Mam nadzieję, że będzie to stare dobre zakończenie, które kiedyś było tak oblegane i można było przeczytać wspaniałe opka, pozdrawiam i czekamy na nowe:)
Która z Was????
Wiem że krótkie ale zależało mi by kolejna cześć była osobnym rozdzialem, dlaczego przekonacie się. Mam nadzieje że się spodoba.
Rozdział 11"Jak ja nie cierpie psychopatów!!!!!"
Poczułam cholerny ból w głowie i rękach. Sprobowałam otworzyć oczy. Takiego kaca chyba jeszcze nie miałam. Wtedy zaczęłam sobie przypominać wydarzenia sprzed utraty przytomność. Fuck! Porwali mnie, ale... Kiedy to było 2, 3 dni temu? Z tego co wiem duża dawka chloroformu może działać do.... Mój umysł jeszcze nie do końca pracował. Do 48 h. Czyli mogę tu być nawet 2 dni. Spróbowałam ponownie zdobyć się na ten niebotyczny wysiłek. Jest!!! Rozchyliłam powieki, ale zaraz poczułam ogromny ból i znów straciłam przytomność.
***
Teraz otwarcie oczu nie było już AŻ tak trudne. Co nie znaczy też że łatwe. Jednak zrobiłam to i zauważyłam że znajduje się najprawdopodobniej w piwnicy i jestem przywiazana za ręce do ramy łóżka. To wyjaśnia ból nadgarstków. W tym momencie drzwi się otworzyły i wszedł facet po 40 który był tym idiota, który miał na tyle mały instynkt samozachwawczy że mnie porwał.
- Witaj, obudziłaś się, śpiąca królewno. -powiedział pełnym pożądania głosem. Czy on wiedział że mne w łbie rypie, czy zrobił to niechcacy ale powiedział te słowa dość głośno.
- Obudziłam i chciałabym iść.
- Nie kochanie, jeszcze nie teraz. Najpierw muszę sprawdzić czy to ty.-odparł i poszedł do mnie z zamiarem poglaskania po twarzy. Wiem że to nie było mądre ale splunęłam mu w twarz. Uderzył mnie. Dobra rozwalił mi warge ale poczułam, że nie jest silny.
- nie grzeczna jesteś. -powiedział. Wtedy obruciłam się lekko na bok, by zobaczyć czy mam moja ukryta broń. -Zabrałem ci spluwe. Nie będzie nam potrzebna- dodał i pomowił próbę poglaskania mnie z tym samym skutkiem.
- Jak ja nie cierpie psychopatow!!!!!- krzyknęłam zła- A zwłaszcza tych nie chorych psychicznie co nie zapominają o broni!!!! Możesz być łaskawie mi wytłumaczyć co ja tu robię?
Jeszcze raz rozejzalam się po pomieszczeniu. Zauważyłam że na jednej ścianie wisi tablica pełna zdjęć z dowodów lub paszportów różnych blondynek mniej wiecej w moim wieku. Koleś wyjął z kieszeni nóż. No to mamy problem... Zaraz potem jednak sięgnął po... moją odznakę!!! Odciął nożem tą cześć ze zdjęciem, a resztę rzucił mi na kolana. Podszedł do tablicy i dopial mnie do pozostałych dziewczyn.
- Damn!!!! Wiesz ile kosztuje wyrabianie duplikatu odznaki! Kasa nic ale ile formalności!!! I raczysz mi powiedzieć dlaczego mnie tu trzymasz!!!
- Kochanie, spo...
- Nie mów do mnie kochanie i jak mam być spokojna kiedy jestem przywiazana do łóżka!!!!- zaczęłam się szarpac i poczułam że nie zabrał zza paska noża. Hip, hip hura, niech żyją tuniki!!!
- Spokojnie. Po prostu muszę wiedzieć że to ty. Miesiąc temu spotkałem piękną, blondynkę. Spędziliśmy razem noc...- na jego twarzy pojawił się uśmiech- Jedyna co o niej wiem to że uwielbiała świderki zielone...
- I dla jakiejś dziwki chcesz spędzić życie za kratkami za porwanie federalnej?- mówiłam, psychol
- To nie będzie długo, widzisz chce spędzić ostatnia noc życia z tą dziewczyna, a nie dużo mi zostało....
- Wiem!!!- doznałam oswiecenia- Mukoliscydoza z zaawansowaną osteoporozą!!!! Jestem genialna, jestem genialna!!!!
- Skad wiesz?
- Jestem antropologiem.
- Ona nie była mądra, ona była na pierwszym roku.... To nie ty!!!!!
Upssss.... To dopiero nie było inteligentne.
... Co za psychol... heh... ".... To nie ty!!!!!" heh... To czekam na kolejną część.. :) Jak zawsze mi się podobało.. ;)
hehe mocne..... ; ]] Po tobi eni emożna się niczego spodziewać.... Pozdrawiam :DD
A teraz ten part na którym mi zależało by był osobno bo jest... Inny. Miłego czytania. Tak tez krocióciutki. Jeszcze 2 i koniec.
Rozdział 12 "Testement Agentki Specjalnej dr.Briget Poigancy"
- Ja, Agentka Specjalna FBI dr. Antropologii Briget Victoria Poigancy, w pełni władz umysłowych, z motorycznymi trochę gorzej, jakbyście nie zauważyli jestem przywiazana do łóżka, zapisuje, przepraszam nagrywam, moje mieszkanie i samochód Wedellowi Brayowi, bo wreszcie będzie mógł się wyprowadzić z tego obskurnego akademika. Moje pisma i pamiątki antropologiczne chcę, by dostała moja mentorka dr. Temprence Brennan. Z moich pieniędzy chcę, by został kupiony dom na przedmieściach dla Agenta Booth i dr. Brennan i życzę sobie by miał basen i żeby miaszkali tam razem (widzisz Ange, nie możesz mi wytknąć, że nie przykładam się do swatania, bo robię to nawet po śmierci), a urządzić ma go Angela Montanegro. Moje ubrania i buty oddam dr. Meredith Grey, by nie latał na okrągło w mundurku. Dodadkowo mają dostać szafę do nowego domu. Eeeee.... Aaaa i chcę by na platformie wisiał mój plakat "Bones can said you everything, if you can ask". Dr. Hodginsowi zapisuje moją kolekcje motyli nocnych, czyli ciem (wiem że to nie twoja działka ale kto by inny to chciał)
Życzę sobie również, by mój pogrzeb odbył się jak najszybciej, bo czekanie tylko przysporzy cierpień (góra tydzień od mojego porwania). Nie chcę, by grano tam marsz pogrzebowy (czy jak to tam się zwie) tylko naprzemienni Tori Amous "Happy phantom" i ACDC "Highway to hell".
No to teraz będziecie mieć spokój.
Wasza "ukochana" Młoda B. - w momencie kiedy skończyłam mój kofany porywacz wylączył kamerę i wysłał nagranie- Ejj!!!! Jeszcze nie skończyłam! Chciałam zapisać odchodzy mojego mysikrolika Elvisowi Presleyowi!!!!
- Masz odchody mysikrolika?- spytał
- Nie tak jaki samego mysikrolika. A uprzedzajac kolejne pytanie, tak Elvis nie żyje. -odparłam ze zlosliwym usmieszkiem.
Wow ; ]] zabiją ją ; [ szkoda.... ale i tak jest fajne ; DD..... Końcówka zabójcza.... "Tak Elvis nie żyje" Uśmiałam się ;] ;DD
Naszła mnie wena i napisalam dzisiaj opko...Nie bijcie za tresc ale napisalam to pod wplywem chwili, a raczej piosenki ktorej naookraglo sluchalam...
To się stało nagle. Nie przypuszczała, że kiedyś do tego dojdzie. W jednej chwili wszystko było w porządku, a w drugiej czuła, że świat się zawalił. Grunt na którym stała, przepadł. Teraz widziała otchłań. Otchłań, w której już niedługo się znajdzie. Nie miała pojęcia co teraz zrobić. To było dla niej za trudne.
Teraz siedziała skulona na kanapie płacząc. Nie wiedziała, jak zareagują na tą wiadomość przyjaciele. Pewnie będą próbowali ją pocieszyć…zresztą jak zawsze.
„Czy w ogóle powinnam im o tym mówić ? Czy może lepiej zachować to dla siebie ?...Nie, musze im powiedzieć, powinni wiedzieć, nie mogę tego zataić przed nimi.”
Łkała, jak nigdy, nie chciała się z tym pogodzić. To wczoraj dowiedziała się tej informacji.
Była u lekarza, ostatnio jakby osłabło jej ciało. Postanowiła coś z tym zrobić wiec udała się do szpitala i wtedy doszła do niej ta straszna wiadomość. Miała raka, zaawansowany rozwój, podobno nie do leczenia. Wiedziała co to oznacza….ŚMIERĆ. Była załamana, jak najszybciej wybiegła z gabinetu w stronę samochodu i jak najszybciej ruszyła do domu. Łzy cisnęły ją w oczy. Nie wiedziała co ma zrobić, co teraz będzie, jak powie to przyjaciołom. „Cześć, jestem śmiertelnie chora, już niedługo umrę wiec się nie zdziwcie moim nagłym zgonem ?...Nie to głupie….musze przekazać im to delikatnie. Ale jak? No i najważniejsze, jak powiedzieć o tym Boothowi ?”. Tak…to ostatnie było najtrudniejsze. Musi mu to przekazać ostrożnie. Nigdy nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Wiele razy była porwana, chcieli ją zabić lecz zawsze Booth ją ratował. A teraz…zachorowała i nic z tym nie może zrobić. Lekarz mówił, że umrze najpóźniej za miesiąc. Chciała wykorzystać te dni jak najlepiej, spędzić je z przyjaciółmi, którzy ją już niedługo nigdy nie zobaczą. Na jej miejscu pojawi się inny antropolog, a o niej po miesiącu pewnie zapomną. Ale musi się z tym pogodzić. Nie ma wyjścia. To nieodwracalne, nie może przecież cofnąć czasu. Nic nie może zrobić…
Najpierw chce powiedzieć to Boothowi. On pierwszy musi się o tym dowiedzieć. Wzięła swoją komórkę i wcisnęła nr 1 na liście. Po 2 sygnałach odpowiedział jej w końcu, tak dobrze znany jej głos…
-Hej Bones, już późno, czemu nie śpisz ?
-Booth…ja…-nie zdołała nic powiedzieć, wiedziała że to go zaboli. Nie mogła wydusić z siebie słowa. Booth usłyszał łkanie w słuchawce.
-Bones wszystko w porządku ?
-Nie…nic nie jest…
-Zaraz u ciebie będę, zostań na miejscu.-powiedział i migiem ruszył do samochodu.
Pędził niczym burza. Jego najlepsza przyjaciółka płakała, a on nie wiedział dlaczego.
Po 5 minutach był już na miejscu. Wszedł do klatki schodowej i biegiem ruszył pod drzwi 2B.
Zapukał leciutko i nacisnął klamkę. Zauważył postać skuloną na kanapie, która szlochała. Po chwili był już obok przyjaciółki i tulił ją do siebie. Ona najmocniej jak potrafiła przykleiła się do niego. Nie panowała nad sobą. Musi mu to powiedzieć. Tu i teraz. Odsunęła się od niego i ujrzała ciemnoczekoladowe oczy partnera, którego darzyła cieplejszym uczuciem.
-Musze cos ci powiedziec…-zaczela niepewnie
-Temp, co się stało? –spytał.
Opowiedziała mu całą historię. O tym, że była u lekarza, czego się dowiedziała.
Słuchał z niedowierzaniem. Łzy mu leciały po policzkach. Jego partnerka, przyjaciółka i najważniejsza osoba w życiu niedługo miała umrzeć. Nie chciał w to wierzyć, myślał że tylko zartuje, ale pokazała mu wyniki. Były jednoznaczne…RAK. To było nie do pomyślenia. Jedyne co potrafił zrobić to tylko się przytulić. Siedzieli tak przytuleni przez całą noc. Nie chciał jej opuszczać, nie mógł. Napisał Hannie, że nie wróci na noc. Nie chciała się pytać o co chodzi, ale jeśli nie wróci na noc, znaczy że stało się coś poważnego. Nie wiedziała tylko co…
Ranek przyszedł niespodziewanie. Ona zasnęła nad ranem. Booth patrzyłjak słodko śpi, nie mógł uwierzyć, że niedługo jej zabraknie. Już nie Będzie Bones…
Udał się do kuchni i zrobił śniadanie. Zauważył na blacie tabletki. Wziął i przeczytał ulotke…
Lekarz jej to przepisał, by nie miała męczącej śmierci. Na samą myśl poleciały mu łzy po policzkach.”Ma miesiąc…i zrobie wszystko by ten miesiąc był najszczęśliwszy w jej życiu.” Z tą myślą wziął wyjął tabletke i położył obok talerza. Zajrzał na kanape, własnie się budziła.
Podszedł do niej i pierwsze co zrobił to ją mocno objął.
-Hej-szepnął
-Czesc-uśmiechnęła się blado-Booth ja..-chciala cos powiedziec ale jej przerwał…
-nic nie mow, Temp. Obiecuje, że zrobie wszystko by ten miesiąc był najlepszy w twoim życiu, obiecuje.-powiedział patrząc w jej oczy niczym ocean. Mógł się w nich zatopić. Widział w nich, plaże, ocean. Były spokojne.
-dziekuje-szepnela
-Od teraz koniec smutków, koniec wszystkiego jasne ?! Chce cie widzieć uśmiechnieta przez cały czas. Chce cie zapamiętać szczesliwa…-szepnal ostatnie zdanie,ona w odpowiedzi blado się uśmiechnęla i jeszcze raz się w niego wtulila.
-A teraz idziemy jesc-powiedział udając się w strone kuchni. Ruszyła za nim i usiadła do stołu. Zauważyla obok tabletke. Spojrzała na Bootha i łyknęła pierwszą z wielu tabletek, jakie będzie musiala sporzyc. Skonczyli sniadanie i pojechali najpierw do Booth,musiał się przebrac. W miedzy czasie Hannah spytala się co się wczoraj stalo. Ona powiedziala o swojej chorobie, a ta w odpowiedzi tylko ja uścisnęła i szepnęła”przykro mi”. Wbrew pozorom polubiły się. Zawsze miały temat do rozmowy, a poza tym Booth był z nią szczęśliwy. A to było dla niej najważniejsze. Jego szczescie. Niedługo potem z sypialni wyszedł Booth i oboje ruszyli w strone instytutu.
Weszli do Jeffersonian i od razu poprosili przyjaciół by zjawili się w jej gabinecie. Chciala mieć to już za sobą. Reakcja przyjaciół tak jak się domyślała była smutna. Wszyscy się popłakali i sciskali Bren, nie chcieli się od niej oderwac. Nie wierzyli własnym uszom. Najbardziej to szlochała artysta, w koncu tyle razem przeżyły. Jack ją tulił ciągle. Bren było przykro, w koncu Ang jest w ciązy a nie może się stresować, jednak musiala przekazac tą wiadomość wszystkim, nawet jej. Pomimo bólu jaki jej zadała. „To już prawie wszyscy, jeszcze tylko Max i Russ” pomyślała. Bolało ją to, bolało ze już niedługo nigdy ich nie zobaczy. Bała się śmierci, a najbardziej tego ze już nigdy nie ujrzy swoich przyjaciol, już nigdy nie zatopi się w oczach swojego najlepszego przyjaciela.
Atmosfera jaka panowała w Jeffersonian była smutna i to nawet bardzo. Nikt nie mógł skupić się na pracy, myśleli tylko o Temperance, o tym co się stanie jak jej zabraknie, to ona trzymała ich wszystkich w kupie. Ona i Booth. To był duet, dzieki któremu wszyscy są razem. Temp postanowiła że powie ojcu i bratu o tym w porze lunchu. Ale za nim to zrobiła udała się w miejsce, w którym była tylko raz od 3 lat. Do zakładu psychiatrycznego. Zack nie mogl w to uwierzyć jego mentorka, niedługo miala zniknąć. Także i jemu łzy poleciały po policzkach. Brennan ruszyła do dyrektora zakładu i poprosiła by wypuszczono Zacka na tydzień . Nie chcieli tego robić, usprawiedliwiali się ze to niebezpieczne, ale ona nie chciala tego słuchać. Zadzwoniła do Bootha. On od razu się tym zajal i zanim się obejrzała Zack był już pośród nich. Oczywiście Hodgins na wstepie oświadczył ze Addy zatrzyma się u nich.
Nadeszła pora lunchu, tak jak mogla się spodziewac, reakcje rodziny była podobna.
Wszystkie dni Brenn, spędziła z rodziną, przyjaciółmi. Booth zawsze cos wymyślał. Jakieś wycieczki nad jezioro, pikniki, wspolne kolacje. Próbował umilic jej ten czas. Nawet Parker z nimi spedzał często czas, niestety musieli mu powiedziec także o chorobie. Maly przyjał to godnie, ale i tak tulił Brenn, nawet poleciało mu kilka kropel łez. Łapał ją i ojca za ręce i chodzili na długie spacery, kopali piłke. Byli na placu zabaw, w wesołym miasteczku. Mogła się rozerwać, mogla się bawić, ale i tak wiedziała ze niedługo minie jej czas. Była coraz słabsza, Brala tabletki codziennie, jej organizm był coraz bardziej osłabiony. Czuła że niedugo będzie musiala się pożegnać.
Pewnego wieczoru,podczas spaceru…
-Booth..-zaczeła
-Tak ? –spytał siadając na lwce i trzymając ja za reke.
-Chce byś ułożył sobie Zycie,założył rodzine. Mysle ze Hannah będzie najlepsza osoba. Kocha cie i ty ja tez…
-Do czego dążysz ?
-Jestem coraz słabsza, czuje ze już niedługo minie mój czas…-słysząc to agent spuścił głowe
-Bones…
-Poczekaj...chce ci cos powiedziec. Chce abyś był szczęśliwy, abyś zapomniał o tym wszystkim
-Nie zapomne Temp, nie zapomne o tobie. Nigdy…obiecałem ci ze zawsze będę przy tobie i…
-I dotrzymałeś obietnice. Bedziesz Az do konca moich dni. Spełniłeś obietnice. Jestes osobą której najbardziej ufam. I wtedy zaufałam, a ty dotrzymałeś słowa Shelley,jak zawsze…
-Chciałem powiedzieć ze zawsze będę przy tobie, pomimo ze zabraknie cie tu na ziemii i chce byś wiedziała, że nigdy nie przestałem Cię kochać. Zawsze cie kochalem,kocham i będę kochac. To się nie zmieni.
-Ja…tez cie kocham Seeley,zawsze kochałam ale balam się tego ze to może przepasc, ale jestes szczesliwy z Hannah i niech tak zostanie, czujesz cos do niej i to najważniejsze. A ja…widzisz…wtedy gdyby powiedziala ci tak bys się teraz rozczarował. Zawiodłabym cie, opuściła. Ale i tak zawsze cie kochałam i do konca moje uczucie się nie zmieni.-
Booth w odpowiedzi zbliżył swoją twarz do jej i delikatnie pocałował. Oddała pocałunek, był on tym czego pragnęła od dawna. Pogłębili go i teraz całowali się namiętnie i zachlannie, jakby to były ostatnie chwile w zyciu. Nie wiedzieli jednak ze tak było…
-Zrobmy to-szepnal odrywając się od niej
-ale…
-Wiem ze tego chcesz
-tak,ale Hannah
-jedna noc…miedzy mna a nią nic się nie zmieni. Nie wybaczyłbym jednak sobie ze po tym co wyznałaś to by się nie stalo i nigdy bym cie nie zobaczyl. Nie mialbym szansy tego naprawic.
-Dobrze-szepnela-chodzmy- wstała powoli i chwyciła go za reke. Spletli swoje palce i ruszyli w strone mieszkania Tempe.
Gdy przekroczyli próg mieszkania zajeli się sobą. To była wspaniał noc, najlepsza jką kiedykolwiek przezyli. Zlaczyli się, dokonali cudu jakiego nigdy nie doznali. To było dopełnienie miłości, jaką się darzyli. Zasneli szczesliwi i wtuleni w siebie. Rano Booth obudził się pierwszy pocałował ja w usta,a ta tylko cos wymamrotała. Ruszyl z uśmiechem na twarzy zrobic sniadanie.Czekal Az się obudzi ale nic się nie działo. Wszedł do sypialni i podszedł do łóżka. Przyłożył palce do szyi i zamarł.
-Umarła-szepnal, lzy mu poleciały po policzkach. Spojrzał jeszcze raz na jej twarz i zobaczył ją uśmiechniętą. Umarła szczęsliwa, taka jak chciał by została…
Chciala by był szczesliwy. Ożenił się z Hannah, która urodzila mu córeczkę.
Nigdy nie zapomniał o ich pierwszej lecz ostatniej nocy. O najszczęśliwszej nocy w jego zyciu, nocy z ukochana osobą. Hannah wiedziała ze on ją kocha i nadal tak jest pomimo ze nie ma jej wśród nich. Co roku w rocznice szedł tam z Hannah, składał kwiaty na jej grobie. Potem żona zostawiała go sama. On do niej mowil, kiedys Bones twierdzila ze to niedorzeczne, ale nie On. On w to wierzył, wierzył ze to słyszy, czasem miał wrazenie ze siedzi obok niego i się uśmiecha. On zatapia się w jej oczach i rozmawiaja dlugo. Zawsze gdy był smutny przychodzil na cmentarz. Wyzalał się jej, bo w to wierzył. Wierzył ze go słyszy, czuł jak go pociesza. Zawsze jest i zawsze będzie….Parker od małego także przychodzil do niej i opowiadal o siostrzyczce, o szkole, o tym co go smuci, ze tęskni za nią, za słowami dr. Bones.
Kilkanaście lat pozniej Parker patrzyl na dwa nagrobki. Ojca i Bones. Pochował Go obok Niej. Wiedział ze byli dla siebie bliscy i chciał by zawsze byli blisko siebie nawet po śmierci. Nawet Hannah uważała to za dobry pomysl bo wiedziała ze pomimo wszystko to Brennan skradła mu serce a Hannah je tylko pielęgnowała. Pielęgnowała tęsknotę jaka w nim nastąpiło.Wiedziała ze zawsze będą razem…
Teraz i po śmierci….
Jezu, jakie smutne!!! Ale tez jakie piękne. Daje moje. Wiem ze gorsze ale na prawe humoru.
Rozdział 13 " Nie potrzebuje ratunku"
- No to teraz się zabawimy. Może to nie ty ale to nie znaczy że zmarnuje okazje. Chociaż nie, jeszcze nie teraz. I tak nikt Cię nie uratuje!!!- usłyszałam głos tego kolesia
- Koles, a ty w ogóle wiesz jak mam na imię?- spytałam - Bo skoro chcesz najwyraźniej mnie zgwałcić to może powinnismy się poznać, wiesz imię, nazwisko, zainteresowania, ulubiony serial, co ci zrobię jak się uwolnie...
- Nazywasz się Briget Poigancy i .....- zaczął i się zaciął. -Zaczekaj.
Wyszedł. Przynajmniej mam chwile na obmyślenie planu. Mam nóż, ale tez związane ręce. No własnie zapomniałam wspomnieć, że nieźle mi zdrętwiały. Szczerz tylko udawałam, że się nie boje. Bałam się, ale to mi w niczym nie pomoże. Tęskniłam też za Brenn i resztą. I za Wendellem. Nie powiedziałam mu nic... Po prostu wyszłam... Ciekawe, czy mnie teraz nienawidzi? Bardzo prawdopodobne. Nie! Nie teraz czas na to. Brig, myśl.... Wiem!!! To ma szanse wypalić. Niewielkie ale ma. Długo nie wracał. Nawet bardzo. Zasnęłam.
Siedzę w domu, a obok mnie dwoje ludzi. Kobieta o rudych, kreconych włosach i blekitnych oczach oraz mężczyzna o blond włosach i prawie czarnym spojżeniu... Kobieta mnie przytula... Jestem szczęśliwa, pierwszy raz od dawna...
Zmiana scenerii. Stoje wystraszona przed wysoką kobietą w jakimś pomieszczeniu pełnym dzieci.... Ja też jestem dzieckem.... Mam góra 7 lat...
- Jak masz na imię?- pyta kobieta łagodnie
- Briget.... Poi...- nie umiem wypowiedzieć nazwiska
- Umiesz pisać?
Kiwam głową.
- To napisz.
Biorę kreskę i stawiam niepewnymi literami: "Briget Poigancy"
- A nie tak?- pyta i pisze "Bridget"
- Nie!!!- krzyczę. Strach zastępuje złością- Briget!!!!
Obudziłam się zlana potem. Znowu ten sen. Śni mi się co jakiś czas. Zwykle tylko scena w pogotowiu opiekuńczym, ale dziś byli jeszcze rodzice... Zostawili mnie tam!!!! Nie napisali nawet jak się nazywam!!!! Jaki dziecko niechcący zrobiłam błąd i przez to że niechciałam się do niego przyznać przypomina mi on o tamtym momencie... Moje imię mi o tym przypomina. Codziennie. Drzwi po chwili się otworzyły i wkroczył ten kretyn.
Znowu jestem zdeterminowana. Podszedł do łóżka.
- Witaj śliczna, jak się spało?- spytał
- Swietnie kotku..- fuj jak mi to przeszło przez gardło nie wiem, ale muszę być miła.
- Ooo widzę że już się nie buntujesz. To dobrze. Podszeł i mnie pocałował. Fuj!!! B, zniesiesz to. Zajmujesz się kilku letnimi szczatkami to zniesiesz i to... Zdjął spodnie i znów mnie pocałował. Kretyn. Nawet nie zdziwiła go ta zmiana.
- Wiesz kotku....- zaczęłam gdy na chwile się oderwał. Spróbowałam pochamować odruch wymiotny.
- Tak?
- Chciałabym byś pocaławał moją tentnice na ręce...- odparłam i zrobiłam błagalne oczka. Może nie uzna tego za bezsensowne.
- Dla ciebie wszystko. -odparł i pochylił się by poluzować węzeł i dostać się do nadgarstków. Wszystko następne potoczyło się w ciagu sekundy. Dzięki jego chorobie nawet nie potrzebowałam noża. W momencie gdy poluzował więzy zgiełam nogi i kopnełam z całych sił. Spadł na podłogę i uderzył w nią głowa. Nie miał szans przeżyć. Dłuższa chwile mi zajęło wyswobodzenie rąk. Rozmasowałam nadgarski. Byłam wolna.
zaneta1994 w pewnym momęcie myślałam że się rozpłaczę , opowiadanie piękne ; ]] ....
A jednak nie zabili jej ! ; DD To fajnie ;D . będzie happy end czy nie ; ]] Pozdrawiam ; D
Sandra nie będę Cię trzymać w niepewności i chce to mieć za sobą. OSTATNI PART!!!! Mam nadzieje że opko się podobało.
Rozdział 14 "Mój pogrzeb"
Podeszłam do drzwi agencji FBI mając nadzieję że zidentyfikują mnie z numeru odznaki. Przekroczyłam próg i weszłam.
- Dobry, chciałam rozmawiać z dyrektorem.
- A kim pani jest?- spytał agent przy wejściu
- Agentak specjalna FBI dr. Briget Poigancy. Numer odznaki 5274839. -pzedstawiłam się i pokazalam to co zostało z odznaki
- Ma pani prawo zachować milczenie itp- wygłosił formułkę i mnie skuł- Jest pani aresztowana za zabójstwo Agentki dr. Poigancy.
- Te, te, te... Wolniej, przecierz to ja!
- Jasne! Agentka ma dzisiaj pogrzeb! To że ma pani jej odznake nie znaczy że jest pani nią.
- Ale to na prawdę ja!!!- i taką rozmowę porowadzilismy dobre kilka minut
- Proszę pana ale mam prawo do przewiezienia po aresztowani do mojego okręgu. Pewnie agent Booth i tak nakazał transportować winnego...
Udało się. Lecę do DC. Na miejscu ktoś, choćby Wendell potwierdzi moją tożsamość. Tesknilłam za nim.
- Ma pani prawo do adwokata...- znów ten cholerny kretyn zaczął coś truć. Popatrzylam się na niego.
- Panie!- powiedziałam- Ja jestem agentką FBI, znam kodeks prawny!!! Wiem dzięki temu że za samobójstwo się nie idzie do pudła!!!
- Ale pani popełniła morderstwo. Pani żyje a samobójstwo to zabicie samej siebie.
- A jak pan nazwie to, że nazywam się Briget Poigancy, a według Ciebie idioto ją zabiłam!!!
I tak było cały czas. Miałam dość wiec mówię jak komu dobrego że chcę teqille.
- Nie więźniowie nie mogą pić.- on to ma stoicki spokój.
- Cholera jasne, kurde!!!!!- zaczęłam się awanturować może mu się znudzi i pozwoli mo się napić. Nic z tego.
- Proszę pani jak pani się nie uspokoi to będziemy musieli panią aresztować.- poinformowała spokojnie stewardessa
- Musztarda po obiedzie. -powiedziałam pokazując kajdanki i uśmiechnęłam się grobowo.
Po 1 godz i 30 min dolecielosmy do DC. Moje nerwy były już tak zszarpane że bardziej się nie dało.
- Mam nadzieje że będzie tu Booth albo Bray!!!!- zaczęłam znów mieć pretensje. Nie wyrabiałam. Po prowaniu i locie byłam zmęczona fizycznie ale tez psychicznie.
***ten sam czas Wendell***
Stał na lotnisku, w hali przylotów i czekał. Za chwile zza rogu wyjdzie ta świnia, która odebrała mu jego Brig. Miał ochotę ją zabić, ale inteligencja mu podpowiadala że w więzieniu będzie jej gorzej. Wyszedł z pogrzebu, bo nie mógł słuchac ja wszyscy ją wychwalają. Brig urwałaby im za to głowę. Jej jednak już nie ma. W jego oczach znowu pokazał się ból.
- Shit, ty cholerny idioto, za samobójstwo nie można aresztować!!!!!-czy uszy go nie mylą? Mam omamy!
- Proszę mi powiedzieć dlaczego jest pani taka wredna?- nie wiele osób umie wyprowadzac ludzi z równowagi tak ja umiała ona... Teraz powinna odpowiedzieć... A nie Wendell marzenia, ona jest wlasnie chowana
- Bo to pomaga kontaktom międzyludzkim... no dobra, mojej psychice!!!
Nie możliwe, ona nie żyje, ale logicznie rzecz biorąc ciała nie odnaleziono..
*** Briget ***
To on. Stał tam a w jego oczach czaił się ból, a potem zdziwienie, gdzy strzeliłam mój ulubiony tekst. Kiedy mnie zobaczył jego oczy wypelniło szczęście. Podbiegł do mnie.
- Wendell, wytłumacz mu że się nie za..- chciałam skończyć ale pocałował mnie. I to jak. I o to chodziło. Oddałam pocałunek z całą mocą.
- Ej, ej, ej! O co chodzi. -spytał policjant
- Kurde koleś, rozkuj mnie!!!!!!!!!!!- byłam na prawdę zła że mi przerwał.
- Ale nie mogę...- zaczął
- Koleś to jest Briget Poigancy, rozkuj ją albo ci przywalę!- wkurzyl się antropolog
- I dlatego z tobą się przespałam!!!- odparłam ucieszona
Biedny policjant nie miał wyboru. Rozkuł mnie i odszedł niepyszny. Formalności potem. Znów pocałowałam go tym razem zarzucając mu ręce na szyję, a on mnie podniósł.
- Kocham Cię. -powiedział
- Ja Ciebie też. - odparłam.
Zaniósł mnie do auta i posadził na fotelu obok kierowcy.
- Wiesz Brig, chętnie pojechałbym teraz z tobą gdzieś ale trzeba zakończyć Twój pogrzeb. -poinformował mnie z diabelskim uśmiechem.
- Spoko. Dzięki muzyce na pogrzebie też jest niezła impreza!!!!- odparłam.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś! A tak wogóle o co szło z tym samobójstwem?
- No, koleś uważał że zabiłam siebie a to jest samobójstwo.
Samochód wypełnił śmiech. Podjechalismy pod cmentarz. "And if i died today i'll be a happy phantom" to było pierwsze co usłyszałam.
- Jednak mnie posłuchaliście!!!- ucieszyłam się. Jak ja lubię tą piosenkę!!!
- Chodź.- zaproponował Wendell i mnie pociągnął.
- Zaczekaj. Nawet nie wiesz jak to być na własnym pogrzebie. Chwila nas nie zbawi.
- Ok.
- Była świetną agentką zawsze pogodną i uprzejmą...- wypowiadał się Cullen
- O mój Boże żygać mi się chce!!!!- miałam dość.
- Stop!!!- krzyknęła Mer- Ona by tak nie chciała.
Weszła na małę mównicę i zaczęła.
- Była chamską i pyskatą zdzirą.- na sali westchnienie, ale mnie o to chodziło. - Ona by właśnie tego chciała. Ceniła tylko prawdę i pracowała na opinię zołzy jaką była. Myślała dużo o sobie, choć nie można powiedzieć że była egoistką. Jej ulubione hasło to była odpowiedź na pytanie "Dlaczego jesteś taka wredna?"
- Bo to pomaga kontaktą miedzyludzkim...- ujawniłam się - no dobra mojej psychce. Mer kocham Cię, no wiesz jak siostrę.
Obruciłam się do zdziwionych zebranych mówiąc już przy taktach "High way to hell":
- Widzę, że się świetnie bawicie na moim pogrzebie, ale niestety żyję i oprócz tego że chieli mnie aresztować za samobójstwo to mam się dobrze. Jestem nawet czysta. Zmyłam z siebie całą krew.
Reszta dnia upłynęła na opowieści, gdy już wszyscy wiedzieli co zaszło wróciłam do mieszkania. Dwa tygodnie pózniej zerwałam z Wendellem. Psuło się miedzy nami już od mojego pogrzebu. Tak na prawdę okazało się że wcale nie jest takim ideałem a na pewno nie "tym jedynym"...
KONIEC;)))))
Kolejne opko z B będę zamieszczać na moim blogu www.nutty-story.blog.onet.pl. Jeszcze nie ma ale będzie.
eh szkoda że zerwali ... xD Ale i tak było fajne ! Czekam na następne opowiadanko i oczywiści ebęde odwiedzać blog ; ]
Ok to moje kolejne opko. Pomysł na opko wpadł mi w wakacje. Napisałam pierwszą część na kartce i dziś znalazłam czas, by przepisać. Mam nadzieje, że się spodoba
Cytatem przewodnim były te słowa:
Everyone says love hurts, but that is not true. Loneliness hurts. Rejection hurts. Envy hurts. Everyone gets these things confused with love. But in reality love is the only thing in this world that covers up all the pain and makes someone feel wonderful again.
1.
Mówi się czas leczy rany. On sprawia, że decyzje podjęte pod wpływem chwili przestają nas boleć lub zapominamy o nich w ten czy inny sposób. Rok szybko minie i znów się spotkają i będą razem jak zawsze myśleli tamtego dnia kiedy żegnali się na lotnisku, a serca rozpadały się na milion najdrobniejszych kawałeczków, które nawet najlepszy klej nie byłby w stanie skleić do kupy powrotem. Znów uciekli przed tym, co było nie uniknione. Raz mieli szansę, by spróbować, lecz ona pomimo szczerych uczuć do niego nie zaryzykowała. Bała się, że z jej winy on będzie cierpiał. Była głupia, bo szczęście jego zależy tylko od niej, nikt inny nie będzie w stanie sprawić, by na twarzy pojawił się taki uśmiech, który od lat był przeznaczony tylko dla niej, od pierwszego ich spotkania.
Ale on też nie był niewinny. Mógł ją zatrzymać, ale bał się, że odrzuci go kolejny raz, a tego by nie przeżył. Nadal się o to obwiniał, że nie dał szansy, ale nie był tu sam. Ona też powoli uświadamiała sobie swój błąd…
Od ich ostatniego spotkania minęło prawie 12 miesięcy. To był długi i zarazem trudny r dla obojga. Nigdy wcześniej nie rozstawiali się na tak długo, no może po za tym rozstaniu zaraz po pierwszym spotkaniu, ale teraz było trochę inaczej, coś się zmieniło, wiele razem przeżyli, coś więcej ich połączyło niż tylko zauroczenie czy pożądanie. Wtedy to była tylko gra, zbieg okoliczności, zła zagrywka losu, który starał się ich ukarać. Teraz to była próba i nie chodziło tu o ich partnerstwo, któremu nic nie mogło zagrozić. Chodziło tu o przyjaźń, a nawet o miłość, której oboje tak bardzo się bali, przed którą uciekali.
Ostatnie dni pobytu na wyspach Maluku, jak i w Afganistanie były dla nich udręką. Tęsknota z każdym wspomnieniem wspólnie spędzonych chwil nabierała mocy, sprawiała więcej bólu niż radości. Te 12 miesięcy wiele zmieniło. Oni sami nie byli już tacy sami, jak przedtem.
On nadal pewien swoich uczuć, jednak nadal z pewną obawą by zaryzykować znów, by powalczyć o szczęście nawet wbrew woli ukochanej osoby. Bał się kolejnego odrzucenia, a jednak to było silniejsze od strachu, postanowił jednak znów spróbować, jeszcze raz z nadzieją, że teraz go nie odtrąci, że ten czas, który sobie dali zmienił ją.
I tu miał całkowitą rację.
Ona nie spodziewała się, że tak bardzo będzie tęsknić. Myślała, że jest na tyle silna, że potrafi dalej ukrywać w sobie to uczucie, które było jej tak obce, ale i tak bardzo potrzebne, jak powietrze, bez którego człowiek umiera. Liczyła dni do spotkania, chciała jak najszybciej spojrzeć w te czekoladowe pełne ciepła oczy, uchwycić spojrzenie, które koiło każdy smutek i ból. Nie chciała wiele. Tylko by przy niej był, jak przedtem. Jednak coś mówiło jej, że wszystko stracone, jakiś wewnętrzny głos, szósty zmysł, który posiadał jej partner, a ona często negowała go, mówił jej, że coś się wydarzy, coś co na zawsze ich rozłączy. Każdej nocy śniła ten sam sen, koszmar podobny do tego, sprzed wielu miesięcy, ale bardziej realistyczny. Obudziła się zlana zimnym potem. Spojrzała na telefon, by sprawdzić która godzina, Chwile potem komórka zaczęła wibrować. Odebrała i po chwili dotarło do niej co się stało.
Jej partner i przyjaciel, ktoś bliski jej sercu, został porwany. Dowiedziała się tego od pułkownika, któremu agent podał jej numer, by w razie czego poinformował ją o czymś złym, gdyby on nie był w stanie. To był dla niej cios. Znów ktoś próbował jej go odebrać. Z oczu popłynęła jedna łza, zamieniając się w ich potok. Nie myślała zbyt długo. Wiedziała, że musi coś zrobić, nie może siedzieć z założonymi rękami, kiedy jemu grozi niebezpieczeństwo. Wymknęła się po cichu z pokoju, by nie obudzić śpiącej obok Daisy. Miała jednak strasznego pecha. Jeep nie chciał odpalić, była wściekła, załamana tym, co ją spotyka, bezsilna jak mała dziewczynka. Próbowała wiele razy, jednak za każdym razem próba kończyła się fiaskiem. Już chciała wsiąść, kiedy telefon znów zaczął dzwonić. Odebrała bez zastanowienia. To, co usłyszała sprawiło jej ból, serce rozpadało się na milion kawałków, kiedy głos po drugiej stronie oznajmił, że Booth niestety nie żyje i jest to potwierdzona informacja. Po tych słowach, osunęła się na ziemię…
aaaaaaah! chcę więcej! ; ) jak możesz przerywać w takiej chwili? wiem, hipokrytka ze mnie.. sama robię tak samo. Pisz dalej. ; ))
już je piszę. ; ) chyba niedługo skończę, więc myślę że pojawi się jeszcze dzisiaj. ; ))
Wow wchodzę w tu tyle przeróżnych, najróżniejszych opowiadanek co mnie bardzo cieszy ;)
Emilio Twoje opowiadanko było bardzo humorystyczne... ;) Poprawił mi humor (jak z każdą częścią) ;) Super... Ciekawe jak to jest być na własnym pogrzebie... ?? Heh... Siedzieć za samobójstwo... - bardzo inteligentne... xD he he... Bardzo mi się podobało, od początku aż po same końce.. ;) Czekam na coś nowego :)
Żaneta ja też chwilami na prawdę łzy miałam w oczach... Strasznie smutne i zarazem piękne... Super... Czekam na nowe ff :)
Ines... skończyć w takim momencie to na prawdę... Ale dzięki temu trzymasz w napięciu, a oto chodzi ;) Ciekawe jak dalej co rozwiniesz... Z niecierpliwością czekam na cd :)
Pozdrawiam :)
część któraś tam, nie pamiętam. ; )) mam nadzieję że spełni wasze oczekiwania. ; )) nawet nie wiecie, jak takie dobre i pozytywne komentarze wpływają na moją wenę. ale co was będę zanudzać, oto ono:
Usiadł na kanapie w swoim mieszkaniu, upił łyk schłodzonego piwa. Był wykończony. Właśnie wrócił od Brennan, dochodziła północ. Pomógł jej wykąpać Jacka, nakarmić i położyć go spać. Gdy zasnął, porozmawiali jeszcze przez chwilę po czym pożegnał się i wyszedł. Mógłby godzinami patrzeć jak uśmiecha się do kilkumiesięcznego chłopczyka. Mimo niewielkiego doświadczenia z dziećmi, doskonale sobie radziła. Wiedział że sobie poradzi, ale chciał przy niej być. Chciał patrzeć jak Jack patrzy na nią ciemnymi oczyma, jak chwyta jej palec swoją malusieńką rączką. Wyłączył telewizor, ale nawet mecz jego ulubionej drużyny nie ciekawił go tego wieczora. Zastanawiał się jak wyglądałoby jego życie, gdyby nie miał wtedy guza, a ona poddałaby się zabiegowi i urodziła jego dziecko.
Zdenerwowana odebrała klucze od recepcjonistki hotelu. Wszystko tego dnia ją irytowało. Była wściekła na Instytut, FBI, partnera, przyjaciół, na kobietę która po drodze spytała ją o godzinę. Weszła do niewielkiego pokoju, położyła torbę na łóżku. Westchnęła i zaczęła wypakowywać rzeczy z torby. Gdy skończyła, usłyszała pukanie. Krzyknęła zdawkowe: proszę, po czym ujrzała w drzwiach przystojnego agenta.
-Booth, daj mi jeszcze pięć minut.-powiedziała nie siląc się na uprzejmość.
-Dzwonili do mnie z tutejszej policji, mamy przyjechać dopiero rano. Mają jakiś kłopot, wszyscy ludzie są potrzebni i te sprawy.
-Wspaniale. Mogliśmy przyjechać jutro.-warknęła wściekła. Wyjęła komórkę z kieszeni, położyła na szafkę nocną. Booth niepewnym krokiem wszedł do pokoju.
-Coś się stało?- spytał siadając na kanapie, po chwili dołączyła do niego Brennan.
-Byłam umówiona.
-Randka? -spytał z uśmiechem. Chciał ją choć trochę rozweselić, ale wiedział że mu się to nie uda jeśli nie powie mu co się dzieje.
-Umówiłam się w klinice na zabieg.
-Co się dzieje, Bones? - spytał zaskoczony. W głowie przelatywało mu tysiące myśli, każda straszniejsza od poprzedniej.
-Zabieg in vitro. Teraz będę musiała czekać kilka tygodni, jeśli nie miesięcy.
-Nie wiedziałem że chcesz mieć dziecko.-powiedział posyłając jej zdziwione spojrzenie.
-Dla mnie to też była niespodzianka. –odparła.-Zobaczyłam Jacka i uznałam że to właśnie tego pragnę.
-A ojciec? -spytał patrząc na partnerkę.
-Nie potrzebuję ojca, tylko spermy. Byłam już w banku, znalazłam taką która mi odpowiada.
-Już nie chcesz mojej?- zażartował.
-Została zniszczona. –odparła.-Nie sądziłam że kiedykolwiek będę chciała mieć dziecko.
-Swoją drogą szkoda że tego nie zrobiłaś.-powiedział cicho po chwili namysłu.
-Taaak.
-Wiem że to dziwne, ale chciałbym żeby to było akurat moje dziecko. Zaraz mi powiesz że to naturalna reakcja, przedłużenie gatunku i te sprawy.
-Wiem, w końcu dlatego wtedy chciałam żebyś to ty był dawcą, ojcem. Ale teraz sytuacja się skomplikowała, ty jesteś w związku… -powiedziała cicho, pozwalając mu dokończyć to zdanie w myślach.
Nie sądziła, że tak rozwinie się ta sytuacja. W jednej chwili siedzieli na kanapie, w drugiej on mówił jej że ją kocha, że chce żeby to było jego dziecko. Nie pamiętała kiedy się zgodziła, kiedy głos jej serca przedłożyła nad rozsądek. Spojrzała mu w oczy i zatonęła w ich głębi. On bez wahania pocałował ją, chociaż wiedział że mówili o zabiegu a nie metodzie naturalnej. Nie chciała tego wiązać z tym co oboje do siebie czują, bo wiedziała że to jest obustronne. Kochała go najmocniej na świecie i chociaż nie wyznała mu tego wprost wiedziała że on też to czuje. Przysunął się do niej i pocałował ją, delikatnie i zmysłowo. Czuła że świat wokół niej wiruje, wszystko traciło znaczenie. Najważniejsze było to, że wreszcie są razem. Nawet jeśli to miała być tylko jedna wspólnie spędzona noc.
Wspomnienia. Gdy mamy za sobą jakiś etap życia, tak bardzo je doceniamy. Pamiętała wszystkie cudowne chwile z nim spędzone. Sprawy które rozwiązywali, chwile które tak bardzo ich jednoczyły. Chwile gdy ratował ją przed psychopatycznym mordercą, lub gdy po prostu jedli razem kolację . W wyobraźni widziała jego zaskoczone spojrzenie gdy wyznała mu że spodziewa się dziecka. Jego dziecka. Przypomniała sobie kochające spojrzenia ciemnych brązowych oczu gdy zerkał na jej brzuch, uśmiech gdy pytał jak się czuje. Nigdy nikt nie dbał o nią równie mocno co on. Był przy niej, gdy dziecko zaczęło kopać, jeździł z nią do szpitala na badania kontrolne. Był na każde jej zawołanie, gotowy do niesienia pomocy w dzień i w nocy. Wiedział że jest tylko dawcą, nie ojcem. Że to tylko i wyłącznie jej dziecko, lecz mimo to nie rozstawał się z kopią zdjęcia USG, którą nosił w portfelu. To on trzymał ją za rękę gdy rodziła, to on pomagał jej w wychowaniu córki. Początkowo widziała w nim tylko dawcę, ale gdy obudziła się rano wtulona w jego silne ramiona, gdy poczuła jego czuły pocałunek, wiedziała. Wiedziała że zasługuje na to, by móc uczestniczyć w wychowywaniu dziecka. W końcu nic nie mogło ich rozdzielić. Żadna sprzeczka, kłótnia, nieporozumienie. To ją pytał o zdanie w sprawie Hannah. Z całego serca życzyła im szczęścia, to ona poradziła mu oświadczyny. Nigdy więcej nie poruszyli tematu ich wspólnej przyszłości. Kochała go, ale czuła że nie da mu tego co dziennikarka.
Brennan uśmiechnęła się do brzdąca lepiącego z piasku coś, co miało kształtem przypominać zamek. Dziewczynka miała ciemne włosy i duże brązowe oczy. Spojrzała na mamę z uśmiechem, po czym wróciła do zabawy. Brennan uniosła głowę i w oddali zobaczyła znajomą sylwetkę ukochanego mężczyzny. Usiadł obok niej i z uśmiechem popatrzył na córkę. Poczuła że dotyka jej dłoni, po chwili ich palce splotły się. Zerknęła na nieco jaśniejszy od opalenizny pasek na jego palcu, na ślad po obrączce. Jego małżeństwo z Hannah trwało niespełna rok. Tyle czasu wystarczyło by zrozumiał że nigdy nie będzie szczęśliwy z inną kobietą niż Temperance. Obiecał jej że ruszy dalej, że pozna kogoś kto go pokocha. Spotkał Hannah, zakochał się w niej do szaleństwa. Wmawiał sobie że jest szczęśliwy. Ale nie mógł zapomnieć o przyjaciółce, którą codziennie spotykał w pracy, która urodziła jego dziecko. Czuł że Brennan nigdy nie da mu szansy, że nigdy nie będzie chciała się z nim związać. Czy zmieniła zdanie? Czy poddała się temu uczuciu? Wierzył że jeżeli każdy ma przeznaczoną sobie drugą osobę to jest nią właśnie ona. Jego Temperance Brennan. Kobieta dla której był zdolny zabić, dla której poświęciłby swoje życie. Kobieta, która spojrzała mu właśnie w oczy i wyznała miłość.
KONIEC. (chyba że coś mnie natknie, aby popsuć ich szczęście. xD, nie no żartuuję.... chyba. )
ale napisałam że to już koooniec. nie będzie nic więcej. ; ) bo co mogłabym tam napisać? : P są razem, jest gites.;p mogę to ewentualnie popsuć, a tego pewnie nie chcecie. ; p może wpadnie mi jakiś nowy pomysł, to wtedy coś napiszę.
To napisz nowe opko, są świetne!!
Wszystkie jesteście fenomenaalne dziewczyny
w pisaniu! Pozdrawiam.
Lepiej zacznij nowe opko, tego nie wolno popsuć. Żadne rozdzielenie nie wchodzi w grę!!! Super jak zawsze :)
Oki pamiętacie moje opko: Hapiness is like a kiss? Jeżeli nie to dla przypomnienia 2 stare części i Epilog, który dziś skończyłam lol :)
1.
Temperance Brennan kobieta jedyna w swoim rodzaju. Piękna, inteligentna, całkowicie poświęcona swojej pracy. Nikt nie mógł się z nią równać. Była niezastąpiona, jest i zapewne będzie, bo mało kto tak jak ona potrafi czytać z kości. Całymi dniami siedziała w Instytucie, gdzie pomagała zmarłym odkryć ich tożsamość, sprawcę mordu, jak ich rodzinom, którym zwracała coś, co już dawno było zagubione, zniszczone lub porzucone. Dawała innym nadzieje na odnalezienie kogoś bliskiego i choć tej osoby już nie było radość była ogromna. Czemu? Bo każdemu należy się szacunek odpowiadała. Praca była dla niej wartością najważniejszą w życiu. Dziwne, bo wiele osób w jej wieku marzy o karierze, pieniądzach, szalonej miłości, rodzinie. Ona miała połowę. Brakowało jednak w jej życiu czegoś, a raczej kogoś kto skruszy ten lód w sercu i zburzy ten mur obojętności, który postawiła wokół siebie 15 lat temu. Wiele osób uważało ją za dziwadło i Ne tylko, że interesowały ją kości, ale także, że była strasznie zamknięta na świat, na ludzi. Nikt nie chciał jej poznać, zobaczyć kim jest tak naprawdę. Ludzie oceniali ją przez pryzmat zimnej i oschłej antropolog. Nie miała przyjaciół, bo kto by się chciał kolegować z odludkiem? Kimś kto nie ma bladego, zielonego, jakiegokolwiek pojęcia o pop kulturze, kto siedzi całymi dniami zamknięty w pracy, do domu wraca wieczorem, późnym, i rankiem wychodzi znów do laboratorium.
Trafiła przez przypadek pewnego dnia na artystkę, która jako pierwsza zauważyła w niej człowieka, który ma uczucia, potrafi wzbudzić w drugiej osobie tak wiele ciepłych uczuć.
I od tego spotkania wiele w życiu antropolog się zmieniło. Otworzyła się bardziej na nową osobę w zespole. Dni miały, one poznawały się lepiej i coraz bardziej się zbliżały. można nawet powiedzieć, że połączyła ich przyjaźń, choć żadna nie spodziewała się tego, ani, że nastąpi to tak szybko. Miała szczęście bo prawdziwy przyjaciel to skarb. I ona to doceniała.
Nie spodziewała się, że życie rozpieści ją jeszcze bardziej. Czemu? Los, który kiedyś tak bardzo ją skrzywdził, teraz postawił na jej drodze kogoś, kto całkowicie odmieni jej życie i nie tylko jej ale i swoje.
Seeley Booth agent FBI. Mężczyzna, na widok, którego nie jedna kobieta mdlała, słabła lub zakochiwała się od pierwszego wejrzenia. Był przystojny, jednak nie wykorzystywał swojego czaru na każdej napotkanej kobiecie. Czemu? Bo raz się sparzył i nie chciał, by to się powtórzyło. Owszem miewał przelotne związki, ale nie były one zbyt poważne. Praca była dla niego ucieczką od problemów, jak i zadośćuczynieniem za grzechy, które popełnił w przeszłości. Teraz chciał schwytać tyle samo przestępców, ile ludzi zabił jako snajper. I nie chodziło tu o bilans, a o potrzebę zrobienia czegoś dla kogoś innego, by żaden człowiek nie zabrał czegoś co jest najcenniejsze w życiu, ludzkiego życia.
Początkowo nie był zadowolony, kiedy przydzielono mu partnera. Jednak kiedy zobaczył ją coś się zmieniło. Ich oczy się spotkały i to był początek ich drogi ku szczęściu, które ktoś na górze chciał im dać, wynagrodzić te wszystkie krzywdy, które ich spotkały. Ale nie było łatwo. Nie potrafili się porozumieć na żadnym polu. Ciągle się kłócili, a te ich kłótnie wyglądały bardzo zabawnie, ale nie dla nich. Angela chodziła i ciągle powtarzała, że ta dwójka kiedyś skończy razem, i się nie myliła. Ale to jeszcze przed nimi. Powoli muszą zrozumieć, że od przyjaźni, która ich połączyła pomimo wielu niezgodności charakteru, przeżyć, a nawet wierzeń do miłości droga jest bardzo krótka, wyboista, ale nie do niepokonania, jeżeli tylko oboje będą tego pragnie, nie będzie takiej osoby, ani rzeczy, która będzie pomiędzy nimi.
Hm on musiał się tu pojawić xD
2.
A jest jeszcze ktoś kto im w tym pomoże, i choć jest mały, to wie to, czego oni się boją. Ale dla niego nie ma rzeczy niemożliwych w końcu to mały baby Booth…
Bones siedziała u siebie w gabinecie. Na twarzy malował się nie tylko smutek, spowodowany rocznym wyjazdem do Maluku, ale także niepewność. Nie wiedziała, co będzie dalej, czy wyjazd jej i partnera zmieni coś w ich poukładanym jej zdaniem życiu? Czy oni się zmienią, bo przecież to długi okres czasu, to nie miesiąc tylko rok. Choć w przeszłości już się rozstawali, najpierw po pierwszej sprawie też na rok, ostatnio na wakacje, ale teraz było inaczej. Coś się zmieniło od tamtego czasu. Już nie byli tymi samymi ludźmi, co wtedy. Coś się w nich pękło, i ona teraz odczuwała smutek, który udzielił się także jej partnerowi.
Słońce paliło niemiłosiernie. Na biurku koło laptopa stała butelka z zimną mineralną wodą, która była dla niej wybawieniem w ten upał, jak i wiatrak stojący naprzeciwko. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie miała żadnej sprawy. Postanowiła swój wolny czas wykorzystać na porządki w komputerze, w raportach jak i napisanie jakiegoś rozdziału o ile jej czas na to pozwoli. Booth miał weekend wolny, ona nie miała żadnych planów więc myślała, że da radę. Była jednak w błędzie. Ktoś już zaplanował lepiej czas…
- Cześć Bones – rzekł wchodząc do środka
- Booth co ty tutaj robisz? –zapytała. Myślałam, że jesteś z Parkerem – dodała
- Bo jestem – odparł
- Ale ja go nie widzę – powiedziała patrząc jak na wariata i upijając łyk wody
- Parker pokaż się – poprosił chłopca, który wyłonił się z za jego pleców
- Cześć Bones – rzekł swym piskliwym głosikiem. Mamy dla Ciebie niespodziankę – krzyknął i zanim zdążył wiedzieć jaką Booth zasłonił mu usta
- Cześć Parker – powiedziała. Co to za niespodzianka? – zapytała
- Bones – rzekł agent zbieraj się nie ma czasu – dodał
- Booth ja mam mnóstwo pracy – rzekła. Poza tym nie chcę przeszkadzać i wiesz jak ja nie lubię niespodzianek, one mi się źle kojarzą – powiedziała na jednym wydechu
- Widzisz Parker z kobietami jest strasznie trudno, ty dajesz z siebie wszystko, a one jeszcze grymaszą – szepnął do syna
- Tato, a może ładnie powinieneś poprosić? – zasugerował malec. I wtedy Bones…
- O czym tak szepczecie?- wtrąciła Bones
- Bo tata chce cos powiedzieć, ale jest bardzo nieśmiały – rzekł
- Nieśmiały? – spytała spoglądając na Bootha, który zrobił słodką minkę niewinnego dziecka
- Tak – rzekł malec. Powiedział, że..
- Dobra koniec tego – wtrącił Booth. Koniec na dziś pracy, jeszcze nie raz spędzisz tu nascie godzin – dodał. Teraz idziemy coś zjeść, a potem…
- A potem? – zapytała
- A potem… - powtórzył. Bones to będzie potem – rzucił. Idziemy – rzekł chwytając ją za ramie
- Booth, pójdę, jeśli mi powiesz, co to za niespodzianka – powiedziała nie ruszając się z miejsca
- Bones, jesteś jedyną osobą., która musi wszystko wiedzieć – rzucił. Nie no królową jest Angela, ty jesteś tuż za nią – powiedział po namyśle
- To jak? – zapytała
- Tata opowie w samochodzie – wtrącił malec. Możemy już iść? – spytał spoglądając na nich swym błagalnym wzrokiem
- Tak trzymaj Parker – rzekł uradowany agent, kiedy zauważył, ze to pomaga i bones kapituluje
- Szantażysta – szepnęła agentowi do ucha
- Bones dziecku się nie odmawia – powiedział niewinnie posyłając jej swój czarujący uśmiech
- Ale ja nie mówiłam o nim – szepnęła. Tylko o Tobie – dodała i zanim zdążył powiedzieć coś ona opuściła gabinet z malcem za rękę
- Ok. To będzie ciężki dzień – szepnął i po chwili dołączył do reszty.
W samochodzie panowała wesoła atmosfera. Bones załapała z malcem kontakt. Widać, że oboje strasznie się polubili, i mieli jeszcze coś wspólnego, oboje kochali tą samą osobę, choć Bones jeszcze do niedawna to ukrywała, to teraz czuła, że dziś się coś wydarzy, co zmieni ich życie o całe 180 stopni.
Czas zakończyć tą historię
EPILOG...
3.
Bones pomimo, iż nie wiedziała dokąd się udają była szczęśliwa. Tak bardzo chciała spędzić ostatni dzień z nimi i jej marzenie się spełniło. Nie wiedziała tylko, że ta podróż będzie nie tylko pełna wrażeń, ale elementem podróży w czasie. Przypomni sobie jak to było być dzieckiem, a może znów się nim poczuje?
Droga upływała im w iście przyjacielskiej atmosferze. Parker opowiadał Bones o dinozaurach, antropolog słuchała, a w razie pomyłek korygowała chłopca, choć robiła to w taki sposób, że malec nie miał powodu, by jej nie zrozumieć, starała się używać słów zrozumiałych dla dzieci w jego wieku, bądź się obrazić. Booth przyglądał się całej sytuacji z radością. Miał dwie najbliższe mu osoby i pomimo, iż wiedział, że niedługo się rozstaną na rok, to on ma do kogo wracać, i teraz nie ma czasu na smutek, teraz to ich moment, ich czas. Serce radowało mu się na widok Bones, która tak żywiołowo dyskutowała z malcem. Jechali już jakiś czas, aż nagle…
- Booth, czemu jedziemy na lotnisko? – zapytała. Przecież to nie dziś mam wylot – dodała
- Wiem Bones, dziś lecimy do… Nie powiem ci, gdzie bo to niespodzianka – powiedział. Spokojnie, wrócimy na czas, nie martw się – dodał, próbując ją uspokoić
- Booth ale ja nie mam paszportu ze sobą, ani walizki – powiedziała. Jak ty to sobie wyobrażasz? – spytała nadal zaskoczona
- O to już zadbałem. A twój tata mi w tym pomógł, i Angela też – poinformował. Ale nic więcej się nie dowiesz – dorzucił
- Booth co ty wymyśliłeś? – spytała lekko zdezorientowana. I oni o tym wiedzieli i nie powiedzieli ani słowa – rzekła lekko oburzona
- Oni kochają ciebie i
- Bones to niespodzianka, zobaczysz będziesz się bawić jak dziecko – wtrącił Parker. Dziś są…
- Parker – wtrącił Booth. Jesteśmy na miejscu – dodał parkując samochód.
Po chwili wypakowali walizki z bagażnika i ruszyli przed siebie. Lot minął im spokojnie. Po kilku godzinach wylądowali na lotnisku. Bones od razu zorientowała się, gdzie przywiózł ją agent. nNa samo wspomnienie tamtych dni, kiedy to z bratem i rodzicami była tutaj ostatni raz, łza spłynęła jej po policzku.
- Bones czemu płaczesz? – zapytał malec. Zrobiliśmy coś złego z tatą? – dodał
- Nie, tylko się wzruszyłam – powiedziała głaszcząc go po blond czuprynie. To jak idziemy? – zapytała i po chwili siedzieli w samochodzie wynajętym specjalnie na tą okazję.
- Booth dziękuję – szepnęła wsiadając do samochodu.
- Bones nie ma za co, to jeszcze nic w porównaniu z
- Tato – wtrącił malec. To ma być niespodzianka, pamiętasz? – spytał robiąc słodką minkę
- Oj tak, Parker ma rację, gapa ze mnie – rzucił
- Gapa – przytaknęła posyłając mu piękny uśmiech, odpowiedział tym samym. Wiem, że będę się świetnie bawić – dodała i ruszyli przed siebie.
Parker nie mógł się doczekać kiedy będzie mógł zobaczyć postacie z ulubionych kreskówek. Agent od dawna obiecywał mu tą wycieczkę, jednak czekał na pewną datę i ten dzień dziś nastał. Bones przez cały czas się uśmiechała. Domyśliła się tylko gdzie się udają, niestety nie skojarzyła, że dziś jest ten wyjątkowy dzień, który zdarza się raz do roku. W sumie od dawna nie obchodziła urodzin, świąt i innych tego typu okazji, a o urodzinach przyjaciół przypominał jej komputer. Teraz jednak wszystko miało się zmienić. Od dziś nie będzie już jak dawniej...
Kiedy zjawili się na miejscu całej trójce pojawił się uśmiech przypominający banana. Disneyland to miejsce głownie dla dzieci, jednak w nich obudził się duch, serce zaczęło bić jak oszalałe, coś w nich wstąpiło i powoli przestali być dorośli, nawet oschła antropolog postanowiła się świetnie zabawić, jak za dawnych lat, kiedy spędzała tu miło czas. I choć wspomnienia te bolały ją, teraz miała kogoś z kim mogła dzielić radość. Trzymając małego za rękę dumnie przekroczyli bramę, za którą czekał na nich świat fantazji, wiele niespodzianek i prawdziwa przygoda.
- Booth, chyba jestem za duża na to – powiedziała. To dla dzieci – dodała ze smutkiem
- Bones, nie przejmuj się tym, tu każdy jest dzieckiem – wyjaśnił. Baw się tak, jakby jutra nie było – dodał i pociągnął ją w swoim kierunku
- Tato, Bones pospieszcie się – ponaglił ich chłopiec
- Już idziemy – odparli jednocześnie i po chwili siedzieli zapięci w pasy, czekając na start kolejki
Cała trójka bawiła się znakomicie, uśmiech nie znikał im z twarzy. Smutek z powodu wyjazdu rozłąki, odszedł na chwile na bok, zastąpiła go radość, zabawa. Po 3 godzinach czas było wracać. Nie byli smutni, gdyż spędzi tu naprawdę świetnie czas. Zmęczeni, ale pełni wrażeń udali się na lotnisko.
Po kilku godzinach byli już w Waszyngtonie. Booth odwiózł partnerkę do jej apartament owca. W nagrodę za miły dzień, Bones zaprosiła ich na górę na gorącą czekoladę i zakupione francuskie rogaliki.
Około 22 malec zasnął na sofie. Bones i Booth siedzieli obok rozmawiając i wspominając dzisiejszy dzień. Kilka chwil potem, Booth odważył się, i wyjął z kieszeni prezent urodzinowy.
- Proszę to dla ciebie – rzekł szeptem. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – dodał całując ją lekko w policzek
- Booth, ale nie trzeba było – rzuciła niewiele myśląc
- Wiem, ale i tak
- Dziękuje – rzekła i pocałowała go w policzek, co wywołało u niego fale gorąca. Dziękuje za miły dzień – dodała.
- Mam nadzieję, że i prezent ci się spodoba – rzekł.
- Jest piękny – odparła. Wiesz, jak ja kocham delfiny – powiedziała wzruszona
- Wiesz, chciałem kupić złotego słonika tak na szczęście, by nic ci się nie przydarzyło w tej dżungli, ale delfin też je może przynieść, prawda? – zapytał zapinając wisiorek na jej smukłej szyi. A i zapomniałbym o najważniejszym – dodał
- O czym? – spytała zaskoczona
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin Bones. Powtórzę jeszcze raz. Chcę byś znalazła to w życiu: szczęście, miłość, radość, przyjaźń, cel...i swój taniec. – powiedział tym samym tonem, jak kiedyś
- Wiesz, z tym szczęściem, to chyba już się spełniło, ale musze coś zrobić, by się o tym przekonać – rzekła
- Co takiego? – zapytał, jednak nie uzyskał słownej odpowiedzi.
Bones zbliżyła się do niego. Ich twarze dzieliły zaledwie milimetry. W oczach widać było blask i to samo pragnienie. Brenn zbliżyła się jeszcze bardziej by móc pokazać, to o czym mówiła. Niepewnie musnęła jego usta. Oboje byli zaskoczeni jej ruchem, ale to im się bardzo podobało. Jak wtedy, kiedy pierwszy raz poczuli smak swoich ust. Pocałunek był delikatny, aczkolwiek bardzo namiętny, pełen pasji i skrywanych namiętności.
- To było wow – rzekł agent, kiedy się od siebie oderwali.
- Angela kiedyś powiedziała mi, że: „Szczęście jest jak pocałunek, musisz się nim
- Podzielić, by się cieszyć – dodał i tym razem to on ją pocałował
Po chwili przytuliła się do niego i zasnęła wtulona w jego silne ramię. Wtedy cos się zmieniło między nimi. Nastąpił jakiś przełom w ich relacji, który miał chyba największy wpływ na ich przyszłość.
Następnego dnia ich drogi się rozdzieliły. Ona wyjechała do Maluku, on pojechał do Afganistanu. Jednak za bardzo za sobą tęsknili, by przeżyć tyle bez siebie. Wiedzieli, że za dużo czasu stracili, krążąc wokół siebie, by teraz pozwolić sobie jeszcze na ten rok. Po około 3 tygodniach wrócili do DC i rozpoczęli nowy rozdział w życiu. Nie sami, lecz razem… I to była ich najlepsza decyzja w życiu.
i tak właśnie powinno być. bez żadnej Hannah itp! ; ) bardzo mi się podobało. a co do mojego opka, to nie wiem. na razie brak ciekawego pomysłu. ;P
Zakręcona śliczne zakończenie.. Hmmm... Aż się rozmarzyłam... Oj tak lepiej nie psuj tego obrazka i pisaj nowe opoko.. ;) Jak Ty to ujęłaś "Są razem i jest gites" ;) Super... Czekam na nowość :P
Ines mnie również bardzo się podobało... ;) Cudowne prezenty urodzinowe... No i jak tu można nie kochać Bootha ?? :P:P Bardzo podobało mi się zakończenie... ;) Czekam na nowe opoko... :)
Wsszystkie dziewczyny piszecie znakomicie ;) Nic dodać nic ująć ;)
Pozdrawiam serdecznie :)
Co?! Za kogo?(wiem że za człowieka i najprawdopodobniej mężczyznę ale chodzi mi dokładniej )
co do opek.. Śliczne!!!! Graluluje dziewczyny talentu i chęci. I oczywiście chetnego wena. Bones w disneylandzie.... Chciałabym to zobaczyć.
A co do ślubu Emily to dobrze. Może skończą się opka Demily za którymi, szczerze mówiąc nie przepadam.
Eeee... obczaiłam już i Emily wyszła za Davida Hornsby (nie wiem jak to się pisze, więc nie będę odmieniać :P)
Nie wiem jakie jest wasze zdanie, ale moim to nie był dobry wybór, bo do niej nie pasuje...
tez mysle ze do niej nie pasuje....z siostra patrzac na zdjecie Davida H. i Davida B. obgadywalysmy jaki beznadziejny jest Hornsby w porownaniu do Boreanaza xD
A ja juz po wyrazeniu swego zdania postanowiłam cos wrzucic. Taki mały drabble. Moja przyjaciółka wyblagala bym zaznaczyła jej wkład. Jest dużymi literami. Zrobię coś co robię rzadko czyli zadedykuje:
Dla Ciebie Asiuniu, za to, że uratowałaś ten teks przed powturzeniem.
"śmierć"
Stała na cmentarzu i wpatrywała się w kamienny nagrobek. Z leżącym pod ziemią człowiekiem wiązało się tyle wspomnień... Dobrych i złych, nie głównie złych. Ból, cierpienie, strach... Tyle zmienił w jej życiu... Dlatego szybciej wróciła z Maluku na ten pogrzeb. To było dla niej ważne. Nawet bardzo. Potrzebowała tego, by skończyć z dawnym życiem, problemami. Stała i patrzyłam na litery wyryte w granicie. WSPOMNIENIA DAWNYCH DNI, a zwłaszcza tej jednej doby. Dokładniej dwóch. Jednej, gdy zagrożona była ona, a drugiej, gdy on. Jej mózg zalała fala różnych emocji. Po pierwsze szczęście, że już go nie ma, a po drugie smutek, że zakończyło się kolejne ludzkie istnienie.
- Sweety...- usłyszała głos przyjaciółki, odwróciła się i odeszła zostawiając za sobą tą historię. Historię Grabarz....
bardzo mi sie podoba :) czekam na nastepne,ale juz oneparty lub dluzsze ff ;p
Ja również dziewczyny uważam ze ten cały Hornsby niezbyt pasuje do Em, ale skoro ona jest z nim szczęśliwa to nie pozostaje nic innego jak wierzyć ze tak będzie zawsze
A co do drabble to ciekawie to opisałaś z elementem zaskoczenia w postaci Grabarza bo ja np na początku myślałam ze chodzi o ojca Brennan Maxa w końcu on w przeszłości ja tez skrzywdził opuszczając
EmilaKwa czekam na kolejne twoje dzieła
He he he Żancia lepiej nie wymieniać szczegółów między Davidem B a Davidem H he he... :P:P
Tak w sumie prawda... Najważniejsze, aby Emily była szczęśliwa... ;)
Emilio wspaniały Drabble... ;) Heh... Podziękuj ładnie przyjaciółce za uratowanie go ;) Super... uwielbiam draubblle,.. ;) Czekam na coś nowego ;)
Pozdrawiam ;)
No dobrze to coś ode mnie.
Dawno nie pisałam, i trudno usiąść, by napisać coś, co Ci po głowie chodzi. Tylko nie krzyczcie, bo sama nie wiem, co to jest i czy ma sens
Niedorosła miłość, a może puste słowa?
1.
Życie czasami nas zaskakuje. Często wydaje nam się, że ciągle los płata nam figle, rzuca kłody pod nogi. Planujemy wiele rzeczy, a kiedy one nie wychodzą, jesteśmy źli na cały świat, przeznaczenie, nie widząc w tym naszej winy.
I czasem zdarza się tak, że ten niedobry los postanawia postawić na drodze dwie tak różne osoby, sprawić, by coś ich połączyło, a kiedy wyczuje w nich strach, uderza z taką siłą, że czasem potrafić zabić z tęsknoty. I tak było w ich przypadku. Historia smutnej niedojrzałej miłości, która mogła uczynić wiele, ale…
Dwie silne osoby, które tak naprawdę nigdy nie zaznały w życiu szczęścia, takiego na jakie zasługiwali. Oboje wiele przeszli.
Ona nie cieszyła się zbyt długo swoją rodziną, która opuściła ją w najmniej odpowiednim momencie, wtedy, kiedy potrzebowała najwięcej wsparcia z ich strony. Tamtego dnia coś w niej pękło. Serce przestało wskazywać drogę, zastąpił je rozum, który toleruje tylko to, co można dotknąć, zbadać, czy potwierdzić, że istnieje, a nie jest tylko wytworem kilku chemicznych reakcji.
On cierpiał z powodu ciężkiej choroby ojca, i nie chodziło tu o jego ciało, tylko o najgorszą chorobę umysłu, czyli alkoholizm. Od dziecka tata znęcał się nie tylko nad jego żoną, ale także nad swymi synami, starszym i młodszym. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie każdego dnia dawał im do zrozumienia, że są nikim. Na szczęście w porę pojawił się dziadek, który wybawił go z piekła, jakie gotował mu ojciec. Wychował go na prawego człowieka, dal którego to serce, a nie rozum było wyznacznikiem w życiu.
Pewnego dnia ich drogi połączyły się. Dwie osoby przeznaczone sobie, i nikt nie miał tu żadnych wątpliwości, tak różne, a jednak tak podobne, prawda?
Oboje pragnęli szczęścia, które im zabrano.
Od tego spotkania, spojrzenia w oczy, coś miedzy nimi się zrodziło. Miłość od pierwszego wejrzenia, pożądanie? Kto wie, może jedno, może drugie, a może dwie rzeczy jednocześnie?
Wystarczyło tylko zaryzykować, pokonać przeciwności losu, by być razem. Tylko tyle, a oni byli na to za słabi. Reguły FBI zwyciężyły, poddali się bez walki, kłótnia w sumie o nim i pamiętne słowa:
„Nigdy nie będę z Tobą pracować”, wystarczyły by pisane sobie osoby, przestały ze sobą rozmawiać. Los rozdzielił ich na rok. Wiele się zmieniło, oni sami nie byli tacy sami. I ten sam los znów postanowił dąć im szansę. To on był tym, który wyciągnął rękę do zgody, a ona pomimo wątpliwości ją przyjęła. Z każdym dniem ich relację się poprawiały. Dawne urazy odchodziły w niepamięć. Mieli czas, by poznać siebie z bliska, swoją przeszłość, problemy, rozterki. I choć każde z nich miało życie prywatne, on miał Tesse, ona spotykała się z facetami, którzy zaspokajali ją, to zawsze razem, w swoim towarzystwie czuli się najlepiej. I znów rządził nimi strach, kierował nimi jak marionetkami. I wtedy pojawiła się przeszkoda w postaci pięknej pani patolog, która chciała zamieszać w ich relacji. Czemu? Może była zazdrosna, może nadal coś czuła do agenta, z którym kiedyś łączył ją namiętnym romans i myślała, że to uczucie jeszcze ma jakąś szanse?. Trudno zrozumieć jej postępowanie, ale on wyprowadził ją szybko z błędu, a zwolnić antropolog, która strasznie ją irytowała. "Cam jestem z Bones, zawsze i nie wątp w to nawet przez sekundę” . I wtedy patolog odpuściła, czym zyskała kilka upojnych nocy w ramionach agenta. Choć i to pzrestało mieć miejsce. Brennan nie była też sama. Znów los bawił się nimi, jak tylko mógł. Pewnego dnia pojawił się Sully… Brennan wreszcie znalazła kogoś, kto pokochał ją taką , jaka była. Choć ona niestety nie odwzajemniała tych uczuć, to dobrze się bawiła. Booth był zazdrosny, ale nie zrobił kompletnie nic, by temu zapobiec, by ta znajomość nie szła dalej. Namawiał ją na wyjazd, który jego znajomy z pracy zaprosił jego partnerkę. Tylko ona chyba nie była na to gotowa, nawet najbliższe jej osoby, w postaci Angeli i Bootha nie byli w stanie przekonać ją do tego rejsu. Pierwszy raz, rozum przestał wskazywać jej drogę. "Racjonalnie myśląc chciałabym wyjechać i wiem, że powinnam, ale nie mogę". Zrezygnowała i ona zrobiła to nie dla siebie, nie chciała zranić partnera, okazała słabość, a może serce, w którym powoli kruszył się lód?
fajne, fajne, bardzo fajne. ale czemu tak krótko? chętnie poczytam więcej. osobiście też mam już pewien pomysł, ale nie mam czasu na pisanie na razie.
Racja krótkie, ale ostatnio serio nie mam weny, ani czasu wolnego, bo twitter zjada mi go nadto :( Ale fajnie czasem pogadać z ludźmi z całego świata o Bones:) Czekam na Twoje opko, pisaj :)
Wstawiam niektóre cytaty, by pokazać, co tak naprawdę świadczyło o wyjątkowości tego teamu. Może interpretacja jest dziwna, ale. Przed Wami taki cdk
2.
I wszystko wróciło do normy. Oni nadal pracowali razem, ich przyjaźń z każdym dniem była głębsza. Wspierali się zawsze w trudnych sytuacjach, nawet kiedy było ciężko potrafili znaleźć wyjście z ciężkiej sytuacji. Byli za sobą, jak nikt inny. Dynamiczne duo, partnerzy, którzy dla siebie są w stanie zrobić wiele. Łączyła ich nie tylko praca, chęć niesienia pomocy, karania złych ludzi, ale także bezgraniczna przyjaźń i wiara, że ta druga osoba nigdy nie zdradzi. I oboje w to wierzyli. Pewnego dnia jednak ktoś zawalił z zespołu i ona poczuła niepokój. Ktoś z jej bliskich zdradził, jej asystent zawiódł jej zaufanie, jak i samą ją. Ale on był przy niej. Siedzieli pijąc, rozmawiając jak zawsze po zakończeniu sprawy. Jedno szybkie pytanie: „Czy też mnie zdradzisz?" I jeszcze szybsza odpowiedz: „Nie”. Był pewien swego, a on mu wierzyła, bo kto jak kto, ale on nie mógłby zrobić nic, co mogłoby ją zaboleć, prawda? Ale „nadzieja matką głupich” jak to mówią.
Kolejne miesiące nie wiele różniły się od poprzednich. Kolejne sprawy, które szybko udało im się rozwiązać, a winnych śmierci niewinnych ludzi surowo ukarać.
Do momentu, kiedy los znów sprawił, że ich usta spotkały się w namiętnym pocałunku, jak kiedyś. Niby Caroline kazała im, niby tak dla zabawy, a może była jedną z tych, co wiedziała? Może chciała, by wreszcie przestali biegać wokół siebie, jak zakochane pieski i wreszcie zrobili coś z tym, co jest między nimi? Niestety, tylko ona chciała tutaj czegoś więcej. Los znów dał im szansę, której nie wykorzystali. Czy to zmieniło ich relacje? Wcale. Ani jedno , ani drugie nie podjęło ryzyka, tracąc kolejną szanse na szczęście. Ale dla nich to nie było nic nowego. Wiele razy mieli okazje wykonać krok do przodu, a zawsze kończyło się tak samo. Jeden w przód, pięć w tył. Jednak los się nie poddawał. Wiedział, że są sobie pisani, i tylko namacalne przykłady są w stanie im ukazać, co by było, gdyby…
Kolejna sprawa nieco inna od poprzednich, z małym Andy’m w tle. Niby nic wielkiego, a jednak tu Bones pokazała uczucia, pierwszy raz od dawna, a może obudził się w niej instynkt macierzyński? Może wreszcie poczuła silną chęć posiadania dziecka, może wreszcie dorosła? Niestety trudno było zrozumieć to, co się w niej zmieniło. Ale był to początek do czegoś, co miało szansę. Co mogło ich połączyć na zawsze. Ale jak zwykle oni nie byli na to gotowi. Trudno zwalić winę na jedną ze stron. Obojgiem znów zaczął rządzić strach.
Bones nadal była twarda, oschła, przestała chwilowo okazywać uczucia, do momentu, kiedy na sali rozpraw toczyła się sprawa jej ojca. I wtedy znów, agent powiedział: „Ona nie mogła tego zrobić”. Kolejny raz udowodnił, jak bardzo w nią wierzy. Kolejny raz byli dla siebie i za sobą. I pomimo faktu, że to ona w tym związku, była mądrzejsza, to oboje uzupełniali się jak żaden inny zespół. Serce i rozum nadal wspierały się, pomimo innych wartości. Aż pewnego dnia serce twardej antropolog rozpadło się na milion kawałków, choć starała się ukryć to, nikt nie był w stanie jej uwierzyć. Upozorowana śmierć agenta uświadomiła jej jak kruche jest życie. Była załamana, ale nie była w stanie przyznać się przed nikim, nawet przed samą sobą, jak bardzo ta wiadomość ją zraniła. I los znów dał jej, im szansę. Była wściekła na agenta, że ją oszukał, ze nie powiedział jej o całej tej sprawie ze sfingowaniem śmierci, wyżyła się na nim porządnie, ale w głębi serca cieszyła się jak dziecko. Ulżyło jej, że to co się stało, to było tylko zwykłe nieporozumienie. Przysłowiowy „kamień spadł jej tamtego dnia z serca” I może tamto zdarzenie wpłynęło na nią tak pozytywnie, że kiedy byli w Londynie właśnie ze względu na partnera odrzuciła szansę na świetny seks, mówiąc: „ To było wkurzyło Bootha” , „Nie warto urazić partnera za godzinę przyjemności”. Pokazała wtedy, że jednak jest w stanie zrobić coś dla niego, pomimo, że miała straszną ochotę na chwilę zapomnienia, to zrezygnowała dla niego.
Choć kilka tygodni potem umawiała się z dwoma na raz, to w niej zachodziły kolejne zmiany. I kolejny raz przydały się spotkania, z tak nie lubianym z początku psychologiem, który od pierwszego spotkania wysnuł teorie na temat ich związku: „Czy wydaje wam się, że wasze partnerstwo daje wam substytut związku, co utrudnia tworzenie innych więzi?” Szybka reakcja obronna obojga, "Substytut związku niekoniecznie jest zły.
Mogłabym uniknąć goryczy odrzucenia, która mimo że przemija, nadal jest niemiła. Racja” nie dała mu złudzeń, co do swojej opinii. Jednak nie to było kluczowe tamtego dnia. To agent kolejny raz powiedział coś miłego. Jego słowa na sesji u Sweetsa: „Jeśli Mark i Jason nie widzieli jakimi są szczęściarzami, nie zasługiwali na Ciebie.”
„Wszystkie związki są chwilowe.” Odezwała się znów racjonalna Brennan. „To nieprawda, Bones. Mylisz się. Dla każdego jest ktoś, z kim przeznaczone Ci jest spędzić resztę życia. Jasne? Musisz to tylko dojrzeć. To wszystko.” Niby zwykłe słowa otuchy, a miały magiczną moc. Tyle, że oni znów zaprzepaścili kolejną szansę…
Witam :)
Ines fajne opowiadanko... :) Super pomysł z tymi cytatami ;) Ślicznie.... Coraz bardziej jestem pewna tego, że Oni się kochają i nie ma zmiłuj... A najbardziej przekonują mnie o tym w Twoim opoku te końcowe cytaty.. I niech no ktoś powie, że Booth nie kocha Bones... !!!
Ekstra... Czekam na cd :)
Zakręcona to ja też czekam na opowiadanko i życzę przypływu czasu ;)
Pozdrawiam serdecznie :)
Ciesze sie, ze sie pdooba, ale nie wiem czy tym razem bedzie happy end. Oki 3 czesc : Moze jeszce 4 dzis sie ukaze jak nie wyrzuce wczesniej kompa LMAO (: Pozdrawiam cieplutko (:
Ok dalsza część:
3.
Los znów chciał im pomóc. Pokazać, że strach, który ich ogarnia jest tylko małym strachem, który kiedy tylko zaryzykują zniknie, jak za dotknięciem ręki. Ale oni nadal uparcie wierzyli, że im się nie uda, ze to nie ma szans, zbyt wiele różnic miedzy nimi, zbyt wiele spraw, które Bronia im czegoś, co mogło być piękne, ale jest zakazane. I tylko oni byli do tego przekonani. Pewnego dnia, kiedy Daisy weszła za skórę już wszystkim w Instytucie, Sweets dostał bojowe zadanie zwolnienia dziewczyny. I wtedy na wszystkich czekała niespodzianka, jednaj największa chyba dla partnerów, który po pocałunku psychologa i asystentki antropolog w mgnieniu oka znaleźli wytłumaczenie, że im się nie uda, bo przecież:
„To się nie uda. Są całkowitymi przeciwieństwami. Zgadzam. Pomimo jej błędów jest kobietą nauki...a Sweets opiera swoje życiowe fantazje na psychologii i emocjach. Nie ma wspólnych tematów.- Racja. Potrzebujesz wspólnych tematów...bo co pozostaje?- Dokładnie.” Z góry założyli, że to nie ma szans, bo przecież, rozum i serce nigdy nie znajda wspólnego języka, prawda. I tu byli w błędzie. Mieli przed sobą obrazek, który doskonale pokazywał tak naprawdę ich, tylko w postaci innych osób. Daisy, dla której to nauka jest wyznacznikiem, i Sweets, który kieruje się uczuciami. Dokładnie, jak oni, prawda? Ale nawet to nie było w stanie ich przekonać, jak zawsze znaleźli kilkanaście powodów, by nie dać szansy prawdziwemu uczuciu.
Jak się mówi, „nie pierwszy jak i nie ostatni raz” znów obojgiem rządził strach.
Nie trzeba było długo czekać, by los postawił na drodze kogoś, kto mógł im wskazać kierunek. Ale to znowu było za mało. Jared pojawił się niespodziewanie. Co prawda uroku mu nie brakowało, miał w sobie coś, co nawet dla Angeli miało znaczenie, to nie był w stanie ich rozdzielić, choć w pewnym momencie, ona zaczęła wątpić w swego partnera. Ale jak zawsze znalazł się ktoś, kto wytłumaczył jej, kim jest Jared. Pomocną w tym okazała się Cam i Angela, które obie odradzały jej spotkania z młodszym Boothem. Ale pociąg seksualny był silniejszy, od dobrych rad. Wystarczyła kolacja, lampka szampana, by zawrócił jej w głowie. Ale tym razem rozum się przydał antropolog. Zrozumiała, jak wielki błąd popełniła, jak bardzo zraniła swoimi słowami partnera. I wtedy pokazała co to znaczy, kiedy ktoś ją zdenerwuje, kiedy ktoś stara się nią manipulować. Raz a porządnie przyłożyła bratu partnera, czując całkowitą ulgę, choć i strach jednocześnie: „Wykorzystałeś go.
Sprawiłeś że miałam go za przegranego! A co naprawdę mnie wkurza to, to że ci uwierzyłam. Nie zdziwiłabym się jeśli Booth już nigdy by się do mnie nie odezwał.To ty jesteś frajerem!” Zraniła go to fakt, jednak umiała się przyznać przed sobą do błedu, i starała się naprawić jej relacje z partnerem i przyjacielem. I udało się, wybaczył jej, „bo przebaczać to rzecz ludzka”, prawda?. Wszystko wróciło do normy. Byli tak zżycie ze sobą, że postanowił towarzyszyć swojej partnerce w jej wyprawie do Chin. Choć nie miałby tam nic ciekawego do roboty, on jednak wiedział, że musi tam być, dla niej. Podróż zapowiadała się znakomicie, tylko dla antropolog, która z całym ekwipunkiem wygodnie spała sobie w pierwszej kalsie, a jej partner gnieździł się w ekonomicznym przedziale. Ale nic nie było dla nich na przeszkodzie, by choć na chwilę ze sobą zamienić kilka słów, choć nie obyło się bez kilku uwag stewardessy. I tu kolejny raz los chciał zadziałać. Na pokładzie samolotu znaleziono ciało, co oznaczało dla nich kolejne śledztwo, tym razem w przestworzach. Ale oni byli najlepsi. Razem udało im się dość szybko dojść, kto i z jakiego powodu zabił. I najśmieszniejsze było to, że ten młody chłopak, który dokonał strasznej zbrodni, będąc pod wpływem alkoholu, a może lekko skacowany, szczególnie patrząc na tą dwójkę, a może na tyle odważny wreszcie po raz pierwszy powiedział im coś, co mogło dać do myślenia: „Zaczniecie się w końcu całować?” Pytanie dość zabawne, ale i zaskakujące, ale i znów w Bones obudziła się ta racjonała cześć jej natury: „Dlaczego wszyscy myślą, że jesteśmy parą?" Wszystko tak oczywsite dla innych, a dla nich tak niezrozumiałe. Booth mógł coś powiedzieć, zażartować, co było by w jego stylu, ale szybko zmienił temat. Cóż znów cos ich rozproszyło… Strach znów był silniejszy…
bardzo fajne. chce wiecej. cholerka... ja tez mam pewien pomysł.. chodzi mi po głowie.. ale nie ma czasu. ; )
Tak mnie się również podoba ;) W ogóle Ines fajny pomysł na opoko ;) Super..... A te cytaty... hmmm... :) Czekam na cd ;)
Zakręcona współczuję i mam nadzieję, że znajdziesz czas ;)
Pozdrawiam ;)
Ciesze się, że się podoba Wsatwiam cdk, zanim komp znów się zbuntuje i wyłaczy i strace kolejny raz połowę cdk, który już chyba 6 raz zmieniam, gdyż autoodtwarzanie coś nawala :(
4.
Ale los się nie poddawał, choć był już naprawdę zmęczony. Powoli tracił cierpliwość do tej dwójki, która na co dzień taka odważna, nie boi się niczego, ze śmiercią ma do czynienia na każdym kroku, a jeśli chodzi o uczucie jest bezbronna jak małe dziecko, czy zwierzątko, które bez matki umiera ze strachu. Ale on jeszcze miał nadzieje, że coś się zmieni, że wreszcie przyznają się do uczuć, i zaryzykują, by być szczęśliwi, z każdym dniem mniej, ale miał.
Pewnego dnia, kiedy po meczu hokeja agent złamał rękę, do pomocy została przydzielona im agentka, której w oko wpadł sam podejrzany o zabójstwo agent Booth. Dość szybko został oczyszczony z podejrzeń i blondynka mogła opuścić ich szeregi. Niestety z mizernym rezultatem w podrywie przystojnego mężczyzny o brązowych jak czekolada spojrzeniu, które hipnotyzował za każdym razem, kiedy pojawiał się w pobliżu. Zniknęła na paręnaście dni dosłownie.
Ale wtedy wydarzyło się cos pięknego, coś co dawało jakąś nadzieję. Po zakończonej sprawie udali się na lodowisko, gdzie spędzili miło czas. Tam po raz kolejny Bones przyznała się, jak dobrze się jej współpracuje z tym agentem:
„Ta agentka Perrotta, naprawdę podobała się jej współpraca z nami.
Tak.
Ale, hmm... ty jesteś jedynym agentem FBI z którym chcę pracować.” I wtedy na twarzy obojga pjawił się szeroki uśmiech. Spojrzenie pełne ciepła, aż miło się na nich patrzyło. Ale nie to było w tym momencie najpiękniejsze. Wtedy agent powiedział coś, obiecał, że:
„Wiesz co? Zapomnij o agentce Perrotta, dobrze? Nic się między nami nie zmieni.
Cóż, entropia jest naturalną siłą która pcha wszystko w stronę chaosu i zmian na poziomie subatomowym. Wszystko się zmienia.
Nie wszystko,Bones. | - Przestań. Nie wszystko.”
I powiedział to w taki sposób, że ona mu uwierzyła, uwierzyła, że to co jest miedzy nimi jest na tyle silne, że nikt nie jest w stanie im przeszkodzić. Ale były to tylko słowa. W życiu nic się nie zdarza bez jakiegoś wkładu. Słowa często bywają ulotne, często o nich zapominamy, lub mówimy, by kogoś pocieszyć, prawda? Przecież łatwiej coś powiedzieć niż zrobi, i oni byli tego świetnym przykładem. Wiele mówili, a mało robili. Tak wiele niewykorzystanych szans.
Jednak znów coś się wydarzyło, i niestety znów na ich drodze pojawiła się agentka, kiedy kolejny raz bóle pleców agenta dały o sobie znać, i antropolog chcąc mu pomóc, na jego własną prośbę, chciała naprawić kręgi, jak kiedyś, niestety jeszcze bardziej pogorszyła jego stan, i znów w pracy pojawiła się piękna agentka. Jednak jej marzenia o jakiejś relacji rozprysły się, jak bańka mydlana. I przyczynił się do tego sam agent. Nawet pod wpływem silnego leku, jego słowa były na tyle przekonujące, że przestała walczyć, choć tylko na chwilę.
„ Nie jadę do was tylko dlatego, że Bones mi zabroniła. Ale ona jest teraz pod twoją odpowiedzialnością. Nic nie może jej się stać, ok? Jeśli cokolwiek się jej stanie, wiesz tym jedwabistym ciemnym włosom... tej miękkiej skórze...
Nie spuszczę jej z oka. Masz moje słowo.” Ale kobieta chciała jeszcze raz spróbować. Ale scena, którą zobaczyła zdecydowanie uświadomiła jej, że nie ma szans. Szkoda, że tylko jej, bo partnerzy jak zawsze nie rozumieli co się między nimi dzieje. Czas płynął jak do tej pory. Kolejne śledztwa, zawsze zakończone sukcesem. Nic się między nimi nie zmieliło. Byli blisko, ale tak daleko. Pewnego dnia po sprawie, kiedy Bones przyznała się do błędu, kiedy źle odbierając zachowanie Daisy, o mało nie zniszczyła jej związku ze Sweetsem, przyszła do agenta i tam padło kilka pięknych słow. Odkryła przed nim kilka nieznanych prawd o sobie. Widać było, że ona powoli się otwiera na otaczający ją świat, ludzi. Przyznała się, ze nie jest perfekcyjna i niektóre rzeczy, które do tej pory uważała za śmieszne, dotykają jej osoby.
„Wiesz, wiem, że zazdrość to absurd. Ale widzę, że to jest dla ludzi prawdziwe. Nawet sama tego doświadczam. Więc...
O kogo jesteś zazdrosna?
O Angelę. O Hodginsa. O Cam. O ciebie.
Czemu?
Bo chcecie zatracić się dla innej osoby. Wierzycie, że miłość jest nadrzędna, wieczna. Też chcę w to wierzyć.
I będziesz. Obiecuję. Kiedyś na pewno. Kiedyś na pewno, ok? Na pewno.”Pokazała, że i ona miewa uczucia, choć do tej pory sprytnie to ukrywała. Powoli docierało do niej, że i ona czuje co inni, że nie jest już tylko tą oschła antropolog, która jest sama i nie czuje nic. I to dzięki niemu powoli się zmieniała. To on wskazywał jej drogę, która ona powoli zaczęła kroczyć. Aż pewnego dnia na sesji u Sweetsa padło kilka słów, które miały ogromny wpływ na nich w ciągu kolejnych dni. Niby zwykła zabawa z skojarzenia, a padło tam kila rzeczy, wyszło, czego chce tak naprawdę antropolog: „Chcę mieć dziecko. To samolubne z mojej strony go nie mieć.
Samolubne?
Tak
Nie potrzebujesz, no wiesz, faceta...
Tylko spermę. Ty byłbyś bardzo dobrym potencjalnym dawcą.
Ja?
Ale oczywiście musisz być przebadany.” I to był początek zawirowań. Ale los nie był ślepy. Wiedział, że to nie tak ma iść. Dziecko nie może być efektem decyzji podjętej pod wpływem chwili czy pewnej zabawy. I do akcji wkroczył mały Stewie, który uświadomił agentów, jaki popełnia błąd. To dzięki postaci z kreskówki, do Bootha dotarło, ze popełnił błąd zgadzając się na oddanie swego nasienia Bones. Dziecko to odpowiedzialność i on chce mieć udział w wychowaniu, jeżeli nie będzie, to nic z tego. I do Bones dotarło, że ma rację i wtedy cos się stało. Kilka chwil później agent leżał w szpitalu, czekając na zabieg. Tuż pzred nim zamienił kilka słow z partnerką, która obiecała być w pobliżu. Operacja się udała, ale był w śpiączce i wtedy miał piękny sen, który jak się tylko obudził, przestał być tak realnym. Ale po nim, miało miejsce pewne zdarzenie. Po powrocie do zdrowia i współpracy z Bones, padły wreszcie te magiczne słowa „Kocham Cię”…