"Fahrenheit 9/11", zwycięzca festiwalu w Cannes, nie rozgrzał amerykańskich krytyków. W relacjach prasowych częściej przeczytać można o 20-minutowym aplauzie, jakim przyjęła nagrodę festiwalowa publiczność, niż o zawartości i przesłaniu dokumentu - czytamy w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".
Michael Moore, reżyser filmu, na razie przegrywa swój pojedynek z prezydentem Bushem. Gazety i komentatorzy skoncentrowali się na oczekiwanym niecierpliwie przemówieniu głowy państwa, zostawiając na później zabawny, ale niewygodny politycznie film. Innym powodem oziębłości amerykańskich mediów może być fakt, że nagrody przyznawane w Cannes mają niewielki wpływ na popularność wyróżnionych obrazów wśród widzów w USA. Moore przyznał to w typowym dla siebie stylu, gdy na pytanie, jak Bush może zareagować na wiadomość o Złotej Palmie dla wyśmiewającego go filmu, odpowiedział: "Nawet nie wie, że jest takie wyróżnienie".
W korespondencji nadesłanej z festiwalu Desson Thomson z
"Washington Post" porównał film
Moore'a do "politycznego granatu, rzuconego w kierunku Białego Domu". Reżyser nie ukrywa, że, jego zdaniem, inwazja na Irak służy wyłącznie odwróceniu uwagi od osobistych i biznesowych związków Busha, przywódcy pozbawionego zdolności rządzenia, z arabskimi przemysłowcami, pisze Thomson.
Moore ogłosił na konferencji prasowej, że marzy mu się pokaz filmu w Białym Domu i że bardzo jest prezydentowi wdzięczny: "Ma najśmiejszniejsze kawałki w moim filmie".
Przyznanie Złotej Palmy filmowi
Michaela Moore'a "Fahrenheit 9/11" nie wywołało w Niemczech pozytywnych reakcji. "Film
Michaela Moore'a nie jest bynajmniej deklaracją niezależności artystycznej, lecz polityczną deklaracją" - napisał
"Berliner Zeitung". Dziennik jest przekonany, że zasadniczym rezultatem decyzji jury w Cannes będzie wzrost autorytetu
Michaela Moore'a w jego krytyce amerykańskiego prezydenta. "Dodaje to wartości politycznemu kinu użytkowemu i jest ostatecznym potwierdzeniem tendencji w kinie światowym w postaci odejścia od fikcji i zainteresowania się współczesną rzeczywistością" - uważa
"Berliner Zeitung". Inny berliński dziennik,
"Der Tagesspiegel", ma podobne zdanie. "
Moore jest politycznie potrzebny i jury festiwalowe w zrozumiały sposób uległo pokusie wniesienia swego wkładu w umocnienie jego pozycji" - pisze dziennik. "
'Fahrenheit 9/11' nie jest wielkim filmem i nie zawiera głębokiej analizy 'amerykańskiej polityki kłamstw'. Jest najwyżej odzwierciedleniem obecnego stanu, obliczonym na użytek kampanii wyborczej w USA."
Podobne opinie prezentuje
"Sueddeutsche Zeitung". "Można mieć różne zdania na temat wartości użytkowej i sensu
'Fahrenheita', ale nie chodzi tu z całą pewnością o wielkie dzieło" - pisze liberalny dziennik. Gazeta uznaje za ciekawe jedynie pierwsze pół godziny filmu, kiedy w chronologiczny sposób prezentowane są wydarzenia poprzedzające wojnę w Iraku, w tym drogę Busha do fotela prezydenckiego. Dziennik chwali jedynie niektóre interesujące ujęcia w filmie, wyzwalające w widzach sporo emocji, np. zestawienie obrazów zwęglonych ciał w Faludży z rozerwanymi na strzępy zwłokami irackiego dziecka.
"Sueddeutsche Zeitung" nie wyklucza, że w przyznaniu filmowi
Moore'a Złotej Palmy mogły odegrać działania zakulisowe. Chodzi o to, że zarówno szef jury
Quentin Tarantino, jak i
Michael Moore są reżyserami tej samej wytwórni filmowej Miramax.