no więc. każdy wie o co chodzi. zamieszczamy opwiadania o wspólnej, jakże malowniczej przyszłości/przeszłości B&B . ;)
taa wiem coś o tym... chce iść do Ekonomika, ale nie wiem czy się dostane. i ten wybór języka:francuski czy rosyjski... ;O żadnego nie chce....
I.
`tylko ten kto czuje się wolny kocha bezgranicznie. a ten kto kocha bezgranicznie czuje się wolny``
P.Coelho
właśnie rozwiązali trudną sprawę, i bones siedziala w swoim gabinecie wypisujac raport. miała jeszcze dużo pracy, a musiała sie jeszcze spakować. czekał ją służbowy wyjazd do NY.
-cześć bones-przywitał sie booth, wchodząc do jej gabinetu.-jeszcze pracujesz?
-tak. zostało mi kilka raportów.
-myślałem że zjemy razem, jakaś kolacja czy cos.
-hmm.. popracuję jeszcze godzinke, przeciez tajskie można zamówić nawet w nocy.
-nie mówiłem o tajskim, myślałem ze wyjdziemy gdzies... no wiesz świętować. to była trudna sprawa a nam udało się ją rozwiązać.-spojrzała na niego- jak zwykle uśmiechał się szeroko. natychmiast zrozumiała o co chodzi, to nie miała być kolejny szybki posiłek.
-booth-powiedziała szybko-ja nie mogę...
-zjeść kolacji?-spytał z uśmiechem.nie-pomyślał-nie chce iść z nim na kolację, bo to już nie byłoby kolejne spotkanie kolegów z pracy tylko randka.-okej. rozumiem.do jutra!-odwrócił sie na pięcie i wyszedł. wpatrywała się jeszcze chwilę w pusty korytarz gdy nagle pojawiła sie angela.
-hej. jeszcze w pracy?-spytała
-tak. już wychodzę. musze sie jeszcze spakować, taksówka juz na mnie czeka na dole.
-nie odwozi cie booth? myślałam ze pomoże ci w pakowaniu-zobaczyła skruszoną mine antropolożki-nie powiedziałaś mu?
-wiesz ze nie lubie pożegnań. przecież wrócę...
-za tydzień albo dwa! temperence...
-musze lecieć-powiedziała wychodząc
NASTEPNEGO DNIA W INSTYTUCIE
-hej ange. widziałaś bones?-spytał agent
-słuchaj... ona ..
-stało się coś?-spytał przestraszony
-nie. wyjechała do nowego jorku.
-co?-nie rozumiał
-ma tam pomóc w jakiejś sprawie.
-kiedy wróci?-spytał z nadzieją ze niebawem ją zobaczy
-za tydzień, albo dwa...
-dlaczego mi nie powiedziała?-spytał
-nie wiem.. mówiła że nie lubi pozegnań i że przeciez wróci.
-cholera!-krzyknął zły i wyszedł z instytutu.
dni dłużyły się niemiłosiernie. wiedział kiedy przyleci i pojechał po nią na lotnisko. samolot miał kilkominutowe opóźnienie, ale gdy wreszcie ją zobaczył wiedział ze warto było czekać.
szła z torbą na ramieniu w stronę wyjścia. gdy go zobaczyła ruszyła w jego kierunku. na powitanie mocno ją przytulił. stali tak w swych objęciach kilka minut.
-dlaczego się nie pożegnałaś?-spytał po chwili. wziął od niej bagaż, chociaż zapewniała go ze sama sobie poradzi, i szli właśnie do samochodu.
-przepraszam. chciałam ci powiedzieć ale nie wiedziałam jak... ta sprawa i wogóle...
-bones.-zatrzymali się przed jego samochodem-następnym razem powiedz mi ze wyjeżdzasz... może nie bede tak tęsknił...-dodał cicho
-dobrze. macie nową sprawe?-spytała
-tak, jutro sie dowiesz.
-dlaczego jutro?-spytała zdziwiona. był środek tygodnia i nie wiedziała nic o dniu wolnym
-jestes zmęczona, i musisz odpocząć. obiecałem dziewczynom ze osobiście dopilnuję zebys poszła do łóżka. nie pojedziesz dzisiaj do pracy.
-co?
-nawet nie próbuj się o to kłócić, bo to przesądzone. bedziemy w domu o 18-spojrzał na zegarek-zrobie ci kolacje i pójdziesz spać.
-ale..-zobaczyła jego mine-ok.
przygotowywał jej kolacje, ona tymczasem brała prysznic. był zmęczony-nie spał całą noc, myślał o niej i nie mógl sie doczekac spotkania. ubrana w jedwabny szlafrok usiadła na kanapie.
-gotowe.-powiedział i podszedł do niej. leżała na kanapie i słodko spała, nie chciał jej budzić ale wiedział jak jej niewygodnie. wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. usiadł obok niej i wkrótce sam zasnął.
ahh, jak zwykle cudnie i romatycznie. mam nadzieję na szybkiego cedeka :) a btw. LO to ja celuję w Reja.
hee ;P ale poranek nie bedzie za bardzo opisanyy ;O zajęłam sie kolacją, i nocą xD a tam dzień phiii... xDD
cieszę sie ze sie podoba. jak napisze to dodam (już zaczęłam.)
Noo... To teraz chyba przyszła kolej na mnie :)) Mam nadzieję, że się spodoba :))
Minęło kilka miesięcy od śmierci Sullego. Środek maja. Dwie kobiety siedzące na kanapie obitej skórą, trzymały coś w rękach i zawzięcie dyskutowały:
- Ale Ange... To ma być ślub, a nie koncert rockowy. - Oznajmiła pisarka i ponownie zaczęła kartkować katalog z sukniami ślubnymi.
- A ta?? Zobacz. - Artystka podsunęła pod nos przyjaciółki kolejne zdjęcie.
- No nawet, nawet...
- A co Ci się w niej nie podoba??
- Wygląda jak ze średniowiecza...
- Ze średniowiecza?? Ty chyba sobie kpisz...
- Oczywiście, że nie. No zobacz. - Wskazała na niektóre elementy sukni i obie panie znów zamilkły, skupiając się na przeszukiwaniu katalogów.
- Aałłćć!! - Jęknęła panna Montenegro, a Brennan aż podskoczyła.
- Co się dzieje??
- Nie nic. - Ang złapała rękę Tempe i położyła na swoim brzuchu. - Czujesz?? - Bones nic nie odpowiedziała. Siedziała w skupieniu i oddawała się temu całkowicie. Było to dla niej takie niezwykłe... Czuła każdy ruch małej istotki znajdującej się pd sercem przyjaciółki. Była to magiczna chwila. Kiedyś dziecko było dla niej kulą u nogi, nie chciała mieć dzieci, Nie były jej potrzebne... A teraz poczuła tę magię, choć to nie ona spodziewała się potomka...
- Brenn!! Słyszysz mnie?? - Głos Angeli przywołał ją do rzeczywistości.
- Co?? Co mówiłaś?? - Zapytała zaskoczona.
- Nic takiego. - Odpowiedziała z rezygnacją. - Znalazłaś już coś odpowiedniego??
- Tak właśnie miałam Ci pokazać. - Podała towarzyszce katalog. - I co o niej sądzisz??
- Jest... Jest... Jest naprawdę cudowna!! - Przytuliła Przyjaciółkę.
- I świetnie będziesz, a raczej będziecie w niej wyglądać. - Dodała Bones i obie panie równocześnie wstały z kanapy.
- To jedziemy!!! - Wykrzyknęła Ange, a Tempe się zaśmiała. PO chwili kobiety były już w drodze do salonu sukni ślubnych.
Po kilku godzinach drzwi mieszkania Angeli znów się otworzyły. Panie weszły do środka, wnosząc ze sobą kilkadziesiąt toreb. Rzuciły wszystko na środku pokoju
i podążyły do kuchni, by czegoś się napić. PO chwili powróciły do salonu. Brennan usiadła na ziemi, a panna Montenegro na kanapie podpierając plecy trzema poduszkami.
- No wyjmuj, wyjmuj!! Muszę zobaczyć wszystko jeszcze raz. - Ponagliła towarzyszkę artystka.
- Już, już, spokojnie... - Odparła Tempe i wyjęła rzeczy z pierwszej torby. Była ona największa i obie panie dobrze wiedziały co w niej jest. - Oto Twoja suknia ślubna.
- Ochh... Że to już za kilka dni. Wszystko tak szybko się potoczyło... - Westchnęła malarka, a antropolożka momentalnie zajęła miejsce obok na kanapie.
- Jak to szybko?? Znacie się już tyle lat, jesteś w siódmym miesiącu ciąży i mówisz, że szybko??
- Kiedy to wszystko się działo, nie wydawało mi się żę to tak szybko leci. Ale kiedy patrze na to z perspektywy czasu...
- Z perspektywy czasu... - Przerwała jej pisarka. - Czas to pojęcie błędne. Czas jest nam potrzebny by określić na przykład godzinę, ale miłości nie możemy ustalać poprzez perspektywę czasu.
- Pięknie powiedziane. - Odparła. - Ale Tempe, ja Cię nie poznaję. Naprawdę się zmieniłaś i to pod wieloma względami.
- Tak, wiem. To wszystko dzięki Wam wszystkim. A szczególnie dzięki Tobie i Boothowi. Oboje pomogliście mi zrozumieć, że życie nie polega tylko na pracy,
że są ważniejsze rzeczy, takie jak przyjaźń czy miłość... Ale nie będziemy teraz rozmawiać o mnie. Co mam teraz wyjąć??
- Weź te dwie torby, stojące tam o... - Wskazała na dwie torby o jasnozielonym zabarwieniu.
- Te??
- Tak, te. - Usiadły twarzami do siebie i zaczęły wyjmować rzeczy. Były to ubranka dla dziecka.
- Jakie to malutkie... - Pisnęła słodkim głosem Tempe.
- I takie słodziutkie. - Dodała Angela. Czas płynął nieubłaganie, a panie nawet tego nie zauważyły. Początkowo siedziały i oglądały ciuszki, następnie postanowiły poukładać je w szafeczkach,
które znajdowały się w pokoiku dziecięcym. Angela, choć Temperance prosiła ją aby nic nie robiła, wiernie towarzyszyła przyjaciółce. Chciała tez mieć tą przyjemność i radość, której nie miałaby oglądając to wszystko. Za oknami było już ciemno, a przyjaciółki nadal siedziały w dziecięcym pokoiku...
I jak?? :)) tak troszeczkę dzidziusiowo, ale byłam dziś z przyjaciółką na zakupach i weszłyśmy do sklepu z ubrankami dla niemowląt, w którym spędziłyśmy ponad godzinę, bo nie mogłyśmy się oderwać od tych wszystkich rzeczy... I tak jakoś mnie wena natchnęła żeby coś o takim czymś napisać :))
i napisala moja ulubiona krejzolka:)
mala cudowne opowiadanko:)
super, extra:)
czekam na dalsza Twoja tworczosc:)
pozdrawiam buzka:*
II.
`Istnieją dwa powody, które nie pozwalają ludziom spełnić swoich marzeń. Najczęściej po prostu uważają je za nierealne. A czasem na skutek nagłej zmiany losu pojmują, że spełnienie marzeń staje się możliwe w chwili, gdy się tego najmniej spodziewają. Wtedy jednak budzi się w nich strach przed wejściem na ścieżkę, która prowadzi w nieznane, strach przed życiem rzucającym nowe wyzwania, strach przed utratą na zawsze tego, do czego przywykli.`
Paulo Coelho
obudziła się zaskoczona w ramionach bootha. wieczorem, przy kolacji rozmawiali o jej podróży i o pracy.
-jak się spało?-spytał z usmiechem
-muszę przyznać że byłam zmęczona. nawet nie pamiętam jak to sie stało że znalazłam się w łóżku.
-zasnęłaś na kanapie. wiedziałem że rano będą bolały cie plecy wiec cie przeniosłem.
-dzięki. gdyby nie ty nie mogłabym sie ruszyć.
-nie ma za co-spojrzał na zegarek, dochodziła 12-wiesz co musze już jechac. jest naprawde późno, a rano trzeba wstać do pracy.
-masz racje.-wstał i zakręciło mu sie w głowie. stracił przytomność.
-uuuh-wydusił tylko. -co się stało?
-zemdlałeś. nic dziwnego, nawet nie tknąłeś kolacji.
-jaa... nie byłem głodny.
-mhm.
-która godzina?-rozejrzał się po pokoju. był w sypialni bones
-1 w nocy. chyba nie myślisz ze puszcze cie do domu.
-miałem taka nadzieje-mruknął niezrozumiale
-co?-spytała.
-nie nic-powiedział tylko i zasnął.
-dobranoc-zgasiła światło. nie mogła zasnąć. myśl że obok leży booth nie dawała jej spokoju.
-dzień dobry-powiedział gdy tylko otworzyła oczy. od dłuzszego czasu jej się przyglądał, patrzył jak śpi.
-dzień dobry. dobrze sie czujesz?-spojrzała na niego jak na wariata. był blady, wyglądał mizernie ale mimo to uśmiechał się od ucha do ucha.
-mhm.
-zrobie ci śniadanie.-wstała
-nie trzeba. sam potrafię.
-źle wyglądasz nie powinieneś wstawać z łóżka.-powiedziała i poszła do kuchni. po chwili wróciła z talerzem grzanek.
-dziękuje. jestes wspaniała
-smacznego-chciała wyjść ale zatrzymał ją.
-eeej, a ty nie bedziesz jadła?
-nie jem śniadania. dzisiaj tez nie mam zamiaru.
-jak nie zjesz, to ja też.
-to szantaż?-w odpowiedzi pokiwał głową. usiadła obok niego a on przysunął do jej ust grzankę. ugryzła tylko odrobinę, i spojrzała na niego.
-poczekaj masz tu.. czekolade-nachylił się i wytarl jej policzek.
-jeszcze?-spytała patrząc mu głęboko w oczy.
-nie.-nie mogł oderwać od niej oczu. wreszcie pocałował ją delikatnie, potem mocniej, namiętniej...
**mam nadzieje ze się podoba ;PP
dodałabym więcej ale komp mi sie wyłączył w trakcie pisania i wszystko sie usunęłoo..
joo .;p napisałam kolejną część...
mi sie nie podoba. ;(
ale nie chce jej zmieniać i
wstawie ją taką jaka jest .... ;O
najwyzej sie nie spoodoba.
Hey! Tu mnie jeszcze nie było :D
Na dobry początek wrzucam coś od siebie.
Miłego czytania i liczę na pierwsze na tym forum opinie :)
Stability.
Washington, DC
Dostajesz wiadomość, że nie stawiła się na wieczornym zebraniu i wzięła chorobowe. To ci wystarcza. Wsiadasz w samochód i jedziesz pod tak dobrze znany ci adres. Już gdy idziesz po schodach kierując się na odpowiednie piętro wiesz, że jej tam nie zastaniesz. Kiedy drzwi, do których otworzenia użyłeś danych ci przez nią kluczy, ustępują zalewa cię mrok panujący w mieszkaniu. Na telefonie stacjonarnym miga czerwone światełko informujące o tym, że nie tylko ty jej szukasz i nie możesz dodzwonić się na jej komórkę. Sprawdzasz jej szafę, wiedząc już, że na pewno coś z niej zniknęło. I nie mylisz się. Nie wiesz gdzie jest, nie wiesz czemu jej tu nie ma i dlaczego nie uprzedziła cię o swoim wyjeździe. Wiesz jednak, że właśnie to miało miejsce. Siadasz przy jej laptopie i bez zastanowienia wpisujesz hasło. Zawartość plików, które właśnie otwierasz martwi cię. Kopiujesz wszystko. Następnie znajdujesz potwierdzenie rezerwacji i korzystając z jej komputera rezerwujesz najbliższy lot. Patrząc na zegarek wychodzisz, aby nie spóźnić się na samolot.
Chicago, IL
Stoisz mierząc do niego. Doskonale wiesz, że nie naciśniesz na spust. On jednak tego nie wie. Jego mimika twarzy, oczy, gesty.. Patrzenie na niego sprawia ci nieopisaną przyjemność. Twoje zachowanie jest nieracjonalne, pociągnie za sobą ogromne konsekwencje.
Ale jakie ma to teraz znaczenie?
Jest to chwila, w której nie ma to dla ciebie żadnego znaczenia. Jego oczy, to co w nich widzisz, sprawiają że czujesz ulgę. Czujesz się szczęśliwsza.
On przeprasza, błaga i modli się. Nie spodziewałaś się niczego. Jego modlitwa potwornie cię drażni. Nie ma prawa tego robić. Nie ma prawa do tego co Booth. Nie ma prawa wierzyć i zaznać spokoju. Nie ma prawa do niczego. W końcu odebrał ci szczęście, miłość i część życia.
Odebrał ci matkę tym samym odbierając ci rodzinę.
Wiesz co Booth by teraz zrobił.
Jednak nawet on nie jest teraz ważny.
Jesteś tu. To wystarcza.
___
Funkcjonariusze obezwładniają go. Wcześniej sprzedałeś im bardzo realistyczną bajeczkę o namierzeniu go. Brennan miała go pilnować podczas gdy ty wzywałeś ich. Tym samym oczyszczając ją z wszelkich zarzutów. Jego zeznania, w obliczu dowodów skrupulatnie zebranych przez twoją partnerkę, nie będą miały żadnego znaczenia. Z powodu obecności FBI podchodzisz tylko do niej. Zabierasz pistolet z jej rąk i ciągniesz otępiałą kobietę do wyjścia. Nie pozwalasz sobie na wykonanie jakiegokolwiek ruchu w jej kierunku. Nie teraz. Twój samochód został w D.C., więc idziecie w kierunku hotelu, w którym się zatrzymała. Dane na ten temat zdobyłeś jeszcze w stolicy.
Kiedy oddalacie się od znienawidzonego już przez ciebie miejsca zatrzymujesz się i cały czas trzymając przegub jej dłoni odwracasz ją do siebie.
Patrzy na ciebie z zacięciem, mrużąc ze złości oczy. Jest na ciebie wściekła, wiesz to. Wiesz również, że twoje negatywne uczucia względem niej są znacznie silniejsze. Ledwo nad sobą panujesz. Starasz się zachować spokój, jednak zdajesz sobie sprawę, że Brennan zna cię tak dobrze, że rozpozna oznaki nawet lekkiego zdenerwowania. Bardzo dobrze! Niech wie jak głupio postąpiła. Wiele ryzykowała. Za wiele.
Jednak nie możesz powiedzieć, że było to coś czego byś się po niej nie spodziewał. Mogła tak zareagować. Bardziej złości cię fakt, że wszystko przed tobą zataiła. Przez tak długi czas. Nie pozwoliłbyś jej na to, to oczywiste. Dlatego nie wiedziałeś. Nie powinna jednak zostawać z tym sama.
W ogólnym rozrachunku dochodzisz do wniosku, że jesteś bardziej zły na siebie, niż na nią.
Nic nie zauważyłeś, nie pomogłeś jej. Nie wytłumaczyłeś wszystkiego.
Idiota!
- Bones, to była najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłaś.
- Zostaw mnie, Booth. - słyszysz w odpowiedzi.
- Nie będzie mnie przy tobie i jak to się skończy tym razem?
- Poradzę sobie sama.
- Nie musisz, Bones. Po to masz mnie. Zawsze tu będę i zawsze będę ci pomagał. Teraz nie musisz już radzić sobie sama.
- Jesteś wściekły, Booth. Więc dlaczego jesteś miły? Dlaczego mi tego nie pokazujesz?
- Sama wiesz, że jestem zły. Krzycząc na ciebie nie pomogę ci.
- W czym?
- W zrozumieniu tego co zrobiłaś i co czujesz.
Uspokoiła się. O to ci chodziło. W końcu przestała drżeć.- Nie zabiłabym go, Booth.- słyszysz w końcu.
Uśmiechasz się.- Ja to wiem, Bones.
Jednak nie aż tak, jakbyś się tego spodziewała. Dociera do to ciebie dopiero, gdy jedyne co widzisz to brązowe tęczówki. Twój świat. Brązowy, ciepły, uspokajający i kochający cię świat.
Wiesz to, sama czujesz to samo.
Wiesz jednak, że nie przyznacie się do tego. Że nic się nie zmieni. Nie jesteś jednak pewna czy w ogóle tego żałujesz. On daje ci więcej niż ktokolwiek inny.
Daje ci siebie. Tym samym dając ci życie.
Jesteś zdziwiona tym, że w ogóle zastanawiasz się nad swoimi uczuciami, że odkryłaś czym jest miłość.
Jednak do czasu.
Wiesz, że to jego zasługa.
Zmienił cię.
Kiedy stoisz w łazience, nasuwając na ramiona jeden z dwóch wiszących w łazience hotelowych szlafroków, czujesz się znacznie lepiej. Wytłumaczył ci już wszystko i pozwolił ci się w niego wtulić. To zdecydowanie ci wystarczało. Ciepły puchowy szlafrok jest bardziej zachęcający od atłasowego, który właśnie na siebie narzuciłaś, jednak tamten zostawiasz dla niego. Zostaniecie tu jeszcze kilka dni. Powiedział, że skoro wzięłaś wolne trzeba to wykorzystać.
Kiedy siedzieliście nachyleni ku sobie przy kolacji jedzonej w hotelowym pokoju, a wasze twarze dzieliły centymetry czułaś się już naprawdę spokojna. W tej chwili nic innego nie miało znaczenia. To jak doświadczył cię los było nieważne. Ważni byliście wy.
A teraz kiedy leżycie obok siebie trzymając się za ręce wiesz, że nie wyobrażasz sobie już życia bez niego.
Gdy trzymasz jej dłoń i słyszysz jej równomierny oddech po raz kolejny dociera do ciebie znaczenie słowa ‘miłość’.
Wzajemna miłość.
Szczerze mówiąc fajne!
Miałam tylko jedne malutki problem z dojściem do ładu kiedy w jakiej osobie 'jestem', bo bardzo szybko je zmieniasz. Raz Booth, raz Brennan... Może warto to jakoś zaznaczać na przyszłość (albo całość pisać jako jedna osoba), chyba że tylko ja mam problemy z odnalezieniem kto, kiedy i co.
Ogólnie b. ładny debiut na forum i to w formie w jakiej dawno nie czytałam ;)
Pozdrawiam.
PS. Mam nadzieje, że nie uraziłam Cię swoją wypowiedzią.
mmm ;) świetne opko. muszę powiedzieć że nieco nietypowa narracja ;). zazwyczaj każdy (w tym ja ) pisze w narracji 3-osobowej, ale miła odmiana .;P mam nadzieje że napiszesz coś jeszcze, i będzie to równie niesamowite jak ta część ;P
pozdrawiam. ;*
Oczywiście, że nie.
Tekst jest trzyczęściowy.
Faktycznie granica między drugą, a trzecią częścią się zatarła (znajduje się po dialogu). ENTER mi uciekł.xD Mój błąd.
może i granica się zatarła ale jest wciąż wyczuwalna-bynajmniej jeśli ktoś czyta z uwagą.
;] będzie kolejna część? albo nowe opowiadanie? -czekam!
;)
Moim skromnym zdaniem bardzo ciekawe... takie inne :)zapowiada się bardzo fajnie. Mam nadzieje, że będzie coś następnego :))
III.
`zawsze trzeba wiedzieć, kiedy kończy sie jakiś etap w życiu. jeśli uparcie chcemy w nim trwać dłużej niż to konieczne, tracimy radość i sens tego co przed nami. `
P.Coelho
-chyba musimy...
-o tym porozmawiać?-spytał z uśmiechem. położył się na boku i wpatrywał w bones.
-...jechać do pracy-dokończyła.
-jest dopiero-zerknął na zegarek-dochodzi 9.
-no widzisz? spóźnimy się.
-ubieraj się. zaraz musimy jechać.-wstała ściągając z niego całe prześcieradło.
-bones!-krzyknął-co ty wyprawiasz?
-wstaję.
-a ja??-spojrzał na swoje nagie ciało.
-przecież widziałam cie nago-dodała z uśmiechem
-bones!-krzyknął ale ona już zamknęła sie w łazience
-pogadamy o tym później.-powiedziała tylko. ubrał się i poszedł zaparzyć kawę.
KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ
-bones co sie z tobą dzieje?-spytał
-nic.
-jesteś chora?-spytał. od pewnego czasu była przygnębiona, nieobecna i blada.
-nic mi nie jest.-wybiegła z gabinetu. ruszył za nią.
-porozmawiaj ze mną-powiedział gdy po kilku minutach wyszla z łazienki. oparła się o ścianę.
-jestem w ciąży.
-jesteś pewna?-spytał. pokazała mu zdjęcie zrobione przez lekarza. odwróciła się i poszła do gabinetu.
-czemu mi nie powiedziałaś?
-booth. znam cię. nie chce komplikować twojego życia. masz parkera i dosyć zmartwień. niczego od ciebie nie oczekuję.
-ale ja chce wychowywać to dziecko-podszedł do niej i dotknął ręką płaskiego brzucha-nasze dziecko.
!KONIEC!
^^ krótkie i wogóle jakieś takie... niemrawe ... ;( nie podoba mi sie..
ale cóż. każda historia musi mieć zakończenie.
eeeh. wcale mi sie nie podoba... ta końcówka taka ckliwa, jakaś mdła wogóle... nie pasuje do reszty opowiadania. ;P
#.pozdrawiam.
Drummart naprawdę bardzo fajne :)) Mam nadzieję, że jeszcze coś dla nas napiszesz :))
Zakrencona mnie się i tak podobało :) A jeśli mam być szczera, to podoba mi się tak jak zawszę :)) Ale jak sie to czyta to wydaje się tak na szybko pisane ;p Ale może to tylko ja odniosłam takie wrażenie :)) Czekam na new :))
och... znów jakieś pomruki niezadowolenia... kiedy do was dojdzie że każda pisze inaczej, tak wyjątkowo? I że to właśnie jest super? :)
Extra opko i bez dyskusji :*
noo szybko napisałam.
miałam opisany ślub ale mi sie nie spodobało skasowałam całe i napisałam to. zajęło mi to kilka minut, co widac podczas pisania...;/
mam kryzyss ;D
Drummart witamy na forum! no, no, no! fajna czesc bardzo mi sie spodobła!
Mala teraz czekamy kiedy Bren bedzie kupowiac ubranka dla dzidziusia!
Zakrencona jak zawsze super tu nie trzeba nic dopisywac!
I.
`miłość nie jest nawykiem, zobowiązaniem ani długiem.nie jest tym czego uczą nas romantyczne piosenki. miłosć poprostu jest. bez definicji. kochaj i nie żądaj zbyt wiele.po prostu kochaj.`
P.Coelho
-ofiara to kobieta w wieku około 35-40 lat.
-przyczyna zgonu? -spytał booth. chciał jak najszybciej opuścić to miejsce. dochodziła 23, wszędzie panował mrok a oni znajdowali sie w ponurym lesie. w dodatku zaczynało padać.
-nie mogę narazie tego ustalić. niech przewiozą ciało do instytutu.
-możemy już jechać?-spytał agent
-jasne.
wreszcie dojechali na miejsce. niestety nie było wolnego miejsca do zaparkowania przed domem bones. musieli przejechać przecznicę dalej, a reszte drogi pokonać pieszo. lało jak z cebra. przemoczeni weszli do mieszkania bones.
-przeziębisz sie. zdejmij mokre ubrania i ubierz...szlafrok. wisi w łazience
-nic mi nie bedzie.-powiedział i zaraz po tym kichnął.
-napewno?-spytała z uśmiechem.poszła do sypialni i też zdjęła mokre ciuchy. na samą bieliznę ubrała jedwabny szlafrok. gdy wróciła zobaczyła bootha w kuchni. stał tyłem do niej w czarnym szlafroku i robił herbatę.
-dzięki-powiedziała gdy podał jej kubek. usiedli na kanapie i rozmawiali o sprawie, popijając gorący napój. usłyszeli pukanie, otworzyła drzwi i zobaczyła angele.
-oo.. przeszkadzam w czymś ? kapałaś sie?-spytała. dopiero wtedy zobaczyła bootha w szlafroku. siedział na kanapie i przyglądał im się z uśmiechem-widzę ze przyszłam nie w porę.-zarumieniła sie.
-czesc ange.
-hej...
-wejdź. napijesz sie z nami herbaty? -spytała przyjaciółkę.
-nie. przyszłam tylko oddać ci laptopa. zostawilas go u mnie..-spojrzała wymownie na partnerów-nie chce wam przeszkadzać-puściła oczko do brenn-do zobaczenia.-i wyszła.
spojrzała na seeley'a, który w milczeniu popijał herbatę. uśmiechnął sie szeroko gdy usiadła obok niego.
-mmm... ange jutro mi nie da spokoju-powiedziała po chwili.
-czemu?
-będzie mi zawracała głowę o zmarnownanych szansach, i wogóle. taka z niej romantyczka.
-taa. widziałem jak pusciła ci oczko.-zaśmiał sie.
-no. już późno, a kanapa jest niewygodna-wstała i spojrzała na niego z uśmiechem-nic sie nie stanie jak bedziemy spać razem. znaczy obok siebie, w sensie ze... no rozumiesz.
-tak. rozumiem.-odparł i poszli do sypialni.
leżeli kilka minut, ale oboje nie mogli zasnąc. był późny październik, i w pokoju było zimno. zobaczył jak zadrżała. w końcu przysunął się bliżej objejmujac ją w pasie.
nagle odwróciła się,a ich twarze dzieliły centymetry. myślał ze skarci go, powie żeby zabrał ręke ale ona nawet się nie poruszyła. wpatrywała się w niego jak ciele w malowane wrota. nachyliła się i pocałowała go lekko w usta. niewinny pocałunek zamienił sie w coraz bardziej namiętny, szaleńczy, pełen pożądania. powoli odkrywali swe ciala, by w koncu zatracic sie bez reszty.
^^. coś noweego. mam nadzieje ze sie spodoba ;P
Zakecona każde twoje dzieło to majstersztyk:)
Włąśnie oglądnęłam 25 odc superowy. Coprawda nie za wiele rozumiem ale emocji w nim co nie miara:) Polecam
A jak już będa napisy to ja ładnie prosze o linka:)
ciesze sie ze sie podoba ;) kolejna część bedzie chyba lepsza.. tak bynajmniej mi sie wydaje ;D
II.
dla strzelca żaden strzał nie jest łatwy. każdy wymaga maksymalnego skupienia i precyzji. ale potrafię oddać strzał który spowoduje śmiertelną rane. z obydwu celów zrobię miazgę.
kobieta weszła do kuchni i zaczęła parzyć kawę. za nią, stał drugi cel.
wysoki mężczyzna, brunet o brązowych oczach. przywital się z kobietą, calujac ją namiętnie. ta zarumieniła się lekko i wróciła do robienia kawy.
jego ulubiony model 40 został w samochodzie. ale nie potrzebował karabinu snajperskiego, wystarczyła beretta z długą lufą. wspaniała broń, stara, poobijana ale praktyczna. Stephen nie traktował broni jako fetyszu, gdyby najlepszym narzędziem zbijania był kamień-użyłby kamienia.
ocenił cel, obliczając kąt,prawdopodobne zniekształcenie wywołane przez szyby i odchylenie linii strzału. mężczyzna odsunął się od kobiety, która stała teraz na wprost szyby.
stephen odciągnął suwadło ustawił pojedyńczy strzał i położył palec na spuście. położył karabin w dłoni. kolba spoczywała w drugiej, odzianej w rękawiczkę rece. niedostrzegalnym, płynnym ruchem nacisnął spust.
antropolożka osuneła się bezwiednie na ziemię. mężczyzna chwycił telefon by zadzwonić po pomoc.
-ale nie zdążą-myślał stephen-nie ma dla niej ratunku. nie zyje. już nie.
^^. i jak?
zduszę wasze nadzieje w zarodku. nie żyje. ;OO
na pewno. na sto procent. nawet na dwieście.
No to czekam na koljeną część z niecierpliwością. Ja własnie tworzę swoją ale cienko mi to idzie;/
III.
`świat należy do ludzi, którzy maają odwagę marzyć i ryzykować, by spełnić swe marzenia. i starają się robić to jak najlepiej.`
P.Coelho
-o mój boże. taka młoda kobieta-powiedział koroner-co to sie na tym swiecie dzieje.
-dlaczego nas wezwano?-spytala pani antropolog.-przeciez to ciało, a ja zajmuje sie...
-tak, ale powiązane z naszym śledztwem.
-jak to?-spytała
-dostała telefon wczoraj wieczorem. ktoś groził że zabije ją tak jak Amy Static.
-rozumiem. i tak nie ustalę nic bez ekipy..
-bones? mozemy juz jechac?-spytał zniecierpliwiony.
-jasne. wiesz co? wydaje mi sie ze ją znam. chyba studiowałyśmy razem antropologie. mozesz to sprawdzic?-spytala
-jesne. a teraz chodzmy na lunch. jeszcze nic dzisiaj nie jadłem.
-dziwisz sie? jest dopiero 7...
-chodź i nie marudź-powiedział.
ROYAL DINNER
-dlaczego nie jesz?-spytała
-słucham?-powiedział zamyslony
-tak nalegałes zeby jechac na lunch a teraz co?
-zamysliłem sie. jestes taka piekna-pocałował ja delikatnie
-booth! przestań-powiedziała z uśmiechem-nie mozesz sie opanować?
-nie. nie przy tobie-uśmiechnął się. odebrał telefon.-strzelec strzelał z sąsiedniego budynku. ustalają z jakiej broni, zdołali jedynie określic mieszkanie. sprawdzili je, jest puste. znaleźli kilka śladów, hodgins je bada. ofiara to Megan Fisco, znałaś ją?
-tak. niezbyt blisko, nie lubiłyśmy się.
-wracajmy juz.
^^. krótkie. wprost nie mogłam udawać że ona nie żyje.
haha ;P myśleliście ze ja tak naprawdę?? hihi xD
no nie wiem. ale nei wykluczam jej śmierci. mam w planach samobójstwo xD ... jeszcze nigdy nie opisywałam przeżyć osoby, która chce odebrac sobie życie. moze byc fajnie
Kurcze... Ja też myślałam, że robisz nam to na samym początku i ją zabiłaś... Ale jaki sens miałoby to teraz?? ;p Czekam na cdk :))
No pięknie tak robić w konia koleżnaki fanki? No, no nie ładnie.
A ja nadal tworzę;/
Osz ty ... ja naprawdę myślałam ze ona dedła! muszę przyznać ze masz talent do krętactwa( oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu :)
P.S jutro piątek czyli w nocy zabieram się za pisanie ^^