ENH: Ostatnie dni i podsumowania

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/ENH%3A+Ostatnie+dni+i+podsumowania-44877
Pot, krew i łzy, które wzruszeniem, wkur....m (irytacją), a czasem zwyczajnie bezradnym śmiechem wyssał z widzów pierwszy tydzień festiwalu, zrobiły swoje. Tradycją Nowych Horyzontów jest, że ci, którzy po tym pierwszym tygodniu, nie potykają się przechodząc z sali do sali, nie przysypiają na mrożących krew w żyłach dramatach i aplikując sobie napoje chłodzące ciągle bezbłędnie trafiają szklanką w usta, nie ulewając ani kropli – są co najmniej podejrzani. Znaczyć to musi tyle, że się haniebnie przez ten tydzień obijali. Na seanse poranne się z pryczy nie zwlekali, z klubów festiwalowych przed świtem tchórzliwie czmychali, a przerwy obiadowe robili regularnie i z grubsza po każdym seansie. Ale atmosfera festiwalowa zdaje się nie tyle męczyć, co rozrzedzać – duża porcja filmów w ostatnich dniach to powtórki – seanse drugie i trzecie – a wśród pokazów premierowych, pozycji obowiązkowych coraz trudniej się doszukać. Łatwiej za to policzyć na palcach. Zawiódł suspens, czy swoje zrobiło zmęczenie?
Wydaje się, że nawet konkurs główny odpuszcza sobie dramatyczne tony i formalne odjazdy. Miłym, ale kompletnie chłodnym, wręcz telewizyjnym doświadczeniem, okazała się projekcja dokumentalnego portretu Jarmana . Derek to zdecydowanie mało-nowo-horyzontowe dziecko: mieszanka wypowiedzi nieżyjącego reżysera i kierownej do niego inwokacji Tildy Swinton, została bogato zilustrowana fragmentami niezależnych dzieł twórcy Blue i ciekawymi materiałami archiwalnymi. Dla tych, którzy z twórcą Caravaggio, chcieliby się przekrojowo, bezboleśnie i w miarę szybko zaznajomić,Derek to atrakcyjna „piguła” („co to w zasadzie był za jeden?”, „jakie miał poglądy?”, „Czemu był ważny, a dlaczego niewygodny?”). Sympatyczny informacyjny format to jednak za mało, dla filmu, który ma wyznaczać artystyczną innowacyjność, która ma przyświecać idei konkursu. Ale takie rozluźnienie ram konkursu może mu ostatecznie wyjść na zdrowie. Jeśli się utrzyma, trudniej będzie tę sekcję zamknąć w stereotypach i postawić na niej krzyżyk, jako dość przewidywalnym zestawieniu filmów operujących może odurzającym, ale wąskim arsenałem środków. Trudniej będzie konkurs formalnie sprowadzić do niespójnej narracji i roztrzęsionych zdjęć, a tematycznie do obrazów przyprawiających o wymioty, czy śmierć przez zanudzenie. Jednak pewność, że w konkursie chciałbym wyłącznie filmów skrajnych, deklarowana bez zawahania między seansami, pryskała z prędkością światła w obliczu eksperymentów w rodzaju kolumbijskiego PVC-1. Bu utrzymać naszą uwagę nie wystarczy tu ciekawostka, że 85 minutową całość skręcono w jednym ujęciu. Zabieg ten ma zapewne wzmagać napięcie, bo historia ma zadatki na ostry thriller. Żyjąca na odludziu rodzina zostaje sterroryzowana przez złodziejską watahę. Bandyci instalują na szyi matki ładunek wybuchowy i znikają, zapowiadając, że wrócą wkrótce po pieniądze. Większość akcji dotyczy przeprawy przez dżunglę i kuriozalnej akcji ratunkowej podjętej przez kolumbijskie służby porządkowe. Trochę tu krytyki społecznej (wobec znajdującego się w kompletnej rozsypce aparatu państwa), a trochę groteski. Tyle, że nie jest jasne, czy zamierzonej, czy wynikającej raczej z niefrasobliwości twórców. Jest jeszcze problem wrażliwości narodowej. Ostatecznie całość wygląda tak, jakby ekipa południowoamerykańskiej telenoweli zrobiła na boku awangardowy, hardcore’owy projekt artystyczny. Tu każda dramatyczność, to melodramatyczność. Gdy po zdziwieniu, następuje pogłębiające się rozbawienie, trudno otrząsnąć się po ciosie zafundowanym widzom w finale przez twórców, którzy skwapliwie przypominają, że opowieść oparto na prawdziwych zdarzeniach. Spod sterty gruzów, która pozostaje z decorum, wyczołguję się wątpiącym: dowcip, hucpa, czy diametralnie różna wrażliwość geograficzna? Może warto spojrzeć na tradycyjną telenowelę nie jako na konwencję, ale owoc takiej wrażliwości?
Obok tradycyjnych tworów, które chciałoby się umieścić w przegródce z napisem „dlaczego?”, zdarzyły się na szczęście i takie cudeńka, przy których pochłonięty mózg nie miał czasu, na generowanie zbędnych pytań. Może dlatego, że oczom ukazywała się natychmiastowa odpowiedź?Moje Winnipeg pokazuje, że nie wszystkie Nowe horyzonty muszą być tak strasznie "nowe" i mogą zrodzić się z inspirującego spojrzenia wstecz. Guy Maddin tradycyjnie zainspirowany klasycznym kinem niemym, daje kolejny filmowy dowód, że zabawy i żarty warto traktować poważnie. Mityczna historia narodzin i upadku miasta, którego obraz zrasta się z psychiką głównego bohatera to solidny kawał filmowej podróży. Podróży w głąb (wstecz?) filmowej formy, ale też w głąb mitu, i psychoanalitycznego seansu podróżnika. A wszystko to ironicznie, dowcipnie i bardzo przemyślnie. Do tego pastisz w stylu Maddina nigdy nie idzie w stronę łatwej zgrywy – ostatecznym argumentem pozostaje obraz i siła jego oddziaływania. Siła impulsywna, emocjonalna.
Maddin, to jednak początek konkursu i początek festiwalu. Brak spektakularnych punktów w programie ostatnich dni, można było wykorzystać na kilka sposobów. np. po raz trzeci (i może wreszcie skuteczny) dostać się na pokaz francuskich „Strach(ów) w ciemności” - składającej się z kilku segmentów francuskiej animacji. Czarno-biała kompilacja to atrakcyjna plastycznie i ładnie skonstruowana wycieczka przez siedzące w głowach i wybudzane w nocy koszmary. Mimo tego, że autorów tu wielu, udało zachować się estetyczną spójność: różniące się poetyki i stylistyki łączy ciekawie wyzyskana umowność, którą podkreśla jeszcze operowanie wyłącznie białą i czarną ą plamą, bez stopnioniowego cieniowania. Różne wrażliwości (z których każda ma tu do zagrania swoje solo) udało się zaprząc dla dobra całości. A dzięki różnorodności być może łatwiej będzie każdemu odnaleźć tu pierwiastek swojego prywatnego koszmaru.
Kto zapamiętał się i konsekwentnie ciągnął do końca zbożną rolę archeologa, ciągle mógł redukować swoją niewiedzę dotyczącą kinematografii nowozelandzkiej. Podobnie jak w przypadku Daviesa, czy Angelopulosa, okazuje się, że filmy przez podobne retrospektywne zestawienia raczej zyskują niż tracą. To trochę paradoksalne, ale właśnie dzięki szyldowi „Nowa Zelandia” łatwiej dostrzega się indywidualność efektownego Rogera Donaldsona, czy intymnego Vincenta Warda.
Może to wpływ emanacji słynnego malowidła przedstawiającego bitwę pod Racławicami, ale niezaprzeczalnym atutem, do końca pozostały panoramy. Także ta trochę gubiąca się w programie, a zbudowana z filmów nagradzanych na znaczących najczęściej festiwalach – panorama kina współczesnego. Choć ciągle pozostaje ryzyko związane z wewnętrzną selekcją bo ci, którzy zachwyceni wychodzili z Tajemnicy ZiarnaKechiche, musieliby pewnie długo przekonywać widzów Braci Karamazow Zelenki
Mogli żałować ci, którzy zamiast walczyć o wejście na te seanse zdecydowali się oddać kulturze „wysokiej” i odwiedzili operę w dniu koncertu Eleni Karaindrou – kompozytorki muzyki do filmów Theo Angelopulosa. Zespół wyglądał imponująco i dostojnie, a klasyczne instrumenty szlachetnie. Altówki brzmiały wrażliwie, intelektualnie i bardzo, bardzo kulturalnie, niestety równie nudno. Międlenie w kolejnych krągłych aranżacjach paru motywów skutecznie uśpiło moje sensory nastawione na głębokie emocje i wyłącznie prawdziwe wzruszenia. Muzyka w pełnej krasie zademonstrowała swoją ilustracyjność. Piękne pudełko okazało się nie tyle puste, co pełne mętnego przynudzania. Takie pitu-pitu na trzydzieści smyczków.
Za to jasnym i czystym głosem zawołał we Wrocławiu film zamknięcia. Bracia Dardenne pokazali, nagrodzone w Cannes za scenariusz Milczenie Lorny. Ich styl, który we współczesnym kinie jest pewnym odpowiednikiem klasycznej prozy powieściowej, nie jest czymś, dla czego dałbym się posiekać, a mimo to, im właśnie zawdzięczam najmocniejszy na całym festiwalu seans kina współczesnego. Wystarczyło im do tego kilka mistrzowsko zarysowanych relacji między parami bohaterów, pełnych wewnętrznego napięcia, desperacji, codzienności a jednocześnie ostateczności. Dardennowie po prostu patrzą, przyglądają się z boku, a historia serbskiej emigrantki i jej wyborów trzyma w napięciu i daje nie mniej powodów do nerwowego podskakiwania niż najodważniejsze zabawy Dario Argento.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones