA, zabijała i zlecała morderstwa, uczyła się mordować, fascynowały ją miecze, wolała kontynuować naukę w tej dziedzinie zamiast oddać się pod opiekę Brienne. Jej nazwisko, wiek i pochodzenie nie ma tu nic do rzeczy, to jest zwykły zakichany MORDERCA.
Dodałbym jeszcze zabicie przez Aryę tego typa, który dawno temu groził, że wydyma ją patykiem (scena kiedy Ogar zostaje ugryziony w szyję). Arya bez skrupułów zabija człowieka, ponieważ był dla niej kiedyś chamski... no kto po takim niewinnym psikusie mógłby się domyśleć, że wyrośnie z niej psychopatka :D
I przypomniały mi się jeszcze słowa Melissandre, która gdy tylko ujrzała Aryę, powiedziała: "Widzę w tobie mrok, który zamknie na zawsze wiele oczów" (nie jest to dokładny cytat, ale zachowałem sens tamtych słów). Wprawdzie kobieta rodząca demona oraz paląca dziecko na stosie sama też nie jest chodzącym dobrem, ale akurat w tym przypadku można dać wiarę, że wiedźma jest w stanie wyczuć mrok czający się w innych ludziach, być może na zasadzie „swój pozna swego”. I ciekawe czy scenarzyści pamiętają o tym, że Melissandre przepowiedziała im ponowne spotkanie, czy też może jednak puszczą tę rozmowę w niepamięć. Tak czy inaczej dowodów na to, że Ary daleko będzie do miana szlachetnej bohaterki pojawiło się w przeciągu ostatnich sezonów wystarczająco dużo, żeby scena z Freyem nie dziwiła... no może poza tym ciastem, ale tu dziwić może tylko to, że zdołała po kryjomu przerobić na deser dwóch dorosłych facetów, pomimo iż w Bliźniakach mieszka zapewne co najmniej kilkadziesiąt osób (pozostałe dzieci Freya, służba, straż itp). A jakby mi się tam Arya zalała łzami i zaczęła krzyczeć na starego Freya, to uznałbym to za jeszcze większą porażkę niż sprzedawanie ostryg na Bravos. W Ary niewątpliwie nadal drzemią ludzkie odruchy (co pokazał chociażby jej stosunek do aktorki), ale są ukrywane coraz głębiej. Nie należy już do osób wylewnych. Jak zabija kogoś w zemście, robi to na zimno, czerpiąc satysfakcję z tego, że jej ofiara tuż przed śmiercią uświadamia sobie, że zginie z ręki Starka. Nie ma tu miejsca na okazywanie emocji i płacz... no chyba, że mowa o płaczu jej ofiar. Szlachetnym wojownikiem jest Jon. Arya to skrytobójca, a nigdy nie słyszałem o skrytobójcy, który wrzeszczy na swoje cele... trochę mało byłoby w tym skrytości ;)
Chociaż inną kwestią jest to, że nie do końca wiem jak ukazane nam "szkolenie" na Bravos mogło uczynić z niej assassina, który bez problemu dostaje się na lordowski dwór i zabija kogo tylko zechce. Lepiej by było jakby to szkolenie zostało owiane tajemnicą. A tak to przychodzi mi do głowy tylko to, że może wbijać na każdy dwór wyłącznie jako sprzedawca ostryg ;)
No właśnie, historia Aryi w Westeros jest spójna i prowadzona po sznurku: Arya od początku, jeszcze od Winterfel, jest pokazana jako typ niepokorny, niedostosowany do sztywnych reguł, skłonny już wtedy do psot sprawiających komuś przykrość. Potem mamy śmierć Neda i od tej pory te cechy Aryi, które w normalnych okolicznościach byłyby uśpione, lub ograniczone - wychodzą na wierzch, a wraz z kolejnymi tragediami, kolejnymi aktami przemocy, których Arya doświadcza na sobie lub obserwuje na innych są sukcesywnie rozwijane.
W Wiedźminie też jest taka grupa dzieciaków, które Sapkowski akuratnie nazwał dziećmi czasu pogardy, czasu wojny i przemocy. Arya jest takim dzieckiem. Bardzo ważne są tutaj jej wrodzone cechy charakteru sprawiające, że u niej rozwinęły się te cechy, które np. u Jona się nie zamanifestowały, choć chłopina też swoje przeszedł.
Mimo wszystko Arya nie jest "zepsuta", nie jest Ramsayem, ponieważ zachowała dystans do siebie i do ludzi, którzy próbują nią kierować. Potrafiła dostrzec w Ogarze cechy, dzięki którym wykreśliła go ze swojej listy (a przecież chciał ją przehandlować), tak samo znamienny był jej stosunek do aktorki i fakt, że wybrała NIE zabicie jej. Ale dla mnie to również jest wiarygodne, bo przecież cała jej życiowa misja opiera się na mszczeniu za bliskich - po co miałaby się mścić, gdyby nie była zdolna do pozytywnych uczuć, jak miłość, szacunek, poczucie sprawiedliwości (zemsta za Mycah, czy jak było temu chłopcu z 1 sezonu).
Tak że odnośnie pasztetu Waldera jest to głupie ze względów technicznych (dostanie się do jego zamku, dostanie się do kuchni, zabicie dwóch dorosłych mężczyzn, na dodatek ważnych a nie jakichś randomowych trepów gdzieś w zaułku, poćwiartowanie i ugotowanie i cały czas będąc na widoku i zrobić to niezauważalnie). Tak że tak, to było durne. Ale sama scena zabicia Freya - ok.
"Chociaż inną kwestią jest to, że nie do końca wiem jak ukazane nam "szkolenie" na Bravos mogło uczynić z niej assassina, który bez problemu dostaje się na lordowski dwór i zabija kogo tylko zechce. Lepiej by było jakby to szkolenie zostało owiane tajemnicą"
proponuję założyć na wstępie, że szkolenie w Braavos nie miało żadnego sensu. Arya przez 2 sezony nauczyła się walczyć w ciemności, mycia podłogi i trupów (bardzo ważna umiejętność) i że jednak jest Starkiem. Nauka Aryi mogła być fantastyczną przygodą, świetnym wątkiem w GoT, która mogła być podróżą Aryi w głąb siebie i odkrycie, że mimo szczerych chęci nie jest Bezimienna, poznanie Tajemnicy Ludzi Bez Twarzy - lub na odwrót - uczynienie z nich organizacji tajemniczej, magicznej, z nieodgadnionymi planami, może zaangażowanie w akcję banku Braavos. To mogło być po prostu zayebiste - w tym wątku mogło być najlepsze fantasy, psychologia, odkrywanie siebie, a także polityka - Arya mogła mieć np. scenę, kiedy podczas jednej ze swoich misji mogła podsłuchać rozmowę banksterów Braavos dyskutujących o Westeros, o Stannisie o odzyskiwaniu kasy, mogli coś sugerować, że maczają tam swoje banksterskie paluszki ;)
Ale po co, skoro fantasy dla dedeków to smok. Koniec. Na tym się kończy magia. Nawet ożywienie Jona zostało potraktowane na zasadzie: wstał z martwych to wstał, na uj drążyć temat.
A tak to mieliśmy niekończące się latanie na szmacie, Arya odkryła swoje prawdziwe 'ja' wychodząc za kotarkę teatrzyku, a potem w żenujący sposób biegała po mieście i pokonała wyszkoloną asasynkę z dyndającym z dziury w brzuchu jelitem cienkim. Po czem po wyjściu od Jaquena, który po prostu tak se ją puścił, po tym jak kazał ja zabić, po tym, jak olewał jej szkolenie, Arya materializuje się jako pomoc kuchenna u Freyów za 5 zł za godzinę i na śmieciówce.
Cóż za zmasowany atak ;) Rozumiem powyższe argumenty, jednak uprzejmie pragnę się nie zgodzić ;)
Po pierwsze: ja już od dawna logiki w tym serialu nie dostrzegam tedy i jej brak w przypadku Aryi by mnie jakoś szczególnie nie raził. Postulowałem zemstę z "ludzką twarzą" i emocjami z jednego właściwie, prostego powodu - skoro śmierć w tym serialu już tak spowszedniała, skoro każdy może zarżnąć każdego bez mrugnięcia okiem, to pytam się - czemu jedna zwykła śmierć więcej ma niby robić na mnie jakiekolwiek wrażenie? I czemu ma mnie obchodzić psychopatka wyposażona w zestaw gumowych masek rodem z M:I, szlachtująca ludzi z chorym uśmieszkiem i piekąca pasztety z ludzi? Kolejny irytujący, zrobiony na siłę szoking i zagrywka rodem z komiksu. Arya niniejszym dołącza do grona postaci-memów. A ja bym chciał wreszcie zobaczyć w tym serialu LUDZI, którzy zachowują się jak ludzie, a nie personifikacje wyobrażeń dedeków na temat tego, co jest "cool".
Jeśli śmierć Waldera miała być mocnym akcentem, to powinna mieć w sobie jakiś ładunek emocjonalny, coś powinna znaczyć - dla Freya, dla Aryi i dla widzów. A nie być kolejnym odfajkowanym punktem na liście oszczędności obsadowych.
Po drugie: mnie nie chodzi o to, by Arya zalewała się łzami i szlochała. Ale chciałbym rzeczywiście zobaczyć, że robi to za ukochane osoby. Sama piszesz, że to jej prywatna zemsta, za najbliższych. Miło byłoby to pokazać - wściekłość jak najbardziej (choć jej też nie zauważyłem niestety), ale również ból po stracie. Czy byłyby to łzy w oczach, czy tembr głosu, czy tylko spojrzenie mówiące coś więcej niż "o! ale fajnie się wykrwawia" - cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że Arya coś w tym momencie przeżywa, a nie jest tylko robotem, co nie mruga... Wtedy wymierzenie sprawiedliwości Freyowi też nabrałoby właściwej rangi. Bo zemsta, wbrew temu co piszesz, jest jak najbardziej ludzka.
Po trzecie: czemu zemsta osobista miałaby się wykluczać z zemstą za swój ród? Przecież to jest ze sobą ściśle powiązane. Arya jest Starkiem, co przecież sama zrozumiała dopiero co w Braavos. Widziałaś jej reakcję na przedstawienie, w którym szmacono jej rodzinę (btw: więcej emocji okazała wtedy niż stojąc twarzą w twarz z człowiekiem, który odpowiadał za fizyczną eksterminację tejże rodziny), słyszałaś jak mówi do Jaquena na odchodne, że jest Aryą Stark. Słyszałaś, jak stojąc przed Walderem mówiła mu, że ostatnim co ujrzy będzie patrzący na jego śmierć STARK, więc nie rozumiem, czemu mielibyśmy zapominać o tym, że ona jest Starkiem. Dziedzictwo rodowe w świecie Westeros definiuje jednostkę równie mocno jak jej indywidualny charakter. Czemu w przypadku Aryi miałoby być inaczej?
Pytasz czemu Arya miałaby być inna od Danki czy Cersei. Może dlatego, że fajnie byłoby mieć komu kibicować i z kim się identyfikować. Nie ostało się już za wiele takich postaci, których los by mnie obchodził bardziej niż los pierwszego lepszego randoma, a te, które się ostały budzą moją sympatię bardziej ze względu na sentyment (Jon) niż dlatego, że się o nią jakoś szczególnie starały w tym sezonie. Nie powiedziałbym, że to wpadanie w pułapkę "szlachetnych Starków" - raczej rozglądanie się za jakąś pozytywną postacią, której można się "uczepić" i dla której można się zaangażować. Arya mogła być taką postacią, ale jeśli będzie zmierzać w kierunku nadwornej psychopatki GoT, której obecność w serialu będzie tylko pretekstem do wstawiania kolejnych scen bezrefleksyjnych i bezosobowych mordów, to wyląduje na półce obok innych woskowych figurek - nadwornej świętej (Dany) i nadwornej suki (Cersei).
Ataku na pewno nie było :D może tylko odpowiedziałam z większą niż normalnie pasją :P
Ja się z kolei w ogóle nie zgadzam z tym co piszesz :D
Zacznę od początku: mamy wymagania od GoT, które zostały całkowicie niespełnione w tym sezonie. Jednym z nich jest uczłowieczenie bohaterów i nie czynienie z nich kartoników na konwentach. Nie ma bohatera w GoT, który nie jest w jakiś sposób stereotypowy, a który w ostatnich sezonach nie został jeszcze bardziej "spłaszczony" i wtłoczony w jakieś sztywne ramy. Wcześniej też było to widoczne, ale dzięki wdzięcznemu wykonaniu (dobry scenariusz, dobre aktorstwo, zajmująca akcja i świetne dialogi) mniej lub bardziej łatwo przełknęliśmy wyszczekaną chłopczycę, mądrego karła, wredną królową, piękną, dziewczęcą obłaskawiaczkę smoków itp.
Niestety teraz wygląda to tak, jak wygląda, bohaterowie stali się karykaturami stereotypów i nikt nie uciekł przed zniszczeniem. Dlatego nie widzę sensu posiadania oczekiwań akurat wobec Aryi, skoro praktycznie nikt ich nie spełnił!
Co do Aryi: wg mnie jej wątek do czasu Braavos był bardzo dobrze i realistycznie prowadzony, ja tu nie mam zastrzeżeń. Braavos niestety było zapychaczem, w którym dalsza droga Aryi zamiast iść dalej po sznurku, zaczęła a to stać w miejscu, a to się cofać, a to nagle skręcać bez sensu. Dlatego za wyjątkiem pojedynczych scen wpisujących się jakimś cudem w całość, uważam ten wątek za zmarnowany i niepotrzebny. Scenę z aktorką można było spokojnie odbyć w Westeros w innych technicznie, lecz podobnych okolicznościach i wyszłoby na to samo, skoro istnienie Ludzi Bez Twarzy, jak i Banku Braavos zresztą, okazało się całkowicie nieistotne.
Co do twoich oczekiwań: nie możemy winić akurat Aryi i jej sceny z Walderem za spowszednienie i banał śmierci w tym sezonie. Możemy ubolewać nad nieistnieniem Waldera przez kilka sezonów i nagłe pojawienie się jego i synów na kilka minut w tym. Możemy jak najbardziej ubolewać nad ranną w brzuch Aryą materializującą się uj wie jak i uj wie kiedy w Westeros. TO jest fakap. TO zasługuje na potępienie. Ale to, że zabiła Freya za traumę, którą jej zgotował i rzeź odbytą NA JEJ OCZACH - i że zrobiła to z przyjemnością, nie uważam za złe.
I od razu przechodzę do następnego twojego argumentu: żeby był ktoś choć jeden, komu można kibicować i się identyfikować - ok, ale dlaczego to musi być Arya - to po pierwsze, a po drugie - dlaczego NIE Arya? :D Dla mnie jest to pytanie niestety na które nie odpowiem, skoro kibicowałam Ramsayowi i teraz kibicuję Nocnemu Królowi :P
Nie odmawiam Aryi jej okrutnej i bezwzględnej zemsty. Wypominam głupotę scenarzystów pokazujących jak łatwo jest zamordować dwóch lordów w ich własnym, przepełnionym ludźmi zamku i zrobienie z nich ciasta. Ale triumfu z zabicia mordercy jej brata i matki NIE odmawiam i nigdy nie odmówię.
"Sama piszesz, że to jej prywatna zemsta, za najbliższych. Miło byłoby to pokazać - wściekłość jak najbardziej (choć jej też nie zauważyłem niestety), ale również ból po stracie."
ależ Arya nie ma w sobie tendencji do okazywania emocji, szczególnie tego typu! A odnośnie okazania bólu po stracie - ona go okazała, raz, PO STRACIE. Przecież minęło już sporo czasu, dodatkowo Arya jest dzieckiem, a dzieci szybciej dostosowują się do okoliczności, szczególnie dzieci już tak silne psychicznie na wstępie, jak ona. Dlaczego TERAZ Arya musi okazywać ból po stracie matki? Teraz jest czas na zemstę, nikt w GoT nie okazał takich uczuć przy żadnej innej zemście. WSZYSCY się kur*ewsko uśmiechają, oprócz Tyriona, który zaczął chlać, ale nawet on ma wyraz nienawiści na twarzy kiedy zabija Tywina.
Przypominam, że Arya miała być zabrana do matki, którą wręcz na jej oczach zabito, potem do ciotki, która również zmarła tuż przed jej przybyciem - jedna za drugą zdeptane nadzieje i rozczarowania. Uważam, że wymowne jest, że Arya SAMA podjęła decyzję, że nie idzie z honorową Brienne być gdzieś tam Starkiem, tylko wybiera sektę morderców. WYMOWNE.
"Bo zemsta, wbrew temu co piszesz, jest jak najbardziej ludzka."
ależ oczywiście, że zemsta jest ludzka, jako naturalny ludzki odruch, mi chodziło o to, że jest nieludzka, bo przecież zakłada czyjąś krzywdę :) tak że Arya mszcząc się jest człowiekiem, ale jest też "potworem" (bo mogła wybrać nie-zemstę i wybaczenie/ odpuszczenie, odstąpienie od zemsty).
"czemu zemsta osobista miałaby się wykluczać z zemstą za swój ród? Przecież to jest ze sobą ściśle powiązane"
nie wyklucza, nie zrozumiałeś mnie :) odniosłam się do twojego życzenia, żeby jej zemsta była obowiązkiem i honorem w odwołaniu do powinności rodowych. Chciałam po prostu zaznaczyć, że Arya o ile mówi o sobie Stark i podkreśla swoje pochodzenie, o tyle ani ona, ani chyba nikt w tym serialu nie jest szlachetnym mścicielem splamionego honoru swojego rodu. Czy to Frey, czy Bolton, czy Greyjoy, Lannister, czy Starki - oni się wszyscy mszczą za własne, prywatne krzywdy, za urojone zniewagi, za paranoiczne przekonania. Czy Sansa poszła na Winterfell dla Starków? Nie, poszła, bo tam jest jej oprawca. Czy Mandarynki mszczą się za ród Martell? Nie! Za odebranie im Oberyna! Starki też mściły się za Brana i za Neda. To są wszystko prywatne uczucia, nikt się tam nie prztyka za przesunięcie słupów granicznych :D Cała historia GoT to historia zemst za krzywdy swoje i ukochanych, które ładnie się ubiera w płaszczyki "za nasz wielki i dumny Ród!! hurra!!". I w tym wiarygodna jest wg mnie Arya, która nomen-omen z poczucia obowiązku ALE TEŻ PRZYJEMNOŚCI mści się na Freyu. I jedno nie wyklucza drugiego. Chce zaznaczyć przed Freyem, że jest Starkiem, ale to chore dziecko nie jest już prawdopodobnie zdolne do szlachetnych zrywów ala nie wiem, chyba tylko Jon :) Można zrzucać banery wroga z murów przy dźwiękach epickiej muzyki, można też poderżnąć gardło z uprzejmym wspomnieniem o własnym nazwisku :D Ale w sumie to w obu przypadkach i tak okaże się, że chodzi o prywatę, zemsta rodowa wychodzi przypadkiem, ale z honorem ma to wszystko niewiele wspólnego.
" Nie powiedziałbym, że to wpadanie w pułapkę "szlachetnych Starków" - raczej rozglądanie się za jakąś pozytywną postacią, której można się "uczepić" i dla której można się zaangażować."
że też masz jeszcze takie marzenia :D Ja po Sansie już nigdy nie uwierzę w istnienie postaci, której można kibicować dla jej "pozytywności" i szlachetności (na ile jest to możliwe w GoT). Pozostawało nam kibicować postaciom może nie do końca dobrym, o ile częściej zachowującym przyzwoitość, jak Marg, Babka, Ogar, Jon, czy Tyrion, przy czym oprócz Ogara tak jak piszesz - większości kibicowaliśmy z sentymentu, bo albo ich wątki siadły, albo było ich w tym sezonie co kot napłakał :(
Wyszedł mi bardzo długi post :P
tl;dr
uważam, że Aryi, JAK WSZYSTKIM - zrobiono krzywdę wpieprzając nudny i bezsensowny w większości wątek w Braavos, co zakłóciło jej logiczny do tej pory rozwój. Uważam, że Arya "psychopatka", która czuje się Starkiem, ale akceptuje również swoją mroczna stronę jest ok. Uważam, że Arya wykorzystująca swoją wrodzoną ORAZ wydobytą starsznymi przeżyciami w KL i troskliwie wyhodowaną od czasu śmierci ojca bezwzględność również jest ok. Uważam, że scena satysfakcjonującej obserwacji śmierci wroga jest ok, co uważam za głupie, to brak ciągu przyczynowo skutkowego plus mało realne ciasto z Freyów :)
Niestety, ale nie uważam za ok emocje targające Aryą w chwili zabójstwa, bo ona z tego co kojarzę NIGDY nie okazywała emocji podczas zabijania i czy zlecania zabójstwa (chyba okazała nerw wtedy, kiedy myślała, że nie zdąży zabić Tywina). Tak samo wplecenie w to patetycznego wątku honoru, bo Arya nigdy nie miała tendencji do wycierania sobie gęby swoim nazwiskiem jak inni - wręcz chciała się go wyzbyć.
Zrobienie z tej sceny kolejnej wzruszającej sceny ala king in the north, wzruszenie prostarkowe byłoby ok, ale nie w JEJ wykonaniu! Minimalizm sceny śmierci Freya i tak został spieprzony tym nieszczęsnym ciastem, osobiście nie chciałabym widzieć jeszcze powoływania się na honor Starków i wyższe uczucia w wykonaniu małej morderczyni błeee :D
Pozdrawiam i uściski :3
Parafrazując Ramsaya: "You're good. You're very good" ;) Twarda z Ciebie zawodniczka, niemniej nie składam jeszcze broni ;)
Słusznie piszesz na początku, że mamy pewne wymagania wobec GoT, których serial od jakiegoś czasu nie spełnia. Jednak nie widzę powodu, dla którego miałoby to w jakimkolwiek stopniu usprawiedliwiać postać Aryi. Oczywiście, że cała reszta też jest płaska i stereotypowa, ale rozmawiamy akurat o niej wiec siłą rzeczy nie będę narzekał na drętwotę Danuty czy innych ;) Pewnie, że można schować do szafy jakiekolwiek oczekiwania i cieszyć się tym, co jest, ale wtedy nie byłoby właściwie o czym rozmawiać, tylko zachwycać się tym jaki ten bohater jest 'osom', a tamta scena 'łepicka' ;)
Piszesz, że kreacja Aryi jest przynajmniej dość logiczna. Ok, ale czemu wartość "logika" ma być w tym przypadku wyżej niż wartość "postać z krwi i kości"? Oczekujemy od serialu obu tych rzeczy. To, że jedną udało się jako tako wyłuskać nie oznacza, że przestanie mnie drażnić brak tej drugiej :)
Oczywiście, nie "winię" Aryi, bo jest tylko fikcyjną postacią :) Winę za wszystko, co zyebane w tym serialu ponoszą tylko i wyłącznie dedeki, ale Arya i jej wątek wpisują się w ich błędy i głupie decyzje. A spowszednienie i banał śmierci to jedna z największych wad GoT. I niestety scena zemsty Aryi nic w tym względzie nie zmieniła. Ot, kolejne zaciukanie kogoś znienacka. Pewnie, że ciasto z synów Freya czy teleport Aryi to są kłujące w oczy, niekwestionowane fak apy tego wątku, ale one też przyczyniają się do tego, że ta śmierć i ta zemsta są po prostu bezsensowne. Trzeba pozamykać wątki, wymieść trochę obsady? To robimy teleport i zabijamy Waldera. Makabra dobrze się sprzedaje? To upieczmy jeszcze ciasto z Freyów. Wszystko na szybko, bez pomysłu. Gdyby ta zemsta Aryi była rzeczywiście wypracowana, wyczekana, gdyby była tym jej upragnionym celem, do którego wytrwale dąży, ideą, która zaprząta jej umysł cały czas, gdybyśmy widzieli że ją to napędza, to pewnie mniej bym narzekał na brak jakichś większych emocji w tej scenie, bo dostałbym ten ludzki pierwiastek wcześniej. A tymczasem przez ostatnie 2 sezony mieliśmy idiotyczny wątek w Braavos, który nic nie wniósł, w żaden sposób nie przybliżył jej do celu (chyba nawet nie wyrecytowała przez ten czas ani razu swojej wyliczanki), a tu nagle - bach! Frey nie żyje, lecimy dalej.
Co do tego czemu to właśnie Arya ma być tą postacią, której się kibicuje - bo się świetnie do tego nadaje ;) Oczywiście to mocno subiektywne, ale nie ukrywam, że od początku Arya należała do moich ulubionych bohaterów serialu. To zresztą jedna z takich postaci, których trudno nie lubić. I mogła taką pozostać nawet w roli bezwzględnej mścicielki, pod warunkiem, że nie zatraciłaby przy okazji tego wszystkiego, co było w niej fajne i ludzkie. Bo - i tu przejdę od razu do kolejnego Twojego argumentu - to wcale nie jest tak, że zemsta czyni Cię "potworem". Zemsta może mieć różne twarze. Wiele zależy od motywacji. I o ile te osobiste oczywiście najczęściej są na pierwszym planie (masz rację, że każdy mści się przede wszystkim za siebie, za krzywdy, których doznał, za odebranie mu bliskich itp.), to akurat w świecie Westeros splecenie tego z motywem zemsty rodowej nie byłoby wcale od czapy, bo jednak ci ludzie myślą o sobie w tych kategoriach - jestem Starkiem, jestem Lannisterem, mój ród, moje dziedzictwo itp. Oczywiście przez "ród" rozumiem nie samego wilkora wyszytego na chorągwi, ale wszystko, co za tym symbolem stoi, co jest jak najbardziej realne i z czego Arya czy ktokolwiek inny może czuć dumę, do czego może być przywiązana i o co może walczyć. Myślę, że ród i przynależność do niego może jak najbardziej pchać bohaterów do działania. Popatrz na Tywina - wszystko co robił zawsze było opatrzone znaczkiem "Lannister" - on nie robił nic dla siebie, tylko zawsze z myślą o korzyściach rodu, dla jego siły, bogactwa, przyszłości. Poszedł na wojnę z Tullymi i Starkami bo Cat uwięziła jego syna i sam przyznawał, że nie zrobił tego dlatego, że tak kochał i doceniał Tyriona, ale ponieważ Tyrion był Lannisterem i nie mógł zostawić tej zniewagi bez odpowiedzi. A Danka? Przecież ona nawet nie znała ojca, ani innych zamordowanych podczas rebelii Roberta członków swego rodu, na początku nie interesowała jej ani zemsta ani odzyskanie tronu. Dopiero kiedy zasiane przez brata ziarno zakiełkowało stwierdziła, że to jest jej obowiązek.
Idźmy dalej ;) Pytasz czemu Arya akurat teraz, po takim czasie musi okazywać emocje. Po pierwsze: nie musi, ale mogłaby :) Choćby po to, o co mi się rozchodzi od początku: żeby ta scena nabrała odpowiedniej wagi, żeby podkreślić ile to dla niej znaczy, że wreszcie stanęła twarzą w twarz z oprawcą swojej rodziny, człowiekiem odpowiedzialnym za ten jej ból.
To, że minęło sporo czasu nie oznacza przecież, że człowiek zapomina. Czas co najwyżej może stłumić te emocje, ale wydaje mi się całkiem zrozumiałe, że w momencie kiedy przychodzi ten moment wymierzenia sprawiedliwości, dokonania zemsty, te emocje się ujawniają. Popatrz na Oberyna. W jego przypadku też minęło sporo czasu od śmierci ukochanych osób. Przez ten cały czas pielęgnował w sobie nienawiść i chęć zemsty, choć nie okazywał tego otwarcie. I kiedy stanął przed możliwością dokonania szybkiej egzekucji a'la Arya zrobił to? Nie, górę wzięło wzburzenie, wściekłość, chęć wyciągnięcia przyznania się do winy oraz euforia, że jest o krok od dokonania zemsty. To właśnie przez emocje zginął.
Co poradzę, że mam jeszcze jakieś oczekiwania? :) Na zdrowy rozum powinienem już dawno zaprzestać domagania się czegokolwiek od tego serialu, ale wtedy nie widziałbym powodu, by go oglądać, więc tak się jeszcze łudzę, że ktoś lub coś mnie pozytywnie zaskoczy ;)
Oczywiście zgadzam się z tym, że wątek Braavos zaszkodził Aryi, był bzdurny i niepotrzebny, niemniej uważam, że skoro już porzuciła beztwarzowców i zdecydowała, że jednak nie jest "nikim", tylko jest Aryą, która ma swoją przeszłość, swoje przeżycia, swoje rachunki do wyrównania, to scena morderstwa głównego sprawcy jej krzywd i cierpienia mogłaby właśnie być bardziej "starkowa" ;) a nie taka bezwyrazowa jakby wykonywała wyrok na jakimś randomie, którego nazwisko dostała od Jaquena.
Również pozdrawiam serdecznie :)
http://static.celebuzz.com/uploads/2013/07/15/will-ferrell-4.gif
:D
Generalnie widzę, że oboje z grubsza się zgadzamy, tylko rozjeżdżamy się przy szczegółach technicznych :D
Ja również uważam, że ta scena powinna wyglądać inaczej, również uważam, że brakuje w niej ładunku emocjonalnego - aczkolwiek nie uważam, że emocje powinny wynikać z ich okazania przez Arye, tylko Z WYDŹWIĘKU tej sceny.
Mam wobec tej sceny takie same odczucia, jak wobec Tyriona zabijającego Tywina. W książkowej wersji emocje wyglądają jak wybuch małego wulkanu, w serialu było to dość drętwe jak na mój gust. W wersji Aryi tak samo, ot pojawia się Arya, ola muchacho yo soy Stark, jest ciasto, ciach, koniec.
Ja nie mam zastrzeżeń w tej scenie tylko do samego faktu zabicia Freya przez Aryę oraz do tego, że się z tego cieszy. Ale cała reszta jest głupia i co ważne, zupełnie zmarnowano potencjalnie wypaśny wątek.
Gdyby Braavos zakończyło się świetnie pokazaną drogą Aryi od błądzenia w poszukiwaniu swojego "ja" do realizacji kim i czym jest w POPRZEDNIM sezonie, albo przynajmniej na początku tego, można by było zrobić świetny fabularny myk:
- zwiększyć obecność Freyów i przy okazji Jamiego,
- dać tam jakieś przepychanki między nimi
- pokazać dziewczynę kręcą się po kuchni, obserwującą ludzi, może Bronn zacząłby ją również obserwować najpierw z rozbawieniem, potem coraz uważniej, bo wszak jeden drapieżnik wyczuwa drugiego drapieżnika ;)
- widzowie mieliby zagwozdkę kto to jest,
- Jamie z Bronnem wyjeżdżają, można by dać jakąś scenę Bronna z dziewczyną, taką po której Bronn wyjechałby zastanawiając się co się dzieje,
- i wtedy, WTEDY można by dać jak najbardziej ciasto, piękne nawiązanie do historii opowiedzianej kiedyś przez Branna, dziewczynę zdejmującą maskę, triumf Aryi
Co by to pokazało? Być może jakaś rodową politykę Freyów i Lannisterów, choć o tym nawet nie śmiem marzyć, Jamiego jako kogoś więcej, niż chodzące dildo siostruni, Bronna jako kogoś, kto jest starym wojskowym wygą, a nie odbiorcą złych cipek, pokazano by efekt szkolenia Aryi, wtapianie się w otoczenie, metodyczne PLANOWANIE zemsty i przede wszystkim pokazałoby związki przyczynowo-skutkowe, prowadzenie historii, byłaby też jakaś niepewność, niespodzianka, itd.
A w ogóle to mogłoby się na koniec okazać, że Jaquen był z Aryą cały czas i nadzorował jej ostateczny egzamin na asasynkę. I wcale nie na Człowieka Bez Twarzy, niech Jaquen zasugeruje, że organizacji zależy na Aryi na tyle, że nie obchodzi ich, że nie wyrzeka się swojego nazwiska. Z różnych, tajemniczych przyczyn :) I może Jaquen by coś wspomniał, dlaczego był w Westeros kiedy poznali się z Aryą? Hm? Nie byłoby to super? :)
Co do rodowych obowiązków: pozwól, że rozróżnię jednak powinność rodową od zemsty rodowej :) Bardzo dobrym przykładem powinności rodowej jest przytoczony przez ciebie Tywin, tak samo jak Stannis, a nawet Viserys i Danka :o Ale to jest jednak niejednoznaczne z zemstą rodową.
Klasycznym przykładem jednego i drugiego jest:
Doran - powinność rodowa
Oberyn - zemsta prywatna pod nazwą "rodowa"
Uważam, że Arya mści się jak najbardziej za Starków, ale ona nie miała również oporów mścić się za jakiegoś randomowego chłopaczka z ludu i też jest bardzo prawdopodobne, że spokojnie wbiłaby Igiełkę między cycki Melissandre za Gendry'go :)
Mimo wszystko uważam, że dobitne zaznaczenie, że Arya to robi for the Starks! byłoby nie na miejscu. Dla mnie Arya w przeciwieństwie do mnóstwa osób w GoT nie miała nigdy tendencji do wycierania sobie gęby swoim nazwiskiem, prawie cały czas w serialu Arya żyje BEZ nazwiska, bo musi się ukrywać. Dla mnie stosunek Aryi do nazwiska Stark jest taki, że akurat dzieli go wspólnie z bliskimi. Ale na pewno nie jest on tak emocjonalny, jak np. Tyriona do Lannister, Theona do Greyjoy, czy Jona do Stark.
Oczywiście rozumiem twoje zawiedzione nadzieje odnośnie Aryi - ja ją zawsze lubiłam, a w wątku z Ogarem po prostu uwielbiałam :) Teraz Arya jest u mnie w rubryczce z Varysem, Tyrionem, Bronnem, Jonem, czyli postaciami, do których mam ogromny sentyment, ale dzięki temu sezonowi nie budzą we mnie jakichś gwałtownych uczuć, a w niektórych przypadkach budzą wręcz obojętność.
Tak że wiesz, my się w sumie zgadzamy, ale ja chyba jestem już całkowicie wyzuta z jakichkolwiek złudzeń i wyzbyta oczekiwań :)
Bezwzględna Arya mordująca z ku*ewskim uśmieszkiem swoich wrogów jest dla mnie ok.
Wykonanie, otoczka, jest do bani.
PS. Wiesz, ostatnio przypomniałam sobie takie sceny w dawnych sezonach, jak podróż Theona do domu, jak wędrówki Cat, Tyriona, Aryi i całej masy innych ludzi po Westeros. Bohaterowie byli pokazywani W DRODZE do nowych lokacji, pokazywano przy okazji ich przemiany, ich oczekiwania wobec nowych miejsc, wychodziły przy okazji na wierzch ich charaktery.
Kiedy Theon zdążał do domu pokazano jego pychę, arogancję, dupkowatość, kiedy uprawia seks tą dziewczyną i jak ją traktuje, potem jak ta jego pycha zostaje stłamszona w domu, jak wygląda jego przywitanie - jak rany, ile w tym jednym przemieszczeniu się z punktu A do punktu B pokazano!
A teraz RÓWNIE WAŻNA podróż Theona do domu NIE ISTNIEJE. Theon w jednej scenie jest na Północy, w drugiej już w domu. A przecież wraca z tak przeogromnym bagażem doświadczeń, emocji, straszliwej traumy, "zdrady" wobec swoich, wobec siostry.. Mnóstwo, mnóstwo uczuć.... i nic!
I NA TYM polega upadek GoT.
Aha i jeszcze chciałam napisać, że DDki ostatecznie obrzydziły mi Aryę w tym odcinku - rozumiem zemsta, zabicie wrogów, ale pieczenie ich i podawanie ojcu do zjedzenia? I mamy jeszcze tę Aryę lubić i jej kibicować? I w ogóle scena zabijania Freya była obrzydliwa - ten psychopatyczny uśmieszek zadowolenia - mogli pokazać to bardziej w stylu sceny gdy Jon wykonywał wyrok na swoich zamachowców - nie sprawiało mu to chorej satysfakcji, tylko po prostu to zrobił (coś jak Ned ścinający dezertera). Chyba że celem było żebyśmy przestali lubić Aryę. Może to ona będzie tym złym Starkiem
Dla mnie psychopatka Arya jest zdecydowanie na plus. Widzę ją dokładnie taką, mordującą Meryna, Waldera, kolejnych, czasem nawet popełniającą pomyłki i mordującą nie tych, co trzeba i NIE CZUJĄCĄ z tego powodu specjalnych wyrzutów sumienia. Ale ustalmy jedno - cały ten kretyński wątek Ludzi Bez Twarzy nie miał miejsca.
Ja patrzę na Aryę i widzę dziecko będące na poniewierce od 1 sezonu, która żyje w stanie ciągłego zagrożenia, której odbierano po kolei wszystko: ojca, siostrę, brata, przyjaciół, MATKĘ, nawet psa i co ważne - tuż sprzed nosa, ona miała ich na wyciągniecie ręki i tak jej to zostało odebrane, jak ona po tym nie mogła trochę się "skrzywić"? :) I na swojej poniewierce nie spotkała ani jednej osoby, która uspokoiłaby ją, ukoiła, pomogła - ona się spotykała cały czas z przemocą i z ludźmi, którzy nawet jej pomocni, też nurzali się w tej przemocy.
Arya nie jest Jonem, oboje mają różne charaktery i temperamenty - on po tym co go spotkało, jest rozgoryczony, ona jest agresywna. Do tego Jon jest zwyczajnie starszy i miał całe swoje życie na przygotowanie na niefajności życia będąc bękartem.
Dla mnie mordercza, sadystyczna Aya jest wiarygodna. Byle wyciąć Braavos i słynne prowadzące uj wie do czego "szkolenie" :D
Dla mnie to i Arya i Sansa stające się psychopatkami po tym co przeszły, są usprawiedliwione. Ale to nie zmienia faktu że przykro na to patrzeć. I ten pasztet z Freyjów wciśnięty na siłę - obrzydliwy był ten wątek i to jak go prostacko 'skopiowali' (ctrl+c) i 'wkleili' (ctrl+v) do watku Aryi. To szokowanie na siłę i nurzanie się w sadyzmie już mnie męczy. Nawet w ksiązkach tego nie lubię, a tam przynajmniej ma to ręce i nogi i jest bardziej stylowe, jeśli można w ogóle użyć tego słowa. ;)
Bo logiczny rozwój Aryi skończył się kiedy wsiadła na statek do Braavos, a Sansy kiedy uciekła z KL. Dlatego ja nawet nie staram się ich tłumaczyć. O ileż logiczniejsza byłaby Sansa popełniająca prawdziwe błędy i na nich się ucząca, starająca się przeżyć, odbić Winterfell, stojąca teraz z Jonem na murach zdobytego z trudem domu, mogąca sobie pogratulować ciężkiej pracy, wyrzeczeń i pokonania mnóstwa problemów, żyjącej może w skomplikowanej relacji z LF, gdyby obyło się bez idiotycznego małżeństwa z Boltonem i późniejszych kłamstw wraz z "jestem Stark i mi się należy". Jakże inszy byłby kontekst Aryi psychopatki prowadzonej do stołu Freya jak po sznurku, a nie materializującej się u Waldera, kiedy jej poprzednia scena zupełnie nie kieruje jej w to miejsce. I nie sugeruje, że z domu Ludzi Bez Twarzy do kuchni Waldera Freya droga jest tak prosta, że aż dziw, że Blackfish nie przywdział fartucha, chłopina ma przecież jeszcze bliżej.
Ko by nie chciał zobaczyć Sansy i Aryi odbijających co ich, mszczących krzywdy starkowe. Ale no jak rany, nie w sposób, który się nie trzyma kupy i albo znudził, albo zniesmaczył wielu widzów!
Ja lubię Aryę psychopatkę, tzn. na tej zasadzie, na jakiej ludzie „lubią” też np. Hannibala Lectera lub Jokera. Wiadomo, że w rzeczywistości każdy życzyłby takim krzesła elektrycznego, ale w filmach i literaturze dobrze wykreowani psychole zawsze są mile widziani. Zrobienie z Aryi drugiego szlachetnego Jona byłoby wykastrowaniem tej dziewczyny z charakteru i jej prawdziwej natury, bo akurat scenarzyści konsekwentnie robili z niej psychopatkę, to nie pojawiło się teraz nagle znikąd. Przypomnij sobie tę zadymę w gospodzie, gdy wraz z Ogarem natrafiła na typa, który zabił jej kumpla i ukradł Igłę. Przecież już wtedy było wiadomo, że wyrośnie z niej morderczy psychol. Właściwie tamta scena pod wieloma względami była podobna do tej z Bliźniaków. W gospodzie Arya również najpierw zabawiła się z tamtym kolesiem nim go zabiła. Zamiast krótko powiedzieć czemu chce jego śmierci, to urządziła sobie gierkę polegającą na odtwarzaniu słów tamtego żołnierza z nocy, gdy zabił jej znajomego. A gdy już mu przebiła gardło, to na jej twarzy pojawił się ten sam psychopatyczny orgazm, co po poderżnięciu gardła Freyowi, tym razem po prostu weszła na kolejny level psycholstwa, zabawiając się w kucharza. Czyli nikogo nie powinna dziwić Arya psychopatka, bo stawała się nią jeszcze zanim popłynęła do Bravos. I bardzo dobrze, ja temu psychopacie akurat mogę kibicować ;) Inna sprawa, że zrobienie ciasta z synów Freya było głupie, no bo niby kiedy i gdzie zdążyła ich upichcić? Nikt jej nie przyuważył? Służba? Straż? Ktokolwiek? Mogli to sobie darować. Tak jak wątek jej szkolenia w Bravos. Gdy tam płynęła, to liczyłem na to, że umiejętnościami dorówna Jaqenowi, który potrafił po cichu załatwić 3 – 4 strażników pilnujących bramy tej zniszczonej twierdzy, z której Arya uciekła. Po tym co zobaczyłem wątpię, aby była zdolna do czegoś takiego. Może potrafi machać mieczem/kijem na ślepo, zakładać twarze (bez przerwy kojarzy mi się to z motywem znanym z serii Mission Impossible), ale nic poza tym. Lepiej już by chyba było, jakby o tym jej szkoleniu serial tylko parę razy napomknął, ale bez zdradzania szczegółów. Wtedy każdy sam wyobrażałby sobie co oni tam z nią robili... i pewnie nikomu do głowy by nie przyszło, że śmigała po Bravos z ostrygami ;) I chociaż jestem trochę zawiedziony tym jak poprowadzono tę postać, to jednak lubię aktorkę wcielającą się w Aryę oraz odczuwam pewien sentyment do tej postaci, który się we mnie pojawił po jej wędrówkach z Ogarem. Dlatego życzę tej małej psychopatce jeszcze wielu zabójstw, które będą kończone najazdem kamery na jej uśmiechniętą twarz, gdy podrzyna komuś gardło.
Rozumiem, na tej samej zasadzie niektórzy lubią chyba Ramseya, a ja lubię Cersei. Chyba każdy ma swojego ulubionego świra :) No i fakt, Arya jako psychopatka była pokazana już wcześniej. Szkoda tylko że tak schrzanili wątek ludzi bez twarzy - nudne to było i nic nie wniosło. Nawet nie wiemy jak Arya zmienia twarze - ukradła ze świątyni (tylko jak sie zachowały w stanie nienaruszonym?) czy zabiła jakąs niewinną dziewczynę żeby zdobyć twarz? Uzywa do zmiany twarzy magii?
Nie wiem jak w książce, ale w serialu to w ogóle strasznie enigmatycznie jest tłumaczona zasada działania tych twarzy. Niby można nosić twarz tylko tej osoby, która umarła, ale w scenie kiedy Arya ślepnie, zdejmuje chwilę wcześniej kilka twarzy z trupa, który był.. hmm no właśnie? Kim? Niby to Jaqen wypija truciznę, ale potem okazuje się, że miał na sobie twarz tej drugiej dziewczyny ze świątyni. Kto zatem miał twarz Jaqena? Arya zdejmuje z trupa też swoją twarz. Co to do cholery miało znaczyć? Chyba najlepszym wyjaśnieniem rzeczywiście będzie magia? ;) Po co scenarzyści mają się silić na jakieś uzasadnianie tego co widzimy, skoro wystarczy pójść po najmniejszej linii oporu i powiedzieć: bla bla bla, czary! ;)
Oczywiście po raz kolejny się z Tobą w 100% zgadzam. Byłem przygotowany na to, że trzeba będzie przełączyć myślenie w stan wstrzymania i ograniczyć do oglądania, bo twórcy, zdając sobie sprawę, że w pisaniu nie są dobrzy, będą dalej starali się to nadrobić wykorzystując inne środku, jak efekty wizualne, muzyka i gra aktorska. Ciągle razi niespójność scenariusza, luki i wręcz nieciągłość z wydarzeniami z poprzednich sezonów (np. wyginięcie rodu Tyrellów, chociaż byli wżenieni w inne rodziny i Marge wspominała o kuzynce, która ją przezywała w dzieciństwie), ale na same niedobory logiki i nieracjonalne zachowania bohaterów (np. wabienie dwóch osób do piwnicy zamiast wysadzić ich w sepcie) od czasu zamiany Arii w Direwolverine starałem się nie już zwracać uwagi - po prostu "bad writing", akcja jest naciągana, żeby sceny wyglądały bardziej efektownie, a fabułę skierować już w kierunku, w którym to będzie szło do końca (Król-Zbawiciel na Północy, Wszechmocna Dany podbijająca Westeros, Cersei jako Szalona Królowa Samo Zło).
Muzyka była piękna - w tym odcinku i w ogóle cały sezon jest pod tym względem jeszcze lepszy od poprzednich. I jak w każdym (nawet w tych najgorszych) odcinku tego sezonu były sceny, które bardzo mi się podobały, a tym razem było ich więcej. Eksplozja - łał, niesamowicie to wyglądało! Jasiek i rudzielec śmiejący się, że zima już nadeszła - niby teraz nadchodzi to, czym straszono od lat, ale z drugiej strony ulga, że to się wreszcie stało. Zemsta na Wróblach i na tej wkrwiającej sepcie- na to czekałem od początku sezonu, ale że będzie przyznanie się do winy i "shame!" - to naprawdę niespodzianka, że odbyło się to w fajny sposób. Cersei na Żelaznym Tronie jako zła Czarna Królowa, która zaprowadzi rządy terroru - wreszcie jest jakiś twist, nie spodziewałem się tego, teraz to będzie moja ulubiona postać. W ogóle to jest ciekawe, że cały serial kręcił się wokół sukcesji, kto jest czyim synem, kto ma "królewską krew", kto powinien dziedziczyć itd. a tu mamy w Dorne kochankę brata poprzedniego władcy, na Północy bękarta, a na tronie żonę-zabójczynię króla (Roberta), czyli taką "carycę Katarzynę".
Dzięki :) Jednak jest nas trochę marud na forum :)
"Jasiek i rudzielec śmiejący się, że zima już nadeszła - niby teraz nadchodzi to, czym straszono od lat, ale z drugiej strony ulga, że to się wreszcie stało."
BArdzo podobała mi się ta scena (jeśli pominąć olanie motywacji Sansy odcinek wcześniej oczywście). Ja chyba jestem jakaś dziwna, ale strasznie podobają mi się sceny Jona i Sansy (tak jak przedtem Theona i Sansy) - podobała mi się też ich kłótnia przed bitwą. Oboje bardzo dobrze grają, są emocje, i w końcu jakaś normalna jak na ten serial relacja - ciepła, rodzinna. Chyba oboje cieszą się że mają w końcu kogoś bliskiego u boku. Mam nadzieję że DDki tego nie pójdą w knucie Sansy przeciw bratu.
"Cersei na Żelaznym Tronie jako zła Czarna Królowa, która zaprowadzi rządy terroru - wreszcie jest jakiś twist, nie spodziewałem się tego, teraz to będzie moja ulubiona postać"
Mam tak samo! Strasznie mi brakowało Cersei ksiązkowej - pyer**tej, szalonej, nieobliczalnej, narcystycznej, pogrążającej samą siebie i swój ród. Taka jest najciekawsza i jej wątek jest fascynujący. No mega villain. Nie podobało mi się za bardzo wybielanie jej w serialu, traciła swój potencjał jako postać.
"a tu mamy w Dorne kochankę brata poprzedniego władcy"
no ten watek to totalna tragedia.. cieszę się że w tym sezonie skórcili Dorne do minimum i wężowe gimbuski już się nawet prawie nie odzywały
Co do reszty sukcesji - masz rację - znowu nielogiczności i niedbałość scenariusza. Przez te nielogiczności i masowe zabijanie postaci na które nie ma pomysłu ludzie nie sa już tak emocjonalnie zaangażowani w ten serial i bohaterow
„A w serialu wyglądało to tak, jakby spalony został tylko sept, no i może budynki w promieniu 100m od niego. Jak miło i wygodnie. „
Prawda??:D Ja też myślałam ze nazwa „dziki ogień” zobowiązuje i o czymś swiadczy. Przepraszam bardzo ale czym ten ogień różni się od tradycyjnego? Kolorem?
„No ale przecież po co nam logika u postaci, których jedynym celem w tym sezonie jest zrobić za podpałkę w finale."
Ten serial w ogóle od jakiegoś czasu tak wygląda. Troche tak jakby wszystko po drodze było niepotrzebne a raczej potrzebne tylko po to, żeby jakos zapelnic odcinek. Tylko jak to ma zaangażowac widza? NO JAK??? Typowa scena w GoT:
„- ble ble ble
-ble ble ble?
- bleeee ble ble
-King in the North! (lub inna wielce kulminacyjna scena”
„I dlaczego pobiegł za jakimś dzieciakiem do piwnicy skoro Wróbel kazał mu sprowadzić Cersei.”
Może spękał, wymyślił sobie cos w stylu „Idzcie, idzcie. Ja tutaj tylko sobie coś sprawdze, sznurówka mi się rozwiazała, ale za sekundkę do was dojde”
Też bym wolala udać się w pogoń za randomowym gówniarzem, niż przeżyć (bądź nie) spotkanie trzeciego stopnia z Górą. Spryciarz z tego Lancela:D
„Nie podobało mi się ostateczne spudlenie Jamiego - on się już chyba nigdy nie dowie że Cersei go zdradzała.”
Tez mi się tak coś zdaje. Jeżeli faktycznie ich cos poróżni to pewnie tylko wysadzenie septu w powietrze, co oczywiście będzie słabe i żenująco głupawe. Przez cały sezon „tylko Cercei, my przeciwko, swiatu, wybijemy wszystkich, zostaniemy tylko my, wendżens”, a teraz się zdenerwuje za wysadzenie wrogów w powietrze. Stawiam, ze tak wlasnie będzie. Już się nie mogę doczekac.
„Proszę niech Sansa nie zaczyna spiskować przeciw Jonowi i walczyć o władzę."
Na spiski trzeba pomysłu i rozumku a DeDeki używają go tylko wtedy, kiedy już serio muszą i zapewne robią to niechętnie. Dlatego od samego początku uważałam, ze nic z tych spiskow nie będzie. Chciało by im się tak „mieszać”w końcówce serialu?
„ ta scena była za cukierkowa i za sztampowa i banalna jak na tę historię”
Ahhhh. Ta scena wyglądała troche jak szkolna inscenizacja przypowieści biblijnej. Każdy po kolei się wypowiada, dochodzi do słusznych wniosków i oczywiście publicznie się kaja, wszystko konczy się wspaniale, dzięki odwadze i badassowości małej, szczerej, odważnej dziewczynki.
„Ze złożonej, skomplikowanej historii bez wyraźnej czerni i bieli (za co m.in miliony ludzi pokochały książki i serial) zrobiono typową Hollywoodzką banalną produkcję: dobra królowa płynie walczyć ze złą szaloną królową."
Za to oraz wnioski – brawa:D Dokładnie tak jest i mi przeszkadza to bardziej niż nielogiczności i fabularne dziury.
Wszyscy jesteście tacy logiczni a jakoś nikt nie zauważył, że żaden z dotraków nie wisiał przewieszony przez burtę statku i nie żygał...w realnej sytuacji wszyscy by pawiowali.
Już widzę tę scenę: morze, wielka flotylla płynąca wprost w zachodzące słońce, refleksy promieni słonecznych na morskiej toni, przesuwające się cienie smoków takoż, szum ich skrzydeł (czy takie skrzydła bez piór mogą szumieć?!), Dany wyprostowana jak struna, z włosem lekko rozwianym morską bryzą, obok niej dumny Tyrion, za plecami również dumny acz poważny Varys, a dokoła... rzygające wojsko. Wszyscy. Jak jeden mąż. Przewieszeni przez burty i zieloni na twarzach. Nie stoją. Nie prężą się dumnie. Wymiotują jak przysłowiowe koty.