Jest parę drobnych błędów jeśli chodzi o fakty. Rasputin zanim dotarł do Petersburga był już dosyć znany, najpierw założył sektę w swojej rodzinnej wsi w której był znany jako złodziej i woźnica, a potem pielgrzymował z licznymi dewotkami z którymi współżył. Miał żonę i z nią kilkoro dzieci, no i oczywiście masę nieślubnych. W filmie nie pokazano jak duży miał wpływ na rodzinę cara i politykę , a miał ogromny, to on głównie decydował kto może być awansowany a kto popadnie w niełaskę. Jusupow właśnie przez niego popadł w niełaskę i bodajże został zdjęty z stanowiska wojskowego, co też było przyczyną tego że go zamordował, a nie jak sugeruje film z przyczyn patriotycznych. Z tego co sobie przypominam przyczyną zgonu było utonięcie. Acha i rzeczywiście miał "wielkiego" , do dziś Rosjanie przechowują go w formalinie w jakimś muzeum :)
A propos, pamiętasz może, jak w jednym opowiadaniu pewnego pisarza pewien zielonoskóry, uwielbiany przez ciebie męski bohater powiedział "A świstak siedzi i zawija je w te sreberka" na temat tego, że rzekomo jego przyjaciel nie chciał mu dokuczyć? xD Ciekawi mnie, czy pamiętasz może, kto to był i jakie opowiadanie? :)
He he he. No cóż, w sumie nie ma co oczekiwać ich zrozumienia, bo ostatecznie ty też ich nie rozumiesz, więc cóż... Jest między wami równość :)
Hehe, jasne, że pamiętam. :D To był Żabonek w twojej jakże optymistycznej literackiej wersji "Przygód Bosco". :)
Tu nie chodzi o to, czy ja je rozumiem, czy ich nie rozumiem. Po prostu ja w swoim podziwie dla naszego Maestro zachowuję pewien umiar i dystans. A tamte panie za daleko się posuwają w swym podziwie. No i tyle. :)
Dokładnie tak, moja kochana Joasiu. Nie ma co gadać, to jest zdecydowanie o wiele bardziej optymistyczna wersja wydarzeń ukazanych w serialu animowanym, ponieważ jest tam przecież happy end, a o to chodzi. Co to za bajka bez happy endu? :)
Aha! No, jeżeli tak to przedstawiasz, to teraz naprawdę wszystko zrozumiałem. Podzielam twoje zdanie, należy mieć umiar. Sęk w tym, że nie wszyscy znają znaczenie tego słowa, a może nie chcą go znać? Tak czy siak cieszę się, że ty masz umiar :)
No widzisz sama. Więc ja się tam cieszę, że wymyśliliśmy do tego naszego ulubionego, animowanego serialu własne zakończenie, o wiele bardziej optymistyczne :)
A mnie to jest miło mówić. Moja droga. Umiar po prostu musi być we wszystkim. Gdyby Razuś to wiedział, to może by nie skończył tak nader smutno, jak skończył.
Jak ty to lubisz mówić "Jak mam rację, to mam rację" xD Tak czy inaczej wielka szkoda, że tamten serial animowany, o którym mówimy, raczej nie doczeka się wersji fabularnej i nie będzie w niej Alan Rickman grał Posłańca :)
Poważnie? Masz takie przeczucie? A możesz jakoś uzasadnić te przeczucie, bo jestem ciekaw, dlaczego tak właśnie uważasz? :)
Aha. :D Nawet jakby żył, to i tak by nie zagrał tej postaci. Posłaniec miał piskliwy głos, jak na nietoperza przystało, a Pan Alan miał głęboki głos. Już lepszym kadydatem byłby do roli Skorpiona. Ile razy mam ci o tym przypominać? :)
Jeżeli nie książę Jusupow by go zabił, to zrobiliby to za to zwolennicy Lenina, bo Rasputin był blisko carskiej rodziny, a więc też był niejako wrogiem komunistów. :)
Ale przecież Mieczysław Gajda ani trochę swoim głosem nie przypomina głosu japońskiej wersji Żabonka, a mimo to doskonale się sprawdził, więc co? Nie sądzisz, że Alan Rickman też by sobie radę nawet wtedy, gdyby jego głos wcale nie przypominał oryginalnego głosu Posłańca? Poza tym Skorpiona powinien grać John "Rogaty Król" Hurt xD
Hmm... To jest bardzo interesująca teoria i nie wiem, czy nie jest ona nie tylko więcej niż prawdopodobna, ale wręcz bardzo możliwa do realizacji w wizji z serii "Co by było, gdyby...". Aż mi się śmiać chcę, gdy sobie przypomnę jedną bajkę o Anastazji, gdzie Rasputin był agentem komunistów i potem właśnie on wydawał rozkaz, aby ich zabić. Dziwne, że Nostalgia Chick nie przypomniała Razusiowi tej filmowej wizji. Ciekawe, co o niej by duch "świątobliwego" mnicha powiedział? xD
Może i nie, ale wzięli go dlatego, że miał najbardziej "żabiopodobny" głos ze wszystkich naszych aktorów dubbingowych. Zresztą może u japończyków coś takiego nie występuje. :) Tak czy siak, może i Pan Rickman dałby sobie radę, ale jednak upieram się przy swoim zdaniu, że byłby lepszym kandydatem do roli Skorpiona. Ewetnutalnie mógłby zagrać naczelnika Oazy, Leona. :)
Nie przypomniała, bo przecież omawiała "Anastazję" Dona Blutha, musiała więc ściśle trzymać się tej bajki. :) Tak czy siak duch Rasputina by powiedział o zacytowanej przez ciebie bajce, że to kolejne kłamstwo na jego temat. :D
Hmmm... Pan Mieczysław Gajda ma żabiopodobny głos? Naprawdę bardzo mnie zaskoczyłaś tym stwierdzeniem. No, ale tak czy inaczej on się sprawdził doskonale w roli Żabonka i bardzo żałuję, że nie mogę go znowu obejrzeć w tej roli :) No, a co do roli Skorpiona w amerykańsko-angielskim dubbingu Rickman pasowałby do choćby roli Leona i może nie tylko... Uważam, że powinni dokręcić kilka scen ukazujących wspomnienia Emilki i on by pasował na rolę króla Harimera, ojca Emi. Co ty na to? Zaś Skorpion to wymarzona rola dla Johna Hurta :)
No, ja o tym wiem, ale w sumie dziwi mnie, że ta bajka jest już prawie zapomniana, ta wersja przygód Anastazji, o której mówię. Kiedyś nawet w telewizji leciała co jakiś czas i z polskim dubbingiem była. Dziwne, że teraz nikt już prawie jej nie pamięta. Ale Razuś miałby powód, aby się jej czepiać. A ciekawe, co by Rasputin powiedział o wizji jego osoby z bajki "ANIMANIACY"? xD
Zaskoczyłam cię tym? A ty co? Uszu nie masz? Sam tego nie wychwyciłeś, jak go słuchałeś choćby w roli Smerfa Ważniaka? :) To by było niezłe. :)
Aha. :) Też by się oburzył, że znowu przesadzają z tym jego wyobrażeniem. I dodałby dumnie, że jego zęby nie miały prawa boleć, bo on sam by je sobie zaraz wyleczył. :D Ale gdybym to ja była na miejscu Nostalgii Chick i gdyby to ze mną chciałby się umówić, odpowiedziałabym mu tak: "Zmierz gorączkę". Rasputin na to: "Tobie z przyjemnością zmierzę gorączkę". A ja na to: "Sobie zmierz gorączkę" i rozłączam się. :D
Nie no, ja mam uszy, jak najbardziej je mam, ale wiesz... Mimo wszystko jako Ważniak pan Gajda ma nieco bardziej smerfowy głos niż żabi czy kaczy, ale tak czy inaczej naprawdę świetnym jest aktorem i jego głosu nie da się zapomnieć ani pomylić z innym xD Tak czy siak John Hurt jako Skorpion byłby po prostu doskonały, przynajmniej ja tak uważam :)
He he he. Tak, w sumie miałby prawo powiedzieć, czemu nie? Tak czy siak muszę powiedzieć, że na pewno byłby też niezadowolony z tej wizji, że niby hipnotyzuje cara i zmusza go do tego, aby ten robił, co tylko chce :) Muszę ci powiedzieć, że masz naprawdę dobre pomysły i oczywiście rozbawiłaś mnie do łez. On już by na pewno chciał ci zmierzyć gorączkę xD
Powiem ci, że rzadko kiedy głos postaci w filmie mnie przestraszył, ale John Hurt po prostu sprawił, że mam czasami ciarki, gdy mówi jako Rogaty Król. A jak go sobie przypomnę, jako łagodnego pana Olivandera, to aż mnie dziwi, że to jest ten sam aktor. Nie ma co gadać, dobry aktor naprawdę doskonale zagra każdą postać. Ale zagrać to jedno. Być przekonującym to drugie. John Hurt osiągnął jedno i drugie :)
He he he. A mnie ciekawi, czy byś pozwoliła Razusiowi na to, gdyby miał twarz Alana Rickmana i dla ciebie wyjątkowo zgolił brodę? xD
No, ba, nie tylko on. :) Nasz drogi Maestro też był przekonujący na przykład jako Hans Gruber czy Szeryf z Nottingham czy Sędzia Turpin albo jako Profesor Snape. A jak się go widziało - dajmy na to - w "Rozważnej i romantycznej", to się nie można było nadziwić, że to ten sam aktor. :)
To jeszcze trzeba przemyśleć. :D
No dokładnie tak, to muszę przyznać. Ja sam byłem naprawdę nieźle zaskoczony, kiedy zobaczyłem naszego Maestro w roli naprawdę porządnego pana pułkownika, który nie tylko umie być rozważny, ale i romantyczny, a przede wszystkim jest porządnym człowiekiem. Nie byłem specjalnie przekonany do niego w tej roli, bo myślałem sobie, że może mi nie przypaść do gustu Alan jako dobra postać. Jednakże pomyliłem się i jestem z tego bardzo zadowolony :)
A więc sobie to wszystko przemyśleć, bo bardzo bym się tego chciał dowiedzieć :)
Widzisz sam. Takie coś potrafi tylko naprawdę genialny aktor. Nic, tylko podziwać takich arcymistrzów, bo naprawdę niewielu tak umie. :)
Hehe, to będzie namysł głębszy od Rowu Mariańskiego. :D
No właśnie. Masz rację. Takie coś potrafi dokonać tylko naprawdę genialny aktor, a Alan Rickman wszak był naprawdę genialnym aktorem. Wiesz, tak sobie myślę, że są ludzie, do których pasuje wiersz Horacego "Zbudowałem pomnik". Znaczy nie pamiętam, czy taki ma tytuł, ale tam szło, że zbudował on sobie pomnik swoimi dziełami i dzięki nim nie wszystek umrze. Myślę więc, że to pasuje również do naszego Maestro. Jak sądzisz?
I może nawet jeszcze głębszy od Wielkiego Kanionu xD Ale w sumie Rów Mariański to bardziej patriotyczne porównanie :)
Pasuje jak ulał, drogi kolego. :)
Rów Mariański to najgłębsze miejsce na Ziemi, moje ty Nielubiące Geografii Dziecię. Jest nawet głębszy od Wielkeigo Kanionu. :D
Wiesz, nawet na facebooku dałem nawiązanie do tego, o czym mówię pod zdjęcie, które dałaś na swoją oś czasową :) Napisałem tam "Alan Rickman - non omnis moriar". Myślę sobie, że to jedno, krótkie zdanie tylko mówi samo za siebie, ale prócz tego jeszcze jest piękne.
Widzisz, gdybyś ty się uczyła takich pierdół na geografii, jak ja, to byś też nie lubiła tego przedmiotu. Bo na co nam niby była potrzebna znajomość rodzajów gleb i innych takich?
Wiem, widziałam twój komentarz i dałam odpowiedź. :) W każdym razie trafiłeś w dziesiątkę z tym cytatem, bo do kogo jak do kogo, ale do naszego drogiego Maestro pasuje jak ulał. :)
Mnie też tego uczono, a jednak zachciało mi się zdawać maturę rozszerzoną z tego przedmiotu. ;)
Cieszę się, że tak uważasz. Bo ja naprawdę uważam, że nawet gdyby postawić Alanowi pomnik, to byłby on niczym w porównaniu z jego dorobkiem filmowym, który jest po prostu moim zdaniem wręcz imponujący :)
No widzę właśnie, ale cóż... Każdy ma inne upodobania. Ja tam wolałem na maturze mieć historię, nie geografię :)
Bogata filmografia wzbogacona o role teatralne jest wystarczającym pomnikiem naszego Maestro. Ale skoro już o tym mowa, kiedyś na Facebooku czytałam, że gdzieś w Londynie ma powstać ławka z plakietką z jego nazwiskiem. Nieźle, co? :)
A ja, widzisz, lubię jedno i drugie. :)
Nieźle? Moja droga! To jest po prostu wspaniały pomysł i popieram go w całej rozciągłości. Jestem jak najbardziej za tym! Nie ukrywam, zachwyca mnie ten pomysł. Niech taka ławka powstanie i najlepiej niech na tej ławce będzie posąg naturalnych rozmiarów siedzącego Alana Rickmana. Moim zdaniem tak by było najlepiej, choć może... Nie wiem, czy Maestro by chciał jakikolwiek pomnik.
He he he. No cóż, każdy lubi to, co lubi :)
Ma być tylko plakietka z nazwiskiem. Wykonanie posągu to jednak duże koszty. Koszty jedno, ale też nie sądzę, żeby nasz Maestro chciał pomnik. Pomyślałby zapewne: "Przesadzają już z tym pomnikiem. Nie wystarczą im filmy z moim udziałem? Gotowi jeszcze czcić mnie jako świętego..."
A żebyś wiedział. :)
Rozumiem. W sumie nawet rozumiem Alana. Przecież był takim człowiekiem, co w tłumie, który skanduje na jego widok nie czuje się wcale zbyt zadowolony. Wręcz przeciwnie, czuje się nieco niezręcznie. Ale tak czy inaczej Alan już sam sobie zbudował najlepszy pomnik. Lepszy niż taki z marmuru czy spiżu. Swoimi rolami :)
Właśnie... Rasputin lubił leżeć sobie z kilkoma nagimi panienkami w łóżku, a ja wolę z jedną naraz. To jest bardziej romantyczne... I praktyczne, bo wyobraź sobie, że nagle wszystkie zasypiają i wszystkie zaczynają chrapać xD
Dokładnie. A żebyś wiedział. Kto to o sobie powiedział: "Wybudowałem pomnik trwalszy niźli ze spiżu"? Jak obszył, te słowa pasują idelanie do naszego Maestro. Absolutnie. :)
Zapomniałeś, że Rasputin był także uzdrowicielem. Szybko by coś skombinował na to chrapanie. :D
O ile dobrze pamiętam, to powiedział wielki poeta o imieniu Horacy. Z jego właśnie wiersza, który zacytowałaś, pochodzą słynne słowa "Non omnis moriar", czyli "nie wszystek umrę". Tak czy inaczej cieszę się, że podzielasz moje zdanie w tej sprawie. Nie inaczej, te słowa doskonale do naszego Maestro pasują :)
Wiesz, Rasputin był uzdrowicielem i owszem, ale ja już nie jestem, więc ja bym miał pewien problem z kilkoma chrapiącymi paniusiami u mego boku xD Nawiasem mówiąc niedawno czytałem książkę "CZŁOWIEK W ŻELAZNEJ MASCE", która jest opisem historii d'Artagnana, który zdaniem autora był tytułowym więźniem w masce i cóż... Autor w kilku rozdziałach opisał życie królewskiej rodziny. I wiesz co? Napisał coś zabawnego. Raz, jak Ludwik XIV jechał na wojnę, to pojechał z nim dwór, a w nim Maria Teresa (żoną Ludwika), Henrietta Angielska (bratowa Ludwika, jego kuzynka i dawna kochanka w jednym) oraz Luiza de La Valliere (kochanka z tamtego okresu jego życia). I musieli z powodu kiepskiej sytuacji, jaka zapanowała, to musieli spać w jednym pomieszczeniu w jakieś chacie. Ludwik XIV spał wówczas z całą trójką wymienioną przeze mnie i pocieszał je tym "W końcu wszyscy jesteśmy ubrani, to żadne zgorszenie", autor zaś skomentował to stwierdzeniem, iż jest to ciekawe zdanie w ustach mężczyzny, który widział wszystkie te panie nago xD
Aha. :) Podzielam twoje zdanie, bo po prostu myślę tak samo. :)
No, ja myślę. :D No, nieźle, nieźle. :D
No widzisz, moja droga. Oboje myślimy tak samo, co mnie bardzo cieszy. Tak czy inaczej jestem w pełni za tym, aby jak najwięcej młodych ludzi poznało filmy z tym wspaniałym człowiekiem, jakim był Alan Rickman. On zasługuje na to, żeby pamiętać o nim i powtarzano o tym, jaki był. Jestem w pełni za tym, aby młode pokolenie go poznało, ale nie tylko jako profesora Severusa Snape'a, bo wszak zagrał on masę innych ról godnych zapamiętania.
A teraz wyobraź sobie króla Ludwika XIV granego przez naszego Maestro, jak mówi coś takiego, co właśnie ci zacytowałem. Nie sądzisz, że to by było po prostu... Przezabawne? xD
Dokładnie.
Nie sądzę. :D A wiesz czemu? Bo wyobraź sobie, że będąc w sile wieku (a więc po pięćdziesiątce i po sześćdziesiątce) bez oporów wystąpił w kilku scenach w paru filmach w stroju Adama. I co ty na to, Igor? Wrrrrróć, Hubert? ;)
Nawiasem mówiąc niedawno miałem okazję zobaczyć zdjęcie Alana w stroju Ludwika XIV. Muszę powiedzieć, że w nim wyszedł naprawdę uroczo. Pasował do tej roli wizualnie, a znając jego talent artystyczny, na pewno grą również zagrać tę postać.
Ano tak... Nie wziąłem tego pod uwagę. To by raczej nie przeszło, masz rację xD Tak czy siak Alan jako młody aktor mógłby zagrać Ludwika XIV. Wyobraziłem go sobie jako tego podłego wicehrabiego w "NIEBEZPIECZNYCH ZWIĄZKACH" - mówiłaś wszak, że w teatralnej wersji tej historii on zagrał i użyłem wyobraźni. I wyobraziłem go sobie tak dobrze, że gdyby zmienić kilka szczegółów w wyglądzie, to byłby wymarzony młody Ludwik XIV.
Tak. Leonardo "Nareszcie Dostałem Oscara" (o sorry, wówczas jeszcze "Kiedy Wreszcie Dostanę Oscara?" :D ) Di Caprio świetnie się sprawdził jako młody Ludwik XIV, a nasz Maestro jako Ludwik XIV w sile wieku. ;)
Przeszłoby, przeszło. Po prostu wyobraź sobie tegoż samego króla, ale w innej roli i w stroju Adama. ;) To fakt. Właściwie, powinien więcej grać amantów, a nie drani. :)
He he he. No właśnie. Leonardo DiCaprio był doskonałym Ludwikiem XIV i Filipem Żelazną Maską, choć zauważ, że w tę podwójną rolę doskonale wcielili się też Richard Chamberlain oraz Beua Bridges. Tego ostatniego pamiętasz, a w jednej scenie on i Sylvia Kristel byli jak Adam i Ewa... Wiesz, co mam na myśli xD To takie nawiązanie do tego, co mówisz o Alanie w stroju Adama :)
Tak czy inaczej muszę powiedzieć, że Alan sprawdzał się w roli drani, ale powinni dawać mu więcej szans na zagranie dobrych postaci :)
No widzisz, pamiętasz doskonale tę scenkę, o której mówię. Wyobraź sobie więc młodego Alana Rickmana w podwójnej roli Ludwika XIV i Filipa Żelaznej Maski. Ciekawe, jakby zagrał obie te postacie. Moim zdaniem naprawdę to by było coś ciekawego :)
Właśnie, nasz Maestro nadawał się do każdej roli. Dobrze więc, że nie pozwolił się zaszufladkować, co spotkało wielu naprawdę wspaniałych aktorów. Niestety niejeden przez zaszufladkowanie nie miał okazji rozwinąć należycie swego talentu.
Zagrałby tak, że prezydent Francji z zachwytu zechciałby mu zaproponować obywatelstwo Francji. :)
Dokładnie. Bardzo dobrze.
Hmm... To bardzo interesujące, muszę powiedzieć. Ale czy naprawdę można dostać obywatelstwo Francji za doskonałą zagraną rolę, która na swój sposób ten kraj rozsławia? Bo jestem ciekaw, czy to takie żarciki, czy też sama prawda i tylko prawda :)
Nie ukrywam, że naprawdę cieszę się, iż nasz drogi Maestro nie został zaszufladkowany. Tak wspaniały człowiek nie powinien paść ofiarą zaszufladkowania. Dobrze, że dali mu się rozwinąć jako genialnemu aktorowi.
A więc tylko żartowałaś, tak? Ładnie to tak sobie ze mnie żartować, co? xD Ale w sumie sama mówisz, iż masz pewne wątpliwości, czy to na pewno tylko żart, a może właśnie jest w tym sporo prawdy? xD
No widzisz. Oboje się więc cieszmy z tego wszystkiego, moja kochana rozmówczyni :) Nie ukrywam, że Alan kiedyś mi się tylko ze złymi rolami kojarzył, ale miło mi go było zobaczyć w roli dobrej postaci :)
Rozumiem. A często ci się tak zdarza myśleć na głos, moja droga panno Joanno? xD
Alan po prostu był doskonałym aktorem, choć moim zdaniem rolę Tybalta mógłby zagrać jeszcze lepiej, gdyby tak twórcy tej wersji "ROMEA I JULII" dali mu się jeszcze bardziej wykazać, choć i tak mu się dali wykazać, ale moim zdaniem mogliby mu dać swobodę działania i wtedy Tybalt to byłby jak Szeryf Jurek - doskonały :)
Bardzo często. Ale na szczęście poza mna nikt tego nie słyszy. :D
Nie zapominaj, że Szeryf był jedną z najważniejszych postaci w filmie, a Tybalt w sztuce też był ważny, ale jednak nie wokół niego koncentrowały się najważniejsze wydarzenia, tylko wokół tytułowych bohaterów i konfliktu obu rodów. :)
Właśnie, na całe szczęście poza tobą nikt tego nie słyszy. Inaczej mogliby pomyśleć, że masz jakieś wizje jak twoja wielka imienniczka, Joanna d'Arc, która... spłonęła za swoje wizje na stosie. Nieciekawa perspektywa xD
No tak, masz rację. Szeryf był jedną z najważniejszych postaci w filmie, z kolei Tybalt był postacią raczej drugoplanową i może masz rację, że nie przykuwał on uwagi widzów tak bardzo mocno jak tytułowi bohaterowie. Ale tak czy siak jestem pewien, że Alan mógłby zagrać jeszcze lepiej, gdyby dano mu szansę :)
Owszem, to nie było fair, ale jak powiedział pewien imperator "Życie nie jest fair". Tak czy siak naprawdę uznanie cię za nawiedzoną jest lepsze niż spalenie na stosie xD Ale mimo wszystko lepiej nie mówić na głos zawsze swoich myśli. To nie zawsze dobrze się kończy :)
He he he. Wiesz, to jest naprawdę ciekawa propozycja. Ciekawe, jakby on wypadł jako Romeo Monteki. To bardzo interesująca perspektywa. Wielka szkoda, że już jej nie zrealizujemy :)