Artykuł

Prawdziwi ludzie?

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Prawdziwi+ludzie-109322
Prawdziwi ludzie?
Seriale to literatura epicka naszych czasów. Podczas gdy kino często zatrzymuje się w pół kroku, one idą coraz dalej i wciąż przesuwają granicę tego, co w głównym nurcie dozwolone. Bywa, że sami boimy się tego, co czeka na nas w następnym odcinku.

***

W świecie "Prawdziwych" nie ma miejsca na lasery, statki kosmiczne ani futurystyczne komputery – twórcy pożyczyli z kina sci-fi jedynie samodzielnie myślące androidy. Zaprzeczając istnieniu wygodnej definicji człowieczeństwa, Szwedzi z SVT nakręcili przy okazji kawał porządnego serialu.



Sobowtór idealny

Po szwedzkich ulicach – nie tyle futurystycznych, co wyjętych z paralelnej teraźniejszości – przechadza się armia Barbie i Kenów. Huboty (jak łatwo się domyślić, ich nazwa wywodzi się od zlepku słów "human" i "robot") są powszechnie wykorzystywane do pracy, służby i pomocy ludziom. Nie znają urazy, bólu ani zmęczenia, a dzięki idealnym kształtom i nieskazitelnej skórze przypominają kopie rzeczywistej "barbie girl", Valerii Lukyanovej. Coraz więcej przedstawicieli klasy średniej decyduje się na wycieczkę do sterylnego Hubot Marketu i zakup prywatnego pomocnika, nic więc dziwnego, że w społeczeństwie zachodzą dynamiczne zmiany: pojawiają się m.in. transhumanseksualiści, których pociągają huboty, a często sama możliwość kontroli nad partnerem. Z natury zawodni ludzie masowo tracą pracę i są zastępowani przez wydajniejsze, spokrewnione z odkurzaczem (by zacytować jednego ze zwolnionych) odpowiedniki. Równocześnie kwitnie biznes oparty na upokarzaniu humanoidalnych maszyn – w Hub Battle Land można postrzelać do ludzkich sobowtórów, powstaje zmechanizowany burdel o wdzięcznej nazwie Hubot Heaven. Androidy (pogardliwie: pac-many) znajdują tylu fanów, co zagorzałych przeciwników, a problem maszyn szczelnie wypełnia przestrzeń publicznej debaty. Kiedy mnożą się rozbite rodziny i sypią się zwolnienia, zawiązuje się front Prawdziwych Ludzi. Oczywiście, szybko pojawiają się huboty świadome i ulegające emocjom, które jakoś nie widzą siebie w roli ludzkich niewolników.


Akcja biegnie dwutorowo: losom wzorcowej rodziny Engmanów, która decyduje się na kupno pierwszego androida, odpowiada historia Dzieci Eischera, tworzących coś na kształt rodziny wyzwolonych hubotów. Scenerię budują powtarzające się wnętrza: od zaprojektowanych na skandynawską modłę, pastelowych i pełnych światła pokoi (kojarzących się z późniejszym filmem "Ona"), aż po mroczne, zapchlone zaułki i podziemia (bliższe konwencji "Łowcy androidów"). Między tymi światami krążą na przemian ludzie i huboty, przy czym różnica między postaciami staje się właściwie nieuchwytna. Zarówno bohaterowie, jak i widzowie są nieustannie konfrontowani z nieprzejrzystością tożsamości – androidy sprawnie podszywają się pod ludzi, a ci z równym powodzeniem udają zaprogramowane lalki. Odróżnić jednych od drugich można tylko dzięki ukrytej na szyi wtyczce, przez którą ładuje się każdy hubot. "Prawdziwi" grają tu motywem sobowtóra, będącego odwiecznym źródłem jednoczesnej fascynacji i przerażenia, i stawiają w ten sposób szereg pytań o etykę zachowań wobec Innego. Poza tym, że huboty można nielegalnie zmodyfikować, wyposażając je w najprostsze emocje i nadając im coś na kształt wolnej woli, istnieje także możliwość ich zupełnego wyzwolenia. Powstałe w ten sposób istoty są znacznie sprytniejsze od ludzi, a przy tym dorównują im rozwojem emocjonalnym – dręczą je pytania o złożoność własnego istnienia, chcą budować głębokie relacje, niektóre z nich szukają Boga. Jeżeli czymkolwiek różnią się od ludzi, to tym, że są od nich doskonalsze Nic dziwnego, że społeczeństwo reaguje strachem – po tysiącach lat dominacji człowiek może zostać zepchnięty ze szczytu ewolucyjnej drabiny.

Sąd nad człowieczeństwem


Widmo osobliwości technologicznej, czyli takiego momentu w rozwoju cywilizacji, w którym człowiek może stracić kontrolę nad jego kierunkiem, od lat spędza pisarzom i filmowcom sen z powiek. Artystyczne wizje często idą w stronę apokalipsy – sztuczne inteligencje decydują się na zniewolenie ludzkości (jak w trylogii "Matrix") albo na jej całkowitą eliminację (przypadki "Terminatora" i Cylonów z "Battlestar Galaktiki"). Do klasyki gatunku można zaliczyć filmy Ridleya Scotta, który szczególnie upodobał sobie dwuznaczną figurę androida, co widać w "Obcym", "Prometeuszu", a przede wszystkim w "Łowcy androidów". W liczącej sobie ponad trzy dekady ekranizacji powieści Philipa K. Dicka roi się od łudząco ludzkich, targanych emocjami maszyn, co podaje w wątpliwość tzw. test na człowieczeństwo i problematyzuje granice między tym, co ludzkie i nieludzkie.


"Prawdziwi" (wyreżyserowani głównie przez Haralda Hamrella i Levana Akina) podążają tropem podobnych, posthumanistycznych rozważań. Jednym z głównych wątków serialu jest walka Igner Engman o równe prawa dla hubotów. Prawniczka podejmuje się sprawy ze względu na swoją sąsiadkę, która żyje w związku z androidem. Wciąż wałkowanym argumentem za zachowaniem niewolniczej podległości hubotów jest założenie, że są one niczym więcej jak tylko zaprogramowanymi maszynami, których działania i emocje są narzucone, ergo – sztuczne. Bohaterowie uniwersum "Prawdziwych" zaprzeczają możliwości stworzenia wyzwalającego kodu, bo nie potrafią pogodzić się z ideą postantropocentryzmu. Tymczasem słowa jednego z hubotów, Gordona, zwiastują nadejście nowej ery: "Traktujecie nas jak towar, jak swoją własność, ale tak naprawdę to wy jesteście naszą własnością i to my was obserwujemy. To my jesteśmy prawdziwi, a wy jesteście fałszywymi ludźmi" (skądinąd, siostra Gordona ma na imię Flash, if you know what I mean). Część hubotów, czy to przez instynkt przetrwania, czy w reakcji na opresję niewolnictwa, działa na ludzką szkodę; są też tacy, którzy po prostu domagają się równości. Ani jedni, ani drudzy nic sobie nie robią z wyświechtanych (i negujących wolną wolę) praw robotyki staruszka Asimova. Przełomowym momentem serialu jest sąd nad Florentine, który jest w istocie sądem nad jej człowieczeństwem. W wizji zaproponowanej przez Szwedów osobliwość technologiczna, jeśli do niej dojdzie, zdekonstruuje opozycję panów i niewolników, ale wcześniej zdąży wywołać debatę nad istotą świadomości. Co ciekawe, huboty, które nie odczuwają fizycznego bólu, cierpią dopiero w momencie "uczłowieczenia" – istnienie świadome jawi się jako istnienie traumatyczne.

Oni tacy jak my


Akcja serialu, mimo że płynie powolnym tempem, potrafi utrzymać w napięciu – głównie za sprawą niezłych cliffhangerów. Tym, co podkopuje geniusz "Prawdziwych", jest jednak wyjątkowo drażniąca stereotypizacja. Szwedzkie realia są obietnicą kilku ciekawych wątków (jak nawiązującego do autentycznych wydarzeń motywu pastora-lesbijki), lecz produkcja tonie w gatunkowych kliszach (tak, czarnoskórzy wciąż umierają pierwsi). W serialu pełno jest płytkich, pobocznych postaci o kiepsko rozpisanych motywacjach. Potrzebny jest wątek wyrodnej matki? Najlepiej pokazać kobietę, która wbija sobie strzykawkę w żyłę, a potem zrobić zbliżenie na kołyskę. Działania bohatera przestają mieć sens? Wyciągnijmy z kapelusza informację, o której do tej pory nie było mowy. Co najgorsze – każde głębsze pytanie, także to o istotę człowieczeństwa, zostaje zadane głośno i wprost. Przy całym szacunku dla Larsa Lundströma, który napisał (wyjątkowo spójny) scenariusz wszystkich odcinków, wydaje mi się, że dobrze jest zostawić widzowi chociaż minimalną przestrzeń do namysłu.


Kolejna sprawa, która może drażnić fanów science fiction, to "zamrożona" technologia. Skoro cywilizacja rozwinęła się na tyle, że do obiadu nakrywa sztuczna inteligencja, ludzie powinni mieć ciut lepsze telefony. I tak dalej, w ten deseń. Z drugiej strony – tu przechodzimy do zalet – ponieważ maszyny są humanoidalne, odpada problem drogich efektów specjalnych: przy odrobinie talentu role hubotów mogą odgrywać zwykli aktorzy. I muszę przyznać, że robią to świetnie (zwłaszcza tercet: Odi, Vera i Lennart). Nawiasem mówiąc, wątek Lennarta jest chyba najbardziej aktualny społecznie: w końcu Japończycy noszą się z zamiarem oddania swojej starszyzny w zmechanizowane ręce.

I cóż, że ze Szwecji?

"Prawdziwi" (w dźwięcznym oryginale: "Äkta människor") zostali wyprodukowani przez SVT – szwedzką telewizję publiczną. Żeby zrozumieć podjęte w ten sposób ryzyko, spróbujcie wyobrazić sobie, że TVP1 czy TVP2 wprowadza do ramówki serial o androidach. Podczas gdy już sam pomysł brzmi jak science fiction, Sveriges Television, zachęcona międzynarodowym sukcesem innych skandynawskich produkcji ("The Killing", "Borgen", "The Bridge"), postanowiła pokazać światu, że Szwecja to nie tylko mroczne kryminały. Efekty przewyższyły najśmielsze oczekiwania: serial wykupiło ponad 50 krajów (w Polsce można go śledzić na AXN Black), w planach jest już trzeci sezon, a jeszcze w tym roku ma zostać wypuszczona angielska wersja (tendencja do tworzenia remake'ów w "jedynym słusznym języku" zamiast puszczania przetłumaczonych oryginałów to już historia na inny artykuł). Co zabawne, w 2012 roku – czyli dokładnie wtedy, kiedy powstał pierwszy sezon "Prawdziwych" – Amerykanie nosili się ze zdumiewająco podobnym pomysłem. "Beautiful People", bo tak brzmi tytuł zamówionego przez NBC i roztrąbionego w sieci serialu, miał roztrząsać granice człowieczeństwa i opowiadać o problemach koegzystencji The Mechanicals i zwykłych ludzi. Niestety, jak to często bywa, wkrótce po ogłoszeniu obsady stacja zrezygnowała z pilota, a słuch o produkcji zaginął. Teraz, po kilku latach i sukcesie Szwedów, rozmowy na temat praw do remake'u "Prawdziwych" prowadzi AMC, gigant odpowiedzialny za "Breaking Bad", "The Walking Dead" i "Mad Men". Jedni wzbogacą się na czyichś pomysłach, drudzy pewnie będą pluli sobie w brodę.



O ile w Polsce serial nie doczekał się entuzjastycznego (a właściwie żadnego) odzewu, wśród zachodnich recenzentów trwa konkurs na superlatywy. Często przewija się opinia,  jakoby "Prawdziwi" byli "najlepszym telewizyjnym science fiction w historii". W moim przekonaniu, nieco na wyrost – wciąż mamy "Czarne lustro" czy nawet "Wirtualna Lain". Jest jednak w tej produkcji coś, co intryguje, niepokoi, a przede wszystkim – wytrąca z antropocentrycznych schematów myślowych.