Mam nadzieję, że będzie to stare dobre zakończenie, które kiedyś było tak oblegane i można było przeczytać wspaniałe opka, pozdrawiam i czekamy na nowe:)
Która z Was????
Też wolałam stary wygląd, no ale coż... :(
A co do opka.... jest świetne :) czekam na cd :)
pozdrawiam :):*
Ja również wolałam stary wygląd filmwebu...
Ale skoro już jest nowy to nie pozostaje nic innego tylko się do niego przyzwyczaić... Chociaż nie ukrywam, że z mojej strony to będzie trudne...
29.
Wyszedł z mojego domu. Kazał mi zadzwonić do Tima, wyjaśnić to zdarzenie. Siedziałam z telefonem w ręce. Już drugi raz do mnie dzwonił. Nie wiedziałam co zrobić. Bałam się. Może to dziwne ale bałam się okropnie. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Lękałam się podejść. Ciekawość brała nade mną władze. Podeszłam. Gdybym nie była tak rozkojarzona na pewno domyśliłabym się kto dzwoni. Nie miałam innego wyjścia, otworzyłam. Uśmiechnoł się do mnie , nie czekając na pozwolenie wszedł i zamknoł drzwi na klucz. Podszedl do mnie tak , abym nie mogła mu uciec. Spojrzał mi głęboko w oczy i spytał:
-Dlaczego? Dlaczego robisz mi nadzeje a potem uciekasz?-Nie odpowiedziałam. Przekręciłam głowę w drugą strone aby nie patrzeć w jego oczy. Ale on przekręcił moją głowe i ponownie zadał to samo pytanie. Czułam głuchy zapach jego perfum. Myślałam nad tym co poweidział Booth , co powiedział Tim a co ja powinnam zrobić. Schyliłam głowę wpatrując się w podłogę. Nagle poczułam silny ból w ręce.Wykręcał mi ją. Zgiełam się w pół z bólu, po czym muścił mnie i zapytał:
-Długo mam jeszcze czekać?
-Wyjnoś się z tąd!-starałam się by mój głos brzmiał przekonująco i stanowczo.
-Najpierw powiedz czemu to zrobiłaś.
-Nie panowałam nad sobą. Wybacz nie chcę wracać do naszego związku.
-Podła egoistka!
-Niby dlaczego?!
-Jeszcze się pytasz? Jestem ci potrzebny , musze ci pomóc. Zjawia się idiota Booth już mnie nie potrzebujesz!
-Booth nic ci nie zrobił!
-I co ty myślisz że ja nie wiem dlaczego sie rozstaliśmy?
-Rostaliśmy się dlatego że cię nie kocham!
-Ja przynajmiej cię nie zdradzałem.
-Co? Że niby ja cie zdradzałam? żyjesz w jakiejś bajce czy co?!
-Zawsze dla niego miałaś czas. Te wasze spojrzenia itp. , itd. mnie nie przytulałaś ani nie całowałaś w miejscach publicznych a jego owszem!
-To jest przeszłość nie ma co do niej wracać!
-Przeszłość , która boli.
-Nie przesadzaj ok?
-Słuchaj , będe o ciebie walczył czy ci się to podoba czy nie. Czy to będze gra fair czy nie. Rozumiesz? Dozobaczenia.-Nie mogłam mu nic odpowiedzieć pocałował mnie. Booth miał racje on się nie zmienił. Kiedy w końcu zaczne słuchać się go? On ma zawsze racje. Usiadłam na łóżku. Dopiero teraz zawuarzyłam że prawdopodobnie będe mieć siniaki. Moja ręka piekła i bolała. Sully wykręcił ją bardzo mocno. Poszłam powoli do kuchni obkładałam ją lodem. Znów usłyszałam dzwonek. Nie chciałam otwierać. Usłyszałam znany mi głos.
-Bones otwórz to ja!
-Booth idz z tąd!
-Coś się stało? Tempe otwórz!
-Booth proszę , nic się nie stało.
-Jakoś nie chce mi się wieżyć. Dobra otwieraj!
-Już.-szybko wyciągnełam bluzkę z długim rękawem i założyłam ją na siebie.-Po co przyszłeś coś się stało?
-Tak.
-Co?
-Mogę wejść?
-Tak , proszę. To co się stało?
-Mamy sprawę.
-Ok , poczekaj juz się ubieram...cdn.
sorki że krótkie ale wiecie. Naplątałam tu wątków że już nie wiem jak z tego wyjść =p 30 będze ostatnim . Jak narazie =
No no Agatko znakomita część... :) Jak ja nienawidzę Sullego !!! Yyych...
Jakby Booth się dowiedział, co on zrobił jego Bones to by pożałował, że żyje... :P heh...
Ale mam nadzieje, że to jak na razie nie będzie długo trwało... bo to opowiadanie jest bardzo ciekawe i chętnie poczytam co się dalej wydarzy :) więc czekam na cd :)
A Tobie życzę abyś jakoś ogarnęła to opoko i się nie plątała :P heh... No i dużo dużo weny ;)
Pozdrawiam serdecznie :)
Świetne opowiadanie :):):)
Ta część bardzo emocjonująca
Jak ja nie lubie Sullego:/
Ciekawe co się jeszcze wydarzy
Nie to nie będzie ostatnia częśc tylko kolejna bo Marysia i ja jeszcze chcemy poczytac twoje opiwiadanko
Na pewno wszystko rozplątasz (haha) wierzymy w ciebie :):)
Pozdrawiam i z niecierpiwościa czekam na kolejne części:):)
Jak widzisz nie tylko mi się podoba Twoje opowiadanie :) Beatka jest z nami :) :) Jest super :) heh i czekamy na kolejne części :)
bardzo mnie cieszy że wam się podobają moje opka ;) miałam taki okres że nie chciało mi się pisać :( wydawały mi się one beznadziejne ;D
No to źle Ci się wydawało... :) Mnie się bardzo spodobało to opowiadanie i chcę wiedzieć do się dalej wydarzy dlatego nie przestawaj pisać :)
Witam xD Przepraszam, że opko jeszcze nie skończone, ale zabrakło mi do niego weny:( A na siłę nie lubię pisać, bo wychodzi źle. Finał nastroił mnie tak, że napisałam kilka jego wersji, jak i moich wersji odcinka 6x01. Mam nadzieję, że się Wam spodobają xD
Do they regret? Nope! [OP]
To był dla niej straszny tydzień. Zaczął się źle, nic nie zapowiadało, że skończy się inaczej. Kolejne śledztwo, kolejne ciała, książka, zero czasu wolnego dla siebie. Siedziała w Instytucie ponad normę, szukając najmniejszych szczegółów pozwalających odkryć jej tożsamość ofiar jak i sprawców. Była zmęczona, jeszcze ta propozycja nie dawała jej spokoju. Pierwszy raz w życiu miała dylemat. Wahała się, co było mało irracjonalne. Przecież praca jest najważniejsza, a miłości nie ma, to tylko zwykła reakcja chemiczna zachodząca w człowieku. Starała się być twarda, przecież zawsze się jej udawało. Teraz jednak nie miała na tyle siły. Przecież tyle się wydarzyło, tyle się zmieniło.
Już nie była tą silną antropolog, tylko stała się teraz bezbronną dziewczynką. Tak jak kiedyś. Byłą rozdarta wewnętrznie. Emocje wzięły górę.
Nigdy nie miała aż tyle sprzeczek z przyjaciółmi. Była zmęczona, ciągle praca i praca, nie miała chwili na relaks, co w gruncie rzeczy odbijało się na innych, którym nie poświęcała tyle czasu, co do tej pory. Jednak musiała się uporać ze wszystkim, w końcu za kilka dni ma wylot na wyspy Maluku, gdzie zaprosiła Daisy, by jej towarzyszyła. Niestety nie wspomniała o niczym Boothowi, który o dziwo miał dla niej podobną niespodziankę, z którą też nie chciał się za bardzo dzielić. Każde zdawało sobie sprawę, że ten wyjazd zaboli ta drugą osobę, która zostanie sama z tym wszystkim, z czym do tej pory starali się uporać razem. Narzekali na los, który kolejny raz z nich drwił. Od samego początku, zbliżał, potem oddalał i tak w kółko bez celu, zataczali koło, wracali do punktu wyjścia.
Teraz znów wróciła wizja rozstania jak rok temu, z tym wyjątkiem, tam było tylko 6 tygodni, a teraz… Cały rok. Na samą myślę serce rozpadało się na milion kawałeczków, i z trudem udawało się je pozbierać w całość. Milczeli, cierpieli w samotności. Mieli jeszcze czas, by się wycofać, by zrobić krok do przodu, by zacząć cos, co im się nie tylko należy, do czego mają prawo, ale coś, czego bardzo pragną, czyli szczęścia i co za tym idzie miłość. Przecież każdy na to zasługuje, prawda? Jednak im bliżej wyjazdu coś nie dawało im spokoju, szczególnie jej. Booth był jeszcze bardzie załamany, jednak wiedział co jest dla niego lepsze. Tylko on podjął decyzję, że nie jedzie, znów zaryzykował. Nie chciał jej zostawiać, rok to za dużo, nawet jak dla niego. Czemu to zrobił. Nie chciał jej zostawić samej, nie chodzi o bycie z nią, stworzenie związku, bo wie, ze to jeszcze nie ich czas, ale bycie przy niej, a to więcej niż wszystko inne.
Nikt nie wiedział o je wyjeździe, poza Daisy i Sweetsem, nawet Angela, która niespodziewana się, że jej szczęście, ślub z Jackiem, zostanie przyćmiony przez ucieczkę jej przyjaciółki. Ale ona nie jest taka głupia. Zna ją przecież od 5 lat. Coś jest nie tak, a ona musi się dowiedzieć co. Przecież to Angela. I dopina swego. Bones dwa dni przed odlotem przyznała się jej, ze to ich pożegnanie, że wyjeżdża, ze wrócić za rok. Mówiła to nad wyraz spokojnie, jednak po chwili, kiedy doszła do sedna, do oczu napłynęły łzy. Kolejny raz dała się ponieść emocjom, porzuciła racjonalność, to wszystkie dzięki nim, przyjaciołom, dzięki nim uczy się żyć, jak inni ludzie, burzy mur, który zbudowała wokół siebie. Dzięki przyjaciółce podejmuje jedyną słuszną decyzję. Nie dziś, ale musi to zrobić, powiedzieć mu, pożegnać się jak należy, a nie uciekać, jak tchórz. Noc mija szybko. Następnego dnia idzie do pracy, na szczęście nie ma żadnej sprawy, jest cicho. Żegna się z przyjaciółmi. Nie proszą o tłumaczenia, wiedzą…
Teraz najgorsze przed nią. Wspólny lunch z partnerem, jednak w niej nadal niepokój, obawa, strach zwyciężą. Ale tylko teraz. Wraca do domu, szybkie pakowanie, i znów jest wieczór. Na dworze smutno, ponuro jak w jej sercu. Krople deszczu uderzają o parapet przełamując ciszę, która panuje w jej mieszkaniu. Siedzi na łóżku, rozmyśla. Wie, że musi, inaczej nie wybaczy sobie do końca życia, zrani go znów. Wybiega z domu. Ulice Waszyngtonu o dziwo są puste jak na tą porę. Kolejny znak. Mija znane jej budynki, zna drogę na pamięć, gdyby mogła z zamkniętymi oczami dotarła by do celu. Co ja prowadzi? Rozum a może serce? Po chwili jest na miejscu. Wysiada, spogląda w okno, gdzie pali się jeszcze światło. Co robi? Czemu jeszcze nie śpi? - zastanawia się przez chwilę, jednak nie traci czasu, ma go zbyt mało. Deszcz pada strasznie, kawałek drogi przemierza biegiem, jednak jest już cała mokra. Krople spływają po twarzy, mieszając się ze łzami. Nie czeka na windę. Biegnie schodami. Po chwili jest już pod drzwiami. Chwila zawahania? Nie, ona wie, po co przyszła, ona wie, ze nie może uciec od tak. Bez słowa. Kiedyś by tak zrobiła, lecz nie teraz. Puka. Nie słyszy odzewu. Dzwoni dzwonkiem kilka razy. Jednak nadal nic. Odwraca się. I wtedy drzwi otwiera agent. Stoi w szlafroku, brał przed chwilą prysznic, dlatego nie otwierał.
- Bones – szepta wzruszony
- Booth – odpiera odwracając się
- Wejdź, jesteś cała mokra – mówi zapraszając ją do środka
- Przepraszam – szepta przyjmując zaproszenia, zamyka za sobą drzwi, nie potrzebują świadków.
Ich wzrok spotyka się. Oczy, zwierciadło duszy. Chwila, moment i oni są w swoich ramionach. Czuły pocałunek, tak bardzo spragniony, tak bardzo oczekiwany. Kto wykonał krok? On, a może ona?
Racja. Antropolog. Czuła, wiedziała. To czas. To ich pożegnanie. Pocałunki namiętne pełne uczucia, namiętności, pasji, pożądania, pełne miłości skrywanej na dnie serca. Mokre ubrania lądują na ziemi. Stoją chwile.
- Chcę – szepta mu do ucha
- Ja też – odpiera i bierze w ramiona ukochaną i podąża z nią do sypialni.
Dłonie błądzą po ciele, dostarczając rozkoszy. Pocałunki delikatne, jak muśnięcie motyla składane z czułością. Oddech w oddech. To ten czas, to ten moment. Dwoje ludzi odnajduje się, by stać się jednością, o której tak często rozmawiali. Dwie spragnione siebie dusze, wreszcie się spotykają. Magia. Wspólne kołysanie ciał, cud miłości. Splecione dłonie, czułe słowa szeptane tuż po. Szczęście i radość w oczach, choć to przecież pożegnanie. Powinien panować płacz, lament. Lecz nie, to są szczęśliwi, zakochani ludzie. Teraz to wiedzą i się nie boją. Mają siebie i to jest najważniejsze. Zasypiają w swoich ramionach i w nich się budzą. Czy żałują? Nie. Żałowali by, gdyby do tego nie doszło. Pięć lat. Długie pięć lat tańczyli wokół siebie. Miłość zwyciężyła.
Ranek, wspólne śniadanie. Śmiech, radość. Nie ważne, że za chwile się rozstaną. To się nie liczy. Liczą się oni i chwila, w której się znaleźli. Nie wiedzą, ze los jednak jest dla nich łaskawy. Że tej nocy, nie tylko doświadczyli cudu miłości, ale zdarzyło się coś, co ich zbliży nie na kilka lat, na całe życie. Poczęli nowe życie, zrodzone z miłości. To tylko kwestia czasu. Los daje im szanse na szczęście. Zaryzykowali i to dla niech nagroda.
Jejku Ines jak ja się stęskniłam za Tobą :)
Powiem Ci, że przepiękne opowiadanie :) łzy miałam w oczach... Hmmm... rewelacyjnie by było aby 1 odc. 6 serii się skończył identycznie... no może podobnie ale szczęśliwie... Coraz bardziej nie mogę doczekać się tego odcinka...
Warto było tyle czekać... :) To opowiadanko jest rewelacyjne :) Nie umiem ładnie pisać, żeby wyrazić jak się teraz znakomicie czuję...
Super... :)
No to w takim razie życzę Ci Droga Ines przypływu mega fali weny... - aby Cię zalała nie dała o sobie zapomnieć :)
Ojj jak miło :* Mam jeszcze kilka xD teraz takie małe droubble xD
Handholding first sign, deeper meaning [D]
Byłoby o wiele łatwiej, gdyby nie przyszedł, gdyby ich pożegnanie dzień wcześniej było tym ostatnim. A jednak. To było silniejszego od niego. Była już gotowa. Pożegnanie z przyjaciółmi, uściski, miłe słowa, kolejna zmiana w jej zachowaniu, Niecierpliwa Daisy, i to spojrzenie, ostatnie tak nieracjonalne z nadzieją w tamtą stronę, że może, że… Ona nie wiedziała co to wiara, nadzieja, co to miłość, to cała prawda. Jednak jedna osoba to zmieniła, on nauczył ją wszystkiego, choć ona nadal chowała tą wiedze dla siebie. Strach był silniejszy od niej samej.
Moment, chwila. Ich wzrok tak ciepły, choć smutny, spojrzenie przeznaczone dla nikogo innego tylko dla tej drugiej osoby. Siła pchająca ich w swoją stronę. Troska w głosie, prośba, „Uważaj”. Tylko tyle, a może aż tyle? Chcieli pocałunku, ale to zmieniłoby wiele, a oni już podjęli decyzję, ale to nie jest koniec, to dopiero początek. Ten uścisk dłoni nie był zwykły, miał magiczny przekaz tylko dla nich: When I need love I hold out my hands and I touch love, dokładnie jak w słowach piosenki. Styknięcie dłoni, niby bez znaczenia, a jednak. To było w ich stylu, pożegnanie bez słów, tylko gest, ich gest. Przecież się spotkają za rok.
Mnie również jest miło :) :**
Piękny cudowny draubbl... :) :P Zgadzam się z każdym słowem...
Czyż Oni się nie kochają ? -Kochają jak najbardziej i to widać w ich zachowaniu... :)
A przy tej scenie płakałam jak bóbr... A teraz po przeczytaniu draubla ten jakże piękny i wzrusający obraz powrócił w mej głowie... :)
Pięknie... czekam na kolejne :)
Pozdrawiam serdecznie :)
To jedziemy dalej xd. Ja byłam zła na finał, nie było nawet zwykłego przytulenia i zaraz po nim napisałam to.
A jednak miłość zwyciężyła [OP]
songfic moja wersja 6x01 xD
Takie cuś na poprawę humoru, do słów piosenki finałowej. Nie dam HH satysfakcji, nie zniszczy mi wakacji swoimi głupimi żartami. Sorka, że nie składnie, ale nie mam weny, po tym co zobaczyłam
Nikt nie przypuszczał, że od pierwszego ich spotkania, między nimi nawiążę się taka chemia, namiętność , pożądanie I wiele jeszcze innych emocji. Początki były trudne, jak zawsze kiedy spotyka się dwoje obcych sobie osób. Szczególnie kobieta i mężczyzna, którzy mają zacząć ze sobą współpracować, nie znają się, różnią pod każdym względem. Są sobie obcy, a jednak coś ich do siebie ciągnie, jakąś siła pcha w swoim kierunku. Z dnia na dzień zbliżali się do siebie coraz bliżej, i bliżej, jednak nie na tyle, by stworzyć coś, czego oboje poszukiwali, czego pragnęli, czego nie zaznali w życiu. Szczęścia i miłości, której nigdy nie poznali. Jednak los nie poddał się. Choć może to śmieszne. Pchał ich do siebie, choć oni uciekali, obawiali sie odtrącenia, to I tak byli dla siebie. Kto pierwszy odkrył w sobie miłość? Były snajper, a może biegła antropolog? A może oboje jednocześnie zauważyli, że to, co jest to coś pięknego, coś czego poszukują, jednak z obawy odrzucają?
You've been my queen for longer than you know. My love for you has been. Everything step i take. Every day i live. Everything i see
On pierwszy odważył sie wyznać, co czuje. Jednak nie była to dobra decyzja. Ona wystraszyła się uczucia, wyobraziła sobie zbyt dużo, wróciły wspomnienia z dzieciństwa. Strach kolejny raz zablokował jej serce. Wybrnął z sytuacji, udało mu się wytłumaczyć tą swoją miłość, nie jak taką, jak czuje się do kobiety, lecz taką, do partnerki z pracy, przyjaciółki. Uwierzyła. Odpowiedziała tym samym. Nie wracali znów do tematu. Jednak coś się zmieniło. Pewna rozmowa I znów podejmuje walkę. Kolejny raz zraniony odchodzi, szukając pocieszenia, jednak go nie znajduje. Nie może odnaleźć substytutu ukochanej, bo ona jest jedyna. Nie ma innej drugiej, która tak jak ona będzie nie tylko z nim, ale dla niego, pomimo wszystkiego i wszystkich. Jednak znów los wystawia ich na próbę, znów odsuwa, a tak niedawno był za nimi. Jednak praca wygrała. Stoją na lotnisku, patrzą sobie w oczy, pełne łez, żalu, smutku, zawahania.
And if i get things wrong. Don't want you to think I'm running away- Przepraszam, nie mogłem zdobyć przepustki. Urwałem się, by się pożegnać. Bones musisz uważać w tej Indonezji, ok.?
- Booth za tydzień będziesz w strefie wojny. Proszę nie bądź bohaterem, proszę tylko nie bądź sobą.
- Rok od dziś spotkamy się przy sklepie, zaraz przy
- Przy stoisku z kawą. Wiem. Rok od dziś
Spojrzenie, które mówi wszystko, wyraża więcej niż słowa. Jednak strach wykonania jednego kroku do przodu, jest silniejszy. Uścisk dłoni, nic poza tym, a jednak ma wymowne znaczenie. Przecież oni rozumieją się bez słow. One nie mają znaczenia, mały gest, ich gest i wszystko jasne. Reszta przygląda się z nadzieją, że może, że wreszcie, a jednak ona pryska jak bańka mydlana. Czas już iść. Czas już na nich, kochanków, którym nie dane jest jeszcze zaznać szczęścia, ale oni wiedzą, że to tylko kwestia czas, że są dla siebie, jak dwie połówki jabłka, które kiedyś się połączą. Ostanie spojrzenie. Odwrót, kilka kroków do przodu. Chwila zawahania, odwracają się, głębokie spojrzenie, mówi jedno: „Kocham, będę za rok, obiecuję”. I po chwili rozchodzą się w innym, przeciwnych kierunkach, by za moment oddalić się do siebie, przemyśleć, dać czasowi czas. On wierzą w siebie, w swoją miłość. Wierzą… Nic nie jest w stanie ich rozdzielić, nawet czas…
Dni mijają szybko. Oboje rzucają się w wir pracy. Starają się wykonywać ją jak najlepiej potrafią.
Raz w tygodniu rozmawiają dłużej, codziennie wysyłają sobie sms, tęsknota daje o sobie znak, szczególnie jej, on nie ma czasu, jest wojna, każdy boi się o siebie. Jednak los jest z nimi. Niby przypadkiem ich drogi się splatają pewnego dnia, miesiąc przed powrotem…
Every smile you gave. Every touch you made. Every word you said
Ona uświadamia sobie, tak to on, to ten facet. Wspomina… Patrzy przed siebie i widzi jak się zbliża. Z daleka poznaje jego budowę, im bliżej widzi jego twarz promieniąca na jej widok, ten sam uśmiech przeznaczony tylko dla niej, dla żadnej innej, dla jego Bones. Im bliżej ich wzrok się spotyka. Czekoladowe oczy spotykają błękit jej oczu. Chwila ciszy. Radośc bije od obojga. Nie wytrzymują woadają sobie w ramiona, jak wtedy po 6 tygodniach. Jednak teraz jest inaczej. Czemu? To ona wykonuje krok. Ona wie, est pewna. To ty – szepta I całuje go delikatnie, lecz z miłością. Pocałunek początkowo jest delikatny, lekkie musniecie ust, spragnionych siebie od tamtego dnia, kiedy pierwszy raz się połączyły. Objęci stoją nie odrywają c się od siebie. Po chwili…
- Tęskniłam – szepcze i wtula się w niego, jak mała bezbronna dziewczynka
- Ja też baby– odpowiada i całuję ją w czoło.
- Teraz już wiem. Kocham Cię, jak kobieta kocha swojego mężczyznę - mówi
- Ja też. Jak mężczyzna kocha swoją kobietę – odpowiada i znów ją całuję
What did he say? He called me baby, baby all night long. What did he do? He called me baby, baby all night long
Wtuleni kierują sie przed siebie. Znów milczą. Słowa jak zwykle są zbyteczne. Choć przez chwilę są dla siebie. Jeszcze tylko miesiąc i oni będą znów razem. Co się zmieni?. Niewiele. Sytuacja tak, jednak nie oni, choć nie będą już tą samą dr Brennan a on agentem Boothem. Będą jednością, ale jeszcze nie teraz. Na to mają czas. Doświadczą cudu miłości na spokojnie, nie pod wpływem emocji. I co jeszcze? Z tego ich cudu narodzi się inny cud, dziecko, ale na to jeszcze przyjdzie im poczekać. Najważniejsze, że już się nie boją, że wiedzą.
Czas minie szybko i znów będą razem. Spotkają się tam, gdzie sobie obiecali, by zacząć od nowa, by razem kroczyć przez życie, bo tego chcą, i to im się należy, jak nikomu innemu. Miłość zawsze zwycięża, nawet przeciwnościom losu się nie poddaje. Jednak co dalej z bohaterami, czas pokaże. Jednego możecie być pewno, oni są dla siebie i nikt tego nie zmieni. To tylko kwestia czasu.
Jejku Ines ja tu zaraz padnę i nie wstanę... :) Tak poprawił mi się humor ale to nie zmienia faktu, że to też było troszkę smutne... Ale szczęśliwie się zakończyło :) strasznie się cieszę :)
Coraz bardziej nie mogę doczekać się ich powrotu i spotkania... Ciekawe co się wtedy wydarzy, ile się zmieni itp...
Czekam na kolejne wytwory Twojej wyobraźni... :)
No wiesz ja myślę tylko wtedy kiedy ktoś np Ty :P mi o tym przypominacie :P Ale tak to już nie...
Nie myślałam już jakiś czas o tym a tu bach Ines powróciła z takimi opowiadankami o do razu mi się przypomniało :PPP
No widzisz xD
To tak zmieniając trochę temat, moja wersja zakończenia 5x16, chyba jeszcze jej tu nie wstawiałam <myśli>
Il tempo vola ...E poi la vita e una sola [OP]
Opko powstało w chwilę, mam nadzieję, że nie jest takie straszne xD
Wyszli od Sweetsa po ciężkiej rozmowie. Psycholog powiedział, że teraz czas, że on już wie, że jest graczem, że ma wykonać jego polecenie. On też wiedział. Czuł, że to ten moment, że nie ma się co już dłużej oszukiwać, kocha ją i chce spróbować. Delikatnie, ale…
Ona widziała to w jego oczach, a one nigdy nie kłamią. Bała się strasznie. Wiedziała, że go kocha, tak kocha, od dawna, jednak myślała, że nie jest jego godna, że nie zasługuje na miłość, bo każdy kto ją pokocha odejdzie. I on kiedyś też ją zostawi. Strach był silniejszy niż uczucie. A jednak…
Stali chwilę, oboje płacząc po tym, co się chwile temu zdarzyło, po tych słowach, kiedy go odrzuciła. Chwila zwątpienia, smutek żal, spacer. Ona wtulona w jego silne ramię. I nagle… Zatrzymuje się…
- Booth – szepnęła
- Bones, zimno, choć, bo zmarzniesz – rzekł myśląc, że ona znów chce go przeprosić
- Booth posłuchaj mnie, proszę – rzekła błagalnie. Tam jest ławka, usiądźmy – zaproponowała
- Dobrze, jak chcesz – rzekł i po chwili siedzieli we dwoje, nadal we łzach
- Booth, powiem ci coś, czego nikomu nigdy nie powiedziałam – rzekła. W życiu nie zaznałam nigdy szczęścia, i ty znasz moja historię – dodała. Los był dla mnie okrutny, jednak pewnego dnia, postawił mi na drodze dwie najbliższe mi osoby, Ciebie i Angele.
- Bones – wtrącił
- Nie przerywaj – rzekła błagalnie. Jestem antropologiem, nie znam się na ludziach, ale znam na kościach, nie umiem rozmawiać, jak Wy o uczuciach, jednak wiem, co czuje i potrafię to zidentyfikować, choć wiem, że z antropologicznego punktu widzenia, miłość nie istnieje, to tylko reakcje chemiczne zachodzące w mózgu, to – zawahała się
Po chwili..
- To wiem, co znaczy kochać – powiedziała. Wiem, co to miłość, choć przed chwilą powiedziałam, że nie mam otwartego serca, jak ty, że nie potrafię się zmienić, bo się boję, a nie, jak powiedziała, że nie umiem – dodała. Człowiek uczy się wszystkiego, jak ma kogoś, kto jest dla niego przykładem, i ty… I ty jesteś nim dla mnie. Każdego dnia pokazujesz mi co to szczęście, radość, z Tobą inaczej patrzę na świat Twoimi oczami, i on staje się piękniejszy, dzięki Tobie. I wiem, że to co czuje to jest miłość, ale..
- Bones – wtrącił. Na wszystko przyjdzie czas, wiem, co czujesz i ja czuje to samo, nie słowa mówią o miłości a
- Czyny – wtrąciła
- Tak – potwierdził. Wiem, że się boisz i wierz mi, że ja też, ale czasem trzeba zaryzykować, by być szczęśliwym – powiedział.
- Wiem – odparła. Kiedyś powiedziałeś: Małymi kroczkami dojdziesz do celu i ja jestem gotowa wykonać ten pierwszy, ale nie ostatni – powiedziała. Mam tylko jedną rzecz na uwadze, FBI nie pozwoli nam razem pracować, jak się dowie – dodała
- Hacker – szepnął. On…
- Jego zostaw mnie, ja z nim porozmawiam – wtrąciła. Zrozumie, jak nie to… Inaczej zrezygnuje z pracy w terenie z tobą, powrócę do kopania, by być z tobą – dodała.
Na twarzy pojawił mu się uśmiech… Spoglądał na kobietę, która w ciągu chwili zmieniła się nie do poznania.
- Nie mogę ciągle uciekać przed szczęściem, bo ono trwa chwile, dwie, tak kiedyś powiedziała Angela – rzekła po chwili
- Angela to bardzo mądra kobieta – rzekł. Ale nie tak jak ty, nie tak piękna i mądra może być tylko moja Bones – powiedział z czarującym uśmiechem, który rozpromienił także twarz antropolog
- Twoja Bones? – spytała zalotnie
- Moja od samego początku – powiedział jednak ona u przerwała przybliżając swe usta do jego
Pocałunek, nie był już taki jak przed chwilą, lecz był czymś, czego oboje pragnęli, czymś co od dawna pragnęli zrobić, czymś co nie tylko sprawiało przyjemność, ale było okazją do pokazania własnych uczuć, emocji. Był czymś pięknym, początkiem do ich wspólnej przyszłości, w którą wkroczyli razem, dzięki antropolog, która tamtego dnia pomimo wielu wątpliwości podjęła ryzyko, a jego owocem, jest mała Faith and Joy, które przyszły na świat kilka dni po objęciu przez agenta stanowiska szefa FBI. Kilka miesięcy po wprowadzili się do pięknego domu, nieopodal zamieszkała Angela z Jackiem i ich małym synkiem o imieniu Thomas. Dni mijały, a oni byli dla siebie wszystkim, nikt ani nic nie było w stanie zmącić ich szczęścia…
Tak nawiązując najpierw do tego odcinka to strasznie smutny... Ten Bootha smutny wzrok... Jejku aż chciałam "podejść" i go przytulić :PP Ale się nie dało :( :PP
Ok a co do opoka to super... I wcale nie jest straszne... Wręcz przeciwnie :) heh... :)
Bardzo mi się podobało i to co mówiła Bones Twoimi słowami było cudowne... Dla mnie to było tak jakby to było na prawdę :)
Kolejnym opowiadaniem mi bardzo poprawiłaś humor :) Dziękuję Ci za to bardzo ale to bardzo :)
Ines... - Jesteś Wielka :)
Ja kocham ten odcinek, jest tak genialny, że nawet do samego HH napisałam, że to był odcinek na miarę finału. Uwielbiam go od początku do samego końca. Końcówka genialna, Emily i David powinni dostać Oskara za to co zrobili. Piękne cudowne, wzruszające, pełne uczuć, niestety tego brakowało finałowemu odcinkowi niestety. Kocham 5x16 xD
Mara przesadzasz!!!
Z zupełności, w całej rozciągłości się z Tobą zgadzam jeśli chodzi o odcinek... Również go kocham... :)
Ale z tym, że przesadzam już się nie zgadzam :) Mnie się bardzo podobają Twoje opowiadania... :) Poprawiają mi humor (no może nie zawsze ale poprawiają :P)
Ines ja mam racje :PP
Mara są lepsi ode mnie, więc przesadzasz ;P Lubię pisać, choć nie mam czasu niestety, ale lubię i ciesze się, że się Wam podoba xd
Teraz takie małe droubble xD
La promesa [D]
Siedzi z ukochanym na ławce w parku, trzymają się za rękę, śmieją się do siebie. Cieszą się sobą jak tylko potrafią najlepiej. W pewnym momencie podjeżdża samochód.
Mężczyzna przygląda się im z ukrycia, kipi zazdrością i nienawiścią do agenta, który zabrał mu ją. Postanawia zemstę, która zaboli. Nie trzeba długo czekać. Kilka minut potem do Bootha dzwoni Rebecca cała we łzach.
- Porwali Parkera
- Jak to?
- Ze szkoły, nie wiem jak to się stało. Dostałam list, gdzie było napisane: Zostaw dr Brennan w spokoju, inaczej mały zginie.
- Już jadę
- Co się stało?
- Porwali Parkera
- Czemu?
- Bo jestem z Tobą
Nie myślał w tej chwili rzucił z nerwów słowa, które zabolały ją bardzo.
- To moja wina
W tym momencie się budzi zlana zimnym potem. Jednak on jest przy niej. Spogląda na agenta.
- Znów to samo
- Kochanie, to tylko zły sen
- To może się zdarzyć
- Nie
- Przeze mnie
- Nie
- Boję się
- Nie ma czego, nikt nie skrzywdzi tych, których kocham
- Obiecujesz?
- Obiecuje
- Kocham cię
- Kocham cię
I znów zasypiają w swych ramionach, tak od kilku dni. Wreszcie odważyli się i są szczęśliwi.
Pozdrawiam xD
No dobra Ines niech Ci będzie... chociaż ja swoje wiem... Ale nie lubię się kłócić... :PP
Nom bardzo sympatyczny droubbl.... :P Świetny... :)
Lubię kiedy ktoś pisze o Parkerze (no może nie tak :( ) ale bardzo lubię tego małego chłopczyka... :) Ale chyba wiadomo dlaczego... Przecież to mały Booth... :)
Ja kocham tego chłopca i dlatego naspałam to. Mam nadzieję, że się spodoba uprzedzam, że to takie opko z Kubusiem Puchatkiem
Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika [OP]
Już postanowili, że wyjadą. Dadzą sobie czas, by to wszystko przemyśleć. Choć to nie będzie takie łatwe, jednak dadzą rade, przecież nic się nie zmieni przez ten rok. Znają siebie, wiedzą na co mogą sobie pozwolić, na co nie.
To był ostatni dzień wolny. Nie mieli żadnych śledztw, Bones uporała się z identyfikacja każdej zaległej kości w limbo, Booth wypełnił wszystkie raporty, które leżały odłogiem na biurku. Umówił się z Bones i Parkerem przy lodziarni w parku, gdzie często spędzali ze sobą czas. Cała trójka czekała na ten dzień. Wiedzieli, ze to ich ostatnie spotkanie, jednak nie byli z tego powodu smutni. Czas szybko leci, a oni spotkają się znów za rok w tym samym miejscu, jak za chwile.
Bones siedziała na ławeczce. Myśli jej krążyły wokół jej partnera, z którym niestety musi się rozstać na długi czas. Wiedziała, ze podjęła słuszną decyzję, jednak to ja bolało. Zawsze wyjeżdżała, ale nie na koniec świata, zazwyczaj na miesiąc góra dwa. Teraz na znacznie dłużej. Jedyne co ją uspokajał to fakt, ze nie zostawia go tu samego, że on też wyjeżdża na rok. To było trochę pocieszające. Z zamyślenia wyrwał ją głos małego blondynka, który podbiegł do niej.
- Część Bones – rzekł wdrapując się jej na kolana
- Cześć Parker – odparła głaszcząc go po główce. Witaj Rebecca – dodała spoglądając na dołączającą do nich matkę chłopca, trzymającą dumnie swój zaokrąglony brzuch.
- Witam dr Brennan – odparła uśmiechając się. Booth już jedzie, powinien być tu za jakieś 5 minut - dodała
- Cieszę się, że pozwoliłaś Parkerowi spędzić ostatni dzień z ojcem, wiesz ile on dla niego znaczy – powiedziała Bones spoglądając na chłopca.
- Ja się zmieniłam, już nie jestem tamtą złą Rebeccą, poznałam kogoś, zakochałam się, jestem w ciąży, nie mogę niszczyć mu życia i odbierać syna – rzekła. A Parker bardzo chciał się z Wami pożegnać – rzuciła
- Ja też – odparła
- Bones, pójdziemy na huśtawki, zanim przyjedzie tata? – zapytał
- Nie wiem, może poczekajmy, on zaraz tu będzie – odparła bojąc się na samą myśl, ze nie zdoła się z nim zaprzyjaźnić, zawsze to Booth ratował ją z opresji, a teraz go tu nie ma
- Chodź zobaczysz, będzie fajnie – odparł i pociągnął ją w kierunku stojącej karuzeli
- Parker, tylko słuchaj dr Brennan! – krzyknęła Rebecca. Ja muszę już iść, tata przywiezie Cię wieczorem, pa – dodała i machając mu na pożegnanie skierowała się do samochodu
Bones bawiła się naprawdę znakomicie z małym. Śmiała się do rozpuku, ganiała pomiędzy huśtawkami. Całej tej sytuacji z daleka przyglądał się agent, który od kilku minut stał przy ławeczce. Serce radowało się na widok dwóch osób, które kochał nad życie. Oto jego ukochany synek bawi się z jego Bones i widać obojgu sprawia to dużą frajdę. Nie czekając dłużej postanowił dołączyć do bawiącej się dwójki…
- Nie przeszkadzam? – zapytał chwytając za rękę Bones
- Booth – szepnęła ściskając mocniej jego dłoń i uśmiechając się promiennie. Spóźniłeś się – dodała lekko oburzona
- Nie, ale chciałem
- Co chciałeś? – wtrąciła
- Chciałem zapamiętać ten widok – rzekł. Was – dodał i chwycił Parkera
- Tato pójdziemy na lody? – spytał. Czekoladowe – dodał z uśmiechem
- Jasne, na lody, na frytki i na dużą Cole – powiedział agent
- Booth, ale to nie zdrowe – wtrąciła Bones. To tylko…
- Wiem, ale nic się nie stanie jak raz oddasz się pokusie – powiedział to tak, że mu uwierzyła
- No dobrze – odparła
- Bones, dla Ciebie mega sałatka wegetariańska – rzekł
- Nie Booth to samo co wy – rzekła i chwyciła Parkera. To gdzie? – spytała
- Tu jest taki mały namiot, gdzie można zjeść– rzekł. Pamiętasz? – zapytał. Kiedyś jedliśmy tam – dodał
- Jasne, wtedy tata był cały brudny – rzuciła
- Oj Bones, przesadzasz, lód mi się wyślizgnął – rzekł czerwieniąc się
- No tak wina loda, on jaki nie dobry – odparła. Idziemy bo zgłodniałam na samą myśl - dodała
- Idziemy – rzekł i nie puszczając jej za rękę jak i małego ruszyli przed siebie
Po chwili siedzieli już przy stole oczekując na zamówione jedzenie. Cały czas się śmiali, uśmiech nie schodził im z twarzy. Powinni być smutni, ze się rozstają, że nie będą się widzieć przez rok, jednak oni o tym nie myśleli, cieszyli się sobą i chwilą, w której są razem. Na smutek mają jeszcze czas… Po jakiejś pół godzinie opuścili lokal i udali się znów na huśtawki, gdzie bawili się przeszło 4 godziny. Wszyscy byli szczęśliwi, Parker szalał cały czas, ciągnąc raz ojca raz Bones za sobą i wymyślając różne wygłupy, Booth mając przy sobie dwie najbliższe mu osoby jak i Bones, która teraz zaczynała rozumieć, co to jest życie, jak można się nim cieszyć, jak spędzać wolny czas. Czas płynął dość szybko, jak zawsze kiedy człowiek spędza go w dobrym towarzystwie. Rebecca okazała się po raz kolejny dobrą osobą, pozwoliła Parkerowi zostać u ojca na noc. Booth obiecał odwieźć go z samego rana kiedy tylko się obudzi, na co Rebecca przystała. Cała trójka była szczęśliwa, gdyż mogła spędzić ze sobą jeszcze trochę czasu, przecież jutro rozstaną się na rok. Około godziny 18 opuścili park i udali się do mieszkania agenta.
- Tato jestem głodny – rzekł mały siadając ze zmęczenia na sofie
- Spokojnie zaraz zrobimy sobie jakieś kanapki – powiedział Booth. A Bones nam pomoże – dodał spoglądając na nią i lekko się uśmiechając
- A co powiecie na naleśniki? – zaproponowała
- Takie z sosem czekoladowym – rzucił Parker
- Z truskawkowym – dodał rozmarzony agent
- No to do pracy – rzuciła. Ja zrobię ciasto, Booth będzie smażył, a Parker dekorował – powiedziała i po chwili wspólnie zaczęli przyrządzać kolację.
Bones była naprawdę szczęśliwa. Cały ten dzień spędziła tak, jak nie była w stanie sobie nawet wymarzyć.
- Bones masz mąkę na twarzy – rzucił Parker turlając się ze smiechu
- Gdzie? – spytała
- Tu– rzekł agent wycierając ją kciukiem
- Dziękuje – odparła
- Nie ma za co – powiedział posyłając jej lekki uśmiech, na który odpowiedziała tym samym
- Już gotowe – powiedziała podając mu miskę z ciastem.
Po chwili naleśniki były już usmażone, a Parker zabrał się do ozdabiania i rysowana na nich różnych zabawnych rysunków, dla każdego coś innego. Kolacja upływała im w miłej atmosferze. Śmiali się, rozmawiali, Parker wymyślał zagadki, Bones także, Booth przyglądał się im tylko z podziwem dziękując Bogu, że ma ich przy sobie. Wieczór upływał im na zabawie, układali razem puzzle z dinozaurami, które dostał od Angeli, bawili się kolejką od dziadka Bootha, ale najwięcej frajdy sprawiała im zabawa w składanie szkieletu i rozpoznawaniu każdej kości. Booth patrzył na synka i Bones, którzy z taką pasją rozmawiali na temat, który wystraszył by inne dzieci, ale nie jego Parkera, szczególnie, że pomaga mu najlepszy antropolog nie tylko w Stanach, ale na całym świecie. Booth nie był jednak bierny, co chwila zaskakiwał ich swoją ogromną wiedzą na ten temat.
Około 23 malec zrobił się senny i marudny.
- Parker chyba już czas – rzekł Booth spoglądając na chłopca
- Tato, ale
- Parker – wtrąciła Bones. Tata ma rację. Czas już spać, ja też się musze zbierać – dodała
- Nie Bones, nie będziesz jeździć po nocy – rzucił Booth
- Spokojnie, nie jest jeszcze późno – odparła. Poza tym jestem już dużą dziewczynką Booth, nie musisz się o mnie martwić – dodała
- Widzisz tata, Bones ma rację, nie jest jeszcze tak późno – wtrącił Parker
- No teraz to mam dwóch uparciuchów – rzekł Booth. Dobra plan jest taki – powiedział. Parker zmyka teraz do łazienki…
- Tak umyć ręce, buzię i zęby – powiedział z przekąsem
- Dokładnie, a my w międzyczasie sprzątniemy ten bałagan, a potem
- A potem? – spytała Bones
- To potem – odparł i po chwili każde udało się w innym kierunku.
Po jakiś 15 minutach zebrali się w salonie. Parker przebrany był w piżamkę, gotowy do snu, jednak miał jeszcze na tyle energii, że zaproponował coś, na co reszta przystała. Siedzieli w trojkę na sofie przykryci kocem, pomiędzy agentem a Bones siedział chłopiec trzymając w dłoni książkę, którą kochał od dawna.
- Bones znasz Kubusia Puchatka? Zapytał
- Znam – odparła. To moja ulubiona książka – odparła. I wcale nie jest skierowana do dzieci, tylko do dorosłych – rzekła. Dawno nie czytałam – dodała ze smutkiem
- Widzisz Bones, mówisz i masz – rzekł Booth podając jej ów książkę
- Ale…
- Żadne ale, czytaj, my słuchamy, co nie Parker? – rzekł spoglądając na synka, któremu pomysł przypadł do gustu
Bones skapitulowała i zaczęła czytać na głos. Była bardzo przekonywująca. Każde zdanie było wypowiadane z inną tonacją głosu, by odbiorca przeniósł się do miejsca, o którym czyta.
W pewnym momencie doszła do tego fragmentu…
- „A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść.? - spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. - Co wtedy.? - Nic wielkiego. - zapewnił go Puchatek. - Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika”.
Po ostatnich słowach zapanowała cisza. Chłopiec nie bardzo rozumiał sytuację. Myślał, ze antropolog zrobiła sobie przerwę by złapać oddech, w końcu od dłuższego czasu czytała. Jednak ona nie po to się zatrzymała. Spojrzała na Bootha i w jego oczach zobaczyła to samo, co sama poczuła. Patrzyli na siebie wzrokiem, jak nigdy przedtem. Fragment dokładnie odzwierciedlał, to co czuli. Jutro ich drogi się rozejdą na jakiś czas, ale oni się nie martwią, wiedzą, że wrócą, że jeżeli się kogoś kocha, to nawet rozłąka nie jest w stanie niczego zmienić, a może tylko pomóc, nie tylko jemu, ale także i jej. Po chwili powróciła do czytania…
Kilka chwil potem książkę przejął agent. Czytał już dług czas, kiedy doszedł do tego momentu:
"- Prosiaczek wspiął się na paluszkach i szepnął:
- Puchatku...
- Co Prosiaczku?
- Nic - rzekł Prosiaczek, biorąc Puchatka za łapkę - chciałem się tylko upewnić, czy jesteś."
Spojrzał na nią. Ona czuła to samo. Było już dość późno. Byli tak pochłonięci książką, ze nie zauważyli, jak Parker sobie smacznie śpi.
- Zaniosę go do pokoju, nie ruszaj się stąd – rzekł
- Nie ruszam – odparła
Po chwili powrócił i usiadł obok. Odłożyła książkę i mimowolnie się w niego wtuliła. On objął ją swym mocnym ramieniem, ściskając delikatnie jej dłoń. Wiedziała, że to tylko bajka, że może to śmieszne, ale szepnęła mu coś podobnego, co czytał jej przed chwilą…
- Booth, przyrzeknij mi, że nigdy o mnie nie zapomnisz.
-Przyrzekam – odparł i po tych słowach oboje zasnęli w swych ramionach.
Następnego dnia z samego rana, po wspólnym śniadaniu, tym razem tostach robionych wspólnie, odwiózł synka do mamy, potem Bones do siebie. Kilka godzin później spotkali się na lotnisku. Pożegnanie było smutne i niezwykle trudne. Na dowidzenia szepnęli sobie to samo zdanie, tylko w innej kolejności…
- Bones, przyrzeknij mi, że nigdy o mnie nie zapomnisz – szepnął spoglądając w jej zaszklone błękitne oczy
- Przyrzekam – odparła składając delikatny pocałunek na ustach.
Po chwili przytulili się po raz ostatni. Za rok się spotkają, i zacznie się coś nowego, jednak oni się już nie boją. Czemu? Bo mają siebie i nic ani nikt tego nie zmieni. Rok minie szybko i oni w to wierzą…
I'm glad U liked it Kaia :* I love using some quotes, some senstences or the songs which helps me to write sth xD Ragards n kisses :* Lots of love :*
No no opowiadanko bardzo przyjemnie się czytało... :) He he nawet Kubuś Puchatek jest znany w Stanach... xD :P he he bardzo fajnie wplątałaś tę bajeczkę w opowiadanko :) heh... strasznie mi się podobało... :)
To jedziemy dalej xD
Dove saro domani [OP]
moja wersja 6x01
Dojechali do apartamentowca Bones w ekspresowym tempie. Wiedzieli czego chcą, jak bardzo pragną być ze sobą, poczuć swoją bliskość, po prostu być ze sobą. Dosyć z ucieczkami przed uczuciem, które nie prowadzą do niczego dobrego, a tylko ich ranią, jak te ich udawane randki ostatnimi czasy. Jedna rzecz, jedna sprawa sprawiła, że dotarło do nich wreszcie, że mogą się stracić, że wszystko może się zmienić, nie na lepsze, lecz na gorsze. Dystans pomiędzy parkingiem a jej mieszkanie pokonali biegiem i nie był to zwykły bieg. Na twarzy malował się uśmiech, serce radowało się. Dłonie splecione ze sobą, zachowywali się jak para nastolatków. Im jednak to nie przeszkadzało, ludzie patrzyli na nich, jakby powariowali. Nie byli ubrani normalnie, no ona tak, on już mniej wyjściowo, jednak nie to się dla nich liczyło. Mieli siebie, odnaleźli swoją połówkę i to było najważniejsze. Biegli po schodach, nie chcieli czekać na windę, która nie nadjeżdżała. Ukradkowe spojrzenia pełne miłości, sprawiały, że czuli się wyjątkowo. Wiedzieli, co zaraz ma nastąpić, wiedzieli, ze to nie jest tak, że nie działają pod chwilą, że emocję wzięły górę. Może częściowo tak pomogły im, jednak oni byli już pewni, on od dawna, ona przyznała się przed sobą dziś. Wizja utraty kogoś bliskiego jest czasem silniejsza niż potrzeba oddalenia się od niej, ucieczki, która pomaga lecz na krótko. Choć chciała bardzo chciała, nie wierzyła w miłość, myślała, że ta ucieczka sprawi, że przekona się, co czuje i nie myliła się. Tylko nie chciała czekać. Wiedziała, ze to czekanie zabiło by ją wewnętrznie. Stanęli przed drzwiami do jej mieszkania. Nerwowo szukała w kieszeniach klucza, którego jak na złość nie mogła znaleźć. Z pomocą przyszedł jej jak zawsze on. Jej partner, jej przyjaciel, najbliższa na świecie osoba, a za chwile jeszcze ktoś inny. Po chwili byli już w środku. Kolejne spojrzenie w oczy pełne czułości i znów to zobaczyli. Odbicie siebie u drugiej osoby, odbicie własnych uczyć, do których jedno z nich bało się przyznać. Jednak tak było kiedyś. Teraz oboje tego pragną, teraz oboje tego chcą. Chwila, moment. Ciało do ciała, usta do ust. Delikatny pocałunek, muśnięcie warg. Przyjemny dreszcz przechodzący przez ciała obojga. Kolejny krok. Ubrania lądują na podłodze. Oni kierują swe kroki do sypialni. On kładzie ja delikatnie na łóżku. Spogląda w te błękitne oczy, w których się zakochał pierwszego dnia. Teraz jej wzrok jest trochę inny. Nie jest już tak smutny jak wtedy. Wiele się zmieniło od tamtego dnia. Sytuacja, Lae przede wszystkim oni. 5 lat temu popełnili jeden z błędów życiowych, które ludziom trudno jest sobie wybaczyć. Rozstali się na rok. Teraz…
Jeszcze raz spogląda w błękitne jak ocean oczy, w których widzi przyzwolenia, jak i miłość. Nie tracąc ze sobą jeszcze przez chwile kontaktu wzrokowego leża. Po chwili. Usta znów pragnące siebie, dłonie błądzące po ciele, wywołując ekstazę. Pocałunki bardziej namiętne, zachłanne. W pokoju unosi się magiczna aura, pożądanie daje o sobie znak. Dwoje kochających się ludzi, uciekających przed miłością z obawy utraty tej ukochanej połówki, wreszcie się odnajduje. Czułe słowa szeptane pomiędzy kolejną porcją pocałunków. Czułe gesty. Wszystko tak, jak jej kiedyś opowiadał, a ona starała się uwierzyć. I uwierzyła. Wtedy była to tylko teoria, tera przyszedł czas na praktykę. Dwa ciała, dwie spragnione siebie dusze spotykają się, by doświadczyć cudu miłości, cudu, którego od tak dawna pragną. Powolne kołysanie ciał w tym samym kierunku, ruchy skoordynowane, nie szybkie delikatne, mające na celu połączenie dwóch ciał w jedno, powstaje jedność. Dwie połówki jabłka splecione w namiętnym tańcu zakochanych. Fala rozkoszy przeszywa raz po raz oboje. Tego pragnęli, tego chcieli i wreszcie to dostają. Zaryzykowali. Miłość zwyciężyła. Wreszcie się odnaleźli. Czy żałują? Wcale. Gdyby wyjechali znów popełnili by ten sam błąd. A jednak ludzie uczą się na własnych. Oni już raz stracili ukochaną osobę na rok. Nie chcieli tego powtórzyć. I udało się zaryzykowali. Praca nie królik, nie ucieknie jak mówi zabawnie Bones. Miłość z tym rokiem może odejść, a to by było za wiele, nawet dla nich.
Z głośników leci ich piosenka: „When I need you”
When I need you
I just close my eyes and Im' with you
And all that I so want to give you
it's only a heart beat away
When I need love
I hold out my hand and I touch love
I never knew there was so much love
keeping me warm night and day
Tak jak kilka chwil temu w uszach brzmiały te słowa. Na lotnisku, kiedy się żegnali, kiedy tak bardzo pragnęli się pocałować, przytulić, ale wiedzieli, że to zburzy tamę, że jak zaryzykują, to nie będzie odwrotu, przecież tam czeka na nich praca. Zwykłe dotknięcie dłoni, które miałoby czymś małym, a tak wymownym, a jednak miało znaczenie większe niż się spodziewali. W momencie oboje zadali sobie pytanie : Gdzie będę jutro, gdzie będę? Teraz mają wspólną odpowiedz. Tu w ramionach ukochanej osoby, blisko niej. Już zawsze. Małymi kroczkami będziemy tworzyć związek, nauczymy się być ze sobą, ale i dla siebie. Stworzymy w przyszłości rodzinę, której oboje nie mieliśmy. Najważniejsze, że się odnaleźliśmy. Razem zawsze łatwiej kroczyć przez życie.
No no Ines muszę powiedzieć, że bardzo podoba mi się ta wersja tego odcinka :) Super nic dodać nic ująć.. :)
Pozdrawiam serdecznie :*
Cieszę się, że się podobało xd Jedziemy dalej, chyba jeszcze tego nie było xd Pozdrawiam xD
Miracle of love [OP]
Niektóre cytaty z odcinków, które już były, przepraszam, że po angielsku, ale dla mnie więcej znaczą niż po polsku. Mają wiekszą magię xD Oby HH był łaskawy dla fanów :>
In the darkest moments before dawn, a woman returns to her bed. What life is she leading? Is it the same life the woman was living half an hour ago? A day ago? A year ago? Who is this man? Did they lead separate lives or is it a single life shared?
Dwoje kochających się ludzi, pragnących swojego szczęścia, które zaznają tylko w swoim towarzystwie. W żadnym innym. Są dla siebie tylko stworzeni. Tak inny, a w gruncie rzeczy tacy sami. Kolejny raz doświadczają cudu miłości, o którym on jej tak często opowiadał, a ona pragnęła go doświadczyć. I tak się też stało, nie raz, nie dwa. Prawdziwa miłość zwyciężyła, oni odnaleźli się i połączyli nie tylko w namiętnym tańcu dwóch ciał. Połączyła ich mała istotka, którą tamtej nocy poczęli z miłości, które pozazdrościł im niemal każdy. Dziecko, którego tak bardzo pragnęli, coś co zrodzi się dzięki nim i dla nich, co stanie się jeszcze większym sensem życia niż oni sami. I udało się. Los wynagradza zakochanych…
Wtedy to był tylko sen. Jednak byli nim złączeni oboje. Przecież to ona opowiadała mu tą historie, kiedy był w śpiączce. A ludzie w takim stanie słyszą, wiedzą, rozumieją, choć nie są z nami a kontakcie to wiedzą. I on wiedział. Czuł całym sobą to, czego tak pragnął od dawna, o czym marzył, co się spełniało. W śnie, ale przecież od czegoś trzeba zacząć. Najpierw o czymś marzymy, robimy wszystko, by się ono spełniło. I kiedy oboje tego pragniemy zdarza się cud…
Od tamtego dnia wiele się zmieniło. On wiedział, że ją kocha. Powiedział jej to, jednak widząc strach w jej oczach sprostował znaczenie słowa „I love you”. Ona też, ale bała się tego. Kolejny raz stłumiała uczucie w sobie, była w tym mistrzynią, choć nie mogła ukryć tego przed dwiema osobami. Kilka miesięcy potem on zaryzykował znów, ona znów stchórzyła. Ale tylko prze chwile. Jednak to było do niej silniejsze i jak mówił napis : „Nothing happens unless first a dream” nic najprawdopodobniej by się nie zdarzyło, gdyby nie tamta książka, gdyby nie wizja utraty ukochanego. Ten wyjazd na wyspy Maluku, chciała uciec przed miłością, bała się o niego, ze przez nią coś mu się stanie, że straci go już bezpowrotnie. Wiedziała, czego chce, wiedziała, że to ostatnia noc, a ona chce ją spędzić z nim, w jego ramionach, doświadczyć cudu, o którym jej mówił, w który uwierzyła, który przeżyli we śnie. Nie stchórzyła kolejny raz. Stanęła przed drzwiami, nie zamknął ich, czyżby przewidział, czyżby czuł, że…
Jeden ruch reki, i była w środku. Stała naprzeciw partnera, przyjaciela. Z oczu spływały łzy. Te smutku które łączyły się z tymi radosnymi. Chwila szczęścia.
Moment, na który oboje czekali od dawna. Dwoje ludzi zakochanych w sobie od pierwszego dnia. Pocałunek delikatny, muśniecie ust, jak dotyk motyla. Z każda chwila nabiera na mocy, jest pełen miłości, skrywanych namiętności, pożądania, które przybiera na mocy z każdym dotykiem ręki, na ciele pojawia się przyjemny dreszcz. Spojrzenie w oczy i znak: Tak chcę ciebie teraz i tu. Moment. Oboje leżą w sypialni. Dłonie błądzą po ciele dostarczając każdym swym dotykiem tyle przyjemności. W memencie wspominają tamtą rozmowę, kiedy tłumaczył jej co to miłość, co to kochanie się, co się zdarza kiedy dwoje ludzi staje się jednością…
Here we are, all of us, basically alone, separate creatures, just circling each other, all searching for that slightest hint of a real connection. Some look in the wrong places, some they just give up hope because in their mind they're thinking "Oh there's nobody out there for me," but all of us, we keep trying over and over again. Why? Because every once in a while... every once in a while, two people meet and there's that spark, and yes, Bones, he's handsome and she's beautiful and maybe that's all they see at first, but making love... making love... that's when two people become one.I po chwili oboje doznają tego cudu. Dwa ciała złączone ze sobą w namiętnym tańcu spragnionych dusz. Wspólne kołysanie w ten sam rytm. Ogrom przyjemności, które musza zapamiętać na ten rok. Oboje spragnieni bliskości badają swoje ciała, próbując zapamiętać każdy jego skrawek w pamięci, by mów przeżyć ta rozłąkę, która jest nie unikniona, ale nie oznacza końca. To dopiero początek czegoś, co obje pragną i teraz już wiedzą. Nie zasypiają całą noc. Ona jest za krótka na sen. To ich ostanie chwile razem. Nie mają zbyt dużo czasu dla siebie, chcą go wykorzystać jak najlepiej. Z radia leci ich piosenka…
What did he say? He called me baby, baby all night long. What did he do? He called me baby, baby all night long...Nad ranem oboje zasypiają na chwile, wtuleni w siebie. Budza się w tej samej pozycjo, Na twarzy nie ma smutku. Jest radość i nadzieja. Kilka chwil potem smutne pożegnanie. Lotnisko. Ona z przyjaciółmi. Smutna, a jednak szczęśliwa. Doświadczyła cudu z mężczyzną, którego pokochała. Wiedziała, że on już jest daleko w drodze. A jednak… On musiał zobaczyć ja ostatni raz, by zapamiętać jej twarz. Spojrzenie w smutne tym razem oczy. Pragnienie pocałunku, ale nie wiedzą, to zburzy, to ich zrani. Nawet przytuleni zaboli. W pamięci mają obraz wspólnej nocy. I to chcą ze sobą zabrać.
One year from today, we meet, at the reflecting pool on the Mall, right by the… Coffee cart. I know. One year from today. Ostatnie słowa. Dotyk dłoni, mały gest. Ostanie spojrzenie. Rozłąka na rok, który mija szybciej niż sobie wyobrażają. Co ich trzymało przy życiu. Wiara, że ta druga osoba kocha. Myśl, że on/ona czeka.
Letni ranek, godzina 4.47. Spotkanie po długim okresie. Tam gdzie sobie obiecali. To samo spojrzenie, odbicie własnych uczuć, odbicie własnego siebie. Pocałunek znów delikatny, nie zachłanny. Muśnięcie ust, a jednak wyrażające tak wiele. Szczęście. Znów są razem, mają siebie i teraz to ich czas, Zaczynają wspólne życie. Małymi kroczkami uczą się być ze sobą, pomimo wielu przeciwności losu, ale i tak są razem, bo miłość zwycięża wszystko. I nic się nie zmienia. Ich związek nie psuje nic, jakby można pomyśleć. W pracy nikt nie ma im za złe, ludzie są szczęśliwi z nimi. Wracają do domu wtuleni w siebie. Teraz są dla siebie. Muszą nadrobić stracony czas. Jutro czeka ich praca, ale dziś…
Oj tak Ines tego jeszcze nie było... :PP
Mnie się bardzo podobało to opowiadanko... tylko szkoda, że cytaty są po angielsku... :( ja się po prostu nie uczę angielskiego i nie wiem co znaczą te cytaty... :( Czy mogłabym prosić o przetłumaczenie... ???
Pozdrawiam serdecznie :)
Napisałam to opowiadanie w środę przed wielkim finałem. Pisząc ryczałam, oglądając ryczałam i do tej pory nie potrafię się otrząsnąć.
Krótkie ff, ale mam nadzieję że trafi do Was równie mocno co do mnie.
Zapraszam do czytania...
Na zawsze, Bones.
Ta noc jest inna. Jakby cichsza i spokojniejsza.
Tak różna od stanu twojej duszy.
Dusza.
Ale czy ty posiadasz coś takiego? Przecież to tylko wytwór ludzkiej wyobraźni. Nie udowodniono naukowo jej istnienia.
A mimo to, teraz czujesz że ją masz. A ona zalewana jest falą żalu. Topi się w smutku i złości.
Każde wspomnienie wypala na niej piętno, które parzy. Ten ogień trawi cię od środka.
A ty nie możesz nic zrobić.
Te wspomnienia. Te przeklęte wspomnienia. Te ukochane wspomnienia.
Siedzisz w ciemności. Tylko uliczne latarnie, które zapaliły się o zmroku, dają nikłe światło oświetlając twoją skuloną na fotelu postać.
Nie płaczesz. Już nie masz czym. Ostatnimi dniami wypłakałaś morze łez.
Ale twoje serce krwawi.
I boli.
Nie przypuszczałaś, że kiedyś to nastąpi. Przecież od zawsze byłaś sama. Radziłaś sobie ze wszystkim.
Ale nie poradziłaś sobie z miłością.
Odrzuciłaś ją. Odrzuciłaś mężczyznę, który cię pokochał. Umiłował cię taką jaka byłaś...
Ale czy nadal jesteś?
Przeklinasz siebie, że nie zaryzykowałaś. Że nie powiedziałaś ''jestem hazardzistką'' i nie pozwoliłaś waszej przyjaźni przekształcić się w coś ważniejszego. Piękniejszego.
Myślałaś, że w ten sposób postępujesz słusznie. Myślałaś, że chronisz Go. Myślałaś, że jeszcze masz czas... By z nim być.
Pomyliłaś się.
Śmierć zmienia ludzi. Śmierć bliskiej osoby zabiera cząstkę nas samych.
Śmierć twojego partnera zabrała ciebie.
Kiedy czerwień zaczęła przeważać biel na jego koszuli...
Kiedy uścisk jego dłoni powoli słabł...
Kiedy jego oczy zaczęły gasnąć...
Zrozumiałaś.
Zrozumiałaś, że już nie masz czasu. Zrozumiałaś, że to koniec czegoś, co nawet się nie zaczęło.
Zrozumiałaś i zapłakałaś.
Tylko jego słowa wypowiedziane szeptem przebiły się przez mur rozpaczy.
''Na zawsze, Bones''
A potem nie było już nic. Świat się zatrzymał, tak jak zatrzymało się serce Seeley'a Booth'a.
Teraz, kiedy patrzysz na jego zdjęcie nie możesz nie przypomnieć sobie tych słów. Bo wreszcie uświadomiłaś sobie, że Booth był od zawsze i na zawsze będzie. Tak ja ty byłaś dla niego.
Koniec
Charlotte, brak mi słów, choć wydaje mi się, że już to gdzieś raz czytałam, ale teraz równie dokładnie dotarł do mnie ten przekaz jak i za pierwszym razem... nie mogłam powstrzymać swoich łez.. jakie to smutne, piękne i wzruszające...
I właśnie to ff jakże trafnie uświadamia to, że życie jest za krótkie, żeby się bać i nie zaryzykować, tłumić w sobie uczucia, a zrozumiesz dopiero wtedy gdy tej drugiej osoby już nie będzie... ;( i okaże się, że już jest za późno... :(
Jak mnie dawno nie było na tym forum *rozgląda się w koło*. To znaczy byłam, ale nie komentowałam. Brak czasu, czyli choroba ponad połowy populacji 21 wieku. Opko piękne. Ma na prawdę głęboką prawdę ukrytą, że tak powiem między literami. Oby tak dalej i gratuluję talentu (który jest ogromny). Czytałam to co pawda już na forum, ale choć je znam wzruszyłam się tak samo. I jeszcze raz sorry za tak długi brak komentarzy.
Ines.. :) Wiesz ile ja na to czekałam prawda? :) Strasznie tęskniłam za twoimi opkami :) Chyba nie muszę powtarzać jakie są fajne :D
ojej... charlotte! To było świetne :) aaah... nie no tego się nie da opisać słowami. :) poprostu niewyobrażalnie dobre . :)
1. ;)
-Do zobaczenia jutro.-uśmiechnął się do niej. Stał w progu jej gabinetu, podeszła do niego, poklepała po ramieniu.-Nie siedź tutaj całą noc. Dobrze? –upewnił się. Wiedział że go nie posłucha, że nie opuści instytutu dopóki nie zbada każdej najdrobniejszej kostki. Praca była dla niej najważniejsza.
-Jeśli zdążę… OK.-powiedziała widząc jego karcące spojrzenie.
-Nie możesz tyle pracować.-odparł .
Spojrzeli sobie w oczy, uśmiechnęli się do siebie. Przesunął dłonią po jej ramieniu, po czym pochylił się nad nią, chcąc pocałować ją w policzek. W tym samym momencie obróciła głowę, więc przypadkiem musnął jej usta. Odskoczyli od siebie jak oparzeni.
-Przepraszam. –powiedział uśmiechając się niepewnie.
-To był przypadek.-odpowiedziała zmieszana. Zgarnęła włosy za ucho, odwzajemniła uśmiech. Odsunęli się od siebie, ze świadomością jak bardzo by tego chcieli. Stanęli w bezpiecznej odległości, zerknęli na siebie nieśmiało.
-Pójdę już.- wcisnął dłonie do kieszeni, patrzył jak siada za biurkiem. –Do jutra-szepnął i wyszedł.
-Co się z wami dzisiaj dzieje? -spytał Sweets.
-Nic.-odparli szybko. Zapomnieli że on wyczuwał napięcie pomiędzy nimi bardziej niż oni sami.
-Czy od naszego wczorajszego spotkania wydarzyło się coś o czym nie wiem? –spróbował znowu. Usiadł wygodniej w fotelu, spojrzał na pacjentów. Jak zwykle nie byli skorzy do współpracy.
-Tak. –powiedziała Brennan.
-Co?- spytał Booth. Spojrzała na niego zdziwiona.-Teraz zacznie nas wypytywać, nie da nam spokoju.
-To nie moja wina. Wczoraj wydarzyło się dużo rzeczy o których on nie ma pojęcia. Nie mam na myśli…- spojrzała na niego porozumiewawczo.
-Teraz to już w ogóle nie da nam żyć, a ja nie mam najmniejszego zamiaru się z nim męczyć. Ty będziesz się z tego tłumaczyć. –powiedział z wyrzutem, po czym westchnął . Dyskusja ze Sweetsem to ostatnia rzecz na jaką miał teraz ochotę.
-Czyli to moja wina? To ty mnie pocałowałeś. –odparła spokojnie. Oboje spojrzeli na Sweets’a, który aż otworzył usta ze zdziwienia.
-Co?- spytał zaskoczony. Z każdym dniem coraz bardziej go zaskakiwali. A tym razem przeszli samych siebie.
-To był przypadek.-wytłumaczył.
- Wyjaśniliśmy to wczoraj.-powiedziała z powagą.
-Czy ktoś mi powie co się tu dzieje?- spytał.-Między wami jest takie napięcie… musicie o tym porozmawiać.
-Nie mam takiego zamiaru.-odparła.
-Ja też nie. –powiedział.
-Jesteście tego pewni? -spytał z powagą notując coś w zeszycie.
Usiadła na kanapie w swoim mieszkaniu. Wyjęła butelkę czerwonego wina, dwa kieliszki. Booth usiadł obok niej, otworzył butelkę. Był piątkowy wieczór, wyjątkowo ciepły jak na tę porę roku.
-Sweets miał rację, jeśli uważał że za sobą zatęsknimy.-powiedział. –Jak mógł nas rozdzielić? Co on sobie wyobraża?
-Tydzień szybko minie.
- Najgorsze jest to że tak może kiedyś zostać.-dodał po chwili milczenia.
-Nie chcę bez ciebie pracować. –powiedziała.-Wtedy w ogóle przestaniemy się widywać. Godzinka po pracy mi nie wystarczy.-mruknęła.
-To dobrze, bo mi też nie.-uśmiechnął się.
-To że nie okazuje uczuć , nie oznacza że ich nie mam.-powiedziała po chwili.
-Wiem. Ale chciałbym wiedzieć jakie.-szepnął.
-Nie rozumiem.-odparła. Spojrzał na jej rozchylone usta, po chwili odwrócił od nich wzrok, przerażony tym jak bardzo ich pragnął. Zdążył już ochłonąć po ostatnim pocałunku, jeśli przypadkowe zetknięcie warg można tym mianem określić.
-Pytam co do mnie czujesz.-powiedział wprost. Zapomniał że jej wszystko trzeba tłumaczyć.
-Booth. -przerwała mu. –my nie możemy…. –przerwała. Odsunęła się od niego na bezpieczniejszą odległość.
-Rozmawiać o uczuciach?- spojrzał na nią rozbawiony. Po chwili powiedział z powagą-Dlaczego? Jeśli chodzi o FBI…- zaczął.
-Nie o to. Po prostu nie mogę się z tobą związać. Nie mogę pozwolić ci żebyś mnie zranił. Każdy na kim mi zależy, w końcu mnie zostawia.
-Rozumiem że się boisz, też się boję.-szepnął.- Ale spójrz mi w oczy…- poprosił.-I powiedz że mnie nie kochasz.-powiedział. Spojrzał jej w oczy ale po chwili spuściła wzrok.
-Jesteśmy przyjaciółmi. Chciałabym żeby tak zostało. To co czujemy, nie powinno wykraczać poza tę granicę.
-Dobrze.-powiedział.
Zapadła chwila milczenia. Chwila, która dla obojga wydawała się wiecznością.
-Pójdę już.-dodał uśmiechając się niepewnie. Wstał, wcisnął dłonie do kieszeni jeansów. W milczeniu odprowadziła go do drzwi.-Przyjaciele. –powiedział zamyślony i wyszedł.
cdn. ;)
1.
~kilka miesięcy później ~
-Co ty tutaj robisz? -spytała otwierając drzwi. Zaprosiła go gestem do środka, usiedli przy kuchennym stole. Podała mu kubek gorącej kawy. –Nie powinieneś być teraz na swoim wieczorze kawalerskim?- spytała. Nie chciała się wgłębiać w te dziwne tradycje, których nie rozumiała.
-Powinienem. Zostawiłem ich, a byli tak pijani że nawet nie zauważyli że wyszedłem. Chciałbym z Tobą porozmawiać.-powiedział.
-O czym?- spytała. –O twoim jutrzejszym ślubie?- spytała. Chwilę zastanowił się nad jej słowami. Czyżby zauważył nutkę goryczy w jej głosie gdy wymawiała te słowa?
-Dopadły mnie wątpliwości.-mruknął. Przeczesał dłonią włosy, uśmiechnął się niepewnie.
-Jakie?
-Chodzi o to że… -zaczął niepewnie.
-Nie kochasz jej? Jeśli tak, lepiej jej to powiedz. Każdy zasługuje na to żeby wiedzieć. –powiedziała zamyślona sięgając po filiżankę.
-Każdy?- spytał. Kiwnęła głową z przekonaniem. –Nawet jeśli ta osoba nie wierzy w miłość?
-Do czego zmierzasz? –spytała.
-Nie chodzi o to że jej nie kocham… chodzi o to że kocham Ciebie.-powiedział powoli czekając na jej reakcje. Najpierw zrobiła zdziwioną minę, potem się uśmiechnęła i pokręciła lekko głową.
-Booth… -powiedziała zdziwiona.- dużo wypiłeś?- spytała poważnie.
-Jestem trzeźwy. –odparł. -Powiesz coś?
-Co mam powiedzieć Booth? Właśnie powiedziałeś mi że mnie kochasz, jak według ciebie mam na to zareagować?- spytała.
-Nie wiem. Chciałbym wiedzieć co ty do mnie czujesz. –powiedział szybko.
-Jak już sam wspomniałeś, nie wierzę w miłość. –stwierdziła.
-Próbujesz mi delikatnie powiedzieć że nie?- spytał ze zwątpieniem.-Co ja sobie wyobrażałem?- pomyślał.- Jestem dorosły, jakoś to zniosę.-dodał.
-Nie wierzę w miłość.-powtórzyła. –Więc jak mogę określić czy cię kocham?
-Więc co do mnie czujesz?- spytał. –Czy to tak trudno powiedzieć, tak albo nie?
-Jak więź między dwiema osobami można określić jednym słowem? Każdy postrzega to inaczej, nie ma definicji uczuć. Więc jak mam ci odpowiedzieć na to pytanie? Booth, jeśli się boisz ślubu…
-Nie boję się. Po prostu czuję że to nie z nią chcę spędzić resztę swojego życia.
- Booth dlaczego teraz?- zapytała.- Znamy się od dawna a ty nagle doznałeś olśnienia?- zakpiła.
-Nie czuję tego od dzisiaj. I dobrze o tym wiesz.-dodał.
-Seeley… -zwróciła się do niego po imieniu-może mylisz to z pożądaniem?
-Chyba nie myślisz że mówię że cię kocham, by zaciągnąć cię do łóżka?
-Nie mam pojęcia dlaczego to mówisz. Może zdałeś sobie sprawę, że przez kilka, kilkanaście lat będzie wolno ci uprawiać seks tylko z Megan. –powiedziała zdezorientowana. Jak miała się zachować? Jej partner, najlepszy przyjaciel wieczór przed ślubem wpada do jej mieszkania, i ot tak wyznaje miłość.
-Chociaż raz powiedz mi, co czujesz. Proszę.-szepnął.
- Wiesz jak wyglądają moje relacje z innymi. W nic nie angażuję się uczuciowo. A raczej nigdy się nie angażowałam. Tak jest o wiele bezpieczniej. Nie chciałam pozwolić żeby o moim szczęściu decydował ktoś inny. . Ale pojawiła się Angela… Ty… -westchnęła.-Nie podoba mi się to.
-Nie rozumiem.-powiedział.
-Ustaliliśmy że zawsze będziemy tylko partnerami, przyjaciółmi. Nic więcej.
-Nie podobam Ci się?- spytał. Pokręciła głową. -Więc w czym tkwi problem? Kochamy się. Mamy z tego zrezygnować tylko dlatego że na początku naszej znajomości nie braliśmy tego pod uwagę? Że się boimy? Znamy się od 5 lat, może dłużej. Jestem pewien że chcę z Tobą być.-odparł.
-Jutro się żenisz. –odparła. Spojrzał na nią pięknymi brązowymi oczyma. -Chyba nie odwołasz ślubu? To jest to czego pragniesz, mieć rodzinę.-spojrzała na niego tak, jakby uciekł z zakładu psychiatrycznego.
-To czego chcę to być z Tobą. Wiem że nie uznajesz małżeństwa. Kocham Cię, żaden papier tego nie zmieni.
-Chcesz jutro stanąć przed ołtarzem i powiedzieć „nie”?- spytała. – Wiesz jak ją tym zranisz?
-Tym będę martwił się później.-odparł.
-Wiesz że nie nadaję się do związku. Nie mam zamiaru niszczyć naszej przyjaźni.-dodała. Torpedował każdy jej argument. Chciała zmienić temat, ale wiedziała że jej na to nie pozwoli. Widziała determinację w jego spojrzeniu, któremu i tak nie potrafiła się oprzeć.
-Dlaczego z góry sugerujesz że nam się nie uda? –spytał.
-Staram się być realistką.-powiedziała sceptycznie.
-Powiesz mi wreszcie? -spytał. Spojrzał jej w oczy ale nie mógł z nich nic wyczytać. Westchnęła.-Muszę wiedzieć. I nie wyjdę stąd dopóki mi nie powiesz. Chyba nie chcesz mnie trzymać w niepewności do jutra?
-Ja…- zaczęła. Nie cierpiała rozmów o czymś tak abstrakcyjnym jak uczucia. Wstała i włożyła kubek do zlewu. Odwróciła się i spojrzał na swojego partnera. Nawet nie zauważyła kiedy wstał i podszedł do niej.-Zrozum. –powiedziała gdy się nad nią pochylił i na nią spojrzał. - Nie chcę cię kochać. Nie miałam najmniejszego zamiaru się w Tobie zakochiwać, niczego takiego nie planowałam. I ani trochę mi się to nie podoba.-dodała szybko.
Uśmiechnął się do niej, objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. Pochylił się żeby ją pocałować, ale usłyszeli dzwonek jego komórki. Sięgnął do kieszeni spodni i wyjął telefon. Spojrzał na wyświetlacz, zobaczył numer swojej narzeczonej.
-Meg?- spytała z uśmiechem. Chciała wysunąć się z jego objęć, ale nie pozwolił jej na to.-Odbierz. –szepnęła i wyswobodziła się z jego ramion. Weszła do salonu, usiadła na kanapie. Nie minęła minuta a do pokoju wszedł Booth. -Tak szybko?- spytała zdziwiona.
-Tak. Powiedziałem jej że jestem bardzo zajęty. –uśmiechnął się i usiadł obok niej.
-Pewnie się martwi, nie musisz już wracać?- spytała.
-Wyganiasz mnie?- spytał z uśmiechem. Wiedział że nie to miała na myśli.
-Nie chcę żebyś się musiał później tłumaczyć.-odparła. –Megan za mną nie przepada.-I z wzajemnością.-dodała w myślach.
-Jest zazdrosna.-powiedział. Usiadł bokiem, objął ją ramieniem.
-O co? –zdziwiła się.
-Wie, że to ty zawsze będziesz dla mnie najważniejsza.-odparł takim tonem, jakby to było oczywiste.
cdn.
jaaa chce i błagam o jeszcze!
jestem zachwycona i porwałaś mnie tym opowiadaniem!
bardzo dawno nie zaglądałam tutaj gdyż byłam na służbowej wyprawie ale nadrobiłam iiii...chcę więcej!
jaaa chce i błagam o jeszcze!
jestem zachwycona i porwałaś mnie tym opowiadaniem!
bardzo dawno nie zaglądałam tutaj gdyż byłam na służ
Wow Zakręcona ekstra opowiadanko... - Dwie super części :)
Bardzo podobała mi się rozmowa B&B przed "ślubem" Bootha, który na bank się nie odbędzie...
Strasznie mnie wciągnęło... :) Z niecierpliwością czekam na cd :)
skąd ta pewność ? :DD:D nastepna już napisana. :) dodam jutro... a może jeszcze dziś :)
Hmmm... oj to mnie troszkę zdezorientowałaś :P Jak to to się odbędzie ? .... Ok ok czekam na cd :) Nic wcześniej nie mów :D
Świetne opowiadanko.. :) te ich rozmowy... cuudne! xD
Mam nadzieję, że jednak do ślubu nie dojdzie... ?
Czekam na cd :) pozdrawiam :):*
Dawno tu nie zaglądałam.
Powiem tylko jedno słowo na temat twojego ff...FANTASTYCZNIE :D
Osobiście wole by cedek był jeszcze dzisiaj ;p
; **
następnego dnia ; )
Weszła do swojego gabinetu, usiadła na fotelu i włączyła komputer. Zerknęła na raport, pomyślała że dobrze byłoby go dokończyć. Strąciła długopis, natychmiast schyliła się by go podnieść. Gdy usiadła wyprostowana zobaczyła stojącą w progu Meg . Miała na sobie obcisłe jeansy i kaszmirowy sweterek a jej długie blond włosy opadały na ramiona.
-Dzień dobry.-przywitała się Brennan zamykając teczkę z raportem.
-Czy sprawia ci przyjemność niszczenie cudzego szczęścia?- spytała spokojnie.
-Nie rozumiem o co ci chodzi. –powiedziała Brennan.
-Na pewno? Hmm.. Przez pięć lat nie zwracałaś na niego uwagi, a gdy się zaręczył musiałaś to wszystko popsuć?- spytała ze łzami w oczach.-Czy nie możesz patrzeć na to że jest szczęśliwy z inną kobietą? Zerwał ze mną dzień przed ślubem.-mruknęła ze złością.-Przez ciebie. To twoja wina. Myślisz że będzie z Tobą szczęśliwy? Że dasz mu to czego pragnie? Rodzinę, dzieci…- zaczęła wyliczać.
-Przyszłaś tutaj z jakiegoś konkretnego powodu? -spytała rozdrażniona. Kłótnia z narzeczoną Bootha to ostatnia rzecz jakiej potrzebowała. Była wykończona. Całą noc nie spała, myślała o wczorajszej rozmowie z partnerem.
-Seeley był ze mną szczęśliwy. I będzie szczęśliwy. Ze mną. Czy ci się to podoba czy nie. -powiedziała wychodząc z gabinetu.
Po pięciu minutach usłyszała ciche pukanie. Uniosła głowę i zobaczyła Bootha stojącego w progu. Podał jej kubek kawy, uśmiechnął się szeroko.
-Coś się stało? -spytał widząc jej ponurą minę.
-Była u mnie Megan, dosłownie przed chwilą. Odwołałeś ślub? Czy ty zwariowałeś? -krzyknęła.
-A co miałem zrobić? Ożenić się z nią, chociaż to Ciebie kocham? –zapytał zdziwiony.
-Nie mów tak.-powiedziała wstając. Usiadła obok niego na kanapie, napiła się kawy.
-Ale to prawda. Przecież rozmawialiśmy o tym wczoraj.
-I? Co jej powiedziałeś?-spytała zdezorientowana. Cały wieczór zastanawiała się czy to zrobi. W końcu dlaczego miałby rzucić Meg? Była piękna, śmiała się z jego żartów, dobrze im się rozmawiało. Widziała jego zdecydowane spojrzenie gdy je sobie przedstawił, ten błysk w oku gdy o niej mówił. Była pewna że wezmą ślub, kupią dom z ogródkiem i będą mieli dzieci.
- Powiedziałem że jej nie kocham, zrozumiała. Stwierdziła że zawsze czuła że kocham inną. Rozmawialiśmy, potem zadzwoniliśmy do wszystkich gości i powiedzieliśmy że ślubu nie będzie. To wszystko. Nie wspominałem o Tobie.-dodał. –Widocznie nie musiałem, bo wiedziała od początku. Tak jak ja.-uśmiechnął się do parterki.
dwa dni później:
-Nie potrzebuję ochrony.- powiedziała spokojnie. Tłumaczyła mu to już drugi raz.
-Brennan. Ta psychopatka Cię prześladuje. Nie chcę żeby ci cokolwiek zrobiła. Więc, dopóki jej nie złapiemy dostaniesz ochronę.
-Ale ja nie potrzebuję ochrony.-powtórzyła.
-Tim i Jason są dobrzy. Nic Ci przy nich nie grozi. –dodał.
-O nie. Dlaczego aż dwóch? Zgodzę się na jednego i to pod warunkiem że to będziesz ty, dobrze?- upewniła się. Wiedziała że nie odpuści jej ochrony, a nie chciała obcych ludzi w swoim domu.
-Dobrze.-odparł. –Teraz zawiozę Cię do domu.-powiedział powoli.
-Ale ja muszę…- zaczęła ale widząc jego minę potulnie wstała z krzesła i wyszli z Instytutu.
-Napijesz się czegoś?- spytała wchodząc do kuchni.
-Z chęcią.
-Piwo? -zaproponowała. Bez wahania wyciągnęła dwie butelki z lodówki.
-Jestem na służbie, może być kawa.-powiedział. Odłożyła jedno , zaparzyła kawę. Po kilku minutach weszła do salonu, podała mu białą filiżankę. Usiadł wygodniej na kanapie, rozluźnił krawat.
-Możesz wracać do domu.-powiedziała. –Jak sam widzisz nic mi nie grozi.-dodała z uśmiechem.
-Nie mogę, ale ty powinnaś się położyć.-dodał gdy zaczęła ziewać.
-Jasne.-mruknęła i odstawiła butelkę piwa na stół. Poszła do sypialni, zamknęła drzwi. Przez dwie godziny siedział na kanapie i czytał gazetę. Usłyszał hałas w sypialni. Zerwał się na nogi i wbiegł do pokoju. Zapalił światło, drugą ręką wycelował broń w kierunku dochodzącego dźwięku. Zobaczył Brennan siedzącą na łóżku, książkę leżącą na podłodze.
-Przepraszam. Odkładałam ją na półkę.-zaśmiała się na widok przerażonej miny Bootha.- Co cię tak przeraziło?
-Myślałem że śpisz.-wyjaśnił.
-Zaraz się położę.-mruknęła.- A ty? Nie kładziesz się?
- Nie mogę.
-Teraz zarwiesz noc, bo nie chciałam obcej ochrony. –stwierdziła.
-Mhm-odparł odkładając grubą powieść na półkę. Usiadł na brzegu łóżka, spojrzał na nią. –Prześpij się.
-To nie będzie fair..-zaczęła.
-Dobranoc. –powiedział stanowczo i zgasił lampkę nocną.
Wstał i poszedł do kuchni. Nalał sobie kawy, oparł się o blat kuchenny. Zanim zdążył się napić usłyszał ciche kroki. Wyciągnął broń i zajrzał do salonu. Zobaczył Brennan siedzącą po turecku na kanapie. Na jej twarzy widział zadowolone spojrzenie i tryumfujący uśmiech.
-Przecież kazałem Ci zostać w łóżku.-powiedział siadając obok niej. Wiedział że nie ma sensu z nią dyskutować. Jak się na coś uprze, to koniec.
-Posiedzę z Tobą. Nawet nie próbuj się kłócić.-dodała grożąc mu palcem.
-Dobrze.-odparł ugodowo. Spojrzał na nią, uśmiechnął się. –Może się ubierzesz? -zaproponował.
-Jestem ubrana.-powiedziała zdziwiona.
-Właśnie widzę.-odparł. Spojrzał na jej piżamę. Miała na sobie tylko biały podkoszulek i bawełniane szorty. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, Booth napił się kawy.-Dlaczego nie chciałaś tamtej ochrony? –spytał po chwili.
-Nie będę się czuła bezpiecznie przy kimś, komu nie ufam.
-Więc mi ufasz? -spytał.
-Oczywiście.-zerknęła na niego.- Chcesz żebym sobie poszła? –spytała po chwili milczenia. Spojrzał na nią zdziwiony.
-Nie. -powiedział patrząc jej w oczy. –Na pewno nie chcesz się przespać?
-Trochę. Cały dzień pracowałam, ty z resztą też.-dodała kładąc głowę na jego ramieniu.
-taak. –powiedział cicho.
-Myślisz że dobrze zrobiłeś? Odwołując ślub?- czuła się winna. A co jeśli Megan ma rację? Był z nią szczęśliwy, a ona to zniszczyła.
-Jestem tego pewien.
Odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy, pogłaskał ją delikatnie po policzku. Uśmiechnęła się i przymknęła oczy. Przesunął delikatnie opuszkami palców wzdłuż jej ucha. Dotknęła jego dłoni, podniosła wzrok i spojrzała na niego. Oboje zamarli w bezruchu. Pochylił się lekko nad nią, objęła go za szyję. Już mieli się pocałować gdy nagle usłyszeli pukanie do drzwi. Oboje westchnęli, uśmiechnął się do niej po czym wstał i poszedł otworzyć. Pierwsze co zobaczył to broń wycelowaną prosto w niego.
c.d.n
No ładnie!!! Matyna jak Cię lubię, ale...
Nie zostawia się w takim momencie, no chyba jedynym wytłumaczeniem jest brak weny, zasłabnięcie nie wiem co jeszcze ;p No jak zawsze świetnie ja też się stęskniłam z twoimi fikami xD
Pierwsze co zobaczył to broń wycelowaną prosto w niego.
-Nawet nie próbuj. –powiedział wysoki mężczyzna gdy tylko Booth sięgnął do kabury. –Ręce wysoko, nad głowę. Żadnych gwałtownych ruchów bo odstrzelę ci łeb. -dodał.-Odwróć się.-rozkazał. Przyłożył mu broń do głowy i popchnął w kierunku salonu.
-Co…- zaczęła Brennan. Spojrzała na Bootha idącego z rękoma uniesionymi do góry. Za nim stał wysoki mężczyzna w kominiarce. Nie rozpoznała jego głosu, była pewna że go nie zna.
-Zamknij się. –powiedział.-Zaraz oboje zginiecie i lepiej się na to przygotujcie. –powiedział.
-Kto kazał Ci..-zaczęła ale pokręcił głową. Spojrzał na nią wymownie, po czym odbezpieczył broń.
-Jest chociaż naładowana?- zakpił Booth.
-Zamknij się!- powiedział.-Kto chce zginąć pierwszy?- zapytał. Udał że się zastanawia po czym wycelował broń w Brennan. –Aaa.. już wiem. Damy mają pierwszeństwo.
-Poczekaj.- krzyknął Booth. –Możemy się chociaż pożegnać? -spytał.
-Szybko. I nie próbujcie żadnych sztuczek.-dodał.
Skinął głową w kierunku Bones. Ta powoli zsunęła się z kanapy i podeszła do Bootha. Uniosła głowę i pocałowała go mocno. Objęła go w pasie, uśmiechnęła się ale dostrzegał strach w jej oczach. Chciał ją przytulić ale zaraz usłyszeli słowa mężczyzny.
-Ręce u góry. Chcę je widzieć.-powiedział.-Miałeś na to dużo czasu.
Brennan przesunęła dłonią po plecach partnera, szybko i zdecydowanie sięgnęła do jego kabury. Odbezpieczyła pistolet i wycelowała w napastnika. Zareagował błyskawicznie, wycelował w Bootha. Po chwili usłyszała głośny huk wystrzału. W milczeniu patrzyła jak ciało mężczyzny osuwa się z łoskotem na podłogę.
; ) c.d.n