Odcinek nawet fajny, szkoda, że Abaddon umarła, mam nadzieję, że Crowleya też zabiją
Ten odcinek pozwolił otrząsnąć się po tym, co nam dali w poprzednim epizodzie.
Dean coraz bardziej ogarnięty przez "first blade" przypomina mi trochę Sama z początku, którego wciągnęła krew demonów. Po prostu nie wie, że źle się z nim dzieje. Abaddon w końcu martwa, bo i tak nic wielkiego nie wniosła. Zobaczymy, co wykombinują z aniołami w ostatnich odcinkach :)
Kolejny raz zmarnowali postać z potencjałem! Np dziadka Cambella czy Eve. Miałam nadzieję, że dadzą jej pośmigać trochę. Pokazać do czego jest zdolna. Dla mnie zakończenie jej wątku duże rozczarowanie. Chociaż siła Deana mi się podobała :)
Żartujesz?! Właśnie w tym odcinka pierwszy raz nawet w jakimkolwiek serialu w końcu pokazali przełamanie telekinezy. Już rzygać mi się chciało jak to ciągle te badassy pomiatały dobrymi postaciami pokazując swą wyższość i przewagę nad nimi, w tym odcinku to Dean pokazał jak wielką moc posiada i że to Abaddon powinna od niego uciekać a nie on od niej. To było piękne i potwierdziło moją wcześniej stawianą tezę, że Dean dzięki temu znamieniu Caina ma nadnaturalną moc.
no na początku abadon byłą fajna ale ostatnio miałem dość tej postaci była jakaś taka nijaka więc się cieszę że zginęła wreszcie .
eve bardzo zmarnowana postać a dziadka cambella to nawet nie pamiętam kto to taki (za odświeżenie pamięci będę wdzięczny):P
Sam dobrze wiedział, co się z nim dzieje, gdy pił krew demona. Tak samo Dean teraz doskonale to wie, ale nie widzi innego wyjścia, jak tylko dalej dzierżyć Ostrze. Jak sam powiedział, czuje wtedy spokój, a Dean nic tak bardzo nie pragnie, jak spokoju.
Świetny odcinek - dużo akcji, dużo emocji. Przepychanki między Winchesterami dynamiczne ale nie dobijające, Crowley odnawiający więzy rodzinne, Castiel jako przywódca. Już dawno nie bawiłam się tak dobrze oglądając odcinek SPN. Mam nadzieję, że kolejne dwa odcinki będą co najmniej tak samo dobre.
Zdecydowanie najlepszy odcinek sezonu, pierwszy raz się coś działo od Holy Terror. Scena zabicia Abbadon trochę kiczowata, ale jestem im to w stanie wybaczyć. Spodziewałam się słabego odcinka, bo akurat ten duet scenarzystów nie posiada jeszcze na koncie dobrego epizodu, ale na szczęście właśnie się to zmieniło.
Aaaaghhhh jaki cudny odcinek! Crowley jako troskliwy tatuś, mój Borze Szumiący, jaka cudnie debilna groteska : D
W dodatku Castiel wreszcie zachowuje się jak rozsądny lider. No miodzio!
Tylko jeden odcinek z udziałem Crowleya uważam za nieszczególnie udany, więc nie wiem skąd to "wreszcie".
Mocno chaotyczny, Crowley bawił, ale był źle napisany, nie czułam, że oglądam właśnie jego. Wiatr w scenie walki z Abaddon niepotrzebny, nie wiem po co go tam dali. Anioł idiota - kto to wymyślił? W dodatku scena przesłuchania mogła urazić co wrażliwszych fanów.
Ogółem było okej, bez większych rewelacji. Na plus na pewno rozmowa Casa z Gadrielem, hug TFW i Dean masakrujący ciało Abaddon.
Hmm a co w scenie przesłuchania było takiego co mogłoby spowodować urażenie? Serio pytam, bo mnie osobiście ta scena się podobała.
Mnie osobiście nic nie uraziło, scena była zabawna, choć dalej nie mogę znieść tego, że anioł mógł być taki głupi. Inni jednak widzowie poczuli się urażeni tym, że Sam i Dean żartują sobie z anioła, który symbolizuje fanów. Nawet ustawienie kamery wygląda tak, jakby bracia mówili do nas, do widzów. Niektórzy uznali to za obrazę, choć tekst był raczej skierowany do tych fanów, którzy obsesyjnie uczęszczają na konwenty, spotykają się z aktorami i od razu myślą, że są wielkimi przyjaciółmi i wiedzą o nich wszystko.
Mnie tam nie dziwi głupota aniołów. :D Hmm, nie pomyślałabym nawet, żeby na to spojrzeć ze strony fandomu. Poza tym od razu zaraz żartują. Dean chciał od razu załatwić go z mocniejszym akcentem, więc Sam postanowił załatwić sprawę dyplomatycznie. A, że anioł okazał się być naiwny i głupi...
Naprawdę nie dziwi Cię, że istota starsza niż ludzkość dała się załatwić jak czternastolatek? Tęsknię za inteligentnymi aniołami takimi jak Zachariasz. On sam jeden był sto razy lepszy niż ten głupi, bezbarwny tłum, jaki łazi sobie teraz po ziemi.
Nie, nie dziwi mnie to. Zwłaszcza po odcinkach, w których Naomi manipulowała Cassem. Nie wiadomo ile aniołów ma poprzestawiane lekko we łbie. Tylko, że część aniołów nie opuszczała Nieba, więc niektóre ludzkie zachowania mogą być mu obce. Mogą wykazać swoją naiwność. Nie ma stworzeń idealnych, nawet aniołów. Ja najbardziej jednak tęsknię za Lucyferem. :(
Co by nie powiedzieć o sposobach Naomi, nie robiły one z aniołów idiotów. Naiwność naiwnością, ale ten anioł miał zbyt ludzkie zachowanie. Cas też był i nadal jest naiwny, ale prędzej nie zrozumiałby bełkotu braci niż coś wypaplał.
Tak daleko bym się nie zapędzała :) mamy przecież sacrifice, whats up Tiger mommy, taxi driver (!), czy the girl with dungeons and dragons.
Szczerze? Tiger Mommy odpada w przedbiegach. Reszta? Być może, lecz ja szukam tej całej groteski od Crowleya. Tego oryginalnego Sama i Deana. Tego, czego brakowało przez naprawdę bardzo, bardzo długo. Więc dla mnie osobiście - nie ma porównania :)
Odcinek lekki, łatwy i przyjemny.
Śmiałam się długo i z satysfakcją gdy po dialogu:
It's that...Him
It'is.
I ciężkich krokach dudniących w korytarzu pojawił się nikt inny tylko... Castiel. Nasz grzeczny, poczciwy Castiel. I ta jego "groźna mnia". Ta mina nie ma ceny.
Baza ekipy Castiela żywo przypominała centra dowodzenia tajnych służb wywiadowczych. Rzecz wyglądała prawie jak ze starych Bondów lub całkiem nowych - "Sky Fall'.
Gdy do Casa ubranego w szpiegowski płaszczyk żywcem wyjęty z lat 60, jego podwładni zaczęli wołać per Commander, to sobie pomyślałam: Ychym.... zaraz wkroczy M / Judi Dench.
Gdzieś pisałam, że Gadreela napędza chęć odzyskania honoru. Jak widać bardzo honorowym aniołem on ci jest... Tylko szkoda, że też i bezwzględnym zabójcą wielu, w tym Kevina.
Ciekawe, czy jeśli się Gadreel ogarnie i zrehabilituje, to Sam da mu spokój. Narazie Sam ( tradycyjnie ) ten problem "przeżuwa" gdzieś w sobie w środku. Widać tylko od czasu do czasu podskakującą na parze pokrywkę.
Samowy foch ulotnił się gdzieś szczęśliwie i chłopcy jak za starych, dobrych czasów zabrali się za wydobywanie wiadomego ostrza z mocno nieświeżego nieboszczyka. Po raz pierwszy w całej długiej 9-sezonowej historii Supernatural, zwłoki były tak soczyście, cudownie zgniłe... Fuj. Do tej pory były to albo eleganckie szkieletory, lub mniej estetycznie rozkładające się, obeschnięte mumie.
Duże brawa dla spuchniętego jegomościa - choć jemu już wszystko jedno.
Twórcy sami zakpili z poprzedniego epizodu. Nazwać piekielną sunię Crowleya Julka? Really?
Jak ja lubię podróże w czasie... zwłaszcza do/po Szkocji ( patrz "Nieśmiertelny"). Ruda zgarniając syna Corwleya w roku 1723 pobiła rekord chłopaków z wycieczki do "Deadwood'u", do roku 1863.
W efekcie wzbudziła instynkty rodzicielskie w ex królu piekła ...Oj zatracił swój egoistyczny sznit piekielny kurdupel. "Ludź" z niego wyszedł, "Zemsta Sama" ;) no i ten Gavinowy szkocki angielski.
Dobrze wiedzieć, że ekipa SPN czuwa i wie co konkurencja pichci... "Starz" szykuje "Outlander" o Szkocji i o podróżach w czasie do 1745r.
To tyle o plusach.
Teraz o minusach.
Jak widać po moim zdjęciu profilowym mam żałobę po Rudej!
Dziewczyna tak się dobrze zapowiadała, a tak ją rozmienili na drobne... No po prostu zarżnęli!
Podpisuję się pod opinią Spines o zmarnowanych postaciach z potencjałem. Z dużej chmury mały deszcz.
Koniec jej był żałosny, bo wieczny i wietrzny.... A wiatr wionął z wentylatora.
Liczyłam na coś więcej.
Miło, że chociaż Pierwsze Ostrze zachowywało się jak latarka bojowa Luka Skywalkera.
Podobnie zmarnowana została tzw Anielska Wojna.
Po spektakularnym upadku zamykającym poprzedni sezon, Malachiasz lider anielskich anarchistów ot sobie zginął, czym zasłużył raptem na jedno zdanie. Gościu został wprowadzony tylko po to, żeby Castiel miał alibi kradnąc łaskę jego "niedobremu" przydupasowi. Strasznie niemrawe te wojny anielskie. Takie zapasy w kisielu. Anioły bez skrzydeł zostały do spodu odarte z nadprzyrodzonej, wzbudzającej emocje siły i magii... Już nawet nie są upierdliwymi służbistami z misją. Szkoda.
Nadzieją na przyszłość jest Dean, który na rozsądne propozycje Sama, żeby schować jego nową, ulubioną, "niosącą spokój" zabawkę burczy "NO"
Burkliwy jest Deanuś ostatnio.
strasznie długa ta wypowiedź, mimo to przeczytałam ją do końca .....
nie zmienia faktu, że nie zgadzam się z Twoją opinią :) [a tak na marginesie zgadzam się ze wszystkimi Waszymi opiniami]
( ͡° ͜ʖ ͡°)
Odcinek cudny, szczególnie po tym co było ostatnio... Tatuś Crowley był uroczy. Bardziej uroczy był tylko dowódca. To wejście smoka. I przytulaski. Ilu jeszcze katastrof zajmujących całe sezony potrzebuje Cass, by w końcu się zorientować, że nie powinien współpracować z osobnikami, z którymi współpraca może zakończyć się totalną masakrą? Dalej nie wiem co mam myśleć o Gadreelu. Jak się pojawił to wiedziałam, by mu nie ufać, bo to SPN i on coś odwali. Jak już odwalił swoje to się okazuje, że taki całkiem zły jednak nie jest, co w sumie nie jest zaskakujące. Czy w tym serialu była jakaś postać zła, bo tak i koniec kropka? Bez żadnych ukrytych motywów? Szkoda Abbadon, może nie należała do tych postaci, które widząc w zwiastunie odliczałam godziny do premiery, ale nudzić się z nią trudno było. Walka była epicka, choć też nie wiem skąd wiaterek... Co do ostrza to na miejscu Sama już jakiś czas temu zaczęłabym się martwić trochę bardziej niż on po sobie okazuje.
Jakieś wady? No cóż, Malachiasz. Co, gdzie, kiedy? O ile Bartłomiej mnie jakoś niespecjalnie zaciekawił, o tyle jego podejrzewałam o nieco więcej sprytu. Wydało mi się jakby twórcy mieli pomysły co do niego, a potem nagle wpadli na coś lepszego i po tajniacku pozbyli się niechcianego elementu.
Następny odcinek zapowiada się jeszcze lepiej, może to ze względu na to, że zwiastun zwiastuje nam dowódcę i to w sporych ilościach, a nie wiem jak innym, ale mnie nie nudzi się on nawet w nadmiarze. Będzie armia, autosztyletowanie i wybuchy. Czekam z niecierpliwością.
Skoro Abbadon potrafiła się cofać w czasie, to czemu nie cofnęła się do momentu, w którym Sam i Dean byli dziećmi? Wtedy by ich załatwiła bez problemu.
Bo wtedy nie byłoby serialu? ;) A tak na serio to jeśli to nie jest kolejna wpadka, to wydaje mi się, że jakby ich załatwiła to Henry nie mógł by się przenieść w czasie, a więc ona z nim i zostałaby tam gdzie była, a to mogłoby lekko przeszkodzić jej ambicjom.
odcinek nienajgorszy ale sam scenariusz bez rewelacji
ciezko uwierzyc ze Abaddon byla taka glupia ze pozwolila dac Deanowi ostrze i jeszcze powiedziec gdzie sie znajduje, nie mogla nie wiem probowac od Crowleya wyciagnac lokalizacje ostrza a po tym go zabic? a skoro juz zwabila braci to nie mogla pomyslec o wiekszej obstawie?
strasznie naiwny scenariusz a szkoda bo dali w tym sezonie kilka watkow ( poza glownym Metatrona jeszcze ten Abaddon i wojny aniolow) ale wyglada na to ze nie zabardzo wiedzieli jak je zakonczyc stad taka troche patologia ( chociaz smierci Balthazara ktory postanowil ni stad ni zowad sie duealowac i ginac to chyba nic nie przebije)
Pojedynki w SPN zawsze są trochę żenujące, bo niski budżet nie pozwala im zaszaleć.
Tak to wygląda:
1. Sam i Dean wchodzą do jakiegoś opuszczonego budynku.
2. Potwór z którym akurat walczą zaczyna rzucać nimi o ściany/sufit/okno.
3. Bracia leżą pokonani.
4. Potwór cieszy się ze zwycięstwa (zamiast po prostu dobić swoich przeciwników).
5. Dean lub Sam wykorzystują nieuwagę potwora i go zabijają.
Bo wtedy Lucyfera nikt by nie powstrzymał i Abaddon nie mogłaby być królową :P
A tak w ogóle, przypuszczam że twórcy nawet nie pomyśleli, jak bardzo ten pomysł był w gruncie rzeczy sensowny. Gavin i tak miał za chwilę zginąć na tonącym okręcie, więc konsekwencje zmiany linii czasowej byłyby minimalne; przecież chciała go zabić. Natomiast pozbycie się Sama i Deana gdy byli jeszcze dziećmi, zachwiałoby tym światem lepiej, niż atomówka. Apokalipsa, te sprawy.
PS. Aha, no tak! Przecież Anna chciała się ich w ten sposób pozbyć i ukarał ją za to Michał z przeszłości. Abbadon zapewne czekałoby to samo.
Nie wspominając oczywiście o fakcie, że proste zaklęcie na przenoszenie w czasie to niezłe przegięcie ze strony scenarzystów.
wtedy tez Lucyfera by nie wypuscili z klatki wiec jak juz to krolem bylby moze zoltooki ( zakladajac ze bylby od niej silniejszy)
ale no nie ma co gdybac , najwyrazniej tworcy niespecjalnie sie przykladaja do scenariusza i zarowno Balthazar jak i Abaddon zgineli zwyczajnie glupio
W takim razie patrz punkt drugi: anioły z przeszłości pilnowały chłopaków, o czym przekonała się Anna.
mozliwe aczkolwiek to wszystko nieistotne ( zwlaszcza ze nie ja pisalem o cofaniu sie w czasie i zabijaniu ich jako dzieci) bo zwyczajnie gdyby scenariusz mial rece i nogi to Abaddon ktora cofnela sie w czasie po Gavina zaszantazowalaby Crowleya aby ten oddal jej ostrze , po czym by go zabila i bylaby samodzielna krolowa piekla a bracia nie mieliby jak je zabic
a ona robi wszystko aby dac sie zabic i sprowadza do siebie Deana ktoremu praktycznie sama dala ostrze , geniusz zbrodni
Odkąd wskrzeszona Abaddon wylazła z wanny i palnęła mowę o podbijaniu do 4 otumanionych demonów, było wiadomo że lubi rozwiązania siłowe, jest arogancka, prostolinijna żeby nie powiedzieć głupia. Cała jej taktyka polegała na "po trupach do celu" i "jesteśmy tak silni że nie musimy się bawić w pochody".
Wierząc w swoją niezniszczalność i potęgę doprowadziła do pojedynku z Deanem. Gdyby Abaddona grał jakiś zwalisty chłop, nikt nie dziwił by się takiemu finałowi. Ruda zachowała się jak bezmózgi rycerz. Crowley dawno orzekł, że ona nie ma za grosz finezji.
Pycha ją zgubiła.
mozna tak sobie tlumaczyc ale imo az taka glupia czy pyszna nie byla , w koncu jakis plan miala , potrafila uwiezic Crowleya , cofnac sie w czasie po jego syna czy jak pokazaly odcinki wczesniej zaplanowala kradziez tych dusz i wszystko po to aby pozniej podac sie sama na tacy
plus no rownie glupie rozwiazanie bylo z Balthazarem , ktory nagle chcial sie duealowac z Castielem i mimo ze nawet widzial ze jest slabszy to dalej probowal tylko po to aby zginac
go tez mozna uznac za idiote , za porywczego czy cokolwiek sobie wymyslisz ale prawda taka ze tworcy chyba nie mieli pomyslu jak zakonczyc te watki i postanowili zrobic z nich bezmozgich debili ( a przy okazji z nas serwujac taka papke)
Dlatego wcześniej pisałam o tym, że mam żałobę po Abaddon, która się bardzo fajnie zapowiadała jako bad-ass, a zmarnowano jej potencjał.
Kiedy równocześnie z Crowleyem powiedziała do Gavina "Wow" można się było łudzić, że Abaddon jeszcze nieźle zamiesza...
A tu taka "kupa" z tym pojedynkiem. Szkoda... Tak jak poniżej pisze Czarny_Piotruś. Jej śmierć nie miała kompletnie znaczenia, tak jak uśmiercenie Bartłomieja.
A jedno i drugie mogło mieć znaczenie dla fabuły porównywalne do wpływów Azazela.
Wiele postaci drugoplanowych np Naomi, Balthazar, Malachiasz, Bartłomiej, April znika ze scenariusza pozostawiając po sobie duży niedosyt.
Supernatural od dawna cierpi na "przerzedzony 2 i 3 plan"
Odcinek bardzo nierówny. Niektóre rzeczy na plus czyli Crowley, Castiel też ma małego plusa. Plus dla Sama jako ostoję ,,normalności".
Minusy - Dean - niby fajnie z tym ostrzem, ale znowu ta jego hipokryzja. Zapomniał o sytuacji z Sammym. Duży, bardzo duży minus dla tej walki pomiędzy Abbadonem i Deanem, cholernie się zawiodłem. Przeszło mi to jak zabicie Barłomieja. Nic nie znaczy. Crowleya nie zabiją do ostatniego odcinka sezonu 10 bo na tą chwilę żadna postać nie ma takiej charyzmy jak on. Jakie postacie by mogły by przyciągać przed tv? Śmierć, Lucyfer i jeden z nowych nabytków Kain. Gabriel i Baltazar gdyby jakimś cudem wrócili. Nie ma postaci które mogą nas zachwycić poza tymi. Bracia? Ich wątek, ich realacje są cholernie meczące. Gdy ogląda się poprzednie sezony, to naprawdę ciężko wyrazić jak wtedy było super. Bracia potrafili naprawdę z siebie robić jaja, bez żadnej wymuszonej maniery, jak trzeba było to dali sobie po pysku, albo jak Dean przed Piekłem uczył Sama naprawiać Impale? Kurde, oglądało się to z wielką przyjemnością. Teraz to utarty schemat typu warczenie na siebie przez cały sezon, kłamstwa, a potem bum - Och Sammy, Och Dean.
Z braćmi jest tak, że z fajnych kolesi zamieniają się w styranych życiem pierdzieli. Nieuchronnie zmierzają ku starości jak my wszyscy. Taka jest prawda niestety.
Dogryzanie sobie, to nieomylny znak, że za długo przebywają ze sobą i przynajmniej od dekady każdy z nich powinien mieć własne życie, rodzinę itd.
Jest to cholernie męczące, ale znacznie bardziej prawdziwe niż wieczne wygłupy. Wiem, że większość 35 letnich facetów woli myśleć, że nadal mają po 20 lat i mogą się zachowywać jak dzieci (mężczyzna nie dojrzewa tylko rośnie ;) Na szczęście Winchesterowie wyrośli z krótkich spodenek.
A, że jest to zabawne inaczej (parz dezaprobata Sama nad naćpanym budyniem Deanem w "Purge" 9x13)... Trudno.