Superbohaterskie kino z Kenii

Informacja nadesłana
https://www.filmweb.pl/news/Superbohaterskie+kino+z+Kenii-131217
Jednym z najżywiej obecnie dyskutowanych filmów z Afryki jest bez wątpienia "Supa Modo". Opowiada o dziewięciolatce Jo, która pomimo choroby przekracza ograniczenia swego ciała i przeistacza się w superbohaterkę. Wzruszający i zachwycający debiut pełnometrażowy Likariona Wainainy wędruje po całym świecie, zdobywając wciąż nowe nagrody – trafił też na 36. Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza Ale Kino!


Marek S. Bochniarz: W swojej biografii podajesz, że jesteś Kenijczykiem, ale urodziłeś się w Moskwie, a teraz pracujesz jako filmowiec w Nairobi. Czy mógłbyś rzucić trochę światła na tak nietypową historię osobistą?

Likarion Wainaina: Urodziłem się w Moskwie, ale moi rodzicie byli Kenijczykami. Tata pracowałem w Rosji przez pewien czas. Do Kenii przyjechałem, gdy miałem sześć lat i od tego czasu mieszkam w Nairobi. Nie znam jednak zupełnie języka rosyjskiego. W Kenii i tak używa się dostatecznie wielu języków, których musiałem się nauczyć.

Jednym z Twoich pierwszych filmów była krótkometrażówka "Między liniami", która była zarazem pierwszym kenijskim filmem wyświetlanym w kenijskich IMAX-ach. No i mnie tu zżera ciekawość – jaki jest stan sieci kin w Twoim kraju? Czy dominują kina amatorskie? Pytam o to także dlatego, że w "Supa Modo" pokazujesz właśnie taki rodzaj amatorskiej projekcji dla dzieci z narracją na żywo, w której kinooperator prezentuje fragmenty filmów kung-fu.

Cóż, w Kenii mamy nowoczesne kina – i mógłbym je wyliczyć, podając też sieć IMAX. Jednak, gdy dorastałem, nie było takich miejsc. Jedyne "kina", do których chodziłem, były małymi szałasami z telewizorem albo małym projektorem – tak, jak w moim filmie. Te małe kina w chatach wciąż dominują w obszarach wiejskich i wielu z nas oglądało filmy w takich miejscach, ale jestem pewien, że obecnie jest bardzo łatwy dostęp do większych kin. Umieściłem w "Supa Modo" te kina w małych chatach, aby złożyć hołd warunkom, w jakich dorastałem, oglądając te wszystkie filmy.

"Supa Modo" to koprodukcja niemiecko-kenijska. Czy trudno byłoby zrealizować film pełnometrażowy w oparciu wyłącznie o kenijskie źródła finansowania? Czy w ogóle otrzymałeś jakiekolwiek rządowe wsparcie, czy Twój film był jednak niezależną produkcją?

Budżet filmu w całości pochodzi z Niemiec, a dokładniej z niemieckiego Federalnego Ministerstwa Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, Deutsche Welle Akademie i Arri Media. Prowadzą tam od kilku lat projekt o nazwie "One Fine Day Films Project", więc posiadają już wykształcone struktury finansowania. Niestety, nie otrzymaliśmy żadnych grantów ani wsparcia finansowego od naszego rządu. Każdy filmowiec w Kenii musi wciąż szukać nowych dróg zbierania funduszy na swój projekt, ponieważ otrzymuje mało wsparcia od rządu bądź wcale. To bardzo zniechęcające, ale mamy nadzieję, że skłonimy rząd do konstruktywnych rozmów i pomożemy im dostrzec zalety pracy na rzecz wzmocnienia przemysłu filmowego.

Nakręciłeś film o Jo – małej i drobnej, śmiertelnie chorej dziewczynce, którą fascynują filmy o superbohaterach i kino kung-fu. Czy kultura amerykańska i azjatycka są bardzo popularne wśród kenijskiej młodzieży?

Myślę, że azjatyckie filmy były bardziej popularne, gdy dorastałem. Obecnie dzieciaki mają do wyboru o wiele więcej opcji. Zachodnie media bez wątpienia mają spory wpływ na nasze społeczeństwo. Łatwiej nam dotrzeć do zachodnich filmów niż kenijskich czy afrykańskich. Mamy nadzieję, że uda się to zmienić. Nic złego w czerpaniu radości z zachodnich mediów, ale jeśli nasze dzieci dorosną, nie oglądając siebie w filmach i telewizji, to będziemy się mierzyć z ryzykiem utraty naszej kultury. To ważne, że gdy dzieci oglądają zachodniego superbohatera, mogą się obrócić i zobaczyć też kenijskiego. Dzieci i dorośli powinni mieć możliwość kontaktu ze swoją kulturą w kinie i telewizji, aby nauczyć się docenić to, kim są jako ludzie.

Stycie Waweru genialnie zagrała w roli Jo. W jaki sposób ją spotkałeś?

Stycie stworzyła wspaniałą rolę. To był pierwszy raz, gdy pracowała jako aktorka. Ilekroć oglądam ten film, nadal jestem wstrząśnięty tym, jak tak młoda osoba mogła zagrać w tak dojrzały sposób. Gdy prowadziliśmy casting przesłuchaliśmy około pięciustet dzieci. Odkrycie Stycie było nietypowe. Szedłem przez korytarz w budynku, w którym nasz reżyser castingu prowadził swoje przesłuchania. Wszedłem do jednego z pokojów, szukając mojego agenta castingu, ale go tam nie było. Zamiast niego, w rogu pokoju cicho siedziała mała dziewczynka. Podszedłem do niej, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku i w ten sposób odbyliśmy dwuminutową rozmowę – a ja od razu wiedziałem, że będzie moją główną aktorką. Pospieszyłem do drugiego pokoju, przesłuchałem ją i powtarzałem wszystkim "To moja Jo". Zaangażowaliśmy ją już kolejnego dnia i zaczęliśmy wspaniałą pracę nad przygotowaniem jej do zdjęć.

Czy korzystałeś z aktorów profesjonalnych?

Tak, wykorzystaliśmy także kilkoro aktorów profesjonalnych. Pomijając główną rodzinę i kilka postaci tu i tam, większość obsady pochodziła z wioski, w której kręciliśmy zdjęcia. Realizowaliśmy film poza Nairobi w wiejskiej miejscowości o nazwie Kabuku. W naszej historii lokalna społeczność zbiera się razem, aby nakręcić film – a jak lepiej to przekazać, aniżeli zwracając się do prawdziwej społeczności i współpracując z nią?

Matka Jo to akuszerka. W filmie stworzyłeś niezwykle mroczny paradoks: bo traci ona dziecko w sytuacji, gdy sama pomogła tak wielu kobietom z wioski, aby ich poród przebiegł bez problemów. W filmie w pewnym momencie nie chce już wykonywać tej pracy. Czy chciałeś pokazać, jak czasem los potrafi z kogoś gorzko zakpić?

Tak, zdecydowanie – aby pokazać, jak okrutne potrafi być życie. Równowaga między życiem a śmiercią musi być utrzymana, ale w filmie jest postać, której zadaniem jest zachowanie tej symetrii, co staje się dla niej coraz trudniejsze. Śmierć nawiedziła jej rodzinę, a jednak oczekuje się od niej, aby przyjmowała na świat nowe życie. Uważam, że był to bardzo okrutny i niebezpieczny paradoks, ale konieczny do przeżycia przez matkę Jo.

Jak Twój film został odebrany w Kenii? Czy mógłbyś również podzielić się tym, jak wypadły pokazy "Supa Modo" w innych krajach? Może masz ciekawe przeżycia z tym związane?

Odbiór w Kenii był niesamowity. Mieliśmy doskonałą frekwencję w kinach przez dwanaście tygodni i ludzie nadal proszą, abyśmy pokazywali "Supa Modo". Najbardziej obawiałem się publiczności złożonej ze śmiertelnie chorych dzieci. Miały wielki wpływ na nasz film i gdy rozpoczęliśmy dystrybucję "Supa Modo" w kinach, pokazaliśmy go dzieciom w szpitalu.

Jeśli mam być szczery, to nie zależy mi na ocenie żadnego krytyka ani nagrodzie. Jeśli tym dzieciom nie spodobałby się film, byłbym dobity. Na szczęście one też go pokochały. Odbiór międzynarodowy również był dla mnie szokiem. Premierę filmu mieliśmy na Berlinale w lutym i od tego czasu jego trasa trwa w najlepsze. Film przewędrował już przez ponad osiemdziesiąt festiwali i obecnie ma już trzydzieści dziewięć nagród. To nie wszystko – jest kenijskim kandydatem do Oscara. To był dla nas niesamowity rok. Ale dla mnie największą nagrodą byłoby to, aby mój film zobaczyło jak najwięcej ludzi – i to właśnie się dzieje codziennie. Jestem więc spełniony.

Nad jakim filmem obecnie pracujesz?

Obecnie robię sobie przerwę od filmów. Potrzebuję jej, aby być w stanie pisać i ustalić, co będzie moim kolejnym filmem. Obecnie siedzę nad scenariuszami kilku filmów pełnometrażowych i mój kolejny będzie być może afrykańskim science fiction. Ale wszystko ma swój czas, a mnie się nie spieszy.


Rozmawiał Marek Bochniarz

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones