Recenzja filmu

Stare grzechy mają długie cienie (2014)
Alberto Rodríguez
Raúl Arévalo
Javier Gutiérrez

Hiszpańskie bagno

"Stare grzechy" – rozgrywające się kilka lat po zakończeniu faszystowskiej dyktatury generała Franco – kojarzą mi się bardziej z mocnym niczym spirytus rosyjskim "Ładunkiem 200". Rodriguez tak
W recenzjach obsypanego hiszpańskimi Oscarami filmu Alberto Rodrígueza jak bumerang wracają porównania do pierwszego sezonu "Detektywa". Krytycy zwracają uwagę na podobną fabułę, bagienną scenerię oraz fatalistyczną aurę obu utworów. Trudno jednak nie zauważyć, że o ile serial HBO był przede wszystkim świetnie skrojoną kryminalną pulpą, o tyle w iberyjskiej produkcji czuć chęć wzniesienia się ponad kino gatunków. "Stare grzechy" – rozgrywające się kilka lat po zakończeniu faszystowskiej dyktatury generała Franco – kojarzą mi się bardziej z mocnym niczym spirytus rosyjskim "Ładunkiem 200". Rodriguez tak jak Aleksiej Bałabanow zaprasza bowiem w podróż po rozpadającym się świecie, w którym zatarła się granica między dobrem a złem.



Zapalnikiem fabuły jest zaginięcie dwóch nastoletnich sióstr z prowincjonalnej miejscowości na południu kraju. Do rozwiązania sprawy zostają wyznaczeni "miastowi" śledczy Juan (świetny, słusznie nagradzany Javier Gutiérrez) i Pedro (Raúl Arévalo). Ciekawa z nich para. Pierwszy to przedstawiciel starego reżimu, hiszpański Franc Maurer. Choć wygląda jak podstarzały lowelas z Wąchocka, prawdopodobnie ma na sumieniu więcej niż niejeden recydywista. Młodszy Pedro ze swoimi ideałami i przywiązaniem do procedur reprezentuje nowe pokolenie policjantów. Jak nietrudno się domyślić, wąsaci twardziele nie darzą się ani sympatią, ani zaufaniem. Kiedy jednak śledztwo zacznie się komplikować, a krąg podejrzanych powiększy się, bohaterowie będą musieli odłożyć animozje na bok. Rodriguez kreśli relacje między detektywami w subtelny sposób – zderzenie postaw odbywa się tu bez ciągnących się w nieskończoność dysput. Reżyserowi wystarczy strzęp dialogu przy barze bądź jedno wymowne spojrzenie, aby przekazać publiczności, wszystko, co powinna wiedzieć.

Paradoksalnie "Stare grzechy" najsłabiej sprawdzają się na poziomie zagadki kryminalnej. Intrydze brakuje nerwu, interesujące poboczne wątki (patrz: kwitnący w pipidówce handel narkotykami) zostają porzucone bez puenty, a na kilka kluczowych pytań nie otrzymujemy nigdy odpowiedzi. Film Rodrigueza wypada za to doskonale jako portret pogrążonej w chaosie, dotkniętej rozkładem społecznym Hiszpanii z początku lat 80. To czas bezkrólewia, a co za tym idzie – bezprawia. Choć stara władza odeszła, nowa nie zdążyła się jeszcze w pełni zainstalować. Ślady dawnego porządku wciąż można znaleźć na każdym kroku. Jak w świetnej scenie w hotelu, gdy Pedro zauważa wiszący na ścianie krzyż z przyczepionymi fotografiami Hitlera i Franco. To dowód na to, że w pobliskiej rzece upłynie jeszcze sporo wody, nim kraj zdoła uporać się z faszystowskim dziedzictwem.



Z pomocą operatora Aleksa Catalána reżyserowi udało wykreować się na ekranie obezwładniającą atmosferę grozy i beznadziei. Świetnie prezentują się zarówno zrealizowane z lotu ptaka obrazy spalonej słońcem przyrody jak i klimatyczny nocny pościg samochodowy. Dzięki pracy Catalána (którą wkrótce doceni pewnie Hollywood) cienie starych grzechów są nie tylko długie, ale i sfilmowane z malarskim zacięciem.
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Stare grzechy mają długie cienie" to film skupiający się na kilku aspektach. Oczywiście główną osią... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones