A obecne tutaj panie, na miejscu Monserrat kogo by wybrały? Przystojnego marynarza, czy bogatego zarządcę? I dlaczego?
Jose Luis jako marynarz na pewno znał admirała Mendozę. Poza tym, Montserrat zapewniała go, że jej ojciec na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu. No i to głupota usprawiedliwianie się swoim strachem, że ktoś się nie zgodzi.
Nie. Zauważ, że zdążyły się pojawić pierwsze objawy ciąży, później Montserrat zdążyła przytyć i urodzić dziewczynkę, która w następnych scenach mogła mieć już około roku, może nawet bliżej dwóch.
Tak, pozwolił. A ten cały rozwód to niby po co był?
Przypominam, że Jose Luis zrobił to samo i to nawet w gorszej wersji, bo Alejandro nie miał pojęcia, że Montserrat jest zakochana w kimś innym. Zabrał ją na hacjendę, bo myślał, że jest dokładnie taka sama jak jej matka i chciał ją w ten sposób ukarać. Nie mówię, że to było dobre, ale zauważ ile cierpienia widać w jego zachowaniu. U Jose Luisa był tylko gniew i sama złośliwość. Jose Luis z tego co pamiętam wparował z bronią do pokoju hotelowego, w którym byli Montserrat i Alejandro. Do tego celował do nich (przypominam, że było już wtedy wiadomo, że Montserrat nosiła jego dziecko) gdy już niby zgodził się, żeby odeszła z Alejandrem.
Jose Luis zdawał sobie sprawę z tego, że skoro Alejandro żyje i obudził się ze śpiączki to prędzej czy później się pojawi w Aguazul, a Montserrat będzie chciała do niego wrócić. Powtarzam, w tej sytuacji sam był sobie winien.
Tak samo? A ja już pisałam, że nie, bo mimo wszystko w postawie Alejandra było widać cierpienie i miłość do Montserrat. Cały czas próbował się do niej jakoś zbliżyć. Jedyne co robił Jose Luis to groźby, wyzwiska i chamskie zachowanie.
Tu się z tobą zgodzę, ale zauważ, że prosiła Jose Luisa, żeby wyjechał, a on nie chciał i sprawiał jej tym problemy.
Wątpię, Lauro Mendosa był już dawno na emeryturze gdy poznajemy Jose Luisa.
Wparował, wparował z bronią. A jak miał zareagować na oszustwo i zdradę Montserrat? Wściekł się.
Kiedy mógł, to im pomagał. Nawet na hacjendzie. A kiedy Montse była już jego, nie godził się na zdradę i nie dał jej sobie odebrać po raz drugi.
Cierpienie raczej nie kierowało Alejandrem, prędzej chęć odwetu. Dlatego zabrał ją na hacjendę.
Jose Luis zaryzykował wszystkim w imię miłości do niej, a ona go odrzuciła.
Coś mi się kojarzy, że Jose Luis znał ojca Montserrat.
To on pierwszy ją oszukał, nic dziwnego że wybrała człowieka, którego kochała.
Alejandro też uratował mu życie. Poza tym, jak już pisałam, późniejsze zachowanie Jose Luisa przekreśla to wszystko. Jak dla mnie pokazał wtedy swoją prawdziwą twarz. Powtarzam, jak ktoś miał mu ją odebrać skoro ona nie była już jego?
Jak już pisałam, to cierpienie zwyczajnie po Alejandrze było widać. Miała powiedzieć "nie kocham cię ale będę z tobą bo się parę razy dla mnie poświęciłeś"? Skoro go nie kochała to chyba oczywiste, że nie powinna z nim być.
Jakie cierpienie?
Montserrat prosiła żeby ją zostawił, krzyczała że kocha innego, a on wywiózł ją z dala od rodziny aby się na niej zemścić. Jak w obsesji.
Moment gdy Montserrat mówiła, że będąc z nim będzie myślała o Jose Luisie. Rozmowy Alejandra z Ojcem Anselmo. Scena gdy Montserrat się kąpała a Alejandro marzył, żeby wykąpać się z nią i dostać od niej trochę czułości. To tylko przykłady, bo tego było więcej.
O tym już pisałam, więc nie widzę sensu powtarzania się. Poza tym, kilka postów temu bronisz Jose Luisa, który wpadł z bronią i chciał zabić m.in. swoją ciężarną żonę. Zdaje się, że jesteś zwyczajnie stronniczy, więc nieważne co by zrobił Jose Luis i tak Alejandro będzie dla Ciebie tym złym, chociaż obiektywnie patrząc to Alvarez bywał wiele razy czarnym charakterem.
Dla mnie Jose Luis jest tylko bardziej poszkodowany od Alejandra.
Alvarez chciał zabić ciężarną żonę? Ale tego nie zrobił. Natomiast Almonte wypędził ciężarną żonę z domu.
Przypominam jaki był stanowczy wobec niej, oszukiwał ją. Montserrat błagała go żeby ją wypuścił.. nie dostał od niej czułości bo go nie kochała! Znienawidziła go, że rozdzielił ją z rodziną i ukochanym. A skoro nie dostał od niej uczuć, to postanowił ją wziąć siłą.
Skoro tak bardzo cierpiał to mógł ją puścić wolno, a nie męczyć się na siłę.
Poszkodowany był, ale jak już wcześniej pisałam, nieraz z własnej winy. Poza tym, to że został skrzywdzony nie usprawiedliwia jego złego postępowania.
Chciał i celował do niej i Alejandra. Polecam Ci się dokształcić w temacie jak stres może zadziałać na kobietę w ciąży. A strach przed śmiercią musi być olbrzymim przeżyciem. Alejandro wypędził Montserrat z domu. Straszne, co ona biedna miała zrobić? Do tego z tym samochodem z kierowcą i domem rodziców, do którego mogła spokojnie wrócić. Przecież to jest gorsze niż niezrównoważony (prawie)psychopata celujący do niej z broni! Pomyśl czasami, proszę.
Jak niby Alejandro ją oszukiwał? Gdzie ty to widzisz? Może w momencie gdy sam był oszukiwany przez Gracielę, że podoba się Montserrat? Gdyby wiedział jaka jest sytuacja, to by odpuścił, sam o tym mówił. Czy może wtedy gdy Jose Luis chciał żeby myślała, że im szkodzi, bo ciągle do niej wzdychał zamiast skupić się na Angelice? Bardzo jesteś nieobiektywny. Nie wypuścił jej ze złości, ale nie groził jej śmiercią. Znienawidziła? Ty chyba nienawiści nie widziałeś. Gdyby go nienawidziła to nie zaczęłaby patrzeć na niego przychylniej już po dosłownie kilku dniach/tygodniach. Jose Luis też próbował brać Montserrat siłą, ale oczywiście o tym już nie pamiętasz.
Mógł ją puścić wolno, ale tego nie zrobił. Tak samo jak Jose Luis. Tylko że Alejandro miał jakieś nadzieje, bo ją kochał, a Jose Luis zrobił to po prostu dla zemsty.
Jak nie usprawiedliwia? Wiecznie rozdzielany z ukochaną, wiecznie w pogoni i ucieczce. Zawsze ktoś przeciwko niemu, zawsze coś. W końcu emocje wzięły górę i chciał przestać być kozłem ofiarnym. Ważne, że zawsze potrafił się zrehabilitować. Oddał życie za swoje dziecko i dziecko swojego rywala.
A co to, Alejandrowi się wszystko należy z góry, a jemu nie?
Celował do niej ze spluwy bo bezczelnie go oszukiwała i zdradzała!
Ależ biedna wielki stres przeżyła..
Może miał im gumki przynieść?
Nie mówił jej o wszystki gdy była na hacjendzie.
Alejandro tym samym groził Montserrat. Że zabije Jose Luisa jeśli go znajdzie.
Jak Jose Luis nie puścił wolno Montserrat? Gdy zobaczył jak cierpi, zwrócił ją Alejandrowi i jeszcze im pomagał.
A co zrobił Alejandro na cierpienia żony? Dopiekał jej jeszcze bardziej.
Wrzeszczał na nią, zaprosił Marię do domu, stresował.
To Alejandro zrobił to dla zemsty - "bo miejsce żony jest przy mężu"
Oj biedaczek cierpiał..
Jedynym jego grzechem jest, że nie wiedział o knuciu Gracielli.
A poza tym sam kusił ją swoimi pieniędzmi w zamian za córkę, a gdy dowiedział się że kocha innego to odpuścił tak jak mówił? Nie, zmusił ją do zostania przy nim.
Nic nie usprawiedliwia takiego zachowania. Rozdzielony z kobietą, która podkreślam, PRZESTAŁA GO KOCHAĆ, w ucieczce przez jedyne kilka miesięcy. Później dzięki protekcji dwukrotnie dostał wysokie stanowisko, w tym raz mu się ono nie należało (szef policji po odsiadce w więzieniu? Serio?). Miał wspaniałą żonę, której nie doceniał i że tak się wyrażę, trochę jakby stalkował kobietę, która nieraz powiedziała mu, że go nie chce.
A kobieta to czyjaś zabawka, którą można sobie przywłaszczyć? Skoro wybrała Alejandra to on miał kazać się biczować czy może obejść cały świat na kolanach w worku pokutnym i obwiniać się przez całe życie? Człowieku, naprawdę, zacznij myśleć.
Nieco wcześniej on ją bezczelnie oszukał i kazał kłamać jej dziecku. Wróciła do człowieka, który w obliczu Boga był jej mężem i którego kochała. Straszna zbrodnia, naprawdę. W dalszym ciągu zabawny jest fakt, że wyrzucenie kogoś z domu podczas gdy ma gdzie pójść uważasz za gorsze od próby zabójstwa ciężarnej żony i mężczyzny jej życia. Tak sie składa, że przeżyła stres, który mógł nawet zabić jej dziecko. Ale przecież to nic. Co tam dziecko, nie?
Nie mówił jej o wszystkim, ale ukrywanie przed Montserrat, że Alejandro żyje i wzięcie z nią ślubu było o wiele gorsze. Skoro dla ciebie wytłumaczeniem jest, że chciał zabić, ale nie zabił to dlaczego nagle używasz chęci zabójstwa jako argumentu? Sam gubisz się w tym co piszesz.
Tak, puścił ją wolno, po czym znowu groził im bronią. Musiała wywiązać się wielka awantura, żeby pozwolił jej odejść. A później i tak dręczył ich i chciał odebrać dziecko matce. Faktycznie pomoc. W Caritasie przyjęliby go z pocałowaniem ręki. "Zwrócił ją Alejandrowi" - a kobieta to przedmiot?
Myślał, że go zdradzała, więc był zdenerwowany. Już o tym pisałam, więc poszukaj sobie wcześniej. Jeśli masz zamiar się powtarzać i ciągle wyciągać te same argumenty to za daleko w tej rozmowie nie zajdziemy. I tak już chyba wystarczającą ilość razy musiałam się powtórzyć, bo ciągle piszesz to samo.
Zmusił, bo jak już pisałam, okazało się, że o wszystkim wiedziała, więc myślał, że jest taka sama. A o Jose Luisie dowiedział się już po ślubie, do tego musiał powstrzymywać żonę przed ucieczką.
Została zmuszona do ślubu z Almontem! W żadnym calu go nie wybrała.
Chciała uciec z Jose Luisem, i to dwukrotnie. Tylko zawsze jej ktoś w tym przeszkodził.
Sama wciąż powtarzasz utarte już argumenty. Nie wprowadzasz nic nowego do dyskusji.
Wyciągasz same zło, które uczynił Jose Luis, a widzę że zapomniałaś ile dobrego zrobił i jak bardzo im pomógł.
Zataił przed Montserrat, że Alejandro żyje ponieważ ją kochał. Odsiedział za niego 7 lat w więzieniu. To grzech że chciał być z kobietą którą kocha? Ożenił się z Angelicą czyniąc jej ostatnie miesiące najpiękniejszymi, ale Kobietą jego życia pozostała Montserrat.
Gdy brała ślub z Jose Luisem też przysięgała przed Bogiem. Duża to różnica - zatajenie śpiączki byłego męża (przypominam że w świetle prawa nie był wtedy jej mężem), a zmuszenie do ślubu poprzez spłatę długów rodziny?
Wiesz jaka była różnica?
Montse wybrała Jose Luisa za męża z własnej, nieprzymuszonej woli.
Do ślubu z Alejandrem została podstępnie zmuszona. Przypomnij sobie co w duchu mówiła do siebie Montserrat gdy brała z nim ślub.
To prawda, wtedy w hotelu Jose Luis przesadził.
Podpuszczony przez Marię stracił panowanie nad sobą i motorem jego działań była zemsta.
Ale potrafił się zreflektować i przeprosił ich za to.
Oddał życie m.in za dziecko Alejandra.
Nie wybrała? A późniejszy rozwód i słowa "nie mam się nad czym zastanawiać, bo ciebie kocham Alejandro" (czy coś w tym rodzaju, nie pamiętam słowo w słowo) to co niby? Wcześniej chciała uciec, ale później już nie, nie zauważyłeś tego?
Skoro ty bez przerwy piszesz to samo to ja też muszę się powtarzać. To dość logiczne.
Pamiętam co dobrego zrobił Jose Luis, jednak pisałam również ze jak dla mnie jego późniejsze zachowanie to przekreśla. Widzisz, sam każesz mi się powtarzać.
Tak, to "grzech". A wiesz dlaczego? Bo jeśli się kogoś kocha to nie używa się podstępu i nie ukrywa się faktu, który dla drugiej osoby mógłby wszystko zmienić tylko po to, żeby być z tym kimś.
Sam przyznał na koniec, że to Angelica była kobietą jego życia, więc tak naprawdę zmarnował czas z nią na latanie za Montserrat.
Przysięgała przed Bogiem, jednak zauważ, że dla Boga nie liczy się papierek tylko człowiek, wiec tak naprawdę jej przysięga była nieważna i Jose Luis dobrze o tym wiedział. Zresztą wiadomo było, że gdy tylko Alejandro się pojawi to zrobi wszystko, żeby odzyskać nazwisko, więc nawet w świetle prawa Montserrat przestanie być żoną Jose Luisa. Alejandro nie zmuszał Montserrat do ślubu. Zapominasz, że to Graciela nieco manipulowała faktami, żeby ją do tego zmusić, więc nie wyciągaj tego w kategoriach winy Alejandra.
A wiesz o czym znowu zapominasz? Że tamto małżeństwo zawarte z przymusu z Alejandrem zostało rozwiązane, a oni ponownie wzięli ślub i odnowili przysięgę małżeńską. Naprawdę nie zastanawiasz się nad tym co piszesz: Jose Luis wypada twoim zdaniem lepiej, bo Montserrat wyszła za niego z własnej woli, ale tylko dlatego, że ukrył przed nią fakty, przez które zmieniłaby decyzję. Nie, nie wypada lepiej, wypada o wiele gorzej.
Przeprosił po jakichś dwóch latach, po kolejnych próbach zabójstwa, po dręczeniu ich, po narażeniu własnej córki na niebezpieczeństwo. Lepiej późno niż wcale, ok, ale zauważ, że sama atmosfera jaką wprowadzał była co najmniej toksyczna. Tak się nie robi, zwłaszcza, że w tej atmosferze musiała dorastać jego córka i dziecko, które jak sam mówił uważał za syna.
Kolejny "kwiatek" z twoich rozumowań: dziecko mojego rywala może umrzeć - uratowałem je, wow, to było takie poświęcenie, nikt by tego nie zrobił. A gucio. Każdy kto ma jakiś instynkt moralny będzie próbował ratować człowieka, a zwłaszcza dziecko, nieważne czyje. Poza tym, nie był głupi. Wiedział, że jeśli bomba wybuchnie na obojętnie której klatce to może zabić Laurita, Rominę i jego. Jose Luis zginął przez własny błąd. Zauważ, że był daleko od bomby. Wystarczyło, żeby padł na ziemię, a nie podskakiwał.
Piszesz tak dla świętego spokoju czy naprawdę uznałeś, że mam rację? Tak z ciekawości pytam.
Kapral marynarki, skromny, lecz uczciwy i pracowity. W imię miłości jest gotowy zrobić wszystko. Kocha Montserrat i nie przyjmuje do wiadomości, że kobieta jego życia poślubiła innego mężczyznę. Znajduje sposób na osiedlenie się na hacjendzie, gdzie mieszka Montserrat, by namówić ją do ucieczki. Pomimo licznych prób nie udaje mu się osiągnąć celu. Przeżywa bolesne rozczarowanie, gdy okrywa, że jego ukochana nie darzy go już tak silnym uczuciem, jak przedtem.
To wszystko.
A on zamiast ułożyć sobie życie, zwłaszcza, że trafiła mu się ku temu okazja, wolał dalej uganiać się za kobietą, która kochała kogoś innego.
Tak przekładając to na sytuację z życia: ostatnio mojego najlepszego przyjaciela rzuciła dziewczyna. Ugania się za nią? Szuka z nią kontaktu? Nie! Świat mu się nie zawalił. W końcu to jej strata. Nie jest powiedziane ile lat miał Jose Luis gdy rozpoczynał się serial, ale raczej między nim a moim przyjacielem nie ma wielkiej różnicy wieku. Do czego zmierzam: Jose Luis zrobił z siebie męczennika na własne życzenie. Sam nie chciał ułożyć sobie życia albo próbował żyć nie swoim życiem, a później miał pretensje do innych, że jest nieszczęśliwy.
Teraz to wszystko.
Nie wszyscy potrafią dowolnie zmieniać obiekty swoich uczuć, a zwłaszcza rezygnować z ważnych osób w ich życiu.
Jose Luis przeżył z Montserrat coś wyjątkowego i nie potrafił z tego zrezygnować, zwłaszcza że ukochana go nie zostawiła, to inni mu ją odebrali.
On nawet tak naprawdę nie próbował, więc ciężko było, żeby mu się udało...
No nie wiem czy parę spotkań po kryjomu na plaży i unikanie rozmowy z rodzicami ukochanej to "coś wyjątkowego". Może ja się nie znam, ale moim zdaniem góra kilka miesięcy związku nie gwarantuje miłości na całe życie. Zwłaszcza, że przez kilka miesięcy to jest bardziej zauroczenie niż miłość. I każdemu się wtedy wydaje, że to jest "coś wyjątkowego", a po czasie na ogół okazuje się, że wcale tak nie było. Montserrat sama przyznała, że dopiero przy Alejandrze poznała miłość, a Jose Luisem była tylko zauroczona.
Fakt, pierwszy raz z ukochaną osobą jest wyjątkowy, ale zauważ, że w obecnych czasach mało jest par, które tego nie robią. Ile razy jest tak, że para jest razem przez lata, spędzają ze sobą wiele wyjątkowych chwil, a nagle się rozstają. Nie znaczy to, że trzeba całe życie uganiać się za kimś kto przestał kochać i nawet nie próbować ułożyć sobie wszystkiego od nowa.
Nie dla każdego jest to tak łatwe.
Bronię Jose Luisa, utożsamiam się z nim ponieważ sam mam podobne przeżycia co on.
Odrzucenie przez kobietę.
Może jako płeć żeńska nie jesteś w stanie "tego" zrozumieć, ale ja wiem doskonale jak to jest.
A ile masz lat? Wybacz jeśli się mylę, ale coś mi się wydaje, że jest między nami spora różnica wieku i na pewno nie jesteś starszy ode mnie.
Proszę Cię... Już nie wymyślaj, że niby kobiety czują inaczej. Odrzucona też byłam i to nawet dwa razy, a raz byłam dla obiektu moich uczuć kompletnie niewidzialna. Mimo że bolało to nie biegałam za żadnym z nich i nie urządzałam chorych akcji tylko brałam się w garść i żyłam dalej. Dało się? Oczywiście, że się dało. Wystarczyło chcieć.
A, i nie próbuj znowu wymyślać, że niby nie jestem wrażliwa. Bo tak się składa, że jestem bardzo wrażliwa. Po prostu mam zdrowy rozsądek i wiem, że skoro i tak nic by z tego nie było to nie ma po co się komuś narzucać i próbować go do czegoś zmusić. To byłoby zwykłe marnowanie czasu.
Tu chodzi o coś innego.
To nie miłość o którą się nie walczy, bo "mam zdrowy rozsądek" i jutro będzie ktoś inny, a jak nie ta, to za tydzień jeszcze insza.
To jest zabawa w liceum, a nie poważne życie, uczucia i deklaracje.
Po pierwsze, zadałam Ci pytanie. Po drugie, jak już pisałam, skoro ktoś twierdzi, że nic z tego nie będzie, to nie widzę sensu biegania za tym kimś. Po co walczyć o coś, z czego i tak nic nie będzie? Skoro tak tą osobę kochasz to powinieneś również uszanować jej uczucia i decyzję, a nie narzucać się jej.
Byłoby.
Tylko że Jose Luis jest idiotą. Dał się podejść Angelice jak nastolatek.
Wtedy gdy Montserrat przyjechała do chaty w której się ukrywał.
Być może wtedy namówił by ją na ucieczkę..
Ale takie są już podstępne kobiety - jak Angelica i Maria.
Widzę dalej unikasz odpowiedzi na pytanie. Mojej uwagi nie da się tak łatwo odwrócić. Samo twoje milczenie na ten temat jest bardzo wymowne.
A to Angelica go podchodziła w jakiś sposób? Prawda jest taka, że Angelica była jego szansą na nowe życie, a on to zwyczajnie zmarnował. Masz jakieś dziwne podejście. Montserrat wyraźnie mówiła "wyjedź", "kocham Alejandra" a ty uważasz, że on powinien dalej się za nią uganiać i tylko za nią do końca życia. Może jeszcze powinien jej wskoczyć do wanny z szampanem jak Dariusz z "Trudnych spraw"? Wybacz że to powiem, ale takie olewanie decyzji drugiej osoby to jest właśnie ten poziom. Żadna miłość tylko chora obsesja.
Serio stawiasz na równi Marię i Angelicę? Nie dość, że usprawiedliwiasz każde zachowanie Jose Luisa to jeszcze porównujesz dobrą, wesołą i zakochaną szczerze Angelicę do wyraźnie chorej psychicznie, niecofającej się przed niczym Marii. Co jest z tobą nie tak?
Mam lat 20.
Nie mówiła, że kocha Alejandra. Jose Luis wszystko zepsuł z Angelicą. Montserrat była rozdarta pomiędzy nim a Alejandrem i kiedy w końcu zdaje się wybrała Alvareza i przyjechała do niego, ten umilał sobie czas z Angelicą. Zepsuł tak piękną szansę na życie z ukochaną.
Więc tak jak myślałam, różnica wieku dość spora jest. Jesteś jeszcze w takim wieku, że każde zakochanie będzie ci się wydawało wielką miłością na całe życie. Wystarczy, że minie trochę czasu, a sam sobie uświadomisz, że wcale tak nie było. Zwłaszcza, że jak wcześniej pisałeś, zostałeś odrzucony.
Później już wyraźnie mówiła, że kocha Alejandro. A skoro Jose Luis zwrócił uwagę na Angelicę to znaczy, że tak naprawdę nie kochał Montserrat. Sam zresztą przyznał w jednym z końcowych odcinków, że to Angelica była miłością jego życia.
A Ty ile masz lat?
I dlaczego uzurpujesz prawo do miłości tylko Alejandrowi?
Poślubił Montserrat w obliczu skandalu - w dniu wesela chciała uciec z kochankiem. Po zabraniu ją siłą do hacjendy nie układało im się nic a nic.
Ciągłe kłótnie, oszukiwanie się, brak zaufania, obrażanie. Ani on nie był szczęśliwy, ani ona, dlaczego więc nie dał jej rozwodu? Montserrat wyraźnie mówiła, że nic do niego nie czuje dlaczego więc uganiał się za nią w kółko? Nie dał jej wolności?
Dlaczego Alejandro może walczyć o miłość, a Jose Luis nie?
Skoro im się nie układało mógł poszukać szczęścia u boku kogoś innego - zakochanej w nim na zabój Marii.
Na hacjendzie Montse była rozdarta pomiędzy miłością do Alvareza, a wątłym uczuciem i strachem wobec męża. A on zamiast ułożyć sobie życie, zwłaszcza, że trafiła mu się ku temu okazja, wolał dalej uganiać się za kobietą, która kochała kogoś innego.
Alejandro kochał żonę tak samo mocno jak Jose Luis.
25 lat. I wierz mi, że w tym przypadku to spora różnica wieku. Mając 19 lat też mi się wydawało, że byłam zakochana na całe życie i też zostałam odrzucona. Nie biegałam za nim, tylko zwyczajnie jakoś przez to przeszłam, po jakimś czasie zakochałam się w kimś innym i jestem z nim do dziś. Dało się? Pewnie, że się dało. Wystarczyło uszanować decyzję drugiej osoby i zająć się swoim życiem zamiast biegać za kimś kto wyraźnie sobie tego nie życzy.
Nikt nikomu niczego nie uzurpuje. Znowu to samo. Już pisałam, że skoro Montserrat go pokochała to miał do tego prawo, nie musiał czuć się winny, bo Jose Luis nie potrafił się z tym pogodzić.
Pisałam też już, że akurat Alejandro miał prawo czuć się wtedy oszukany. Nagle się okazało, że wszyscy kłamali odnośnie uczuć Montserrat, do tego wbrew obietnicom Gracieli, Montse wiedziała o "umowie handlowej". Pisałam już, że chciał się na niej zemścić, a później zwyczajnie zauważył, że pogodziła się z losem, a do tego zaczęła interesować się sprawami hacjendy i samym Alejandrem.
Skoro Montserrat była już żoną Alejandra, do tego zakochała się w nim, nawet okłamała Jose Luisa, że pogodzili się gdy jej mąż poznał prawdę to był wyraźny sygnał, że nie ma tu już o co walczyć. Sam fakt, że tak silne uczucie do Jose Luisa dało się tak łatwo stłumić i zastąpić innym o wiele silniejszym, już dużo mówił. Gdyby czuła cokolwiek do Jose Luisa to zawahałaby się gdy Alejandro dał jej wybór. A ona nie potrzebowała nawet sekundy na przemyślenie swojej decyzji.
Nie miałeś nigdy przyjaciółki? Osoby, którą traktujesz jak siostrę? Tak się składa, że ja mam takiego przyjaciela, który jest dla mnie jak brat i choćby był we mnie nie wiem jak zakochany to nie potrafiłabym spojrzeć na niego w inny sposób. Wiem, że z jego strony byłoby tak samo gdybym jakimś cudem się w nim zakochała. Maria dla Alejandra była właśnie jak siostra, więc nie potrafił poczuć do niej niczego więcej. Zauważ, że mimo wszystko próbował i nie potrafił jej tknąć. Jose Luis mimo że zakochał się w Angelice podtrzymywał obsesję na punkcie Montserrat zamiast skupić się na żonie, której do tego dni były policzone.
Jak już wcześniej pisałam, Maria nie była okazją na nowe życie dla Alejandra.
A gdyby zostawił Cię obecny ukochany, dajesz mu spokój i szukasz innego?
Dlaczego nie odpowiadasz na moje pytania?
Tylko Graciella wmawiała mu , że jest w nim szaleńczo zakochana, a gdy był z nią sam na sam mógł zobaczyć, że jest cicha i uległa.
Rzeczywiście tak bardzo pogodziła się z losem, że bodajże z pięć razy uciekała z hacjendy. Dokąd? Do Jose Luisa.
Prosiła go aby wyjechał, ale nie dlatego że przestała go kochać. Ze strachu przed mężem. Co zrobi kochany Alejandro kiedy dowie się, że przyjechał po nią ukochany.
Bała się o siebie i o swojego ukochanego.
Jasno rozgraniczasz co kto może. Pytam jakim prawem?
Alejandro może siłą przetrzymywać żonę na hacjendzie i ubiegać się o jej uczucie (robiąc przy tym masę przykrości), a Jose Luis nie może przyjechać po Montserrat i ubiegać się o jej miłość - bo nie.
Bo zakochała się w nim córka sąsiada - Angelica. Co z tego? Gdy go poznała Alvarez był zakochany w innej. Jasno jej to wykreślił.
Gdyby stwierdził, że już mnie nie kocha to niby co miałabym zrobić? Błagać go? Chodzić za nim i naprzykrzać mu się? Uszanowałabym jego decyzję. Nie jestem osobą, która na siłę kogoś szuka, więc nie szukałabym nikogo tylko po prostu żyłabym swoim życiem aż spotkałabym kogoś odpowiedniego.
Moje wypowiedzi odpowiedziały na wszystkie twoje pytania, więc może czytaj ze zrozumieniem.
A to zakochana dziewczyna ma się od razu rzucać facetowi na szyję? Proszę cię. Alejandro wziął zachowanie Montserrat za wrodzoną nieśmiałość. Dimitrio opowiadał Alejandrowi, że nie ma nikogo w życiu Montserrat, a ona sama zgodziła się zostać jego dziewczyną, co z reguły jest deklaracją uczuć.
Od kiedy maksymalnie trzy razy to pięć? Po tym pogodziła się z losem, obiecała że już nie będzie uciekać i zajęła się sprawami hacjendy i budową szkoły dla dzieci peonów. Zauważ że gdy Jose Luis pojawił się na hacjendzie to prosiła go, żeby wyjechał. I to wiele razy. O tym już zapominasz. Zmieniła zdanie, zmieniły się jej uczucia, zdarza się. Nie rozumiem dlaczego uczepiłeś się tego tak jakbyś liczył, że specjalnie dla ciebie ktoś nakręci drugą wersję serialu, w której Montserrat ucieka z twoim ukochanym Jose Luisem. Może się z nim w jakiś sposób utożsamiasz, nie wnikam, ale to już zaczyna się robić chore.
Nie bała się o siebie tylko o Alejandra i Jose Luisa, żeby żadnemu nie stała się krzywda. To spora różnica. Już wtedy zaczynała coś czuć do Alejandra. A przestała kochać Jose Luisa niewiele później.
Takim prawem, że rozumiem uczucia Montserrat. Jose Luis to było tylko silne zauroczenie, a Alejandro prawdziwa miłość. Już raz pisałam, że skoro kochała naprawdę Alejandra to dlaczego ma się za to winić albo na siłę być z Jose Luisem bo "on tyle wycierpiał".
Alejandro popełnił błąd, ale zauważ, że też był ofiarą w tej sytuacji. Był przekonany, że poślubił dobrą i wrażliwą kobietę, która go kocha. Nagle okazało się, że ona kocha kogoś innego do tego być może jest tak zepsuta jak jej matka. Chciał się zemścić. O tym też już wcześniej pisałam. Skoro nieco później okazało się, że ta kobieta wcale nie jest taka jak matka do tego zaczyna się w nim zakochiwać to co miał zrobić? Powiedzieć "nie nie nie, kochasz Jose Luisa, nieważne, że zakochujesz się we mnie, wyjedź i już"? Jose Luis, mimo że był na miejscu nie był w stanie powstrzymać rodzącego się uczucia Montserrat do Alejandra. To już bardzo dużo mówi. Później pojawiła się Angelica, w której on zaczął się zakochiwać. Podczas gdy Montserrat całą swoją uwagę skupiła na mężu i zapomniała o wcześniejszych uczuciach, Jose Luis podtrzymywał chorą obsesję zamiast skupić się na umierającej żonie. Naprawdę nie widzisz jego głupoty w tym momencie? Jedynie przez około rok dane mu było spędzić czas z Angelicą. Przez cały ten czas nastawiał uszy gdy tylko ktoś mówił o Montserrat, łaził za nią i opowiadał jak to ją kocha. Chwilę później wracał do Angelici i mówił zupełnie coś innego. Dopiero po prawie dziesięciu latach (!!!) uświadomił sobie, że to Angelicę kochał naprawdę. I nie widać było nawet cienia samokrytyki, że zmarnował czas, którego Angelica miała tak mało na uganianie się za Montserrat.
Podziwiam za zmienność uczuć.
My oglądamy dwa różne seriale chyba.
Proszę bardzo policz sobie wszystkie próby ucieczek Montserrat.
Zajęła się sprawami hacjendy i budową szkoły tak bardzo, że była o tym wzmianka w jednym odcinku. Za to ja wiem, że przez większość czasu zastanawiała się kogo z dwóch mężczyzn wybrać.
Montserrat mówiła wyraźnie Jose Luisowi, że się go boi! Że jest impulsywny i gwałtowny. Nawet ksiądz zaproponował, że będzie przy niej gdy powie mężowi prawdę.
Nawet gdy Dimitrio z Adolfem przyjechali na hacjendę jeden z nich stwierdził, że gdy Alejandro dowie się prawdy o zarządcy to furii zabije Montserrat. Niestety taką miał opinię. Zapraszam do zapoznania się z odcinkami ;)
Na jaką siłę? Ona chciała być z Jose Luisem. Wyjechać z nim. Ale nieszczęśliwie wyszła za mąż i była skazana na Alejandra. Nie chciała uciekać, chować się, bała się męża. Nie pamiętasz jak jej groził? "Znajdę Cię choćby w piekle!"
Alejandro był ofiarą. A Jose Luis większą niż on.
Tak naprawdę związek Montserrat i Almontego scaliło dziecko.
Gdy była w ciąży nie widziała już możliwości ucieczki z kochankiem. To normalne.
Później tak, Montserrat powoli zakochała się w mężu. Zresztą czy miała inny wybór? Nie. Alejandro (nawet po ślubie) nie miał prawa zmuszać żony do trwania przy nim wedle zasady "miejsce żony jest przy mężu". Może i ją pokochał. Może został oszukany. Ale serce jego żony było już zajęte. Montserrat przyjęła twoją zasadę życiową.
Ciekawi mnie czy Ty zaakceptowałabyś narzucone przez męża zasady gdy ukochany czekałby za rogiem? Ponieważ tak, w chwili ślubu Montserrat czuła do Alejandra tylko nienawiść. Miłość przyszła z czasem i narzuconą rzeczywistością.
I jest jeszcze najważniejsze, święte prawo które należy się obu mężczyznom.
Prawo do miłości.
Nie do Angelici, nie do Marii - a do Montserrat.
I nie masz prawa przyznawać jednemu dostęp do niego, a drugiemu nie.
Nie zmienność uczuć tylko umiejętność stawiania czoła prawdzie i pogodzenia się z nią. No i szacunek do czyjejś decyzji.
To mieli pokazywać jak wszystko załatwia? W jednym odcinku jest powiedziane, że bardzo pomagała, znalazła nauczycieli, darczyńców, dzięki niej dzieciaki miały książki, zeszyty i inne potrzebne rzeczy. Gdyby mieli pokazywać dosłownie wszystko to mielibyśmy drugą "Modę na sukces".
Bała się go, owszem, i rzeczywiście NA POCZĄTKU był to tylko strach. Później bała się tylko jego reakcji i przede wszystkim tego, że go straci. To kolosalna różnica. To raczej ciebie powinno się zaprosić do zapoznania się z dalszymi odcinkami, bo prawda jest taka, że cały czas piszesz tylko o odcinkach, w których to Alejandro był "tym złym", a kompletnie milczysz na temat odcinków, w których Jose Luis był milion razy gorszy. Dla ciebie serial kończy się na hacjendzie. Ja patrzę na całokształt.
Chciała NA POCZĄTKU!!! Miała być z nim na siłę gdy już przestała go kochać? Odnoszę wrażenie, że dla ciebie kobieta to przedmiot pozbawiony uczuć. Ludzie gdy są wściekli mówią różne rzeczy. Poza tym, taki masz problem z tym co mówił Alejandro do Montserrat? Włącz sobie odcinki bodajże 150 i dalej i posłuchaj jak "przyjemnie" zwracał się do niej Jose Luis.
Gdy Montserrat była w ciąży nie chciała już uciekać, bo kochała męża! I kto tu ogląda inny serial... Dziecko najprawdopodobniej zostało poczęte gdy Montserrat już kochała męża, więc nie wypisuj głupot.
Moją zasadę życiową? Na pewno dużo wiesz na ten temat.
Ja na miejscu Montserrat nie wyszłabym za Alejandra. Przynajmniej nie od razu. Wolałabym go najpierw lepiej poznać. No i gdy wyszłaby na jaw sprawa z umową to najprawdopodobniej kopnęłabym go w tyłek. Chyba że w międzyczasie widziałabym, że naprawdę mu zależy, ale wtedy dopilnowałabym, żeby rodzinka oddała Alejandrowi co do grosza. Ogólnie jestem bardzo otwartą osobą, więc poznając Alejandra z pewnością opowiedziałabym mu o Jose Luisie.
Już wcześniej pisałam czym się różniła relacja Angelici i Jose Luisa oraz Alejandra i Marii. Przeczytaj jeszcze raz. No i pamiętaj, że Jose Luis sam przyznał, że to Angelica była miłością jego życia. Cały czas o tym zapominasz, wyciągasz błędne wnioski i zarzucasz wszystkim, że dyskryminują twojego ukochanego Jose Luisa.
A co z miłością?
Patrząc na całokształt mamy historię człowieka, który całkowicie poświęcił się dla ukochanej kobiety. Ja dzielę serial na etapy, bowiem wcześniejsze wydarzenia są konsekwencją późniejszych i na odwrót.
Kobieta to nie przedmiot pozbawiony uczuć, wręcz przeciwnie przedmiot o "naduczuciach" - jednej nocy Montserrat jest gotowa uciec z kochankiem, a na drugi dzień przymila się mężowi, pamiętny okropny pocałunek na oczach zarządcy, właśnie wtedy gdy Alejandro niby dał jej wolną rękę..
No twoja zasada życiowa czyli "Nie zmienność uczuć tylko umiejętność stawiania czoła prawdzie i pogodzenia się z nią. No i szacunek do czyjejś decyzji."
Twoim zdaniem Jose Luis nie powinien przyjeżdżać na hacjendę za ukochaną?
Skoro tej miłości i tak nie ma z tej drugiej strony to jak to sobie wyobrażasz? "Musi ze mną być żeby mnie nie krzywdzić, nieważne, że sam/a będzie nieszczęśliwy/a"?
Nie, patrząc na całokształt mamy historię wielkiej miłości i mężczyzny, który dopiero po dziesięciu latach uświadomił sobie, że miał ją pod ręką. A wcześniej był gotowy na wszystko z kłamstwami i ranieniem "ukochanej" oraz jej syna na czele.
No właśnie nie widać, żebyś tak uważał. Wcześniej pisałeś m.in. o zwracaniu Montserrat Alejandrowi, jakby była przedmiotem. Do tego wiele razy piszesz jakie to niesprawiedliwe, że Alejandro miał prawo do jej miłości, a Jose Luis nie, czym pokazałeś, że nie bierzesz pod uwagę jej uczuć.
Szanowanie czyichś uczuć to musi być "zasada życiowa"? Wiesz, ja myślałam, że to oczywistość, ale skoro dla ciebie to musi być zasada życiowa to chyba nie jest za dobrze, nie sądzisz?
Nie powinien był podawać się za zarządcę. Mógł ukryć się gdzieś w pobliżu. Wiadomo było co pomyślą Alejandro i inni ludzie gdy dowiedzą się, że Jose Luis mieszkał w tym samym domu. Po raz kolejny naraził ją na upokorzenie. No i gdy prosiła, żeby wyjechał nie powinien był na siłę zostawać.
Miłość po prostu uleciała? A Ty z dnia na dzień potrafisz zapomnieć i przejść do porządku dziennego?
Masz jakieś dziwne podejście do związków. Niedbałe, niezobowiązujące.
- "Wybacz Katherrine, już Cię nie kocham znudził mi się związek z Tobą. Pakuję się i uciekam, do zobaczenia!"
- "No to cześć, powodzenia"
Wciskasz mi kit, albo jesteś socjopatką i niezależy Ci na partnerze.
Jose Luis z początku telenoweli, a pod koniec to dwie różne osoby. Facet przeszedł tak wiele w walce o ukochaną, że później już był gotowy na wszystko, aby tylko ją mieć.
Za to Ty nie bierzesz pod uwagę uczuć Jose Luisa i choćby Marii, przecież ona też była zakochana w Alejandrze. Ponoć zakochana kobieta jest w stanie zrobić wszystko, aby zdobyć mężczyznę którego pragnie.
Mamy inny światopogląd na miłość, związek, obietnice. Choćby dlatego trudno nam będzie uzyskać consensus.
A czy ja gdziekolwiek napisałam, że miłość tak po prostu ulatuje? Nie, na to trzeba czasu, ale to nie jest powód, żeby zmuszać kogoś, żeby był przy mnie na siłę. Szanowanie czyjejś decyzji to socjopatia a uganianie się za kimś na siłę i zmuszanie do uczucia jest normalne? Niezły masz światopogląd, nie ma co.
To dokładnie ta sama osoba, tylko że nie chcesz tego zobaczyć, bo go zwyczajnie faworyzujesz. On tak naprawdę ani trochę się nie zmienił. Ciekawe, że nie mówisz tego w przypadku Alejandra, który bardzo zmienił swoje podejście do Montserrat m.in. dzięki rozmowie z matką. No ale przecież chodzi o Alejandra, tylko Jose Luisa da się usprawiedliwić, no nie?
To powtarzam pytanie po raz już nie wiem który: co miała zrobić Montserrat? Zostawić Alejandra, którego pokochała, bo przecież biedny Jose Luis będzie cierpiał? Skoro pokochała męża i nie czuła nic do Jose Luisa to miała pełne prawo do bycia z obiektem swoich uczuć. Tak samo Alejandro. Nigdy nie kochał Marii, nie było szans, żeby ją pokochał, więc miał być z nią na siłę? Tylko wariatka z chorą obsesją będzie w stanie zrobić wszystko. Zdrowa zakochana kobieta będzie próbowała zdobyć mężczyznę nie krzywdząc nikogo i szanując jego uczucia.
Bo wielu rzeczy nie chcesz zobaczyć. Sam pisałeś, że widzisz podobieństwo między sobą a Jose Luisem, więc jak widać nie potrafisz być obiektywny.
Nie uganianie się i zmuszanie. Alejandro zmuszał żonę do bycia z nim na siłę.
Chodzi o walczenie o czyjeś uczucia. Nie rezygnuję z kogoś tak łatwo, ponieważ go kocham i walczę o niego, lub o nią.
Montserrat poszła za głosem serca.
Owszem, wiele razy prosiła Jose Luisa aby ten opuścił hacjendę, ale zaraz potem dodawała, że kocha go z całego serca i właśnie dlatego musi wyjechać. Nie wiem jak kto, ale ja na pewno po takim wyznaniu nie opuścił bym hacjendy.
No i druga sprawa - Jose bał się o nią. Był szantażowany przez Dimitria, mówił nawet do Refugia, że w obecnej sytuacji wyjechałby, ale wtedy Dimitrio powiedziałby wszystko Alejadrowi i cały gniew skupiłby na jego ukochanej.
Nie naraził ją na żaden wstyd czy upokorzenie, bo Montserrat wiedziała dokładnie co i z kim robi. Gdyby ksiądz i ciotka nie namieszali jej w głowie uciekłaby z zarządcą. Tak uważam.
A jakie to są piękne słowa podług Ciebie?
Wiesz dlaczego José Luis nie wyjechał z hacjendy?
Pewnego razu powiedział bardzo piękne słowa do Montserrat: "porque sin ti me siento muerto"
Tak bardzo ją kochał, że naraził ją na wstyd i przeogromne upokorzenie w oczach wszystkich, a później również utratę jej ukochanego i jej szczęścia. Gdyby ją tak bardzo kochał to szanowałby jej decyzje i nie pozwoliłby, żeby jej imię zostało dosłownie zmieszane z błotem. Każdemu się wydaje jak jest zakochany, że nie będzie mógł żyć bez tej drugiej osoby. A zauważ, że nie każda miłość trwa wiecznie.
No i tak z własnego doświadczenia: to nie były piękne słowa.
Tak oczywiście, przecież tylko Alejandro próbował zmusić Montserrat do bycia z nim. Pewnie, że Jose Luis tego nie robił. Jak zwykle jesteś stronniczy.
Gdy ktoś mówi, że kocha kogoś innego itp. to raczej dokładnie to ma na myśli, więc nie ma sensu wpychać się w czyjeś życie, gdy ktoś wyraźnie sobie tego nie życzy. Nieraz takie, jak to piszesz, walczenie (chyba walka, ale może ja się nie znam) o czyjeś uczucia zamienia się w uganianie się i może się zrobić nieprzyjemne dla obiektu uczuć.
I naraziłbyś "ukochaną" na upokorzenie, przeogromny strach i utratę jej szczęścia? No i okazałbyś brak szacunku do jej słów i jej decyzji. Skoro tak wygląda twoja miłość to ja się boję pomyśleć jak traktujesz wrogów. Nie obraź się, ale nie dziwię się, że zostałeś odrzucony.
Ale jednak wyjechał gdy jego tyłek miał znaleźć się w więzieniu i wtedy jakoś mu nie przeszkadzało, że gniew Alejandra skupi się na Montserrat. Było wiadomo, że skoro Antonio nagle też jest poszukiwany to cała sprawa dość szybko wyjdzie na jaw.
Nie naraził ją na wstyd i upokorzenie? Po pierwsze, namawiał ją do ucieczki. Ucieczka z mężczyzną, zwłaszcza w tak zwanych wyższych sferach to jest olbrzymi wstyd. Jeśli chciałaby się przed tym uchronić już nigdy nie mogłaby wrócić i zobaczyć rodziny. Po drugie, mieszkając na hacjendzie Alejandra naraził jej imię i godność na zmieszanie z błotem. Sam pomyśl jak to wygląda: kobieta mieszkająca pod jednym dachem z mężem i kochankiem. Najbardziej to jej próbował zamieszać w głowie Jose Luis. Ksiądz i ciotka akurat dobrze jej radzili i jak widać wiedzieli co dla niej dobre.
"Umrę bez ciebie" itp. to na pewno nie są piękne słowa. A jeśli dla ciebie są to tak naprawdę nie zasługujesz na nikogo. Nikt nie ma prawa mówić takich rzeczy, żeby utrzymać przy sobie drugą osobę. NIKT!
Walczyć o miłość i swoje szczęście trzeba. Niezależnie od okoliczności i wszelkimi środkami.
Nie wzięło się znikąd powiedzenie "w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone".
Tylko przegrani odpuszczają i nie starają się. A owe wysiłki są wyrazem uznania i przywiązania do kobiety, który fakt powinna szanować i być z niego dumną iż ktoś tak poważnie ją traktuje, a nie odpuszcza i za tydzień ma inną.
O czym Ty mówisz? Jakie upokorzenie i strach?
Skoro sama mnie poprosiła abym po nią przyjechał, skoro obcy ludzie odebrali mi ją to zrobię wszystko aby ją odzyskać. Ją i jej miłość.
To jest największy świadectwo miłości jakie mężczyzna może dać kobiecie. Podjąć trud starania się o ich uczucie, nawet gdy wszyscy są przeciwko nim.
Jest to odwaga, poświęcenie i przywiązanie. Tymi cechami odznaczył się Jose Luis.
A faworyzowany przez Ciebie Alejandro poszedł do matki córki, powiedział że załatwi wszystkie problemy jak da mu jej rękę, a po wszystkim zdziwiony że żona chce uciekać z kochankiem. Nie potrafił nawet zachować się jak mężczyzna i przyznać do porażki, tylko ogarnięty manią kazał śledzić żonę i siłą trzymać przy sobie.
"Imię i godność".. Ciekawe gdzie godność i moralność Alejandra.
Oczywiście, że ma prawo. Każdy ma prawo to powiedzieć, bo jeśli druga osoba ślubuje swoją wieczną miłość, obiecuje w przypływie gorących uczuć iż jest jego na zawsze i choćby nie wiem co się stało będą razem to każdy ma prawo w ten sposób się zachować. Jest to wzajemne branie odpowiedzialności za partnera i słowa wypowiadane. W miłości nie istnieje pojęcie egoizmu. "Idę od Ciebie, bo mi przeszło"
W związku bierze się odpowiedzialność za swoje czyny i słowa. I trzeba pomyśleć o tym jak druga osoba może się poczuć i zadbać przede wszystkim o jej szczęście.
Poza tym nie jest to interpetowane dosłownie "Umrę bez Ciebie"
Montserrat myślała, że Jose Luis nie żyje, (pozwolił jej w ten sposób myśleć mąż Alejandro, Alvarez parę lat później zrobił to samo - niczym się nie różnią) a on wyznał jej iż bez niej czuje się jak umarły - piękne słowa skierowane do kobiety wyrażające jak duże ma ona znaczenie w jego życiu tzn. jest całym jego życiem, sensem istnienia.
Jeśli ktoś chce sobie ułożyć życie z kimś innym to nie powinno się próbować tego psuć. Nic na siłę. A to powiedzonko zostało wymyślone przez ludzi, którzy nie potrafią zrozumieć, że nie są centrum wszechświata. Nie no, nie dość, że jestem potencjalną socjopatką to jeszcze do tego przegraną, bo potrafię uszanować uczucia i decyzję drugiej osoby. Robi się coraz ciekawiej. Dariusz z "Trudnych spraw" to chyba twój idol, co? Jeśli będziesz biegał za kimś, kto wyraźnie sobie tego nie życzy to nie zdobędziesz uznania tej osoby. I po raz kolejny powtarzam, że nikt tu nie pisze o szukaniu nowego związku po tygodniu, więc zejdź w końcu z tego, bo naprawdę nie chce mi się co chwilę powtarzać co miałam na myśli tylko dlatego, że tobie nie chce się czytać i wyciągać wniosków.
Obejrzyj serial jeszcze raz, skoro nie widzisz upokorzenia i strachu przez jakie musiała przejść Montserrat przez Jose Luisa. Prosiła, żeby przyjechał, ale później prosiła, żeby wyjechał. Naucz się wreszcie, że tekst z przedszkola "pierwsze słowo do dziennika a drugie do śmietnika" nie ma zastosowania w życiu.
Nie wiem czy zauważyłeś, ale "A faworyzowany..." idealnie pasuje też do Jose Luisa. Przecież on też zapłacił Gracieli, nie pamiętasz? Nawet później poszedł z "reklamacją" i żądał, żeby Graciela zrobiła coś, co zbliży Montserrat do niego. O tym oczywiście jak zwykle zapominasz, bo przecież faworyzowany przez ciebie Jose Luis jest bez skazy, prawda?
Nie to żebym robiła z siebie męczennicę albo jakąś bardzo doświadczoną przez życie osobę, bo tak nie jest, ale wierz mi, że nikt nie ma prawa tak mówić. Pisze ci to osoba, która takie słowa wielokrotnie usłyszała. Nie masz pojęcia jakie to uczucie gdy ktoś z powodu własnego egoizmu próbuje zatrzymywać cię przy sobie tego typu słowami. Najgorszemu wrogowi bym tego nie życzyła.
Alejandro też myślał, że Jose Luis nie żyje. Miał podejrzenia, że jest inaczej, gdy Montserrat już znała prawdę. Jose Luis wiedział, że Alejandro żyje, a później nawet, że obudził się ze śpiączki gdy Montserrat jeszcze nawet tego nie podejrzewała. Nie powiedział jej nawet, że Nadia jednak żyje. Nie jest chyba aż taki głupi, żeby nie domyślić się, że dziewczynka, którą Medina przedstawiał jako swoją córkę, która do tego miała na imię Victoria, musiała być córką Nadii.
Po raz kolejny: TO NIE SĄ PIĘKNE SŁOWA! Niech to w końcu do ciebie dotrze.
Można, a wręcz trzeba! Ponieważ idzie tu o twoje szczęście i miłość do tej osoby, jeśli COŚ dla ciebie znaczy to nie można tak łatwo tego oddać komuś innemu.
Nie, to powiedzonko ludowe. Prostych ludzi, nie wygórowanych egoistów. W miłości - jak na wojnie..
W twoim przypadku raczej miłość ma niewielkie znaczenie. "potrafię uszanować uczucia i decyzję drugiej osoby" piękne to słowa jednak nijak ma się to do rzeczywistości, bo jeśli się kogoś kocha nie oddaje się go komuś innemu.
Rozróżniajmy - nachalność od starania się o względy drugiej osoby..
Nie, ja tylko mówię że Jose Luis jest taki sam jak Alejandro. Oboje zrobili te same przykrości Montserrat. Ona sama przyznała, że są bardzo podobni. Z tą różnicą, że Alejandro jest bardziej narwany (patrz przypadek zastrzelenia Jose Luisa na plaży)
Jeśli naobiecywałaś swojemu mężczyźnie wielkich rzeczy i dałaś do zrozumienia, że to poważny związek z którym wiążesz przyszłość to ma prawo tak się poczuć. Z tą różnicą, że on ci to wyznał.
Z drugiej strony to nawet lepiej, możesz zapobiec tragedii, a nie dowiedzieć się po fakcie w liście pożegnalnym co narobiłaś. Nie traktuj partnerów jak swoje zabawki.
Zataił tę informację, ponieważ chciał aby Montserrat została jego kobietą. "W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone"
Niech do Ciebie to dotrze, iż są to najpiękniejsze słowa jakie mężczyzna może wyznać kobiecie. Jest dla niego tak Ważna, że gdy nie ma jej obok on czuje się jak umarły.
Nie miałaś romantyzmu w szkole?
A skoro to nie są piękne słowa, to jakie są?
Skoro wprowadzasz trochę prywaty do dyskusji to ja też coś przytoczę.
Był okres gdzie nie dogadywałem się z dziewczyną. Ciągłe kłótnie, pretensje, problemy, ciche dni.. i wiesz co?
Miałem jej dość. Miałem jej serdecznie dosyć. Uprzykrzała mi życie.
Mogłem powiedzieć, że z nami koniec, pożegnać się, życzyć jej powodzenia i zacząć nowe życie w spokoju.. ale tego nie zrobiłem.
Pomyślałem o tym jak ona może się poczuć, jak się zawiedzie na mnie, ile przykrości i bólu jej to sprawi. Byłem odpowiedzialny za moje słowa, obietnice jakie jej złożyłem i za jej szczęście. Nie ma egoizmu w związku Katherrine. Decyzja o rozstaniu powinna być decyzją dwojga partnerów. Szczera rozmowa - słuchaj nie idzie nam, może byłoby lepiej się rozstać.. Jeżeli dwoje osób się zgadza to sytuacja jest prosta.
A jeżeli Ty stwierdzasz, że związek nie ma sensu, zostawiasz drugą osobę z niczym i masz pretensje o "uszanowanie decyzji", ponieważ ktoś darzy Cię miłością to nie zasługujesz na nikogo.
Odnosi się to zarówno do mężczyzny jak i kobiety. Tym cechuje się dojrzały osoba, która chce stworzyć dojrzałą relację.
Nie no, spoko. Bo chodzi o moje szczęście więc mam rujnować szczęście osoby, którą kocham, chociaż i tak nic z tego nie będzie skoro kocha kogoś innego. Czy do ciebie cokolwiek dociera? "Gunwo" wiesz na mój temat, od razu to widać. Do tego kompletnie nie potrafisz wyciągać wniosków. Potrafię uszanować decyzję drugiej osoby więc miłość dla mnie mało znaczy? Naprawdę, weź już skończ. To było nawet śmieszne, ale zaczynasz już przeginać ze swoimi dziwnymi wnioskami.
Obiektywnie patrząc Jose Luis wziął złe rzeczy, które zrobił Alejandro i przemnożył je przez co najmniej tysiąc. Może i Alejandro jest bardziej porywczy, ale przynajmniej po nim widać prawdziwe uczucie. U Jose Luisa to był bardziej kaprys.
Wiesz co... Gdyby ta rozmowa odbywała się na żywo to dostałbyś co najmniej porządnego liścia. Nie masz pojęcia jak tamta sytuacja wyglądała, więc może nie dopowiadaj sobie nic z łaski swojej i nie rób z kata ofiary. Bo prawda jest taka, że od początku wiedział, że nie jestem nim zainteresowana i nagle sobie coś uroił. Oszukiwał jak to trafił do szpitala i wymyślał dziwne akcje bylebym tylko dalej utrzymywała z nim kontakt. Jeśli masz zamiar podtrzymywać swoje stanowisko, że to ja tu jestem "tą złą" stroną to nie odpisuj wcale. Tą wypowiedzią pokazałeś jak bardzo bezwartościowym człowiekiem jesteś skoro masz czelność mnie oceniać nie znając sytuacji. Mam nadzieję, że nigdy w życiu się nie spotkamy.
I jakoś na niewiele mu się to zdało, nie zauważyłeś? Właśnie dlatego to powiedzonko można sobie włożyć między bajki.
Może i masz 20 lat, ale mentalnie to ty jesteś gdzieś na poziomie gimnazjum. Jak już pisałam, tylko chorzy egoiści mówią komuś takie rzeczy. Romantyzm mówisz? Proszę bardzo. Weźmy na przykład takiego Wertera. Jeszcze zanim poznał Lottę wiedział, że ma sobie nie robić nadziei, bo ona ma kogoś. Nadziei sobie oczywiście narobił, zabił się i zostawił "ukochaną" i jej mężczyznę z traumą do końca życia. Tak nie wygląda miłość.
Ty myślisz, że ona nie odczuwała, ze masz jej dość? Takie rzeczy zawsze widać. Gdybym ja się dowiedziała, że mój chłopak zmusza się do bycia ze mną to sama bym z nim zerwała. Zależy mi na jego szczęściu, a nie można być szczęśliwym udając. Tylko ktoś naprawdę chory, ślepy i zapatrzony w siebie trzymałby kogoś przy sobie na siłę. Tak "kochasz", że byłbyś w stanie zniszczyć tą osobę? Wiesz co, naprawdę, daj sobie spokój z pisaniem. Przemyśl swoje poglądy, albo może poczekaj aż dostaniesz od życia po dupie bo widać, że tak naprawdę niczego nie przeżyłeś. Jeśli twój jedyny wzorzec postępowania to grupka książkowych bohaterów, do tego niezbyt zrównoważonych to naprawdę nie mamy o czym rozmawiać.
Nie rujnować szczęście drugiej osoby, a powtarzam Ci po raz wtóry! Starać się o jej względy! I o jakim czasie mówimy? Ja mówię o kilku dniach, w ciągu których nie można pokochać kogoś ponownie tak szybko.
Nie demonizuj moich słów. Wytykasz mi brak wyciągania wniosków, a sama zachowujesz się w ten sposób, haha. Tu nie chodzi o sianie spustoszenia w życiu drugiej osoby, tylko o podjęcie choćby PRÓBY walki o nią, o jej uczucia. Do Ciebie cokolwiek dociera? Czy zaślepia Cię nienawiść?
To co Ty sobie dodajesz to przerasta logiczne pojęcie.
Całe swoje życie Jose Luis starał się o Montserrat i to był kaprys? Kaprys to był co najwyżej z Angelicą.
Ile on złego wyrządził? Że raz zagrał nieczysto żeniąc się z nią?
Dwukrotnie uratował swojemu rywalowi życie. Narażając się przez to na obławę ze strony policji. Nieustannie im pomagał w ukryciu, poszedł do więzienia za Alejandra. Rzeczywiście wcielenie zła.
I o jakim ratowaniu tyłka Ty mówiłaś? Zabił Loretta, aby ten nie mógł zastrzelić Człowieka Który Ukradł Mu Kobietę. Mógł mu na to pozwolić, a Montserrat byłaby jego. Ratowanie tyłka? Ehe.
Nie "upokorzył" Montserrat. To jej rodzina, a nie ona myślała takimi kategoriami.
Więc opowiadaj dokładnie co i kiedy miało miejsce, a nie rzucisz hasło i ja mam się domyślać jak było.
"Chorzy egoiści" Ty nie masz w ogóle pojęcia o co chodzi..
I nie zamieniaj romantyzmu z pragmatyzmem.
Odczuwała. Sam jej o tym powiedziałem, iż swoim zachowaniem niszczy nasz związek.
Jeśli zależałoby ci na jego szczęściu, to spróbowałabyś coś zmienić w swoim zachowaniu, być dla niego odrobinę lepsza, aby on znów mógł się w Tobie na nowo zakochać. A nie dość, że zachowujesz się okropnie niszcząc związek, to na sam koniec zostawiasz go co tylko potęguje ból, ponieważ on się starał mimo wszystko naprawić kulejący związek.
Teraz widzę jaką kobietą jesteś. G*wno wiesz o miłości, przywiązaniu i dojrzałości. Najgorszy typ kobiety.
Do tego pie*rzysz takie bzdury, na które nie warto nawet odpisać.
Skoro wysyłasz sprzeczne komunikaty to nie dziw się, że wyciągam inne wnioski niż byś sobie życzył. Sam dopiero co pisałeś o "wszystkich chwytach dozwolonych". Do tego pisałam, że jeśli ta druga osoba sobie tego nie życzy to nie ma sensu się o nią ubiegać, a ty dalej powtarzasz swoje, więc nie dziw się, że nasuwają mi się takie a nie inne wnioski. Zamiast zarzucać mi cokolwiek może bardziej zastanawiaj się nad tym co piszesz.
A trzymanie przy sobie kobiety, która go nie kochała i której on sam jak później przyznał już wtedy nie kochał to może wielka i nieskończona miłość? Nie dość, że masz problem z interpretacją najprostszych słów, a nawet własnych myśli to jeszcze nie potrafisz odbierać niezbyt skomplikowanego serialu w właściwy sposób. Serio, gubisz się jakby to była przynajmniej "Incepcja". Po raz kolejny powtarzam, że Jose Luis sam przyznał, że Angelica była miłością jego życia, więc nie wymyślaj jakichś kitów o kaprysach.
Już pisaliśmy o tym ile to dobrego Jose Luis zrobił, ale pisaliśmy też o złych rzeczach, które przekreśliły jego dobre uczynki. Czy ty kiedyś przestaniesz powtarzać bez przerwy to samo co kilka postów?
Mam ci teraz o całym życiu opowiadać? Taki jesteś "wrażliwy", a nie potrafisz dostrzec, że są rzeczy, o których nie chce się rozmawiać z obcymi osobami na forum, które do tego każdy może przeczytać. Coś ciężko myślisz widzę. A skoro nie znałeś tej historii to wystarczyło sobie nic nie dopowiadać i odpuścić ten temat. Tak robią osoby, które mają chociaż kawałek mózgu.
Ja tylko pokazałam przykład z twojego ukochanego romantyzmu. I co, nagle się nie podoba, bo przedstawiłam prawdę? Oczywiście. I tak, wiem doskonale o co chodzi. To ty jak już pisałam, niewiele o życiu wiesz i zapatrujesz się w bohaterów z książek, którzy akurat podejmowali bardzo złe decyzje.
Tak się składa, że gdyby przestał mnie kochać to najprawdopodobniej nic by nie pomogło. A gdyby zakochał się w kimś innym to tym bardziej. Tyle piszesz o "wielkiej miłości" a sam oczekujesz, że inni będą się zakochiwali w 5 sekund, bo ty tego chcesz. Ciekawa jestem bardzo, skąd ty możesz wiedzieć jaka ja jestem w związku, hm? Naprawdę bardzo mnie to ciekawi. Czyżby psychotropy ci się skończyły i widzisz rzeczy, których nie ma?
Tak tak. Osoba będąca w pięcioletnim związku, która do tego doświadczyła chorej relacji nie ma pojęcia o miłości. Za to chłoptaś, który niewiele w życiu przeżył (no sorry, ale to widać) i przykład bierze z grupki wymyślonych bohaterów, wie tyle, że mógłby spokojnie zrobić doktorat w tej dziedzinie. Jasne chłopczyku. Tak sobie wmawiaj. Może ci się od tego samopoczucie poprawi. Najgorszy typ kobiety? Wiesz, mój chłopak i przyjaciele mówią co innego. Twoja opinia tutaj niewiele znaczy, skoro nawet nie potrafisz rozróżnić miłości od zachowania chorego psychopaty.
A czy ja ci każę odpisywać? Zasugerowałam nawet, żebyś przemyślał swoje poglądy albo poczekał aż dorośniesz, ale nie. Ty dalej musisz wciskać tutaj swoje trzy grosze. Skoro tak bardzo ci się nie podoba to proszę bardzo, nie odpisuj. Nikt nie będzie z tego powodu płakał.