W ubiegłym miesiącu świat obiegła pogłoska, jakoby
Steven Spielberg starał się uniemożliwić filmom produkowanym przez serwisy streamingowe start w oscarowym wyścigu . Zdaniem dziennikarzy "New York Times" intencje reżysera były jednak zupełnie inne. Twórca
"Szczęk" nie zamierzał nigdy forsować zmian w regulaminie Amerykańskiej Akademii Filmowej (choć rozważał poparcie takowych, gdyby zostały one zaproponowane przez kogoś innego). Zamiast tego dążył do osiągnięcia istotnego dla przemysłu rozrywkowego konsensusu.
Getty Images © Mike Coppola Spielberg chciał, aby kiniarze dogadali się wreszcie z platformami streamingowymi i zgodzili się wyświetlać ich filmy, nawet jeśli byłyby one wówczas dostępne online. - Chcę, by ludzie mieli dostęp do rozrywki w takiej formie, jaka im najbardziej odpowiada - deklaruje filmowiec - Duży ekran, mały ekran - tym, co mnie najbardziej obchodzi, jest świetna historia. Każdy powinien mieć dostęp do świetnych historii.
W trakcie sezonu nagród reżyser spotkał się z przedstawicielami największych amerykańskich sieci multipleksów, prosząc ich, aby zaczęli pokazywać
"Romę". Jego negocjacje nie przyniosły, niestety, rezultatu. Właściciele przybytków X muzy twardo obstają przy zasadzie, że dopiero po 90 dniach dystrybucji kinowej filmy mogą trafić na mały ekran.
Choć 3-krotny laureat Oscara jest za wolnością wyboru, osobiście uważa jednak, że kina są najwłaściwszym miejscem do oglądania filmów. To tam widzowie mogą
dzielić doświadczenie - płakać, śmiać i bać się razem. - Chcę, aby kina przetrwały. Chcę, aby doświadczenie kinowe pozostało istotne dla naszej kultury.