Recenzja filmu

Selma (2014)
Ava DuVernay
David Oyelowo
Tom Wilkinson

Instagram i kadzidło

W kinie społeczno-politycznym połączenie patosu z żywą tkanką historii dziejącej się tu i teraz to trudne zadanie. W tematycznie pokrewnych "Selmie" "Dumnych i wściekłych" udało się to z pomocą
W pierwszej scenie Martin Luther King ćwiczy mowę, którą wygłosi podczas odbierania Nagrody Nobla, nie wychodzi to jednak najlepiej – wszystko niweczy niedający się zawiązać krawat. W kolejnej ujrzymy efekty tych prób, ale zamiast aplauzu zgromadzonych na uroczystości usłyszymy wybuch bomby w kościele, który brutalnie, w pół zdania, przerywa czarnoskórym dziewczynkom rozmowę. Oba wydarzenia dzieli rok, ale ich ścisłe połączenie ma ustanowić filmowe reguły gry – idee przeciwstawiane są praktycznym działaniom. Choć inicjator politycznych reform został już przez świat doceniony, prawdziwa walka o przywileje afroamerykańskiej społeczności dopiero się zacznie.



Twórcy "Selmy" spektakularne wydarzenia zastępują tymi mniejszymi: zamiast marszu na Waszyngton, po którym King wygłosił mowę, zaczynającą się od ikonicznego "I had a dream…", zobaczymy ten mniej znany z Selmy do Montgomery, a zamiast drogi do zdobycia praw wyborczych dla czarnoskórej ludności – walkę Kinga o sformułowanie dekretu nakazującego ich respektowanie. Idea budowania małej historycznej narracji przyświecała wcześniej "Lincolnowi", w którym nudne, pieczołowite korumpowanie kolejnych senatorów w celu zyskania ich poparcia dla konstytucyjnej poprawki znoszącej niewolnictwo, oglądało się jak thriller. Jednak by taki efekt uzyskać, trzeba umieć zwyczajność udramatyzować, a patos dawkować jak Spielberg. W portretowaniu osób kultowych nic nie sprawia takiej trudności filmowcom jak codzienność i nic nie mści się tak okrutnie jak jej zgrzebnie wykonany szkic, który ma udawać panoramę.

Ava DuVernay próbuje pokazać na pomniku Kinga kilka rys i wmieszać go w tłum innych postaci, tak by walka o prawa obywatelskie wyglądała na czyn zbiorowy, nadzorowany jedynie przez człowieka, który choć ma wizję, ma też słabości jak każdy z nas. Jednak zachowawczość ujęcia i niezdecydowanie co do strategii opowiadania konsekwentnie burzą tę ambicję. W efekcie ani o Kingu jako człowieku, ani o Kingu – charyzmatycznym przywódcy, porywającym miliony, nie dowiadujemy się prawie niczego. Intymne rozmowy małżeńskie państwa Kingów są letnie jak dawno zaparzona herbata, niestety w odróżnieniu od niej zupełnie pozbawione intensywności. Reakcją żony na dowód zdrady jest tylko jedno pytanie: "Czy kochasz którąś z tych kobiet?". Czyny nie mają tu żadnych konsekwencji, a towarzyszące im uczucia – ciężaru. Wszystko rozgrywa się w sferze werbalnej, tym gorzej że David Oyelowo w kameralnych scenach mówi identycznie jak podczas wygłaszania mowy do wielotysięcznego tłumu. Gdy pociesza staruszka, któremu zamordowano wnuka, ból i współczucie wyraźnie malują się na twarzy Kinga, ale z ust padają wygłoszone kaznodziejskim tonem konwencjonalne kondolencje. O ile w "Lincolnie" co jakiś czas zapalała się nam w głowie lampka z ironicznym napisem "Uwaga! Scena oscarowa" tutaj pali się przez cały czas, tak że w końcu przestajemy ją zauważać.



Znakiem rozziewu między artystycznym zamierzeniem a efektem jest kontrapunktowanie każdego epizodu notką z rejestru FBI. Sam w sobie ciekawy pomysł nie zostaje jednak w żaden sposób wykorzystany. Bezduszne spojrzenie politycznych przeciwników jest tylko zaznaczone, ale nie udziela im się znaczącego głosu. Podobnie jest z kreacjami aktorskimi: Tim Roth, Tom Wilkinson, Martin Sheen i Dylan Baker robią, co mogą, by nadać choć odrobinę charyzmy swoim postaciom, ale słaby scenariusz skutecznie udaremnia ich działanie między słowami. Postacie pojawiają się nie wiadomo po co i znikają, zanim w ogóle przykują naszą uwagę; ma się wrażenie, jakby z filmu wycięto połowę scen, a to, co zostało, zmontowano według najprostszego klucza. W czarno-białym krajobrazie ludzkie charaktery sprowadzone do jednej dominującej cechy ocierają się o parodię, całkowicie uniemożliwiają wejrzenie w skomplikowany społeczno-polityczny proces. Prezydent Johnson odmawia Kingowi, wymawiając się "wojną z biedą"; w filmie nie ma ani słowa o tym, w jak trudnej sytuacji międzynarodowej się znajdował w związku z drastycznym zwiększeniem obecności amerykańskiej w Wietnamie. DuVernay prowadzi przestarzały schemat opowiadania o historii, w myśl którego kwestie, tłumaczące w jakikolwiek sposób motywacje adwersarzy, byłyby niebezpiecznym relatywizowaniem oczywistej niesprawiedliwości. Ale właśnie dlatego, że wydarzenia w Selmie powinny zostać opowiedziane, zasługiwały na ton dojrzalszy i uczciwszy od duszpasterskich mądrości. Filmowe kazanie osiąga apogeum w końcowych notkach biograficznych, w których fakty dobrano dość kuriozalnie. Przy żonie Kinga widnieje informacja, że po zabójstwie Kinga nigdy już nie wyszła za mąż, a przy senatorze Wallasie, że bezskutecznie starał się o prezydenturę i został sparaliżowany. I wszystko jasne – dobra żona powinna być wierna aż do śmierci, a jak będziesz złym człowiekiem, to cię piorun trzaśnie.



W kinie społeczno-politycznym połączenie patosu z żywą tkanką historii dziejącej się tu i teraz to trudne zadanie. W tematycznie pokrewnych "Selmie" "Dumnych i wściekłych" udało się to z pomocą humoru i ciepło sportretowanego kolorytu lokalnego, w "Krwawej niedzieli" przez radykalne odwrócenie proporcji: raport z pola walki dominuje nad podniosłym, ale wyciszonym finałem. "Selma" natomiast jest uładzona jak niedzielne ubrania uczestników pochodu i piękna jak przemoc na nich dokonywana – jakby wyjęta z przestylizowanych zdjęć na Instagramie. Jednocześnie jednak wszystko jest tu tak grubo ciosane jak symboliczna scena okładania pejczem czarnoskórych manifestantów przez konną policję w akompaniamencie pasyjnej muzyki. Sprzeczne dążenia, które próbuje pogodzić DuVernay, sprawdzają się tylko na zabytkowych pomnikach, tyle że kontemplacji pomników poświęcamy kilka minut, a nie dwie godziny.
1 10
Moja ocena:
4
Absolwentka filozofii i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka III miejsca w konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2011). Pisze o filmach do portali... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Martin Luther King to człowiek, który zapisał się na kartach historii Ameryki. Jako aktywista działający... czytaj więcej
Średni, do bólu poprawny politycznie film o złych białych i ciemiężonych Murzynach - choć tego rodzaju... czytaj więcej
Jest w filmie "Selma" moment, w którym policja umożliwia protestującym przejście przez most na rzece... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones