Felieton

Freud, Shakespeare i robotyka

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Freud%2C+Shakespeare+i+robotyka-104545
Uwagę dzisiejszego widza przykują w "Zakazanej planecie" przede wszystkim dwa obsadowe "efekty specjalne": młody Leslie Nielsen jako odpowiedzialny kapitan oraz Robby the Robot – praprzodek wszystkich charakternych filmowych robotów. 

Film ten nie należy z pewnością do epoki współczesnej science fiction, której ramy próbowałem TU kiedyś wyznaczyć, ale może stanowić do niej istotny klucz. "Zakazana planeta" to kamień milowy kamieni milowych. Można dostać zadyszki, wymieniając wszystko, w czym produkcja ta wyprzedza konkurencję – zarówno od strony stylistycznej (m.in. pierwsza elektroniczna ścieżka dźwiękowa), jak i fabularnej (pierwszy statek kosmiczny odbywający kontrolowaną międzygalaktyczną podróż). Tkwią w filmie Freda McLeoda Wilcoxa zalążki wielu przyszłych klasyków, zapowiada on wojaże ze "Star Treka" i zimnowojenny wyścig kosmiczny, pozostając jednocześnie kwintesencją epoki klasycznej kojarzonej z kultowym serialem "Strefa mroku".


"Zakazana planeta"
SZLACHETNA RAMOTA

Scenariusz jest wariacją na temat "Burzy" Shakespeare'a. W przyszłości, w której człowiek kolonizuje odległe galaktyki, załoga statku dowodzonego przez J.J. Adamsa przybywa z odsieczą rozbitkom na planecie Altair IV. Zamiast czerwonego dywanu wita ich niechęć. Doktor Morbius (Szekspirowski Prospero) informuje niedoszłych wybawców, że reszta załogi zmarła przed laty w niejasnych okolicznościach, a on sam stworzył tu sobie utopię, którą dzieli z córką Altairą i niezwykle zaawansowanym robotem Robbym (W "Burzy" odpowiednio – Miranda i Ariel). Zdezorientowany kapitan próbuje skontaktować się z przełożonymi, prowadząc jednocześnie dyskretne śledztwo. Kadra flirtuje z nieświadomą swojego seksapilu córką gospodarza, załogę atakuje niewidzialna bestia, a planeta przechowuje tajemnice zamieszkującej ją niegdyś obcej cywilizacji, mogące ludziom przynieść gwałtowny rozwój bądź zagładę. Na Altair IV zmaterializować się mogą bowiem wytwory ludzkiego umysłu – niestety także te najmroczniejsze.

W przeciwieństwie do większości filmów omawianych w "Efektach specjalnych" "Zakazana planeta" nie oparła się działaniu czasu i jej sędziwy wiek widać niemal na każdym kroku, ale nie odbija się on widzowi niestrawnością. Objawia się raczej charakterystycznym czarmem – humor elegancko splata się tu z powagą i wielką metaforą, Shakespeare'a połączono w scenariuszu z teoriami Freuda, tworząc coś w rodzaju kosmicznej baśni o niszczycielskiej mocy ludzkich popędów. I co równie ważne – rozmachowi myślowemu towarzyszy rozmach realizacyjny – to pierwsza powojenna wysokobudżetowa produkcja science fiction w kolorze, z dobrą obsadą, w pełni profesjonalną ekipą, zapleczem dobrych artystów pracujących na efekty specjalne (animowane wsparcie zapewnili artyści Disneya) i starannie napisanym scenariuszem.


"Zakazana planeta"
Nawet jeżeli pod jakimś względem "Zakazana planeta" nie była pierwsza, fani gatunku oglądający film w roku premiery nie mieli wątpliwości, że oglądają doskonałość, która wyłoniła się z nicości. Po raz pierwszy podjęto próbę przerzucenia mostu nad przepaścią ziejącą między fantastyką filmową a literacką – w prasie pulpowej swoje utwory publikowali przecież wtedy m.in. tacy pisarze, jak Alfred Bester czy Isaac Asomov. Tymczasem kino science fiction powoli i z trudem otrząsało się z II wojny światowej, która jednoznacznie zakończyła jego pierwszą epokę. Monumentalne produkcje z lat 30. niemal bez różnicy okazały się przecież finansowymi porażkami, skutecznie zniechęcając do inwestowania w wydumane wizje przyszłości. Powojenna filmowa fantastyka sprowadzona została niemal wyłącznie do filmów o rozmaitych potworach.

GWIAZDOR NA BATERIE

Z polskiej perspektywy rok 1956 to wydarzenia zgoła inne niż premiery filmowe, tym ciekawsza powinna być dziś wyprawa na "Zakazaną planetę". Ale nawet jeśli ktoś nie ma cierpliwości do minionych rewolucji, powinien zobaczyć ten film dla dwóch obsadowych "efektów specjalnych". Pierwszy to młody Leslie Nielsen w całkowicie poważnej, nieco amanckiej roli kapitana statku kosmicznego. Drugi: debiutujący na ekranie Robby the Robot – praprzodek wszystkich charakternych filmowych robotów.



Z "Zakazanej planety" pożyczano sobie nie tylko motywy, rozwiązania i nastrój – najzupełniej dosłownie czerpano z filmu garściami, wykorzystując powstałą na jego potrzeby scenografię, rekwizyty, a także jednego z bohaterów. Robby jest nie tylko potężnym narzędziem. Oczywiście – dysponuje niezwykłą siłą i technologią, która czyni z niego przenośne laboratorium. Potrafi błyskawicznie produkować wszelkie materiały i syntetyczne odpowiedniki organicznych substancji. Ale jest też wyposażony w charakter i sztuczną inteligencję, trzymaną w ryzach przez zabezpieczenie inspirowane słynnymi prawami robotów opracowanymi przez Isaaca Asimova ("Robot nie może skrzywdzić człowieka ani przez zaniechanie działania dopuścić, aby człowiek doznał krzywdy. Robot musi być posłuszny rozkazom człowieka, chyba że stoją one w sprzeczności z Pierwszym Prawem. Robot musi chronić sam siebie, jeśli tylko nie stoi to w sprzeczności z Pierwszym lub Drugim Prawem").

Postać, której ostateczny kształt nadał Robert Kinoshita, wypracowała  prawdziwie gwiazdorski status, dostając angaż w kolejnych filmowych produkcjach (np. "The Invisible Boy") i serialach telewizyjnych (kilka epizodów wspomnianej "Strefy mroku"). W latach 80., już jako ikona gatunku pojawił się gościnnie np. w "Gremlinach". Przede wszystkim stał się jednak oczywistą inspiracją dla takich gości jak R2D2, C-3PO z "Gwiezdnych wojen", V.I.N.CENT z "Czarnej dziury" czy Johnny 5 z "Krótkiego spięcia" i rzeszy podobnych im robotycznych sidekicków, którzy mieli podbijać kino w nadchodzących dekadach.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones