No i jak wam się spodobał zabawny Demon!Dean co wszystkich ma w du...szy i robi co chce?
Jednak ekipa nieboraków rękami, a właściwie ręką, swojego jedynego przedstawiciela, który zdołał
dotrzeć na miejsce, dała radę "niegrzecznemu dziecku". A wszystko dzięki Papie Crowleyowi,
którego należy słuchać.
Fajnie, że marines-Cole, zmienił się w hunter-Cola i zdołał przeżyć. Trochę mniej fajnie, że Hannah
poczuła ewidentnie miętę, do najbardziej szczeniaczkowatego aniołka w niebie, bo Cass na
chorobowym i w beżowym płaszczyku jest jak labradorek.
Mietek w anielskim więzieniu straszy zombiakami jak doktor Lecter - niech mu idzie na zdrowie.
Sammy będzie musiał się pobawić w "surowych rodziców", a oddanie bojowej szczęki
okaże się zapewne dużą pomyłką.
Odcinek na plus. Nabijanie się z własnej konwencji ("Cherry Pie" i przedrzeźnianie Sama), pewnie
zaskoczyło wszystkich tych, którzy czekali na pokłady klasycznego mroku, a dostali Deana -
zabawnego psychopatę, a tacy są przecież najgroźniejsi.
odcinek na plus oczywiście z wyjątkiem love story Cassa i Hanny no pls ludzie...., żołnierzyk taki zapychacz widać i pewnie zginie przy kolejnym spotkaniu z Deanem choć będzie miał nowe zabawki do walki z demonem. Sam ciągle wierzy, że Deana można uratować that's so cute, poczekajmy do następnego odcinka i motywu z lśnieniem :D Crowley miałem nadzieję, że ma jakiś większy plan co do Deana ale widać, że rzeczywiście go tylko polubił jako kumpla. Tak mnie zastanawia co dalej uleczą w końcu Deana i co? Dlaczego Sam oddał ostrze? może by tak połączyć siły Metatrona i Crowleya
Odcinek jeden z lepszych ostatnio, nie nużył nie dłużył, był taki konkretny i supernaturalowy. Dean na plus, Sam mnie irytuje, Crowley widać, że się Deana boi i nie wie co ma z nim zrobić, Cas jak zwykle na wielki plus, Hannah, to nie tak, ze jej nie lubię, bo lubię, ale nie podoba mi się, że chcą ją sparować z Casem, widze ich jako przyajciół, wspolników, ale zaraz wpychac między nich love story... Ten cały Cole, szkoda mi typa, ale porwał się z motyką na słonce. Pewnie wróci później już jako hunter, bo ma na takiego warunki, to całe wyszkolenie wojskowe itp. Tylko musi sobie dołożyć widzę o potworach i demonach. Obstawiam, że koniec końców połączą siły z Samem, w jakis sposób. Metatron niech spada na drzewo i oddaje grace Casa. No, zobaczymy co będzie dalej, po tym odicnku wręcz nie mogę doeczekac sie następnego, aż zapomniałam jak to jest tak się czuc po seansie SPN, bo w ostatnich sezonach loty mieli obniżone i odcinki jakieś takie bez emocji, a teraz WRESZCIE coś się zaczyna dziać i rokręcac. Jestem na tak :D
Nie potrafię jednoznacznie ocenić odcinka. Wątek anielski zdecydowany minus. Bardzo mi się nie podoba perspektywa romansu Cassa
i Hannah. Mało ciekawe na tle problemu utraconej łaski Castiela i dusz odciętych od nieba.
Za to cześć Sam i Dean całkiem, całkiem. "Cherry Pie" w krzywym zwierciadle - świetne! Fajnie, że jeszcze zobaczymy Cola. Taki młody gniewny z ambicjami. Może przejmie schedę po Winchesterach, wypadało by przekazać komuś bunkier i doświadczenie. Szkoda, że ma rodzinę, ciężkie do pogodzenia z zawodem łowcy.
Crowley tak łatwo oddał swojego najlepszego kumpla?! Nie chce mi się wierzyć, że nie miał większego planu. Wspólna focia w smartfonie i łezka w oku na wspomnienie radosnych chwil? Już się stęsknił? To ma być król piekła? Mógłby już wrócić do formy po egzorcyzmach. Ech, zobaczymy jak to się potoczy.
Uwielbiam wszystkie sceny pod tytułem "Jesteś moim bratem, nie opuszczę Cię". Już tylko to ma sens w tym serialu.
Jestem ciekawa kiedy Kain upomni się o swoją "drobną przysługę".
lepiej niż poprzedni odcinek
Prusy
1. postać deana spoko wypada
2. zdjęcie na koniec deana i crowleya mnie ZNISZCZYŁO :D I PIOSENKA WOLNA W STYLU only you... :d
minusy
watek aniołów
brakowało mi potwora tygodnia
Oooo! Jakbym chciała obejrzeć taki klasyczny odcinek z polowaniem na złą bestie.
A potworem tygodnia to był Dean ;)
Ale to było słabe. Wielki nosiciele znaku keina, przy którym władca piekieł bał się, padł w dwie sekundy od świeconej wody
No i odpowiednio, właśnie czym demon potężniejszy, tym mocniej reaguje na tego typu "artefakty", tak więc nie wiem co się burzysz.
gówno prawda.. te "zwykłe" demony były na to najbardziej wrażliwe.. na Alastiera to już mniej działało, a na Azazela w ogóle (jak był w ciele Johna)
Owszem akcja ze święconą wodą była słaba. Jednak Dean, jakby nie patrzeć, to początkujący demon. Dodatkowo Rycerze Piekieł, czyli Abaddon, a teraz Dean nie są jakoś szczególnie odporni na wodę święconą w przeciwieństwie np do takiego żółtookiego Azazela, więc reguła "im demon potężniejszy, tym bardziej nieodporny na wodę święconą" jest błędna. Próbowałam sobie przypomnieć, czy Crowleya ktoś polał z piersiówki z krzyżem, ale jakoś nie kojarzę takiej sytuacji - Król Piekieł zbyt często stosował telekinezę odrzucającą przeciwników np na sosnę.
Rycerze Piekieł mają coś nie tak z instynktem samozachowawczym. Uderza im do makówek "niezwyciężoność", bo najpierw Abaddon debilnie skończyła, a teraz Dean został złapany jak przedszkolak... Zobaczymy na ile "niegrzeczne dziecko przemebluje" bunkier.
Możliwe, że trochę dał się złapać celowo z jakiegoś powodu. Potwierdzałyby to jego słowa z ostatniej sceny bedące groźbą w kierunku Samanthy.
Taką i ja mam nadzieję, że niemiłosierny Deanmon poprzegania Samanthę po bunkrze... Bunkier doskonale nadaje się do zabawy w kotka i myszkę.
Nie wiem czy Dean miał jakiś cel w tym, żeby dać się złapać... Raczej ostatnio idzie na żywioł i ma wszystko daleko. I fajny jest w tej wersji odwróconej o 180 stopni, czego najwyraźniejszą oznaką jest "opłakany los Impali".
Wcześniej wszystko "wisiało na nim".... Teraz nie musi za nikogo odpowiadać, a rola "ostoi społeczności" spadła na Sammyego, który obecnie jest w równie dobrej formie jak Dean przepytywany dawno temu przez Głód.
Dean jest jak najbardziej świetny w tej wersji i nie oszukujmy się - taka zmiana musiała prędzej czy później nastąpić, choćby z powodu tłumionego wewnętrznie gniewu przez te wszystkie lata. Do tego, jak zauwazyłaś, ta zmiana nadała ciekawą dynamikę postaci Sama, który w końcu pokazuje nieco inne, autonomiczne oblicze i zdecydowanie przejął przestrzeń "praworządności" i bycia "głosem sumienia" zarezerwowane do tej pory dla Deana.
Z drugiej strony muszę przyznać, że mroczny i bezwględny Dean z ostatniej sceny odcinka jest dla mnie jednak w jakiś sposób przerażający - może dlatego, że postać, którą do tej pory znaliśmy i byliśmy do niej tak bardzo przyzwyczajeni, gdzie mniej więcej wiedzieliśmy czego możemy się po niej spodziewać. nawet w bardzo skrajnych sytuacjach, pokazała swoją okrutną strone - trochę jak w prawdziwym życiu, gdzie znasz kogoś wiele lat, aż nagle okazuje się, że w głębi duszy ta osoba skrywała coś tak nieoczywistego, ze musisz poddać ocenie całą dotychczasową relację.
Dean ma być przerażający. To jest w tym wszystkim najlepsze. Jest jak psychopata kierujący morderczą ciężarówką... Nigdy nie wiesz, czy nie postanowi dla zabawy zjechać z krawędzi urwiska. A Sam to ten koleś co trzyma się podwozia i właściwie nie ma większego pola manewru, bo za bardzo szarpie. Dla mnie to mogli by się tak "wozić" przez cały sezon, ale za duże jest parcie fanów na powrót braterskiego hug'a, więc Dean może się szybko oddemonić.... A kiedyś przecież robo-Sam, pomykał sobie swobodnie przez pół 6-go sezonu ;P
Ja nie twierdzę, że chcę aby ta postać jak najszybciej zniknęła ( wręcz przeciwnie!), to, ze jest przerażajacy jak najlepiej świadczy o postaci, scenarzystach oraz o samym Jensenie i jego aktorstwie. Stwierdzam tylko fakt, że taki jest.
Tak, Dean będący na krawędzi zdecydowanie odświeża całą koncepcję.
Sam mimo wszystko nie był tak porywający w swojej mrocznej stronie, przy Deanie potrafią przejść po plecach ciarki, może właśnie przez ten psychopatyczny balans między byciem brawurowo zabawym i jednoczesnie złym do szpiku kości - niemal jak Hannibal Lecter w "Milczeniu owiec".
Samantha była jednak taką po prostu zagubiona owieczką, za to Dean podjął w jakiś sposób świadomą decyzję.
Czy ja wiem. Raczej Dean podjął nieświadomie decyzję o przejściu na ciemną stronę, bo nie dopytał Kaina o skutki uboczne.
Będąc demonem zostawił sławetną karteczkę, ale wówczas "mroczny charakter" już nie pozwał mu inaczej wybrać.
Sam nie wydawał się zagubiony, wówczas gdy postanowił ukatrupić Bobbyego, by pozostać bez duszy... Był całkiem morderczą owieczką.
W sumie racja z tą decyzją, szczególnie, ze faktycznie chciał umrzeć, aby nie wyrządzić nikomu krzywdy ( nie przewidział, ze nie ma takiej opcji dla głównych bohaterów Supernatural jak definitywna śmierć ;P).
Co do Sama - fakt, może nie wydawał się zagubiony, może to wina wiecznie przestraszonej i zdziwionej twarzy Jareda wywołała we mnie to wrażenie :D Jednakże mimo wszystko, moim zdaniem, Sam nie był tak psychopatyczny jak obecnie Deanmon, raczej gnidowany , wredny i przebiegły.
taaa.... ten szujowaty uśmieszek.
Psychopatyczny Dean jest łatwiejszy do przełknięcia, bo to fajny łobuz.... miejmy nadzieję, że zdąży się chłopak na tyle rozkręcić, że nie będzie już "taki fajny".
Ps. Robo-Sam był niemożliwy w odcinku o UFO. "Empatia" z jaką wysłuchiwał brata podczas "bliskiego spotkania".... Bezcenne.
O tak! Scena ze zdjęciem była świetna. Też mnie rozniosła. Muzyka cudownie cukierkowa jak z niskobudżetowego romansu dopełniła całość. Swoją drogą samo zdjęcie było świetne. Te ich rozcieszone papy hahaaha
O rodzinkę się martw, na pewno Crowley już będzie wiedział co z tym "problemem" zrobić.
Odcinek lepszy od premierowego. Dużo lepszy, choć uważam, że poziom serialu nieco osłabł.
Dean – nareszcie, coraz mroczniejszy! Na takiego demona właśnie czekałam. Pokazał ostre pazurki, sarkazm, nie przejmowanie się (jednocześnie przejmując się). Miodzio.
To sobie Crowley popracował z Deanem. Mówiłam, ostrzegałam, nie posłuchał. Nasz złośliwy kurdupel został dosłownie RZUCONY.
Gdy Dean dał mu wyraźnie do zrozumienia, że nie są kumplami, było cudowne.
Ciekawe co dalej z Colem. Pewnie zostanie Łowcą – ale czy będzie nadal polował na Deana i gdzie ta dróżka go zaprowadzi... Zobaczymy.
Sposób w jaki Dean dał się złapać Samowi (jednorękiemu i poobijanemu) był wręcz debilny.
Naprawdę się im śpieszy i chcą już zakończyć ten wątek...
Nasze aniołki znowu na minusie – Scenarzyści zabrnęli w ślepą uliczkę.... Dlaczego marnują na to czas antenowy? Było to wszystko tak bez wyrazu, że dopiero Metatron ożywił troszeczkę atmosferę – czekający w swojej celi niczym Hannibal. Uwielbiam go nienawidzić. Jest świetnym czarnym charakterem, a gra Curitsa jest cool.
Mam nadzieję, że kolejny odcinek będzie trzymał jeszcze wyższy poziom.
Wątek Casa jest obecnie tak nudny, moim zdaniem, z powodu postaci Hanny, albo wręcz samej aktorki, która ją odgrywa bez żadnego pomysłu. Jest to tak nijaka postać, ze za każdym razem kiedy pojawia się na ekranie muszę sobie przypominać kim ona w ogóle jest ( poważnie, po pilocie musiałam robić research pod tym kątem). Misha jest świetny,, jednocześnie uroczo oraz smutno odgrywa Casa, który musi się zmierzyc z zupełnie nowym doświadczeniem ( powolnym umieraniem i słabnięciem), ale między nim a tą aktorką jest taka przepaść, że właściwie wygląda jakby sceny nagrywane z nimi były zupełnie osobno, a potem zmontowane w programie tak by wyglądało, ze jednak siedzą obok siebie. Zero interakcji, panna NIKT, mdła i bezbarwna. Mam nadzieję, że Hanna zginie szybko i w męczarniach. Choć gdyby nagle zniknęła w połowie akcji bez wyjaśnień ze strony fabuły pewnie i połowa widzów nawet by nie zauważyła jej braku.
Taka ma byc, mdla i bezbarwna. To aniol ktory nie potrafi odczuwac uczuc jak czlowiek. Nie pamietasz jaki cass byl na poczatku?
Pamiętam i upieram się, że aktorka nie ma pomysłu na to jak ten proces ( uczenia się człowieczeństwa) powinien przebiegać u Hanny ( próbuje nieudolnie kopiować Mishę i jego pomysł na Cassa z poprzednich sezonów).
Nie przypominam sobie zresztą, aby Cass kiedykolwiek był nudny, już przy jego pojawieniu się był intrygujący mimo, że tak bardzo dziwny i teoretycznie pozbawiony emocji. Zgodzę się, ze również wówczas nie była to do końca rewelacyjnie napisana postać ( cóz, w końcu miała byc tylko epizodyczna), ale to jak obronił ją Misha i jak aktorzy fajnie weszli w interakcję między sobą , sprawiło, ze Cass stał się częścią serii na dobre. Nie wyobrażam sobie aby tak mogło być w przypadku Hanny.
Nie wspomnę już, ze w serialu pojawili się aniołowie, którzy mimo, że byli epizodyczni, byli rewelacyjni i intrygujący ( Tricster, Baltazar).
Dynamika miedzy aktorami jest bardzo ważna, a między Mishą, a ta kobieciną nie ma niestety żadnej. Pamiętajmy, ze aktorzy często improwizują na planie jeśli chodzi o dialogi itd. więc im lepsza jest między nimi "chemia" tym lepiej potem ten dialog wygląda w konsekwencji. A jak jedna osoba w duecie jest na maksa sztywna to niestety cały duet na tym traci.
Bo mi osobiscie pdoba się pomysł na postac Cassa borykającego się z nadchodzącą śmiercią - ale ze względu na drewnianą Hannę ten wątek mocno traci i cała ich podróż ma znamiona nudnego zapychacza.
No bo wyobraźmy sobie gdyby w tym zapychaczu jechał z Cassem jednak ktokolwiek inny - nawet gdyby ogólny sens tej podróży był żaden to pewnie byłoby chociaż zabawnie czy uroczo. Tutaj nie jest, mimo, ze Misha robi co może.
Masz rację, nawet ta upierdliwa anielica Rachel, co ją Cass uśmiercił w odcinku 6x18 Frontierland, byłaby po stokroć lepsza.
Gdyby wpółprzytomnego Casitiela prześladowały duchy zabitych przez niego aniołów np Balty, było by 1000 x fajniej
Nawet widmo szyderczej Abaddon byłoby zajebiste...
Wszystko tylko nie maślakowata bibliotekarka Hannah
Oh, nawet półprzytomny Cass, śliniący się na łóżku i gadający z podłogą byłby bardziej porywający niż Cass gadający z Hanną ;)
Serio nie rozumiem tego posunięcia twórców, czy poważnie nie widzą, jak strasznie niepasujaca to postać do całości i jak tragicznie i bez charyzmy odegrana? No chyba, że jest na nią jakiś większy plan - może tak rozkocha się w Cassie, ze postanowi się poświęcić, odda mu swoją łaskę poprzez popełnienie samobójstwa i przedłuży tym samym jego żywotnośc o parę odcinków. Bo inaczej tego nie widzę.
Hanna jest w porządku, ale zachowuje się i wygląda jak anioł z jakiejś taśmy produkcyjnej. Zero w niej wyjątkowości ;) Nie życzę jej śmierci, chciałabym, żeby się rozwinęła i przy okazji pomogła z tym postaci Castiela. Jakieś zalążki tego rozwoju widzę, ale idzie im strasznie powoli ;)
Jak dla mnie jest jednak niestety nudna, bardzo bardzo nudna i nie bardzo wiem w jakim kierunku miała by się rozwinąć, choć twórcy ewidentnie planują tu jakieś laf story z Casem, co trochę średnio widzę ( tyle chemii między aktorami, ze ekh... szkoda gadać....)
Takie to będzie love story, że skończy się pewnie słowami Casa: My heart belongs to another.
I tyle z tego będzie :P
Ogólnie nie jestem zadowolona z całego tego wątku Deana jako demona... Nie żebym miała coś do tego, że nim jest, bardziej chodzi mi o jego osobowość odwróconą o 180stopni. A jak już o impali powiedział, że to tylko samochód... uuu to było przegięcie. Dean kocha to auto! Mam nadzieję, że szybko zwrócą nam dawnego Deana, bo ten jest totalnie nie do zniesienia.
Też mam kłopot z ocenieniem odcinka.
Dużo lepszy od poprzedniego, oglądało się nieźle, Dean w końcu bardziej demoniczny, ale cała reszta... Król Piekła i jego cukierkowa przyjaźń z Deanem - no dajcie spokój, teraz niektórzy już podejrzewają, że mieli ze sobą romans :P Dean łatwo dał się złapać, mam nadzieję, że specjalnie. Ogólnie większość scen jest przewidywalnych i jakoś nieszczególnie mi się podoba.
Ciekawi mnie tylko, co dalej z Colem i co się wydarzy w Bunkrze.
Wątek anielski - nudny zapychacz, to smutne, że ciągną go tak na siłę. Hanna rzeczywiście mdła i nijaka, ale Cas też nie jest lepszy. Tak naprawdę nie mają już na niego pomysłu. Cas powinien był odejść w 7, najpóźniej w 8 sezonie, obecnie jest tylko irytującym cieniem dawnego siebie. Cały wątek anielski wlecze się niemożliwie i jest nudny do porzygania.
Odcinek znacznie lepszy od poprzedniego. Dean jako demon jest naprawdę genialny. Do tego świetna gra Jensena, który stanął przed bardzo trudnym zadaniem i radzi sobie wyśmienicie. Mieciu knuje i pewnie w końcu wyknuje, mam tylko nadzieję, że nie będzie to jeden z głównych wątków sezonu. Cas też znacznie lepiej wypadł niż poprzednio, na początku trochę przynudzał, ale w rozmowie z Metatronem dostrzegłam przebłyski dawnego Castiela. On tam gdzieś siedzi i mam nadzieję, że w końcu wylezie. Hannah dalej wkurza. Może już nie tak jak poprzednio, ale wciąż życzę jej szybkiego końca. Najlepiej jakby próbowała zabić Deana i Cas by ją za to zasztyletował ;) Taka tylko teoria spiskowa. Crowley wciąż jest sobą i pewnie coś wkrótce nawyrabia. Chyba się zakochał... Uwielbiam jak on się wydziera :) Cole... no cóż, raczej nie będzie to wybitnie nudny wątek, ale myślę, że mogli jakoś lepiej to zrobić. No dobra, Lucek nas zawiódł w poprzednim sezonie, ale wciąż w niego wierzę. W Gabrysia też...
To nie są sprawdzone informacje, ale w drugiej połowie sezonu ma być z powrotem człowiekiem, więc pewnie pod koniec pierwszej coś wykombinują.
To było piękne jak Dean poniżył tego marines-pedałka(nie pamiętam jak się nazywał). Czemu jednak nie wyjaśnili sobie czemu on zabił jego ojca, przecież wtedy był Deanem polującym na potwory? Pewnie się wyjaśni w kolejnych odcinkach. Jest Metatron więc na pewno jeszcze odegra jakaś rolę w tym sezonie - stawiam, że Catsiel wchłonie jego łaskę(tylko proszę o doczytanie tego "Ł" bo będzie niezręcznie).
Uwielbiam takiego mrocznego psychopatę Deana i to jak się nabijał z Sama było piękne. Właśnie tak sobie wyobrażałam ich pierwsze spotkanie. Szczeniackie oczy Sama i irytujący uśmieszek Deana.
Wolałabym aby Cas sam jechał niż z tą drętwą anielicą, ale mam nadzieję, że szybko ją zabiorą od niego. Bardzo podobał mi się motyw rozmowy Casa z tą małą dziewczynką uśmiałam się pozytywnie.
Ach Crowley i jego zdjęcie w telefonie rozwaliło mnie na łopatki i ta piosenka w tle :D czyżby Crowley myślał, że Deano będzie jego przyjacielem stanął się jak bracia? Ach smutno mi się zrobiło z jego powodu i te jego smutne oczy.
A Dean jak nie weźmie się do roboty i nie zacznie dbać o Impalę skopię mu tyłek ;)
Wg mnie Crowley zabral ostrze tylko po to, zeby Dean nie karmil dalej znamienia i przemienil sie do konca w demona :)
Odcinek trochę lepszy niż poprzedni, ale co mnie bardzo zastanowiło...
Jeżeli Dean zabił ojca Cole'a w 2003 gdy Cole miał 13 lat, to teraz ma 24(wiem, wyższa matma). Tak chwilę podumałem, popatrzyłem w lustro czy wyglądam tak staro i o dziwo nie(a jestem starszy niż owa postać). Z ciekawości wygooglałem ile ma aktor grający Cole'a. Otóż...39 :> Ja wiem, że to detale, ale co im wadziło wybrać innego aktora, lub po prostu zmienić troszkę jego backstory?
Tylko nie każdy w danym wieku wygląda na podobny wiek, ja np. wyglądam młodziej niż mam, a jak widzę często rówieśników to się zastanawiam, czemu tak staro wyglądają.
No tak, ale wzięli aktora o 15 lat starszego niż postać przez niego grana. Nie mówimy tu o różnicy paru lat, ale prawie że pokoleniowej.To po prostu widać. 40 latek może wyglądać na 35 albo na 30, ale już raczej nie na 24. Ale to tylko taka ciekawostka, oczywiście nie wpływa na moją ocenę serialu, po prostu mam wrażenie, że twórcy wrzucają do serialu co popadnie, bo skoro ktoś ogląda to 10 lat to nie przestanie tylko dlatego, że twórcy się już nie starają. Mnie zaś takie drobnostki po prostu... irytują.
Ale jakie znacznie ma prawdziwy wiek aktora, liczy się jak wygląda w roli, według mnie pasuje do niej i nie wygląda aż tak staro, a są i tacy 24 latkowie, choć mi też wydawał się lekko za stary.
Po za tym to są twoje wyliczenia, mi się zdaje, że twórcy nie wyliczali tego dokładnie, bo miało tylko mniej więcej pasować, oni się tam pierdołami nie zajmują, mnie osobiście też jakoś mało interesuje ile wtedy miał lat, ile ma teraz, imo mało ważne, bardziej by mnie interesowało czym był jego stary, w ogóle i tak myślałem, że to będzie płotka, ale widzę zagości na dłużej, i powiem, że pasuje mi do tej roli.
Ale jako, że obrali drogę jaką kroczy Dean i czym się stał, a do tego podczas rozmowy z tym gościem olał kompletnie jego starego, to być może się tego nie dowiemy, bo na tym się twórcy nie skupiają, a rozmowa miała tylko przedstawić postawę Deana, który do szpiku kości ma wszystkich i wszystko w tyle.
No już mniejsza z tym wiekiem. Czy się dowiemy czym był stary Cole'a - to obawiam się jednego scenariusza tj. że był jakimś stworem, którego moce objawiają się dopiero w xx urodziny i Cole niedługo dostanie jakieś(nie ważne już jakie) moce. Albo, że byli kamraci starego Cole'a przyjdą do jego syna. Bo jak dla mnie powody dlaczego nie podali czym był ojczulek Cole'a są dwa możliwe:
1) to nie będzie istotne i wątek na tym zostanie ucięty
2) to o czym wspomniałem wyżej
U mnie Cole w sumie nie wzbudza absolutnie żadnych emocji, a dlaczego to mówiłem w innym temacie. Skoro wszelakie lewiatany, demony o niższej i wyższej randze, anioły padły już pod ciosami braci, to jak może emocje wzbudzać byle człowieczek? To tak jakby w RPG-u bić szczury, potem orków, potem smoków i bogów, a potem znowu szczury. Oczywiście wiem, że to już 10 sezon, dlatego ciężko coś nowego wymyślić, więc nie będę nad tym biadolił, tym bardziej, że drugi odcinek najnowszego sezonu był lepszy od pierwszego(więc może ogólnie poziom będzie wznoszący[choć w to powątpiewam]). Co bym nie narzekał to wątek i tak lepszy niż pozostałe.
Widzisz, bo nie chodzi o to jak to się skończy i z kim akurat walczą, chodzi o to wszystko pomiędzy i jak do tego dojdzie, gdybym miał podchodzić tak jak ty, to bym musiał seriali nie oglądać, bo wszystko już było, to jest naturalne rozwinięcie problemu walki z silniejszym, walki wtórnej i obecnej w każdym serialu. (komedii nie oglądam)
I nie pisałem, że wzbudza emocje, po prostu pasuje w tej roli, ale jak widzę Deana, który mówi, że może był taki facet jak jego ojciec, ale on ma to w dupie, nie pierwszy i nie ostatni, którego zabił, nie obchodzi go to po prostu, to wtedy są emocje, bo Dean nigdy taki jeszcze nie był.
Myślę że ojciec Cola mógł być jakimś wilkołakiem lub innym potworkiem i liczę na to że wojak też się przemieni w coś takiego. Zapewne weźmie kilo soli i litr wody święconej żeby zabić Deana to będzie dobre.
Oglądam z zainteresowaniem, ale liczyłam na coś nieco innego. Jensen straszliwie się postarzał- bardzo mi się to rzuca w oczy. No i na razie...trochę nudno jest. Ale i tak postęp w stosunku do pierwszego odcinka. Aczkolwiek anielski wątek stał się męczący. Uwielbiałam postać Castiela ,lecz na chwilę obecną sceny z nim związane są ogromną pomyłką.