Na trwającym w
Berlinie międzynarodowym festiwalu filmowym Adam Kruk obejrzał miniserial dokumentalny o Hillary Clinton pt.
"Hillary". Jego autorką jest nominowana do Oscara za
"On the Ropes" Nanette Burstein. W Polsce serial będzie można obejrzeć na Canal+. Sprawdźcie, co nasz berliński wysłannik o nim sądzi.
***
Portret damy "Hillary", reż.
Nanette Burstein, 2020
autor: Adam Kruk
W cztery lata od rozpoczęcia słynnej kampanii, która doprowadziła do wyboru
Donalda Trumpa na 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych, pojawia się
"Hillary" – czterogodzinny dokument poświęcony wielkiej przegranej tej potyczki. Film
Nanette Burstein – podzielony na cztery części, dzięki czemu funkcjonować ma jako miniserial (w Polsce prawa do emisji zakupił Canal+) – amerykańską premierę miał na tegorocznym festiwalu w Sundance, a międzynarodową – w Berlinie w sekcji Berlinale Series. Do stolicy Niemiec przybyła sama bohaterka i – wraz z reżyserką i producentem – brała udział w spotkaniach z publicznością po seansach. Jakby nigdy nic, jakby wcale nie była
Hillary Clinton: pierwszą damą, senatorką, sekretarzem stanu i – o mały włos – przywódczynią najpotężniejszego państwa na świecie. Dziś o żaden urząd już nie walczy, ale o kilka ważnych spraw ciągle tak.
Getty Images © Stephane Cardinale - Corbis Pomysł na film narodził się, kiedy nominowana wcześniej do Oscara za dokument
"On the Ropes" Burstein dostała zgodę na filmowanie prawyborów o nominację z ramienia Partii Demokratycznej – w amerykańskiej dokumentalistyce ma to zresztą długą i chlubną tradycję (patrz
"Primary" Roberta Drew z 1960 roku). Kulisy przygotowywania kampanii i ostatecznie zwycięstwo
Hillary nad
Bernie Sandersem ogląda się z zapartym tchem, jak rasowe kino polityczne. Niektóre medialne potyczki z partyjnym kontrkandydatem, a później z
Trumpem są wprawdzie znane, ale tu mechanizmy rządzące amerykańską polityką zobaczyć można od środka. Ale też zbliżyć się do
Clinton i wyrobić własne zdanie o polityczce uważanej przez wielu za zimną i nieszczerą. Film umiejętnie rozbija pancerz zniechęcający do niej część Amerykanów. Pokazuje, jak latami nim obrastała, chroniąc się przed ciosami i kolejnymi naruszeniami prywatności. Oprócz oczywistych cech przywódczych i deklarowanej dumy, dostrzec można pod nim kruchość, cierpienie i zawód.
Towarzysząc z kamerą swej bohaterce reżyserka zbliżała się do niej też emocjonalnie, więc pomysł na film ewoluował. Postanowiła wyjść poza metodę kina bezpośredniego i wzbogacić ją o rozmowy z
Hillary, których nagrała ponad 30 godzin. Fascynujące jest śledzenie jej mimiki, tego, jak przestaje pozować, uśmiechać się, walczyć o sympatię. Wywiady nagrano już po wyborczej klęsce, nie musi więc już tak mocno się kontrolować. Ale słowa wciąż cedzi – zdaje sobie sprawę, że rozmawia nie tylko z reżyserką, ale tworzy swój publiczny wizerunek. Jest zbyt inteligentnym człowiekiem i zbyt wytrawną polityczką (choćby i emerytowaną), aby zdradzić coś, co mogłoby być wykorzystane przeciwko niej. Zresztą nawet jej przyjaciółki z dzieciństwa twierdzą, że
Hillary nigdy się nie zwierza.
Całą recenzję Adama Kruka można przeczytać TUTAJ.