Z tym mam taki problem... Madame Giry mówi Raoulowi (jak ten idzie ratować Kryśkę), żeby trzymał rękę na wysokości oczu. Upiór powtarza te słowa kiedy przywiązuje go do kraty...
O co chodziło??? Żeby się nie przestraszył jego twarzy???
Proszę o wyjaśnienie...
Więc co?
Widzę, ze wersja z sierotami się najbardziej sprawdziła :P
Agata Rousseau jestem ;D
Więc Wiedźmo, pełnisz rolę piastunki :D
To w końcu jak piszemy??? Mamy jakiś plan???
........................
........................
........................
"Biedny Upiór, jak pamiętamy, na koniec POTO opuścil swoje leże tajnym przejściem przez lustro. Jak również winniśmy pamiętać wyszedł stamtąd bez cieplej odzieży, w samej jeno koszuli rozchełstanej, porcięta miał mokre od latania po wodzie celem uduszenia Chagny'ego a pierś spoconą (ach ten pot, perlący się na muskularnym popiersiu...). a była wszakże zima. Wyleciał ten nasz Upiór w styczniową pogodę, w śnieżycę, siadł na swojego karosza i pogalopował na oślep gdzie oczy poniosą. Jechał, jechał, opuścił Paryż I sie biedak w drodze przeziębił, dreszcze, gorączka, majaki, słania się biedny na siodle, niedobrze z nim, a tu noc ciemna i głucha, okolica odludna... dobrze że kon miał więcej rozumu od jeźdźca bo doniósł nieprzytomnego na dziedziniec jakiegoś chateau, w którym mieszkała gromadka cudnych i uroczych dam (tu wchodzicie do akcji). Rżenie i tętent zbudziły oddźwiernego, który z opóźnionym zapłonem stwierdził że, szczęśliwie dla Upiora, zapomniał zamknąć bramę, z lekka przedawkowawszy wino do poduszki. Odźwierny zatem bramę zamknął, po czym, widząc człowieka bez zmysłów, twarzą bezwładnie wspartego na końskiej szyi, obudził panienki. Te, jako że dobre serduszka miały, kazały Upiora, który w gorączce "Christine, Christine..." powtarzał, nieść do gościnnej komnaty, a sługi pobudziwszy kazały gorącą kąpiel natychmiast gotować i wina grzanego z ziołami leczniczymi przyrządzić, żeby biednego, zlodowaciałego Eryka rozgrzać...
Kto dopisze ciąg dalszy?
Winterm
Eryk powoli z trudem otworzył oczy. Zalała go fala jasnego światła dnia. Przymrużył je szybko próbując przypomnieć sobie gdzie się znajduje. Co robi w tym ogromnym łóżku, w obcym pokoju, wystawiony na światło dnia? Dotknął twarzy. Był bez maski. Pod palcami czuł nierówności i blizny skóry. Przez głowę przelatywały mu setki bezładnych myśli, ale żadna nie przynosiła wyjaśnienia, jak się tu znalazł. Z wysiłkiem odtwarzał ostatnie wydarzenia, które zapamietał. Przedstawienie, uwięzienie Raula, pocałunek Christine, krzyk napierajacego tłumu. Potem następowała pustka. Serce ścisnął mu ból upokorzenia i rozpaczy. Leżał przez chwilę nieruchomo starając się zapanować nad wzrastającą paniką i przerażeniem. Ostrożnie, spod przymkniętych powiek rozejrzał się po pokoju.
....
Nagle jego uwagę przykuły niewyrażne odgłosy dochodzące zza drzwi. Kroki najpierw ledwo słyszalne, teraz wyrażnie zbliżały się. Cicho zaskrzypiały otwierany drzwi. Eryk ani drgnął, z wysiłkiem próbując zapanować nad oddechem. Bardziej wyczuwał niż widział przez przymknięte powieki podchodzącą do łóżka postać młodej kobiety. Jego napięte mięśnie były gotowe do skoku w każdej chwili. Dziewczyna powokutku, starając się nie rabić najmniejszego hałasu okrążyła łóżko i stanęłą u węzgłowia. Była tak blisko, że prawie czuł jej zapach..
Johanne la Share z ciekawością przyglądała się śpiącemu mężczyźnie. Zdeformowana połowa twarzy, prawie łysa czaszka pokryta kępkami rudawych włosów nie przyciagała jej uwagi tak bardzo, jak przepiękne rysy drugiej części twarzy. Jakaż tragedia była udziałem tego mężczyzny? Kim była Christine? Zmarła kochanką? A może dramat, który tak go oszpecił sprawił, że ukochana go odtrąciła?
Johanne wygładziła poduszkę przy jego twarzy, sprawdziła, czy na stoliku jest dostateczna ilość wody, gdyby się obudził i chciał napić. Gdy zblżała dłoń do jego czoła by zobaczyć, czy w dalszym ciągu ma gorączkę, śpiący nagle drgnął odsuwając głowę i złapła jej rękę. Dziewczyna krzyknęła. Zielonkawe oczy nieznajomego wpatrywały się w jej twarz.
Zena
-Co tu się dzieje?- zapytała Agata podobnie jak reszta dziewcząt ze zdziwieniem wpatrująca się w całą sytuację
-Proszę mnie puścić, naprawdę, ja nie chciałam Panu krzywdy wyrządzić, proszę już...-Zielone oczy dziewczyny błagalnie wpatrywały się w mężczyznę a ten zwolnił uścisk i począł dokładnie mierzyć wzrokiem przybyłe
Wiedźma
- Proszę leżec spokojnie -powiedziala jedna z nich, drobna kobietka odziana w czerń. - Gorączkowal pan przez całą noc, proszę więc teraz wypoczywać.
Usta męzczyzny poruszyły się.
- Gdzie... jestem..? -wyszeptał.
- W gościnnych progach Chateau Mignon, drogi panie - odparla dama w czerni. - Ja nazywam się Eve Corbeau, a to Johanne, Agata, [tu prosze wstawić swoje imiona moje panie, bo wszystkich nie pomnę]. Jakże pańska godność?
Nieznajomy zmarszczył czoło, jakby próbowal sobie coś przypomnieć. Po chwili jego oczy rozbłysly.
- Erik... Mam na... imię... Erik.
- A zatem, drogi panie Eriku, nie będziemy panu dłużej przeszkadzać. Niech pan spróbuje zasnąć. Dziewczęta, proszę, nasz gość potrzebuje spokoju."
"Dziewczęta opuściły pomieszczenie w ciszy, ale zaraz potem wszystkie znalazły się w pokoju Johanne ,którą wypytywały, jedna przez drugą o najmniejsze szczegóły. Panował taki gwar że Johanne nie mogła zebrać myśli na jakąkolwiek odpowiedz . U progu drzwi stały Darline i Agata i wpatrywały się w bezradną dziewczynę.
-Może jej jakoś pomóc, ona zaraz oszaleje. - Powiedziała Agata.
-Da sobie rade.- Odpowiedziała Darline uśmiechając się do Johanne .
Zaraz potem do pokoju weszła Eva.
-No już zostawcie ją, proszę! Wszystkie do swoich pokojów , rozejdźcie się ... no już.!
Eva bezceremonialnie rozgoniła swoje młodsze koleżanki. Na twarzach młodych panienek malowało się niezadowolenie. Agata i Darline wraz z niedawno przybyłą do domu Pauline weszły po cichu do pokoju Johanne.
-No, a teraz opowiadaj-odrzekła Pauline siadając na brzegu łóżka-Co się tam wydarzyło?
-Ależ nic takiego, nie rozumiem o co ten cały zgiełk- odrzekła Johanne z wyraźnym zakłopotaniem w głosie- ja po prostu... to nic, naprawdę.
-Posłuchaj, przecież widziałyśmy, weszłyśmy do pokoju i... czy on Cię chciał skrzywdzić Johanne?
-Dajcie spokój dziewczyny, chciałam tylko sprawdzić czy jemu gorączka spadła, no i chwycił mnie za nadgarstek i patrzył... ten wzrok...Wybaczcie, chciałabym odpocząć, możecie mnie zostawić w spokoju na jakiś czas?- Rzuciła rówieśniczkom błagalne spojrzenie -Proszę.
-Idziemy -Rzuciła Darline i wskazała dziewczyną na drzwi -Chodźcie już.
-Opowiesz nam wszystko później, dokładnie, prawda? - z nadzieją spytała Agata -No nic. Dziewczęta idziemy coś zjeść!
Po czym z szumem spódnic i sukien, wszystkie opuściły pokój.
Johanne została sama. Myślała...
Tymczasem Agata i Pauline wróciły do pokoju gościa, niosąc tacę z posiłkiem oraz imbryk wybornej ziolowej herbaty, dobrej na uspokojenie nerwów i pokrzepienie ciała. Chory jednak nie chcial jeść, więc postawiły tacę na stoliku przy łóżku.
-Eriku - zaczęla Pauline - jak to się stało że się pan tu znalazł?
Erik, w odpowiedzi, błysnąl tylko nieufnie oczami
- On nam chyba nic nie powie -szepnęła Pauline. - Lepiej zostawmy go w spokoju. Chodźmy do salonu. Gdyby pan czegoś potrzebował - dodała głośniej - niech pan nie obawia się wołać.
Dziewczęta dygnęły i szybkim krokiem wyszły z pokoju, Pauline jeszcze zdążyła posłać przybyłemu ciepły uśmiech choć mężczyzna nie zwracał na to uwagi. Kątem oka widziała jak nerwowym wzrokiem odprowadza je do drzwi, jakby się bał, nie wiadomo jednak czego. Jego zachowanie wobec nich nie było miłe, uratowały go od śmierci przez zamarznięcie, karmiły i poiły a jednak nie okazywał ani cienia wdzięczności. Jednakże nie sposób było im go znienawidzić, jego twarz i zachowanie wzbudzało w nich smutek i współczucie dla tej zapewne pokrzywdzonej przez życie istoty.
Na korytarzu dziewczęta podzieliły się spostrzeżeniami.
-On jest taki niewdzięczny - mruknęła Pauline - chociaż z drugiej strony budzi litość.
-Tak masz rację - odpowiedziała Agata. Obie głęboko zatonęły we własnych myślach i milczące zeszły do salonu, gdzie ujrzały resztę dziewcząt, śmiejących się z czegoś przy kominku.
A tymczasem Erik, wreszcie sam w pokoju, próbował rozwikłać zagadkę swojego pobytu w tym dziwnym miejscu. Stadko dziewcząt pojawiające się regularnie budziło w nim tyleż irytacji co ciekawości. Nic nie robiły sobie z jego szpetoty, jakby jej nie widziały, były troskliwe, zdawałoby się, gotowe spełnić każde jego życzenie. Coś na kształt śmiechu zadrgało mu w duszy. Jakaż odmiana, po latach spędzonych w samotnści, ludzkiej nienawiść i strachu. Za kogo one mnie biorą? Powoli w jego umysle zaczynał powstawac plan wykorzystania tej dziwnej sytuacji. Za sobą pozostawił zrujunowany gmach opera i swgo domu. Czy miał jeszcze do czego wracać? Jak uporać się z dojmującą ciszą? Blaskiem słonecznego dnia? Jak zniesie brak muzyki, która towarzyszyła mu w każdej minucie życia?
Z barku innego zajęcia zaczął rozglądać się po pokoju.
Urządzony z gustem, w jasnych kolorach. Cóż za ironia losu! Erik uśmiechnął się do siebie. Duże okna w dębowych ramach z zupełnie odsłoniętymi zasłonami. Trzeba to zmienić. Po chwili pokój tonął w półmroku.
Tak lepiej - pomyślał. Ponownie siadł na łóżku i zaczął nasłuchiwać. Zdaje się, że z dołu dobiegają jakieś śmiechy. W tym domu panuje dziwna atmosfera.
Ta atmosfera miała w sobie to czego on nigdy w życiu nie zaznał.
Ciepło, miłość...
Słuchał dalej...
Wtem w całym domu nastał moment ciszy po czym wszystkie pokoje wypełniła prosta a zarazem przyjemna dla ucha melodia. Ktoś grał na pianinie. Tylko tego mu było teraz brak. Dźwięku muzyki. Nie było to nic godnego takiego mistrza jak on, ot zwykła piosenka. A jednak nie mógł się jej oprzeć, wstał, podszedł do drzwi i przyłożył do nich ucho. Z czasem do melodii dolączył też śpiew i klaskanie rąk.
Panienki śpiewały prostą, krótką piosenkę. O kwiatach, ogrodzie... Lekka i przyjemna do ucha. Tym bardziej, że dziewczęta dysponowały dość czystymi altami, mezzosopranami i sopranami. W połączeniu ze świetnym akompaniamentem, całość była miła dla słuchaczy.
Erik zapragnął swojej muzyki.
"Może da radę wykraść się w nocy i samemu spróbować zagrać?"
Przez chwilę oddał się tej błogiej myśli...
Tok jego myśli przerwał brzęk sztućców i stukot talerzy. To przypomniało mu o bardziej przyziemnych potrzebach i pierwszy raz od czasu wyjścia tamtych panienek zainteresował się zawartością srebrnej tacy, stojącej na stoliku przy wezgłowia łózka.
Już dawno nie jadł z takim apetytem. Pieczona szynka, bakłażany w słodkim sosie, chrupiący, świeży chleb, tylko wino wydało mu się dziwnie cienkie i zbyt słodkie. Trzeba to będzie naprawić. Pochłaniał posiłek wielkimi kęsami. A w głowie krystalizoawał mu sie jedna myśl - jak wykorzystac te słodkie istoty by powrócic do swego dawnego życia. Czy to jeszcze mozliwe?
"Być może, skoro są takie miłe i posłuszne, uda się je namówić aby przynajmniej na jakiś czas oddały instrument do mojego użytku?"
Zastanowił się lecz szybko odrzucił tę myśl. Z drugiej strony jednak nie dawała mu ona spokoju, chęć ponownego dotknięcia klawiszy... Muzyka była jedyną rzeczą jakiej teraz potrzebował...muzyka... jego lekarstwo na ból, ukojenie, niezastąpiona przyjaciółka, jedyna towarzyszka w cierpieniach... Tylko jedno mogło się z nią równać. Ona. Christine.
Na myśl o niej stracił nad sobą kontrolę a srebrna taca wymknęła mu się z rąk i z głośnym hukiem upadła na ziemię...
Na to wszystkie odgłosy na dole umilkły. Po chwili rozległy się jakieś szepty i pomruki a następnie tupot kilku par nóg na schodach i w korytarzu. Nieśmiałe pukanie do drzwi.
-Nic się panu nie stało? - pytał jakiś nieśmiały głos. - Wszystko w porządku?
Odpowiedziała cisza.
-Proszę pana? - głos powtórzył. Teraz był bardziej natarczywy. - Można wejść? - i nie czekając na zachętę drzwi otworzyły się.
Oczom nowo przybyłych ukazał się smutny widok.
Erik, tajemniczy nieznajomy stał ze zbolałą miną i wzrokiem pełnym boleści nad tacą z rozbitą zastawą.
-Och! - komuś wyrwał się jęk.
-Służba! Podać nowe nakrycie panu! - kolejna osoba zakomenderowała energicznie.
Kamerdyner Józef galopem przemierzył odległość dzielącą go od kuchni, by po chwili wrócić z nowym nakryciem.
Tajemnicza dama w czerni wzięła od niego tacę i wniosła do pokoju.
-Proszę - rzekła stawiając jedzenie i napój na stoliku. - Może pan przejdzie do pokoju obok? Służba tu posprząta."
"Uczynne panienki wyprowadziły Erika z pokoju i troskliwie posadziły w wygodnym fotelu przy kominku. Mme Eve przyjrzała się uważnie bladej twarzy nieznajomego. czerwone blizny znieksztalcały prawy policzek i skroń, ale lewa brew zarysowana była śmialą linią, oczy nieznajomego zaś były zielone niczym morska toń. Tak, uśmiechnęła się w duchu Eve, zielone jak morze u wybrzeży Szkocji. Tymczasem Erik, nieco skrępowany, sięgnął po gazetę leżącą na stoliku, a przywiezioną tego popołudnia z Paryża. Rozłożył ją, spojrzał i... Jego twarz skurczyła się w grymasie bólu a dłonie jęły kurczowo miąć strony paryskiego dziennika.
Tymczasem Józef wyłonił się z gościnnej sypialni.
- Gotowe, Madame. -rzekł, chyląc głowę.
_Pauline! Jehanne! Pomóżcie panu wrócić do pokoju! - Zakomenderowała Eve. Panny ujęły Erika pod ręce i zanim zdążył zaprotestować już prowadziły go do łóżka.
-Ciekawe - mruknęła Eve, podnosząc z podłogi i rozprostowując zwiniętą w kulę gazetę. Na pierwszej stronie czerniał wielki napis: "Pożar w Operze Populaire!" "
odtąd piszemy
Jak widzicie tu mamy całość.
I zaczynamy pisać od tego momentu.
Marto może zaczniesz? ;P
Ej tz. kiedy? ;P
Bo wiesz...
Tak czekamy aż coś ruszy i w ogóle ^^
No byle szybciej :]
To zaczynasz?
Bo pisujemy tutaj. ;P
Zacznij najlepiej w ciągu 10 minut 8)
hia hia.
potem ewentualnie wyskoczy Zenka albo ja.
E?
Co ty wypracowanie piszesz?
Kotek wystarczy fragmentami!
Krótkimi!
Potem ktoś inny dopisuje resztę, na tym cała zabawa polega...
Pauline i Joanne pomogły położyć się Erickowi do łóżka. I kiedy wyszły nieznajomy zaczął się rozglądać po pokoju. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Z gorączką, majakami nie interesował się tym gdzie się konkretnie znajduje.
Było to miłe i skromne pomieszczenie. Przez wielkie okno wpadały promienie zachodzącego słońca wprost na potężne, dębowe łóżko. Tuż obok tego łoża znajdowała się szafka na której dziewczęta pozostawiły wodę. Po prawej stronie od okna stała szafa a tuż obok niej duże lustro, które w tej chwili odbijało całą sylwetkę Ericka.
Podszedł do niego, bardzo powoli, na jego twarzy malował się wstręt i lęk. Wyciągnął rękę i delikatnie przesuwał ją po gładkiej powiechrzni lustra, dotykając jakby swojej twarzy.
To właśnie ta twarz sprawiła, że jego losy potaczyły się tak a nie inaczej. Często wyobrażał sobie co by było gdyby wyglądał inaczej...Może byłby muzykiem? Na pewno...Może otworzyłby swoją operę? Miałby żonę, dzieci...Po prostu szczęśliwe życie.
Nagle rozległo się ciche, jakby trochę nieśmiałe pukanie. Do pokoju weszła młoda, drobna dziewczyna, nie miała więcej niż szesnaście lat. Miała piękne brązowe włosy, piwne oczy i kilka wyraźnych piegów na nosie. Nie popatrzyła się wcale na tę osobę do której zaczęła mówić.
- Jeżeli będzie czegoś Pan potrzebował - zaczęła powoli patrząc się w podłogę - Proszę nas zawołać.
Nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Po chwili była zmuszona podnieść wzrok. Popatrzyła z lękiem na twarz nieznajomego. Nigdy nie widziała takiej twarzy. Po tym dłużym o wiele spojrzeniu w którym można było wyczuć strach i obawę ze strony dziewczyny ktoś zawołał.
- Martha choć już na dół...
Erick skinął głową, dając do zrozumienia, że przyjął jej słowa do wiadomości, odwrócił wzrok i bardzo powoli ruszył w stronę łóżka.
Kiedy mężczyzna usłyszał odgłos zamykanych drzwi, łzy zaszkliły się w jego oczach. Zrozumiał, że jego wygłąd to jego przeklęstwo, odraza u wszystkich. Wiedział, że nic nie może tego zmienić...
***
Martha zeszła na dół do salonu. Gdy weszła do pokoju, wszystkie osoby spojrzały na nią z zaciekawionymi spojrzeniami.
- Powiedziałaś mu? - zapytała Madame Corbeau
- Tak, madame - odpowiedziała dziewczyna
- Co my z nim zrobimy, przecież nie może tu długo zostać - rzekła Agata
- Najpierw niech wydobrzeje, a potem zobaczymy... - powiedziała Eve, która w tym momencie, czytała gazetę.
Dziewczęta patrzyły na siebie zaciekawionymi spojrzeniami. Żadna nie miała odwagi nic powiedzieć. Wszystkie były zdziwione tym wydarzeniem.
- Kim on jest? - przerwała wreszcie tą napiętą ciszę Pauline.
....
no fajnie wreszcie ruszyło 8)
-Wydaje mi się - rzekła konspiracyjnym szeptem Darline - że ona ma coś wspólnego z tą katastrofą w Operze.
Dziewczęta stłoczyły się w cisną gromadkę przy niezwykłej informatorce, a Darline potoczyła po zaciekawionych twarzą tryumfującym wzrokiem.
-Więc... - jeszcze bardziej zniżyła głos - służba już zaczęła gadać. Podobno panienka z Robinoux - tu mówiąca drwiąco wykrzywiła pełne usteczka - opowiadała przyjaciółce, że jej brat, wiecie ten baron? No mniejsza z tym. Więc ten jej brat był na przedstawieniu "Don Juana Tryumfującego". To wtedy nastąpiła ta katastrofa, tajemnicza zamiana tenora, porwanie divy, która podobno nazywa się... Christine! Mało tego. Każdy w Operze mógł mniej lub bardziej dokładnie zobaczyć owego tajemniczego tenora-porywacza, bo owa Christine ściągnęła mu maskę, która miał na sobie. Podobno, prawa strona twarzy była zniekształcona i w ogóle... - jęknęła Darline i zaczerpnęła głęboki oddech. - A nasz gość? Przybył nocą, nocą kiedy spłonęła Opera, bez płaszcza nawet. To logiczne iż salwował się ucieczką. - zakończyła z uśmiechem zadowolenia.
Oczy dziewcząt błyszczały podnieceniem.
-Naprawdę myślicie, że to on spowodował katastrofę w operze? - spytała Pauline
-Całkiem możliwe, ale - przerwała Agata - sam pewnie nic nam nie powie - zakończyła smutno.
W grupce przeszedł jęk zawodu.
Wtem, rozległo się donośne i natarczywe pukanie do drzwi.
-Kto otworzy? - szeptały dziewczęta.
-Jóóózeeefieeeee!
Wierny odźwierny chcąc nie chcąc podszedł do drzwi. W progu stał komisarz policji.
[piękne co? xD]
- Dobry wieczór - powiedział komisarz. Był to otyły, pozbawiony szyi mężczyzna - Mogę wejść?
- Tak proszę - powiedział Józef i zaprowadził go do salonu
- Jestem w sprawie - zaczął ale szybko urwał widząc, że jedna z dziewczyn trzyma gazetę w ręku - Ale panie chyba już wiedzą...
- Tak - powiedziały równocześnie
- Więc szukamy...sprawcy. Jest on, że tak powiem łatwo rozpoznawalny. Szukamy mężczyzny o zniekształconej twarzy, który spowodował tą katastrofę - dodał wskazując na gazetę - Może panie widziały kogoś takiego w okolicy?
Po długim milczeniu. Madame Corbeau wstała i powiedziała z bardzo poważną miną.
- Niestety nie możemy pomóc, panie komisarzu. Ja razem z dziewczętami dopiero dzisiaj popołudniu wróciłyśmy do domu. Byłyśmy przez parę dni u mojego brata nad morzem. Dowiedziałyśmy się o całej sprawie dopiero z gazety i od służby.
Dziewczyny za plecami Madame Corbeau posłały sobie zaciekawione spojrzenia. Ale na szczęście tego komisarz nie zauważył.
- Więc nic tu po mnie. Jednak gdyby... - zaczął
- Dobrze powiadomimy policję jak zauważymy coś dziwnego - rzekła Madame
- No to dziękuję. Do widzenia miłego wieczoru...
Komisarz ukłonił się i wyszedł
- Madame czemu pani skłamała? - zapytała Martha, podchodząc do okna.
...
Tajemniczy uśmieszek przebiegł po ustach madame.
-Och. Kłamstwo? Ja bym raczej powiedziała... zatajenie niektórych faktów. Faktów o których nikt nie powinien się dowiedzieć - stwierdziła z naciskiem. I jeszcze jedno. Byłabym bardzo wdzięczna gdybyście nie zawracały cały czas głowy naszemu gościowi i...
Wpół zdania przerwał jej stanowczy stukot do drzwi.
-Kogo tam niesie... - mruknęła z irytacją Agata i skinęła na Józefa, ciągle stojącego w holu, by poszedł otworzyć.
-Madame. Dziewczęta. - znów policjant! - ośmielam się jeszcze raz przeszkodzić. - Czyj jest te spieniony karosz stojący na samym początku stajni? W boksie który powinien być pusty...
Kary koń stał bowiem w boksie, który przeznaczony był dla dodatkowego rumaka. I, jak dobrze wiemy, nie należał do żadnej z dziewcząt.
Dziewczęta nerwowo popatrzyły po sobie, najstarsza z nich wstała
-Wybaczy Pan, niestety nikogo takiego nie spotkałyśmy, ostatnio doskwiera taki mróz, że dość rzadko wychodzimy na zewnątrz, zapewniam jednak pana...
-Tak, rozumiem, rozumiem jednakże gdyby któraś z szanownych Pań cokolwiek widziała lub słyszała, to... po prostu proszę nas powiadomić. I uprzedzam, ten osobnik może być bardzo niebezpieczny lecz skoro żadna z was...Lepiej już pójdę, nie będę zawracał głowy, jeszcze raz przepraszam za najście... Dziękuję za uwagę i do widzenia, miłego dnia życzę...
- Nawzajem- mruknęły dziewczęta,
Mężczyzna odwrócił się na pięcie i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. Nastąpiła cisza.
Dobra i ustalamy która pisze jaką część...Żeby nie było marnowania czasu.
To kto pisze następną. Ja na razie nie mam pomysłu
"Tajemniczy uśmieszek przebiegł po ustach madame.
-Och. Kłamstwo? Ja bym raczej powiedziała... zatajenie niektórych faktów. Faktów o których nikt nie powinien się dowiedzieć - stwierdziła z naciskiem. I jeszcze jedno. Byłabym bardzo wdzięczna gdybyście nie zawracały cały czas głowy naszemu gościowi i...
Wpół zdania przerwał jej stanowczy stukot do drzwi.
-Kogo tam niesie... - mruknęła z irytacją Agata i skinęła na Józefa, ciągle stojącego w holu, by poszedł otworzyć.
-Madame. Dziewczęta. - znów policjant! - ośmielam się jeszcze raz przeszkodzić. - Czyj jest te spieniony karosz stojący na samym początku stajni? W boksie który powinien być pusty...
Kary koń stał bowiem w boksie, który przeznaczony był dla dodatkowego rumaka. I, jak dobrze wiemy, nie należał do żadnej z dziewcząt."
No więc...
-Ach, ten, to... prezent dla mojej kuzynki, piękny, nie prawda Pan?
- Tak, rzeczywiście, nadzwyczaj piękny... to ja już pójdę, ponownie przepraszam, żegnam- odpowiedział i skierował się za drzwi, po czym odwrócił się i dodał- Ale gdyby Panie coś wiedziały lub...
- Ależ dobrze. Żegnam.
-Och mógłby dać nam spokój! - Pauline w złości tupnęła nogą.
-Przestań się wściekać. Idziemy jeszcze pośpiewać? - próbowała łagodzić Johanne.
-Taaak. Niezła myśl, tylko ja jakoś nie mam na to ochoty. Czy mi się wydaje czy w tym domu jest przeciąg? - Agata szczelniej owinęła się szalem. - Naprawdę. Zupełnie jakby drzwi od kuchni były otwarte. Jóó... sama pójdę sprawdzić.
Po chwili z kuchni dobiegł okrzyk.
-Ha! Miałam rację, ale.... tu są jakieś ślady na śniegu! I to bynajmniej nie kucharki!
- Dziewczęta trzeba się kłaść spać. Jutro pomyślimy o tym co trzeba zrobić. Nic dzisiaj nie wymyślimy - powiedziała Pauline
Dziewczęta jęknęły niezadowolone i powoli wstawały ze swoich miejsc kierując się na pokoje.
Tymczasem na górze Erick odetchnął z ulgą. Słyszał każde słowo dziewcząt i policjanta. Na razie miał przed sobą noc spokoju.
Mini dopisek z racji iż mi się nudzi.
-A tam... tam czy to... krew jest? - zapytała teraz śmiertelnie blada Agata, kiedy towarzyszki do niej dołączyły.
-Może to... coś innego? - nieśmiało zasugerowała Pauline.
Teraz zapanowała wśród nich, można rzec, śmiertelna cisza.
-Chodźmy na górę... - ktoś rzucił luźną propozycję, ale każda myślała o tym samym.
"Co z tajemniczym nieznajomym? Teraz poszukiwanym przez policję? Och!..."
Pauline instynktownie zerwała się na nogi i pobiegła na górę do pokoju gościnnego- Jest pusty!- oznajmiła zbiegając z powrotem na dół.
Hehe.
Którą wersje wybieramy?
1. spokojną, ale mam pomysł jak urozmaicić monotonię nocy
2. z dreszczykiem emocji + krew
3. tajemnicza ucieczka
?
hę?
Dziewczyny niech się tak kończy rozdział pierwszy
Jak chcecie mogę go wam przesłać na maila.
A zaczniemy pisać rozdział II
I jeszcze jedno.
Jak tak piszemy we 3 to kolejno!
Marta
Zena
Ja
może być?
Bo tego no.
Za długo się czeka.
Ktoś napisz nie napisze a potem kłopot bo są 3 wersje.
I odpisujmy najszybciej jak możemy.
Czekanie mnie dobija xD
Dziewczyny niech się tak kończy rozdział pierwszy
Jak chcecie mogę go wam przesłać na maila.
A zaczniemy pisać rozdział II
Matro kochanie tu opowiadanie leci jednym ciągiem, ale skoro ma być zakończenie to proszę ja ciebie bardzo:
"W pokoju Erika okno było otwarte na oścież. Drzwi zresztą też. Dziewczęta domyśliły się więc, że wyszedł kuchennymi drzwiami.
Akurat teraz! Teraz kiedy zaczynała się śnieżyca! Był szalony, głupi czy jedno id rugie? Źle mu było? Och!
Z konsternacją zasiadły koło kominka.
-Milady... - powiedział odźwierny. - W stajni nie ma tego karosza... Ja...
-Dobrze, wystarczy Józefie. - przerwały dziewczęta.
Milczenie rosło...
A w oddali galopował kary koń z jeźdźcem na grzbiecie.
*Marto
**drugie
a to wszystko idzie na bloga, nie na maile.
Kto ładnie zredaguje i wstawi?
Ja to poprawiam. Bawię się w korektora. Lepiej pogrupować na rozdziały, będzie bardziej przejrzyście. Dziewczyny ja muszę lecieć bo to nie jest mój komp. Narazie
Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Podałam ci błędne hasło. Już wyslałam poprawne, w przerwie między samobiczowaniem a posypywaniem głowy popiołem.
Witamy spowrotem ...
jak widać ruszyłyśmy opowiadanko, tylko kto da na bloga?
;D