Artykuł

Czytelnia FILMu: Wszyscy jesteśmy bombardowani

FILM /
https://www.filmweb.pl/article/Czytelnia+FILMu%3A+Wszyscy+jeste%C5%9Bmy+bombardowani-61302
Można, oczywiście, coraz liczniejsze filmy o wojnie w Iraku traktować jako rozrywkę. Lepiej jednak, oglądając choćby "Green Zone" (w polskich kinach od 4 czerwca), spróbować zrozumieć wojnę i człowieka w niej uczestniczącego. O tym właśnie traktuje artykuł Kamila Minknera, który pojawił się w czerwcowym numerze magazynu "Film". Więcej tekstów z miesięcznika znajdziecie w naszej Czytelni



WSZYSCY  JESTEŚMY  BOMBARDOWANI

Skorpion to niebezpieczne zwierzę. Ma potężną broń w kolcu jadowym, potrafi przystosować się do życia na różnych obszarach, może nawet przeżyć silne promieniowanie radioaktywne. Jeżeli jednak zostanie zaatakowany przez stado niewinnych mrówek, jego siła przestaje mieć znaczenie i… zaczyna uciekać. Metafora ta, ukazana w filmie "Na gorąco" (2007) Briana De Palmy, doskonale opisuje sytuację Amerykanów w Iraku. Źródeł tego stanu rzeczy, jak dowodzi wchodzący właśnie do naszych kin "Green Zone", należy szukać już w samych przyczynach wojny irackiej.

Większość filmów o wojnie w Iraku to obrazy antywojenne, które wyrażają sprzeciw nie tyle wobec tego konkretnego konfliktu, co samej idei wojny. Pasuje to do tzw. liberalnego paradygmatu postrzegania rzeczywistości międzynarodowej. Głosi on, że wszyscy ludzie na świecie chcą żyć w pokoju, mają podobne potrzeby, które z powodzeniem by realizowali, gdyby nie polityka państw. To one mają sprzeczne interesy w grach o terytorium, surowce naturalne, ideologie, w które wikłają zwykłych obywateli, ustawiając ich w roli pionków na szachownicy wielkiej polityki. Wyczuwa się to w wypowiedziach żołnierzy w filmie "Bitwa o Irak" Nicka Broomfielda (2007), które odzwierciedlają cechy wszystkich "filmów irackich". Pierwszy z nich nie wie, po co znalazł się na wojnie. Walczy po to, by przeżyć. Drugi stwierdza, że Irak to "wielka dupa, a my jesteśmy gównem, które musi przez nią przelecieć". Trzeci dodaje, że nikomu nie można tu ufać, bo przecież nawet kobieta może "wyciągnąć kałacha".

To wasza wojna

Większość żołnierzy w filmach o wojnie w Iraku twierdzi, że to nie ich wojna, że w nią nie wierzą, nie ufają swoim przełożonym. Do jakich groteskowych efektów może to czasami doprowadzić pokazuje "Jarhead: Żołnierz piechoty morskiej" Sama Mendesa (2005), który dzieje się wprawdzie podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej, ale akcją pasuje także do drugiej. Rekruci całymi dniami się nudzą albo trawią czas na bezmyślnych treningach, a jedyną "pożyteczną" robotą jest ochrona pól naftowych.

W "Green Zone" Paula Greengrassa (2010) pojawia się teza, iż do wojny w Iraku doszło, bo wywiad sprokurował kłamstwa, że jest tam broń masowego rażenia. Jeden z generałów Saddama rzekomo zgodził się być informatorem wywiadu amerykańskiego, a jego raporty, fałszowane przez CIA, miały świadczyć o niebezpieczeństwie irackiego reżimu. W filmie analizy polityczne nie są jednak zbyt wyrafinowane, twórcy bowiem położyli nacisk na pościgi i strzelaniny.

Bardziej wnikliwie niż polityczne prześwietlono środowisko wojskowe. Groteskowy "Człowiek, który gapił się na kozy" Granta Heslova (2009)  to opowieść o tajnym programie rządowym, gdzie badano alternatywne metody walki (np. zabijanie wzrokiem) i szkolono... rycerzy Jedi. Główny bohater jedzie z tajną misją do Iraku i mówi poznanemu dziennikarzowi, że miał wizję, w której ukazał mu się dawny przywódca formacji i wydał rozkazy. Może więc, paradoksalnie, prawdziwa przyczyna wojny leży nie w twardych interesach ekonomicznych (ropa), a w natchnionych wizjach militarno-politycznych. Przypomnijmy sobie neokonserwatyzm George’a W. Busha, który mesjańsko głosił, że demokracja (najlepiej w wydaniu amerykańskim) to jedyny słuszny ustrój, który i tak nieuchronnie zostanie zainstalowany we wszystkich krajach świata. Trzeba to tylko, poprzez wojnę, przyspieszyć.

Kaci i ofiary

Filmy "irackie", jak wszystkie obrazy antywojenne, ukazują okrucieństwo i zdziczenie obyczajów. Wróg jest bezwzględny i niemal w każdym filmie zabija, detonując znienacka bomby za pomocą telefonu komórkowego. Żołnierze są świadkami rozmaitych okropieństw, które okaleczają ich psychicznie (nie mogą spać, są agresywni, nadużywają alkoholu) i fizycznie (amputacje, uszkodzenia ciała, rany). Ci, którzy przeżyli, często się od wojny uzależniają i nie potrafią bez niej żyć ("The Hurt Locker. W pułapce wojny" Kathryn Bigelow, 2008). W wielu przypadkach, kiedy żołnierz ginie, wojenna trauma przechodzi na bliskich ("W dolinie Elah" Clinta Eastwooda, "Grace odeszła" Jamesa C. Strouse’a), a jeżeli powróci, to jest przeżywana wspólnie z rodziną. Jak mawiał autor "Księcia" Niccolo Machiavelli: "Wojny zaczynają się tam, gdzie chcesz, a kończą gdzie indziej, niż chciałeś".

Pozytywną cechą takich filmów jak "Odwaga i nadzieja" (2006) Irwina Winklera, który hasło to wykorzystał jako motto, jest upomnienie się o wracających z wojny zwyczajnych rekrutów, będących wyrzutem sumienia społeczeństwa, które chce o nich zapomnieć. Jak się okazuje, cienka jest jednak granica pomiędzy przesłaniem antywojennym a zamaskowanym przekazem, który stara się wojnę usprawiedliwić. Podczas mów pogrzebowych, na tle trzepoczącej na wietrze amerykańskiej flagi, kreowany jest heroizm żołnierzy, co najczęściej dowartościowuje samą wojnę.

Postawy antywojenne

w takich filmach wpisują się więc nie w krytykę samej idei wojny, ale są one w dużej mierze wyrazem niezrozumienia przez społeczeństwo jej koszmaru. O wiele bardziej przekonują więc te obrazy, które widzą w młodych rekrutach zarówno katów, jak i ofiary. W takich filmach, jak "Bitwa o Irak", "Na gorąco" oraz "Znamię Kaina" (2007) Marca Mundena mechanizm dramaturgiczny jest podobny. W wyniku działań rebeliantów giną żołnierze wojsk koalicji. W rezultacie dochodzi do odwetu, w wyniku którego ginie nieporównanie więcej niewinnych cywilów albo dochodzi do ich torturowania. Pojawia się więc pytanie o kondycję moralną zaciągających się na wojnę żołnierzy. Przydatne mogą być tu analizy psychologa społecznego Philipa Zimbardo, który podjął się zbadania sprawy tortur wobec więźniów irackich w więzieniu Abu Ghraib. Stwierdził, że przypomniała mu ona jego słynny eksperyment stanfordzki, gdzie przypadkowo podzieleni na strażników i więźniów zwyczajni ludzie zaczęli się odnosić do siebie z wrogością, wczuwając w napisane role. W analogiczny sposób, Zimbardo uznał, że w przypadku Abu Ghraib żołnierze nie byli jakimiś degeneratami, ale określone warunki sprawiły, że zachowali się w ten sposób. Wystarczy presja grupy, brak jasnych procedur, nieobecność przełożonych, przekazanie pewnych władczych prerogatyw oraz atmosfera wzajemnej wrogości, strach, złość, które chce się łatwo odreagować.

W "Bitwie o Irak" wyższy rangą oficer najpierw tworzy klimat przyzwolenia do masakrowania cywilów, a potem pozbywa się najniższych rangą żołnierzy, by ratować honor marines. Z kolei w "Znamieniu Kaina" przymyka się oczy na tortury wobec niewinnych irackich cywilów oraz kreuje warunki grupowego konformizmu, które sprawiają, że w nękaniu ofiar uczestniczą żołnierze o słabszej psychice. Następnie się ich pozbywa jako kozłów ofiarnych, oczekując, że karę wezmą na siebie z godnością, nie obarczając winą przełożonych. To nie jabłka są więc zgniłe, tylko skrzynka jest zepsuta.

W "Bitwie o Irak" widzimy też, że podobnie rzecz ma się z wykonawcami aktów terrorystycznych, manipulowanymi przez swoich mocodawców wizją raju, w którym śmierć Irakijczyków jest tak naprawdę na rękę, bo poszerza armię zdesperowanych rebeliantów.

"Nikomu nie ufam"

Niemal wszystkie filmy "irackie" pokazują, że wojna, zamiast wygenerować pozytywny klimat do budowania demokracji, tylko pogłębiła nieufność wśród ludzi. Irakijczycy nie rozumieją tak naprawdę, dlaczego wojska koalicji dokonały najazdu na ich kraj. Koalicjanci z kolei uważają, że walczą o ich wolność i czują się sfrustrowani, że miejscowi tego nie chcą. To prowadzi do eskalacji przemocy po obu stronach.

"Green Zone" podejmuje problem instalowania instytucji demokratycznych na siłę oraz umieszczania tam ludzi, którzy przez wiele lat przebywali na emigracji i postrzegani są w Iraku jak marionetki amerykańskie. Podkreśla się bezsens zlikwidowania irackiej armii. Ponieważ dawnych żołnierzy nie potrafiono odpowiednio zagospodarować, stali się oni nabytkiem dla terrorystów. W "Znamieniu Kaina" jeden z oficerów stwierdza, że wolność zaczyna się od szacunku. Tymczasem we wszystkich filmach obserwujemy uwłaczający proceder przeszukiwania Irakijczyków w punktach kontrolnych, gdzie muszą stać z podniesionymi rękoma, krzyczy się na nich i traktuje z pogardą. Wszystko to prowadzi do przekonania, że Amerykanie są okupantem. Podkreśla to częsty w "irackich" filmach obrazek jadącego przez miasto opancerzonego samochodu, na dachu którego żołnierz wyposażony w karabin maszynowy, niczym pan i władca jest w stanie w każdej chwili uderzyć gradem kul. Podejrzanym jest dziecko grające w piłkę, kobieta, starzec, a najlepszą metodą – dehumanizacja, czyli odebranie wrogowi cech ludzkich. To dlatego w "Na gorąco" zginie 15-letnia dziewczynka, a inny żołnierz, po przypadkowym zabiciu kobiety w ciąży, usłyszy od swojego kolegi: "Jak masz wyrzuty sumienia, robisz się słaby. Jak jesteś słaby, to giniesz". To dlatego w "Znamieniu Kaina" obserwujemy uwłaczający proceder nakładania kapturów na głowy więźniów (wróg staje się niewidoczny) i robienia sobie z nimi zdjęć. To dlatego w "Bitwie o Irak" zabicie niewinnego Irakijczyka kończy się "przybiciem piątki".

Jak pokazać wojnę

Po I wojnie w Zatoce Perskiej słynny filozof Jean Baudrillard napisał książkę "Wojny w Zatoce nie było". Chodziło mu o to, że media wyreżyserowały tę wojnę na naszych oczach zgodnie z logiką dramaturgii telewizyjnej. W znakomitym "Na gorąco" wyczuwa się chęć podjęcia tych wątków, próbę refleksji nad sposobem pokazywania wojny. Nakładają się tu różne formaty wizualne: zdjęcia, streaming ze strony internetowej, nagrania z małych kamer cyfrowych. Z jednej strony, dzięki nowym technologiom, nigdy nie mieliśmy takich możliwości pokazywania wojny niemal od środka. Wiele filmów "irackich" skwapliwie wykorzystuje estetykę paradokumentu ("The Hurt Locker…") czy elementy dokudramy ("Bitwa o Irak"). Ale tylko "Na gorąco" zdaje się dowodzić, że pomimo, iż mamy do czynienia z inwazją różnych form widzialności, prawda tym bardziej się wymyka. Obrazów jest tak dużo, że gubimy się w ich autentyzmie. Na wojnie bombardują kule. Ale nas, widzów tej wojny, bombardują obrazy. Także te z "filmów irackich". Mogą być one źródłem manipulacji, ale i szczerego przekazu. Musimy się jednak najpierw przez nie przedrzeć.

Kamil Minkner

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones