Jak zapewne pamiętacie, w maju
Spike Lee wdał się w niewybredną kłótnię medialną z
Clintem Eastwoodem. Poszło o II Wojnę Światową. W Cannes
Lee zarzucił
Eastwoodowi, że w swojej dylogii o Iwo Jimie pominął rolę czarnoskórych żołnierzy. Słowa te reżyser wypowiedział przy okazji promocji swojego filmu
"Miracle at St. Anna", w którym opowiada o Afroamerykanach wyzwalających Włochy w 1944 roku.
Eastwood oburzył się na słowa
Lee twierdząc, że nie opowiada o całej wojnie, lecz o konkretnym epizodzie, w którym czarnoskórzy żołnierze nie odegrali większej roli. Dodał, że "taki człowiek [jak
Lee] powinien siedzieć cicho". [person=190]Lee oburzył się jeszcze bardziej i nazwał
Eastwooda "złośliwym staruszkiem", który nie będzie mu rozkazywać, bo to nie czasy plantacji i niewolnictwa.
W wywiadzie dla
The New Yorker Spike Lee wyznał, że zakopał topór wojenny z
Eastwoodem podczas jednego z meczów Lakersów. Pośrednikiem w zgodzie był
Steven Spielberg. W tym samym wywiadzie jednak
Lee rzucił słowa, które mogą doprowadzić do kolejnego konfliktu, tym razem z reżyserem i producentem
Juddem Apatowem.
Oto bowiem
Lee wyznał, że podczas nagrywania muzyki do swojego najnowszego filmu, przyszedł do niego pracownik studia Sony z plakatem do podpisania, który to potem plakat miał zostać wywieszony w siedzibie wytwórni. Lee podpisując plakat powiedział:
Tylko nie wieszajcie go obok Judda Apapoe'a czy jak mu tam. Mamy wisieć obok Spielberga i Williamsa.