Mam nadzieję, że będzie to stare dobre zakończenie, które kiedyś było tak oblegane i można było przeczytać wspaniałe opka, pozdrawiam i czekamy na nowe:)
Która z Was????
Zakrencona, brak mi słów co jest dziwne bo normalnie mam taki słowotok jak wspollokator Housea z psychiatryka tylko nie rapuje( kto oglądał początek 6 sezonu to wie). Opko jest sliczne piękne i wogóle. Proszę o cd. Mam taki pomysł. Czytalas książki Kathy Riches? Brenn powinna spotkać w Montrealu Ryana... No dobra wiem że to Twoje opko ale nie mogłam się powstrzymać.
Żaneta, Twoje opko już czytałam na serial kości i nie skomentowałam wiec zrobię to tu. Bardzooo mi się podobało. Ostatnio czytałam dużo ff z TXF (z archiwum x) i większość była melancholijnych bądź smutnych a Twoje opko było pierwsze po przerwie i nawet nie wiesz jak Twój happy end poprawilmi humor.
myślałam nad tym.. ; ) Ale cóż... w książce jest ona całkiem inną osobą. tamtego opka już nie będę kontynuowała.. może napiszę coś nowego, ale nie obiecuję. :) Pozdrawiam.
Co z tego ze jest inna? Wykasuj tamta Brenn i nie ch zostanie tylko Ryan, który np. uświadomić jej uczucia i przekona do powrotu. Albo niech spotka swoją imienniczke np. w CSI Ny był odcinek gdy w samym NY znaleźli z 40 Mackow Taylorow. Może tez tamta Brenn nazywać się Kathy Riches. Jest tyle możliwości. Pisz!!!!!
O cholera, o cholera!!!! Zabija mnie za wtracanie się do opka Zakenconej... Gdzie było wejście...o tu. <wchodzi do schronu zaopatrzona w papu i Internet, żeby dowiedziec się kiedy pojawi się tam list gończy za nią z napisem poszukiwana żywa lub martwa>
hahha ; ) nie no... nie mogę tego zrobić. : > musi być takie zakończenie i już. . a wiesz dlaczego? wyjechała to wyjechała. gdyby wróciła to pokazałaby że jest słaba, że się od nich uzależniła, a ona nie chce tego zrobić bo uważa się za twardą kobietę. ; P
Szczyce się tym że mam na wszystko odpowiedz i zaczynam rozumieć jak trudno maja moi znajomi, ale muszę przyznać ci racje. Aaa i ma taka informacje- mam 8 na ok15 partie porombanego opka za lekko związanego z Bones by go tu wrzucić, wiec jak ktoś chce się upewnić że na pokój bez klamek już dla mnie za późno może napisać. emilaKwa@gmail.com.
Po 1 nie mam gg. Mam Skype. Po 2 mogę dać ale w 2 pierwszych partach wogóle nie ma Bones a całe opko jest o byłej doktorantce Brnn która jest tez agentką. Ale jak chcecie mogę wstawić. Aaaa mój Skype (nie domyslicie się) emilaKwa.
eeeh!! Emila! zabiję cię. x DD przez ciebie, zachciało mi się pisać. normalnie nie mogę opanować mojej weny.. ; > w ogóle nie mam żadnego pomysłu, po prostu piszę, a co z tego wyjdzie nie wie nikt. ; >> Już nie żyjesz!! : >>
Ale dlacego???<patrzy naokolo szukając schronienia> Powinnas się cieszyć. I pomysły ci dalam i wena... A to moje opko. Nie przerazcie się.
Rozdział 1 "Witaj Los Angeles"
Jechałam na akcję. Moją pierwszą jako agentki i pierwszą w tym mieście. Nie miałam jechać. Miałam jechać do tutejszej siedziby FBI i zacząć pracę w zespole Dona Eppsa (który oprócz niego poznałam włącznie z Amitą i Charlim), ale wszystkie jednostki dostały wezwanie na akcje i ja z agentem który mi towarzyszył też.
- No to teraz zostań i poczekaj. -powiedział gdy dojechaliśmy pod opuszczone magazyny.
- Ani mi się śni. -odparłam od razu, podeszłam do bagażnika, ubrałam kamizelkę i wyjełam broń.
- To niebezpieczne, a ty jesteś początkującą agentką...
- Spadaj. -ucięłam i poszłam w kierunku tylnego wejścia. Wszyscy dziwnie się potrzyli, ale nikt nic nie mówił. Po prostu nie byli przyzwyczajeni do tak młodych, samodzielnych agentek. Ok no to start.
- FBI!!!!!- agenci wpadli do pomieszczenia pełnego członków mafii. Weszłam za nimi, ale intuicyjnie poszłam do innego pomieszczenia niż reszta. To co zobaczyłam na środku nie było miłe. Z lufą przy skroni stał tam ten agent, który mnie przywiózł. W tym momencie przestępca uderzył federalnego w głowę, i gdy ten upadł. wydawało się, że nic go nie uratuje z rąk 2 metrowego mafioza. Wtedy wkroczyłam. Jeden celny strzał w rękę i drugi (trochę mniej idealny) w kolano i wydawał się być bezbronny. Zignorowałam ostrzeżenia agenta i podeszłam by skuć przestępcę. Wtedy on zaatakował. Nikt z federalnych, którzy własnie się pojawili nie mógł strzelić, by mnie nie zranić. Nie byłam jednak bezbronna. Gdy walczylismy na podłodze dyskretnie wyjełam nóż, który miałam przy pasie, i ugodziłam go w serce. Ten cios był śmiertelny. Zrzuciłam go z siebie i wstałam.
- Nie dało się szybciej?!To była moja najlepsza bluzka!!!- spytałam zła patrząc na zakrwawioną tkaninę. Nie dosłyszałam odpowiedzi.
- Mowiłem byś została!!- usłyszałam głos bruneta, którego własnie ocaliłam. Był to średniego wzrostu, przystojny mężczyzna. Z antropologicznego punktu widzenia już na pierwszy rzut oka był to tak jak Booth samiec alfa. Miał ok. 20 lat.
- A co wolałeś zginąć?!- odpyskowałam. Jak ja kocham pyskować...
- Nie ale jestem teraz za Ciebie odpowiedzialny, a ty powinnaś mnie słuchać!!! Agent Don Epps.
- Agentka Dr. Briget Poigancy. Czyli z tobą będę współpracować? Miło mi. - trzeba zachować choć pozory grzeczności, jednak nadal byłam wściekła, wiec moj glos był przesycony sarkazmem. Nie cierpię jak mnie ktoś tak traktuje.
- Dobrze porozmawiamy w biurze. Odwieść Cię do domu?
- Nie mam własny samochód. I tak pracę zaczynam dopiero za 1,5 godziny. - odsyknęłam, podeszłam do postoju taksówek i pojechałam się przebrać. Samochodu tak na prawdę nie miałam ale jeszcze chwila i koleś którego uratowała był by martwy z jej rąk.
W mieszkaniu
Kurde to było hamskie. Ja mu życie ratuje a on ma tylko pretensje. Był idealnym przykładem klasycznego gliny Z wielkim ego, alfa samczymi zapędani i przekonaniem o własnej nieomylności. Tragedia. Teraz jedna musi przyzwyczić się do zezulca z odznaką. Szybko przebrałam się w czystą koszulkę, a tą wyrzuciłam. Do niczego się nie nadawała. W trochę (bardziej niż trochę) mniej eleganckiej koszulce z napisem "I need YOUR bones", którą dostałam od Bootha na wigilię wyszłam z mieszkania. I tak będę 1 godzinę przed czasem.
Po 13 min w siedzibie FBI
- Cześć!!- ruciłam do Colbiego, Megan i Davida. Dona nie było.
- Cześć. Świetna byłaś. -przywitał się Grangern
- No.. To nie była twoja pierwsza sytuacja zagrożenia?- spytała Megan. Była psychologiem. No i oczywiście agentką.
- Wiesz, nie bardzo lubię psychologii. Uznaję jej przydatność przy prowadzeniu śledztwa, ale nie stosuj jej na mnie.
- Dobrze. Ale wracając do tematu..
- Nie to nie była moja pierwsza akcja. W Waszyngtonie robiłam doktorat u dr. Temprence Brennan i czasami razem z nią o agentem Boothem brałam udział w akcjach.
- To ty masz doktorat z antropologii? Świetnie. -dodał David, wysoki murzyn.
- No mam nadzieje że przyzwycziczie się do zezulca z odznaką. Bo w mordę.
Oj Zakręcona nie zabijaj nam Emili, bo przypadło mi do gustu Jej opowiadanko, a jaj Ją wykończysz to kto je będzie kończył.. ?? No właśnie... :P:P:P heh... (mam nadzieje, że moja interwencja poskutkuje :P)
A i chyba dobrze, że napadła Cię wena... heh.. same plusy zaistniałej sytuacji ;)
Emila kiedy będzie cedek, po wiesz... hmmm... czekam ;)
Pozdrawiam Was serdecznie :)
bardzo ciekawe! : P czekamy na resztę. no cóż ja napisałam kawałek.. czegoś nowego.. ; p zobaczymy jak to będzie.
Wiesz to opko powstaje od roku, wiec muszę przejrzeć. Może dam dziś jeszcze cześć. I dziękuje za ratunek przed zakrecona bo mój schron po oglądaniu TXF jest zaprojektowany by chronić przed kosmitami, seryjnymi mordercami i mutantami, ale nic nie było o zdeterminowanych fankach Bones z mordem w oczach. Takich to strach się bać!!!;))))))
No dobra, dam jeszcze cześć ale na razie tyle bo za szybko skończą się te co mam. Sorry za błędy. Miłego czytania i bardzo mnie cieszy ze się podoba.
Rozdział 2 "No to upsss..."
Do pomieszczenia po chwili wszedł Don.
- Znaleziono trupa. David i Colby, jedzcie na miejsce zbrodni.- od razu rozkazał
- Ja też pojadę. -wtraciłam i zaczęłam się zbierać do wyjścia.
- Nie. Nie jesteś tam potrzebna. Uzupełnisz raporty.
- Jestem potrzebna. Wiem jak nie kompetentni są technicy FBI, a ja jestem naukowcem. Już pewnie coś zniszczyli. -odparłam i wyszłam.
- Przypilnujcie by nie zrobiła nic głupiego. -usłyszałam jeszcze jak agent zwraca się do swoich podwładnych.
Uśmiechnęłam się w duchu. Po co ja mu ratowałam życie? Teraz jednak trzeba uratować życie dowodom.
Miejsce Zbrodni
- Cholera jasna!!!!!!- wydarłam się na całe Los Angeles, gdy zobaczyłam co ci de.. znaczy technicy od 7 boleści zrobili z miejscem zbrodni- Co za ostatni kretyn was zatrudnił!! Wiecie ile tu było dowodów?!
- Spokojnie laleczko- podszedł do mnie jeden i próbował grać macho. Na własne nieszczęście chwycił mnie za nadgarstek, a że byłam wściekła na tych niekompetentnych głąbów wylądował natychmiast na ziemi. Przez to że jestem blondynką na za dużo sobie pozwalają.
- Nie mów tak do mnie!!- wysyczałam jeszcze i poszłam w kierunku tego co zostało ze zwłok.
- Pierwsza rada- nic nie dotykajcie dopóki nie przyjedzie specjalista, czyli ja. Na szczęście nie rozwaliliście wszystkiego. Mam nadzieję, że zrobiliście zdjęcia ciała przed przeniesieniem go i rozwaleniem dowodów.
- Spokojnie Briget oni tylko odsuneli liście ze zwłok, a je przenieśli do samochodu. -2 moich "opiekunów" próbowali mnie uspokoić. Oczywiście na marne
- no własnie!!
Zbadałam to co zostało ze zwłok.
- Kobieta, rasa biała, 20-23 lat...
- Jasne a ty to wiesz na podstawie szkieletu?- spytał zdziwiony agent.
- No tak.
Zebrałam próbki gleby i liści, a przynajmniej te co zostały i pojechała do biura, by uniknąć tłumaczenia, że na antropologii fizycznej uczą dowiadywac się takich rzeczy.
biuro
- Don, Don!!!!!!! Ty kretynie!!!!- wydarłam się zaraz przy wejściu
- Szukasz mojego brata?- spytał Charli z prawie nie zauważalnym uśmiechem na ustach.
- Tak. Gdzie, on ,jest?!?!!!- spytałam z mordem w oczach
- Spokojnie. Jest na piętrze. W swoim gabinecie.
Wkurzona pobiegłam do gabinetu Eppsa.
- Ty debilu!!!!!- wrzasnęłam wpadając do pomieszczenia
- Dr. Poigancy proszę iść za mną. -był wyraźnie zły. Nie mam pojęcia dlaczego.
- Gdzie idziemy?
- Do dyrektora.
U dyrektora
- O witam... Don Epps i Briget Poigancy... O co chodzi?
- Dr. Briget Poigancy, Andrew.- poprawiłam. Tamtejszego dyrektora poznałam podczas jednego śledztwa w DC i choć nie byłam jeszcze wtedy ani agentką ani doktorem docenił moja wiedzę o darzył mnie szacunkiem. Spotkaliśmy się jeszcze potem bo był moim wykładowca na akademii FBI.
- Dobrze, agencie Epps?
- Sir. Agentka ignoruje moje rozkazy i nie uznaje mojego zwierzchnictwa. -poskarżył się Don. A to o tego debila mu chodziło.
- Ale agencie Epps pan nie ma nad nią żadnego zwierzchnictwa. Jest samodzielną agentką. To zaszczyt że zgodziła się pracować w pana zespole. Gdyby nie jej legendarna zdolność do popadania w kłopoty dał bym jej zespół, prawda Briget?
- Tu muszę się zgodzić. -dodałam ze złośliwym uśmiechem.
Don przeprosił i wyszliśmy.
- Kurcze! Mogłaś mi powiedzieć!- był zdecydowanie zły -Jaki masz status?
- Agentka specjalna dr. Briget Poigancy. -odparłam sucho i odeszłam w kierunku prosektorium
Ależ Emilio nie ma za co... ;) Heh... w końcu trzeba sobie pomagać, a jak dla mnie to, że Zakręcona dostała ataku weny to same plusy, bo może gdy ją ładnie poprosimy to się z nami podzieli prawdaż Martynko ?? :P heh... Mam taką nadzieję.. ;) Oj wściekłe fanki "Bones" są nieprzewidywalne jak sama Bones... xD he he... Wiec trzeba się z nimi liczyć czyli również z nami.. xD heh... Co nie ??
Emilio normalnie ta cała agentka jest prawie jak Bones choć wiadomo kopie nie są takie dobre jak oryginały... ;) He he.. ten sam charakterek, nienawiść do techników FBI i w ogóle wiadomo o co mi się rozchodzi... xD he he... A jak wyzywała Dona aż mi się go żal normalnie robiło... heh.. Super to wszystko wymyśliłaś i czekam na kolejne części ;) A jeszcze małe pytanko... a mianowicie długie jest to opowiadanko ?? :)
W planie ok. 14-15 części ale zaczęłam pisać o Briget w csi NY ale nie wiem czy to skoncze. A co do charakteru... Przez cały doktorat Brenn była (i nadal jest) dla niej wzorem i przez czas nauki trochę jej zasad przyswoila...
Dziś postaram się dać part 3 już z Bones.
Aha... :P Wiesz trzeba brać przykład ze swojej idolki... he he... :P Choć i tak nie będzie się nią ale chociaż troszkę można ją przypominać... ;) :P:P
Ok... Nio to się postaraj :P:P:P
Pozdrawiam :)
Oto kolejna cześć. Mam nadzieje że moje opko choć trochę się podoba.
Rozdział 3 "Moje wakacje"
Własnie zakończyliśmy bardzo trudne śledztwo. Zwłoki przykryte liśćmi okazały się częścią grubszej afery. Nie przypadło mi do gustu to miejsce, wiec zakończyłam okres próbny nie przyjmując posady. Teraz jedna był czas na wolne. A jakie są najlepsze wakacje? 2 tygodnie spędzone z przyjaciółka nad szczatkami z wojny secesyjnej!!!!! Zadzwoniłam do Cam a ona pozwoliła mi przyjechać.
*** Instytut Jefersona***
- Hej!!! Wielki powrót najladniejszej i najinteligentniejszej agentki FBI!!!!- mój krzyk wypełnił platformę, gdy o 7.30 przekroczyłam progi instytutu. Nie spodziewałam się zastać nikogo oprócz...
- Cześć B!- odparła Bren, wyprostowała się znad kości i mnie przytuliła. Często zezulce i Booth mówili do mnie po prostu B.
- Oooo... Witaj Mała B!!!- usłyszałam głos Hodginsa, który jak widać też zjawił się wcześnie.
- Cześć! Jak tam Twoje robaczki? Słyszłam że czekasz na przepoczwarzenie się jakiś rzadkich gatunków. Jakim cudem zostawiłeś je same choć na minutę!?
Zaśmiałam się. W ich obecności czułam się tak swobodnie. Po chwili rozmowy na platformę wszedł Booth. Normalne, pewnie przyjechał do Bren, żeby się dowiedzieć czy są postępy w śledztwie lub po prostu chciał ją odwiedzić. Ta chemia miedzy nimi była wyczuwalna na kilometr. Co ja gadam na co najmniej 2000 km.
- O, hej Młoda B!! Jak tam Miasto Aniołów? -spytał
- Hej Booth!- podeszłam i się przytuliłam- Udało mi się obrazić cały zespół Eppsa, a jego samego już w pierwszych 10 min pobytu chyba ze 100 razy. Patolog tak się załamał że wychodził z kostnicy gdy wchodziłam tam ja!!!
Ta opowieść wywołała wybuch śmiechu.
-Co was tak śmieszy?- usłyszałam głos Angeli. Widać mają śledztwo że wszyscy już są. -Swety!!!! Wrocilas!!!!
- Tak Ange ale trochę lżej bo lubię oddychać. To całkiem przydatna czynność życiowa. - wydusiłam z siebie duszona przez rozradowaną artystkę.
-sorry. -odparła
- A wiecie że jeszcze nie ma stada szarańczy!- dodał Hodgins
- Kogo?- to ja byłam trochę skołowana bo reszta wiedziała o co chodzi.
- Każdemu z zezulcow przydzielili asystenta. - wytłumaczył Booth.
- Aaa..
- Dobra chodź. Mam nadzieje że nam pomożesz.- rzuciła jeszcze Bren- Wendel nie jest głupi ale do Ciebie mu daleko.
- Łał!!! Bren użyła związku frazeologicznego. Świat zmierza ku zagładzie!!- zarzartowalam jeszcze.
Wszyscy wyszlismy z gabinetu Bren i udali się na platformę.
- Cześć Cam!- rzuciłam jeszcze do przechodzacej szefowej
- Miło Cię znowu widzieć dr.Poigancy. - odparła. W przeciwieństwie do raszty zespołu łączyły mnie z nią czysto zawodowe stosunki. Podeszłam do stołu na którym leżał trup. Obok stał ,muszę przyznać, całkiem przystojny blondyn. Chwyciłam czaszkę i obejrzałam ze wszystkich stron
- Nie dotykaj. Tam mogą być dowody. -odezwał się trochę zdenerwowany najparawdopodobniej asystent.
- Spokojnie. Wiem że blondyni tak mają ale spokojnie. -odezwałam się. Bren na razie nie przeszkadzała.
- Ale ty też jesteś blondynką!!!- odparł trochę zły. Tak działam na ludzi.
- Ale ja jestem blondynką z wyglądu a ty z charakteru.
- Wiesz Wen, scięła Cię.- zaśmiał się Booth
- No ba, ma się ten talent!- odparłam z uśmiechem.
- No.. ale innych talentów to ci poskąpiło!!- zripostował blondyn
Pokazałam mu całą długość języka.
- Dobra, Wendell, Młoda B zabieramy się do pracy. -odezwała się Brennan
- A co ona tu robi?- spytał oburzony starzysta
- Dr. Bray, ona, jak ją nazwałeś, była moją najlepszą doktorantką...- zaczęła zdenerwowana Bren
- Dr. Briget Poigancy. -przedstawiłam się żeby uchronić go przed opieprzem. Nawet on na to nie zasłużył. Nawet... nie on nie był nawet...Definitywnie wzbudził moją sympatię i... był słodki. Słodki i bardzo HOT!!! Popatrzył na mnie z mieszanką podziwu, onieśmielenia i dziękczynienia. Widać wiedział jak to się mogło skończyć.
- No to w takim razie bierzmy się do pracy. -powiedziałam kończąc nieprzyjemną ciszę. Wszyscy wrócili do swoich zajęć. Pracowaliśmy cały dzień nad szczatkami z Limbo, ponieważ chwilę pózniej Hodgins okrzyknął się "King of the Lab" znajdujące czasteczki dzięki którym Booth od razu zamknął winnego i sprawa została zamknięta.
Mnie się podoba Twoje opowiadanko ;) Przecież jakby było inaczej to bym je nie czytała.. :P Heh... nie no ta agentka pojechała na wakacje do Instytutu w DC dosłownie jak Bones kiedy pojechała w I sezonie identyfikować ofiary huraganu... xD... heh...
Super bardzo humorzasta część... :) A lubię takie bardzo, bo poprawiają mi humor i to jeszcze w stylu "Bones" hmmm... super...
Czekam na kolejną część no i życzę powodzenia w pisaniu ;)
Dziekuje. Własnie tworze 10 i mam nadzieje ze o będzie pierwsze opko które ma ponad 4 Party i które skończę. Zyczcie powodzenia.
Ok, no to ruszamy z częścią 4. Jest tak... A z reszta sami zobaczycie. Dziękuje za miłe komentarze.
Rozdział 4"A w łep chcesz, agenciku?"
***w tym samym czasie, FBI***
Agent specjalny Tomson pewnym krokiem wszedł do gabinetu zastępcy szefa FBI- Edwarda Cullena. Przywitał się z obecną tam dr. Saroyan i samym szefem. Po dłuższej chwili otworzyły się drzwi, porzegnał się i wyszedł. Chwile rozmawiał z innym agentem i odszedł w stronę swojego gabinetu. Wtedy do tego agenta podszedł Booth.
- O co chodziło?- spytał, bo choć uważał (zresztą słusznie) Chrisa Tomsona za durnia to w FBI opłacało się być dobrze poinformowanym.
- Ma mu być przydzielony antropolog. Chcą stworzyć 2 taką parę jak ty i dr. Brennan. -padła odpowiedź. Agent chciał odejść ale kolega go jeszcze zatrzymał
- Wiesz jak się nazywa?- spytał bo miał pewne podejżenia.
- Nie wiem. Wiem że jest tu od niedawna. Jakoś na P.
- Dzięki.
***
Tą historię usłyszałam od Bootha, który wkroczył do instytutu żeby wziąć Brenn na przesłuchanie winnego. Od razu domyślilam się że chodzi o mnie, ale na razie mnie to wisiało, bo kończyłam pracę i miałam jeszcze iść na zajęcia Aikido, na które uczęszczałam od 8 lat, czyli od kiedy skończyłam studia, a miało to miejsce w wieku lat 19. Wzięłam rzecz, pożegnałam się z Wendellem, poradziłam mu nie denerwować Brenn i wyszłam. Wsiadłam do mojego Priusa i po chwili byłam pod salą. Dziś był trening z bronią (patrz drewniane kije) więc, wzięłam futerał i weszłam do szatni. Na zaawansowanym treningu byłam najmłodszą, a na dodatek jedyną dziewczyną, jednak wszyscy obecni wiedzieli już że jestem silniejsza i lepsza od większości tu obecnych facetów. Założyłam kimono i hakamę, a następnie wyszłam z szatni w momencie, gdy zaczynał się trening. Rozgrzewka, pady, a następnie techniki z jo. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Zignorowałam i cwiczyłam dalej czekając aż sempai otworzy.
- FBI, agent specjalny Chris Tomson, gdzie jest dr. Poigancy?- spytał i rozejrzał się po sali.
- To ja. -odparłam głosem, który mógł sprowadzić epokę lodowcową i zdjęłam gumkę z włosów.
- Ty? Myślałem, że będzie to ktoś kompetentny, a nie jakaś starzystka.- odparł z drwiną w głosie.
- Koleś, mam w ręku kij, jestem nakręcona i mocno wkurzona. Na twoim miejsu bym nie ryzykowała- powiedziałam wchodząc na mój ulubiony grunt złośliwości, gróźb i sarkazmu.
- ...- powiedział zdziwiony moją smialoscią, ale szybko się otrząsnął- wiesz co......
- Proszę was o nie przeszkadzanie w treningu, mogą panstwo wejść?- spytał grzecznie sempai
- Tak ja się pójdę przebrać. Przez tego jamochłona muszę wyjść wcześniej.
Odsunęłam zasłonę i weszłam do szatni zanim zdąrzył coś powiedzieć. Przebierając się usłyszałam rozmowę.
- Wiesz, ja na twoim miejscu miałbym się na bacznosci. Gdy jeden koleś na zajęciach potraktował ją w ten sposób wylądował w szpitalu, ze strzaskanym nadgarstkim. Nie mógł nim ruszać przez miesiąc i nigdy więcej nie przyszedł- jeśli dobrz mi się wydaje to powiedział to Peter, ooo jak ja go lubię. Zapięłam torbę, na zewnątrz ubrałam buty i nie czekając na agenta wyszłam.
- Te mała!!!zaczekaj!!- zawołał za mną
- Dla Ciebie dr. Poigancy.- syknęłam
- Wiesz, to gdzie jest ten świetny antropolog? Ty jesteś za młoda i za ładna, no i jesteś dziewczyną...A tak wogóle to może potem gdzieś wyjdziemy?
- A w łep chcesz, agenciku?
- No doba, skoro jesteś tylko tyto zbieraj się, może na coś się przydasz!- powiedział i ruszył w dół zamykając temat walenia w łep.
- Na coś się przydam!!! Jestem po godzinach pracy!!!A po 2 przecierz skoro jesteś takim geniuszem po co ci ja?!!!!- oburzyłam się.
- Masz obowiązek wykonywać swoją pracę!!! Zawiozę Cię do labolatorium, przywiozę trupa i zobaczymy czy coś potrafisz.- odparł chyba na poważnie i popełnił błąd życia- złapał mnie za nadgarstek. Dwa ruchy i usłyszałam dźwięk łamanej kości. Ach, to mód na moje uszy!!!
- No to pa!!!- powiedziałam z uśmiechem i zaczęłam schodzić
- Ałłaaaa!!!!!- wrzasnął- Nie zostawisz mnie tak!!!! Jak mam pojechać do szpitala!!!
- A gówno mnie to obchodzi!!!- odparłam
Wygrażał się jeszcze ale go zignorowałam i wyszłam.
Uzylam pojęć z aikido. Starałam się tłumaczyć w tekście ale jakby co pytajcie.
Wow... "mała Bones" coraz bardziej mi się podoba to opowiadanko.. ;) heh... z jajem jest... xD he he... I wiesz "prawie" jakbym widziała początki B&B :P:P :) Super część jak każda i czekam na następną ;)
A ja mam właśnie pytanie odnośnie Aikido... Ty też trenujesz ? Kimono wiem co to jest, a hakama ?? heh.. tego nie wiem.. :P A sempai to coś w rodzaju trenera ?? Czekam na odpowiedź :P:P ;)
Pozdrawiam :)
Tak, teraz zaczyna się 6 rok mojego Aikido. Sempai to instruktor bez czarnego pasa, a sesei z nim. Co to hakamy. Stopnie w aikido to 10-1 kiu i 1-10 dan. Np. Ja mam 7 kiu czyli 4 stopień. Hakama to takie rozszerzane spodnie które się nosi od 2 kiu. Czarny pas jest od 1 dana. Mam nadzieje że wytłumaczyłam w miarę jasno. Aaaa i na każdy stopień jest egzamin z technik. Od 6 kiu są treningi z bronią.(kije).
Ps. Nazwy pisane tak jak się czyta.
I kolejna część, jakby powiedziała Briget, "Jestem... To znaczy bywam
miła" sorry za literowki ale nie mam siły tego sprawdzać.
Rozdział 5 "Jak dałam się zwieść rutynie."
Następnego dnia przekroczyłam drzwi instytutu razem z Brenn w okularach przeciwslonecznych i z wielkim kacem. Tem babski wieczór był złym pomysłem. Dobrze że Ange nie mogła przyjść, bo była zajęta wiadomymi rzeczami z Hoginsem, bo jeszcze by nas wyciągnęła do klubu. Obie automatycznie wyciągnełyśmy ręce po kawę, którą wręczył nam Wendell (wspominalam już że jest słodki?) i po aspirynę, którą wręczył nam przezorna Angela. Równocześnie udałyśmu się do gabinetu Brenn i padłyśmy, poprawka spróbowałyśmy paść na kanapę..
- Aaaaa- ktoś krzyknął
- Booth!!!- stwierdziłyśmy głośno czego od razu pożałowałyśmy. Agent chciał coś powiedzieć ale widząc naszą minę zaczął się śmiać.
- Babski wieczór?- spytał z rozbawieniem co spotkało się z naszymi kiwnieciami. Agent popatrzył na nasze wykrzywione bólem twarze i aspiryny. Pokiwał głową z politowaniem.
- Zaczekajcie tu chwilę. -powiedział jeszcze wychodząc
Po chwili wrócił ze spritem i sokiem pomidorowym, czyli (przynajmniej wg.niego) genialnym lekarstwem na kaca. Na prawdę zadziałało, choć było obrzydliwe. Zostawiłam B&B żywo dyskutujacych i weszłam na platformę. Pochyliłam się nad szczątkami z Limbo, które przygotował na stole autopsyjnym Asystent Śliczne Oczy (patrz Wendell). Od razu zganiłam się w duchu.
~ Brig, przecierz nie jesteś jakaś napaloną dziwką!!!!- pomyślałam- Jednak sądząc po mojej reakcji na niego to chyba jestem, ale co mi tam!!!
Moje jakże wyrafinowane rozmyślania przerwał przeciagly pisk alarmu. Jakiś debil/debilka chciał/a wejść na platformę bez przeciągniecia karty przez czytnik. Obruciłam się i zobaczyłam rudą dziewczynę z tipsami i toną make-upu. No comments. Podeszłam i urzyłam karty do spacyfikowania dźwięku czego prawie od razu pożałowałam.
- To jest labolatorium medycyny sądowej?- spytała głupio
- Nie to salon manicure, a on- wsazalam na trupa- jest tu z wizytą.
Usłyszałam jak z moimi plecami Asystent Boski (znowu Wendell) próbuje powstrzymać wybuch śmiechu. Gdy idiotka go zauważyła ewidentnie zaczęła rozbierac go wzrokiem. Niech się nie zbliża, bo on jest MÓJ, albo jej zdolność motoryczne mogą się zmniejszyć. Po chwili jednak poczułam przypływ ogromnej satysfakcji, ponieważ dziewczyna zrozumiawszt przynajmniej cześć mojej popredniej wypowiedzi popetrzyla ma stół i zobaczywszy kości pokryte jeszcze nie zidentyfikowanym szlamem zzieleniala.
- Gdzie...?- wydusiła z siebie
- Bar? Po drugiej stronie ulicy. -potrafię być wredna
Pokreciła głową.
- Nie..- zdziwiłam się -to nie o to ci szło?
- Dwa korytarze stąd. -wtracił Wendell- Bo pewnie chodziło ci o dział Sztuki Starozytnej Grecji.
Popatrzyłam na nas jeszcze zieleńsza.
- Pod platformą 1 drzwi na lewo jest WC. -powiedziała zza nas Angela. Ruda od razu tam pobiegła. - Briget dlaczego jesteś taka złośliwa?
- Bo to pomaga kontaktą międzyludzkim...- zauważyłam ale widząc zdziwione spojrzenia poprawiłam się- No dobra pomaga mojej psychice.
- Ale teraz chyba trochę przegieliście.- zganiła nas artstka.
To stwierdzenie spotkało się z moim uśmiechem i przepraszającym spojżeniem Wendella.
- Spoko Wenn. Ja miałam początek Z jeszcze lepszym występem niż teraz. Odpyskowałam Brenn. -pocieszyłam go.
- Jak to?- był zdziwiony
- Mam ostry język, którego nie umiem trzymać za zębami.
- I co?
- Zyskała dzięki temu szacunek Brenn, wg. Niej wysunęła racjonalne argumenty, i ksywkę Młoda B!!- zaśmiała się zza naszych pleców Angela.
Okazało się że ruda jest nową anystentką Ange, wiec gdy wrociła po seansie nad muszlą ta wzięła ją do siebie (nie musiałam jej wiecej oglądać) a myśmy badali szczątki. Nasza współpraca szła bardzo dobrze.
- Brig... Może pójdziemy razem na lunch?- spytał nieśmiało Asystent Super Sexy ok 13
- Chętnie.- odparłam spokojnie ale w środku wszystko skakało z radości. Ruszylismy w stronę zejścia z platformy, a on splótł swoje palce z moimi zyskawszy pełną aprobatę. Zostawiliśmy fartuchy i nadal trzymając się za ręce ruszylismy w stronę wyjścia. W tym momencie wpadła na platformę Brenn, a my szybko puściliśmy swoje dłonie.
- Co się stało?- spytałam zatrzymując przyjaciółkę.
- Booth ma omamy. -stwierdziła, ale widać było że jest przerażona.- Jedziemy do szpitala.
- Pójdź po niego.- odparłam
Po chwili w gabinecie antropolog siedziałam ja, Booth, Bernn i Wenn. Jestem po 3 latach medycyny, więc co nie co potrafię. Umieścił po jednym palcu z każdej strony głowy Bootha i zaczęłam przesuwać do przodu żeby zbadać pole widzenia.
- Widzę je. -powiedział Booth gdy palce były już prawie przed nim. To oznaczało tylko jedno.
- Guz. -poinformowałam cicho zebranych.
bardzo mi się podoba.; ) kilka drobnych błędów ortograficznych, ale kto ich nie robi? : P Ja chciałam zabrać się do pisania, ale jestem padnięta... ; > Pozdrawiam.
Zapraszam do czytania http://www.filmweb.pl/serial/Kości-2005-233995/discussion/Moje+opowiadanie+%2C+D ana+%2C+Booth+i+Brennan...,1459230 . EmilaKawa świetne! Aż chce sie czytać... kiedy następna ? Booth to zawsze u wszystkich obrywa xD Pozdrawiam ; **
Kolejny part ale muszę poinformować że teraz bedą rzadziej, co najmniej jeden na tydzień bo moja "kochana" rodzicelka stwierdziła że za dużo siedzę przed kompem... Pffff
Rodział 6 "Starzy znajomi"
Czasem jedno słowo wystarczy by zmienić postać rzeczy. Wystarczy powiedzieć głośno coś czegoś wyszyscy się obawiali, by wywołać szok. Tak było z tym słowem które brzmiało jak wyrok. Guz... Po nim wszyscy zamarli.
- Jesteś pewna?- pierwsza odezwała się Brenn
- Oczywiscie trzeba zrobić CT, ale na 99% niestety tak. -odpowiedziałam. Przekazywanie złych wieści było jednym z powodów dlaczego zrezygnowałam z medycyny.
- No to jedziemy do szpitala. - stwierdziła moja przyjaciółka
- Nie!!!-sprzeciwiłam się -Brenn rusz niebo i ziemię i załatw 4 bilety do Seetle, tam pracuje najlepszy neurochirurg w kraju.
Chciała o coś zapytać ale odeszłam i wyjełam telefon. Otworzyłam listę kontaktów wybrałam Derek Shepard.
- Nie ma takiego numeru.- poinformowała mnie dyspozytorka
- Shit!!!- krzyknęłam, ale zaraz się opanowałam. Jeszcze raz otworzyłam kontakty, wybrałam Meredith Grey i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Odbierz ten chlerny telefon...
- Halo?- usłyszałam po drugiej stronie lini charakterystyczny głos Mer.
- Hej Mer!!!- przywitałam się. Miała być radosnie ale chyba nie wyszło bo od razu spytała co się stało. Powiedziała pomijając naszą tradycyjną kilku minutową gadkę o niczym i przeszlam do rzeczy.
- Muszę się skontaktować z twoim mężem.
- Jak to nie masz jego numeru?
- Zawsze kontaktowalismy się e-mailem, a teraz to pilne.
- Już go dam do telefonu, bo stoi obok.
- Cześć Briget!- usłyszałam głos lekarza- Jakiś bardzo ważny trup że zamiast pisać zadzwoniłaś?
- Hej Derek.- odpowedzialam- Nie to teraz chodzi o żywych.
Po czym zreferowałam mu przypadek tak jak to się robi na obchodach i dodałam moje przypuszczenia.
- I mam to zrobić pro bono?- zapytał
- Nie, oczywiście że nie. Zapłacę. To jak, znajdziesz czas?- powidzialam proszącym głosem
- Oczywiscie, a kiedy?
- Przylecimy jak najszybciej. Puszczę jeszcze SMS do Mer o której dokładnie. Wielkie dzięki. Pa. Na prawdę dzięki.
- Cześć.
I się rozłączyliśmy. Podeszła do mnie Brenn.
- Lot mamy o 23.00. Dolatujemy o 24.30. -poinformowała co od razu napisałam Mer przy okazji pytając czy skoro ona i Derek mają dom w lesie to czy możemy zatrzymać się w jej starym mieszkaniu. Odpowiedz była twierdząca. Dzięki Bogu. Mamy gdzie mieszkać. Poinformowałam wszystkich co jak i dlaczego, a następnie razem z Brenn załatwiłyśmy u Cam urlopy. Niestety Hodgins i Ange musieli zostać bo musieli zostać z nowymi asystentami. Szkoda.
- Chodź Wenn, zawiozę Cię. -Stwierdziłam przechodząc obok blondyna
- Ale nie, nie trzeba...
- To nie była propozycja. Musisz się jeszcze spakować a jest 19. Na lotnisku trzeba być 2 godziny przed.
- Dzięki. -tylko tyle zdążył powiedzieć bo pociagnelam go w stronę auta.
- Widziałaś filmową adaptację książki dr. Brennan? Ja nie zdążyłem do kina i muszę do września czekać na DVD, a wg.opini aktorka grająca Kathy była na prawdę świetna.- powiedział w trakcie jazdy, gdy rozmawialiśmy w najlepsze. Uśmiechnęłam się w duchu. Nie wiedział że to ja grałam Kathy. Tak przerwa i w kręgu moich umiejętności bo grałam antropolog.
- Widziałam. Wszystki 4 części.
- A ja jeszcze ani jednej. -odparł i zmienił temat- Jak myślisz co będzie z Boothem?
- Nie wiem. Wszystko zależy od guza, ale Shepard jest najlepszy z najlepszych. Sama bym mu się oddała pod skalpel.
- A skąd znałaś to badanie?
- Byłam na 3 latach medycyny w tym praktykach, po nich zrezygnowałam.
- A dlaczego..- chciał jeszcze zapytać ale ja nie chciałam odpowiadać
- O już jesteśmy. -stwierdziłam i wysadzilam go pod akademikiem- Przyjadę o 20.45. Nie dyskutuj. I tak to zrobię. Pa!
Podjechałam pod moje mieszkanie i weszłam na górę. Wyjełam torbę i wrzuciłam trochę najpotrzebniejszych rzeczy. Umyłam się. Zawsze to robię przed nocnym lotem, wypiłam kawę i popatrzyłam na zegarek. O cholera już 20.15 trzeba jechać. Wzięłam rzeczy i wyszłam.
Wysiadłam pod akademikiem i się rozejrzałam. Wiedziałam tylko w którym budynku mieszka. Reszty trzeba było się dowiedzieć.
no no no ... na poziomie ; ]] Fajne... Mam nadzieje że Booth nie umrze ; ]] xD Bardzo mi się podobało i jakie emocje u lalla ;]]] Pozdrawiam ; ]]
Dalam komenta do twojego. Fajnie piszesz. Może kiedyś napiszemy coś razem? Jak chcesz daj mail.
dzięki i nawzajem ; ]] ale to jest w sumie moje 2 opowiadanie ; ]] hehe zobaczymy co życie pokaże ;]] może kiedyś . Niestety ja nie mam maila ponieważ ten na film web zapomniałam hasła a jakoś nie mam czasu założyć następnego ; ]] za dużo nauki , chodzę do takiej szkoły gdze co chwile są sprawdziany a z matmy po 6-10 zadań nam zadaje ... ; ]]
ja jestem w 3 gimnzajum ; ]] i mam okropnych nauczycieli i po 11 osób w klasie ; // w dziennikach nie ma już miejsc na pały xD
Maila załóż. Ja jeszcze do tego jestem w prywatnej. Najgorzej jest na historii. A ten sam pan uczy wosu wiec super....o matmie szkoda słów.
heeej ; ) bardzo fajna część. ; P widzę, połączenie kilu seriali. ;DD Ja właśnie piszę coś nowego, jak skończę to może dodam. ; P POzdrawiam.
Witam. Oto przed Wami moje nowe opko, skończone na szczęscie. Może się spodoba. Takie troche inne, ale...
Profumo di mamma
Skończyłaś właśnie najnowszą książkę, której premiera tuż tuż. Od kilkudziesięciu lat jesteś czołową pisarką. To nie tylko praca ale i hobby. Twoje książki rozchodzą się jak świeże bułeczki. Jesteś najlepsza w tym co robisz, nie masz sobie równych. Zamiłowanie do pracy to twój sukces w życiu, dzięki sobie, ciężkiej pracy, wielu wyrzeczeniom masz to, co cie otacza. Od zawsze kochałaś swoją kości, poświęcałaś im tak dużo czasu, co zawsze wytykał ci twój partner, który nie był złośliwy, nie chciał cię w żaden sposób skrzywdzić, czy obrazić, ale najnormalniej w świecie martwił się o ciebie, choć początkowo to cię strasznie drażniło, to z czasem przywykłaś a nawet polubiłaś tą jego troskę, czułaś się potrzebna i lubiana od dłuższego czasu ktoś się tobą interesował i nie chodziło mu o nic, tylko o twoje szczęście, i jego intencje były szczere, jak nikogo innego.
Teraz na szczęście znalazłaś chwilę czasu dla siebie. Siedzisz wygodnie w bujanym fotelu, w swoim domu, gdzie znalazłaś wszystko o czym kiedykolwiek tylko marzyłaś, co kiedyś tak brutalnie ci odebrano. Uśmiechasz się pod nosem, popijasz czerwone wino zalecane przez twojego kardiologa, i tak bardzo lubiane przez ciebie i niego. To przy nim się pierwszy raz pocałowaliście i to jest wasz „symbol” miłości. Już nie cierpisz tak jak kiedyś. Jednak los bywa łasawy. Ten sam, który tak bardzo cię doświadczył, postanowił ci wszystko wynagrodzić i nie raz, tylko kilka. I ty jesteś mu za to wdzięczna, choć nie zawsze zgadzałaś się z nim, ale nie miałaś jak się sprzeciwić, choć to tak bardzo bolało. Szczególnie wtedy. Na samo wspomnienie łza spływa ci po policzku…
Wspominasz swoje życie, które dobiega już wprawdzie końca, twarz pokrytą masz licznymi zmarszczkami, włosy przyprószone siwizną, a jednak jesteś zadowolona z tego, co w nim osiągnęłaś i jak je przeżyłaś, prawda?
Byłaś wyczekiwanym dzieckiem. Pomimo wielu trudności, wielu próbach zajścia w ciążę twojej mamy udało się i na świecie pojawiła się mała, śliczna dziewczynka o błękitnych jak morze oczach, w których widać było radość, chęć życia, ale także tęsknotę i smutek. Przyszłaś na świat w niedużej rodzinie, jednak byłaś kochana, traktowana jak prawdziwa księżniczka. Z mamą łączyła cię głęboka więź, choć z tatą pomimo kilku nieporozumień porozumiewałaś się. Twoi rodzice nie byli święci, mieli za sobą przeszłość, ale ukrywali to przed tobą, dla twojego dobra. Miałaś wszystko, ale pewnego dnia twój świat rozpadł się jak domek z kart, a serce zamieniło się w lód, którego nikt nie był w stanie skruszyć. Trudne początki w domu dziecka, w rodzinach zastępczych zmieniły cię jeszcze bardziej niż utrata rodziny. Stałaś się oschła, wybudowałaś wokół siebie mur, który miał cię chronić, by już nikt się do ciebie nie zbliżył, by cię nie zranił. Ciało zamknęłaś w kokon, który był taką zasłoną. Każdego dnia zakładałaś maskę obojętności, nie pokazywałaś po sobie słabości, byłaś twarda, mocno stąpałaś po ziemi. Pomimo przeciwności losu, dostałaś się na ukochaną antropologię, którą ukończyłaś z wyróżnieniem. Byłaś z siebie dumna. Raz w życiu coś ci się udało. Myślałaś, że na tym kończy się twoje szczęście. Ale na drodze spotkałaś dr Goodma, którego zachwyciła nie twoja uroda, której ci nie brakuje, ale ogromna wiedza, chęć do pracy i zaangażowanie w nią. I tak dzięki niemu pojawiłaś się w Instytucie Jeffersona, który samym swym wystrojem mógł przestraszyć niejedną osobę. Jednak nie ciebie, bywałaś w gorszych miejscach, widywałaś złych ludzi, dla których byłaś tylko zabawką. Teraz otworzyły się przed tobą drzwi, które dumnie przekroczyłaś z podniesioną głową. Nie spodziewałaś się, że wtedy podjęłaś życiową decyzję, pomimo wielu niepewności zaryzykowałaś i to był dla ciebie jak wygrany los w lotto. Twoje życie wreszcie nabrało barw. W tym szarym budynku odnalazłaś wszystko. Teraz wracasz pamięcią do tamtych chwil…
cudowne! więcej nic nie powiem. ; > bardzo mi się podoba, czekam na więcej. : )
BArdzo fajne. Czy nie ukazało się już na serialkosci.pl? Jak tak to znam całość i muszę przyznać ze jest sliczne.
Tak, dziekuje za miłe słowa. Oto 2 cdk :)
Ze wzruszeniem przypominasz sobie kiedy spotkałaś ich początkowo tylko współpracowników, a potem najlepszych przyjaciół, na śmierć i życie, którzy nigdy nie zawiedli, i pomogli, nawet wtedy kiedy uważałaś, że nie było wyjścia z trudnej sytuacji. Oni zawsze je znaleźli.
Wspominasz Angelę Montenegro, najlepszą przyjaciółkę, o której nawet nie marzyłaś, która była pierwszą osobą, która się do ciebie zbliżyła, Jacka Hodginsa i Zacha Addy’iego, którzy swoimi pomysłami i eksperymentami rozśmieszali cię za każdym razem, jednak nie mogłaś im tego pokazać. Raz, że grałaś inną osobę, niż byłaś. Dwa to by ich zniechęciło, zasmuciło, a tego nie chciałaś, bo w głębi serca byli ci bliscy.
Cam Saroyan, za którą nie przepadałaś zbytnio, ale nie dlatego, że była zła, choć wasze pierwsze spotkanie i jej wywyższanie się wkurzyło cię, to jednak nie to zaważyło, że nie dałaś jej początkowo szansy. Wiadomość, że ona i on, twój partner, przyjaciel byli razem sowodowała, ze byłaś dla niej oschła. Zazdrość uczucie, o które nigdy byś się nie podejrzewała dopadło i ciebie. Ale z czasem zaprzyjaźniłyście się. Pamiętasz kiedy to na lotnisku powiedziała, ze cieszy się, ze dla ciebie pracuje, choć to ty byłaś jej podwładną? Pamiętasz, bo takich rzeczy się nie zapomina.
Popijasz kolejne łyki wina. Sięgasz pamięcią do pierwszych dni w Instytucie…
Początki pracy były trudne i nie chodziło tu o badanie kości, bo w tym nie miałaś sobie równych i nadal nie masz, choć twoja córka Joy i Parker doskonale sobie radzą w tym zawodzie, to jednak to ty jesteś tą słynną antropolog dr Temperance Brennan Booth. Wiele osób podaję ciebie jako przykład i to jest miłe. Po tylu latach nadal o tobie pamiętają. Serce raduje się.
Antropologia, nie była nigdy dla ciebie problemem. Miałaś jedną wadę, jeżeli można o tym mówić w takim znaczeniu tego słowa. Nie potrafiłaś się odnaleźć wśród ludzi. Smutne, że trudno było ci przebywać wśród tych, którzy byli mili dla ciebie, a także pomagali i chętnie przebywali w twoim towarzystwie, pomimo iż byłaś inna, bardzo cicha, zamknięta w sobie, zapatrzona w jeden punkt, mianowicie kości leżące na stole. Jednak w głębi cieszyłaś się, że masz kogoś bliskiego choć nie chciałaś się przyznać do tego.
I tak z każdym dniem w pracy zmieniałaś się powoli. Skorupa kokonu powoli zaczynała pękać, coraz bardziej otwierałaś się na współpracowników, maska niestety nadal pozostała. Ze strachu. Potzreba było czasu, by dotarło do ciebie, ze oni nie są tacy źli, ze nie maja nic wspólnego z tymi ludźmi, którzy w życiu cię skrzywdzili.
Przełomem było pojawienie się pewnej artystki, która od samego początku zobaczyła w tobie tą inną Brennan. Już pierwszego dnia zrobiła ci „rekonstrukcje czaszki”, i odkryła kto tak naprawdę się kryję pod tą maską, którą zakładałaś każdego ranka. Zobaczyła w tobie miłą, pomimo oschłej postawy, która wielu myliła, ale bardzo smutną osobę. Ze smutkiem patrzyła każdego dnia na ciebie. Ty nie zwracałaś na nią najmniejszej nawet uwagi.
Może to prawda, że przeciwieństwa się przyciągają? Ona żywiołowa radosna osoba, pełna wigoru, ciesząca się życiem, dniem dzisiejszym, korzystająca z życia jak nikt inny polubiła smutną zamknięta osobę, która potrzebowała pomocy. Potrzebowała kogoś, by nie umrzeć w samotności. Wiedziała, że zbliżenie się do ciebie nie będzie łatwe, ale postanowiła zaryzykować. Nie byłaby sobą, gdyby nie zaczęła wymyślać w głowie planu, by odkryć co cie tak martwi. W głowie miała już opracowany scenariusz i postanowiła go doprowadzić do końca i zakończyć sukcesem. To było jej priorytetem pod hasłem : Już ja się dowiem złociutka co cie gryzie, inaczej nie nazywam się Angela Montenegro”. Czułaś się nieswojo kiedy przyglądała ci się ukradkiem, ale powoli przyzwyczajałaś się do tego. Nie miałaś jej tego za złe, czułaś coś niezidentyfikowanego. I tak małymi kroczkami artystce udało się zbliżyć do ciebie. Pamiętasz jak mówiłaś po roku znajomości z Angelą, że ty dogadujesz się tylko z umarłymi, a żywi są dla ciebie obojętni, nie masz z nimi żadnych wspólnych zainteresowań i dlatego to na początku miałaś ogromne problemy z aklimatyzacją. Ona jak zawsze znalazła wytłumaczenie. To nie twoja wina, lecz przeżycia z dzieciństwa zmieniły ciebie i ty w to zaczynałaś wierzyć. Z każdym dniem wasza przyjaźń była głębsza. Wspierałyście się, polegałyście na sobie. Odnalazłaś w niej bratnią duszę, a nawet siostrę, której nigdy nie miałaś.
Myślałaś, że tylko tyle dobrego cię spotka w życiu. Kolejny raz myliłaś się. Los postawił na twojej drodze jego…
Pamiętasz wasze pierwsze spotkanie, wtedy na sali Uniwersytetu, gdzie prowadziłaś wykład dla studentów antropologii. Pamiętasz wszystko dokładnie, każde słowo, gest, jakby to miało miejsce wczoraj. Takich rzeczy się nie zapomina, nawet kiedy mijają lata, zapadają w sercu do końca życia, nawet jeżeli uważałaś wtedy, że jest ono tylko mięśniem, niczym więcej.
Od samego początku miedzy wami zrodziło się uczucie, taka miłość od pierwszego wejrzenia, choć żadne z was w nią nie wierzyło. Kilka minut w swoim towarzystwie i poczuliście to ukłucie w sercu, a ty motyle w brzuchu, które były miłe. Uczucie było piękne i czyste jak łza, choć oboje próbowaliście je stłumić w sobie. Wiele osób mogło go wam pozazdrościć. Ale wy nie potrafiliście nic z tym zrobić. Wspominasz jego słowa, kiedy mówił, że chętnie by się z tobą umówił, ale zasady FBI mu tego zabraniają. Pamiętasz, bo to było miłe choć, byłaś zła, że nie wolno wam, że to zakazane. Znów coś decydowało za ciebie, odbierało szansę na szczęście, którego wgłębi serca tak bardzo pragnęłaś.
I tak było. Los znów z ciebie drwił, bawił się tobą i nim jednocześnie. Ale to dzięki wam, waszej biernej postawie mu się udało. Powoli oddalaliście się od siebie. Zwykła kłótnia, niby nic wielkiego, a miało takie ogromne skutki, rozstanie na rok. Myślałaś, że już nigdy nie spotkasz tego zadufanego w sobie bufona, który tak bardzo zapadł ci w pamięć. Smak jego ust towarzyszył ci przez długi czas. Zasypiałaś i budziłaś się zmyślą o nim, choć to było tak nie podobne do ciebie, tej Brennan, która grałaś, oschłą, wyobcowaną. Tęskniłaś, choć nie chciałaś się przyznać. On także. Czas płynął wolno. Próbowaliście się skupić na pracy, ale to było trudne. Wspomnienia spędzonych wspólnie chwil, te same miejsca, przedmioty, nie było łatwo, prawda? Jakaś siła ciągnęła was do siebie, a los był tym razem pomocny. Znów wasze drogi się splotły, choć nie byliście tacy sami, to jednak chemia była nadal silna. Pierwsze spotkanie po roku nie było łatwe. Doszliście do porozumienia rozumiejąc, że tylko razem jesteście silni, razem wygracie. W jedności siła, czyż nie? Małymi kroczkami znów się do siebie zbliżaliście. Poznawaliście od nowa, na nowo przyzwyczajaliście do siebie. Wasza współpraca układała się dobrze, dogadywaliście się, wszelkie spory poszły w niepamięć. Poznawaliście swoje życie, problemy jemu towarzyszące, wspieraliście się w każdej sytuacji, byliście dla siebie. Tak, blisko, a jednak tak daleko. Lata współpracy były dla was nauką, przysłowiową lekcją życia. Czego? Bycia z kimś, dla kogoś, choć nie byliście parą, to między wami była silna więź. I to się dla was wtedy liczyło. Mieliście przelotne romanse, związki, które miały wam udowodnić , że potraficie być z kimś innym. Szukaliście substytutu, jednak nadaremnie. Nikt nie był w stanie zastąpić tej drugiej połówki dynamicznego duo. Uzupełnialiście się, jak nikt inny. Ty idąca za rozumem, on kierujący się sercem. I znów potwierdza się, ze przeciwieństwa się przyciągają. Pewnego dnia coś w was pękło. On hazardzista postanowił zaryzykować, wyznał ci co czuje. I wtedy strach dał o sobie znać. Strach był silniejszy od uczucia. Wygrał nad nim, prawda? Odrzuciłaś go, choć bolało strasznie. Serce rozpadało się na milion kawałeczków kiedy wymawiałaś każde słowo tamtej nocy po spotkaniu u Sweetsa. Wtedy wszystko się zmieniło. Staliście patrząc sobie głęboko w oczy, z których spływały gorzkie łzy. On przestał walczyć, poddał się tuż po tobie. Znów zaprzepaściliście szanse na szczęście. Znów zwyciężył strach, choć on ma tylko wielkie oczy. Historia lubi się powtarzać, prawda? Nie umieliście uczyć się na własnych błędach. Kilka tygodni później znów rozstaliście się na rok, jak wtedy. Wtedy znów twój świat się zawalił, choć nie dałaś tego po sobie poznać. Kolejny raz opuścił cię ktoś, kogo kochałaś, choć nadal to do ciebie nie docierało. Starałaś się być silna. Wiedziałaś, że tym razem się spotkacie znów. Za rok, przy stoliku z kawą, jak sobie obiecaliście wtedy na lotnisku. Wasze pożegnanie wzruszyło wszystkich, ale brakowało im czegoś. Ale wy znów się baliście wykonać krok. Zwykłe przytulenie mogło zmienić wszystko, ale wy nie zaryzykowaliście, znów się poddaliście.
Dni mijały wolno. Oboje uciekliście, rzuciliście się w wir pracy, by choć na chwilę zapomnieć. Dzień pzred powrotem wspomniałaś jego słowa, kiedy mówił, że wszystko się zmieni po roku. Jakby coś przeczuwał, jakby...
Powrót nie był łatwy. Czemu? Wreszcie po tak długiej rozłące dotarło do ciebie, że go kochasz, przyznałaś się przed sobą, ale było za późno. On wrócił z nią…
aaah. ; ) chcę więcej. ; P daaawaj kolejnego cedeczka.. plissss; P bardzo, bardzo ale to bardzo bardzo mi się podoba. ;*
Proszę (: BTW THX :*
Tak bardzo cieszyłaś się na to spotkanie. Liczyłaś dni do waszego powrotu. Tak bardzo chciałaś powiedzieć mu, co czujesz, że jesteś pewna swoich uczuć, że chcesz zaryzykować, bo warto, a czekała na ciebie przykra niespodzianka. Kolejny raz decyzję podjęłaś nie w czasie. Znów dostałaś porządnego kopa od życia.
W dniu, kiedy znów pojawiłaś się w DC po rocznej nieobecności, płakałaś dwa razy. Raz ze szczęścia, raz ze smutku. Pierwszy raz od kilku lat dosłownie zanosiłaś się płaczem. Łzy ciekły po policzkach, jak krople deszczu za oknem. Nawet pogoda była podobna do ciebie. Sama się sobie dziwiłaś, że tak bardzo przeżyjesz te dwie wiadomości. Radość mieszała się ze smutkiem. Pamiętasz ten moment, kiedy stałaś na lotnisku, czekając na jego przylot. Oczy błyszczały swym blaskiem, na twarzy malował się uśmiech, który po chwili znikł, jakby ktoś wymazał go gumką. W jednym momencie zabrakło ci tchu. Patrzyłaś przed siebie nie dowierzając własnym oczom. Myślałaś, że to ze zmęczenia. Próbowałaś je przetrzeć kilkakrotnie, jednak obraz powracał. Obraz twojego partnera z pracy, przyjaciela i ukochanego, mężczyzny twojego życia. Nie był sam, i to cię zabolało. Wspomniałaś w jednej chwili jego słowa. Wtedy, kiedy mówił, ze musi iść dalej, musi znaleźć kogoś kto będzie go kochał. Do oczu napłynęły łzy. Teraz dotarło do ciebie, że znalazł ją. Piękną blondynka, o twarzy anioła, uśmiechnięta, radosna, całkiem inna niż ty, prawda? Wszystkie twoje marzenia prysnęły jak bańka mydlana, rozpadły się jak domek z kart. Cofnęłaś się, zrobiłaś kilka kroków i znów obejrzałaś się. Czemu? By upewnić się, ze to prawda? Kolejny raz powrócił ten obraz. To było zbyt wiele nawet jak na taką silną osobę jak ty. Uciekłaś z tego miejsca, gdzie wszystko przypominało ci ich. Jechałaś ulicami, a z oczu płynęły łzy. Nie wiedziałaś co ze sobą począć. Chciałaś się wyżalić, jednak nie miałaś komu. Przypadek sprawił, że na ulicy zobaczyła ją. Angela spacerowała pod rękę ze swoim mężem. Od razu na twarzy pojawił się lekki uśmiech. Stanęłaś na poboczu. Nie chciałaś być sama. Twoją uwagę przykuła zaokrąglona sylwetka przyjaciółki. Na twoje oko była w 5 miesiącu ciąży. Cieszyłaś się. Podbiegałaś do niej, by pogratulować. Przywitaniom i miłym słowom nie było końca. Spędziłaś z nimi kilka godzin. Choć na chwilę zapomniałaś o tym, co widziałaś na lotnisku. Jednak kiedy byłaś w domu, wszystko wróciło. Nawet nie pamiętasz kiedy zasnęłaś. Obudziłaś się następnego dnia z okropnym bólem głowy. Chwyciłaś telefon, który wyciszyłaś zaraz po ucieczce z lotniska, by sprawdzić godzinę. Na wyświetlaczu widniało naście nieodebranych połączeń i wiadomości. To był on. Chciał się spotkać, porozmawiać, jednak znów nie było wam dane. Nakryłaś głowę poduszką, próbując zasnąć. Nadaremnie. Budzik, który zawsze o tej samej porze dzwonił przebudził cię. Wstałaś niechętnie. Po pół godzinie byłaś już gotowa do pracy, choć najchętniej zostałabyś w domu, lub spakowała się i wyjechała na wykopaliska do Salwadoru. Znów przez głowę ci przeszła myśl, by uciec od problemu, a nie zmierzyć się z nim. Jednak coś mówiło ci, byś szła. Jakąś siła cie pchała do Instytutu, a może chciałaś go spotkać. Myślałaś, ze przyjedzie, że może jest nowa sprawa, którą razem poprowadzicie, jak za dawnych czasów. Droga dłużyła się nie miłosiernie. Wspominałaś Angele, która promieniała szczęściem. Ciąża dodawała jej uroku. I poczułaś zazdrość. Czemu? Ty też kiedyś miałaś okazję, by mieć dziecko, cząstkę jego. Jednak znów stanęło coś wam na drodze. W momencie zapragnęłaś dziecka, by wypełnić pustkę, by mieć kogoś komu poświęcisz się całkowicie, dzięki komu zapomnisz. Los znów chciał wystawić cię na próbę. W Instytucie pierwszą osobą, jaką spotkałaś był ten, który kiedyś zaproponował ci cząstkę siebie. W głowie zaświtał pomysł i pytanie: Czy powinnam? Odpowiedź nie była łatwa. Ale ty podjęłaś już decyzję. Byłaś gotowa popełnić kolejny błąd, a może najważniejszy w twoim życiu. Zapytałaś bez owijania w bawełnę i odpowiedź była jasna: Tak doktor Brennan. Tylko tyle i wystarczyło…
hola hola! przerwa w takim momencie? ; P czy dobrze rozumiem co się właśnie dzieje? Ten Fisher może zrobi jej dziecko co? :D czy mam już schizy, i za dużo sobie wyobrażam? daj cedeczka, bo padnę.
Tak Fisher, choć ja sobie tego nie mogę nawet wyobrazić ;P Ale ja już mam zaplanowane coś...
Po chwili udałaś się do swego gabinetu, by ochłonąć po tym wszystkim, co cię spotkało. Chciałaś zapomnieć na chwilę, usiąść i odpłynąć w świat fantazji. W instytucie było tylko takie jedno miejsce, gdzie zawsze miałaś chwilę dla siebie, gdzie nikt ci nie przeszkadzał. Tam mogłaś pozwolić sobie na chwilę zapomnienia. Usiadłaś na kanapie naprzeciw okna. Schowałaś głowę w dłoniach. Myśli galopowały w głowie. Wspomnienia przemykały jak kadr z filmu. Nie myślałaś nad tym, co zaproponowałaś, nad konsekwencjami swego czynu. Chciałaś tylko ukoić ten ból. Tylko tyle lub aż tyle. Siedziałaś kilka minut, ale czułaś jakby czas się zatrzymał.
Rozmyślanie przerwało ci nagłe pojawienie się jego. Na chwile zatrzymałaś oddech. Pomimo iż siedziałaś tyłem do drzwi, od razu poczułaś, że ktoś jest obok. Jego zapach tak dobrze ci znany, tak uwielbiany. Czułaś jak kolana się pod tobą uginają, dobrze, ze siedziałaś, bo już dano leżałabyś na podłodze. Oddech przyspieszył, kiedy usłyszałaś jedno krótkie zdanie: Część Bones. Chciałaś coś odpowiedzieć, lecz nie mogłaś. Głos ugrzązł w gardle. Nie dałaś rady nic powiedzieć. Wstałaś i odwróciłaś się, Wasze spojrzenia spotkały się i znów było jak dawniej. Wystarczyła chwila, by wasze serca znów zaczęły bić w tym samym rytmie. Nie trzeba było żadnych słów, przecież wy się porozumiewaliście bez nich, prawda. Teraz daliście upust emocjom, które nagromadziły się w was. Staliście przytuleni kilka minut, i żadne z was nie chciało puścić tej drugiej osoby. Nie przejmowaliście się niczym. Liczyliście się tylko wy i ta chwila. Oboje zapomnieliście i pięknej blondynce, która zniszczyła wszystko, choć tak naprawdę nic się nie wydarzyło, to ty już i tak miałaś jej serdecznie dość. Zazdrość jednak znów dała o sobie znać. Oderwałaś się od niego, jak tylko przypomniałaś sobie tamtą scenę. Był zaskoczony, ale po chwili domyślił się, zrozumiał, a może poczuł się winny tego co się wydarzyło w Afganistanie? Rozmawialiście chwilę. Ty opowiadałaś o wykopaliskach i przygodach z Daisy, on o wojnie, rannych lub zabitych. Po chwili bez ogródek zapytałaś o nią. Zapanowała cisza, którą przerwał tym razem on.
Pokazał ci jej zdjęcie, opowiedział o niej, ale robił to w sposób, by jak najmniej cię zranić. Opowiadał, a ty choć nie chciałaś słuchać, to nie dałaś tego po sobie poznać. Kochałaś go i chciałaś by był szczęśliwy, nawet jeżeli jego szczęście jest u boku innej. Cierpiałaś, ale nie byłaś w stanie nic zrobić. Myśleliście, że wszystko wróci do normy, a jednak znów historia się powtórzyła, znów oddalaliście się do siebie. Tamtego dnia znów się coś zmieniło. Wasze relacje nie ochłodziły się, ale zmieniły tor. Byliście partnerami z pracy, ale wasza przyjaźń została zachwiana, bo przecież nie można jej utrzymywać na odległość, prawda? Rzadziej się spotykaliście, ale nie miało to wpływu na waszą pracę. Byliście profesjonalistami w każdym calu. On spotykał się z Hannah, ty miałaś głowę zajętą myślą o dziecku. I kilka dni potem było już po wszystkim. Zabieg In vitro się udał… Przez pierwsze miesiące nikt nie zorientował się o twoim stanie. Fisher, który obiecał dyskrecję nie powiedział nic, choć czasem kiedy byliście sami, pytał o maleństwo. Kiedy byłaś już w 4 miesiącu, na miejscu zbrodni zrobiło ci się nie dobrze, potem kilka razy powtórzyło się to w Instytucie. Angela kilka dni przed porodem, kiedy była z wizytą w Instytucie przyłapała cię w łazience. Nie dała ci spokoju, dopóki nie powiedziałaś jej, co tak naprawdę się dzieje. I wtedy los znów z ciebie zadrwił. Przez przypadek on pojawił się w twoim gabinecie, trafiając w odpowiedni moment, kiedy to zwierzałaś się przyjaciółce…
Aaaa!!! : P matkoo. dasz cedeczka? :P wciągnęłam się na maksa. jeeest świetne. wspaniały pomysł, dobrze opisany. czekam na więcej
Heh Martyna dla ciebie cdk (: Dobrze,że mam już skończone, no epilog już kończe :( Smutne troche kolejne częsci, ale wiesz, że ja czasem takie pisze..
W sumie to Booth miał być ojcem, ale mieli począć dziecko normalnie. ale wczora wpadł mi Fisher do głowy, i tak się zgrało z tym, co się miało wydarzyć, To miało zbliżyć ich oboje. A BTW dobry pomysł
Taki cdk, już się zbliżamy do końca. Musiałam to zrobić, bo muszą być imiona, by coś do Bones dotarło. Smutne, ale...
Byłaś pewna, że nikt wam nie przeszkodzi, a tu jednak ten nieszczęsny raport do podpisu. Chciałaś ukryć wszystko, a jednak kłamstwo ma krótkie nogi. Pamiętasz do tej pory, jak zareagował na tą wiadomość. Był zły, a nawet wściekły. Doszło do ostrej wymiany zdań. Angela nie mogła tego słuchać. W tym samym momencie odeszły jej wody i na chwilę ucichliście. Nie było czasu do stracenia. Wspólnymi siłami odebraliście poród, i na świecie pojawił się Jack jr. Byliście szczęśliwi, choć kilka godzin później znów między wami doszło do zgrzytów. I wtedy twoje ciało się zbuntowało. Nadmiar złych emocji, stres. Chwila, moment i poczułaś, że tracisz władzę w nogach. Osunęłaś się na podłogę i na ziemi pojawiła się kałuża krwi. On w momencie podbiegł do ciebie nie zamykając nawet drzwi, które otworzył, by wyjść, gdyż nie potrafiliście się porozumieć. Plama była zbyt duża, ale on starał się jak mógł, chciał coś zrobić, ale było już za późno. Twojego dziecka już nie było… Po chwili z jego ozu spłynęła łza, która upadła na twoją twarz.
Następnego dnia obudziłaś się w swoim łóżku, nie bardzo pamiętając, co się wydarzyło kilka godzin wcześniej. Spojrzałaś na lewo i zobaczyłaś, jak twój partner śpi na krzesełku. Nie mogłaś skojarzyć ze sobą faktów. Po chwili obudził się i wszystko ci opowiedział. Rozpłakałaś się jak małe dziecko. Nie wiedziałaś na kogo zwinić winę. Choć tak bardzo wierzyłaś, że to co się stało, to tylko twoja wina. Byłaś zachłanna, bawiłaś się medycyną dla własnych korzyści, kaprysu. A teraz twoja mała córeczka, którą nosiłaś pod sercem umarła. Booth starał się ci wytłumaczyć, że czasem tak się zdarza, czasem Bóg zabiera kogoś, by tam na górze w niebie było mu lepiej niż na ziemi. Wiedział, że ty nie wierzysz w nic, ale starał się, robił wszystko byś przestała się obwiniać. Żadne argumenty nie docierały do ciebie. Słowa, które wypowiadał były ulotne. Byłaś załamana, ale on był przy tobie. Każdego dnia wspierał cię, i choć czasem miałaś tego dość, jego nadopiekuńczości, jego i Angeli, która non stop wydzwaniała. To jednak w głębi serca cieszyłaś się, że jest przy tobie, a nawet, że zaniedbał Hannah. Ale to ty zawsze byłaś ważniejsza od innych kobiet. Nawet kiedy miewał przelotne związki nigdy się w nie nie angażował całym sobą. Było miło, czasem nawet bardzo miło, ale za każdym razem myślał o tobie. Tak bardzo pragnął, byś to ty była na miejscu tamtych. Ten tydzień, który spędziliście razem w twoim mieszkaniu, był najcudowniejszym, jaki razem spędziliście, pomimo tego co się wydarzyło. Byliście razem, sprzeczaliście się za każdym razem, kiedy on oferował ci pomoc, a w zamian zawsze słyszał te same zdania, ile masz lat, że zadbasz o siebie sama. Właśnie sama. Byłaś zbyt przyzwyczajona do tego, że nie masz nikogo tak blisko. Ale to się zmieniło. I miedzy wami nie było już jak kiedyś. Nowej znajomej Bootha wystarczyło tylko raz was zobaczyć, by dostrzec, ze jest ona tylko przeszkodą, ze nie ma szans nawet u takiej smutnej osoby jak ty. Zrozumiała, że serca nie oszukasz i nawet uroda nie pozwoli w zdobyciu tego faceta. On od dawna był twój. Odeszła bez tłumaczenia. On znał powód. Cieszył się, bo teraz miał szansę u ciebie, I tak powoli znów zbliżaliście się do siebie. Pamiętasz ten dzień, kiedy powiedział, byś nadała imię swojej zmarłej córeczce. Tak byś czasem mogła się do niej zwracać , mówić o problemach, jak wtedy kiedy byliście razem na cmentarzu u twojej mamy. Znów zadziałało. On miał w sobie coś, co potrafiło cie przekonać prawda, i nie chodziło tu o urok osobisty, którego mu nie brakowało. Biło do niego ciepło, szczególnie widziałaś to w jego brązowych jak czekolada oczach. Początkowo byłaś zdziwiona jego propozycją, ale zgodziłaś się. Bez namysłu powiedziałaś: Faith, co znaczy wiara. Może zaczęłaś wierzyć, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny. Przestałaś obwiniać się, zrozumiałaś, że to nie twoja wina. Bolało i nadal boli choć minęło tyle lat. Tego się nie zapomina. Choć każdy by mówił ci, ze czas leczy rany, to zawsze będzie z tobą. Tylko matka czuje ten ból, który pozostaje z nią do samej śmierci. Ale trzeba żyć dalej, prawda?. Byłaś zbyt młoda, by się poddać, przed tobą było jeszcze tyle pięknych chwil, lecz ty jeszcze o tym nie widziałaś. Dzięki niemu nie załamałaś się. Znów poczułaś chęć do życia, ale wiedziałaś, byłaś pewna, że zaznasz je tylko u jego boku. I znów wszystko wróciło do normy. Powrót do pracy razem, jak za dawnych czasów nie mieliście sobie równych. Byliście najlepsi i to każdego dnia udawadnialiście. Dynamiczne duo powróciło, by niszczyć zło, które ludzie siali każdego dnia. Ale między wami się zmieniło, choć…