Rich Ross, który przez ostatnie dwa i pół roku szefował Walt Disney Studios, musiał pożegnać się ze stanowiskiem. Decyzję ogłosił szef korporacji Bob Iger.
Pod rządami
Rossa Disney "zaliczył" jedną z najbardziej spektakularnych klap finansowych: straty z
"Johna Cartera" sięgnęły 200 milionów dolarów. Ale to nie jedyny powód zwolnienia.
Współpracownicy narzekali na trudny charakter
Rossa i jego nieumiejętne zarządzanie. Pojawiły się również komentarze, jak ten dziennikarza Deadline.com, że zarządzanie studiem Disneya stało się po prostu niemożliwe: siostrzane firmy i ich potężni szefowie wywierają zbyt silną presję na dyrektora Walt Disney Studios. Ich interesy niekoniecznie się pokrywają, a chodzi o najpotężniejszych producentów: Ike Perlmuttera (Marvel Entertainment),
Johna Lassetera (Pixar/Walt Disney Animation Studios),
Jerry'ego Bruckheimera oraz
Stevena Spielberga (DreamWorks).
Na swoje premiery czeka jeszcze kilka tytułów, które studio produkowało pod zarządem
Rossa. Są to:
"The Odd Life Of Timothy Green",
"Frankenweenie",
"Oz: The Great And Powerful",
"The Lone Ranger" oraz
"Maleficent".
Disney zaprzecza, jakoby oczekiwane filmy miały jakkolwiek ucierpieć z powodu problemów na szczycie korporacji. Poprzednik
Rossa, Dick Cook, również został zwolniony przez Igera.