Panie Donna Hanscum i Jody Mills przejęły odcinek działając w drużynie jak
Sandra Bulock i Melissa McCarthy w "The Heat". Nie dorównały pierwowzorowi,
ale jak na serial, to dały radę. Braciom nie pozostało nic innego, niż występować
w roli życzliwych "tatusiów" i powtórzenie zdania "tak szybko dorastają", którym
Sam zaszczycił już Jody Mills.
Jednak wątek główny, który podskórnie powinien napędzać fabułę stoi właściwie
w miejscu, przez co całość zrobiła się nudnawa. Kolejna "potworna nasiadówka
w stodole" na koniec podkreśla schematyczność scenariusza.
Może w przyszłym epizodzie coś się ruszy.
Zwiastun następnego odcinka mówi iż ruszy sie wszystko :) (szczerze mówiąc boję sie , ze nam uśmiercą na okres świąteczny któregoś bohatera)
https://www.youtube.com/watch?v=jrUtvrdV4wk
Ale fakt, albo mamy proste historyjki, albo odcinki w których serwuje nam się 40 000 wątków naraz
Choć epizod był zabawny. No i "Doug is a dick", zdecydowanie.
Byłoby ciekawie, gdyby ktoś ważny zginął, ale wątpię. Na pewno nie Sam i Dean, a Cas jest niestety wciąż zbyt popularny :/ Natomiast Crowley jest jedyną ciekawą postacią oprócz braci W, więc też odpada. Choć byłoby zabawnie, gdyby dał Deanowi Ostrze do ręki i przez to zginął ^^
Zwiastun wygląda mega, ale może się okazać, że pokazali w nim jedyne ciekawe sceny w odcinku XD
A dzisiejszy odcinek - nic specjalnego, ale miło się oglądało Jody i Donnę :)
"Cas jest niestety wciąż zbyt popularny"
No wiesz co ;P
Osobiście uwielbiam Casa, myślę, że wciąż jako postać ma potencjał, szczególnie jeśli założymy, że Chuck jeszcze pojawi się w serialu.
Jedynie scenarzyści mogliby jakoś ogarnąć jego wątek - tzn. bardziej związac go z główną osią fabularną, bo ta postać ostatnio szwankuje tylko dlatego, ze jest wyrzucana na margines. Kiedy Castiel był jedną z głównych osi opowieści to całość zdecydowanie nabierała tempa.
Cieszy mnie więc, że w następnym odcinku w końcu zobaczymy go razem z chłopakami. Według mnie powinien z nimi przebywać częściej, bo to własnie ich interakcje między sobą są najciekawsze zarówno psychologicznie jak i dobrze nakręcają fabułę ( o ile wątki są ze sobą kompatybilne, a nie ma sytuacji gdzie pojawia się jakaś randomowa anielica i nikt nie wie o co cho). Jak chłopcy są sami to w końcu wszystko kończy się na angstowaniu w Impali, Cas moim zdaniem trochę rozładowuje atmosferę i pod tym względem. Podobnie zresztą jak Crowley.
Z tym, ze w tym sezonie wątek Crowleya był bardziej powiązany z Deanem ( a to w okół Deana toczy się akcja), dlatego też ciekawiej się go ogląda, Casa niestety zupełnie odseparowali, ze szkodą i dla niego i dla fabuły. :(
No jak to w zwiastunach :) Ale aż nie mogę się doczekać.
Mam nadzieję, ze jednak nikogo nie zabiją , przynajmniej nie przed świętami, bo czekanie do lutego na wskrzeszenie to trochę sporawo ;P
Cas z własnym wątkiem byłby spoko, tylko przez to że nie ma go w każdym odcinku to cała akcja z jego udziałem idzie ślamazarnie i nic w ogóle się nie rozwiązuje albo rozwiązuje za szybko jak np. z nagłym olśnieniem Hanki. Gdy Cas jest z braćmi i jego wątek polega tylko na byciu ich ziomkiem, to szybciej akcja podąża, bo i same konkrety się tylko na ekranie pojawiają. Dean i Sam mają o tyle dobrze, że nawet w zapychaczu ich wątki się rozwijają, Cas nie ma takiego przywileju :(
A tak w ogóle, myślę że Dean wykituje w następnym odcinku i to nawet z ręki Casa. Choć nie wiem jak świadomy wszystkiego Castiel miałby to zrobić, skoro nawet po praniu mózgu nie mógł zabić Deana.
O, dokładnie, poboczne wątki są bardzo niekonsekwentnie prowadzone w tym sezonie, wręcz chaotycznie.
Nagłe olśnienie Hanki to dobry przykład, ze taka taktyka trochę siada.
Wiesz, co innego pranie mózgu, co innego prośba samego zainteresowanego. Zobaczymy. Aczkolwiek mam nadzieję, ze czyjakolwiek śmierć by to nie była będzie początkiem epic story na następną częśc sezonu. ( choć cięzko będzie wówczas wczuć się w światecznty nastrój ;p)
Hah, nie ma to jak różnice zdań XD
Dla mnie postać Casa skończyła się na 6 sezonie. A potem to już szukanie wątków dla niego na siłę : /
Jeszcze w sezonie 7 przez chwilę był ciekawy, ze swoim szaleństwem i mini - flirtem z Meg :) Ale potem jego wątek staje się dla mnie usypiający i pozbawiony celu.
Ale już dobra, na Casa mogłabym wkurzać się godzinami XD
Nie, nikogo nie zabiją (chyba że znów przywołają z przyszłości jakiegoś bohatera i to jego zabiją. Jak Sarę Blake, którą odkopano chyba po 8 sezonach, to było wredne... No ale była kobietą, a kobiety w SPN mają przechlapane)
Ej, podoba mi się ta nowa czcionka na forum :)
Też mi się podoba czcionka, ale jak tu rano zajrzałam to miałam małego zonka aby się w tym wszystkim odnaleźć :D Szkoda, ze nie usprawnili możliwości dodawania linków :(
Tak bo własnie po tym flircie z Meg zauważ, że Casa odstawili na margines co wyszło serialowi w konsekwencji na gorsze jak i samej postaci. A jak już pisałam w innym wątku Cas jest takim lustrem dla bohaterów, dlatego dobrze sprawdza się w odniesieniu do nich i do ich przygód, dlatego uważam, że jest potrzebny w serialu ( choćby jako konfesjonał dla Deana bo jak widac po zwiastunie następnego odcinka czego Dean nie chce powiedzieć Samowi bez problemu mówi Casowi ). Jednak już niekoniecznie Castiel sprawdza się gdy ma dostawać osobną linię narracyjną ( szczególnie jak nie bardzo jest na nią pomysł).
Jasne, różnice zdań sa jak najbardziej potrzebne.
Myslę, ze skoro lubisz Sama to trochę jest tak, ze Cas nie tyle odciąga uwage, ale przede wszystkim centralizuje postać Deana - sprawia, ze ten jest gdzies pomiędzy bratem a aniołkiem, co umieszcza Sammyego na poziomie takiego bohatera bardziej wspierającego niż głównego uczestnika akcji. No ogólnie Cas trochę pozmieniał proporcje w serialu. Tymczasem Samowi przydałoy się faktycznie jakieś orzeźwienie bo od dawna tylko wspiera Deana i już powoli zapomniałam, że wogóle miał jakieś życie osobiste, potrzeby, cokolwiek :D ( Dzięki więc za przypomnienie Sary Blake!).
Czemu następny odcinek jest promowany jako mid-season finale? Podobno miał być jeszcze sezon 11. Zrezygnowali z niego, czy to tylko taki chwyt marketingowy?
A co ma obecny mid-season finale do kolejnego sezonu serialu, który ewentualnie wystartuje w drugiej połowie przyszłego roku?
Mid-season finale to tylko odcinek przed przerwą świąteczną, wiele seriali w Stanach przerywa na ten czas nadawanie. To trwa krócej niż przerwa pomiędzy sezonami dlatego odcinek przed przerwą to taki mini finał w połowie sezonu.
w przyszłym na pewno, bo masz mid season finalle :) i widać, że tak jak mówiliśmy znamię ciągle działa i się ujawni, biedny łoś :D
Obejrzałam właśnie zwiastun i...
Ruszy się zdecydowanie i to w deanowym stylu.
Czyli niby nic się nie dzieje przez 5 odcinków, wieje nudą, standardowe polowania, wszystko OK, a tu nagle ogólna rozpierducha.
Ten sezon należy do Deana i pewnie tak będzie do końca. Sam jest dopięty do fabuły jak Dean w 8 sezonie. Mam jednak nadzieję, że scenarzyści coś więcej namotają w zbliżającym się odcinku i będziemy mieli "ciężkie święta". Cass jest nadzieją Republiki, granicą Ciemnej Stroną Mocy ;)
A samego odcinka niewiele pokazali, bo w większości to były flashbacki z poprzednich epizodów.
Jeśli to Cas jest nadzieją Republiki, to Republika może już ogłaszać upadek :)
Fajnie, że w końcu Dean ma ważny i ciekawy wątek, ale chciałabym, żeby Samowi też się coś dostało. Może właśnie od tego odcinka Sam zacznie aktywniej działać, żeby uratować brata.
Cass unicestwi jakoś tam Deana i będzie rozkminka na świeta :) albo Dean ubije wcześniej Sama :) fajna bloodbath na końcu xD
Ej no, bardzo fajny odcinek :) Powybijali większość fajnych postaci kobiecych, więc szeryfki mnie bardzo cieszą i super mi się oglądało :) Oczywiście nie mogę się doczekać i jaram się na midseason final i równocześnie przeraża mnie ponad miesiąc przerwy po tym :)
odcinek...ot, taki sobie. prosty, bez zamieszania, długi wstęp, krótka kulminacja i ekspresowe zakończenie. zabrakło mi zaskoczenia, poplątanego śledztwa i bardziej rozbudowanej sceny walki. zawiało mi filmem obyczajowym z przelotnym ścięciem kilku głów pod koniec.
nudnawo, chociaż myślę, że moje lekko negatywne nastawienie wzięło się ze zwykłej irytacji. miałam wielką nadzieję, że w końcu doczekam się czegoś w związku z Dean'em i jego znamieniem, jednak nie. po raz kolejny dali nam odcinek polowania ze schematyczną sceną typu S: Dean, wszystko ok? (smutna mina) D:Jasne, wszystko ok. (poważna mina zmarszczone brwi, wyraz typu ''kłamię'' jak tylko Sam odwróci wzrok).
Moje znudzenie tym odcinkiem było spowodowane również tym, że to już było. Ile to już razy widzieliśmy wampiry w akcji. Wampiry 'nawrócone' na diecie...przebolałabym brak konkretów, gdyby chociaż pojawiło się coś nowego, zaskakującego.
Kolejna sprawą jest to, że brakuje mi w tym sezonie takiego...hmm..mroku przeplatanego z typowo dla SN dziwacznym humorem :). humor owszem jest, nie zawsze trafiony, jednak jest, ale cech horroru nie czuję już żadnych. owszem jest krew, są ciała, flaki na wierzchu i takie tam, ale przecież to nie tylko o to w horrorach chodzi..gdzie jest ten klimat?
mam wielką nadzieję, że następny odcinek wypadnie w końcu tak, jak trzeba. jestem mega fanką tego serialu i nawet sama przed sobą nie chcę do końca przyznać, że po ostatnich odcinak serial zaczął mnie po prostu irytować i lekko nużyć..zaczynam czuć zawód, ale wciąż mam nadzieję na poprawę w kolejnych odcinkach :)
Typowa zapchajdziura. Jak scenarzyści nie mają pomysłu, jak popchnąć fabułę do przodu, to wrzucają taki odcinek. Schemat już mają opanowany do perfekcji. Najpierw rzucają kostką, żeby zdecydować, czy bohaterem ma być wampir, wilkołak czy zmiennokształtny. I tyle, bo scenariusz mają już w zasadzie gotowy: Najpierw scena morderstwa, gdzie niczego niespodziewająca się ofiara zostaje zaatakowana z tyłu z zaskoczenia, no i obowiązkowy bryzg krwi zza kadru dla dodania dramaturgii. Potem zjawiają się agenci Spears i Aguilera, machają odznakami, oglądają miejsce zbrodni, przesłuchują policjantów, sprawdzają nagrania z monitoringu. Następnie, standardowo, przynajmniej jeden z nich daje się złapać i albo trzeba go ratować, albo sam się ratuje, wykorzystując odwieczną słabość złoczyńców do wygłaszania przemówień. Itd. itd.
Okej, przetrwałam ten odcinek – zapychacz. Dno i dwa metry mułu to nie było, ale dobrze także nie. Ojj stanowczo muszę stwierdzić, że nie działo się w nim nic szczególnego. Wiało nudą od prawej strony do lewej i tylko w paru momentach w moich oczętach pojawił się malutki błysk zainteresowania. Gdzie Dean i akcja ze znamieniem? GDZIE, się pytam grzecznie?
A główny wątek ślicznie popchnięty do przodu i machający do mnie rączką na powitanie? W trakcie oglądania zwiastuna do kolejnego odcinka - me biedne serce zabiło mocniej. Nareszcie, doczekam się!
Cieszę się, że pojawiła się Jody. Lubię ją. To jedna z baaardzo niewielu kobiet, które przeżyły masowe zabijanie postaci żeńskich w SPN. Dzięki niej odcinek był bardziej do przełknięcia.
A reszta była taka se. Istnieje takie fajne słowo, które idealnie opisuje to zjawisko. Jak ono brzmiało? Ach tak! Schemat. Doświadczamy go od kilku odcinków (sezonów również).
Następny odcinek na pewno będzie lepszy. W końcu to ''mid season finale’’. Twórcy dadzą nam taki cliffhanger, że klękajcie narody. A nam pozostanie czekać z niecierpliwością na ciąg dalszy... Przynajmniej mam taką nadzieję.
I będziemy łączyć się w bólu i nadziei i oczekiwaniu.