Odcinek niezły. I tyle.
Plusy:
+ cycki Danuty
+ ponowne spotkanie Starków
+ Różowy List
+ Pyke
+ Winterfell
Minusy:
- Meereen
- historia WW (został fanatykiem, bo kac?) Serio, ku*wa?!
Plus/minus:
* KP
Oceniam na 7,5/10
A co wy sądzicie?
Najwyraźniej "fantastyka" dla dedeków oznacza możliwość radosnego olewania praw rządzących w tej rzeczywistości, w tym praw fizyki, logiki i związków przyczyno-skutkowych ;)
"Oczywiście, ewidentnie widać teraz, że jak to ktoś pisał dawno temu '' grzmocenie przez Ramsaya zamienia kobiety w silne i niezależne''."
Ramsay jest lepszy niż wszyscy ci trenerzy personalni i mówcy motywacyjni razem wzięci ;)
Co do Tormunda i Jona, to nie żeby dedeki dawały jakieś sygnały, to chyba po prostu prywatna teoria emo_waitress ;) Imho całkiem przyzwoita jak na standardy tego serialu ;) Oczywiście szoking zawsze w cenie, więc strach się bać co tam jeszcze tfurcy wymyślą...
"Ah, gdyby pisanie prac zaliczeniowych było równie przyjemne co wieszanie psów na Dedetkach..."
Zawsze możesz napisać pracę zaliczeniową o nich ;)
Akurat logistyczne uproszczenia są dosyć zrozumiałe wobec wielkości świata i nie rozumiem dlaczego tak Cię od nich boli.
>"Nie wiem też jakim cudem ten przeważający liczebnie oddział dostał się tak gładko i niepostrzeżenie do Doliny"
Petyr utrzymuje, że Sansa została uprowadzona na terenie Doliny?
Lądowa podróż z Doliny do Paluchów biegnie przez tereny Freyów. Uprowadzenie Sansy i sprzedanie jej Boltonom bardzo do nich pasuje. Inna sprawa to jaki kretyn wolał iść niż płynąć, ale to również jest wytłumaczalne.
Niestety, nie są zrozumiałe. Wielkość świata nie ma nic do rzeczy. Te same problemy logistyczne pojawiają się w każdej wielkości uniwersum, tylko różna może być ich skala. Ale to nie jest powód, by sobie naginać czasoprzestrzeń do własnego widzimisię. Cechy fizyczne świata trzeba po prostu brać pod uwagę przy konstruowaniu opowieści.
Jeszcze raz odsyłam do mapy - Paluchy leżą na terytorium Doliny, tak samo jak Orle Gniazdo więc nie bardzo wiem o czym Ty mówisz... Po co płynąć? Podróż z jednego do drugiego jest względnie krótka i dość bezpieczna, zważywszy na to, że Dolina była niedostępna dla wrogów i nie dotknięta wojną. Jakim cudem Boltonowie mieliby się dowiedzieć o tej podróży i zdążyć wysłać tam oddział zbrojnych i uprowadzić Sansę? Jak niezauważeni dostali się na terytorium Doliny? Jak wrócili na Północ, zdążyli ohajtać Sansę z Ramsayem i pozwolić jej uciec do Czarnego Zamku w czasie, który Petrowi zajęła przejażdżka powozem z powrotem do Robina i Royce'a z wieścią o porwaniu? To jest jedna wielka bzdura.
Jesteś pewien, że wielkość świata nie ma nic do rzeczy w naginaniu czasu podróżowania?
I w każdym innym większym, filmowym uniwersum dochodzi do naginania czasoprzestrzeni. Czy to dosłownego jak w science-fiction, czy też umownego. Nadal nie wiem co w tym niezrozumiałego. Wolałbyś żeby pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami upływały 2-3 odcinki w imię zgodności z rzeczywistymi prawami fizyki? Na cholerę to komu?
>"Cechy fizyczne świata trzeba po prostu brać pod uwagę przy konstruowaniu opowieści."
Tymczasem jak widać po serialu, wcale nie trzeba.
Co do mapy - http://www.crazynauka.pl/wp-content/uploads/2015/05/Westeros1.jpg
Paluchy są oddzielnymi półwyspami, w przeciwieństwie do Orlego Gniazda (będącego zresztą zamkiem, a nie obszarem geograficznym - porównanie wyjątkowo nietrafione). Jak wiemy, Dolina otoczona jest wysokimi łańcuchami górskimi, co uniemożliwia przepłynięcie w linii prostej.
Płynąć, ponieważ w książkach w drodze na Paluchy opływano półwysep Doliny z południowego portu i to najprostsza oraz najbezpieczniejsza droga.
Jak pisałem - droga lądowa prowadzi przez terytoria Freyów, biorąc pod uwagę tempo podróży pojedynczego szpicla a orszaku Sansy i Petyra, ich reakcja i uprowadzenie jest wytłumaczalne.
Coś ci się po prostu pomieszało - Paluchy nie leżą w Dolinie Arrynów, nikt nie musiał się do niej dostawać. A biorąc pod uwagę wspomniane wyżej łańcuchy górskie wokół Doliny, po jej zachodniej stronie i na drodze do Paluchów (cały teren jest nimi poprzecinany), podróż lądowa pomiędzy nimi jest bardzo długotrwała.
Tak, jestem pewny. Jeśli w większym świecie podróże trwają dłużej niż w mniejszym, to niech to będzie uwzględnione przy konstruowaniu fabuły. To bym wolał, a nie że jak sobie dedeki umyślą jakiś pomysł, to sobie go dopisują do fabuły nie patrząc na nic, w tym na właściwości fizyczne świata, w którym się poruszają. Ważne jest tylko to, żeby się zmieścić w czasie antenowym. Przecież nikt im nie kazał wymyślać tego idiotycznego wątku z Sansą. Zrobili to wbrew logice, wbrew charakterystyce postaci, to teraz są konsekwencje w postaci takich durnych, pisanych na szybko wyjaśnień.
To tu jest mapa z podziałem politycznym:
https://qph.is.quoracdn.net/main-qimg-739872a4c7a7cda839b8c19098018b2c?convert_t o_webp=true
mam nadzieję, że Ci się otworzy, a jak nie to sobie wygooglaj i powiedz mi po jakiego grzyba z Eyrie, które LEŻY NA TERYTORIUM DOLINY, do Paluchów, które TEŻ LEŻĄ NA TERYTORIUM DOLINY, tylko dalej na wschód trzeba jechać/płynąc/whatever przez terytoria Freyów, które są na zachód?
>"Jeśli w większym świecie podróże trwają dłużej niż w mniejszym, to niech to będzie uwzględnione przy konstruowaniu fabuły."
Nie wiem o jakich większych i mniejszych światach mówisz.
Serial to serial, to akurat normalne, że jak jego twórcy "umyślą jakiś pomysł" to go wprowadzają. Twoje uwzględnienie odległości przy konstruowaniu fabuły oznaczałoby dokładnie to o czym pisałem - wydłużenie wątków z jednego na 2-3 odcinki, jeśli nie lepiej. Czemu to ma służyć, robieniu dobrze pojedynczym widzom, którzy przywiązują wagę do takich pierdół?
Nie wiem co ma do tematu czasu podróży i wyjaśnienie Petyra Twoja subiektywna ocena wątku Sansy, więc pominę.
https://qph.is.quoracdn.net/main-qimg-739872a4c7a7cda839b8c19098018b2c?convert_t o_webp=true
To nie jest mapa, tylko jakiś uproszczony obrazek, bez uwzględnienia geografii Westeros. Dziwny wybór jak na kogoś czepiającego się naginaniu czasoprzestrzeni - posłużenie się mapą ewidentnie naginającej czasoprzestrzeń.
Co ma do niej uproszczona mapa podziału politycznego? To, że Paluchy leżą na terytorium Arrynów nie zmienia w niczym faktu, że są oddzielnymi półwyspami, a droga pomiędzy nimi jest długa i biegnie przez terytorium Freyów. Co dość wyraźnie widać na dokładnej mapie, którą przytoczyłem (jak zresztą tysiącu innych dostępnych w gogole).
No o świecie serialu mówię cały czas, a o czym? I piszę, że jeśli jest to świat duży, a Westeros jest dosyć duże, to wypadałoby uwzględnić to konstruując fabułę, a nie teleportować postacie na jakieś zawrotne odległości według własnego widzimisię.
Nie byłoby potrzeby wydłużania wątków o 2-3 odcinki, jeśliby te wątki były tak pomyślane, by nie powodować konieczności naginania czasoprzestrzeni. Jeśli masz pomysł, który wydaje Ci się fajny, ale w realiach świata, w którym się poruszasz, jest niewykonalny/nielogiczny, wymaga rażącego nagięcia tych realiów pod Twoje widzimisię, to co jest wart taki pomysł?
Przykład z wątkiem Sansy służył temu, by pokazać, że właśnie nie można sobie bez konsekwencji wymyślać wszystkiego, bo jedne durne pomysły rodzą dalsze. Dedeki wymyśliły sobie, że chcą Sansę u Boltonów. Ok, chcieli, to zrobili. Ale za chwilę chcieli żeby wujek Petyr przygalopował jej na odsiecz z armią Doliny. No dobra, rodzi się problem jak ma się wujek Petyr wytłumaczyć przed Doliną z tego, że stracił Sansę. Przyznać się do tego, że ją po prostu oddał Boltonom nie może. Więc wymyśla kłamstwo, które wprawdzie wybiela go, jednak nie uwzględnia faktu, że fizycznie to, o czym wujaszek nawija, jest po prostu niemożliwe. Ale nic to, zróbmy z otaczających Petyra decydentów Doliny idiotów i jakoś przepchnijmy to kłamstwo. Ojej, to już czwarty odcinek? Trzeba przyspieszyć, bo czas antenowy nie jest z gumy więc już w następnym odcinku Petyr będzie w Czarnym Zamku, co widać w zwiastunie. Może nawet z armią, która zbierze się, zaprowiantuje, zaokrętuje i popłynie na Mur w mgnieniu oka, albo użyje po prostu tego samego teleportera, którego użyli Boltonowie uprowadzający Sansę... Kumasz? To jest takie domino kolejnych bzdur, które mają uwiarygodnić tą pierwszą, a tymczasem prowadzą do zawalenia się całego układu.
Oczywiście, możesz dalej bronić twardo prawa twórców do wymyślania każdej bzdury, ale to po prostu nie pozostaje bez wpływu na jakość serialu.
Nie uwzględnia geografii, bo to mapa polityczna... Wrzuciłem Ci ją, żebyś mi wyjaśnił po jaką cholerę ktoś ma podróżować z Orlego Gniazda do Paluchów przez tereny Freyów, które są kompletnie w innym kierunku. Zresztą nawet na tej Twojej mapie jest to wyraźnie widoczne. Co z tego, że to oddzielne półwyspy? Wszystkie leżą w całości na ziemiach Arrynów, a od wschodu jest morze. Gdzie Ty tu widzisz jakieś komplikacje? Jedziesz sobie w kierunku wschodnim, np. do jakiegoś portu na płd.-wschód od Eyrie, wsiadasz na statek i płyniesz prosto do Paluchów. Albo jedziesz na północ do tego małego portu nad tą wąską wcinająca się w ląd zatoką (wszystko z Twojej mapy) i płyniesz do Paluchów. Sorry, ale droga przez Dorzecze to jakiś bezsens...
Zwróć uwagę, że nie znamy dokładnych dat poszczególnych wydarzeń. Podróże są błyskawiczne, ale nie wiadomo ile czasu zajęły. Punktem odniesienia są kolejne dialogi i wydarzenia - ale skąd wiadomo, czy w jednym odcinku pomiędzy jedną rozmową, a drugą nie minęły np. dwa tygodnie? By sprostać Twoim oczekiwaniom każda podróż na większe odległości (a trochę ich było) musiałaby być relacjonowana jak np. podróż Jaimiego i Brienne. Co zajęłoby co najmniej kilka odcinków, a co jest kompletnym absurdem. Bo jak inaczej to "fabularnie" pokazać?
>"Nie byłoby potrzeby wydłużania wątków o 2-3 odcinki, jeśliby te wątki były tak pomyślane, by nie powodować konieczności naginania czasoprzestrzeni"
"Nie lubię, że na forum są niemądrzy ludzie dlatego rozwiązaniem powinien być brak niemądrych ludzi na forum". Bez obrazy, ale z Twoich uwag kompletnie nic nie wynika - ot takie tam bezsensowne narzekanie.
>"jednak nie uwzględnia faktu, że fizycznie to, o czym wujaszek nawija, jest po prostu niemożliwe"
Przecież wkleiłem już mapę z której dość jasno wynika, że pomijając zmienną czasu (o której nie mamy kompletnie żadnych informacji) jest to jak najbardziej możliwe. Pomijając fakt, że podróż z Doliny gdziekolwiek wiedze przez Góry Księżycowe i tamtejsze klany (jak wiadomo aktualnie całkiem dobrze uzbrojone), to jeszcze okrąża bardzo rozległą zatokę i zahacza o terytoria Freyów. Wszystko widać na wklejonej mapie. Nie kumam czemu ślepo temu zaprzeczasz.
Dalej widzę dość kiepską, w dodatku niepotrzebnie przerośniętą ironię, więc pominę. O kolejnym odcinku będzie można podyskutować w poniedziałek, nie widzę sensu robić tego na podstawie trailera.
>"Wrzuciłem Ci ją, żebyś mi wyjaśnił po jaką cholerę ktoś ma podróżować z Orlego Gniazda do Paluchów przez tereny Freyów, które są kompletnie w innym kierunku."
O czym Ty mówisz? Spójrzmy jeszcze raz:
http://www.crazynauka.pl/wp-content/uploads/2015/05/Westeros1.jpg
Jak widać, pomiędzy Orlim Gniazdem, a Paluchami znajduje się dość głęboko zachodząca w kontynent zatoka oraz liczne pasma górskie. By je okrążyć trzeba zbliżyć się do terenów wokół Bliźniaków. Wiesz, że Bliźniaki to zamki Freyów, prawda?
>"Co z tego, że to oddzielne półwyspy? Wszystkie leżą w całości na ziemiach Arrynów, a od wschodu jest morze."
To z tego, że Arrynowie aktualnie nadal siedzą zabarykadowani w swojej Dolinie, Góry Księżycowe to jedna wielka dzicz, a dalej znajdują się tereny łatwo dostępne dla wrogów Starków.
To, że na jakiejś kolorowej mapce tereny podpisane "Arryn's Vale" są dość rozległe i przez nie mogła biec podróż nie świadczy kompletnie o niczym, biorąc pod uwagę fabułę i okoliczności.
>"wsiadasz na statek i płyniesz prosto do Paluchów"
Zostało dość jasno określone, że podróż odbyła się lądem. Sądziłem, że to akurat jest ci wiadome.
I cały czas zapominasz, że Dolina otoczona jest nieprzebytymi łańcuchami górskimi z każdej strony - droga jest tylko jedna (brama, której strażnikiem był wuj Catelyn). Jaka więc jazda na północ czy wschód?
Droga przez Dorzecze jest w tym przypadku jedyną lądową drogą.
"Zwróć uwagę, że nie znamy dokładnych dat poszczególnych wydarzeń."
Owszem, nie mamy, ale to nie znaczy że nie możemy próbować w przybliżeniu określić pewnych ram czasowych. Sama konstrukcja odcinków narzuca te ramy. Kiedy w danym odcinku mamy przeskoki między wątkami to możemy zakładać, że wydarzenia w nich pokazane dzieją się mniej więcej równolegle. Jak to pokazać? Może po prostu inaczej rozplanować podział odcinków na w wątki i przeskoki między nimi?
"Nie lubię, że na forum są niemądrzy ludzie dlatego rozwiązaniem powinien być brak niemądrych ludzi na forum". Bez obrazy, ale z Twoich uwag kompletnie nic nie wynika - ot takie tam bezsensowne narzekanie.
Nie trywializuj. Różnica polega na tym, że ja nie mam wpływu na to czy na forum są mądrzy czy niemądrzy ludzie. Twórcy serialu w pełni odpowiadają za fabułę swego dzieła i mogą nią pokierować tak, żeby wszystko miało ręce i nogi.
Co do map i Twoich wywodów na temat możliwości lub niemożliwości podróżowania po Dolinie, to sorry, ale coraz bardziej mam wrażenie, że jestem w jakimś Matrixie... Zerknij sobie jeszcze tu:
http://www.sermountaingoat.co.uk/map/versions/speculative_map.jpg
i proszę nie staraj się mi wmówić, że Lord Protektor Doliny nie może podróżować sobie w miarę prostą i spokojną drogą do swojej posiadłości przez Dolinę prosto jak w pysk strzelił na północny wschód, przez Longbow Hall gdzie nie musi przekraczać żadnych gór, rzek i zatok (co zresztą i tak nie stanowiłoby większego problemu), tylko musi zapierniczać okrężną, 4 razy dłuższą drogą przez niebezpieczne Dorzecze. Oczywiście nie wiem czy posiadłość Baelisha jest akurat na tym Paluchu, ale na Rulora, Dolina nie jest pustynią, tam są posiadłości lordów, zamki, miasta, porty i to są wszystko ziemie pod władzą Arrynów! Do Old Anchor z Eyrie też nie jest daleko, można stamtąd spokojnie kontynuować podróż morzem. No dajże spokój i nie udowadniaj, że czarne jest białe...
>"Kiedy w danym odcinku mamy przeskoki między wątkami to możemy zakładać, że wydarzenia w nich pokazane dzieją się mniej więcej równolegle."
To tylko bezpodstawne założenie. "Mniej więcej" w tym przypadku może wynosić parę tygodni/miesięcy - akurat tyle ile wynosiłaby podróż. W takich "Wikingach" pomiędzy wątkami w jednym odcinku mijały całe lata. Na jakiej podstawie zakładasz, że równoległe wątki dzieją się dokładnie w tym samym czasie?
>"Jak to pokazać? Może po prostu inaczej rozplanować podział odcinków na w wątki i przeskoki między nimi?"
Można też prościej - liczyć na rozgarnięcie widzów i pokazywać fabułę tak jak się chce.
Moja uwaga była analogią Twojego "rozwiązywania" rzekomych błędów fabularnych - "skoro jest bezsensu niech zrobią tak żeby miało sens". A zmierzałem nią właśnie do tego, że kompletnie nic z tego nie wynika. Ot, takie tam puste narzekanie.
Nie wiem czy Twoja mapa błędnie umiejscawia pozycję siedziby Baelishów, czy myli się wiki, ale według niej jego rodzinna posiadłość znajduje się na innym półwyspie. Według książki jest nim "najmniejszy z Paluchów" - nie mam pojęcia dlaczego na wklejonej znajduje się na terenie doliny Arrynów.
http://awoiaf.westeros.org/index.php/Drearfort
W drodze lądowe jest on oddzielony od Orlego Gniazda w linii prostej nieprzebytym (to wiemy na pewno) łańcuchem górskim oraz sięgającą daleko w głąb kontynentu zatoką.
>"Do Old Anchor z Eyrie też nie jest daleko, można stamtąd spokojnie kontynuować podróż morzem."
Ale wybrał drogę lądową - powodów może być multum, od niechęci do żeglowania po pogodę.
"Na jakiej podstawie zakładasz, że równoległe wątki dzieją się dokładnie w tym samym czasie?"
Nie napisałem "dokładnie", tylko mniej więcej w tym samym czasie. To nie jest moje widzimisię, tak jest skonstruowana fabuła, która dzieje się w określonym uniwersum, gdzie wątki zazębiają się ze sobą, postacie w rozmowach odnoszą się do wydarzeń mających miejsce w innych wątkach, więc to nie jest żadne "bezpodstawne założenie". Jak masz wątek A i B i w jednym odcinku akcja powraca do każdego z nich naprzemiennie np. 2 razy, to w takiej sytuacji można oczywiście dowodzić, że przecież w jednym może ona obejmować okres 1 dnia, a w drugim 2 miesięcy, ale taki sposób narracji i montażu narzuca jednak odczytanie, że to się dzieje mniej więcej w podobnym czasie.
Jeśli przykładowo wątek Jona do 4 odcinka włącznie obejmował okres max. 2-3 dni (na co wskazuje logika następujących po sobie scen) i w 4 odcinku łączy się z wątkiem Sansy, która od początku sezonu przebyła drogę z Winterfell na Mur, to automatycznie narzuca się sugestia, że te wydarzenia miały miejsce mniej więcej równolegle. Można oczywiście założyć, że wątek Sansy obejmował np. 3 tygodnie i że kiedy mieliśmy ich scenę w 2 odcinku byli już kawał drogi na północ od Winterfell. Okej, ale tam rozstaje się z Theonem, który znów w tymże 4 odcinku jest już na Pyke, czyli przebył jeszcze w ch@j dłuższą drogę niż Sansa w krótszym czasie serialowym... Jednocześnie dwie sceny po Sansie w CB dostajemy scenę z Baelishem, który już wie, że ona tam jest (skąd?) itd. Jasne, że możesz robić takie zgadywanki ile dni/tygodni/miesięcy różnicy jest między poszczególnymi wątkami, ale chyba nie o to chodzi, by widz odwalał za twórców tą robotę i by panowała taka totalna dowolność, że skoki czasowe są całkowicie od czapy - raz czas między jedna a drugą sceną jakiejś postaci wynosi tydzień, drugi raz 2 miesiące, innym razem dzień. Widz powinien mieć jakieś rozeznanie w chronologii wydarzeń, powinien móc umiejscowić wydarzenia w czasie na podstawie tego, co widzi, a nie tego, co sobie ma dopowiedzieć.
"Można też prościej - liczyć na rozgarnięcie widzów i pokazywać fabułę tak jak się chce."
Tu nie chodzi o rozgarnięcie. Oczywiście można kazać widzom dopowiadać sobie wszystko, tylko kto ma odpowiadać za to, by sceny się kleiły? Twórcy, czy dobra wola widzów? Twoje podejście jest absurdalne - to widz jest winien, że twórcy dali dupy, bo nie ma ochoty wynajdywać usprawiedliwień na ich dawanie dupy...
Nie wiem gdzie dokładnie leży posiadłość Baelisha, ale wiem, że zasuwanie do niej przez splądrowane i pełne potencjalnych zagrożeń Dorzecze zamiast wyboru bezpieczniejszej drogi przez nietknięte wojną i w miarę spokojne tereny pod władzą Arrynów, było idiotyczną decyzją, z której znów widz musi Baelisha tłumaczyć (Twoje "powodów może być multum, od niechęci do żeglowania po pogodę").
.....Wiemy też po co był pobyt Sansy w WF i jej ożenek z młodym Boltonem.....wątek Sansy w WF służył raczej transformacji Fetora ponownie w Theona. Sansa była tym bodźcem, który pozwolił mu zdecydować się na ucieczkę. Nie wiem co będzie dalej , ale intuicyjnie czuję, że to Theon będzie przeznaczeniem Ramsey'a...nie Jon, pomimo nadchodzącej bitwy itd.
Nieprawda, w książce Sansy nie ma w Winterfell, a Fetor też staje się Theonem, niepotrzebna mu do tego Sansa. A co do przeznaczenia wątpię, Theon nie skrzywdziłby Ramsaya.
Cóż ma do tego książka?...pisałem o serialu. Co do kwestii kto ew. wykończy Ramseya, podkreślam - nie wiem jak rozwiążą to scenarzyści, możliwe że będzie tak jak piszesz, ale z takiego quasi psychologicznego punktu widzenia, nie ma nic bardziej spektakularnego niż odwrócenie roli kat - ofiara. Jon vs Ramsey.?..cóż...miedzy nie ma dostatecznie silnie zbudowanych relacji nienawiści, chęci zemsty, pomimo prowokującego listu wysłanego obecnie przez Boltona, oni się z Jonem nawet nie znają.....
Tak tylko mówię, że wątek z Sansą w Winterfell nie był konieczny dla postaci Theona. Choć (pomijając wszystkie nielogiczności związane z tym wątkiem) nie był to zły pomysł, że się spotkali, obie postacie mają dużo ze sobą wspólnego. Nawet powiem, że podoba mi się ich relacja, http://www.youtube.com/watch?v=AlzcHKh82NA
Był konieczny, skoro nawet widok siostry nie zmotywował go do podjęcia próby ucieczki.
Co z tego, że nie znają się osobiście? Dużo o sobie wiedzą i żaden z nich nie ma dobrego zdania o tym drugim. Poza tym oni są żywym ucieleśnieniem tradycji swoich rodów. Jon - honor, wierność, uczciwość, dobro, poświęcenie. Ramsay - okrucieństwo, bezduszność, chciwość, zło, sadyzm. Starkowie i Boltonowie niemal zawsze byli wrogami, bo chcą rządzić Północą. Konfrontacja bękartów jest nieunikniona.
Skąd się wziął ten stereotyp, że Starkowie są święci? lol nawet Martin by się z tym nie zgodził.
Starkowie lubią na takich pozować. Oczywiście idealni nie są i często to właśnie ich zbyt wielkie uwielbienie honoru prowadzi do nieszczęść. Ale i tak są sympatyczniejsi niż Boltonowie.
Ja wolę Boltonów, przynajmniej niczego nie udają.
A nowe pokolenie Starków nie ma już żadnych wartości. Arya myśląca jedynie o zemście, Sansa to samo, przy czym obie honoru nigdy nie miały, o wierności i poświęceniu nie wspominając - jedna zdradziła pierwszą, bo chciała być żoną Joffreya, druga ratowała siebie zostawiając siostrę z wrogami. Bran nie lepszy, zostawił malutkiego brata, bo wrona była ważniejsza. Jon po przejściach rzeczywiście bardziej ogarnięty, chociaż powieszenie Ollyego w ogóle nie pasowało do tej postaci, i jest godne Ramsaya. Metody Aryi (scena śmierci Meryna) nawet przebiły Boltona (jeśli chodzi o szybkie zabicie kogoś, Fetor to co innego).
Dlatego lepiej oceniać konkretne postacie, a nie uogólniać cały ród, w dodatku przypisując mu jakieś super pozytywne cechy, które nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Kogo zabijają Boltonowie, a kogo Starkowie. Nie można porównać moralności obu tych rodów, to jak niebo i ziemia.np. Arya załatwiła w bardzo widowiskowy sposób Meryna ale Meryn był potworem. Natomiast jakim potworem była Walda i jej niemowlę by zasłużyć na rozszarpanie przez psy? To tylko 1 z wielu przykładów przewijających się przez cała sagę.
Nie wiem, jakim człowiekiem trzeba być, żeby kibicować Boltonom.
Każdy zabija swoich wrogów. Może i twórcy zrobili z Meryna sadystę, żeby jej BRUTALNE morderstwo było usprawiedliwione w oczach widzów. Nie zmienia to jednak faktu, że nie każdy byłby zdolny do takiego okrucieństwa.
No i znowu uogólnienia, którym Boltonom? Ja kibicuję Boltonom przez wzgląd na Roosa, który jest moją ulubioną postacią. Ramsayowi kibicuję, bo to tylko głupi serial, a to jest ciekawa postać, którą dobrze mi się ogląda. Takie oburzanie się jest śmieszne, bo to tylko fikcja. Przynajmniej jaki jest Ramsay każdy widzi, nikt go na siłę nie usprawiedliwia jak co niektórzy Aryę.
>"Nieprawda, w książce (...)"
Jeszcze w niektórych poprzednich sezonach dało się wytłumaczyć czytelników, którzy nie mogli się powstrzymać przed tego typu uwagami prostą chęcią pochwalenia się dodatkową wiedzą.
Ale nie kumam takich uwag w trakcie sezonu, który z istniejącym literackim pierwowzorem nie ma już zbyt wiele wspólnego.
Natomiast wątek z Sansą w Winterfell był konieczny dla postaci Theona (konkretnie dla jego rozwoju w aktualnym kierunku) wobec nieistnienia postaci fałszywej Aryi.
Nie odsyłam do książki (jako źródła) tylko na jej przykładzie tłumaczę, że 'przemiana' Theona nie miała nic wspólnego z tym, że spotkał STARKA. Logicznie mógłby go nie spotkać i również mogłoby nastąpić to co nastąpiło. Książkowa fałszywa Arya też nie była konieczna, dla jego wewnętrznej przemiany, ale plus był taki, że dla Theona to był ktoś zupełnie nieznaczący, co bardziej pogłębiło postać. Większość ludzi nie rozumie tej postaci, i myśli, że wszystko robi w serialu z miłości do Starków i z poczucia winy, że ich zdradził. W tym drugim jest trochę racji, ale nie zapominajmy, że Theon miał wyprany mózg.
Nie zgadzam się z twierdzeniem, że "wątek Sansy w WF służył transformacji Fetora ponownie w Theona".
"który z istniejącym literackim pierwowzorem nie ma już zbyt wiele wspólnego."
"był konieczny (...) wobec nieistnienia postaci fałszywej Aryi"
Lol ale hipokryzja. Może zaraz zaczniesz tłumaczyć, że Theon musiał jakoś uciec... bo tak było w książce XDDD
Sęk w tym, że przemiana Theona wynikała przecież ze spotkania Starka - tyle, że fałszywego. Chyba niezbyt uważnie czytałeś, ale to właśnie Jayne sprawiła że złamany ponownie uwierzył w siebie. Powiedziała mu, że zostanie jego ku*wą (czego z oczywistych względów już dawno nie słyszał) i że liczy na jego pomoc - a więc siłę i pewność siebie, którą stracił w lochach Dreadfort.
Sansa również była dla niego kimś zupełnie nieznaczącym.
Co to znaczy "bardziej pogłębić postać"?
Średnio mnie interesuje co rozumie większość ludzi. Z tego co wiem większość ludzi w ogóle niewiele rozumie.
A z serialu w żaden sposób nie wynika by Theon robił cokolwiek z miłości do Starków. Z poczucia winy już prędzej i to było kolejnym bodźcem - nie pamiętasz fragmentu w którym żałując swojego postępowania doszedł do wniosku, że powinien umrzeć razem z Robbem u jego boku? W książce pomógł Jayne z chęci odkupienia - w serialu z tego samego powodu pomógł Sansie. Jak można twierdzić, że obie postacie nie były kluczowe dla jego przemiany?
To, że się nie zgadzasz to już zauważyłem, ale dlaczego? Co Twoim zdaniem było kluczowe w jego przemianie, znużył go brak przyrodzenia?
Jaka hipokryzja? Jasne że Theon musiał jakoś uciec - w przeciwnym wypadku kolejny sezon spędziłby w Winterfell na etapie Fetora. No a historie, w tym serialowe mają to do siebie, że się rozwijają.
"Powiedziała mu, że zostanie jego ku*wą (...)"
I to co wymieniłeś uważasz za JEDYNY bodziec, dzięki któremu stał się na nowo Theonem?
"Sęk w tym, że przemiana Theona wynikała przecież ze spotkania Starka"
W serialu wynika głównie z jego relacji z Ramsayem, która została rozwinięta w 5 sezonie, Sansa to tylko dodatek. Jej wątek zresztą nie został dodany z myślą o rozwoju Theona.
"doszedł do wniosku, że powinien umrzeć razem z Robbem u jego boku?"
Bo przegrał. Myślisz, że mówiłby to samo, gdyby mu się udało? Właśnie w tym rzecz, on nigdy nie uważał Starków za swoją rodzinę, ale najpierw został chłodno przyjęty przez ojca, upokorzony przez siostrę, następnie trafił w łapy Ramsaya. To normalne, że od tamtego momentu żałował, że nie został z Robbem.
"No a historie, w tym serialowe mają to do siebie, że się rozwijają."
Jeśli przyjąć, że książki nie istnieją/twórcy mogą wymyślić co chcą to poważnie uważasz to za jedyne rozwiązanie?
W którym miejscu zasugerowałem, że to JEDYNY bodziec?
Inna sprawa, że Theonem to on się na nowo nie stał. Jego nowa postać jest chyba nawet bardziej odległa od Theona niż Fetor.
Z relacji z Ramsayem to wynikała przemiana Theona w Fetora, tak samo w książce, a nie o tym przecież mowa. Chyba, że się mylę, ale w takim razie mógłbyś wspomnieć co masz konkretnie na myśli.
>"Jej wątek zresztą nie został dodany z myślą o rozwoju Theona."
A co to ma do rzeczy?
Przegrał znacznie wcześniej. Gdy został pojmany przez Boltona, albo gdy Winterfell zostało szczelnie otoczone i wiadomo było że zginie jeśli nie przywdzieje czerni. Jakoś wtedy jeszcze nie uważał, że powinien umrzeć z Robbem, jedyne o czym myślał to nadal własna chwała.
>"Jeśli przyjąć, że książki nie istnieją/twórcy mogą wymyślić co chcą to poważnie uważasz to za jedyne rozwiązanie?"
To pytanie też nie mam pojęcia skąd się wzięło.
"W którym miejscu zasugerowałem, że to JEDYNY bodziec?"
Tutaj -> "Chyba niezbyt uważnie czytałeś, ale TO WŁAŚNIE Jayne SPRAWIŁA". No właśnie nie Jeyne, a szereg różnych sytuacji doprowadził do wewnętrznej przemiany Theona. Oczywiście, to nie był już ten sam Theon, on odrodził się na nowo.
Zapytałeś wcześniej: "Jak można twierdzić, że obie postacie nie były kluczowe dla jego przemiany?"
Jak najbardziej można twierdzić, że nie były KLUCZOWE. Na pewno swoją rolę odegrały, ale przemiana Theona to był proces, nie była to szybka decyzja podjęta w ostatniej chwili (mam na myśli scenę ucieczki z Winterfell).
"Co Twoim zdaniem było kluczowe w jego przemianie, znużył go brak przyrodzenia?"
Jeśli chodzi o książkę sytuacja jest łatwiejsza do ustalenia, bo siedzimy w głowie Theona. Obserwujemy świat jego oczami, słyszymy jego myśli. Każdy powinien sam przeanalizować postać więc nie będę nikomu narzucać mojego zdania. Przeczytaj jeszcze raz rozdziały i przeanalizuj myśli Theona. Ważne są między innymi te, gdzie Theon słyszy głos:
"Theon", a voice seemed to whisper. His head snapped up. "Who said that?" All he could see were the trees and the fog that covered them. The voice had been as faint as rustling leaves, as cold as hate. A god’s voice, or a ghost’s."
"the leaves of the heart tree were rustling his name. "Theon", they seemed to whisper, "Theon". The old gods, he thought. They know me. They know my name.
"Please". He fell to his knees. "A sword, that’s all I ask. Let me die as Theon, not as Reek".
Jeśli chodzi o książkę przemiana dzieje się w jego głowie. Ucieczka nawet nie jest ważna. Mógłby nawet siedzieć w celi, ale nie byłby to już Fetor, tylko Theon. Podobnie jak Margaery nie uciekła, ale pamięta kim jest, nie złamała się.
"Z relacji z Ramsayem to wynikała przemiana Theona w Fetora. (...) Chyba, że się mylę, ale w takim razie mógłbyś wspomnieć co masz konkretnie na myśli."
Mam na myśli właśnie to, że Ramsay jest tutaj KLUCZOWĄ postacią. W serialu ciężej pokazać przemianę, bo można ją widzieć jedynie przez grę aktorską. Dlatego Theon zawsze był Theonem, a tylko gdy Ramsay był gdzieś w pobliżu (czyli zawsze! aż do bitwy ze Stannisem) stawał się przerażonym Fetorem. Dlatego nie poszedł z Yarą, bo Ramsay był w pobliżu (przecież to nie było tak, że jej nie poznał, albo miał tak wyprany mózg, że chciał zostać z Boltonem), dlatego Ramsay miał pewność, że nawet z nożem w ręku Fetor nic mu nie zrobi (scena z Roosem w Dreadfort). I co najważniejsze, dlatego wydał Sansę! Przecież gdyby chodziło o uratowanie jej, z poczucia winy, żeby jakoś odkupić swoje winy to już wtedy zaniósłby świeczkę, gdzie trzeba i czekał na ratunek dla niej, nawet poświęcając się (gdyby Ramsay się dowiedział). Zamiast tego poszedł do Boltona i odebrał Sansie możliwość ucieczki, a wszystko ze strachu przed Ramsayem, który był w pobliżu.
Dlatego zostanę przy swoim zdaniu, że to Ramsay jest kluczową postacią dla Theona jako jego oprawca, i Sansa wcale nie była mu potrzebna. Można było pokazać jego uwolnienie się od Bękarta w inny sposób, bez jej udziału. Równie dobrze mógł to być Bran, bogowie "duch WInterfell", albo sam Theon. Naprawdę niepotrzebny był do tego absurdalny sojusz Boltona z Baelishem czy gwałcenie Sansy.
A już na pewno nie zgadzam się, że musiało tak być, bo tak jest w książce tylko zamiast Sasny jest fałszywa Arya lol tutaj sam się pogrążyłeś, nie chwal się, że przeczytałeś książki. Jest milion sposobów, w jaki można byłoby poprowadzić wątek Boltonów i wątek Sansy, niekoniecznie książkowo, ale logicznie.
"Jakoś wtedy jeszcze nie uważał, że powinien umrzeć z Robbem, jedyne o czym myślał to nadal własna chwała."
Wtedy to on czuł nienawiść, co jest zrozumiałe. Do ojca, do siostry, do Starków, do starych bogów, do Utopionego, do WSZYSTKICH i do wszystkiego, bo był bezradny. Jedyne co mógł zrobić to umrzeć z mieczem w ręku, żeby nie odejść jak tchórz. Jeszcze nie wiedział, że czeka go coś o wiele gorszego. Po zapolowaniu na niego, po tym jak został z niczym i było mu wstyd spojrzeć siostrze w oczy (o ojcu nie wspominając), a u Starków (na Północy) był spalony, a zwłaszcza po wszystkich torturach jest jasne, że żałował swoich decyzji i wolałby umrzeć z Robbem.
Znaczyło to, że Jayne była głównym, nie jedynym czynnikiem. I tak wynika z historii.
Nie twierdzę, że przemiana zaszła nagle i w ciągu jednej ucieczki. Z serialu poniekąd to wynika, bo wątek z wiadomych względów uproszczono i skrócono, ale z pierwowzoru wiemy że Jayne namawiała go długo i skwapliwie, a on wielokrotnie odmawiał.
Zgadzam się, że sama ucieczka nie była najważniejsza, tylko okoliczności i decyzje do niej prowadzące. Szepty "Starych Bogów" słyszał już po tym gdy Jayne błagała go o pomoc. Gdyby siedział w celi nic by się nie zmieniło, bo dlaczego miałoby się zmienić? Siedział w celi prawie rok czasu.
Strasznie przeskakujesz z książki na serial i na odwrót. Ciężko się połapać, a to przecież dwa zupełnie odrębne dzieła. W serialu sprawa była prosta - odzyskał częściowo tożsamość bo pomógł Sansie. Wcześniej był tylko Fetorem, dlatego nie poderżnął gardła Boltonowi, nie poszedł z siostrą i wydał Sansę.
>"Przecież gdyby chodziło o uratowanie jej, z poczucia winy, żeby jakoś odkupić swoje winy to już wtedy zaniósłby świeczkę"
Wtedy jeszcze o to nie chodziło bo był tylko złamanym niewolnikiem.
>"Naprawdę niepotrzebny był do tego absurdalny sojusz Boltona z Baelishem czy gwałcenie Sansy. "
To czy faktycznie był taki absurdalny dowiemy się w najbliższych odcinkach. Do ostatniego też byłem przekonany o jego absurdzie, ale wszystko wskazuje na to że pojawi się wytłumaczenie.
>"A już na pewno nie zgadzam się, że musiało tak być, bo tak jest w książce tylko zamiast Sasny jest fałszywa Arya lol tutaj sam się pogrążyłeś, nie chwal się, że przeczytałeś książki. "
Nie zrozumiałeś - nie pisałem, że musiało tak być, bo tak było w książce. Napisałem że było analogicznie, ale czynnikiem była Sansa, a nie fałszywa Arya.
IMHO scena z tłumaczeniem Petyra miała pokazać jak bardzo Robin był pod jego wpływem. Przy wyborze między wersją ulubionego wujka, a starego Royce'a, męczącego Robina treningami żadne pytanie nie pomogłoby Royce'owi. Także na chwilę obecną to trzyma się jakiejś kupy. Nie bardzo wiem, jak ma trzymać się dalej np. po tym, gdy Royce, mając już armię pod swoim dowództwem spotka się z Sansą. Jeśli dojdzie do spotkania sił z Północy z siłami z Doliny ani Royce'owi i lordom z Doliny, ani Sansie i Jonowi Petyr nie będzie szczególnie potrzebny. Ja osobiście chętnie bym przyjął moment, w którym ktoś w końcu przejrzałby i ograł Baelisha.
Haha, czytam twój post i widzę, że spokojnie mogłam wziąć i chamsko skopiować dokonując kosmetycznych poprawek i udawać, że moje :D
Wróbelek sadzi każdemu, co mu się wydaje, że chce usłyszeć. Na Tomeczka podziałała łzawa historyjka o mamuni, na Margery z tego co widzę nie podziałała historyjka o fatałaszkach i chlaniu wódy. Ciekawe jaka historyjkę sprzeda Lorasowi, HĘ? :D
Opowieść Petyra jest tak grubymi nićmi szyta, że nie załapie jej tylko pijane niemowlę. Oczywiście słynni z pobłażliwości Boltonowie porwali Sansę zostawiając Petyra całego, zdrowego, ze skórą, animuszem i nawet z sakiewką na prezenty dla Robinka na poboczu. Odynie... :D
Brienne nie dość, że JEST, nie dość, że oszczędza drugiego mordercę swojego ukochanego pana, to jeszcze się wpieprza miedzy wódkę a zakąskę. GTFO od Tormunda! Ten głupi serial wszystko mi zabierze, wszystko co dobre i piękne, nawet Tormunda.
Mnie Tyrion rozbawił tym, jak jednym zdaniem obalił system niewolniczy. Praktycznie hasłem "a bo u nas nie ma niewolników i co, i żyjemy" na co Masters się zadumali i postanowili wprowadzić siedmiolatkę, zastępując swoje aktualne źródło dochodów... na jeszcze nie wiedzą co, ale się wymyśli.... zawsze mogą sprzedawać pietruszkę. Da się z tego żyć na poziomie, nie?
Scena z Danką bardzo zabawna, ale mnie się podobała :P Ja się muszę zapytać, co Czerwona Wariatka robi na Murze, jak tu ludzie se stoją w ogniu i drapią się po tyłku? Prins, jaki prins? Dance nawet włosy się nie palą!
Eloł Emo!, Tyle komentarzy powsadzaliście moi drodzy, że nie nadażam z czytaniem i co najważniejsze pod każdym należałoby napisać- lubię to/zgadzam się/o to to/ daję okejkę ect.
Juz tyle powiedzieliście, że powielać nie będę, ale... Zostałam grzecznie poproszona o obejrzenie tego odcinka raz jeszcze, co zrobiłam z niechęcią, ale jak to stwierdził w zamierzchłych czasach Jaime Lannister- ''Rzeczy, które robię dla miłości'' (wziuuuuuuu i jebut). Więc obejrzałam. Już na lajciku, bez przewracania oczami- to juz niewykonalne, idę do okulisty, bo po pierwszym seansie pozostał mi mega wytrzeszcz, znaczy oczy wyszły mi z orbit i wrócić na orbity nie mogą.
Ale do rzeczy. Jak się ogląda z nieskalanym, to jakoś łatwiej wszystko przełknąć i po jednym komentarzu stwierdziłam, że bardzo mi się podoba opcja Tormund i Brienne. Ja rozumiem, że Jon i ta skrywana miłość, ale pacz jak Tormund do Brienne pasuje! Oni są z tej samej gliny ulepieni w każdym calu :) I fizycznym i mentalnym. I jak on tak na nią łypał zza mięcha to przysięgam, w zyciu nie widziałam na ekranie tak fascynującego podrywu i nieskrywanej ochoty na chędozenie. To pewnie z tego powodu, ze Tormund lubuje się w niedźwiedziach a tu proszę, tadam niedźwiedź jak zywy i w dodatku ma mieczycho i w dodatku to Lady. Całkowicie rozumiem Tormundowe zafascynowanie, no takiego uosobionego bóstwa marzeń jeszcze nie spotkał :) I mówię szczerze, że ja bym chciała zobaczyć jak Tormund zbiera kwiaty dla Brienne xD (tylko nie rzygaj emo, pls!)
I druga rzecz Tyrion i jego siedem lat. Ja tam jestem przekonana, że on to powiedział/obiecał tak na wstrzymanie, że to tylko fortel. No mówię Ci, że Tyrion ma jednak ma łeb i wykorzysta chwilę, że Harpie osłabną a potem łubudu zaatakuje Astapor i Yunkai.
Naprawdę? Jaki miły zbieg okoliczności :)
Opowieść Petyra to kontynuacja głupot z poprzedniego sezonu... no prawdę mówiąc to nie byłoby dobrego wyjścia z tego w co wpakowali się w 5 sezonie. Gdyby tak Royce jednak ukatrupił Petyra to byłoby jakieś takie... dziwnie, odczuwałabym niedosyt a tak czuje, że oglądam głupoty. I tak źle i tak niezbyt fajnie. Chociaż teraz mam rozkminę jak Petyr znajdzie się w następnym odcinku już na Murze. Czy będzie sam czy z armią Doliny? a jeśli z armią to czy Ramsay wie, że cała armia przeszła przez jego ziemię? ah, gdybym tak mogła zbombardować D&D pytaniami...
O, rzeczywiście. Jakoś z tego wszystkiego nawet zapomniałam o tym, że Briennie nie zemściła się na czerwonej kapłance. Ale ta chemia między nią a Tormundem, śmiać mi się chciało. Jednak mam podobne zdanie co Treehouse. Niedźwiedź i dziewica cud... ;D
Danka ma w ognioodporne DNA to i włosy ognioodporne ;)
Drogie koleżanki, właśnie obraziłyście moje uczucia religijne.
Dzwonię po policję.
http://41.media.tumblr.com/eed6a28a7d7aaf1268fdb33aa9d151d0/tumblr_inline_nlou9n jHFx1qeqycx_500.jpg
LF ze swoją armią użyje serialowego teleportera i po kłopocie. Ramsay nagle zobaczy kilkanaście tysięcy wrogów pod Winterfell i tyle ;)
Dedeki się nie przejmują logistyką, potężną fosą Cailin, czy setkami kilometrów do przebycia...
Ja naprawdę podziwiam ludzi, którzy uważają, że serial po fatalnym 5 sezonie zaczyna wychodzić na prostą. Nic takiego kompletnie nie zauważyłem. Odcinek jest wyjątkowo nudny i nieciekawy.
Mur
Ten wątek również zaczyna się robić fatalny. Davos to jest jakaś porażka. Zdążył raz wspomnieć o Stannisie(wreszcie, wow, przypomniał sobie i o nim, i Shireen, po 3 odcinkach i robienia miny zbitego borsuka) po czym usłyszał o jego śmierci i...nic? Książkowy Davos rozszarpałby ich na strzępy, serialowy z poprzednich sezonów również ( Cytuję "King Stannis is my god"). A tu coś takiego? Naprawdę nie spodziewałem się aż takiego naplucia na te postaci. Spotkanie Jona z Sansą...powinienem odczuć jakieś emocje, a nie odczułem właściwie nic. Choć miło przywoływali swoje wspomnienia.
Poza tym wątek rodów na Północy to jest jakiś dramat i porażka. Jakby im tak zależało na Winterfell, to by poszli na nie ze Stannisem, a nie za bękartem Neda i w dodatku oficjalnie dezerterem z Nocnej Straży(bo rzeczywiście każdy uwierzy w zmartwychwstanie).
Dolina
Cóż, teraz mniej/więcej wiemy, na czym polegało wysłanie Sansy do Winterfell. Littlefinger chciał je...podbić pod jakimś pretekstem? Bo na to wychodzi. Chociaż raz twórcy względnie nie odjęli mu inteligencji, za to odejmują ją każdemu z jego otoczenia.
I kiedy Robercik zdążył tak urosnąć? :D
Meereen
Cóż, pierwszy raz chyba w tym sezonie jakoś tak na plus. Tyrion świetnie uderzył w sedno problemu, niestety niewielu przez swoje dramaty go zrozumiało. A szkoda. W każdym bądź razie nie da się tutaj do niczego przyczepić, może poza lekką nudą i grą aktorską Szarego Robaka.
Królewska Przystań
Spotkanie Marg z Lorasem na plus, choć jakoś specjalnie mnie to nie poruszyło. To gadanie Wielkiego Wróbla do Margaery...wydawało mi się, że zrobili to specjalnie, byleby jakoś wyjaśnić, skąd się wziął.
Czy Cersei będzie co odcinek miała taką samą minę i będzie mówiła wciąż to samo w kółko macieju? Już mi się nudzi. A wątek atakowania Wróbli...bleh, ktoś nie zdaje sobie sprawy, że to beczka prochu.
Żelazne Wyspy
Meh, można pominąć, bo nic ciekawego.
Winterfell
Uśmiech Ramsaya po znalezieniu "bratniej" duszy-bezcenne. Jeszcze bardziej bezcenne było zabicie Oshy. Nie wiem w sumie czemu twórcy to zrobili, chyba, żeby jeszcze bardziej nam go obrzydzić. A tak-moja sympatia do serialowej wersji Bękarta coraz bardziej rośnie.
Vaes Dothrak
Zakażdymrazem.jpg, gdy widzę tą durną i butną twarz Danki, mam odruchy wymiotne. Na plus o dziwo dla mnie akcja dwóch komandosów, bo trochę się pośmiałem.
A plot armor Danki i ten jej ogień...a szkoda gadać, szkoda szczempić ryja, naprawdę...chyba odpalę sobie Wspaniałe Stulecie.
I czemu ona ma włosy?
Oceniam na 2.
"Ja naprawdę podziwiam ludzi, którzy uważają, że serial po fatalnym 5 sezonie zaczyna wychodzić na prostą. Nic takiego kompletnie nie zauważyłem. Odcinek jest wyjątkowo nudny i nieciekawy."
C'nie? Też nie widzę tego rzekomego postępu, a biorąc pod uwagę fakt, że przynajmniej kilka z pierwszych odcinków s5 dało się oglądać, to tu jest jeszcze gorzej, bo jesteśmy raczeni kaszaną od samego początku :/
"Davos to jest jakaś porażka. Zdążył raz wspomnieć o Stannisie(wreszcie, wow, przypomniał sobie i o nim, i Shireen, po 3 odcinkach i robienia miny zbitego borsuka) po czym usłyszał o jego śmierci i...nic? Książkowy Davos rozszarpałby ich na strzępy, serialowy z poprzednich sezonów również ( Cytuję "King Stannis is my god"). A tu coś takiego? Naprawdę nie spodziewałem się aż takiego naplucia na te postaci."
Mnie na serio przytkało na moment, jak Davos zaczął wypytywać Melisandre o Stacha i Shireen. Już zdołałem sobie wmówić, że być może odbyli taką rozmowę gdzieś między sezonami, poza kadrem, że zwyczajnie w natłoku tych arcyciekawych scen o niczym nie było czasu pokazać czegoś tak ważnego, ale nie! Okazuje się, że od przybycia Mel na Mur Davos nie znalazł czasu, by zadać to jedno pytanie, które powinno paść zaraz po tym jak przejechała ze smutną minką przez wrota - "co się do cholery stało?"... No naprawdę?! :/ I pacz jak "zgrabnie" dedeki wybrnęły z krępującej dla Mel sytuacji - kiedy już, już rozdziawiała dziubek, by zacząć się tłumaczyć, napatoczyła się przez nikogo nieproszona Breinne ze swoim "jam to zabiła Stacha!". Wszyscy wymieniają skonsternowane spojrzenia i rozchodzą się w swoją stronę. No pewnie, bo o czym tu gadać? Nosz k*rwa, nie wierzę jak można pisać takie słabe sceny...
"Poza tym wątek rodów na Północy to jest jakiś dramat i porażka. Jakby im tak zależało na Winterfell, to by poszli na nie ze Stannisem, a nie za bękartem Neda i w dodatku oficjalnie dezerterem z Nocnej Straży(bo rzeczywiście każdy uwierzy w zmartwychwstanie)."
Tym bardziej, że jakoś tak w serialu magia nazwiska Stark nie bardzo działa, skoro lordowie na Północy bez większych oporów przyłączają się do Ramsaya i to po tym jaki numer jego stary wywinął Starkom. No i masz rację - ta niby taka szlachetna i honorowa Północ wypięła się na prawowitego króla Westeros. Na miejscu Jona po odbiciu WF pousuwałbym po kolei wszystkich lordów i oddał ich ziemie dzikim.
Ale sceny Jona i Sansy mi się podobały.
"Cóż, teraz mniej/więcej wiemy, na czym polegało wysłanie Sansy do Winterfell. Littlefinger chciał je...podbić pod jakimś pretekstem? Bo na to wychodzi. Chociaż raz twórcy względnie nie odjęli mu inteligencji, za to odejmują ją każdemu z jego otoczenia."
Ja trwam na stanowisku, że planu Petyra nie da się nijak obronić. Jeśli chciał zdobyć WF, to raczej nie miałby problemów, by namówić do tego Dolinę gdy wciąż miał Sansę pod swoją opieką. Teraz wyruszają z misją ratunkową, a było po prostu wyruszyć, by posadzić ją na stołku Namiestnika Północy. Zresztą nawet gdyby wśród lordów Doliny był jakiś opór, to wystarczyło jak widać urobić Robina. I miałby Sansę całą i zdrową i pod swoim okiem. A teraz to serio liczę, że Starkówna sprzeda mu kosę między żebra jak się spotkają.
KP to kolejna porażka - czy ktoś jest w stanie mi przybliżyć sens scen z Wróblem w tym sezonie? Czy ta jego gadanina do czegoś zmierza? Kolejny raz zacząłem odpływać myślami jak Wróbel perorował o czymś przez te dłuuugie minuty. Marg i Loras pojawili się tylko po to, by widzowie o nich nie zapomnieli, Cersei i Tommen też w kolejnej nic nie wnoszącej scenie. Tylko w końcówce tego wątku coś tam lekko drgnęło jak Cersei zdołała namówić Kevana i babkę Oleńkę do rozwiązania siłowego. Obawiam się jednak że będą jeszcze trochę rozwlekać ostateczne rozwiązanie kwestii wróblowej.
No i Dany - chyba największy fak ap tego odcinka. Popieram w całej rozciągłości - nie mogę już patrzeć jak ona upaja swoją zajebistością, nie mogę patrzeć na te jej sceny, w których objawia się światu wystylizowana na madżestik queen. Ta akcja z końcówki odcinka była po prostu tak koszmarnie nadęta i przekozaczona, że aż groteskowa. I żeby się chociaż trochę wysili, to nie - polecieli w chamski autoplagiat z końcówki s1. Nawet podkład muzyczny był ten sam... No brak słów po prostu.
"No i masz rację - ta niby taka szlachetna i honorowa Północ wypięła się na prawowitego króla Westeros."
Widzę, że fan Stannisa ;). Odpowiedź jest prosta: The King in the North! Bodaj żaden król z KP nie postawił nogi na północ od Winterfell, do tego ostatnim "prawem" jakie obowiązywało przy przejmowaniu tronu było prawo silniejszego, argumentacja, że Stannis jest jedynym prawowitym królem, bo jest bratem poprzedniego króla sporo traci na mocy, gdy poprzedni król był uzurpatorem. Nikt z Północy nie miał powodu by iść ze Stannisem, w innym celu niż po to by obalić Boltonów, a że Stannis nie miał planu jak przywrócić do władzy Starków, to samo obalanie Boltonów w celu oddania władzy obcemu im Baratheonowi mogło nie wydawać się atrakcyjne.
Też jestem za kosą dla Bealisha, ale niestety obawiam się, że jeszcze sobie pożyje.
Co do Królewskiej Przystani - ten wątek ma potencjał, wprowadzenie armii Tyrell'ów do stolicy, no, no... Cersei ma do nich nad podziw duże zaufanie, aż się prosi o jakieś przejęcie władzy przez Tyrell'ów, ale niestety nic na to nie wskazuje (przyszły wątek w Riverrun).
"Odpowiedź jest prosta: The King in the North!"
Nie, odpowiedź jest jeszcze prostsza: lordowie Północy to idioci.
"Nikt z Północy nie miał powodu by iść ze Stannisem, w innym celu niż po to by obalić Boltonów"
Mieli, po pierwsze widać, że walka o odłączenie Północy to był błąd i rację miał Ned, który popierał Stannisa. Honor nakazuje poprzeć prawowitego następcę króla Roberta, a nie bawić się w bunty, zwłaszcza gdy nie ma się szans. Poza tym, każdy wiedział o Sansie i nie zrobili nic, żeby jej pomóc.
Tytuł królewski Robba był praktycznie pusty, co on zmienił? Doprowadził do konfliktu ze Stannisem? Niezależenie od tytułu Robba akcja potoczyłaby się pewnie tak samo, Stannis poszedłby sam na KP, bo uważał, że ma wystarczającą armię. Jedyne co zmienił tytuł to nasłanie na Robba pijawki (BTW Stannis powinien się cieszyć, że nigdzie to nie wyszło), ale to czy ta magia jakoś przyczyniła się do jego śmierci jest co najmniej dyskusyjne.
W serialu Ned poparł Stannisa tylko w prywatnej rozmowie z Renlym, w sumie ciekawe, że potem Stannis mówi Cat, a Jon Stannisowi, że Ned zginął za niego. Ned przy niewielkiej grupie osób w sali tronowej zakwestionował pochodzenie Joffrey'a, ale przy znacznie większej zaprzeczył temu przed egzekucją.
"a nie bawić się w bunty, zwłaszcza gdy nie ma się szans."
No właśnie, Stannis przegrał z armią Boltonów, parę tysięcy ludzi z Północy po jego stronie, nawet gdyby wystarczyło w tej bitwie nie zrobiłoby najmniejszej różnicy w starciu z Lannisterami i Tyrellami.
Każdy wiedział o Sansie - ale co? Że przyszła do Winterfell z własnej woli, czy że Ramsay prywatnie się nad nią znęcał?
Po za tym według mnie niezależność Północy ma duży sens - największy obszar Westeros (nawet jeśli nie jest tak duży jak cała reszta, o czym mówił Roose), o odmiennej wierze, trudnych warunkach terenowych i pogodowych, trudnym dostępie z południa. Problemem jest dopiero próba utrzymania również Riverrun.
Zmienił nastawienie Północy. Gdyby Ned żył, Północ dołączyłaby do Stannisa. Ned przecież nigdy nie ogłosiłby się królem, to niehonorowe. Robb honoru nie miał, w końcu prosił o pomoc Balona Greyjoya, którego własna walka o niepodległość została stłumiona przez Starków. W każdym razie gdyby Robb postąpił właściwie czyli poparłby prawowitego dziedzica Roberta, zamiast słuchać pijanych lordów, którzy ogłosili go królem, nie byłoby teraz tej farsy, że popierają tylko "The King in the North!", a Stannis niech sam sobie walczy z Boltonami (to wyglądało jak jakaś prywatna wojenka).
"przy znacznie większej zaprzeczył temu przed egzekucją"
No chyba nie myślisz, że ludzie którzy znali Neda uwierzyliby w to, że zdradził Roberta, chciał zabić Joffreya i sam usiąść na tronie...
"Każdy wiedział o Sansie - ale co?"
Że jest żoną Ramsaya Boltona. To wystarczający powód, żeby zaatakować, zabić Boltonów, a Sansę ogłosić namiestnikiem czy nawet królową Północy. A nie czekać, aż urodzi małego Boltona i zapewni temu rodowi przyszłość.
"według mnie niezależność Północy ma duży sens"
No bardzo mądre. Jak zaatakują Inni to nikt nawet tyłka nie ruszy, żeby im pomóc, niech sobie wtedy radzą sami. Mała armia, wrogowie dookoła, odcięcie Muru od reszty świata.
A gdyby poparli Stannisa same korzyści: Sansa wolna, Stark jako namiestnik po wybiciu Boltonów, pomoc w obronie Muru w przyszłości, dobre stosunki z Żelaznym tronem i ogólnie Południem (chodzi też o handel), brak wojen o niepodległość.
Co było niehonorowego w proszeniu o pomoc Balona? To było głupie, głupie było wypuszczenie Theona, ale olanie Greyjoyów, bo kilkanaście lat wcześniej zbuntowali się przeciw Zelaznemu Tronowi (tak jak w oczach wielu Starkowie w danej chwili) sensu też by nie miało. Ned nie wziął Żelaznego Tronu w czasie Rebelii Roberta przede wszystkim dlatego, a że królem został jego przyjaciel to nie miał powodu też się buntować. Pewnie i w czasie rebelii nie ogłosiłby się Królem Północy, gdyby żył, ale to nie znaczy, że to była zła decyzja. Ned nigdzie publicznie nie poparł Stannisa, to że jego słowa przed egzekucją miały małą moc jest oczywiste, ale nie ma też podstaw, żeby ludzie wyciągali wręcz przeciwne wnioski.
Stannis nie mógł osadzić Starka, bo go nie miał. Nie wiem czy istniała jakakolwiek tradycja rządzenia przez kobiety, czy przyjmowania przez ich mężów ich nazwisk. Po za tym Sansa z własnej woli poślubiła Ramsaya - wielu mogło się domyślać, że coś za tym stało, ale ponownie to tylko domysły.
Co do Muru i Innych - piszę o sensowności decyzji Robba ogłoszenia się Królem - nikt wtedy nie wiedział o Innych, zresztą Starkowie rządzili Północą (może nie zawsze całą) przez 8000 lat i dawali sobie radę, Westeros było zjednoczone przez raptem 300 lat.
Co do ostatniego akapitu to w jaki sposób nagle po pokonaniu Boltonów zapanowałyby dobre stosunki z Żelaznym Tronem? Lannisterowie i Tyrellowie ulegliby "potężnym" zjednoczonym siłom Północy i Stannisa. Według mnie wręcz przeciwnie, o ile póki co w KP Północ jest tematem trzeciorzędnym, bo tłuką się między sobą, o tyle po zwycięstwie Stannisa Północ stałaby się priorytetowym celem. Jeśli chodzi o siły to chyba już większe może zebrać obecnie Jon z pomocą nietkniętej wojną Doliny.
Podkreślam, że piszę to z punktu widzenia realizmu polityczno-społecznego, a nie dobra fabuły, wojny z Innymi, czy zdobycia Żelaznego Tronu. Realnie Północ to potężny, trudno dostępny obszar o odmiennej kulturze (First Man, wiara w starych bogów), sztucznie połączony w jeden organizm z resztą Siedmiu Królestw z powodu argumentu siły w postaci smoków.
Tylko po co Robb obwołał się królem? To nie niosło ze sobą żadnych korzyści, poza prestiżem. Tak naprawdę władza lorda Winterfell była niemalże identyczna. Jedynie nominalnie podlegał on Żelaznemu Tronowi, nie płacił podatków, a podczas wojny mógł się po prostu nie ruszać z miejsca pod jakimś pretekstem. Lord Winterfell mógł spokojnie panować swoim pustkowiem, a Żelazny Tron się nie mieszał w jego sprawy. Ogłoszenie się królem było jednym z wielu błędów Robba i przyniosło same negatywne efekty. Nikt na Południu, by nie zaakceptował niepodległej Północy, a ona sama była za słaba by się obronić.
Przy okazji wypada zacytować Tywina: "Jesteś głupcem, jeśli myślisz, że korona daje władzę".
To co piszesz o Lordzie Winterfell wydaje się logiczne, ale np. Stannis w serialu mówi o ludziach z Północy coś w stylu "Robert miał problemy w rządzeniu Północą nawet z pomocą twojego ojca.", także akcenty są zupełnie inaczej położone.
Nie ruszanie się z miejsca pod jakimś pretekstem oznaczałoby wojnę (przykład - groźba Robba wobec Umbera, gry ten chciał wrócić do domu). Nikt mi dotąd wiarygodnie nie przedstawił co konkretnie popsuło obwołanie się królem? Może gdyby nie to, to Północ wykazywałaby jakąś lojalność wobec Stannisa, ale to nie był przecież problem Robba. Nie było żadnych szans na pokój z Joffrey'em, w którym Robb musiałby mu składać przysięgę, także tu to nic nie zmieniło. Gdyby Stannis wygrał to może byłby problem, ale jego starcie z Lannisterami i Tyrellami też musiało się zakończyć drastycznie, nie było szans, żeby Stannis szybko podporządkował sobie całe Westeros i poszedł na Północ. Zresztą nawet z siłami całego Westeros (których nikt nie mógłby zebrać przez długie lata) Północ wydaje się grą niewartą świeczki.
Co dawał Robbowi tytuł? Też niewiele w danym momencie, ale lepszej okazji do odzyskania niepodległości pewnie długo by nie było. Dodatkowo przed tym momentem mogły istnieć wśród jego ludzi wątpliwości - czy należało poprzeć Stannisa, czy Renly'ego (a po jego śmierci, czy należało poprzeć Stannisa bratobójcę), czy jednak walcząc z zasiadającym na tronie Joffrey'em nie jest się buntownikiem. A tak dostali oprócz zemsty i odbijania Sansy jasny cel w postaci walki o niepodległość.
Przy czym fakt, że całe moje dywagacje tracą na sile, gdy weźmie się pod uwagę, że Robb był de facto również władcą zwierzchnim Riverrun (King of the Trident w książkach, w serialu Edmure zostaje poprawiony mówiąc do niego z "siostrzeńca" na "króla"). O ile w przypadku samej Północy można wymyślić jakieś rozwiązania pośrednie, o tyle obrona otwartego na ataki Riverrun musiała się zakończyć czyimś totalnym zwycięstwem.
Tywin Lannister przez większość rebelii siedział i nic nie robił. Poniósł jakieś konsekwencje? Nie. Tak samo Dorne na razie nic nie robi i nikt (może poza Stannisem) nie ma im tego za złe. Podobnie jest z Doliną. Neutralność nie zostałaby ukarana, pod warunkiem, że lord Winterfell złożyłby hołd zwycięzcy.
Przyjęcie tytułu króla zamknęło wiele opcji dyplomatycznych. Przedtem Robb mógł zawsze w przypadku niekorzystnego rozwoju sytuacji złożyć broń i klęknąć przed Żelaznym tronem. Jednak obwołanie się samodzielnym władcą to zdrada, której nie można było puścić płazem. I żaden król (także Renly, Stannis, czy Aegon) by nie zrezygnował z Północy. Prędzej czy później Robb (lub jego następca) byłby zmuszony klęknąć, bo Południe było znacznie silniejsze. Zwłaszcza, że okopanie się na fosie Cailin byłoby niemożliwe ze względu na panowanie nad Dorzeczem. Północ by się najpierw wykrwawiła broniąc tych ziem, a potem nie byłaby w stanie obronić samej siebie.
Jedyny scenariusz, w którym królestwo Starków mogłoby przetrwać to całkowity rozpad Westeros jako jednego państwa. Jednak w takim wypadku również korzystniejsze byłoby bycie trzymającym się na uboczu lordem, który przyjął tytuł króla dopiero po upadku władzy centralnej.
Kolega ILN już sporo wyjaśnił, ja dodam jeszcze że całkowicie nieprawdziwe jest twierdzenie, jakoby Robert Baratheon był dla Północy uzurpatorem. Północ jak najbardziej uznawała Roberta za swego króla, Ned pomógł mu zdobyć tron, Ned złożył mu hołd i Ned uznawał Stannisa za jego prawowitego następcę, ba!, zginął za to. Lordowie Północy pod wpływem jakiejś pomroczności wybrali sobie Robba na króla, ale jak słusznie zauważył przedmówca - teraz już widać, że to był błąd. Jakie opcje ma teraz Północ? Dać się dalej obdzierać ze skóry Boltonom? Słyszymy co chwilę zapewnienia o tym, że "Północ pamięta", to miała szansę to pokazać gdy Stannis prosił o pomoc w obaleniu Boltonów, a więc także w pomszczeniu Starków. I co zrobiła?
Robert obalił legalnie panującą dynastię, której również Baratheonowie, jak i Starkowie składali przysięgi. Nawet zakładając, że szaleństwo Aerysa zwalniało ich z przysięgi wobec niego, to byli kolejni prawowici następcy tronu, których wygnano/wybito/próbowano zamordować. Ned złożył oczywiście przysięgę Robertowi, zapewne złożyłby też Stannisowi i utrzymał Północ w ramach Siedmiu Królestwa, ale to wcale nie znaczy, że to byłaby jedyna sensowna ścieżka. Ned sam podkreślał, że chciał przede wszystkim spokojnego życia w swojej Północy. I po raz kolejny przypominam - to że Ned zginął za Stannisa w serialu wie bodaj tylko Renly, który raczej nie chwalił się tym na prawo i lewo. Nikomu więcej nie powiedział kogo zamierzał poprzeć.
Czemu Północ ma sens jako osobne królestwo napisałem w poście powyżej, tak samo jak to czemu udzielenie poparcia Stannisowi wcale nie musiało wyglądać na - w skrócie brak mężczyzny z rodu Stark u boku Stannisa, Sansa dobrowolnie wyszła za Boltona, za małe siły Stannisa do podbicia Westeros, także jego zwycięstwo na Północy oznaczałoby dalszą krwawą wojnę. Przecież dla każdego logicznie myślącego człowieka Stannis to był fanatyk, tak swojej często dziwnie pojmowanej praworządności, jak i nowej wiary. Obalanie Boltonów u jego boku miałoby jeszcze jakiś sens (ale przydałby się Stark do rządzenia, a Stannis ani nie miał jego, ani nie złożył żadnej deklaracji dotyczącej Sansy), walka o Żelazny Tron dla niego - żadnego.
Póki co serialowa Północ pamięta sporo mniej niż książkowa. Stara służąca w Winterfell i nastoletnia dziewczyna stojąca na czele rodu Mormont to cała lojalna Północ. Osobiście mam nadzieję, że to się zmieni, a nawet jakiś cień nadziei że Umberowie wywiną Ramsayowi jakiś numer. IMHO to, że Karstarkowie, Umberowie i pewnie jeszcze kawał Północy jest posłuszny nie tylko uzurpatorskiemu rodowi Boltonów, ale na dodatek bękartowi o mocnych skłonnościach sadystycznych (o których powinno już dawno być głośno na całym obszarze, w końcu z Theonem bawił się od długiego czasu) nie ma większego sensu.
"byli kolejni prawowici następcy tronu, których wygnano/wybito/próbowano zamordować"
Masz na myśli Viserysa, który uciekł z siostrą, czy niemowlaki? Przecież takie dziecko chciałoby przede wszystkim zemsty, na pewno nie pogodziłoby się ze śmiercią Aerysa i Rhaegara. Nie ma innej możliwości jak pozbyć się całej rodziny królewskiej, dla dobra królestwa. Widzisz, że Viserys gotowy był najechać Westeros z dothrakami, palić i mordować, a nawet nie byłby dobrym królem.
"to wcale nie znaczy, że to byłaby jedyna sensowna ścieżka"
Właśnie była. Jedyne właściwe i honorowe rozwiązanie to poparcie Stannisa. Rozsądne to poparcie Renlyego. Ogłoszenie się królem było głupie i niepotrzebne.
"to że Ned zginął za Stannisa w serialu wie bodaj tylko Renly"
Każdy kto ma IQ co najmniej trzycyfrowe doda dwa do dwóch. Według Neda, co początkowo ogłosił w sali tronowej Joffrey i pozostałe dzieci królowej nie mają prawa do tronu. Ktoś musi je mieć, no to zgadnij kto jest następny w kolejce.
"Czemu Północ ma sens jako osobne królestwo napisałem w poście powyżej"
Bo odrębna kultura? Przecież Dorne czy Żelazne wyspy też mają swoją odrębną kulturę, co nie przeszkadzało Nedowi stłumić walkę o niepodległość tego drugiego.
"Co było niehonorowego w proszeniu o pomoc Balona?"
No pomyśl. Namiestnik Północy z ziomkami stłumił jego bunt, zabito mu dwóch synów, a trzeciego odebrano, a teraz jego synalek walczy o niepodległość swojego królestwa i przychodzi do ciebie po statki, a w zamian... da mu koronę. To splunięcie na Greyjoyów, że jakiś północniak będzie im dyktował kiedy mogą się koronować, a kiedy nie, i jeszcze masz dać im swoje drakkary. Bezczelność.
"Stannis nie mógł osadzić Starka, bo go nie miał."
Mógłby mieć Sansę po odbiciu Winterfell, gdyby Boltonowie byli na tyle głupi, żeby dać ją sobie odebrać żywą, ale jest też Rickon (zakładamy, że lordowie, którzy walczyli za Robba się do niego dołączają więc Umberowie też).
"Umberowie wywiną Ramsayowi jakiś numer"
Nie licz na to, to byłoby nielogiczne, jeżeli dał prawdziwego Rickona i prawdziwą Oshę, która już nie żyje. Gdyby wilkor nie był Kudłaczem to dlaczego Rickon to Rickon, a nie jakiś randomowy dzieciak? Serialowy Ramsay nie wie jak on wygląda.
"Karstarkowie, Umberowie i pewnie jeszcze kawał Północy jest posłuszny nie tylko uzurpatorskiemu rodowi Boltonów (...) nie ma większego sensu."
Karstark dlatego, że Stark zamordował mu ojca. Poza tym popatrz też na pozytywne strony, gdyby nie Boltonowie na Północy nadal panoszyłyby się żelazka, a Ramsay zdobył Moat Cailin sposobem, unikając wojny, którą planował Robb. Nie muszą kochać Boltonów, ale wypadałoby docenić ich za wyzwolenie Północy.