Wiosna to jak powszechnie wiadomo czas radości i nadziei. Z tej okazji w "Powiększeniu" prezentujemy Wam artykuł naszego użytkownika Sebastiana
"SQNboya" Pytela dotyczący kultowego seryjnego mordercy Hannibala Lectera.
SPOSOBY POBUDZANIA CIEKAWOŚCI POSTACIĄ SERYJNEGO MORDERCY W "MILCZENIU OWIEC" I "CZERWONYM SMOKU"
Wzbudzenie ciekawości i uwagi odbiorcy w tak chwytliwej materii, jaką jest film jest chyba celem każdego reżysera. Niezależnie od gatunku czy samej historii, musi być w danej postaci coś fascynującego, intrygującego, aby dana jednostka zainteresowała się, w jak największym stopniu, losami bohatera. Niezbędne jest wykreowanie historii, która zawładnie odbiorcą, proponując nowe, wcześniej nie stosowane rozwiązania fabularne, zaskakujące zwroty akcji, precyzyjnie skonstruowane sylwetki bohaterów. Wszystkie te czynniki mają za zadanie wzbudzić w czytelniku jak najwięcej emocji, dzięki którym skupi się on zarówno na strukturze intrygi, jak i jej obrazowości. Kluczem w tworzeniu scenariusza jest osoba głównego bohatera, który jest na tyle charakterystyczny, że stanowi bogaty materiał do rozważań, reprezentując tak niestandardową postawę, że poprzez jego pryzmat możemy analizować całą opowieść.
Pod względem artystycznym dzieło jest tym bardziej wartościowe im więcej satysfakcji dostarcza, im bardziej potrafi „zmusić” widza do wysnuwania własnych wniosków, do określania i precyzowania znaczeń w nim zawartych, do analizy psychologicznej postaci czy jej poczynań, które oddziałują na naszą wyobraźnię. Właśnie ta wieloaspektowość sprawia, że jesteśmy w stanie skupić naszą uwagę na tym, a nie innym bohaterze.
Fragmentaryczność – im większy jej stopień, tym większa dla odbiorcy przestrzeń w
„integrowaniu jej cech wyprowadzanych z bezpośredniej charakterystyki postaci dokonanej przez podmiot literacki dzieła” (1), poczynając od cech wyglądu zewnętrznego i cech charakterologicznych, jakie potrafimy wywnioskować przez jej działanie, myśli czy przytaczane wypowiedzi.
Thomas Harris (autor literackiego pierwowzoru) sprawił, że Hannibala Lectera trudno było sklasyfikować (szczególnie w "Czerwonym smoku", gdzie pojawia się on w zaledwie dwóch scenach i jest budowany analogicznie do pułkownika Kurtza z "Jądra Ciemności"
Josepha Conrada – większości informacji o nim udzielają nam inni bohaterowie powieści) zarówno przez czytelników, jak i przez inne postacie usiłujące na bazie zebranych przez siebie informacji (teoretycznych, operujących gamą powstałych profilów psychologicznych) czy przyporządkować określonym kategoriom. Próba takiego „upupienia” doktora przez Clarice Starling kończy się błyskawiczną i przerażająco trafną ripostą z jednoczesnym przejrzeniem badającej go jednostki.
„Chciałaby mnie pani jakoś zaklasyfikować, pani inspektor. Ma pani taką ambicję, nieprawdaż? Wie pani, kogo mi pani przypomina swoją elegancką torebką i tanimi pantoflami? Prostą babę ze wsi. Wyszorowane mydłem, pozbawione smaku wiejskie popychadło. Dobre odżywianie wydłużyło pani trochę kości, ale nadal tylko jedno pokolenie dzieli panią od tych, co ryli węgiel w kopalniach. W swoim małym pokoiku masz różaniec nanizany z małych, złocistych paciorków i kiedy patrzysz na niego robi ci się niedobrze. Trzeźwe spojrzenie zabija wiele złudzeń, nieprawdaż?” (2)
Te słowa (zachowane także w genialnej scenie filmowej adaptacji) odnoszą się poniekąd także do czytelnika / widza, który bardzo łatwo z postacią młodej adeptki FBI się identyfikuje, gdyż została ona stworzona jakby „pod niego”. Podobnie jak on (czytelnik / widz) ma pewne doświadczenie (lektura pierwszej części powieści /
"Łowcę" Michaela Manna – studiowanie kryminologii), którym może operować, lecz które okazuje się niewystarczające w starciu z osobowością wymykającą się wszelkim schematom. Zarówno czytelnik / widz jak i postać literacka (Clarice Starling) zachowują dystans w stosunku do doktora Lectera, na własnej skórze przekonując się o jego niebywałych możliwościach analitycznych. W miarę rozwoju akcji i coraz częstszego obcowania z Lecterem, postać ta nie wyzbywa się swojej tajemniczości i nie przestaje fascynować, co jest zasługą umiejętnego operowania faktami i tokiem narracji, skutkiem czego odbiorca otrzymuje, wzbudzające w nim ciekawość, szczegóły w sposób wyważony i pozostawiający miejsce na dalsze rozważania.
Jonathan Demme (wzorem
Thomasa Harrisa) tworząc postać doktora Lectera odwołał się do mrocznych zakamarków naszej podświadomości, dla której zło i jego mechanizmy są zagadnieniem niezwykle interesującym. Takie studium wypaczonego tworu zła, które łączy w sobie perfekcyjny instynkt zabójcy z niebywałą inteligencją, zmusza nas do zadania sobie pytań o istotę zła. Hannibal nie jest bowiem bezmózgim mordercą, lecz jednostką wybitną, człowiekiem lubującym się w sztuce i literaturze, znającym mechanizmy psychiki ludzkiej, obdarzonym niezwykłą inteligencją ułatwiającą mu przejrzenie każdego, kogo zechce. Jednocześnie jest on wyrachowany, zimny, bezwzględny, co czyni z niego wilka pośród stada owieczek, z którego może wybrać każdą. Nazwać go można intelektualnym potworem, wyrafinowanym estetą i smakoszem, potrafiącym doskonale manipulować ludźmi. W wybitnej kreacji
Anthony’ego Hopkinsa, Hannibal jest jeszcze bardziej przerażający i enigmatyczny niż na papierze (choć i
Brian Cox z
"Łowcę" był w tej roli bardzo przekonujący).
Interesującym zabiegiem autora / reżysera jest kontrastowanie bohaterów pozytywnych i negatywnych. W
"Milczeniu owiec" (chronologicznie drugiej części) zestawiono obraz dwóch seryjnych morderców. Znanego nam już Hannibala Lectera oraz Buffalo Billa, gwałciciela zabijającego kobiety o odpowiedniej, wyliczonej wadze, ze skóry których wyszywa sobie kombinezon, by dzięki niemu przepoczwarzyć się z larwy w pięknego motyla (z odrażającego mężczyzny w piękną kobietę). Buffalo Billa odbieramy jako postać ohydną, brudną i prymitywną, będącą stereotypem obłąkanego szaleńca, który w makabryczny sposób rozprawia się z niewinnymi kobietami (głodzenie w piwnicy by skóra łatwiej odchodziła od ciała). Ten obrazem mordercy jako typowego barbarzyńcy dowartościowuje Lectera, który mimo równie makabrycznych czynów, budzi u nas szacunek z powodu samoświadomości i inteligencji. Morderstwa, które popełnia są zgodne z jego naturą i wyznawaną filozofią:
„W wielkim ciele ludzkości, w umysłach ludzi zapatrzonych na cywilizację, wszelkie występne pokusy, które w sobie tłumimy oraz magiczna, instynktowna wiedza funkcjonują jako unieszkodliwiony wirus, przed którym organizm broni się sam. Czy popędy nie są przypadkiem wirusem, który wytwarza szczepionkę?” (3) Hannibal bez trudu potrafi rozszyfrować Billa, gdyż mieści się on w tradycyjnym zbiorze profilów socjopaty, a dużo bardziej niebezpieczną bronią jest umysł, a nie siła.
Zygmunt Freud wyróżniał trzy sfery ludzkiej psychiki. Id, czyli sfera wrodzonych, instynktownych popędów i skłonności, leżąca w podświadomości człowieka. Ego, uświadomiona osobowość człowieka, którą jest w stanie rozwijać i kontrolować. Superego, natomiast jest swego rodzaju odpowiednikiem sumienia, sferą zinterjalizowanych norm, zakazów i nakazów. Między „id” a „superego” zachodzi sprzeczność, gdyż pierwsza sfera „domaga się” natychmiastowego zaspokojenia, a trzecia jest tzw. hamulcem, samokontrolą. Hannibal w swoich rozważaniach twierdzi, że
„natura człowieka to coś, na co nie mamy wpływu. Dostajemy ją razem z płucami, trzustką i resztą bebechów. Więc, po co z nią walczyć? Niby dlaczego zabójstwo miałoby nie sprawiać przyjemności? Bóg najwyraźniej to lubi skoro robi to bez przerwy, a czyż nie jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Jego?” (4) Będąc świadomym jego rozległej wiedzy (zarówno teoretycznej, jak i praktycznej) nie trudno wywnioskować, że Lecter jest jednostką pozbawioną sfery superego, świadomą swoich hedonistycznych pragnień i popędów, które zgodnie z prawami natury powinien zaspokajać.
„Robił to, bo lubił. Nadal lubi. Nie jest szalony w taki sposób, w jaki zwykle wyobrażamy sobie szaleństwo. Popełniał okrutne czyny, bo znajdował w tym przyjemność. Ale jak chce to może funkcjonować normalnie. Nie dbał o rzeczy błahe jak większość socjopatów. Nie jest niewrażliwy. Nie wiedzą jak go nazwać. Lecter na zewnątrz wygląda normalnie i niczym się nie zdradza” (5), nie zna uczucia strachu, czy trwogi.
Aura tajemniczości otacza także sferę jego dzieciństwa, w którym większość psychologów upatruje późniejszych dewiacji (patrz Dolarhyde z "Czerwonego smoka" – chronologicznie pierwszej powieści
Thomasa Harrisa), jak i późniejszych lat jako eksperta od psychiatrii. Podsuwa tylko w miarę rozwoju akcji mrożące krew w żyłach epizody dotyczące jego „profesji”.
„Po południu, ósmego lipca siedemdziesiątego szóstego roku zaczął uskarżać się na ból w piersiach i został zabrany do ambulatorium. Zdjęto kaftan, aby łatwiej było zrobić EKG. Oto, co zrobił pielęgniarce, która się nad nim pochyliła. Złamał jej szczękę żeby dostać się do języka. Nawet, kiedy go połykał puls nie przekroczył osiemdziesięciu pięciu uderzeń na minutę” (6). Dzięki temu zabiegowi jesteśmy bardzo ciekawi tej postaci, o której wszyscy mówią ze strachem w głosie. Lecter jest, bowiem zbiorem tych wszystkich cech, które są najbardziej mroczne i zwierzęce, których nie pozwala nam uzewnętrznić nasze sumienie. Do tego jest jednostką piekielnie inteligentną, z którą liczą się i z którą korespondencyjne dysputy prowadzą najznamienitsi psychologowie. Wyczekujemy na moment spotkania z nim, aby przekonać się o mierze jego geniuszu. Informacje, które otrzymujemy o Hannibalu ujawniane są zdawkowo, precyzyjnie przedstawiając jego poglądy i filozofię, jednocześnie zachowując na tyle wysoki stopień fragmentaryczności, że postać doktora przez cały czas zachowuje swoją zagadkowość. Owa zagadkowość będącą wprowadzeniem do
"Milczenia owiec", gdzie pod postacią niedoświadczonej agentki Starling, zgłaszającej się do Lectera po pomoc w rozwiązaniu swojej pierwszej sprawy w FBI, daje możliwość dalszego zgłębienia postaci mordercy-kanibala.
Podobne stopniowanie, ujawnianie ciekawych faktów, stawiających danego bohatera w innym świetle dotyczy także mordercy z
"Czerwonego smoka". Po standardowych scenach naświetlenia makabrycznych morderstw, przedstawieniu postaci Francisa Dolarhyde’a jako człowieka o niezwykłej sile fizycznej dorównującej bezwzględności, po przeprowadzeniu skrupulatnych analiz śledczych, wydawało się, że ton opowieści nieco spadnie. W podobnych gatunkowo pozycjach pojawia się tylko jeszcze więcej dosłowności w pokazywaniu przemocy, „zaciskanie pętli” na szyi seryjnego mordercy i kierowanie historii do finałowego starcia, bez zbędnego zagłębiania się w osobowość zbrodniarza. Tymczasem autor powieści (o czym mniej lub bardziej zdawkowo wspominają reżyserzy obu adaptacji filmowych) wprowadza retrospekcję obrazującą młodość Dolarhyde’a od czasu narodzin, poprzez odrzucenie przez matkę, wyśmiewanie jego wyglądu (
„przypominał on bardziej liściastonosego nietoperza niż dziecko. Przyszedł na świat z obustronnymi rozszczepieniami górnej wargi oraz podniebienia. Środkowa część ust sterczała mu dziwnie do przodu, a nos miał spłaszczony. Dzieci nazywały go cipogębą” (7)), czy pierwsze uczucie zabicia żywego stworzenia (
„Francis nigdy nie doświadczył tak błogiego, kojącego spokoju jak wtedy, gdy mył się przy pompie na podwórku. Pogrążył się w nim ostrożnie i stwierdził, że spokój ten właściwie nie ma kresu, otacza go ze wszystkich stron. To, czego babka łaskawie mu nie odcięła, sterczało jak nagroda, kiedy zmywał krew z brzucha i nóg. Jego umysł pracował jasno i spokojnie” (8)). Owa retrospekcja zmieniła nasz punkt widzenia na temat Francisa. Przy pomocy kilku scen sentymentalnych i wzbudzających nasze współczucie, zmieniamy, pogłębiamy analizę postaci, z bezwzględnego zboczeńca i „rzeźnika”, w jednostkę odrzuconą przez społeczeństwo (wygląd zewnętrzny) i pozbawioną miłości osobę, która przez większość swojego życia była niezauważalna. John Doe, we własnej, nieistniejącej osobie. Do czasu przeistoczenia. Wtedy zapragnął licznej widowni, o czym świadczyły kawałki luster wkładane do oczodołów ofiar. Pierwsze przeistoczenie przedstawiało obraz Blake’a: człowieka smoka, stojącego z rozwianymi skrzydłami i trzaskającego ogonem nad kobietą odzianą w słońce. William Blake był myślicielem i wizjonerem, jedną z najbardziej oryginalnych postaci w dziejach kultury europejskiej. Dolarhyde widział siebie w roli takiego właśnie wizjonera, stwórcy, nadczłowieka wyznaczonego do świętej misji.
„Natchniona wizja Blake’a posiada charakter niemal zmysłowy. Poeta słucha głosów dochodzących z zaświatów, jego pióro wiedzione tajemniczą siłą kreśli na papierze litery pisma i linie rysunku. Przede wszystkim jednak patrzy, dostrzega konkretne obrazy. Spogląda na słońce i widzi nie błyszczący krąg światła, lecz chóry niebiańskie śpiewające hymn na cześć Najwyższego. Ludzkie oko spełnia dla niego podobną rolę jak tafla szkła, której nasz wzrok prawie nie dostrzega. Patrzy przez okno, lecz nie z pomocą niego” (9).
Ofiary stały się dla Dolarhyde’a środkiem w osiągnięciu celu, pochłonięte przez „Czerwonego smoka” stawały się jego siłą przyśpieszającą przepoczwarzenie. Jedyną osoba, która mogłaby jego postępowanie zrozumieć był właśnie Lecter - jednostka wybitna, nadczłowiek, którego społeczeństwo skazało na dożywotnie więzienie, nie rozumiejąc jego motywów i nie zagłębiając się w sile jego geniuszu.
„Dolarhyde czuł, że Lecter wie jak nierealni są ludzie, którzy umierają, aby dopomóc mu w tym dziele; rozumie, że nie są oni z krwi i kości, ale ze światła, powietrza i koloru. Poddawani przemianie, są jak pękające kolorowe balony. Krzyki są tym samym, czym jest kurz unoszący się spod dłuta rzeźbiarza” (10). Nie był on jednak stereotypowym mordercą pozbawionym jakichkolwiek uczuć i pierwiastków człowieczeństwa. Uczucie względem Reby McClane było w stanie wzbudzić w nim bunt przeciw smokowi i przyczyniło się do zakończenia składania ofiar w jego imieniu.
Postać, która na trwałe przykuje uwagę odbiorców i nie raz będzie powracać w zbiorowej świadomości powinna
„odznaczać się oryginalnością wynikającą z niepowtarzalnego wyposażenia wewnętrznego i psychologiczno - charakterologicznego, a także wyjątkowego kontekstu społeczno historycznego” (11). Owe tło społeczno historyczne odgrywa szczególną rolę, bowiem w dzisiejszych czasach postać seryjnego mordercy stała się bardzo medialna i zwracająca uwagę nie tylko osób profesjonalnie zajmujących się kryminologią, lecz także zwykłych zjadaczy chleba, oglądających wieczorne wiadomości. Mnogość publikacji, filmów, czy stron internetowych opisujących to zjawisko może posłużyć za przykład. Popyt generuje podaż, a ponieważ nic na świecie nie sprzedaje się lepiej niż zbrodnia i przemoc, jasnym jest, że nie zabraknie chętnych do analizowania tego fenomenu. Spójrzmy na rozwój samej osoby Lectera, który w oryginale (książkowym) był bohaterem ważnym, choć epizodycznym, w "Milczeniu Owiec" jest już postacią drugoplanową, a zamykający trylogię "Hannibal" to już główna rola (o "Hannibalu. Po drugiej stronie maski"nie będę się rozpisywał, bo to ujma dla postaci Lectera). Czytelnicy „pokochali” kanibala – zabójcę, który stał się kimś w rodzaju
„bohatera otoczonego romantycznym nimbem, który jest wygnańcem, bojownikiem, nihilistą, wodzącym za noc gliny, sądy i prawo” (12) jak mówi Karel Capek, jeden z psychologów sądowych zajmujący się tworzeniem profilów psychologicznych morderców. Skala zjawiska przyjęła niepokojące rozmiary, czego odzwierciedleniem jest zakończenie „Milczenia owiec”, opisujące brawurową ucieczkę Lectera. Wiedząc, że na wolności znowu rozpocznie swą zbrodniczą działalność, podświadomie „kibicujemy mu” w wydostaniu się na wolność (nie zwracając uwagi na śmierć praworządnych osób stających mu na drodze), gdyż jak śpiewała grupa "The Police" w utworze pokazującym mechanizm seryjnego zabójstwa spojonego z kulturą masową:
„Zbrodnię w sztukę możesz zamienić, jeśli chcesz. Kiedy odkryjesz smak tego doznania, A twój sukces satysfakcję ci przyniesie, Będziesz musiał to powtórzyć raz i drugi, Nim sumienie zaprzestanie dręczyć cię, W panteonie mrocznym, krwawych dziejach świata, Obok innych bohaterów staniesz dumnie” (13)
Sukcesu
"Milczenia owiec" i
"Czerwonego smoka" można doszukiwać się nie tylko w pomysłowej i mrożącej krew w żyłach intrydze i poetyce szoku. Twórcy tych filmów (na bazie postaci stworzonej przez
Thomasa Harrisa, co kolejny raz podkreślę) wydają się świetnie znać i opisywać nasze lęki, pragnienia i obsesje, przekładając tę znajomość na zainteresowanie, wciągnięcie widza. Hannibal Lecter bezczelnie spogląda na nas przeszywającym wzrokiem opowiadając o smaku (ludzkiej) wątroby z groszkiem, popijanej lampką Chianti. Dopuszcza się zwyrodniałych czynów pozostając ich świadomym. Jego puls nie przekracza osiemdziesięciu pięciu uderzeń na minutę.
1) Adam Kulawik, Poetyka: wstęp do teorii dzieła literackiego, Aktywa, Kraków 1994, 264 s.
2) Thomas Harris, Milczenie owiec, przekład Andrzej Szulc, Amber, Warszawa 1999, 23 s.
3) Tamże, 287 s.
4) Tamże, 225 s.
5) Tamże, 48 s.
6) Thomas Harris, Milczenie owiec, opcit. 15s.
7) Thomas Harris, Czerwony Smok, przekład Andrzej Marecki, Amber, Warszawa 1994, 162s.
8) Tamże, 176 s.
9) Jan Tomkowski, Ewa Kozubska, Mistyczny świat Williama Blake’a, wyd. Warsztat Specjalny, Milanówek 1993, 37s. 10) Thomas Harris,
Czerwony Smok, opcit, 80 s.
11) Adam Kulawik, opcit. 249s.
12) Adam Czerwiński, Kacper Gradom, Seryjni Mordercy, Muza S.A, Warszawa 2001, 345 s.
13 ) The Police, Murder by numbers, tłum. własne, Synchronicity 1983
BIBLIOGRAFIA:
Czerwiński Adam, Gradom Kacper, Seryjni mordercy, Muza S.A, Warszawa 2001, 384 s.
Harris Thomas, Czerwony smok, przekład Andrzej Marecki, Wydawnictwo Amber, Warszawa 1994, wydanie IV, 287 s.
Harris Thomas, Milczenie owiec, przekład Andrzej Szulc, Wydawnictwo Amber, Warszawa 1999, wydanie VII, 272 s.
Harris Thomas, Hannibal, przekład Jerzy Kozłowski, Wydawnictwo Amber, Warszawa 1999, 301 s.
Hołyst Brunon, Kryminologia, Wydawnictwo Prawnicze PWN, Warszawa 1998, wydanie VI, 1154 s.
Kulawik Adam, Poetyka: wstęp do teorii dzieła literackiego, Antykwa, wydanie II poprawione, Kraków 1994, 400 s.
Tomkowski Jan, Ewa Kozubska, Mistyczny świat Williama Blake’a, Wydawnictwo Warsztat Specjalny, Milanówek 1993, 205 s.