Zapraszamy Was do przeczytania wywiadu ze Stevenem S. DeKnightem – producentem widowiskowego serialu "Spartakus: Krew i piach", który zadebiutuje w najbliższą sobotę na antenie HBO. Start: 22.00
"Spartakus: Krew i piach" jest na pewno trudnym serialem od strony scenariusza. Musiałeś pogodzić prawdę historyczną z rozrywką i połączyć ją z fikcyjnymi wątkami. Czy korzystałeś z dostępnych materiałów historycznych? Tak i to bardzo dużo. Niestety istnieje bardzo mało dokumentów źródłowych, które mówią o samym Spartakusie. Napisano o nim wiele książek, ale to głównie domysły na wyrost i teorie. Wszystko, co o nim wiemy, można zmieścić na około 40 stronach – są to głównie wyrywkowe zapiski Plutarcha i Albiona. Zapoznałem się z ich dziełami, ale skupiałem się tylko na faktach. Całkowicie pominąłem wszystkie pozycje beletrystyczne, których bohaterem jest Spartakus, bo interesowały mnie tylko twarde fakty. Zbierając informacje, bardzo dużo czytałem o rzymskim społeczeństwie tamtej epoki oraz życiu gladiatorów.
Czy w badaniach pomagali Ci historycy? Tak, mam dwóch konsultantów historycznych – doktorantów z uniwersytetu UCLA. Są w stanie udzielić mi odpowiedzi na niemal każde pytanie. Kiedy pytam się o najbardziej elementarne rzeczy, w odpowiedzi dostaję od nich dwustronicową odpowiedź. Są niezastąpieni podczas badań, które poprzedzają pracę nad scenariuszem.
Jak rozpoczęły się Twoje badania? Zasiadłem do lektury. Przeczytałem wszystkie dostępne książki o Spartakusie, a kiedy to zrobiłem, zdałem sobie sprawę, że nic nie wiemy o nim na pewno aż do momentu, w którym ucieka ze szkoły gladiatorów. Większość źródeł podaje na jego temat sprzeczne informacje. Nie ma zgody co do jego pochodzenia ani tego, kim był. Niektórzy twierdzą, że był Rzymianinem, a inni, że Trakiem. Jedni piszą, że urodził się niewolnikiem, a inni, że był wcześniej rzymskim żołnierzem, który został sprzedany w niewolę za karę za dezercję. Na potrzeby serialu wybrałem najbardziej wiarygodne informacje na jego temat i na tej podstawie zacząłem pisać scenariusz.
Czy wykorzystałeś jakieś motywy z filmu Stanleya Kubricka "Spartakus" z 1960 roku? Uwielbiam ten film, ale chciałem pokazać Spartakusa z zupełnie innej strony. Jedynym zapożyczeniem z Kubicka jest zdanie
„Ja jestem Spartakus”, które pada w połowie pierwszego sezonu. Jest to ukłon w stronę reżysera, ale w naszym serialu ta kwestia nabiera zupełnie innego znaczenia. Te proste słowa symbolizują zgoła inne rzeczy niż sugerował Kubrick. Ale bardzo chcieliśmy w symboliczny sposób nawiązać do jego filmu.
Czy napisanie dobrego scenariusza, w którym pojawia się wiele ciekawych postaci, wiele niespodziewanych zwrotów akcji, jest trudne? Zwłaszcza jeśli opowiada on o losach znanej postaci, której życie było tematem wielu wcześniejszych produkcji? Tak, jest to bardzo trudne. Jednym z największych wyzwań podczas pracy nad scenariuszem były kwestie językowe. Aktorzy nie mówią Szekspirem ani też nie używają współczesnego języka. Rejestr językowy plasuje ich gdzieś pośrodku między światem antycznym a nowoczesnością. Żartowałem nawet, że ich język jest połączeniem stylu Szekspira i Conana Barbarzyńcy. Wypracowanie tak specyficznego stylu było niezwykle trudne. Poza tym musieliśmy dobrze zarysować poszczególne postacie, nakreślić wątki – ale to akurat żywioł każdego scenarzysty. To było równie trudne, ale sprawiało mi ogromną przyjemność. Najwięcej napracowałem się przy pisaniu dialogów.
Serial ma bardzo interesującą obsadę. Czy brałeś udział w castingach? Jak przebiegał proces wyłaniania aktorów? Tak. Mamy w obsadzie wielu aktorów z Australii i Nowej Zelandii, bo tam realizowane były zdjęcia. Casting odbywał się czasem na odległość - oglądałem nagrania w Internecie, przekazywałem swoje uwagi, a potem spierałem się z pozostałymi producentami -
Robem Tapertem,
Joshem Donenem i niezwykłym
Samem Raimim, kto nam się podoba, a kto nie. Potem Starz wskazywał na swoich faworytów i dopiero potem wspólnie podejmowaliśmy decyzje o obsadzie. Część castingów odbyła się w Stanach Zjednoczonych. Szukając odtwórcy Spartakusa, odbyliśmy spotkania z aktorami z Australii, Nowej Zelandii, Wielkiej Brytanii, chyba też RPA i Stanów Zjednoczonych, gdzie odbyło się wiele castingów. Tam właśnie poznałem Andy"ego Whitfielda, który mieszka w Australii, ale był akurat w Stanach i tam pojawił się na przesłuchaniu. Daliśmy mu niezły wycisk. Spotkaliśmy się z nim aż trzy razy i bardzo długo go sprawdzaliśmy, by mieć pewność, że jest odpowiedni do tej roli.
Lucy Lawless może przyciągnąć do serialu widzów, którzy pamiętają ją jako wojowniczą księżniczkę Xenę. Czy mogą oni liczyć na podobny charakter serialu, czy powinni się przygotować na zupełnie nowe doświadczenie? To będzie zupełnie coś nowego. Bardzo cieszę się, że mamy w obsadzie Lucy. Pomysł na Lukrecję, żonę Batiatusa, pojawił się podczas prac nad odcinkiem pilotażowym. Wtedy natychmiast pomyślałem o Lucy. Ale zanim zdołałem powiedzieć to na głos, Rob Tapert, współproducent serialu, zaproponował mi to samo. Odpowiedziałem mu, że to wspaniały pomysł. Rola Lukrecji jest całkowitym przeciwieństwem Xeny. Lucy wciela się w Rzymiankę z klasy wyższej, która nie walczy wręcz, ale za pomocą intryg, co wymaga doskonałego warsztatu aktorskiego. Myślę, że jej gra oczaruje widzów serialu. Lukrecja nigdy nie sięga po miecz, ale nie można od niej poderwać oczu. Lucy stworzyła w serialu niesamowitą postać.
Co wydarzy się w realizowanych właśnie odcinkach, które pokazują nam wcześniejsze losy Spartakusa? O, chodzi o prequel. Bardzo cieszę się, że go realizujemy. Bardzo dobrze wspominam współpracę z
Johnem Hannah, który wciela się w postać Batiatusa, a teraz będziemy mogli znów pracować razem. Prequel osadzi w pewnym kontekście wszystkie wydarzenia, które mają miejsce w pierwszym sezonie. Dowiemy się też nowych rzeczy o bohaterach pierwszego sezonu, o ich wcześniejszych losach, które były tylko delikatnie zasygnalizowane. Wszystko to zobaczymy w prequelu. Chcemy także wprowadzić do serialu kilka nowych, bardzo ważnych dla jego akcji bohaterów. Najważniejszym z nich jest ojciec Batiatusa, który wreszcie pojawi się na ekranie. W pierwszym sezonie wspominano o nim kilka razy. Początkowo planowaliśmy wprowadzić jego postać w drugim sezonie, w kilku scenach retrospekcji, ale niestety właśnie wtedy dowiedzieliśmy się o chorobie Andy"ego. Postanowiliśmy rozpocząć pracę nad prequelem. Dzięki temu przedstawimy ojca Batiatusa i uczynimy go bohaterem jednego z głównych wątków.
Ile sezonów “Spartakusa” chcecie nakręcić? Zawsze mówiłem, że mamy dość materiału na pięć do siedmiu sezonów, w zależności od tempa pracy i reakcji widzów. Na pewno nakręcimy przynajmniej pięć sezonów, ale nie wykluczam, ze końcowo będzie ich siedem.
Masz w swoim dorobku takie seriale, jak “Anioł ciemności”, “Tajemnice Smallville”, “Buffy: Postrach wampirów” i “Spartakus: Krew i piach”, które odniosły niemal natychmiastowy sukces. Jaka jest Twoja recepta na sukces? O, to dobre pytanie. Nie byłem pomysłodawcą seriali “Anioł ciemności”, “Tajemnice Smallville” czy “Buffy”. Tylko przy nich pracowałem. Pomysłodawcą “Buffy” i “Anioła ciemności” był
Joss Whedon, a “Tajemnice Smallville” zostały stworzone przez Ala Gougha i Milesa Millera.
“Spartakus: Krew i piach” jest pierwszym serialem, jaki stworzyłem. Może stworzyłem nie jest najlepszym słowem. Ja tylko zgłosiłem pomysł, który został później rozwinięty przez ekipę scenarzystów. Jestem autorem całego scenariusza pierwszego odcinka, z czego jestem niezwykle dumny. „Spartakus” jest ogromnym przedsięwzięciem i jest wiele osób, które przyczyniły się do jego powstania. Ten projekt nigdy nie doszedłby do skutku bez Roba Taperta, Josha Donena i Sama Raimiego. Zwłaszcza Roba Taperta, który nadzoruje produkcję w Nowej Zelandii. Kluczem do sukcesu jest wciągająca historia i dlatego, poświęcamy wątkom i rozwojowi akcji najwięcej uwagi. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że kiedy podjęto decyzję o produkcji serialu, przedstawiciele sieci Starz oświadczyli nam, że nie musi być to produkcja dla każdego. Nie zależało im na zdobyciu ogromnej oglądalności, ale na jakości serialu. Nigdy nie kierowaliśmy się preferencjami określonych grup wiekowych czy wskaźnikami demograficznymi. To prawda, że w serialu jest wiele akcji, ale nie stworzyliśmy go z myślą o męskiej widowni. Gdyby tak było, nie staralibyśmy się budować dramaturgii i pominęlibyśmy część wątków romansowych. Chcieliśmy stworzyć ciekawą historię, bo to właśnie przesądza o powodzeniu każdego serialu.
Ale w “Spartakusie” jest wiele scen łóżkowych i scen przemocy. Zdecydowanie tak.
Czy myślisz, że oba elementy są niezbędne, aby produkcja telewizyjna mogła odnieść sukces? To zależy od tematyki. Akcja naszego serialu toczy się w Rzymie, w środowisku gladiatorów. Uważam, że fizyczność i przemoc były nieodłącznymi elementami tego świata … Seks jest bardzo ważną częścią naszego życia, może nawet bardziej niż kiedyś. Kiedy zacząłem czytać materiały o starożytnym Rzymie, uderzyło mnie, że była to epoka, w której ważne były wszystkie przejawy fizyczności. Myślę, że udało się nam trafnie oddać ducha tamtych czasów. Nie każdy serial musi pokazywać seks i przemoc – wszystko zależy od jego tematyki. Na przykład, był to całkowicie zbędny element w
“Zagubionych”, gdzie ważniejsze były znaki zapytania i zwroty akcji. Wszystko zależy od specyfiki serialu.
Czy nie obawiałeś się ewentualnych zarzutów, że serial może zachęcać młodych widzów do agresji lub ich demoralizować? Nie, bo to jest serial dla dorosłych. Powinny oglądać go osoby pełnoletnie. Nie kręciliśmy scen z myślą o dzieciach. To zabawne, bo wiele osób, podkreśla, że jest to serial dla dorosłych, co jest chyba sprawą oczywistą. Nie zamierzaliśmy adresować go do młodszej widowni, ale do dorosłych. Ale nawet jeśli zobaczą go dzieci … chyba nic się nie stanie. Nie sądzę, aby przedstawiane sceny mogły wzbudzić w nich agresję czy je zdemoralizować. Wzorem moralności w serialu jest Spartakus, który jest z natury prawym człowiekiem i zawsze stara się dokonywać słusznych wyborów. Bardzo dużo osób zwróciło uwagę, że w scenach serialu pada ogromna liczba przekleństw, ale to niestety jest odzwierciedleniem prawdy historycznej. Aktorzy nie używają współczesnych przekleństw, ale ich starorzymskich odpowiedników. A jeśli zastanowimy się nad tym dokładniej, to jedyną osobą, która nigdy nie klnie jest Spartakus – główny bohater w każdym tego słowa znaczeniu. Jeśli mielibyśmy wybrać sobie spośród wszystkich postaci wzór do naśladowania, to pewnie byłby nim on.
Tematy historyczne są obecnie dość popularne, lecz nie zawsze przekładają się na sukces filmu czy serialu. Na co postawiono w produkcji, by "Spartakus” wyróżniał się i przyciągnął widzów? Na kilka rzeczy. Po pierwsze, chcieliśmy, aby był to bardzo epicki serial. Robowi i mnie bardzo podobał się film
Zacka Snydera “300”, który jest naszym zdaniem przełomową produkcją. Także dlatego, że wszystkie jej sceny zostały nakręcone na tle zielonego ekranu, który okazał się dla nas dobrym rozwiązaniem, także ze względów finansowych i czysto produkcyjnych. To był jeden z pomysłów na podkreślenie wyjątkowości naszego serialu – chcieliśmy wyróżnić go, mam na myśli wszystkie odcinki, podkreślając jego aspekty wizualne. Poza tym … Większość produkcji historycznych to szacowne postacie i piękna scenografia. Nam zależało na czymś zupełnie innym. Malowana przez nas rzeczywistość miała być smutna i nieco posępna, bo akcja serialu dzieje się w środowisku gladiatorów, gdzie każdy z nich może w każdej chwili zginąć podczas kolejnej walki. Chcieliśmy oddać atmosferę niepewności, oczekiwania na walkę, pokazać mężczyzn, którzy są mężczyznami, czyli klną, bo mężczyźni używają niecenzuralnych słów, uprawiają seks, bo ludzie uprawiają seks, i są zdolni do przemocy. Chcieliśmy podkreślić wszystkie te elementy, nie martwiąc się o cenzurę czy klasyfikację serialu, który jest emitowany na antenie płatnego kanału.
Co uważasz za największe swoje osiągnięcie i jakiego rodzaju wyróżnienie chciałbyś otrzymać za swoją pracę? Nagrodę Emmy, Złoty Glob czy coś zupełnie innego? Największą satysfakcję daje mi duża oglądalność serialu. Oczywiście, że chciałbym dostać Nagrodę Emmy czy Złoty Glob, ale nie wiem, czy dostanę statuetkę za
“Spartakusa”. Na pewno nie dostanę Emmy, bo jurorzy tradycyjnie pomijają produkcje gatunkowe. Z tego, co pamiętam, jedynym odstępstwem od tej reguły była nagroda dla “Zagubionych”, bo tak głośne seriale jak
“Battlestar Galactica” czy niezwykle popularny w Stanach serial HBO
„The Wire” nawet nie otrzymały nigdy nominacji. To dziwne, ale tak już jest, że gatunek przekreśla szanse na Emmy. Mam nadzieję, że pewnego dnia dostanę jakąś nagrodę, a jeśli nie, to po prostu chciałbym, aby widzowie dobrze bawili się, oglądając moje produkcje.