Jak myślicie:jak MÓGŁBY się zakończyć serial? Myślę, że to ciekawy temat:-) Ja widziałabym ślub Bones i Bootha (ostatecznie przekonałaby się do religii). A może dzidziuś? Wyobrażacie sobie: uporządkowana Bones, a tu niespodzianka:-) Widziałam takie propozycje na forach amerykańskich. Piszcie swoje propozycje zakończeń.
Góry, pokój z jednym łóżkiem, wewnętrzne ciepło...życzę im jak najlepiej. I mam nadzieję że kiedyś tam to u ciebie znaczy dziś jutro lub pojutrze :)
-Scenariusz z Parkerem,...i B&B oczywiście. Dużo opisów, mam nadzieję, że się spodoba:)
ENJOY
--------------------
wchodziła powoli po schodach. Dwa schodki, trzy, cztery...ciemne drzwi. Serce wali bardzo mocno.Zatęskniła za czasami kiedy wbiegała po nich a drzwi? Nic prostszego. Ledwo podchodziła do nich już w drzwiach stał on. Wtedy to nie było nic takiego, żaden maraton, żadne zaskoczenie. NA czwartym schodku przystanęła. Uspokój się Brennan. w dłoni kurczowo ściskała żółtą teczke z imieniem i nazwiskiem Bootha. Próbowała sobie przypomnieć po co obiecywała Cam, że podrzuci mu te dokumenty...przy okazji... ( w końcu Booth wziął tylko dzień wolnego żeby zająć się przeziębionym Parkerem). Gdy tylko wypowiedziała te słowa, Cam uśmiechnęła się i podziękowała jej i poleciała zostawiając osłupiała Brennan z teczką w dłoni. Ewidentny brak kontroli...znowu
Drzwi, ciężkie, masywne o kolorze hebanu. Takie jak Booth, bezpieczne, mocne i mroczne.Powoli precyzyjnie dotknęła ręką klamki, objęła dłonią. Ach tak, kołatka. Postukała dwa razy zanim zdążyła zmienić zdanie, serce waliło tak głośno, jak stukot kołatki. Czekała sekundę, dwie...już chciała się obrócić ... ( a w myslach wiedziała, że nikt nie byłby w stanie tak szybko otworzyć drzwi, że to po prostu ucieczka, nic wiecej).
-wybierasz się gdzieś?- w drzwiach stał Booth w białej, do połowy rozpiętej koszuli, wyglądał na zrelaksowanego, tylko w jego oczach, ciemnych oczach tkwiło coś nieprzeniknionego.
Brennan powoli obróciła się starając zachować resztki samokontroli. Przez myśl przeszła jej oczywista prawda. Popęd seksualny, napięcie seksualne...zdecydowanie musi cos z tym zrobić.
- Nie...myślałam, że Cie nie ma...przyniosłam dokumenty od Cam- powiedziała biorąc się w garść i podchodząc do Bootha z wyciągniętą dłonią. Podała mu teczkę, odebrał ją cały czas obserwując ją. Każdy jej ruch pod ścisłą kontrolą. Miała wrażenie, że powietrze zgęstniało, choć to nie możliwe, wiedziała że to przecież niemożlwie z fizycznego punktu widzenia.
- mhm - Booth spojrzał w końcu na dokumenty- powiedz Cam,albo zresztą jak już tu jesteś to weźmiesz coś dla niej
- Ale przecież będziecie się widzieć jutro, przecież wracasz do pracy, prawda?- poczuła się jak 12 latka, to nie było miłe uczucie.
- Muszę jeszcze zostac z Parkerem. Rebecca wyjechała na pare dni, a on ciągle jeszcze nie najlepiej się czuje- powiedział, po czym otworzył szerzej drzwi i gestem zaprosił ją do środka- wejdź, ja skocze tylko po te papiery.
Brennan weszła do środka, w salonie na kanapie przy stoliczku bawił się Parker.
- Cześć Parker - uśmiechnęła się do niego i usiadła naprzeciwko
- dzień dobry Bones - mały uśmiechnął się czarującym usmiechem swojego ojca a Temprence przeszło przez myśl,że genetyka jest naprwdę fantastyczna, że nie marnuje takiego potencjału.
- Jak się czujesz? - zapytała, nie wiedząc co ma powiedzieć, w końcu bardzo rzadko miewała kontakt z dziećmi.
- już dopsze - Parker zajęty był składaniem samolocików z kolorowego papieru - tylko jeszcze mam ulewe z nosa- dokończył poważnym głosem
- ulewę? -zdziwiła się Brennan- to znaczy katar?
- Tata mówi, ze to jest raczej ulewa - powiedział poważnie mały dalej składając kartki
- Widze, że robisz samoloty, umiesz złożyć coś innego?- powiedziała patrząc na spory stosik takich samych samolotów leżących na kanapie.
- Nie, Tata umie tylko samoloty - odpowiedział Parker po czym uniósł głowę i jego wielkie ciemne oczy spoczęły na Bones- a ty umiesz?
- Origami to starożytna sztuka składania papieru - zaczeła Brennan biorąc jedną z kartek Parkera- Około 8 wieku naszej ery powstała w Chinach potem przeniosłą się do Japoni - złożyła kartkę na pół, potem znów i znów, jej palce pracowały szybko obserwowane przez zafascynowanego Parkera- jest 49 sposobów składania żurawia,japońskiego symbolu szczęścia i życia- kartka coraz bardziej zmieniała swój kształt
- żurawia? -mały spojrzała na nią pytająco
- to taki ptak - Brennan chciała powiedziec Parkerowi coś wiecej o Żurawiu, ale przeciez on jest tylko małym dzieckiem, i po raz pierwszy wydało się jej to mało istotne, żeby powiedziec absolutnie wszystko co wie.
Pracując nad składaniem Żurawia nie zauwazyła, że jest obserwowana przez Bootha. Stał oparty o framguę drzwi do salonu. Obrazek, który teraz obserwował poruszył jakąs głęboko ukryta strune w jego sercu. Ukochany syn Parker wpatrzony w palce Bones. Bones pochylona leciutko nad wyłaniającym sie z papieru kształtem ptaka. Jej plecy delikatnie załamane, włosy opadały luźno na kark. Stał w pewnym oddaleniu a mógłby przysiąc, że czuł jej zapach. Delikatny. Kwiatowy.
- gotowe- głos Bones wyrwał go z zamyślenia.
- super!!- Parker z otwartymi usteczkami wpatrywał się w ptaszka, którego Bones wyczarowała z papieru
- podoba się? naprawdę?- Temprence poczuła się wyjątkowa, z zupełnie irracjonalnego powodu. Prosta czynność, origami które znała od dziecka sprawiło przyjmność i usmiech dziecka... Poczuła uczucie ciepła w sercu. po raz pierwszy od kiedy weszła do domu Bootha.
- Naprawdę fantastyczne. Tutaj masz te papiery dla Cam, powiedz jej że pojawie sie pod koniec tygodnia a wyniki podrzuce do Jeffersonian wczesniej- powiedział nagle Booth sprawiajac, ze Temprence podskoczyła na kanapie jak oparzona. Nie wiedziała ze jest obserwowana.
- Tato popatrz jakiego mi Bones złożyła żupawia!!- wykrzyknął Parker
- żurawia- oboje poprawili go jednocześnie. Speszona BOnes wstała pośpiesznie z kanapy i zabrała teczkę z dłoni Bootha.
- Dobrze przekaże jej. Parker wracaj do zdrowia - zwróciła się do małego, który przyglądał się żurawiowi z każdej strony i ruszyła w stronę drzwi a za nią Booth.
Dotarli do nich w tym samym momencie, juz liczyła schodki po których zbiegnie. Potem samochód i jak najdalej stąd..Nagle poczuła szarpnięcie dłoni. To Booth zatrzymał ją ciągnąc za ręke. Obróciła się powoli z niechęcią opierajac plecami o drzwi.Milczała.
- Powiedz mi... Temp... jedną rzecz - powiedział powoli pochylając się nad nią, cedząc każde słowo- po co przyszłaś? - jej serce na chwilę stanęło. Jak spłoszone zwierzątko rozejrzała się w poszukiwaniu drogi ucieczki. Logika zawiodła, pozostały instynkty.Booth widząc, że Bones chce uciec oparł dłonie na drzwiach po obu stronach jej głowy, tworząc tym samym klatkę z własnych ramion.
Zapadła brzęcząca cisza, w głowie Temprence huczało serce, jak po długim biegu. Przebłysk świadomości, że przecież może lepiej jak powie mu jasno, że to napięcie między nimi trzeba rozładować, tak, jak robią racjonalni dorośli ludzie. Seks bez zobowiązań. Ale zaraz potem te myśli zatonęły w jego oczach, które nagle były bardzo blisko jej oczu. Jego zapach, tak odurzający, że opuściła wzrok po to by kątem oka zobaczyć jasnoróżową bliznę po postrzale wyłaniającą się spod koszuli. Podniosła wzrok. Był tak blisko, że ich oddechy się mieszały.
- więc jak... - wyszeptał te słowa prosto do jej ust, był nieprzejednany. Wiedziała że nie zadowoli go żadnym kłamstwem, że juz nie bedzie mogła zbagatelizować sprawy
- Booth...- jego imię wyrywające się z jej ust było zaledwie westchnieniem, ale zapaliło w oczach Bootha cos zupełnie mrocznego. Miała wrażenie, że złociste plamki na jego tęczówce zapaliły się jak pochodnie i że zaraz oboje spłoną...
- Tato! - głos Parkera docierał z salony - Tato popatrz też zrobiłem żupawia!!
Booth ani drgnął dalej uniemożliwiając Temprence uwolnienie się. Po chwili jednak zamknął oczy wdychając jej zapach. Delikatny. Kwiatowy. Zapach Kobiety i miłości. Powoli cofnął dłonie.
- Nie przychodź dopóki nie bedziesz wiedzieć - powiedział bardzo cicho nie patrząc na nią i odszedł.
Brennan drżącymi dłońmi odgarnęła włosy z rozpalonej twarzy, otworzyła drzwi i wyszła. Stała jeszcze chwilkę oparta o te mocne hebanowe drzwi. Tak mocne jak Booth....ale czy bezpieczne??
c.d.n
wow! to było niesamowite jak dla mnie mogłoby sie nie kończyć... dosłownie mnie zatkało... jestem pod ogromnym wrażeniem i proszę o więcej!!! pozdrowienia:)
Shann... jestem w głębokim szoku. To jest cudne. Naprawdę wspaniałe. Mogłabym to czytać i czytać. Powiedz że jutro będzie ciąg dalszy!! Nie, ja nie wytrzymam do jutra. oh... to jest naprawdę c u d o w n e
Tak, brak słów to jedyne co można powiedzieć :) Totalnie, ekstremalnie, megastycznie cudowne... Tak potrafisz wprowadzać nastrój, jakby się tam było z nimi i patrzyło, aż mi szczęka powoli opadała :D
Dwa ostatnie scenariusze Andzi i Shann są naprawdę świetne !
Andzia : Koniecznie jutro jak najwcześniej dawaj następną część ;D Ciekawa jestem czy Bones pozwoli Boothowi spać razem z nią w jednym łóżku ;D
Shann : Twoje opisy są G E N I A L N E ! i wiem że powtarzam się już któryś raz z kolei ale po prostu B A J E C Z N E ! ;D
Pozdrawiam ;*
o taaaaak, oni nareszcie muszą coś zrobić z tym napięciem seksualnym ;)
no i te drzwi, mocne jak Booth - zniewalające porównanie :)
poproszę JESZCZE
czy mogę coś sprostować ? Booth umie więcej niż samoloty, dał przecież Goodmanowi imponującego ptaka z papieru na Gwiazdkę
zresztą ma zdolności manualne - ulepił pięknego konika :D
słuszna uwaga...nie wiedziałam jak rozwinąć wątek z origami:)
dziękuje za przychylne komentarza
ja narazie wychodze z szoku po odcinku House'a:)mojej drugiej serialowej miłości;)
Dziewczyny... może tu nie błysnę spostrzegawczością, ale zwykle było: łóżko, zazdrość, dziecko... a gdzie w tym wszystkim jakaś niezapomniana akcja na ślubie? :) Może się ktoś na ochotnika zgłosi i napisze coś co nas porwie pod sufit...? :D
Myślę, że bezpieczne jak Booth:) Twój scenariusz jest B O S K I. Nastrojowy, bardzo emocjonalny... zdecydowanie pisz dalej! Czekamy:)
Ołkej:-) Teraz ja.
Jak już wcześniej wspomniałam wracam do aspektu rodzinnego.
Brennan oczywiście w ciąży, ale już dosyć zaawansowanej.
Ostatnio czas dłużył się jej niemiłosierne. Z niecierpliwością odliczała dni do pojawienia się dziecka, skreślając kartki w kalendarzu, żegnając z westchnieniem ulgi każdy kończący się dzień. Swoją radość chowała w sercu, dzieląc się nią tylko w domu z Booth'em, w pracy jednak wciąż była tą samą, twardo stąpającą po ziemi Brennan.
Teraz siedziała skupiona w swoim gabinecie, skrupulatnie coś notując. Niespodziewanie wpadł Booth. Był wyjątkowo czymś podekscytowany.
- Witaj Bones! - rzucił, uśmiechając się szeroko.
Bones spojrzała na niego z zadowoleniem, po czym znowu pochyliła się nad notatkami. Czuła, że coś dla niej szykuje.
- Coś się stało? - zapytała, chociaż doskonale znała odpowiedź.
- Właściwie to..., mam dla ciebie niespodziankę.- oznajmił.
- Niech zgadnę....upiekłeś tort czekoladowy? Nie zaraz, to przecież nierealne...Więc co to może być?
- Oh Bones, nie kpij sobie.
Brennan podeszła i czule go pocałowała. Booth rozpromienił się jeszcze bardziej.
- To jak: zbieramy się? - zapytał.
- Booth, teraz? Daj spokój..., mam jeszcze masę rzeczy do zrobienia. Znaleziono zwłoki w okolicy biblioteki, kilka przecznic stąd i powinnam...
- Trup nie zając, nie ucieknie... Chodź!
- Ha, ha, to było wredne.
Pojechali do mieszkania. Booth zasłonił jej oczy dłońmi i wprowadził do pokoikiu, który wygospodarowali dla dziecka. Na podłodze stały farby, leżały pędzle.
- Co powiesz na małe malowanie?
Oboje ze śmiechem wzięli się do pracy. Booth odwalił kawał dobrej roboty, Brennan co chwila odpoczywała, wspierając go "duchem". Kiedy cały pokój był już niemal gotowy, Brennan zanurzyła rękę w czerwonej farbie, po czym zaczęła malować na ścianie jakieś esy - floresy. Booth poszedł w jej ślady. Po chwili ściany pokoju wzbogaciły się o rysunki dinozaurów, kwiatów, zwierzaków, pojawił się nawet "przekrój człowieka", autortwa Booth'a. Zmęczeni usiedli obok siebie na podłodze i podziwiali swoje dzieła. A najbardziej spodobało im się jedno: w miejcu gdzie miało stanąć łóżeczko odbite były dwie dłonie...a pod nimi napis: MAMA i TATA:-)
Dzisiaj tematyka "remontowa". Może dlatego, że sama miała ostatnio malowanie:-)
Ołkej:-) Teraz ja.
Jak już wcześniej wspomniałam wracam do aspektu rodzinnego.
Brennan oczywiście w ciąży, ale już dosyć zaawansowanej.
Ostatnio czas dłużył się jej niemiłosierne. Z niecierpliwością odliczała dni do pojawienia się dziecka, skreślając kartki w kalendarzu, żegnając z westchnieniem ulgi każdy kończący się dzień. Swoją radość chowała w sercu, dzieląc się nią tylko w domu z Booth'em, w pracy jednak wciąż była tą samą, twardo stąpającą po ziemi Brennan.
Teraz siedziała skupiona w swoim gabinecie, skrupulatnie coś notując. Niespodziewanie wpadł Booth. Był wyjątkowo czymś podekscytowany.
- Witaj Bones! - rzucił, uśmiechając się szeroko.
Bones spojrzała na niego z zadowoleniem, po czym znowu pochyliła się nad notatkami. Czuła, że coś dla niej szykuje.
- Coś się stało? - zapytała, chociaż doskonale znała odpowiedź.
- Właściwie to..., mam dla ciebie niespodziankę.- oznajmił.
- Niech zgadnę....upiekłeś tort czekoladowy? Nie zaraz, to przecież nierealne...Więc co to może być?
- Oh Bones, nie kpij sobie.
Brennan podeszła i czule go pocałowała. Booth rozpromienił się jeszcze bardziej.
- To jak: zbieramy się? - zapytał.
- Booth, teraz? Daj spokój..., mam jeszcze masę rzeczy do zrobienia. Znaleziono zwłoki w okolicy biblioteki, kilka przecznic stąd i powinnam...
- Trup nie zając, nie ucieknie... Chodź!
- Ha, ha, to było wredne.
Pojechali do mieszkania. Booth zasłonił jej oczy dłońmi i wprowadził do pokoikiu, który wygospodarowali dla dziecka. Na podłodze stały farby, leżały pędzle.
- Co powiesz na małe malowanie?
Oboje ze śmiechem wzięli się do pracy. Booth odwalił kawał dobrej roboty, Brennan co chwila odpoczywała, wspierając go "duchem". Kiedy cały pokój był już niemal gotowy, Brennan zanurzyła rękę w czerwonej farbie, po czym zaczęła malować na ścianie jakieś esy - floresy. Booth poszedł w jej ślady. Po chwili ściany pokoju wzbogaciły się o rysunki dinozaurów, kwiatów, zwierzaków, pojawił się nawet "przekrój człowieka", autortwa Booth'a. Zmęczeni usiedli obok siebie na podłodze i podziwiali swoje dzieła. A najbardziej spodobało im się jedno: w miejcu gdzie miało stanąć łóżeczko odbite były dwie dłonie...a pod nimi napis: MAMA i TATA:-)
Dzisiaj tematyka "remontowa". Może dlatego, że sama miała ostatnio malowanie:-)
Świetny, cudowny, bajeczny, ciekawy, itp ;D Pomysł z malowaniem po prostu genialny ! ;D Ahh tylko dlaczego tak długo zwlekałaś ? ;D Pozdrawiam ;*
Cudnie było by ich tak zobaczyć :) " Mama i tata"... To się czasem wydaje takie nierealne... ale urocze :)
Kolejny przypływ weny- tym razem jednak krótszej... Więc ciąg dalszy...
(...) To była cudowna okazja. W pokoju panował półmrok. Ona leżąca na nim, opierając się rękami na jego torsie, jakby jakieś niezbadane do tej pory na Ziemi przyciąganie nie pozwalało jej wstać. Newton zapewne przewrócił by się w grobie, gdyby ich tam widział.(Taki żarcik ;P). W kominku trzaskało cicho spalane drewno. Zamknął oczy. Przybliżył się do niej...
Brennan: Najlepiej będzie, jak rozłożysz sobie koc na podłodze.
Zarwała się na nogi.
Booth: Żartujesz? Tu jest dość zimno, jeśli nie zauważyłaś...
Brennan: Jakoś przed chwilą ci to nie przeszkadzało....- próbowała mu się odgryźć.
Booth: Zagrajmy w karty. Kto wygra- śpi na łóżku, kto przegra...
Brennan: A gdzie masz te karty Einsteinie?- złapała poduszkę i rzuciła mu, niechcący trafiając go w głowę. Odwróciła się i wtedy doświadczyła na własnej skórze, że poduszka też potrafi być bumerangiem. Oberwała w plecy, a Booth zwijał się ze śmiechu. Złapała dwie inne poduszki, podbiegła do niego i waliła nimi po głowie. Nie przestawał się śmiać. Nachylił się, żeby schować głowę przed uderzeniami. Złapał ją za nogi. Zaczęła piszczeć, więc wziął ją na ręce i rzucił na łóżko.
Booth: Niech ci będzie. Śpij sobie, a ja będę spokojnie zamarzał na podłodze...
Usłyszeli pukanie.
- Coś się stało?- zapytała przez drzwi zaniepokojona właścicielka domu.
Booth: Nie, Bones, tylko... wystraszyła się pająka...- kobieta odeszła
Brennan: Dobry żart, nie boję się pająków...
Booth położył się na nieszczęsnym kocu. Brennan ciągle patrzyła na niego, jakby nagle zrobiło jej się go szkoda...
Patrzył na jarzące się węgielki. Zapomniał na chwilę, gdzie jest, z kim i co on tak właściwie robi, a tracił kolejną szansę, żeby być blisko niej...
Temperance patrzyła na niego troskliwie, a na jej ustach malował się coraz szerszy uśmiech.
Booth: Dobranoc...
Nie odpowiedziała mu, więc uznał, że już śpi. Zamknął oczy i próbował iść w jej ślady...
Wzięła poduszkę i koc, podeszła do niego na palcach i usiadła za nim. Delikatnie położyła mu rękę na ramieniu...
Brennan: Booth...- nie reagował- Booth...- mówiła coraz głośniej, ale nawet się nie poruszył- Booth do diabła!
Booth: A książę śpi, czekając na pocałunek swojej pięknej księżniczki...- mówił z zamkniętymi oczami.
Pochyliła się nad nim i pocałowała go w usta. Oplótł ją ręką i położył obok siebie. Oderwali się na chwilę od swoich pocałunków i przeszyli głębokim spojrzeniem.
Brennan: Postanowiłam, że pomarznę z tobą, Booth...
...a ogień w kominku zagasł, zakrywając ich w całkowitym mroku...
(Booth: Niech ktoś włączy światło! )
Dobra tego na końcu nie było, ale mnie coś skusiło tak, bo jakoś mi się nagle humor poprawił :) Mam nadzieję, że sie podoba :D
roszczulasz mnie Minotity, tylko ty jedna się nie poddajesz i tworzysz rodzinę Boothów :)
widziałam na którymś forum jak ktoś napisał, że Angela uświadamia Brennan, że Booth będzie chciał ochrzcić dziecko, bo jest katolikiem :)
Mino, pomyśl, może po malowaniu Booth będzie się zastanawiał, gdzie zawiesić krzyżyk, a Brennan.... nie wiem, co by zrobiła Brennan, ale mogłoby być ciekawie :)
Powiem Ci Piegża, że znalazłam rozwiązanie jak przekonać Bones do religii:-) Ale o tym dopiero jutro:-)
naprawdę zaczęłam myśleć o Zachu, ale mi się Sweets wepchał na scenę ;)
Jest coraz bliżej do wielkiego bankietu z okazji iluśtamlecia Instytutu Jeffersona. Szykuje się mega impreza. Ma przyjechać sam wiceprezydent Obama. Nie ma mowy, żeby ktoś się wymigał. Cam zamieniła się w żelazobetonową kolumnę, Hodginsowi doradziła, żeby ogolił się na łyso, zapuścił brodę do kolan, zrobił sobie operację plastyczną, nie obchodzi jej co, ma być na bankiecie. Koniec dyskusji.
Pozostali zezowaci nie bardzo protestowali, doktor Brennan uśmiechnęła się nawet, słysząc, że zaproszenie otrzymał także agent specjalny FBI Seeley Booth, zasłużony współpracownik Instytutu.
- Cześć!
Do gabinetu Brennan wszedł Booth i jak zwykle rozwalił się na kanapie.
- Cześć. - odpowiedziała Brennan, ale była potwornie skupiona na studiowaniu artykułu o skuteczniejszym obliczaniu daty zgonu szczątków na podstawie stanu rozkładu tkanki miękkiej mózgu w najnowszym numerze "Przeglądu Antropologicznego", więc wróciła do czytania.
Booth siedział i się gapił.
- Czego się gapisz? Rozpraszasz mnie! - warnkęła w końcu znad arcyciekawego artykułu.
"Rozpraszam ją? Od kiedy?" - pomyślał zaskoczony.
- Przecież czytasz, skąd wiesz, że się gapię??
- Wiem, bo jak myślisz, to bawisz się kośćmi, a jak się nie bawisz - to znaczy,że się tylko gapisz. Znam cię...
- Aha, znasz mnie... Skoro tak, to powiedz, o co chcę cię zapytać. Popatrzyła na niego z namysłem.
- No właśnie, ja też cię chciałam o to spytać... Czy moglibyśmy..., Booth..., towarzyszyć sobie na tym nudnym bankiecie...? Pomyślałam, że tak będzie najprościej...
Na mile zaskoczonej twarzy Bootha pojawiło się najpiękniejsze słoneczko z białymi zębami.
Odwzajemniła uśmiech.
- Jaki kwiat będzie pasował do twojej kreacji? - zapytał miękko.
- Daj spokój, Booth. Nie jesteśmy w liceum. - udała zniesmaczoną.
- Okej, Bones. Jesteśmy umówieni. To na razie. Wpadnę później.
Bones siedziała zamyślona. Przypomniała sobie bal maturalny. Koszmar. Ona wysoka i strasznie chuda w niezbyt atrakcyjnej sukience, jej partner - mądry jak diabli, ale niesympatyczny - był niższym od niej i jeszcze chudszym okularnikiem. Nie, zdecydowanie nie byli królem i królową balu. Koszmar do kwadratu. Po co do tego wracać.
Teraz w parze z Boothem...
"Obiektywnie rzec biorąc, jest wysoki, szczupły, ale dobrze zbudowany i w ogóle atrakcyjny. W eleganckim garniturze wygląda jak... - zabrakło jej porównania.(Normalna kobieta pomyślałaby James Bond.) - Ja jestem wysoka, szczupła, ale BMI mam w sam raz, więc powinniśmy się korzystnie prezentować. A poza tym nie będę się z nim nudzić i świetnie tańczy. Same plusy, więc chyba nie będzie tak źle...."
- Doktor Brennan, musi pani spojrzeć na tę czaszkę. Zach utknął...- przerwał jej rozmyślania Hodgins.
- Idę.
Zapukał do jej drzwi. Otworzyła.
Wyglądał oszałamiająco: w czarnym garniturze, czarnej koszuli, gładko ogolony, pachnący. Nieziemsko uśmiechnięty.
Uśmiech zamarł mu szybko na ustach. Jak zwykle zabrakło mu tchu....
Genialnie upięte włosy, genialny, bardzo seksowny makijaż, genialnie podkreślony biust i talia perłowej sukni z czarnymi delikatnymi dodatkami.
Nie umiała ukryć swojej radości, zaglądając w oczy partnera, kóry nie umiał ukryć zachwytu.
- Komu w drogę, Bones... - powiedział, gdy tylko odzyskał zdolność artykulacji.
Jechali jej samochodem, jak ustalili, woleli być niezależni, nie wiadomo, czy bankiet się rozkręci, czy będą nudy jak ostatnio.
Gdy stali na światłach, Booth w końcu zdecydował się powiedzić koleżance komplement.
- Wiesz, że wyglądasz lepiej od samej Haidi Klum. Ona jest naprawdę gorąca, ale ty...
- Booth, oszczędź mi kolejnych opowieści o swoich byłych dziewczynach, podbojach i tak dalej. Mierzi mnie to.
- Co? Co to znaczy mierzi?
- Nie podoba mi się, że porównujesz mnie od tych swoich byłych panienek.- skrzywiła się brzydko.
- Bones, Haidi Klum to supermodelka, największa światowa seksbomba.
- Aha... - mruknęła w odpowiedzi.
Spojrzał na nią kątem oka. Biła od niej radość.
Gdy przyjechali na miejsce, okazało się,że siedzą przy stoliku z Cam i jej kolegą z Instytutu, Hodginsem i Angelą, Zachiem i jego partnerką Kayleigh, również pracującą w Instytucie. Szybko okazało się, że seksowna lwica zupełnie nie interesuje się Zachiem, a zabrała się z nim na bankiet w celu podrywania Bootha, któremu próbowała przesłonić świat swoim ponętnym dekoltem.
Brennan i Booth nie mieli innego wyjścia. Musieli cały czas tańczyć. Tylko wtedy dawała mu spokój.
"Fajnie jest pokazać się z przystojnym mężczyzną, ale Booth jest trochę za przystojny. Lepią się do niego kobiety jak..." - znowu zabrakło jej porównania.
Podczas jednej z nielicznych chwil spędzonych przy stoliku panna Kayleigh stwierdziła bezceremonialnie:
- Uwielbiam seksownych mężczyzn z bronią, najlepiej agentów FBI - mówiąc to rozpłynęła się w znaczącym uśmiechu i dodatkowo wyeksponowała wycięcie w sukni.
- Uwielbiam seksowne kobiety, najlepiej pewne siebie, samodzielne, ambitne, zdolne, pracowite i myślące racjonalnie - powiedział szybko.
Dla lwicy o wiele za szybko.
Gdy skończył, spojrzał na Brennan, ale udała, że nie słuchała.
Poszli potem tańczyć, ale ona była jakaś spięta, rozmowy przestał się kleić, żarty już tak nie śmieszyły. Pokręcili się jeszcze jakiś czas, potem pojechali pod jej dom, gdzie Booth zostawił swój wóz. Aż do rozstania rozmawiali o sprawach zawodowych.
Następnego dnia w gabinecie Sweetsa. Tym razem Booth był sam.
Tradycyjnie rozwalił się w fotelu, ale nie wyglądał radośnie: nie żuł gumy, nie bawił się kośćmi, nie tarmosił innych zabawek, krawat miał w nieładzie. Booth był smętny. Jak kurhan na stepie.
- Powiedziałem jej, tak jak mówiłeś, Sweets, a ona nic. Chyba mi się źle wydaje, że może ona też.... Wyskoczyłem z tym, że ją uwielbiam, a ona nic. Zero. Gdy na mnie patrzy, to czasami czuję, że... W ogóle, Sweets, chyba nie powinniśmy o tym rozmawiać, znamy standardy FBI w tych sprawach...
- Agencie Booth, standardy są ważne, ale ważniejszy jest człowiek. Przypuśćmy taką hipotetyczną sytuację: dwoje agentów, którzy nie powinni, według standardów, zaangażować się emocjonalnie, ale serce nie sługa... Czy dla FBI bardziej opłaca się pracować z zadowolonym ze swego życia, pozytywnie nastawionym, chętnym do pracy agentem, ale będącym wbrew przepisom w związku ze swoim partnerem, czy z nieszczęśliwie zakochanym, apatycznym, zaniedbanym facetem, któremu nie chce się myśleć o pracy, bo myśli o niej i swoim złamanym sercu i życiu... Ale wszystko zgodnie z przepisami. Warto to przemyśleć.... Powiem ci jak facet facetowi...
Booth spojrzał ironicznie na młodziaka, ale Sweets nie zwrócił na to uwagi.
- Booth, nie poddawaj się! Tyle pracy i serca włożyłeś w ten związek. Tak, to jest związek. Pomogłeś jej stać się córką, siostrą, fajną partnerką.... Wszystko będzie dobrze, tylko musisz dać jej więcej czasu na oswojenie się z nowymi emocjami.
- Jak duuużoooo? - wyrwało się Boothowi spod serca przeciągłe jęknięcie.
- Skąd mam wiedzieć, przecież mam tylko dwanaście lat...- wyszczerzył białe zębiska.
"Ha, dobrze ci tak, Seelciu - wyrwało się Sweetsowi spod serca - miło patrzeć, jak cierpisz.." Jedak nie powiedział tego głośno: po pierwsze: myśl była bardzo nieprofesjonalna, a po drugie: nie chciał zobaczyć Beretty kaliber 9 mm Bootha między swoimi oczami.
Ah świetne, świetne, świetne :) A z końcówki to się nieźle uśmiałam :) Czekam na kolejny :D
UUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!! !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nie, no normalnie wymiekamy. Po prostu SUPER!!!! Masz świetne poczucie humoru a ten "kurhan ze stepu" był normalnie THE BEST.
Świetnie się czytało, a ile śmiechu było przy tym...
Czekamy na więcej...
Buziaki i życzenia weny "tfurczej" :))))
M&A
Kortowiada, Kortowiada.... etc. ;))))
"Tforzę pot fpływem hfiły" :))))
A tak na poważnie to cały czas coś skrobiemy :)
Juz nie przez kontakt online tylko na żywo.
To znaczy prawie cały czas tworzymy (jak nie opowiadanie to różne inne rzeczy ;)))
Zapraszamy naturalnie do zaglądania do naszego opowiadanka.
Oczywiścież pozdrawiamy
Marlena & Anka
P.S. Marlena pozdrawia podwójnie bo jej się logować teraz nie chce:)))
hehe pisać lekko i dowcipnie;)ale najbardziej zabiła mnie Heidi Klum!!!hahahha
ps..ja chyba umiem tylko pisać o problemach emocjonalnych:D
Piegża, jesteś kochana! w końcu coś o Zacku (mało, ale zabawnie). Czytasz mi w myślach, czy co?? Jeśli odnajdę wenę, to coś napiszę
pozdrowionka dla każdego
Beata-Alex
Ps: Sprzątam w pokoju dopiero jutro póżnym popołudniem, więc jeśli wymyślę senariusz to znajdzie się tu najwsześniej w poniedziałek.
Beata, ja mam pomysł co do Zaca, ale nie wiem, jak z tego zrobić scenariusz, bo to zajęło by sporo czasu. Więc...
Powiedzmy, że któregoś pięknego dnia detektyw Hodginsa przynosi im podpisane papiery rozwodowe od męża Angeli. Odbywa się ślub (drużba oczywiście ta sama). Nowożeńcy wyjeżdżają w podróż poślubną, a Brennan musi znaleźć tymczasowo kogoś na ich miejsce. Zatrudnia przystojnego i mądrego faceta w wieku Zaca na miejsce Jacka i śliczną studentkę na miejsce Angeli. Potem Zac i owy piękny facet od robaków rywalizują o względy Angeli 2 :)
Piegża ja nie wiem już co mam napisać, zatkało mnie ;D W pozytywnym tego słowa znaczeniu ;D
Andzia, twój romantyczny scenariusz jest po prostu świetny ;D
Też bym coś napisała ale coś nie mam jakoś weny twórczej ;D i pomysłów też raczej nie ;D Pozdrawiam ;*
Tak, tak pamiętam, ale pewien związek przyczynowo - skutkowy sprawiła, ze wstawię go dopiero jutro:-(
Świetny pomysł, Andzia. Ty też jesteś kochana. Piszesz świetne senariusz! Już nie mogę się doczekac kolejnych, nie tylko Twoich. Piszcie!!!
Piegża, dopiero teraz zajrzałam na forum z "ankietą" i muszę ci powiedzieć, że jesteś niesamowita, no i wszystkie dziewczyny które tam pisały też :) Po prostu tarzałam się ze śmiechu :D
bo ja nie umiem na poważnie, jak coś lubię, to lubię się z tego pośmiać :)
ale bez Rokitki nie byłoby śmiesznie, ja nie wiem, kto to jest Ridż :)
Jak to nie wiesz? Dziewczyno, przecież Ridz jest Ridzem nad Ridzami!!! Wszyscy kohajom Ridza! ;)))))))
wiecej na: http://ridgeforrester.dvd.pl/
A tak serio, to przypadkiem znalazłysmy ta strona, więc aż żal było nie wykorzystać treści w niej zawartych;) Cieszymy się niezmiernie, że się spodobało. Piegża-mamy nadzieję,iż nie masz do nas żalu, że wjechałysmy Ci w temat, ale....nie mogłysmy sie powstrzymać;)))
POZDRO!!!!!
M&A- szalone jak zawsze;)
żal??????????????????
Bosz, znowu pijane.... :)
Macie pisać, musicie pisać, jesteście do tego zobowiązane !!!!!!!! Wszystkie!!!!!!!!!!
17 maja do Instytutu Jeffersona weszła przecudna hostessa niosąca wielki kosz pełen białych, różowych i bordowych lilii, a za nią wkroczyło pięciu bardzo elegancko ubranych młodych mężczyzn. Zostali oczywiście skrupulatnie obejrzenie i sprawdzeni przez ochroniarza, który wskazał im następnie jedną z osób stojących przy metalowych stołach. Wpuścił towarzystwo przez bramkę. Przy stołach stała cała banda zezulców i Booth. Malownicza gromadka podeszła do gromadki w fartuchach. Zezowaci podnieśli głowy znad stołów, dyskutujący o czymś zawzięcie Booth i Brennan przerwali rozmowę.
Hostessa podeszła do Zacha i z wielkim uśmiechem podała mu kosz z kwiatami, kwintet męski w tym momencie zaczął śpiewać "Happy birthay". Całe Jeffersonian oniemiało.
W szeroko otwartych oczach i ustach Zacha można było odczytać niewypowiedziane pytanie: "Czy jesteście z Kosmosu?".
Kwintet skończył śpiewać, hostessa soczyście pocałowała obdarowanego kwiatami naukowca i elegancka banda udała się do wyjścia.
Zamurowany na beton Instytut przyglądał się temu przedstawieniu.
Wyraz oczu Zacha, oczu dwuletniej sarenki, wyrażał tak bezbrzeżne zdumienie, że ludziom zrobiło się go żal.
Angela podeszła do kosza, który trzymał asystent Brennan, zajrzała między kwiaty i wyjęła stamtąd kopertę.
- Czytaj Zach! – wrzasnęła, wyrwała mu kosz i wcisnęła w dłoń papier. Była tak ciekawa, co tam jest, że o mało nie palnęła go w twarz, żeby go ocucić.
Oto co wybełkotał Zach:
„ Kochany Wujku!
Wszystkiego najlepszego z okazji Twoich dwudziestych piątych (?) urodzin
Życzą Ci wszyscy Twoi siostrzeńcy, siostrzenice, bratankowie i bratanice, a szczególnie:
Johnny, Brad, Angelina, David, Emily, Keanu i Pamela
PS Wiemy, że nie cierpisz obchodzenia urodzin. Wiemy, że masz uczulenie na lilie. I wiemy, że nienawidzisz „Happy birthay”. Dlatego otrzymałeś to od nas w specjalnym prezencie. Zapytasz zapewne: za co? Pamiętasz swój ostatni urlop w domu? Pamiętasz naszą imprezę, na którą Cię nieopatrznie zaprosiliśmy, mimo że mama Brada zaklinała nas na wszystko, żebyśmy tego nie robili? Zrobiliśmy... nasza wina, dlatego musieliśmy Ci się „odwdzięczyć”... Aha, wciąż nie wiesz za co. Pamiętasz Eve, tę biedną dziewczynę, która do końca wysłuchała Twojego wykładu na temat najskuteczniejszych sposobów usuwania resztek ciała z kości, z dokładnym opisem, jak długo która resztka trzyma się kości i dlaczego? Eve już nie wróciła do szkoły, choć został jej ostatni rok nauki w liceum. Przez dwa tygodnie nie wychodziła ze swojego pokoju, a jak wyszła, to powiedziała, że nauką zajmują się tylko psychopaci, a ona jest normalna. Podobno powiedziałeś jej, że kościotrupy są najmilszymi istotami na Ziemi, bo wszystkiego się od nich można dowiedzieć, nie są emocjonalnie związane z ciałem i dla nauki dają się z niego obgotować. Eve dołączyła do cyrku i chce trenować patyczaki.
Sam widzisz, że musieliśmy Ci podziękować, Wuju, za utratę naszej koleżanki i za jej utracony rozum. Lilie możesz postawić sobie przy łóżku. Mamy pewność, że śpisz w trumnie.”
Gdy skończył czytać, wszyscy odetchnęli z ulgą. Sprawa lilii się wyjaśniła.
- Zach, musisz bardziej uważać na to, co mówisz przy dzieciach! – pouczyła jubilata Angela.
W tym momencie Zach zaczął kichać....
Po pierwsze primo: jestesmy jak najbardziej trzeźwe,
Po drugie primo: normalne (bynajmniej nam się tak wydaje;))
Po trzecie primo: fajne opowiadanko :)
M&A
hehe kościotrupy:) no właśnie fajnie że nawiązałas do tego, że Zack ma liczną rodzinę..bardzo liczną:D
Piegża, jesteś niesamowita. Brak mi słów. Świetności twojego senariusza nie oddadzą ludzkie słowa. Pisz!!!!!!!!!!!!
Hmm.... Musimy się nad tym głębiej zastanowić. W tym moze byc jakiś ukryty sens.
Być albo nie być (normalnym)- oto jest pytanie.
Kto odpowiedź znajdzie na nie,
ten onegdaj normalnym pozostanie.
Nawet nie czujemy, że rymujemy.
A gdyby nam się bardziej chciało
to by się lepiej rymowało.
pozdrówki i dzięki za czytanie naszego opowiadanka.
zachęcamy do dalszych wizyt i pisania komentarzy
M&A
p.s. NIE MA TO JAK LANS ;)