Chociaż temat był już wielokrotnie przerabiany i wydawało się, że już każdy, kto miał coś do powiedzenia o tym, zrobił to nawet po kilka razy, postanowiliśmy napisać o jeszcze jednym, znaczącym głosie w tej sprawie. Dotyka on bowiem szerszego problemu mężczyzn, na których ciążą oskarżenia o nadużycia seksualne, a których nie dotknęły - z różnych powodów - żadne zawodowe konsekwencje.
Damon Wayans, autor
"On, ona i dzieciaki", na marginesie mój ulubieniec z czasów nastoletnich, powiedział ostatnio coś o aferze wokół
Billa Cosby'ego, co jednocześnie szokuje i daje do myślenia. Otóż
Wayans wyznał, że nie wierzy w autentyczność oskarżeń 40 kobiet zgwałconych przez
Cosby'ego i uważa, że to zwyczajny skok na kasę. Doradził nawet swojemu idolowi, by póki jest na to czas, przepisał wszystko swojej żonie i szybko się z nią rozwiódł, a dzięki temu będzie mógł mówić, że nie ma pieniędzy i być może ten fakt zniechęci oskarżycielki do występowania z pozwami.
Wayans zwrócił też uwagę na niesprawiedliwość, że biali mężczyźni mają więcej przywilejów, bo np. taki
Stephen Collins czy
Woody Allen mimo wielu podejrzeń i jawnych oskarżeń wciąż działają w branży filmowej (chociaż w sprawie
Stephena Collinsa toczy się właśnie dochodzenie, nie jest on objęty żadnym aresztem i chodzi wolny po ulicach Beverly Hills).
Postawa
Wayans daje o tyle do myślenia na temat zaślepienia hollywoodzkich środowisk i chęci niedostrzegania problemów, że sam
Bill Cosby przyznał się do podawania narkotyków młodym kobietom i gwałcenia ich, gdy te były zamroczone. Jak widać, wciąż jednak zdarzają się tacy, którzy go bronią i nie wierzą w jego własne słowa.