Ale już raz wróciła jako duch. Niby była zajęta Stefanem ale jakby chciała to myślę że znalazłaby czas na zemstę. Tyle że scenarzyści myślą tylko jeden odcinek na przód i dletego jest tyle dziwnych rzeczy. Np. Damon wiedział o tym co Stefan robił w latach 20 ale w 1 sezonie dziwiło go czemu Stefan nie chce ludzkiej krwi. Jak już raz coś robią w tek to niech później nie zmieniają na inaczej. A to co było wcześniej "oj, było minęło. Nie ważne" :/
Ta teoria ma wiele sensu. Scenarzyści pierwotnie planowali nakręcenie sceny z przeszłości Damona w której ten poznaje Kola. Na balu u pierwotnych pada to:"Czy my się znamy?" Oczywiście mógł to być fajny wątek, pewnie dlatego z niego zrezygnowano.
Ja wciąż mam nadzieję że skoro Kol wraca to może do tego wrócą. Poza tym w tym odcinku kiedy zauroczył Damona i Klaus do niego dzwonił to Kol powiedział coś o starych "dobrych" czasach z Damonem. Dużo osób myślało że chodziło o Denver i przygodę z kijem, ale moim zdaniem to była kolejna sugestia do tego że się znali w przeszłości.
Możliwe. Tego akurat nie zauważyłam, a dość uważnie oglądam sceny z Kolem ;) Myslisz, że Kol wróci na stałe? Tzn. dołączy do spin-off'a?
Nie mam pojęcia, ale bym bardzo chciała.
To ta scena: http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=iOPWO9CInPE#t=11s
Ta scena jest świetna. Trudno stwierdzić o co chodziło. Nie liczyła bym jednak na korzystne dla nas rozwiązanie scenarzystów. Swoją drogą Pierwotni mają taką genialną nonszalancję. Klaus mówi: zostaw młodego w spokoju - Kol obiecuje, że go nie tknie, znajduje inną metodę.
W końcu można zająć się problemami egzystencjalnymi Eleny zamiast pożądnym wątkiem :P
Zawsze jest jakaś luka :P
Problemy egzystencjalne Eleny. To brzmi jak roboczy tytuł 5 sezonu Pamietników. trafiłaś w sedno.
Może to najwyższy czas pożegnać się z tym serialem. Widać ten serial wyczerpał już zapas pomysłów. Taki Supernatural - oglądam 8 sezon a nadal jest ciekawe, a TVD tyle odcinków nie służy. Czasem lepiej zakończyć z honorem.
W moim wypadku to takie gadanie. I tak nie zostawię tego serialu. chyba masochizm tu wchodzi w grę. Właśnie! Supernatural to świetny dowód na to, że można napisać 8 trzymających poziom sezonów (7 i początek 8 był trochę słabszy, ale nadal). Ponadto ta miłość braterska. Dean i Sam są genialni. Nie to co Salvatorowie.
Tak, oni są świetni. Dobrze że Sam zostawił tą całą Amelię. Nie lubiłam jej. A do tego Castiel - kocham go. A jego sceny z Deanem - mistrzostwo :)
I do tego mocne dialogi. Zabawne, pełne ironii, częsta gra słów. I ich mimika. Oni po tych kilku latach już nawet nie muszą nic mówić. Za każdym razem gdy wchodzi Castiel to się mimowolnie uśmiecham. I pomyśleć, że Supernatural też jest projektem CW. Nie do uwierzenia.
Tak, czasem ktoś mógłby pomyśleć ze między nimi coś jest :P
Podobało mi się też na początku jak Cas był taki nieuświadomiony, takie dziecko we mgle :D
To jest przykład serialu w którym komentarze fanów na forach odgrywają pozytywną rolę (zupełnie odwrotnie jest w TVD) Komentarze fanów Supernatural są komentowane przez bohaterów występujących w serialu. Np. to, że często Sam i Dean brani są za parę, albo jak wyśmiewane są niektóre motywy. Uwielbiam autoironię.
Albo jak w pierwszym sezonie już, ta babka od sprzedawania domów im recytowała taką kwestię, że osiedle jest tolerancyjne i potem jest powtórka tej sceny tylko ktoś inny mówi. Ehhh...piękne. ;)
Ale za to chyba każdy odcinek z Cassem jest fajny. Cass to taki Elijah. On też ma zawsze mocne wejście ;)
Nie, utknęłam na 10 chyba...nadgonię po zakończeniu całej serii. Zniechęciła mnie historia Sama i psa.
xDD mnie też to na początku przeraziło. Więc nie będę ci spoilerować, powiem tylko że potem jest już tylko lepiej :P
Czasami zaglądam na forum Supernatural stad wiem, że jest lepiej. Tylko boję się o 9 sezon, ten serial jest tak dobry, że chcę, żeby "odszedł" z klasą.
To by poszli na rekord. Tylko ciężko to będzie skonczyć. Bracia zaliczyli już wszystko. Obaj zginęli z milion razy. Niebo, piekło, czyściec. Nie widzę innego zakończenia jak śmierć jednego z nich. Pewnie Dean.
Też się obawiam że któryś zginie. Choć raczej obstawiam sama, ale nie powiem ci dlaczego, bo bym zaspoilerowała. Oby tylko to ni był Cas.
Ja zawsze sądziłam, że to będzie Dean, bo uważam, że jest skłonny do większych poświęceń. No to mnie zaintrygowałaś. Znając życie pęknę i będę błagać koleżankę jutro żeby mi powiedziała co się dzieje dalej ;p
Z jednej strony Dean, bo to taki chłopak, któremu zawsze zabierano szanse na szczęście. Ale po tym co teraz to może jednak Sam.
I tak źle i tak nie dobrze. Choć po śmierci Sama zawsze bardziej smuciło mnie to, że Dean czuje się winny niż sama śmierć Sama.
Mnie też. Za pierwszym razem jak zginął Sam i Dean zgodził się za niego oddać duszę, to bardziej mi było przykro Deana. Może to też przez to że wiedziałam ze Sam na pewno w końcu wróci...
Jedyny raz kiedy zwątpiłam w Deana to wtedy gdy zabił tą przyjaciółkę Sama, to było przegięcie. Poza tym nie dam na Deana złego słowa powiedzieć.
Mi w Deanie nie podobało się to jak miał pretensje do sama że sobie wziął rok wolnego po tym jak był czyśćcu. No bo kiedy Sam był w piekle (potem jednak wrócił) to Dean też rzucił tą robotę na rok i zamieszkał z Lisą i Benem. Wtedy Sam nie miał do niego pretensji, przeciwnie - sam go do tego zachęcał, wiedział co i jak ale nie chciał psuć Deanowi szansy na rodzinę mimo że nie miał duszy. A teraz jak się role odwróciły to ma pretensje do Sama że sobie pozwolił na odpoczynek i rzucił to wszystko w cho.lerę.
Także to chyba jedyna rzecz która mi się nie podobała w Deanie i nadal tego nie rozumiem. Ale poza tym jest ok. Z dwojga braci wolę Deana. Choć najbardziej lubię ich obu :)
Tyle, że Dean nie miał pretensji o to, że Sam próbował sobie ułożyć życie z Amelią tylko bardziej bolał go fakt, że sam go nie szukał. Jak Dean był z Lisą to tak naprawdę nie umiał się cieszyć tym związkiem wiedząc, że Sam jest w piekle.
Trudno o to też mieć do Sama pretensje, bo co on miał zrobić. Nie miał pojęcia co się z nim stało. Zniknął, umarł czy wyparował - nie wiadomo. Nie miał pojęcia co zrobić. Też się o niego zamartwiał ale co miał niby zrobić.
Wtedy Dean też się o niego martwił ale też wiedział że go z piekła nie wyciągnie - bo jak? Był zdziwiony że on żyje.
Tak samo Sam nie miał co zrobić. Nie wiedziałby jak go wyciągnąć z Piekła a co dopiero z Czyśćca, nie miał pojęcia że on tam jest. I do tego nie było Casa więc on też by mu nie pomógł.
Wiem, masz rację. Po prostu nie podeszła mi ta Amelia. Już bardziej ten pies ;p To pewnie dlatego. Ogółem to Dean/Lisa też mnie nie przekonywało. Nie rozumiem czemu oni zawsze dążą do związku z kobietami które trzeba tak ochraniać. Każdy mógłby sobie znaleźć female-hunter. Dean tak się strasznie bronił przed Jo, a to mogło by wypalić, chociaż trochę to trwało zanim ją polubiłam.
Też jej nie lubiłam. Ale chodzi o Sam fakt że zrobił sobie wolne - moim zdaniem zasłużył.
Ja lubiłam Lisę i kiedy on kazał jej zapomnieć (nie pamiętam już kto wymazał pamięć) to myślałam że się popłaczę. On ją tak kochał i jeszcze miał Bena (choć on mnie potem trochę irytował)
Jo lubiłam od początku (może to przez Veronicę Mars) ale jako taką przyjaciółkę Deana, nic więcej.
Wspomnienia wymazał Castiel. Z Bena był fajny dzieciak na samym początku, nie mogłam uwierzyć, ze nie jest dzieckiem Deana. Ale jak się Dean wyprowadził, a ten chłopiec podrósł to się zrobiła tragedia. "Mama idzie na 3 randkę, ja wiem co to znaczy". Dzieciak grał jak kawałek drewna - kłoda dosłownie.
Miałam dokładnie tak samo. Na początku był super, jak mu pomagał naprawiać Impalę :) albo jeszcze wcześniej na jego urodzinach - jak się cieszył z płyty ASDS :D mniejsza kopia Deana :)
Ale potem był wnerwiający, takie małe dziecko które myśli że już jest dorosłe i wszystko już wie, a jak przyjdzie co do czego to z niczym sobie nie poradzi. Może specjalnie go tak "zepsuli" żeby nie było tak przykro że Dean musi zostawić dziecko, przyszywane, ale jednak traktował go jak syna.
Mnie to głównie chodziło o grę aktorską tego dzieciaka. Dramat. Tak dukał tą rolę. Dlatego nie lubię dzieci w serialach. Miotają się po planie, blokują ciekawą akcje. Zobaczymy jak potoczą się losy "dziedzica".
Wątek dziecka wprowadzony jest chyba tylko po to, żeby usprawiedliwić to, ze Klaus z Elijhą nie przechodzą od razu do ataku. Wiele osób sugerowało, ze wystarczyło by ugryźć Marcela, ja myślę, że Marcel ma jakiegoś asa w rękawie. Coś co sprawia, że czarownice się go boją, Hayley jest "zakładniczka", Klaus nie może zrobić co chcę, bo wtedy te czarownice coś tam zrobią "dziedzicowi". Dlatego Klaus będzie musiał działać powoli pod dyktando czarownic, na końcu może Marcel zabiję dziedzica i wejdzie wątek zemsty, krew, wyrywane serca itp. Taką mam nadzieję.
No właśnie, tylko czemu czarownice nie wytłumaczą co takiego ma na nich Marcel że nawet jego śmierć by im zaszkodziła. Nalegają na pomoc Klausa (zresztą ona też chce władzy) ale powinny wytłumaczyć mu wszystko czyli też to czemu nie może zabić od razu Marcela.
Tzn, lubię Marcela, taki pozytywny facet :) ale dziwni mnie że tak wszystko robią powoli zataczając takie koło zamiast właśnie od razu przejść do sedna, czyli zdobycia władzy przez Klausa. On ma taką siłę że to nie powinno być problemem, zawsze brał co chciał i nie cackał się z nikim jak z jajkiem. Więc o co tak naprawdę chodzi tym czarownicom. Na pewno są po jego stronie? Przecież Kath mówiła że czarownice knują coś przeciwko Klausowi. Zachęcenie go do zdobycia władzy nie nazwałabym spiskowaniem przeciwko niemu...
Kath to chyba sama nie wiedziała o co kaman. ten spisek to była taka podpucha, żeby zostawił konie i malowanie śnieżynek i przyjechał do NO. Może jakaś super hiper czarownica współpracuje z Marcelem i nauczyła go jak hipnotyzować poddanych mimo, że tylko Originalsi maja tą umiejętność. Coś podejrzane jest to, że Marcel taki obrotny jest i taki budzi postrach. Specjalnie nie powiedzieli co to jest ta tajna bron - od tego w końcu jest tajna :P
Może to i lepiej że nie mówią tak od razu, będzie się rozkręcać. Tylko że mogli to jakoś tak zrobić, ze niby powiedziały Klausowi o co chodzi tylko że nie przed kamerą, i on to wie tylko ukrywa przed Elijahem i Marcelem, Bo tak to wyszło że on im ślepo zaufał, a on taki nie jest
Jak nie przed kamerą, to skąd mielibyśmy wiedzieć, że mu powiedziały? :P Chyba, że masz na myśli, że to miała by być taka pełna dramaturgii scena. Takie ujęcie z oddali, napięcie budowane przez muzykę (która btw, była dużym plusem tego odcinka) głosy aktorów wyciszone i później takie zbliżenie na minę przerażonego/zdumionego/whatever Klausa. Tak mógłby się skończyć odcinek.
Ogółem to moją teorią jest to, że czarownice same nie wiedzą ale im tak źle, że myślą, że king-Klaus będzie mniejszym złem. Ba, pokuszę się o stwierdzenie, że scenarzyści też jeszcze nie wiedzą ;)
No, tak mniej więcej to miałam na myśli :)
Tak żebyśmy wiedzieli że mu powiedziały ale żebyśmy nie wiedzieli co dokładnie.