Trochę szkoda, że
"Wizyta orkiestry" została zdyskwalifikowana z walki o zagranicznego Oscara, miałaby bowiem spore szanse nie tylko na nominację ale i na samą statuetkę. I wcale nie dlatego, że jest to Wielkie Kino, lecz dlatego że jest to kino uniwersalne, które trafia do masowego odbiorcy, a przy tym nie jest całkowitą tandetą.
Historia policyjnej orkiestry zagubionej na izraelskim pustkowiu to prosta, może nawet nazbyt czytelna metafora współczesnego świata. Ma jednak przesympatycznych bohaterów, jest ciepły, delikatny i radosny. To sprawia, że z kina wychodzi się uradowanym, nawet jeśli nie do końca wiadomo dlaczego.
To miłe, że są jeszcze twórcy, którzy potrafią w taki sposób podnosić na duchu widzów, rozprawiając przy tym o podstawowych problemach egzystencjalnych.