Recenzja wyd. DVD filmu

Dom śmierci (2003)
Uwe Boll
Jürgen Prochnow
Clint Howard

Noc żywych trupów

Muszę przyznać, że jestem zafascynowany osobą Uwe Bolla. Co prawda jego jedyny film, jaki miałem do tej pory okazję obejrzeć, czyli "Dom śmierci", któremu poświęcona będzie niniejsza recenzja, to
Muszę przyznać, że jestem zafascynowany osobą Uwe Bolla. Co prawda jego jedyny film, jaki miałem do tej pory okazję obejrzeć, czyli "Dom śmierci", któremu poświęcona będzie niniejsza recenzja, to bodajże jeden z największych gniotów z jakimi dane mi było obcować, jednakowoż podziwiam Bolla za jego konsekwencje i upór. Uwe Boll, który karierę filmową rozpoczął w połowie lat 90., przez długie lata pozostawał nieznanym szerszej publiczności niemieckim reżyserem. Dopiero w 2003 roku Boll znalazł receptę na sukces, którą okazały się... gry wideo. Od czasu ekranizacji "Domu śmierci" o reżyserze dość głośno jest w mediach. Niebawem na ekrany kin wejdzie jego nowy film "Alone in the Dark: Wyspa cienia". Uwe Boll pracuje już nad kolejnymi adaptacjami gier wideo. Jeszcze w tym roku premierę będzie miał "BloodRayne", w którym główne role zagrali Kristanna Loken, Ben Kingsley, Michelle Rodriguez, Geraldine Chaplin, Michael Madsen, a reżyser już zapowiada ekranizację takich tytułów jak "Hunter the Reckoning", "Far Cry" i "Dungeon Siege". Ze zrozumiałych zatem względów miłośnicy gier wideo śledzą karierę Bolla uważnie. Obawiam się jednak, że jeśli jego kolejne produkcję reprezentować będą poziom "Domu śmierci", to jedynymi nagrodami na jakie może reżyser liczyć będą Złote Maliny. Seria "House of the Dead", która zadebiutowała na automatach do gier dziś liczy sobie już 3 części (ostatnia ukazała się w roku 2002). Zadaniem gracza we wszystkich z nich była eksterminacja setek zombich oraz wszelkiej maści potworów powołanych do życia w wyniku nielegalnych eksperymentów. Szczątkowa fabuła była jedynie pretekstem do pojawiania się na ekranie coraz to nowych hord odrażających potworów, które – po trafieniu z broni – rozpadały się w efektowny sposób. Niestety, to co atrakcyjne na ekranie komputera, nie zawsze dobrze – a co najważniejsze – ciekawie prezentuje się w kinie. Bohaterami "Domu śmierci" jest grupa młodych ludzi, która przybywa na leżącą u wybrzeży Florydy wyspę, gdzie ma się odbyć olbrzymie techno party. Na miejscy okazuje się jednak, że zamiast niezłej zabawy czekają na nich setki wygłodniałych zombie... Podobnie jak gra wideo film składa się głównie ze scen akcji, w których nieliczna grupa bohaterów stawia czoła przeważającym siłom „nieumarłych". Scenariusz praktycznie nie istnieje, a próba uczynienia z "Domu śmierci" swoistego prequela serii gier również wydaje się mocno naciągana. Ponadto cała historia dłuży się niemiłosiernie. Swoistym kuriozum jest trwająca kilkanaście minut sekwencja przedstawiająca walkę ludzi z zombie na starodawnym cmentarzysku. Przez ten czas nie pada z ekranu ani jedno zdanie, a jedyne co słychać to wrzaski "nieumarłych" i huk wystrzałów. Po minucie robi się nudno, a po dwóch większość z Was da już sobie z tym filmem spokój. Jedyne, co spodobało mi się w "Domu śmierci" to umiejętne wplecenie do filmu fragmentów pochodzących z gry "House of the Dead". Krótkie scenki pokazujące wirtualną eksterminację "nieumarłych" doskonale pasują do całej historii. Niestety, jeden dobry i ciekawie zrealizowany pomysł nie wystarczy, żeby powstał dobry film. PS. Co ciekawe, "Dom śmierci" wcale nie okazał się klapą finansową. Zachęceni jego wynikami finansowymi producenci już przygotowują część drugą.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Każdy ma do czegoś talent. Jeden człowiek na przykład tworzy świetną muzykę, inny z powołania jest... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones