Relacja

WENECJA 2014: Reżyserzy i gangsterzy

Filmweb / autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/WENECJA+2014%3A+Re%C5%BCyserzy+i+gangsterzy-107118
W ostatniej relacji z festiwalu weneckiego recenzujemy dla was oczekiwanego z niecierpliwością "Pasoliniego" Abla Ferrary z Willemem Dafoe oraz "Anime Nere" - nakręconą we Włoszech w lokalnym dialekcie opowieść o kalabryjskiej mafii.

Dwa dni do Sodomy ("Pasolini", reż. Abel Ferrara)

Możliwość skandalizowania to prawo. Uleganie temu skandalowi to przywilej - mówi głosem Willema Dafoe Pier Paolo Pasolini w jednej ze scen filmu Abla Ferrary. Twórca "Złego porucznika" z pewnością sam mógłby się podpisać pod tym stwierdzeniem. W końcu i jemu nie obce są gesty artystycznej prowokacji. Duchowe powinowactwo - to z pewnością główny powód, dla którego Ferrara zdecydował się przenieść na ekran historię dwóch ostatnich dni z życia legendarnego włoskiego reżysera. W "Pasolinim" czuć tę estymę, czuć szacunek dla kolegi po fachu. Nowego skandalu jednak brak - jest za to nuda.



Przed premierą twórca zapowiadał, że zamierza rzucić nowe światło na owiane tajemnicą okoliczności śmierci Pasoliniego. Choć z dbałością o drastyczne szczegóły inscenizuje on ostanie minuty życia twórcy "Ewangelii wg św. Mateusza", to nie daje ponieść się rozmaitym teoriom spiskowym krążącym wokół zabójstwa. W jednej ze scen sam Pasolini oznajmia, że jego zdaniem wszystko jest polityczne - Ferrara tymczasem odziera jego śmierć z jednoznacznie politycznego kontekstu. Zamiast zleconego odgórnie zamknięcia ust niewygodnemu artyście, twórca pokazuje spontaniczną erupcję przemocy przypadkowych przechodniów. To wciąż papierek lakmusowy dla społecznych nastrojów ówczesnych Włoch, ale pozbawiony jakiegoś dramatycznego oskarżenia. Zamiast konspiracji działa tu raczej fatum: morderstwo jest spełnieniem ponurych wizji, jakie nawiedzają reżysera podczas porannego przeglądu prasy. Krzyczące o kolejnych tragediach nagłówki rymują się z sekwencjami, jakie pamiętamy z "Salo". Głoszący złą nowinę twórca wydawał się przewidywać własną śmierć.

CZYTAJ DALEJ recenzję Jakuba Popieleckiego

Tragedia zostaje w rodzinie ("Anime Nere", reż. Francesco Munzi)

W poszukiwaniu egzotyki nie trzeba wcale uciekać na koniec świata. Pokaz "Anime Nere" na festiwalu w Wenecji zrównał na czas seansu widzów włoskich i zagranicznych - jedni i drudzy zmuszeni byli polegać na napisach. Film zabiera nas bowiem do Kalabrii, która ma nieco odrębną od reszty Włoch, kulturową specyfikę, własny dialekt, a także - swoją własną mafię. Kto ma zresztą opowiadać o mafii, jeśli nie Włosi? Mit próbowało im ukraść kino amerykańskie, co ciekawie zostało skomentowane m.in. w "Gomorze", gdzie młodzi Włosi przymierzający się do roli gangsterów, nieporadnie naśladują amerykańskich aktorów, grających włoskich gangsterów. Fikcję naśladuje już nie tylko życie, ale i śmierć.



"Gomorra" pokazywała rozdźwięk między mitem a banałem, między bajkami o honorze i solidarności a płaskim finansowym wymiarem zorganizowanej przestępczości. "Anime Nere" też odsłaniają banał, ale idą w nieco innym kierunku. Wielkie interesy znajdują się tu właściwie poza kadrem, zamiast pościgów, zasadzek i strzelanin mamy ciche domowe spotkania, zamiast wielkiego, tętniącego życiem miasta - cichą i senną prowincję. Francesco Munzi wykorzystuje tą kalabryjską specyfikę, że mafijna struktura ogranicza się tu zazwyczaj do prawdziwej rodziny. O tym, kto rozdaje karty, kto zabezpiecza tyły, a kto wyrzuca śmieci, decydują więc prawdziwe więzy krwi, porządek starszeństwa. Jest to więc opowieść o rodzinie w najprostszym sensie tego słowa.

CZYTAJ DALEJ recenzję Darka Aresta

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones