Właśnie takie odzywki miałem na myśli - ale chyba "meam"?
Odpowiedzieć mógłbym też klasyką - "Na pieszczoty to trzeba sobie zasłużyć".
Albo gamratka w rzyć chędożona - kurna, był taki wspaniały fragment, kiedy kilku żuli odnalazło rękopis Jaskra, tylko nie mogę go znaleźć...
A więc (nie zaczyna się zdania od więc), ale: A więc obejrzałam wczoraj część pierwszą Armii Boga i stwierdzam, że resztę zostawię sobie do czasu, jak się znowu puknę w głowę.
Maaam - mój ulubiony fragment z tej części:
"Obok szkieletów - oprócz broni i niezliczonej liczby drobnych artefaktów - znaleziono długi na trzydzieści cali tubus z utwardzanej skóry. Na skórze wytłoczony był herb o zatartych barwach przedstawiający lwy i rauty. (...)
Wśród ekipy profesora Schliemanna rozeszły się tymczasem plotki o "skarbie". Trzeba trafu, że słowa te dotarły do trzech wynajętych do kopania w glinie osobników, znanych jako Zdyb, Cap i Kamil Ronstetter. Przekonani, że tubus dosłownie wypchany jest złotem i kosztownościami, trzej wymienieni kopacze gwizdnęli nocą bezcenny artefakt i uciekli z nim do lasu. Tam rozpalili malutkie ognisko i siedli wokół.
- Na co czekasz? - powiedział do Zdyba Cap. - Otwiraj te rure!
- Kiedy się nie da - poskarżył się Capowi Zdyb. - Trzymie, jak gamracki syn!
- To butem jo, chędożono gamratke! - poradził Kamil Ronstetter.
Pod obcasem Zdyba zamknięcie bezcennego znaleziska puściło i na ziemię wypadła zawartość.
- O żeż gamratka chędożona! - krzykną zdumiony Cap. - Co to takie jest?
Pytanie było głupie, albowiem na pierwszy rzut oka widać było, że są to arkusze papieru. Dlatego Zdyb, miast odpowiadać, wziął jeden z arkuszy do ręki i zblizył go do nosa. Przez dłuższą chwilę przyglądał się obco wyglądającym znakom.
- Zapisany - stwierdził wreszcie autorytatywnie. - To są litery!
- Litery? - wrzasnął Kamil Ronstetter, blednąc ze zgrozy. - Zapisane litery? O żeż gamratka!
- Zapisane, znaczy czary! - wybełkotał Cap, z przerażenia dzwoniąc zębami. - Litery, znaczy gusła! Nie dotykajta tego, gamratka jego chędożona mać! Tym się zarazić można!
Zdyb nie dał sobie dwa razy powtarzać, cisnął arkusz do ognia i nerwowo wytarł drżące dłonie o spodnie. Kamil Ronstetter kopniakiem wtrącił do ogniska resztę papierów - w końcu, jakieś dzieci mogły napatoczyć się na to cholerstwo. Potem cała trójka pośpiesznie oddaliła się z niebezpiecznego miejsca.
Bezcenny zabytek piśmiennictwa Wieków Mrocznych palił się jasnym, wysokim płomieniem. Przez kilka krótkich chwil wieki przemawiały cichutkim szeptem czerniejącego w ogniu papieru. A potem zgasł i gamrackie ciemności okryły ziemię."
Niniejszym zapis jednogłośnie przechodzi dalej. Wypikiwać się chyba nie ośmielą?
Ha, przy okazji znalazłem zapis jednej z partii gwinta:
"Podstawową zasadą krasnoludzkiego gwinta było coś przypominającego licytację na targu końskim - tak intensywnością, jak i natężeniem głosu licytujących. Następnie para zgłaszająca najwyższą "cenę" starała się zdobyć jak najwięcej wziątek, czemu druga para na wszelkie sposoby przeszkadzała. Rozgrywka przebiegała głośno i gwałtownie, a obok każdego gracza leżał gruby kij. Okładano się kijami dość rzadko, ale wymachiwano często.
- Jakeś grał, wołku ty zbożowy? Pało zakuta? Czemuś w listki, miast w serca wyszedł? Co to ja, dla krotochwili w serca wistowałem? Ach, wziąłbym pałę i walnął cię w ten głupi łeb!
- Miałem cztery listki z niżnikiem, myślałem wyoptymować!
- Cztery listki, a jużci! Chybaś własnego ptoka doliczył, karty na podołku dzierżący. Ty myśl trochę, Stratton, bo tu nie uniwersytet! Tu się w karty gra! No, ale i świnia burmistrza ograła, gdy dobre karty miała. Rozdawaj, Varda.
- Placek w dzwonki.
- Mała kupa w kule!
- Grał król w kule, przesrał koszulę. Dubel w listki!
- Gwint!
- Nie śpij, Caleb. Dubel z gwintem był! Co licytujesz?
- Duża kupa w dzwonki!
- Akces. Haaa! I co? Nikt nie gwintuje? Dudy w miech, synkowie? Wistujesz, Varda. Percival, jeszcze raz do niego mrugniesz, to cię tak pieprznę w oczodół, że do zimy nie pomrugasz.
- Niżnik.
- Panna!
- Wyżnikiem po niej! Panna wydymanna! Biję i ha, ha, jeszcze serca mam, na czarną godzinę ukryte! Niżnik, krayżka, kralka...
- I trumfem po niej! Kto nie ściąga kozery, ten jest cztery litery. I w kule! Aha, Zoltan? Tum cię w miętkie trafił!
- Widzieliście go, gnoma pieprzonego. Ech, wziąłbym pałę... "
Zostałeś uznany za część munlajowej ekipy. Heh, ale masz tydzień, najpierw cię mylą z Vikim, potem to... ja bym na twoim miejscu sprawdziła, czy wszystkie twoje "ja" policzyłeś :D
Posty edytowane przychodzą ponownie z każdą edycją, choćby o jedna literkę - a więc czasem powiadomienia mogą przyjść i poczwórnie, jak moja osobowość ;D
Mam i coś dla Regisa
"Jak rzekł był wampir: Lepiej bez celu iść naprzód niż bez celu stać w miejscu, a z pewnością o niebo lepiej, niż bez celu się cofać"
Canis tibi faciem lingebat alibo Canis tecum relationem sexualem habebat. Co do krzyża i PiSiorskiego łajna wokół: "circus non meus, neque scimiae meae."
O proszę, właśnie zwiedziłam chcąc nie chcąc temat o najśmieszniejszych cytatach ze Shreka forever...
A poza tym postanowiłam was poinwigilować. I co ja widzę Ludwik obejrzał Krew jak czekolada i sądząc po ocenie się nie zachwyciła wilczyczką.
Hmmm a to za każdym oglądaniem podnosisz ocenę? To ci zaraz skali nie starczy :D Ale muszę się przyznać, że kilka dni temu znowu oglądałam, Bukareszt mi się podoba w tle.
A mnie pewna mieszkanka - podniosłem, kiedy zobaczyłem wszystkie te filmiki z jej skokiem i przemianą w takt natchnionej muzyki ;D
Nawiasem mówiąc, instrumentalną część soundtracka film ma naprawdę świetną.