no więc. każdy wie o co chodzi. zamieszczamy opwiadania o wspólnej, jakże malowniczej przyszłości/przeszłości B&B . ;)
Kilka lat wczesniej
Seeley Booth, snajper pracujacy na zlecenie korporacji...
Jego glownym zadaniem, jest najprosciej mowiac likwidacja osob, ktore przeszkadzaja innym...Cechowaly go miedzy innymi: opanowanie, profesjonalizm, umiejetnosc znoszenia ciezkich warunkow, wytrwalosc, wiedza...
Praca jak praca..Nie mial za bardzo wyboru...
Nowy w miescie, zero znajomych, ciezkie przezycia w dziecinstwie...
Pierwsz praca, jaka dorwal po przyjezdzie do DC...
Podjal sie tak na psrobe, szukajac na boku innej...
Od dziecka zawsze marzyl, jak kazdy chlopak, by byc strozem prawa...
Nie mial wyksztalcenia, wiec o pracy w policji, mogl tylko sobie pomarzyc...
Pewnego dnia przeczytal w lokalnej gazecie, ogloszenie o naborez do policji...
Mial zaledwie jeden dzien, by wyslac zgloszenie...
Zmiana pracy wiazala sie nie tylko ze miana zawodu,
ale takze ze zmiana miejsca zamieszkania...
Przyjecia byly bowiem w Waszyngtonie....
Ale to go nie zniechecilo...
Udalo sie...Dostal wezwanie...
..... przeszedl testy sprawnosciowe.... nastepnie psychologiczne....
Wszystko szlo po jego mysli...
Zaczynal wparwdzie od samego poczatku, roznego rodzaju raporty, praca jako gonca,
pomoc starszym policjantom...
Wiedzial, ze bez wyksztalcenia i bez wysilku, nie uda mu sie pozostac w policji...
Staral sie ja mogl i zostalo to docenione...Po kilku miesiacach dostal awans...
Po roku byl juz agentem specjalnym...Wszystko zaczelo mu sie ukladac....
Poznal kobiete, w ktorej sie zakochal...
Zaszla z nim w ciaze, gdy sie o tym dowiedzial, byl najszczesliwszym facetem pod sloncem...
Jednak kolejny raz w zyciu, los go potraktowal okrutnie...
Rebecca, matka dziecka, oswiadczyla mu, ze nie wyjdzie za niego....
To go zalamalo....
Popadl w alkoholizm, nikt nie byl w satnie mu pomoc...
Nawet jego szef...
Pewnego dnia, ktorys z informatorow policji poinformowal,
ze widzial pijanego agenta, grywajacego w kasynie...
To byl znak, hazard to juz ostatecznosc...
Cullen wiedzial, ze tylko powrot do pracy, pomoze przejsc to wszytko Booth'owi...
Nie mail tylko pomyslu, jak go sklonic do powrotu...
Pewnego dnia uslyszal o znakomitej pani antrpolog, ktora szuka wlasnie do pomocy agenta,
ktory sluzyl by jej wiedza, oraz pomoca w rozwiazywaniu sparw kryminalnych...
Dowiedzial sie czegos wiecej o niej i zaprosil do siebie...
Przybyla punktualnie na umowione spotkanie...Byla lekko zdenerwowana...
obawiala sie jakim czlowiekiem okaze sie agent, i czy zdolaja sie porozmiec...
Weszla do srodka, witajac sie z dyrektorem FBI...
Dzien dobry - rzekl Cullen
- Dzien dobrzy - odpowiedziaal
- milo mi pania poznac Cullen, dyrektor FBI - rzekl przedstawiajac sie
- Dr Temperence Brennan, milo mi - rzekla
- slyszalam, ze pracuje dla pana najlepszy agent,
- ktory pomoglby mi w rozaiwazywaniu zagadek kryminalnych - powiedziala
- tak, to wszystko prawda, ale - rzekl
- jakies ale, nie rozumiem, o co chodzi - spytaal zdziwiona
- jets maly problem, a raczej...
- to agent ma ogromny problem
- dziewczyna go rzucila, odbierajac nadzieje na spotkania z synem
- to go bardzo zranilo - wyjasnil pokrotce
- pzrepraszam, ale my sie chyba niezrozumielismy
- ja szukam agenta do wspolpracy, a nie poszukuje posady jako nianka - powiedziala zdegustowana
- wiem, tylko, ze on jest najlepszy
- i to wlasnie pani jest jedyna nadzieja, ze powroci do tego co robil,
- w czym byl najlepszy w calym stanie - wyjasnil
- mam nianiczyc jakiegos agenta z emocjonalnymi problemami
- to sie nie uda, wie pan,
- ja sama mam wielkie problemy z nawiazywaniem nowych znajomosci,
- wiec pzrepraszam, ale nie moge panu pomoc
- do widzenia - rzekla opuszcajac jego gabinet
Byla rozczarowana spotkaniem..
Spodziewala sie, ze naprawde uda sie jej poznac kogos godnego zaufania, kogos kto jej pomoze...
Jednka nikogo takiego nie spotkala...
Zawiedziona, udala sie spowrotem do Instytutu...
Dni mijaly, a ja zaczynaly zzerac ogromne wyrzuty sumienia...
Wiedziala, ze ten czlowiek potrzebuje pomocy, a ona jest bardzo wrazliwa na krzywde ludzka...Pomyslala, ze moze to prawda, ze praca, pomoze powrocic do narmalnosci temu agentowi..Postanowila pomoc, bynajmniej sprobowac...
Zadzwonila do dyrektora, proszac namiary tego agenta..
Cullen podal jej adres casyna, w ktorym ostatnio przebywal Booth...
Udala sie tam w poszukiwaniu swego nowego partnera...
Weszla do srodka zadymionego kasyna...
bylo tam naprawde duzo osob, tym trudniej bylo jej znalesc Booth'a...
Jednak przy stole do gry w KOSCI siedzial nieogolony, smutny facet, ryspopisem przypominajacy agenta...
Podeszla do stolika, by mu sie blizej przyjzec, byla bardzo ciekawa,
jak z porzadnego czlowieka, alkohol potrafi zrobic nikogo...
Usiadla, udajac zainteresowana gra...Byla jedyna osoba, na ktora zwrocil uwage...
Byla inna od osob grajacych, wyrozniala sie ogromna uroda,
choc, tak, jak on miala smutne spojrzenie...Wyczyl, ze w jej zyciu, wydarzyla sie jakas tragedia...W koncu byl policjantem, jego domena bylo czytanie z twarzy roznego rodzaju emocji,dla niego oczy sa zwierciadlem duszy....Patzryli na siebie, jakby zachypnotyzowani....
Nie mogac oderwac od siebie wzroku....
Po chwili wstala, udajac sie do baru....Podazyl za nia wzrokiem....Zamowila wytrawne martini...Odrazu wzbudzila zainteresowanie meskiej widowni...
Faceci staneli w jakims kregu, otaczajac ja przy barze...
Cwiczyla roznego rodzaju walki, nie bala sie wiec zadnego z adoratorow....
Wiedziala tez, jak dziala na facetow, wiec to, ze bylo ich tyle jej nie zdziwilo...
wiedziala tez, ze nie mogla pozwolic sobie na chwile slabosci,
gdzy nie przyszla sie tu zavbawic, lecz w pewnej konkretnej sprawie...
Czy przypuszczala, ze bedzie to poczatek czego, czego nie zapomni do konca zycia??
Czy Booth, spogladajacy na nia wyczul w niej wybawicielke i kobiete,
czy tylko kolejna laske na jedna noc
Po chwili podszedl do baru, odganiajac stojacych tam gapiow...
Usiadl na sasiednim stoliku i zamowil to samo, co kobieta obok...
Niew eidzili, jak maja sie zachowac, oboje zcujac speszenie, co bylo dziwne,
gdyz ich zycie seksualne bylo pelne podbojow i niezwykle urozmaicone....
Chcial zagadac, zapyatc, ale mial jakies opory...
Wiedzial, ze jego urok i usmiech zwalaja z nog, ale nie taka kobieta, jak ona....
Widzac jego speszenie przejela paleczke, odzywajac sie pierwsza:
- Czesc - rzekla spogladajac sie w jego strone
- Czesc - rzekl posylajac jej czarujacy usmiech
- Nazywam sie Joy Keenan - rzekla podajac mu reke na przywitanie
- Booth, Seeley Booth - rzekl sciskajac delkatna dlon kobiety
Fajne opowiadanie:0
Ciekawe czy uda się jej pomóc Boothowi z hazardu.
Czekam na cedeka:)
I cóż rzec? Kapitalne jak zwykle :) Czekam na cd :)
P.S zastanawiam się czy was nie podenerwować i nie wrzucić przypadkiem takiego malutkiego spojlerzyka jak ostatnio ^^ Co wy na to?
ciesze sie, ze sie podoba:)
zweifn ja to jeszcze tydz i wyjezdzam
wiec jakbys dala rade to wstaw ja chetnie przeczytam calosc:)
Ines- No, no, nie należysz to leniuszków. Fajne i niezwykłe opowiadanka.
Zweifn- tak!!
O której to się korzysta z komputeta??
Ja próbowałam coś napisac, ale prolog bedący epilogiem mi jakoś niewychodzi.
Jak zapełnić tą pustkę w głowie?? Pomocy!
powiem Ci ze wpadlam na kompa doslownie na chwilke:)
a godzina to wstaje tak do pracy:(
wlasnie pisze cedeka do kasyna:)
zweifn i jak z tym opkiem??
Normalnie. Włączam Worda chcę coś napiusać i nic mi do głowy nie przychodzi. Zdania się nie układają.
Postaram się.
Może powinnam jeszcze raz przeczytać niektóre opka??
Rozmowa sie kleila, rozmawiali o wszystkim, taj, jakby znalali sie conajmniej kilka lat.... Choc tylko ona wiedziala o nim..
- Zastanawia mnie co taka piekna kobieta robi w takim miejscu - rzekl
- w jakim miejscu?
- miejsce jak kazde inne - dodala po chwili
- racja, ale nie wygladasz na kobiete,
- taka jakie sie tu widuje - rzekl wskazujac jedna z takich
- czyzby to byl komplement?
- tak - potwierdzil
- o dziekuje to mile z Twojej strony - rzekla usmiechajac sie lekko
- nie wygladasz ja te charpie - przytoczyl
- charpie? - zdziwila sie
- nie wiem co to znaczy - rzekla po chwili
- co? - zastanowil sie
- piekna kobieta, ale nie wie, co znaczy jakies slowo?, dziwne - pomyslal
- zcemu mi sie tak pzrygladasz - spytala zdziwiona
- tak tylko, podziwiam Twoja urode - rzekl zmylajac ja
- ladne masz imie - stwierdzil
- dziekuje - rzekla lekko sie rumieniac
- znaczy radosc - wytlumaczyl
- wiem - rzekla upijajac lyk martini
Siedzieli i rozmawiali ciagle spogladajac w swija strone...
Zamowili kolejne martini, smiali sie zapominajac o innych obecnych w kasynie...
Powoli towarzystwo zaczelo sie rozchodzic.. W kasynie robilo sie pusto....
Byla juz poza godzina... a kasyni opustoszalo... Zostali tylko oni...
Jedyne o czym myslal to o niej... Wiedzial, ze musi poprosic ja o numer telefonu, gdyz wydawalo mu sie, ze juz sie nie spotkaja...
Postanowil takze odprowadzic ja do domu, gdyz opowiedziala mu, ze mieszka niedaleko...
Opuscili kasyno, udjac sie spacerkiem po Waszyngtonie... w strone mieszkania kobiety..
Spacerowali uliczkami miasta, ktore bylo puste... Swiatla w domach nie palily sie, ludzie zapewne spali...
Rozmawiali o wszystkim, ale zadne nie spytalo o zycie prywatnej tej drugiej osoby, czym sie zajmuje na codzien, o nic...
Po jakims czasie zawedrowali pod mieszkanie kobiety... Satli chwile, nie odzywajac sie ani slowem... Mial ochote by ja pocalowac, ale obawial sie jej reakcji... Bal sei, ze w obecnej sytuacji, nie jest w stanie niczym jej zaimponowac, a jest osoba, ktorej warto poswiecic wiecej uwagi... Nie jest taka jak kobirty, z ktorymi mial do czynienia... Byla inteligentna i piekna, a nie glupiutka i sztuczna, po masie operacji plastycznych...
Chwile milczenia przerwala Brenn, dziekujac mu za mile spedzony wieczor... W podziekowaniu pocalowala go w policzek... To byl magiczny moment.. Po nim ich spojrzenia spotkaly sie, a w nich zauwazyc mozna bylo pozadanie, chec zrobienia czegos wiecej... Ale oboje sie obawiali... Ona, ze nie jest godny takiej kobiety, ona, ze nie moze go oszukiwac...
Poprosil ja o numer telefonu. lecz ona sie nie zgodzila, twierdzac, ze jak dane jest im sie spotkac, to sie spotkaja... On przystal na to proponujac kolejne spotkanie, nastepnego dnia pod kasynem, miejscem, gdzie sie spotkali... Zgodzila sie na to...
Po chwili weszla do srodka... Musiala go zostawic na zewnatrz, gdyz obawiala sie, ze za chwile wydarzy sie cos, na co nie mogla sobie w tej chwili pozwolic, gdyz ma misje do wykonania przed soba...
yyy OMG! ale bedzie szok jak sie spotkaja w pracy znaczy szok dla Bootha. czekam na cdk!
Dni mijaly, a oni widywali sie regularnie... Spotkania te wplywaly korzystnie na oboje... Powoli zaczeli zmieniac sie wewnetrznie...
Ona dzieki niemu otwierala sie na swiat, na ludzi, on powoli rozstawal sie z nalogiem, przestal pic i zaprzestal wizyt w kasynie, gdzie ludzie staczajac sie na same dno..
To ona przekonala go rowniez, by sprobowal powrocic do pracy, jesli tak bardzo ja kochal.. Moze nie wszystko stracone - powtarzala mu ciagle...
Dzieki niej poczul w sobie ogromna sile, ktora pomogla mu wykonac krok.
Zadzwonil do Cullena i umowil sie na spotkanie... Poszlo lepiej niz sie spodziewalal.. Cullen czekal z niecierpliwoscia na powrot agenta, ktory nalezal do najlepszych w jego sekcjii...
Obiecal mu takze, ze od jutra moze powrocic do pracy, jesli tylko jest na to gotowy..
Powiedzial tez, ze bedzie mu przydzielona osoba do pomocy w pracy.. Nadmienil, ze nie bedzie to zaden agent, ale bedzie to genialna pani antropolog, najlepsza w swoim fachu....
Btl troche zdziwiony propozycja dyrektora, ale wiedzial, ze to jego pierwszy dzien w pracy po powrocie i nie moze dyskutowac.. Czasem niektore sprawy wymagaja pomocy od innych, wiec nie mial nic naprzeciw.. Cieszyl sei, ze moze powrocic do zajec, ktore sprawialy mu ogromna radosc i przyjemnosc..
Nastepnego dnia w siedzibie FBI
O godzinie 8 zjawil sie punktualnie w gabinecie Cullena. Oboje byli szcesliwi ponownym spotkaniem, majac nadzieje, ze bedzie tak, jak bylo wczesniej...
Agent troche sie denerwowal spotkaniem, ale cierpliwie czekal na pojawienie sie tej slynnej pani antropolog, ktora tak zachwalal sam Cullen..
Jedyne, czego sie o niej dowiedzial, to, ze nazywa sie Temperance Brennan, ze pracuje w najlepszym instytucie, mianowicie w Instytucie Jeffersona, najlepszym w calej Ameryce...
Nazwa instytutu byla mu znana, natomiast nazwisko kobiety, z ktora ma pracowac, nie...
Cześć, to było jak wrzód na tyłku, który chodził za mną i tupał. Musiałam to wywalić z głowy, żeby mnie nie zadręczyło.
dedykowane tutejszemu lachonarium ;D
Brennan niepewnie zajrzała przez szybę do gabinetu partnera.
„Jest!”
Booth siedział za biurkiem i gapił się przez okno.
- Cześć! – uśmiechnęła się szeroko, wchodząc do środka.
- O, Bones! – on też się ucieszył.
Patrzyli na siebie długą chwilę, a radość nie znikała z ich twarzy.
- Co słychać? - W końcu przerwał milczenie.
- W porządku. – Zaczęła swoim rzeczowym, „naukowym” tonem. - Jones się wyrabia. Jest inteligentny! W niektórych sprawach nawet lepszy od ...
Zreflektowała się, że tą swoją nadmierną szczerością mogłaby sprawić przykrość partnerowi.
- Ode mnie, chciałaś powiedzieć, tak? – uśmiechnął się – To dobrze. Pilnuj go, niech się od ciebie nauczy jak najwięcej.
Pokiwała głową.
- Wiesz, dlaczego przyszedłem? – zapytał raptem.
- Filozofowie mówią, że w snach spełniamy nasze marzenia....
- Chciałaś mnie zobaczyć? – zapytał z tym swoim figlarnym uśmiechem.
Patrzyła na niego z bólem.
- „Rozmowa” z tobą przy twoim...tam ...to nie to samo, co... Chciałam cię zobaczyć.... żywego... Wiem, że to nielogiczne.
- Wiesz, że to niemożliwe: umarłem na twoich rękach prawie miesiąc temu.
Wspomnienie tamtej chwili było jak uderzenie kamieniem w głowę.
- Booth, to boli. Nawet nie wiesz, jak ja.... – łzy płynęły jej po twarzy.
Wstał, podszedł do niej i objął.
- Gdybym to ja został,a ty byś odeszła, to też bym tęsknił. I chciał cię znów zobaczyć.
Naraz Brennan odsunęła się lekko od niego zdziwiona.
- Booth, ja chciałam cię tylko zobaczyć, nie chciałam, żebyś mnie przytulał.
- Ale ja chciałem.
- Ale to jest mój sen, jesteś w moim marzeniu sennym, nie jesteś jakimś duchem. Ja nie wierzę w duchy!
- Ale ja wierzę. Bones, przyszedłem, bo chciałbym, żebyś coś dla mnie zrobiła.
Zaskoczona spojrzała mu w oczy, myśląc, że zrobiłaby dla niego wszystko. Wszystko.
- Co? Mów!
- Bones, powiedz, że było warto...
Nie mogła wydobyć głosu, bo cały jej żal, ból i cierpienie skupiły się w tym miejscu, gdzie powstają słowa. Tylko łzy nieprzerwanie płynęły z jej oczu. Booth widząc to, ujął swoimi dłońmi jej twarz i długo się przyglądał. Potem delikatnie dotknął ustami błyszczących śladów na jej policzkach. Na koniec musnął swoimi wargami jej usta.
- Było warto - szepnęła.
- Dziękuję, Bones.
Obudził ją jej własny szloch.
Piegżuniu!!!! Pytanko od brata: Dlaczego zabiłaś Bootha??
Jak ja się cieszę, ze cos napisałaś. Opowiadanko fenomenalne i jedyne w swoim rodzaju. Powiedz, że to wielki powrót królowej!! Błagam!!!~xD
Już zostaniesz i nigdy nie odejdziesz, prawda???
Włączyłam Worda i jakoś powoli idzie.
Pozdrowionka ;**
Starszczyzna wróciła! Piegża witaj ponownie na fw nie jako użytkownik ale jako autor fika. Fajne opko! Ale Bren ma fantazje wow. Mam nadzieje, ze cos jeszcze napiszesz!
Ines chcialabym zobaczyc mine Bootha jak zobaczy Bren. Czekam na cdk!
cedek a moze calosc jutro:)
to bedzie moje ostatnie opko na z6!
Przed wyjazdem przygotowalam dla Was niespodzianke,
mam nadzieje, ze mila:)
napisalysmy z mala wspolne opko takie na pozegnanie:)
juz niedlugo sie ukaze:)
pozdrawiam
"Przepełnione zimnem powietrze, miało tylko jeden plus-wszyscy wiedzieli, że ten dzień będzie jednym z tych, jakich w roku wiele. Tęczowa parasolka wirowała w rękach kobiety dodając koloru temu nudnemu wnętrzu. Barwy zlewały się w jedność, tworząc nieuchwytny, niemal bajkowy wir. Czekając na towarzysza, Angela po kolei rozkładała kolejne parasole i oceniała swoim wprawnym wzrokiem ich niezwykłość. Karuzela kolorów po chwili wylądowała w stojaku ustępując miejsca kolejnemu kuzynowi. Błysk w oku artystki był jedyną oznaką zniecierpliwienia. Jack krzątał się po garderobie szukając swojej zimowej kurtki. Jego umysł wędrował jednak innymi ścieżkami. Ta noc była kolejną jaką spędził z Ang. Choć patrząc racjonalnie nie różniła się ona od pozostałych, kryła wiele tajemnic. Tajemnic które były ukryte głęboko, w jakiejś części jego duszy..."
Haruje jak mrówka, a końca nie widać! Poza tym jestem średnio zadowolona...popadam w depresję...czuję pustkę...kurcze się, znikam! Ratunku!
Na pocieszenie dodam, że opko liczy sobie 6 stron, a to jeszcze nie koniec :) I spokojnie ines specjalnie dla ciebie napisze to jeszcze przed upływem twego wyjazdowego terminu ;)
Siedzieli w gabinecie oczekujac na pania antropolog,
ktora juz spozniala sie pol godziny.
Po chwili niepewnie weszla do srodka.
Jakie bylo zdziwienie agenta, kiedy zobaczyl w drzwiach kobiete, ktora bardzo mu pomogla, dzieki ktorej wyszedl z dolka...
Nie wierzyl w zbytnie podobienstwo do niej, lub w siostre blizniaczke...
W tej chwili czul sie zszokowany i oszukany...
Bowiem oklamala go, nie mowiac prawdy o sobie, tym bardziej zmieniajac nawet imie...
Bylo mu przykro, gdyz jej zaufal, a ona go zdradzila...
Pomyslala, ze wszystkie kobiety sa takie same...
Cala trojka trwala w milczeniu...
Po chwili przerwala jej Bones...
- Dzien dobry - rzekla na przywitanie
- Dzien dobry Dr Brennan - rzekl Cullen
Booth nie mogl wydobyc z siebie zadnego slowa, nie mowiac o pelnym zdaniu...
To byl moment, ktorego sie obawiala... Wiedziala, ze go oszukala, ale nie mogla inaczej...
Po chwili...
- Brennan - szepnal Booth
- agencie, oto pani antroplolg, z ktora bedziesz pracowal - rzekl dyrektor
- Temperance Brennan, milo mi - przywitala sie podajc mu dlon
- Seeley Booth - odpowiedzial sciskajac jej dlon
Stali chwile trzymajac swe dlonie, spogladajac w oczy, szukajac odpowiedzi na pytanie Dlaczego?
W powietrzu dalo sie odczuc grozna i wroga atmosfere...
Dyrektor dal obojgu akta sprawy, ktora nie nalezala do latwych... Wyjasnil im kilka spraw, i po chwili oboje opuscili jego gabinet...
Pierwszym krokiem bylo udanie sie na mijesce zbrodni, gdzie znalezli cialo...
Udali sie na parking, gdzie czekal na nich nowy samochod, ktorym od tej chwili oboje mieli podrozowac...
Wsiedli i ruszyli bez slowa w droge...
Zweifn mmm maly kąsek dla podgrzania atmosfery...mmm czekam na dalsza czesc.
Ines duecik? wow no to czekamy.
Teraz B&B beda mieli ciche dni heh,....mam nadzieje ze nawrzeszczą na siebie. czekam na cdk!
" Serce obawia się cierpień [...] Powiedz mu, że strach przed cierpieniem jest straszniejszy niż samo cierpienie. I że żadne serce nie cierpiało nigdy, gdy sięgało po swoje marzenia..."
Paulo Coelho
Otrzymali trudna sprawę, która nie była łatwa do rozwiązania. Było wiele nieścisłości, sprawa pochłaniała im większość czasu. Spędzali ze sobą prawie 24 godziny, byli zmęczeni, wyczerpani, ale dążyli do złapania sprawcy mordu 3 -letniego dziecka. Oboje byli bardzo zmęczeni, nie mieli czasu dosłownie na nic. Widać, ze morderca naprawdę sie postarał, by ukryć tożsamość dziecka, jak również motyw zabójstwa, jak i narzędzie zbrodni.
Dla obojga sprawa była bardzo trudna, gdyż chodziło o dziecko, szczególnie dla Bootha, który przeżywał katusze... Sam miał syna, i nie wiedział, co by zrobił, gdyby mu sie coś stało... Tego wieczoru Bones lsiedziała w Instytucie, oglądając szczątki, z obawa, ze mogla coś przeoczyć... Agent rozpracowywał policyjne kartoteki z podobnych spraw, mając nadzieje, ze znajdzie coś, co pomoże im rozwiązać ta trudna sprawę...
Było już naprawdę późno.. Jedyne o czym marzył, to udać sie do siebie i położyć spać... Zgasił lampkę, i opuścił swoje biuro... Zszedł na dół, gdzie znajdował sie parking, na którym jedynym samochodem byl jego czarny Suv... Wsiadł do niego i ruszył z piskiem opon...
Przemierzał uliczkami Waszyngtonu...
W całym D.C. panowała już ciemność. Na ulicach tylko od czasu do czasu przejeżdżał jakiś samochód. Większość ludzi o tej porze już spała.
Nagle jedno z aut zatrzymało się pod budynkiem połączonym z siedzibą FBI. Wysiadł z niego wysoki mężczyzna o prawdziwie męskiej budowie.
Nic więcej nie było widać, przez panująca ciemność. W końcu była trzecia nad ranem. Wszedł do budynku i skierował sie na platformę. Przeciągnął kartą magnetyczną przez czytnik, a ona nawet tego nie usłyszała.
Tak bardzo była pochłonięta swoją pracą.
- Bones!! - Powiedział z wyrzutem. - Co Ty tu jeszcze robisz??
- Jeśli byś nie zauważył to pracuję. -Syknęła. Nienawidziła kiedy ktokolwiek przeszkadzał jej w badaniach i jeszcze miał wyrzuty.
- Ale tak nie można. Nie możesz żyć tylko samą pracą.
- Nie musisz sie o mnie martwić. Nie jestem małym dzieckiem. Potrafię się sobą zająć.
- Właśnie widzę. Ty nawet nie zajmujesz sie sobą, tylko cały czas tymi kośćmi. Jadłaś coś w ogóle??
- Tak, znaczy nie. Ale piłam kawę. - Wskazała na multum plastikowych kubeczków.
- Samą kawą człowiek nie żyje. Co najwyżej to od tej kawy serce może Ci stanąć, a tego oboje byśmy nie chcieli, prawda??
- Noo nie. - Musiała mu przyznać racje. W końcu kiedy by umarła nigdy więcej nie zobaczyłaby tego anielskiego uśmiechu.
- No widzisz. Dlatego też porywam Cię stąd. Zjemy coś a potem grzecznie pójdziesz spać do swojego łóżeczka.
- A nie moglibyśmy zjeść tutaj?? Zjedlibyśmy a potem dokończyłabym to.
- O nie. Tak na pewno nie będzie. Jeśli nie wyjdziesz stad z własnej woli to ja Cię stąd wyniosę.
- Phyy... I tak wiem, że tego nie zrobisz... - W tym momencie Booth podchodzi do partnerki, przerzuca ja sobie przez ramię i zmierza w kierunku wyjścia. - Aaaa!!! Puść mniee!!! Postaw mnie na ziemi!!!
- Spokojnie. Uspokój się. Powiedziałem Ci coś, nie posłuchałaś mnie i takie są skutki. Na przyszłość pamiętaj, że ja nie żartuję.
- Dobrze, dobrze. Tylko mnie postaw. Pójdę sama.
- Gdzie?? - Zapytał podchwytliwie.
- Do Twojego samochodu. Pasuje??
- Pasuje. A więc możesz iść sama... - Postawił ją na ziemi i oboje ruszyli w kierunku czarnego SUVa.
Jechali w milczeniu. On wpatrzony przed siebie, starał się skupić całą uwagę na prowadzeniu. Lecz niestety nie mógł. Cały czas jego myśli zaprzątała jedna osoba...
Ona także wpatrzona, ale w bok, udawała nawet przed sama sobą, że przygląda się przemijającym ulicą. Prawda była inna. Wszystko przypominało jej jego. Nie mogła o nim tak po prostu zapomnieć.
Nigdy nie czuła czegoś tak silnego do mężczyzny. Nigdy, do teraz...
- Bones... - Powtórzył po raz kolejny.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - Odparła, starając się otrząsnąć swój umysł ze wszystkich myśli.
- Tak, zauważyłem. - Odparł i uśmiechnął się mimowolnie. "O kim Ona tak ciągle myśli??" - Pomyślał.
Udali sie do Royal Dinner, nie tylko, ze było po drodze. Była to ich ulubiona knajpka, w której spędzali dużo czasu, omawiając sprawy i rozmawiając na rożne tematy nie związane z praca. Dojechali, ale Bones nadal była myślami daleko... Ciągle myślała o partnerze, ale teraz nie były to jakieś wspomnienia... Przeczuwała jakieś zbliżające sie kłopoty, choć sama nie wiedziała o co chodzi.. Poczuła lek, wiedziała, ze intuicja nigdy jej nie zawiodła szczególnie, jeśli chodzi o niego...
- Bones jesteśmy - zakomunikował
- Bones - rzekł ponownie
Nie słyszała, była za bardzo pochłonięta myślami... Dotknął delikatne jej dloni... Poczuła dotyk, wybijając sie z zamyślenia... Ze strachu podskoczyła prawie na siedzeniu, co nie umknęło partnerowi... Trzęsła sie, a z oczu zaczęły płynąc jej łzy...
- Bones co sie stało - szepnął łapiąc ja za dłoń
- Nic tylko... - szepnęła
- Tylko, co, Bones litości - rzekł
- Nie strasz mnie - powiedział łamiącym sie głosem
- Przepraszam, to nic takiego, chodźmy - rzekła wycierając łzę
- Może lepiej zawiozę Cię do domu, jeśli źle sie czujesz - zaproponował
- Wyciągnąłeś mnie z Instytutu, by coś zjeść, wiec chodźmy - rzekła
- U Ciebie tez możemy coś zjeść - wyjaśnił
- Wiesz, ze moja lodówka świeci pustkami - szepnęła
- W sumie masz racje - potwierdził
- jutro wybierzemy sie na zakupy - rzekl
- co, zakupy?- tak, zobaczysz, co to znaczy zyc w XXI wieku -szepnal
- nie przegadam Cie, musze sie zgodzic - rzekla z usmiechem
Po chwili wysiedli i udali sie do srodka... Zajeli miejsce przy oknie, gdzie zawsze siadali...
Sid przygotował dla nich coś specjalnego.... Siedzieli i rozmawiali, czas upływał im w przyjacielskiej atmosferze.... Jednak Bones nie opuszczało to złe przeczucie, miała wrażenie, ze ktoś im sie przygląda.... Nie bala sie, gdyż był przy niej, ale... ta ciągła obawa, ze wydarzy sie coś złego, nie dawała jej spokoju...
Było już naprawdę późno, a oni mieli do rozwiązania zagadkę śmierci dziecka i kobiety, której szczątki przywieziono z samego rana do Instytutu. Postanowili udać sie do domów, by choć na chwile zmrużyć oczy, by usnąć choć na godzinę...
Odwiózł ja pod apartamentowca. pożegnali sie i udali w przeciwnych kierunkach. Ona do siebie, on powrócił do samochodu, i po kilku chwilach był już u siebie.
troche tego bedzie bo mamy 10 stron:)
niedlugo epilog opka o kasynie,
dedykowanego Nionii:)
moze uda mi sie skonczyc tez opko o zakladzie, ale nie obiecuje,
bo mam malo czasu:(
Dni mijały, a oni powoli dochodzili do sedna sprawy... Po jakiś 3 tygodniach, udało im sie ustalić kto i dlaczego dokonał tak brutalnego mordu....Okazało sie również, ze szczątki kobiety przywiezione dzień później do Instytutu, należały do matki dziecka, a sprawca okazał sie jej mąż, który po tym, jak dowiedział sie, ze dziecko nie jest jego, z zemsty zabił oboje...
Po żmudnym i męczącym śledztwie otrzymali kilka dni wolnych, by ochłonąć...
Ostatnio coś sie miedzy nimi zmieniło...
Booth zaproponował, by czas ten spędziła z nim... Nie wiedziała, jak ma na ta propozycje zareagować.. Wiedziała, ze sie przyjazna, ale wspólny weekend, to jest coś więcej... Obawiała sie tego, wiec zgodziła sie tylko na jeden dzień...
Wspólny wypad za miasto był najlepszym rozwiązaniem dla obojga. Czas upływał im niezmiernie szybko, ale w przyjacielskiej atmosferze. Milo im sie rozmawiało, nie wspomnieli ani słowem o pracy... Był to magiczny dzień,a one spacerowali, śmiali sie, milo spędzając czas.
Spacerowali wzdłuż pobliskiej rzeczki. Bones nie zauważyła wystającego korzenia i omało nie upadla...Booth odruchowo przytrzymał ją za biodra, a ona zacisnęła ręce na jego ramionach, bo nic miała pewności, czy zdoła utrzymać równowagę.
– Ostrożność nie jest moją najmocniejszą stroną,
– A moją tak – odparł, patrząc jej prosto w oczy.
Oczy jej były nieprzyzwoicie błękitne, niemal identyczne jak kolor wody.....
Przyciągnął ją jeszcze odrobinę bliżej. Bones zapomniała o bożym świecie. Wpatrywała się w niego bez ruchu i bez słowa, jakby ogłuszona przepływającymi przez jej ciało doznaniami. Mimowolnie zacisnęła palce na jego koszuli. Wyczuwała siłę i ze zdumieniem uświadomiła sobie, że to ją pociąga. Miał w głowie tylko jedną mysi: pocałować ją, zawładnąć jej ustami. Rozkoszować się jej smakiem, dać się porwać namiętności. Tego właśnie sie obawiał, tej bliskości, która mogla zmienić wszystko...
Szarpnęła się do tyłu, jakby porażona dotykiem gorących dłoni agenta. Chciała odejść, zapaść sie pod ziemie, ale jej ciało nawet nie drgnęło. Walczyła z narastającą panika,. Nagle, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć; puścił ją. O dziwo, poczuła rozczarowanie. Zauważył to i złapał ja za rękę...Przytrzymał jej rękę, zanim zdążyła się cofnąć. Może to nie było zbył mądre, ale znowu zapragnął jej dotknąć. Ich twarze dzieliły już tylko milimetry...Napięcie rosło z minuty na minute, z sekundy na sekundę... Ich ciała ogarniała wielka namiętność... która mogla za chwile eksplodować... Oboje pragnęli siebie, ale żadne nie odważyło sie wykonać pierwszego kroku...W ich głowach zaświtała ta sama myśl: Poddać sie chwili...a jak będziemy tego żałować, nie to nie jest moment, ani czas... Stali w bezruchu jakiś czas... Po chwili ocknęli sie i udali sie w stronę samochodu, trzymając sie za rękę...
Droga opłynęła im w ciszy, bali sie, ze mogą coś zepsuć, zbędnymi wyjaśnieniami niezaistniałej kilka chwil temu sytuacja...Powrócili do domów szczęśliwi, ale bardzo zmęczeni i pełni obaw...
Oboje w swoich mieszkaniach, myśleli jeszcze o tym, co sie zdarzyło, i jak mogło sie to zakończyć...Ze zmęczenia opadli na łóżko, zastanawiając sie nad tym...
On uświadomił sobie, czuł, że jego stosunek do niej już od dawna zmienił się, nie traktował jej od dawna jak swoje partnerki w pracy, czy przyjaciółki w życiu, Ona była kimś więcej. Powoli docierało do niego, ze zakochał sie w swojej partnerce. cieszył go ten fakt, ale obawiał sie reakcji Bones....
Ona również wiedziała, ze przy nim nie musi nic udawał, ze akceptuje ja taka jaka jest, z jej zaletami i wadami... Mogla na nim polegać o każdej godzinie i w każdej sprawie. Był kimś wyjątkowym, kimś, kogo poszukiwała od dawna, nie przyznając sie na wet sama przed sobą...
Dni mijały, sprawy toczyły sie swoim biegiem, a oni stawali sie sobie coraz bliżsi... Coraz częściej spędzali czas, tak, jak ostatnio na lonie natury tylko we dwoje... Milo spędzali czas, ale obawiali sie jednego... Ta linia oddzielająca prace od życia osobistego, paraliżowała ich...
Wiedzieli, że nie mogą być razem, może i nawet chcą gdzieś głęboko w podświadomości i sercu – pragnęli tego bardzo - ale obawa o zepsucie stosunków w pracy, i ich przyjaźni była większa niż to czy mogą być razem, czy nie. Jakaś siła ciągnęła ich do siebie, ale oni obawiali sie, ze to wszystko, co jest miedzy nimi, może sie zepsuć, jeśli im nie wyjdzie...
Jednak wspólnie spędzane dni uświadamiały mu, ze może warto powalczyć o to, co jest miedzy nimi, o uczucie, które powoli kiełkuje w nich obojgu...... Tempi była bardziej sceptyczna, choć była pozytywnie zaskoczona tym, co sie dzieje miedzy nią, a nim...
Na szczęście los bywa czasami łaskawy, i niedługo coś,a raczej ktoś połączy ich na zawsze...
Ines dziekuje za kasyno czekam.
A jesli o duecik ciesze sie ze jest ciag dalszy i ze sie fajnie rozwinie, no i czekamy na ta osobe ktora ich polaczy. Pieknie babeczki, czekam na cdk!
nmzc:) w koncu obiecalam za chwile dalsza czesc, choc bedzie to czesc mego wczesniejszego opka, mam nadzieje, ze to nie przeszkadza, pewnie i tak nie wszyscy czytali:)
Było niedzielne popołudnie... Parker spał jeszcze smacznie w swoim łóżku... tymczasem Booth przygotowywał śniadanie dla swojego ukochanego synka.. Wiedział, co maluch lubi, wiec nie miał problemu, by zadowolić go po przebudzeniu...Zastanawiał sie tez, jak przeżyje bez syna, który niedługo opuści go, gdyż jego matka zamierza wyjść za maż za pewnego anglika... Bal sie rozłąki z nim.... Ale nie mógł mu tego okazywać... Myślał, jak może spędzić ostatni weekend z synem, przed jego wyjazdem do dziadków, którzy bardzo sie za nim stęsknili... Postanowił ten czas, jaki im pozostał, spędzić w towarzystwie osób, najbliższych jego sercu... Z ukochanym synem i przyjaciółka, z która ostatnio zaczęły łączyć go cieplejsze stosunki, nawiązała sie miedzy nimi silniejsza relacja niż tylko przyjacielsko - partnerska...
Wybrał jej numer w telefonie i wykonał połączenie... Odebrała lekko zaspana, gdyż jakieś 3 godziny temu zasnęła...
- Słucham - rzekła ziewając
- Mam nadzieje, ze Cię nie obudziłem - powiedział
- w sumie to tak, ale nie mam Ci tego za złe - szepnęła
- Wiesz Parker jutro wyjeżdża i chciałbym z nim spędzić ostatni weekend i...
- i - przerwała mu w połowie zdania
- i z Tobą - szepnął
- Booth wiesz, ze nie jestem dobra w relacjach z ludźmi
- a Parker to jeszcze dziecko,
- a o nich nie mam żadnego pojęcia
- nie chce Wam popsuć tych ostatnich chwil... - wyjaśniła
- Chyba żartujesz, Parker Cię uwielbia, prawie tak... - głos mu zadrżał
- tak... nie dokończyłeś - rzekła
- później Ci powiem - rzekł
- a co ty taki tajemniczy jesteś - spytała
- wszystko w swoim czasie -
- będziemy u Ciebie za jakaś godzinkę,
- i porywamy Cię ze sobą.
Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć Booth już się wyłączył. Jej twarz rozjaśnił uśmiech, ale była tez pełna obaw.. Po chwili zadzwoniła do niego...
- Booth, ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł - rzekła
- Bones nie daj sie prosić - rzekł smutny
- dobrze, ale pod jednym warunkiem - zastrzegła
- zgadzam sie a wszystko - rzekł bez zastanowienia
- powiem mi, to, co miałeś mi powiedzieć później - poprosiła
- tak, jak ja - szepnął
- czy to chciałaś usłyszeć - spytał
- zgadzam sie, to jest moja odpowiedz - wyjaśniła tajemniczo
- będziemy nie długo, ciesze sie, ze sie zgodziłaś
- dziękuje - rzekł
- nie ma za o, ty zrobiłbyś dal mnie to samo
- tak - potwierdził
- czekam na was dwóch, pa
- pa
Po skończonej rozmowie z partnerem, powróciła do pisania powieści, jednak ta propozycja, złożona jej przez partnera zaprzątała obecnie jej głowę. Zastanawiała się, jak potoczy się jej spotkanie z młodymi Boothami... Czas mijał bardzo szybko i zegar wybił godzinę spotkania...
Po chwili usłyszała dzwonek do drzwi...
W progu przywitał ją partner, a mały chłopiec pocałował na przywitanie...
Po chwili byli już na dole, na parkingu...
- To co robimy - zapytał Parker
- Nie wiem, a co proponujesz- zapytała Bones spoglądając na chłopca
- Wesołe miasteczko, lody - zaproponował
- Hm - uśmiechnęła się Bones
- To jak idziemy - zapytał Booth
- Tak - uśmiechnęła sie Bones
Parker podszedł do obojga. Wziął ich za ręce i razem ruszyli do samochodu....
- To czyim samochodem jedziemy - zapytała
- Jasne, ze moim i...
- ja prowadzę - powiedział oprzędzając Bones
- Dobrze - zgodziła sie
- Booth, ja wiem, ze uważasz mnie za antyczne stworzenie - zaczęła
- Hm o co Ci chodzi?? - zapytał zapinając Parkera w foteliku
- Mam pytanie - wzięła go za rękę i zaprowadziła na bok
- Obiecaj, ze nie będziesz sie śmiał - poprosiła
- Dobrze obiecuje - uśmiechnął sie do niej
- Co to jest Wesołe miasteczko?? - zapytała
Nagle Booth nie wytrzymał. Zaczął sie śmiać. Po chwili przestał. Bones dala mu lekkiego kuksańca.
- To bolało - powiedział
- I miało bolec
- Obiecałeś, ze nie będziesz sie śmiał - powiedziała lekko sie uśmiechając
- Przepraszam - zaraz Ci wytłumaczę - powiedział
Po chwili zasiedli wszyscy wygodnie.
- Możemy ruszać?? - zapytał Booth
- Tak - krzyczał Parker
- A wiec do wesołego miasteczka mamy trochę drogi,
- wiec Parker wytłumacz Bones co to jest za miejsce - powiedział ruszając z miejsca
- Wesołe miasteczko to miejsce,
- na którym są rożne urządzenia,
- takie jak karuzele, diabelski młyn, zjeżdżalnie i kolejki górskie - opowiadał z zapałem
- przynoszą wiele radości nie tylko dzieciom,
- ale i dorosłym - kontynuował szczęśliwy malec
Droga opłynęła im w milej atmosferze. Po 40 minutach byli juz na miejscu. Wysiedli z samochodu i udali sie do kasy biletowej....
- Jesteś gotowa na szalony dzień - zapytał Booth
- Tak - uśmiechnęła sie do niego
Weszli przez bramę. Ich oczom ukazał sie tonący w zieleni lunapark.
- Bones to 30% adrenaliny, 30% rozrywki, 40% relaksu,
- a to wszystko na tle przyrody - szepnął jej do ucha
Parker szalał na wszystkich karuzelach. Booth i Bones mieli już dosyć, ale nie on. Parker stale chciał więcej i więcej. Na atrakcje wchodzili na zmianę - raz ona, raz on,
bo jedna dorosła osoba chyba by tego nie wytrzymała. Nie to, co dziecko. Parker był naprawdę szczęśliwy, a Booth był już naprawdę zmęczony.
- Bones, musisz iść z nim na karuzele - powiedział
- Tata mi obiecał, ze pójdziesz teraz ze mną -odezwał sie Parker
- To jak? Idziemy? - zapytała Brennan uśmiechając sie szeroko.
Kiedy karuzela ruszyła śmiała sie jak dziecko. Seeley, patrzył na nią oczarowany. Był naprawdę szczęśliwy. Oto dwie osoby, które kochał nad życie.
Kiedy ich wzrok sie skrzyżował oboje poczuli dziwne ukłucie w sercu... Dzień upływał im na dobrej zabawie. Bawili sie wspólnie, śmiali. Widać było, ze wreszcie Bones zapomniała, choć na chwile o pracy. Bones siedziała na wilgotnej trawie. Tego dnia było wyjątkowo ciepło, jak na te porę roku. Przyglądała sie wygłupom partnera z synem.Czuła sie zrelaksowana, a wszystkie złe myśli odpłynęły gdzieś daleko. Cieszył ja widok ich szczęśliwych. Po chwili podszedł do niej Booth...
- I jak podobało sie - zapytał siadając obok niej
- Tak, było naprawdę cudownie
- Dziękuje - powiedziała całując go w policzek
Nagle podbiegł do nich Parker...
- Tato jestem głodny - powiedział
- Ja tez - powiedziała Bones głaszcząc sie po brzuchu
- Co powiecie na pizze i cole - zaproponował Booth
- Jasne -krzyknął Parker
Booth podniósł sie z trawy. Podał rękę swoje partnerce. Wstała i ruszyli do pizzerii.
Ciągle trzymając sie za ręce...
Po skończonej kolacji, Parker zaczął marudzić jak to dziecko. Nie pozostało im nic więcej jak wracać do domu. Gdy tylko wsiedli do samochodu Parker od razu usnął.
- To ze zmęczenia - powiedziała
- Tak bawił sie cały czas, nawet na chwile nie chciał usiąść - potwierdził
Po chwili znaleźli sie pod jego mieszkaniem. Bones otworzyła drzwi partnerowi, który trzymał chłopca, który spal jak niemowlę. Weszli do środka. Poprosił, by usiadła na chwile, on połozy małego spać i zaraz do niej wróci... Tak, jak poprosił, tak zrobiła...
Po chwili powrócił...
- Dziękuje - szepnęła
- za co - spytał zaskoczony
- za miły dzień
- za te atrakcje, za wszystko
- za to, ze jesteś zawsze przy mnie,
- gdy tego potrzebuje - powiedziała
Spojrzał na nią. Wyglądała ślicznie. Z uśmiechem jej do twarzy - pomyślał
- Nie ma za co
- mam nadzieje, ze wkrótce to powtórzymy - uśmiechnął sie do niej
- Na pewno - powiedziała
Zbliżyła sie do niego chcąc pocałować go w policzek, ale nagle sie poruszył i ich usta spotkały sie w pocałunku.... Na początku było to tylko muśniecie, ale z chwila przeszło w bardziej namiętny...
- Daj nam szanse - powiedział odrywając sie od niej
- Zobaczymy, co przyniesie nam los - powiedziała całując go w policzek
Bones powoli uświadamiała sobie, jak ważny jest dla niej Booth.
Agent, także zauważył, co sie dzieje z nim, gdy w pobliżu jest ona...
Oboje poczuli coś, czego jeszcze w życiu nie doznali.
Byli w rożnych związkach, które okazały sie totalna klapa.
On miał syna z kobieta, która go nie kochała, której i on nie kochał.
To był przelotny romans, jednego, czego nie żałuje z tamtego okresu,
to narodzin ukochanego Parkera. Ona miała przelotne romanse, które opierały sie wyłącznie na seksie...Dziwne zrządzenie losu połączyło ich. To los sprawił, ze spotkali sie.
Teraz te dwie polowki jablka, wreszczie sie odnalazly, by byc ze soba...
Na dobre i na zle...
oczywiscie ze czytalismy, ja tak, jak ktos nie czytal to niech powroci do poprzednich opek i wie co stracil. no, no czekam na wybuch uczucia i cedeka rzecz jasna :)))))))
Pocałował ja lekko w szyje, czym wywołał u niej gęsia skórkę. Po jej ciele przeszedł dreszcz.
Jej ciało napięło sie do granic możliwości. Odwróciła sie w jego stronę.
Ich wzrok wreszcie sie spotkał. Przybliżył swa twarz do je twarzy. Dzieliły ich zaledwie milimetry. Pocałował ja lekko. Było to lekkie muśnięcia warg.
- Bones, pozwól mi sie kochać
- Potrzebuje Cię - szepnął
Nie mogla go odepchnąć. Mogłaby sie oprzeć próbie uwodzenia, ale na przy takiej prośbie czuła sie bezsilna. Objęła go ramionami. Pocałował go lekko. Potem bardziej namiętnie.
Trzymał ja mocna, jakby bal sie, ze mu ucieknie. Po chwili Bones, wzięła go za rękę i pociągnęła w stronę sypialni.... Pocałowała go delikatnie...
Oddal pocałunek... Jeden, drugi... następny.... Coraz bardziej namiętny...
Jego dłonie zaczęły błądzić po jej smukłym ciele... Powoli ogarniała ich ekstaza...
Ich ciała splotły sie w namiętnym tańcu... Byli szczęśliwi... Złączyli swe ciała w przypływie gwałtownej namiętności...Kiedy znów dotknął ustami jej ust, poczuł przypływ siły. Cieszył sie, ze tylko dla niego tak sie otworzyła. Ta noc była długa i pełna rozkosznych igraszek. Przestał myśleć o czymkolwiek. Było im tak dobrze, przyjemnie, a wszystkie ich ruchy i gesty, odzwierciedlały ich wielka miłość. Teraz liczyła sie tylko ta chwila, ten moment... Teraz należał do niej, a ona do niego...
To, o czym marzyli, czego pragnęli od dawna powoli sie spełniało... Wszelkie leki odeszły w niepamięć...To była ich pierwsza wspólna noc, noc pełna magii, gdzie wreszcie złączyły sie w jedno dwa ciała, noc, na która czekali z utęsknieniem..
Wtuleni w siebie, szeptali słowa pełne miłości...
- Booth - zaczęła
- przepraszam za moje zachowanie
- ostatnimi czasy
- zdaje sobie sprawę ile przeżyłeś przez ten ostatni czas - pocieszyl ja
- Booth - szepnęła
- Pragnę tego, aby już zawsze chodzić spać,
- usypiając w Twych ramionach,
- tulić sie do Ciebie każdej nocy...
- i każdego ranka wstawać
- i czuć Ciebie blisko
widzieć Twoja uśmiechnięta twarz - powiedziała
Nie wiedział co ma powiedzieć. Był zdziwiony, jak bardzo sie przed nim otwarła.
Zawsze taka racjonalna, bez żadnych emocji, twarda pani antropolog.
A tu taka zmiana... Był zdziwiony, ale i bardzo szczęśliwy...
- Bones - powiedział
- kocham Cię najbardziej na świecie
- i to Ty jesteś całym moim życiem
- i sensem mojego życia;
- zrobię dla ciebie wszystko,
- oddam wszystko, abyś była szczęśliwa
- Booth ja też Cię kocham - odpowiedziała przytulając sie do niego
Uniósł lekko jej podbródek. Nachylił sie nad jej twarzą i pocałował bardzo namiętnie.
Pocałunkom tym nie było końca.... Osiągnęli szczyt. Znaleźli najwygodniejsza pozycje i zasnęli...
Po chwili zasnęli szczęśliwi, wtuleni w siebie... Ranek nastał bardzo szybko...
Obudzili sie niemal jednocześnie, wtuleni w siebie... Spojrzała mu głęboko w oczy. On zrobił to samo.
- Chciałabym powiedzieć jedna rzecz,
- to, co czuje do Ciebie,
- nie umiem mówić o uczuciach tak uroczyście,
- wzniosę jak Wy
- Nie rozumiem, do końca,
- co sie ze mną dzieje,
- jednego jestem pewna
- nie ulega wątpliwości, ze...
- jesteś najważniejsza osoba w moim życiu,
- Kocham Cię Booth - powiedziała ze łzami w oczach
- Bones
- od dawna czekałem na ta chwile
- balem sie, ze ona nigdy nie nastąpi
- Ja tez Ciebie kocham
- kocham jak nikogo na świecie - powiedział uradowany
- ty mi sie oświadczysz
- czy ja mam to zrobić - zapytała
Podniósł sie z łóżka, uklękną przed Bones i zapytał:
- Wyjdziesz za mnie??
- Tak - odpowiedziała szczęśliwa
Chwila ta była magiczna. Wypowiedzieli te słowa, słowa o uczuciu, które od dawna w nich kiełkowało.
Kilka dni później...
W piękne sobotnie popołudnie,w pobliskim Kościołku, odbywa sie wielki ślub.
Nowożeńcami są Temperance Brennan i Seeley Booth.
W Kościele zgromadzeni goście, niecierpliwie czekający na ślub młodej pary.
Pary, która po tylu wzlotach, przeżyciach, wreszcie sie odnajduje, i postanawia być ze sobą.
Na dobre i na złe...
Chcą stworzyć rodzinę, której tak naprawdę, nigdy nie mieli...
Ten Najpiękniejszy Dzień wymagał niezapomnianej oprawy kwiatowej!
Kwiaty dodały tym szczególnym chwilom elegancji i wyszukanego smaku!
Panna Młoda z pięknym bukietem, orchideą we włosach, Pan Młody z Kwiatem w wpustce marynarki,
składający przysięgę przy elegancko udekorowanym ołtarzu...
Ja ... Seeley Booth biorę Ciebie ...Temperance Brennan za żonę i ślubuje Ci miłość,
wierność i uczciwość małżeńska oraz to, ze Cię nie opuszczę aż do śmierci.
Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trojcy Jedyny i Wszyscy Swieci.
Ja ... Temperance Brennan biore Ciebie ... Seeley Booth za meza i ślubuje Ci miłość,
wierność i uczciwość małżeńska oraz to, ze Cię nie opuszczę aż do śmierci.
Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Swięci.
...Temeperence przyjmij te obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
"Seeley przyjmij te obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności, w imie Ojca i Syna i Ducha Świętego."
Po uroczystej przysiedzę młoda para sie całuje... W Kościele słychać gromkie brawa...
Po skończonej mszy na dworze, wszyscy zaproszeni goście, składają młodej parze życzenia:
- "Bądźcie dla siebie i ziarnem pieprzu, i szczyptą soli, i tym co cieszy, i tym co boli. Trwajcie razem,
gdy miłość w rozkwicie i gdy ku jesieni swe kroki skieruje życie." - Max
- "Powiedziałaś wreszcie tak - to dla niego dobry znak. Miłości zaznajcie gorącej i przyjaźni się nie kończącej. Przyjaciółmi jesteście moimi, życzeniami obsypuje szczerymi. Niech słońce roztacza swój blask nad Wami w tym niezwykłym dniu i przez wszystkie dni Waszego życia. Niech weselne dzwony bija donośnie i radosnym echem brzmią w Waszych sercach na zawsze' - Angela
- " Z okazji Ślubu życzenia wszystkiego najlepszego, aby miłość i wzajemne zrozumienie nigdy Was nie opuściło, a uśmiech był Waszym wiernym towarzyszem w tej niełatwej drodze wspólnego pożycia.." - Hodgins
- "życzymy Wam w uroczystym dniu ślubu miłości gorącej jak słońce, szlachetnej jak złoto,
czystej jak łza, słodkiej jak miód oraz spełnienia pięknych marzeń i wspólnych planów. " Cam Zack
- "Wiara, nadzieja, miłość: trzy cnoty niech towarzyszą w nowej podróży, niech szczęśliwości promyczek złoty przyświeca Młodej Parze najdłużej!" - Sweets
Następnie udali sie na przyjecie weselne. Sala byla pieknie ubrana. Na drzwiach było wielkie serce z dedykacja:
"Teraz Wy już nie samotni, teraz Wy we dwoje. Na łzy, smutki i radości pójdziecie oboje.
Już Wam teraz droga życia łatwiejsza i lżejsza O! bo miłość wszelkie trudy usuwa lub zmniejsza.
Niechaj złość i boleść u Was się nie zjawi, niech Wam zawsze Młoda Paro Pan Bóg błogosławi."
Przyjechała para młoda. Przywitali ich chlebem i sola. Pierwszy taniec... na przyjęciu weselnym rozpoczęli nowożeńcy... Pierwszy taniec odtańczony przez nowożeńców, był zaproszeniem dla wszystkich gości zgromadzonych do wspanialej zabawy na parkiecie... Zabawa ta trwała do rana....
Po kilku miesiącach...
Po kilku miesiącach...
Siedzieli przy kominku. Bones od jakiegoś czasu miała mdłości... Przybierała na wadze, co w jej przypadku było normalne... Zaniepokojona udała sie do lekarza... Wesoła nowinę postanowiła przekazać swojemu mężowi.
- Kochanie- zaczęła
- Tak - spytał upijając łyk wina
- Zawsze marzyłam, by mieć rodzinne
- Teraz ja masz - przerwał jej Booth
- Tak, ale
- nie kompletna - powiedziała
- Hm - zdziwił sie Booth
- Rodzinę tworzą...
- rodzice - wydukał
- tak, ale jest jedna mała cześć
- która jest wspólna
- która jest ich nierozerwalna częścią
- dziecko- wydukał
- tak - szepnęła
- Tempi czy Ty
- czy My
- Tak
- będę ojcem
- będziemy mieli dziecko - krzyczał jak oszalały
- tak, ale
- Ale ??
- To będą bliźniaki
Booth zaniemówił...
- Bliźniaki - zapytał odzyskując głos
- Tak
- Jestem w 4 miesiącu
- Lekarz powiedział, ze
- ze
- Ze to - ciągnęła Bones
- chłopiec i dziewczynka - zapytał
- Nie dwie dziewczynki
- Dziewczynki
- będą tak śliczne jak jego mama - powiedział uradowany całując ja namiętnie......
Po 3 miesiącach....
Rebecca miała wypadek samochodowy, zginęła na miejscu. Po pogrzebie, Booth , wraz z Temperance, złożyli papiery o adopcje Parkera. Już po kilku dniach tworzyli szczęśliwa rodzinę...
Dokładnie w dniu 1 rocznicy ich ślubu na świat przychodzą Christine i Rebecca Booth....
Miesiące mijają, a oni nie posiadają się ze szczęścia.. Po tylu złych chwilach w życiu obojga, nareszcie los się do nich uśmiechnął...
Odnaleźli siebie, a z ich miłości narodziło sie nowe życie, a nawet dwa..
Pierwsze miesiące Bones całkowicie zrezygnowała z pracy... Wiedziała, ze nastał taki moment w jej życiu, ze swój czas musi poświecić ukochanym, a nie pracy, która do momentu, kiedy poznała Seeleya, była najważniejsza w jej życiu... To jej poświęcała każda wolna chwile... Była dla niej najważniejsza... W chwili, gdy go poznała jej świat przewrócił sie do góry nogami...
Także jego życie nabrało kolorów, choć początki ich współpracy nie należały do najlepszych...
Jednak miłość okazała sie silniejsza od zgrzytów... To ona połączyła ich na zawsze...
Gdy dziewczynki miały już 2 latka, dziadek opuścił wiezienie i postanowił przeprowadzić sie bliżej nich...
Wspólnie podjęli decyzje, by zamieszkał z nimi.. On chętnie sie zgodził.. Wiedział, ze teraz, gdy odzyskał swoja córkę, już nigdy jej nie opuści... Parker od razu pokochał dziadka... Dziewczynki były za małe by zrozumieć obecna sytuacje, ale dziadek był zawsze blisko nich i rozpieszczał niesamowicie... Po jakimś czasie, i one pokochaly go nad życie...
Bones była naprawdę szczęśliwa...
Miała przy sobie ukochanego mężczyznę, dzieci, ojca...
Kilka miesięcy później w domu obok, zamieszkał jej brat z Amy i jej dzieciakami... Po ustatkowaniu wziął z nią ślub i oczekują narodzin syna...
Również jej przyjaciele, państwo Hodgins, Zack i Cam zamieszkali w pobliżu...
Teraz miała wszystkich, których kochała na wyciągniecie reki...
Po kilku miesiącach wróciła do pracy, dzieci zostawiając pod opieka dziadka...
Booth, po odejściu na emeryturę Cullena, objął jego stanowisko...
Nie przeszkadzało mu to we współpracy z zona... Choć teraz mniej narażali swoje życia...
Wiedzieli, ze maja dla kogo żyć... Dzieci uświadamiały im to każdego dnia...
Lata mijały, a ich życie układało sie im cudownie...
Parker skończył 18 lat i mógł udać sie na studia... Nie miał najmniejszego problemu z wyborem kierunku... Chciał tak, jak jego tata pomagać innym...Zostaje policjantem, i właśnie rozpoczyna praktykę u swego ojca...
Dziewczynki wykazuje obie zdolności po obu rodzicach... Dobrze sie ucza w szkole, są prawdziwa pociecha dla rodziców...
W święta Bożego Narodzenia, w Wigilie przy kolacji, Bones ogłasza rodzinie i przyjaciołom wspaniała wiadomość, ze ona i jej ukochany maż oczekują narodzin kolejnego dziecka... Po tym wyznaniu, wszyscy bija brawa i nie posiadają sie z radości.. Po chwili wzruszenia, również Ang, ogłasza, ze także jest w ciąży... Obie są prze szczęśliwe...
Miesiące mijają i na świat przychodzi chłopiec, Max Booth na cześć dziadka i Joy Hodgins...
Obie panie rezygnują z pracy, poświęcając sie macierzyństwo...
Bones pisze powieści, natomiast Ang rysuje obrazki do książek dla dzieci...
Lata mijają i każde z dzieci, opuszcza rodzinny dom, zakładając własne rodziny...
Po kilkunastu latach Max i Joy, pobierają sie i na świat przychodzą wnuki przyjaciół...
Wszyscy są szczęśliwi...
Omg Omg i jeszcze raz o Boże! wow dobry duecik nam sie stworzyl super, fajna czesc i ta koncowka no,no
dalsza czesc opka o Kasynie:)
Wsiedli i ruszyli bez slowa w droge... Jechali w milczeniu, oboje spogladajac sie ukradkiem w swoja strone, ale zadne nie odezwalo sie do tej drugiej osoby, ani slowem...
Po chwili byli juz na miejscu... Wysiedli z SUV-a agenta, i ruszyli przed siebie...Teraz mial okazje poznac jej wspolpracownikow, ktorych, gdy zobaczyl mimowolnie nazwal zezulcami, co Brenn uznala za obrazliwe...
Szczatki byly w fatalnym stanie... Pzrykryte czarna folia, ktora przykleila sie do ciala...
To jednak nie sprawilo najmniejszego problemu pani antroplog... Od razu, po kilku chwilach, poznala plec i wiek denata... Ogromna wiedza wzbudzila podziw w agencie... Po chwili szczatki zostaly przewiezione, wedlug woli Dr Brennan, do Instytutu, gdzie znajduje sie laboratorium, w ktorym tolepiej przyjrzy sie szczatkom...
Powrocili do samochodu... Poprosila by zawiozl ja do Instytutu... Tak, jak chciala, tak uczynil...
Podjechali pod Instytut, a ona wysiadla, rzucajac na pozegnanie chlodno "czesc"...
Odpowiedzial tym samym, i udal sie do siebie, by wypelnic raport....
Oboje jednak nie mogli skupic sie na wykonywaniu najprostrzych czynnosci... Byli bardzo podenerwowani, co nieumknelo ich wspolpracownikom, ktorzy po raz pierwszy spotkali sie z taka sytuacja...
Sledztwo nie bylo zbyt dlugie, dzieki obojgu bardzo szybko, udalo sie ustalic przyczyne zgonu i spprawce morderstwa... Szefowie, zarowno Instytutu, jak i FBI, byli zadowolleni z ich wspolpracy, jednak sami zainteresowani, mniej...
To bylo ciezkie dla obojga... ta sytuacja przerastala ich... Wszystko zapowiadalo sie jaknajlepiej, ale... cos sprawilo, ze wszystko sie zmienilo o 180 stopni...
Pracowali juz kilka miesiecy ze soba, ale nie wracali do przeszlosci... Byla ona zbyt bolesna, nawet, jesli przezyli cos wspanialego, cos, co moglo sie skonczyc inaczej...Wszyscy pracownicy zauwazyli, ze cos jest miedzy nimi, ale nie wiedzieli, czemu, nie dadza sie poniesc emocjom, tyylko uciekaja od nich... Rozmawiaja tylko na tematy zwiazane z praca... Nawet sam Cullen byl zdziwiony, cala ta sytuacja, on jako jedyny wiedzial, co sie zdarzylo miedzy nimi...
Wracali wieczorem z miejsca zbrodni... Jechali w milczeniu, ktore przeszkadzalo obojgu...
Oboje zawsze mieli duzo do powiedzenia, ale gdy, byli tylko we dwoje, to jakby im mowe poodbieralo... Cisza byla nie do zniesienia... Pierwsza osoba, ktora postanowila ja przerwac...
Nionia przepraszam, ze krotko i w takim momence skonczylam, ale dla Ciebie zmienie koncowke, bo chcialas klotnie, i bedzie:) aaa i zapomnialabym, pojawi sie jeszcze ktos, wlasnie ta osoba wpadla mi do glowy:) pozdrawiam cieplutko:)
Wracali wieczorem z miejsca zbrodni... Jechali w milczeniu, ktore przeszkadzalo obojgu...
Oboje zawsze mieli duzo do powiedzenia, ale gdy, byli tylko we dwoje, to jakby im mowe poodbieralo... Cisza byla nie do zniesienia... Pierwsza osoba, ktora postanowila ja przerwac...
byla ona...
- Booth - rzekla niepewnie
- tak - szepnal
- jestes na mnie zly - spytalala drzacym glosem
- zly niby czemu - spytal sarkastycznie
- przeciez, to, ze mnie oklamalas to nic wielkiego - syknal
- przepraszam, nie chcialam, ale..
- ale, tu nie ma zadnego ale...
- wiedzialas, i mnie oklamywalas
- a co mialam zrobic - spytala
- powiedziec prawde, ludzie powinni sobie mowic porawde,
- nawet, jesli ona moze zabolec - dokonczyl
- latwo Ci powiedziec - rzekla
- latwo to sie oszukuje ludzi, wiesz
- nie zrobilam tego specjalnie - rzekla
- nie chcialam Cie zranic, taki byl plan,
- miales sie o niczym nie dowiedziec - wyjasnila
- plan?? taki byl plan -krzyknal
- nie mozna planowac zycia, tymbardziej cudzego, wiesz? - krzyknal
- nie krzycz na nie, to nie moja wina - szepnela
Byl bardzop wzburzony ta rozmowa.. Zatzrymal sie na pobovzu i wysiadl, by zaczerpnac swiezego powietrza... Bones isedzial w srodku, nie wiedzac, co ma zrobic w takiej chwili... Nigdy nie miala takiej sytuacji w swoim zyciu... Podwladni jej sluchali, nie dochodzilo do zadnych scesji, lub klotnii...
Wolala przesiedziec ten czas w samochodzie, poczekac, az sie uspokoi, obawiala sie dalszej rozmowy, gdyz stosunki miedzyludzkie, to dziedzina, o ktorej nie wiele wiedziala, a nawet nie miala pojecia... Przezycia z przeszlosci spowodowaly, ze zamknela sie na swiat, na innych, co utrudnialo jej nawiazywanie jakichkolwiek znajomosci, nie mowiac o przyjazni...
Po chwili powrocil do samochodu...
- a niby czyja?? moja?? - spytal wsciekly
- to nie ja stoczylam sie na dno - syknela nie myslac
- wiesz skonczmy ta rozmowe, bo do niczego ona prowadzi
- nie wiesz nic o mnie, wiec nie pozwole Ci mowic
- i oskarzac mnie za cos, o czym nie masz zielonego pojecia - syknal
- zielonego pojecia? nie wiem, co to znaczy - rzekla
- nie wazne, teraz juz wszystko jest nie wazne - szepna ruszajac z piskiem opon
Odwiozl ja do mieszkania, po czym powrocil wsciekly i zawiedziony do siebie...
od samego początku czytam wasze wszystkie opowiadania i jestem ze tak to określę wniebowzięta ;O
Tworzycie niesamowite historie, które czyta się z opadniętą koparą po sam chodnik po drugiej stronie ulicy ;D
Dziękuję Wam :)
I czekam na więcej :)
Nionia chyba rozbuduje to opko:)
pociagne je do wyjazdu i bedzie FIN:)
mam nadzieje, ze pomysl Ci sie podoba sis:)
nie moglam sie powsztrzymac:)
taki maly spoiler:)
Odwiozl ja do mieszkania, po czym powrocil wsciekly i zawiedziony do siebie...
Oboje nie mogli zasnac... Przezywali ich pierwsza klotnie... Powiedzieli o jedno zdanie za duzo... teraz tymbardziej trudniej bedzie im ze soba wspolpracowac, choc wspolpraca ta jest bardzo korzystna, szkoda, ze tylko korzystna w rozwiazywaniu zagadek kryminalnych...
Dni mijaly, a oni nadal mijali sie... Tylko w pracy rozmawiali ze soba normalnie...
Bynajmniej starali sie... Sprawy rozwiazywali bardzo szybko... Byleby, nie musieli za duzo czasu spedzac w swoim towarzystwie... Tymbardziej po ich ostatniej rozmowie, ktora miala mijese pewnej noc, w jego samochodzie...kiedy wracali z miejsca zbrodnii
Atmosfera byla niedozniesienia... Ich klotnie przeszkadzaly w pracy, nie tylko im, ale i resdzcie osob, z ktorymi wspolpracowali...
Sam Dyrektor Instytutu, za namowa dyrektora FBI, postanowil, umowic ich na...
Jeżeli ktoś czyta temat ''Moja radosna twórczość'' to zapraszam, pojawiła się ostatnia część ff pt. ''Iluzja'' :]
randke. dziekuje siostra za opko i jego mala zmiane. ojej jak mi milo. czekam na cdk
widze, ze duzo twoich opek Ines pojawilo sie na zakonczenie 6:)
opko z mala, swietne, super duecik dziewczyny, czekam na jakies nastepne opko w waszym wykonaniu:)
opko z zakladem, tez mi sie podoba, ciekawe, czy go wygra?
co do opka o kasynie, czekam, na ciag dalszy, bo mnie zaciekawilo:)
czekam na cedeki:)