Piotr Czerkawski

Wariacje Kunderowskie – żegnamy autora "Żartu"

Hotspot
/fwm/article/Wariacje+Kunderowskie+%E2%80%93+%C5%BCegnamy+autora+%22%C5%BBartu%22+FILMWEB-151467 Getty Images © Eamonn M. McCormack
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
https://www.filmweb.pl/fwm/article/Czy+%22Seks+w+wielkim+mie%C5%9Bcie%22+wci%C4%85%C5%BC+jest+seksi-145124
HOTSPOT

Czy "Seks w wielkim mieście" wciąż jest seksi?

Podziel się

Jak na tle "Seksu w wielkim mieście" wypadają nowe odcinki "I tak po prostu"? Czy Carrie, Miranda i Charlotte wciąż wyznaczają kierunek seksualnego wyzwolenia?

Jak na tle "Seksu w wielkim mieście" wypadają nowe odcinki "I tak po prostu"? Czy Carrie, Miranda i Charlotte wciąż wyznaczają kierunek seksualnego wyzwolenia? Obu serialom przygląda się dla nas Magdalena Ślaska. 

***

W ostatnim czasie telewizja HBO zafundowała swoim widzom kilka absolwenckich zjazdów. W maju minionego roku obsada "Przyjaciół" spotkała się w komplecie podczas specjalnego programu wspominkowego. Bieżący rok przyniósł podobą atrakcję w postaci show z obsadą filmów o Harrym Potterze. Być może, pomimo tego iż "Seks w wielkim mieście" doczekał się już kontynuacji w postaci dwóch filmów pełnometrażowych, HBO uznało, że na fali powrotów warto sięgnąć i do własnych produkcji oryginalnych. Pytanie tylko, czy zamiast z Carrie Bradshaw, Mirandą Hobbes i Charlotte York nie bawilibyśmy się lepiej z Sarah Jessicą Parker, Cynthią Nixon i Kristin Davis? I czy "I tak po prostu" nie powinno pozostać jednorazową, nostalgiczną imprezą?

Pilotażowy odcinek "Seksu w wielkim mieście" został wyemitowany ponad 20 lat temu, a mimo tego wciąż mówimy o jednej z flagowych produkcji telewizji HBO. Miliony widzów na całym świecie śledziły i wciąż śledzą losy przyjaciółek z Nowego Jorku. Choć do tych milionów zaliczam się również ja, nie mogę powiedzieć, że aktywnie uczestniczyłam we współtworzeniu kulturowego fenomenu. Opowieść o kobietach bliższych pokoleniowo mojej matce obejrzałam dopiero jako licealistka, kilka lat po zakończeniu zdjęć do ostatniego sezonu. Zrobiłam to więc jednocześnie za późno i za wcześnie. Choć zdołałam polubić bohaterki i zainteresować się ich losami, ekranowe realia już wtedy wydawały mi się przestarzałe, a problemy, wokół których kręciła się akcja, pozostawały dość odległe – choroby, finanse, zaręczyny, rozwody, starania o dzieci albo o ich brak. Stara pieśń: albo dojrzewasz równolegle z bohaterkami, albo oglądasz wszystko przez grubą szybę. 

Jeśli fabuła była dla mnie wciągająca, to między innymi dlatego, że otwierające i zamykające każdy odcinek przemyślenia Carrie pozostawały w jakimś stopniu uniwersalne. Jej rozważania nad ludzką – a najczęściej po prostu nad męską – naturą oraz międzyludzkimi relacjami mogły jednoczyć przecież widzów w każdym wieku i pod niemal każdą szerokością geograficzną. Dzięki wyrazistym postaciom każdy mógł odnaleźć coś z siebie w którejś z bohaterek. Albo nawet w kilku naraz – konserwatywna Charlotte mogła zagnieździć się w jednym ciele z seksualnie wyzwoloną Samanthą, a zasadnicza Miranda dzielić miejsce w sercu z romantyczną Carrie. Poza tym, kilka lat po premierze, serial wciąż wydawał się nowatorski i stosunkowo odważny. Nawet teraz, dwie dekady później, wyróżnia się na tle innych produkcji. Historie, w których prym wiodą kobiety, może nie stanowią już aż takiej rzadkości, ale wciąż jest ich za mało. Na dodatek mężczyźni nie tylko zostali zepchnięci na drugi i trzeci plan, ale bywali wręcz "uprzedmiotawiani" (co jakimś cudem nie nosiło znamion kulturowego rewanżyzmu). Poza kilkoma "poważnymi" chłopakami i mężami, którym udawało się utrzymać przez kilka odcinków albo nawet sezonów (i to z przerwami), przez łóżka czterech bohaterek przewinął się cały legion jednonocnych gości. I oni stawali się zazwyczaj głównym tematem rozmów podczas słynnych spotkań przy cosmopolitanie, a następnie – inspiracją do kolejnego felietonu Carrie. Paradoksalnie, istotne w każdym odcinku oryginalnego "Seksu w wielkim mieście" pogaduszki nieco rozrzedzały feministyczną aurę serialu. Zauważyła to zresztą Alison Bechdel – serial oblał jej słynny bądź niesławny (w zależności od tego, kogo spytacie) test. Choć w niemalże stu odcinkach składających się na sześć sezonów "Seksu" cztery przyjaciółki dzielą się ze sobą różnego rodzaju radościami i smutkami, to nie ulega wątpliwości, że podstawowym tematem ich rozmów są mężczyźni. 



Wracając do spotkania po latach. Wybrana przez twórców konwencja znacznie różni się nie tylko od tradycyjnego "zjazdu absolwentek", ale również od samego "Seksu w wielkim mieście". Od pierwszego odcinka widać, że to zupełnie inny serial, zarówno pod względem formy, jak i fabularnych akcentów. Stanowiące szkielet narracji każdego odcinka w oryginalnych sezonach zewnątrzkadrowe przemyślenia Carrie zostały zredukowane do minimum. To dla mnie szczególnie zaskakujące, bo nawiązuje do nich sam tytuł "nowego sezonu" (choć powinnam chyba napisać: nowego serialu). Płynący z offu głos bohaterki wprowadzał widzów w kolejne, erotyczno-związkowe zagadnienia, następnie Carrie przechodziła do wybiórczego komentowania adekwatnych perypetii sercowo-łóżkowych swoich przyjaciółek, by na końcu wyciągnąć z nich wnioski. Pomijając fakt, że tytuł zobowiązuje, odgrywały one ważna rolę w poprzednich sezonach. 

W roku swojego debiutu, czyli w 1998 roku "Seks w wielkim mieście" uznawany był za serial odważny i rewolucyjny. Główną oś fabuły stanowiły w końcu opowieści o seksualnych relacjach z perspektywy kobiet – w dodatku otwartych i wyzwolonych. Jakby tego było mało, bohaterki były niezależne finansowo, w większości bezdzietne, a rozwój osobisty i zawodowy przedkładały nad rodzinne ciepełko. Kwestie kobiecej przyjemności czerpanej z seksu, eksperymentów w łóżku, aborcji i antykoncepcji pojawiały się w serialu zupełnie naturalnie i były organicznie wplecione w bezpretensjonalną narrację. Od tego momentu minęło ponad 20 lat, a świat zdecydowanie się zmienił. Twórcy "I tak po prostu" wydają się jednak za tymi zmianami nie nadążać. Ich serial, najzwyczajniej w świecie, jest zbyt grzeczny. "I tak po prostu" wstydzi się nawet nagości! Serialowa erotyka – kiedyś otoczone intrygującymi kontekstami sedno produkcji – dziś jest zaledwie katalizatorem innych wątków. W dodatku krępuje ją nowa, uładzona poetyka. 


Wstrzemięźliwość scenarzystów jest zastanawiająca nie tylko w kontekście "Seksu", ale również w zestawieniu z innymi produkcjami HBO. Być może więc zniknięcie Samanthy (Kim Cattrall podobno nie zdecydowała się na udział w produkcji przez konflikt z Sarah Jessicą Parker) okazało się metaforą, a nowy tytuł – symbolem. Jeszcze istotniejsza jest jednak druga kwestia – to, że seks występuje tu na marginesie innych wątków. Jeśli się pojawia, to tylko po to, by unaocznić – i to niestety w dość niezręczny sposób – że świat się zmienił. Że zmieniło się postrzeganie tożsamości płciowej, zmienił się język, którym ludzie opisują siebie i swoje potrzeby. 

Twórcy tak desperacko starają się wprowadzić bohaterki we współczesność, że zapominają o uwspółcześnieniu ich samych. Carrie, Miranda i Charlotte wydają się dosłownie zagubione w dzisiejszym Nowym Jorku. W ich życiorysach zieje czarna dziura, jakby zostały zahibernowane na etapie drugiego filmu (2010) i dopiero teraz się wybudziły. Co prawda "I tak po prostu" dużo mówi o roli mediów społecznościowych we współczesnym świecie, na drugim planie pojawia się wiele osób niebinarnych, są też i nawiązania do pandemii. Wątki te wydają się wręcz organicznymi elementami rzeczywistości. Dlaczego więc bohaterki są takie zdezorientowane? Miranda na przykład, obcując z młodszym pokoleniem na swoich studiach, zadziwiona jest dosłownie wszystkim: od istnienia niebinarnych osób po nową fryzurę wykładowczyni. Kiedyś szczera do bólu, teraz zachowuje się jak dziecko we mgle. Carrie natomiast bierze udział w podcaście na temat ról seksualnych i kulturowych – i jako najstarsza wśród rozmówców jest najbardziej konserwatywna. Ta sama Carrie z "Seksu w wielkim mieście" jest zakłopotana pytaniem o masturbację! Paradoksalnie najbardziej uwspółcześniona wydaje się Charlotte. Jako jedyna nie sprawia wrażenia, że przerasta ją pędzący świat. W pewnym momencie wygląda nawet na to, że przez lata stała się na niego bardziej otwarta. Nawiasem mówiąc, nawet w swojej nowoczesnej i poprawnej wersji serial ledwo zdaje test Bechdel. 


Podczas gdy "Seks w wielkim mieście" miał usankcjonować słuszność życiowych wyborów aktywnych zawodowo, bezdzietnych 30-latek, "I tak po prostu" celuje w wolną przestrzeń – otchłań pomiędzy wracającymi fanami a nowymi, współczesnymi odbiorcami. Te sprzeczne ambicje mogą przeszkadzać widzowi, który znał wcześniejsze losy bohaterek. Choć za wcześnie na pełną recenzję, ja osobiście czuję się zawiedziona – zwłaszcza rozpaczliwymi i spóźnionymi próbami dopasowania się do nowego świata i nowych ludzi. "Nie możemy być wiecznie takie jak kiedyś" – mówi Miranda do ubolewającej nad siwymi włosami Charlotte. Nie mogą. Z drugiej strony, ceną za "dojrzewanie" nie może być osobowość.  
40